rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Spieszę kochani z opinią do drugiej części serii, która myślę będzie pretendowała do ulubieńców roku - a to dopiero początek. Dlatego uwierzcie, jest mocny zawodnik na rynku czytelniczym. Jako, że jest to recenzja przedpremierowa, będziecie mieli czas na zastanowienie, chociaż nieskromnie uważam, że nie ma nad czym się zastanawiać. Jednak po kolei, do chwalenia za co i dlaczego, przyjdzie odpowiedni czas

A po resztę tekstu zapraszam tutaj

https://agaaa006.blogspot.com/2023/03/po-tamtej-stronie-pieka.html

Spieszę kochani z opinią do drugiej części serii, która myślę będzie pretendowała do ulubieńców roku - a to dopiero początek. Dlatego uwierzcie, jest mocny zawodnik na rynku czytelniczym. Jako, że jest to recenzja przedpremierowa, będziecie mieli czas na zastanowienie, chociaż nieskromnie uważam, że nie ma nad czym się zastanawiać. Jednak po kolei, do chwalenia za co i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziś o książce, a dokładnie reportażu, który nigdy nie powinien zostać napisany. Ta historia nie powinnam mieć miejsca. Jednak skoro już wydarzyło się to wszystko, o czym napisała autorka, to nie powinno zostać przemilczane. I uważam, że należy mieć świadomość, tego

z czym musiała się zmierzyć Kasia.

W domu rodzinnym dziewczynki, nie było sielsko, wręcz można powiedzieć, że było to miejsce, gdzie wszystkie koszmary dziecięce mogą się spełniać. Alkoholizm obojga rodziców, przemoc i ciągły strach. Często brak normalnego posiłku, czystych ubrań, czyli tego, co powinno stanowić podstawę funkcjonowania każdego człowieka - a zwłaszcza dzieci.

Kasia nie miała warunków do nauki, bo niby jak, jeśli ciągle pijani rodzice wszczynali awantury, a ona razem z bratem musiała się chować, gdzie było możliwe, byle tylko nie stać się przypadkowa ofiarą.

Pewnego dnia, do rodziców Kasi, przyjeżdża ksiądz Roman, uczy dziewczynkę w szkole i zwrócił uwagę na jej trudna sytuację rodzinną. Proponuję swoją "pomoc", w znalezieniu szkoły z internatem, by mogła spokojnie kontynuować naukę, wszystkim się ma zająć. Dla ludzi, którzy alkohol stawiają na pierwszym miejscu, taka propozycja jest wręcz jak dar od Boga - bo przecież są wierzący, jakże by inaczej.

Kasia pakuje swój skromny dobytek i jedzie po nowe życie - niestety jeszcze nie wie, że to nowe, stanie się jej najgorszym koszmarem. A "wybawiciel", potworem z najgorszego horroru.



Trudno, bardzo trudno czytało się książkę, która ma niespełna 200 stron, dokładnie około 180. I wiecie, ja przez cały okres czytania miałam ochotę na jedno - odszukać tego bydlaka, połamać mu nogi ręce, a potem wywieźć w miejsce jak najdalej od ludzi. Zostawić żeby zdychał.

To czego dopuścił się "ksiądz" Roman, jest makabryczne i ja nawet nie potrafię sobie wyobrazić, nie chcę, tego przez co przeszła Kasia. Mała dziewczynka zabrana z domu, w którym jak się okazuje, jej życie było szczęśliwe. Jakie to straszne, gdy będąc w piekle, można trafić jeszcze gorzej. Bo Kasia trafiła w sam środek tego piekła.

I gdy czytałam tę książkę, pomiędzy opisami tego co robił ten zwyrodnialec, cały czas przewijały mi się przez głowę pytania - gdzie do cholery byli nauczyciele, pedagog szkolny? Wcześniej, gdy jeszcze była u rodziców? Czy naprawdę w szkole panuje aż taka znieczulica? Bo przecież jest wiele razy napisane, że chodzili razem z bratem w brudnych ubraniach. Czy zatem, już to, nie powinno być alarmujące dla nauczycieli/ wychowawcy? Ludzie, co z wami? Szczerze? Wstydzę się za wszystkich nauczycieli, za całą beznadzieją instytucje zwaną oświatą. Wiecie dlaczego? Bo wiem jak funkcjonuje, ja wiem, co się mówi o takich uczniach, za drzwiami pokoju nauczycielskiego, na radach pedagogicznych. Drodzy nauczyciele - pedagodzy. Nie powinniście wykonywać zawodu, jeśli odwracacie wzrok od ucznia, który ewidentnie potrzebuje pomocy. Ja wiem, co się mówi, gdy dziecko wykazuje cechy przemocy - nie potrzebny nam w szkole problem. To się mówi. I dzięki wam, drodzy nauczyciele, są ofiary. A jedną z nich, jest Kasia.

Dziewczyna została pozbawiona dzieciństwa, swojej godności i niewinności. Potraktowana jak rzecz, z którą można zrobić wszystko, ponieważ była bezbronna. Nie mogła liczyć na pomoc z żadnej strony. I ja kolejny raz się zapytam - co jest z ludźmi? Dlaczego odwracacie wzrok?

Podziwiam Kasię, za jej siłę, że w pewnym momencie odważyła się przerwać ten horror, że mimo zakończenia, które wcale nie przyniosło zabawienia. Walczyła i dalej walczy o siebie. O inne ofiary, by nigdy nie musiały mierzyć z tym, czym ona musi. Bo przecież kłamie, bo dla pieniędzy zrobiła z siebie poszkodowaną. Bo ksiądz jest jak Bóg, niemożliwe, żeby dopuścił się takiego czynu.

całość opinii
https://agaaa006.blogspot.com/2023/01/sama.html

Dziś o książce, a dokładnie reportażu, który nigdy nie powinien zostać napisany. Ta historia nie powinnam mieć miejsca. Jednak skoro już wydarzyło się to wszystko, o czym napisała autorka, to nie powinno zostać przemilczane. I uważam, że należy mieć świadomość, tego

z czym musiała się zmierzyć Kasia.

W domu rodzinnym dziewczynki, nie było sielsko, wręcz można powiedzieć,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka mnie pokonała. Nie, no nie. Koniec powinien być końcem. Dopisywanie na siłę epilogów po epilogu było strzałem w kolano. Czekałam aż trup wstanie z grobu i no...
Kto czytał ten wie.
Nie, nie i nie. Najsłabsza książka, Niech Hoover więcej takiego czegoś nie popełnia.

Ta książka mnie pokonała. Nie, no nie. Koniec powinien być końcem. Dopisywanie na siłę epilogów po epilogu było strzałem w kolano. Czekałam aż trup wstanie z grobu i no...
Kto czytał ten wie.
Nie, nie i nie. Najsłabsza książka, Niech Hoover więcej takiego czegoś nie popełnia.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba większość kobiet wie, kim, jest Nicole Sochacki-Wójcicka, znana na instagramie oraz swoim blogu, jako - mamaginekolog. Sama śledziłam ten profil, chociaż nieregularnie i niekoniecznie interesowały mnie wstawki prywaty. Bardzo polubiłam wpisy medyczne, które dla nas kobiet, odgrywają ogromną rolę. I za to, jestem Nicole, bardzo wdzięczna. Bo niewielu lekarzy dzieli się swoją wiedzą medyczną ze zwykłymi ludźmi, jeśli Ci, nie są ich pacjentami.

No ale książka, którą dzisiaj mam w planie przedstawić, dotyczy historii rzekomo miłosnej, naszej ginekolog — wtedy jeszcze studentce WUM oraz pewnego młodzieńca.

Sporo czytałam opinii dotyczących książki, jedne są pełne zachwytów, drugie już nie bardzo. Postanowiłam wyrobić swoją opinię, dlatego, gdy otrzymałam możliwość przeczytania, od razu siadłam do lektury...



Jak nie trudno się domyślić, bohaterami naszej książeczki są Nicole i Kuba, oraz wspomniana wyżej ich historia.

Tych dwoje poznaje się na imprezie studenckiej. Ona jako gwiazda samorządu studenckiego uważa, że olśniewa całe towarzystwo, On gdzieś coś sobie kombinuje na uboczu. Nagle zostaje zauważony, przez kogo? A jakże, naszą gwiazdę. I tutaj zaczyna się „zabawa”, Nicole, kiedy uświadamia sobie, że jej nieznany towarzysz wbił na imprezę „na krzywy ryj”, rozważa, by pobiec i na niego naskarżyć. Ot taka sympatyczna z niej „studenteczka” była. Nie robi tego, tylko dlatego, że facet jest przystojny. Ochy achy, taryfa ulgowa, Gdyby był brzydki, już by leciała z jęzorem.

Dalej dowiadujemy się, jak to Kuba ma wyłożone na swoją nową zdobycz, ale Ona, jako gwiazda i chodząca piękność, nie potrafi odpuścić. Nie ma znaczenia, że facet wyjeżdża do Afryki, stawia sprawę jasno — nie chcę związku. Ona wmawia sobie, że przecież jest inaczej, po czym wmawia wszystkim wkoło, a nawet próbuje przekonać samego głównego zainteresowanego.

Po powrocie z wyprawy po żebranie o uwagę postanawia zrobić kolejne kroki. Zdawać na praktyki w Londynie. Bo przecież jest najmądrzejsza ze wszystkich. I taka super. Nadmienić należy, bo autorka bardzo często zwraca na to uwagę, więc i ja na wszelki wypadek napiszę.

Ubrania, a raczej metki. W życiu tej kobiety największą rolę odgrywają marki. Jeśli ubierasz się w tanim sklepie, musisz chyba być nikim. Bo według Nicole zakupy w Primarku stały się czymś wręcz poniżającym.

No, ale, mamy tutaj historię o miłości. Prawda? Ano prawda. Tylko w moim odczuciu była to miłość Nicole do samej siebie. Wszystko inne musiało jej nadskakiwać, Nauczona, że świat mu się godzić na jej pomysły. Wmówiła sobie, a potem facetowi, że mają być razem. Później latała za nim jak wariatka i kazała oświadczyć. By w końcu bez wiedzy — jeszcze nienarzeczonego. Zorganizować ślub. O Kyrie Eleison! Tego się czytać nie dało!

Nie dość, że styl i całość jest napisana tragiczne. Halo! Korekta i redakcja?! Byliście, czy tylko jest dla ściemy wpisane, że ktoś taki figuruje? DRAMAT! Co najśmieszniejsze, autorka sama sobie spoilerowała rozdziały. Chyba większej głupoty jak żyję, nie miałam okazji przeczytać.



Ta historia absolutnie nie trąci choćby okruchami romantyzmu. Ona po prostu osaczała faceta, On uciekał, ale chyba miał albo anielską cierpliwość, albo powód był inny, o którym nie wypada pisać. Bo znosić takie zachowanie, to serio. Ja bym jej dawno powiedziała, tam są drzwi, Zamknij i nie wracaj.

Co najgorsze, ja rozumiem, że z „miłości” można robić wiele głupot. Naprawdę. Tylko, jeśli już się takich dopuściło, nie trzeba o tym pisać. Zwłaszcza że chwalić nie było czym. Kuba ani razu nie wyszedł z inicjatywą. Nie mam pojęcia czy z jego strony było uczucie, czy zostało mu wmówione, a On dla świętego spokoju się zgodził?

Nie wyobrażam sobie, bym odstawiła takie szopki przed moim facetem. Można się wygłupić, ale naciskać na zaręczyny, zamieszkanie czy ślub. To jest moim zdanie zbyt wielka ingerencja w życie drugiego człowieka, który non stop powtarzał, że nie widzi wspólnej przyszłości. Hallo? Problem miał ktoś z przetwarzaniem informacji? Czy autorka nie rozumie słowa — NIE?

Ja powtórzę, cenie sobie Nicole jako lekarza. Nie mam zamiaru w tej dziedzinie się wypowiadać. Oceniam jej zachowanie jako postaci z książki, a że jest prawdziwe? No cóż, miała świadomość różnego pdbioru. Mnie by było wstyd. Tak po prostu, wstyd. Brak jakiejkolwiek godności.

I jeszcze chaos, podczas czytania, odnosiłam wrażenie, że pisała licealistka, która po raz pierwszy zdecydowała się cokolwiek napisać, no i wyszło bez ładu i składu. Moje dawno spalone pamiętniki były lepiej prowadzone. Czym się szczycić? Nie mam pojęcia. To raczej żenująca historia. Wręcz smutna, że niby inteligentna kobieta chwali się takim zachowaniem.

Chyba większość kobiet wie, kim, jest Nicole Sochacki-Wójcicka, znana na instagramie oraz swoim blogu, jako - mamaginekolog. Sama śledziłam ten profil, chociaż nieregularnie i niekoniecznie interesowały mnie wstawki prywaty. Bardzo polubiłam wpisy medyczne, które dla nas kobiet, odgrywają ogromną rolę. I za to, jestem Nicole, bardzo wdzięczna. Bo niewielu lekarzy dzieli się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Seria Malownicze, swego czasu bardzo skradła moje serducho. Zaczęła się tak spokojnie, można powiedzieć zwyczajnie, by później z każdym kolejnym tomem podbijać poziom, aż po prostu uznałam, że jest po prostu genialnie. Chyba najbardziej polubiłam historię Leontyny, ta część była i jest moim faworytem. Teraz przyszła kolej powrotu do starych znajomych, w nieco nowej odsłonie. Jakież było to spotkanie? Czy byłam oczarowana jak poprzedniczkami? O tym już za chwilę napiszę.




Poznajemy Adriannę, dziewczynę, która uświadomiła sobie, że właśnie zaczął się jeden z najbardziej znienawidzonych miesięcy w roku. I teraz musi zrobić coś, by jakoś przetrwać okres, przez większość lubiany, a przez nią po prostu bolesny i najlepiej by został zapomniany. Grudzień akurat wszedł wraz ze śniegiem, tym pięknym białym puchem, oddający klimat i wprowadzający atmosferę pełnego oczekiwania. Nie we wszystkich jak już wiemy. Ada ma ochotę zakopać się pod kołdrą albo uciec gdzieś na koniec świata.

Stefan od pewnego czasu kłóci się z Panem Bogiem, a dokładniej odgraża się temu na górze. Każdego ranka, gdy otwiera oczy i uświadamia sobie, że oto kolejny dzień przed nim, czuje przeogromną złość i rozżalenie. Odkąd umarła ukochana żona, postanowił umrzeć. Niestety same chęci, a raczej brak motywacji do życia, to za mało. Nie miał myśli samobójczych, On po prostu chciał tak po ludzku odejść za swoją miłością życia. Na co miał być sam w domu? I w tym swoim rozpamiętywaniu, nie zauważył, że ktoś potrzebuje pomocy. I właśnie może ta osoba, przypomni mu czym, jest sens życia.

A Malownicze szykuje się do świąt. Leontyna siedzi w swoim kuferku i zastanawia się nad nowymi dekoracjami, mieszkańcy planują coś nowego na Boże Narodzenie, choinka już stoi w Rynku pięknie przystrojona. Niebawem mają się wydarzyć ważne wydarzenia, które śmiało niektórzy nazwą cudami.




Muszę się przyznać, że gdy zaczynałam czytać Pejzaż, nie dopatrzyłam, że jest to kolejna część Malowniczego. I byłam niezmiernie zdziwiona, gdy nagle zostałam wrzucona w życie tamtych bohaterów. Nie wiem dlaczego, byłam przekonana, że jest to oddzielna historia Adrianny i Stefana. A tutaj taka niespodzianka.

I z jednej strony, fajnie, bo lubiłam i zżyłam się z tymi wszystkimi ludźmi. Z drugiej jednak strony, chyba to moje nastawianie na odrębną fabułę, zepsuło mi radość. Jakoś nie umiałam się wczuć w Malownicze, tak jak to zawsze bywało podczas zasiadania do czytania. Tutaj z jednej strony mamy wspomnienia z dzieciństwa małej Ady, a za chwilę gdzieś się pokazuje Madeleine ze swoim Michałem i ich codziennością.

Jedyną pociechą to była właśnie postać Leontyny, no jest to dla mnie taka kobieta, która gdzie by nie została podstawiona, zawsze wprowadzi ten niepowtarzalny klimat.

Cała historia Adrianny, jej przerwanego dzieciństwa i zachowania niezbyt zrównoważonej matki, były naprawdę smutne i wywoływały w człowieku wiele emocji. Niestety, mnie całość zburzył wątek z Antonim. Nic na to nie poradzę. I chyba nie przekonało mnie to wszystko. Mimo magii świąt, która przecież miała zadziałać. Ja wiem, że na tym to polegało. Jednak do mnie nie przemówiło. Ogólnie nie jestem fanką wielkich miłości od pierwszego wejrzenia i tej całej chęci zmiany, po spojrzeniu w oczy. I tak, wyjdę na sfrustrowaną i nieszczęśliwą zrzędę, ale w taką miłość nie wierzę, ani w święta, ani bez nich.

Trudno jest mi określić, co tutaj nie poczułam. Ok, wątek miłosny musiał być. Nie będę się go już czepiała. Mnie nie podbił. Chyba najbardziej kibicowałam dwóm starszym panom i ich historia mnie kupiła. Przepadłam z nimi i naprawdę świetnie się to czytało. Szkoda, że to nie zostało połączone z Adą, chyba nad tym ubolewam. No cóż. Widocznie ja się nie znam. Miało połączyć Malownicze, a w moim odczuciu, wszystko jakoś się rozjechało i brakło mi spójności.

Niemniej, z pewnością jako jedyna mam swoje zgrzyty. Ogólnie jest to najsłabsza część Malowniczego, co nie oznacza, że zła. Jest to książka świąteczna, ma złapać za gardło, poruszyć i potem otulić ciepłym kocem. Miało być przewidywalne, piernikowo i te wszystkie warunki zostały spełnione.

Seria Malownicze, swego czasu bardzo skradła moje serducho. Zaczęła się tak spokojnie, można powiedzieć zwyczajnie, by później z każdym kolejnym tomem podbijać poziom, aż po prostu uznałam, że jest po prostu genialnie. Chyba najbardziej polubiłam historię Leontyny, ta część była i jest moim faworytem. Teraz przyszła kolej powrotu do starych znajomych, w nieco nowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Seria Royal ma w sobie coś dziwnego, z jednej strony można powiedzieć, że ot taka zwykła, dla niektórych nudnawa bajeczka. Z drugiej, przyciąga i chce się ją czytać. Ja miałam nieco mieszane uczucia, po bardzo wciągającym i przyjemnym pierwszym spotkaniu, przyszła druga, no i tutaj szczerze się wynudziłam. Obawiałam się, co zastanę w kolejnym etapie. W końcu na szczęście ciekawość zwyciężyła, Zamek z alabastru mam za sobą, a o moich wrażeniach, napiszę już za moment.



Dziewczęta przeszły do kolejnego etapu, co oznacza, że następny tydzień, będą wystawiane na próby, ćwiczenia i oczywiście randki. Cały czas, nie jest wiadomo, który z młodzieńców jest tym najważniejszym.

Tatiana również próbuje rozwiązać tę zagadkę, ale nie jest to jedyna niewiadoma, po nocy spadających meteorytów, kiedy nagle straciła pamięć, w jej głowie rodzi się coraz więcej pytań. Dziewczyna ma wrażenie, że coś zostało ukryte i bardzo chce dowiedzieć się co, dlaczego nie uzyskuje odpowiedzi?

Rywalizacja między uczestniczkami zaczyna się robić wyraźniejsza, nawiązują się sympatie i zainteresowanie konkretnymi osobami. A zwycięska para w poprzedniej konkurencji, czyli Tania i jej współlokatorka, otrzymują możliwość spełnienia jednego z wybranych marzeń, jakie one będą? Czego zażyczą sobie obie przyjaciółki?

Pozostaje jeszcze sprawa z Philippem, chłopak zachowuje się dziwnie, z jednej strony okazuje uczucie Tatianie, z drugiej adoruje Charlotte. Ta pierwsza czuje coraz większe rozgoryczenie i ból, wszak pierwsze zauroczenie bywa bardzo emocjonujące, no i te niedomówienia. Gdzie i kiedy widzi prawdziwego młodzieńca, a kiedy chłopak gra? No i przede wszystkim przed kim?

Już niebawem kolejna konkurencja, a po nim, będzie tylko ciekawiej, czym okaże się prawda pamiętnej nocy, ile jeszcze zagadek przed naszą główną bohaterką? I przede wszystkim, czym okaże się prawda?



Byłam niezmiernie ciekawa, ale i również odczuwałam rezerwę, gdy zasiadłam do Zamku z alabastru. Moje emocje były nieco ostudzone, bo druga część, nie spełniła moich oczekiwań. Tym bardziej poczułam radość, kiedy okazało się, że tutaj już nie ma nudy.

Tatiana wprawdzie dalej jest nieco pogubiona, plącze się niczym mucha w sieci, ale cóż poradzić. Człowiek zakochany nie potrafi kontrolować emocji i własnych reakcji. Zwłaszcza gdy z każdej strony, otrzymuje same pytania, jakieś niedokończone zdania i odpowiedź — to skomplikowane.

Oczywiście muszę wspomnieć o klimacie. Royal porwało mnie swoją bajkową atmosferą, jestem nią wręcz uwiedziona, naprawdę cieszę się, na myśl o kolejnych częściach. Ponieważ będę mogła dłużej przebywać w tej krainie.
Jestem niesamowicie ciekawa, co autorka szykuje w związku z tajemniczymi atakami rzekomych meteorytów. Mam nieco swoich podejrzeń, jednak chciałabym, aby to okazało się czym zupełnie innym.

Druga sprawa to książę, który jest tym właściwym, czy moje typy okażą się słuszne? Same zagadki, same pytania, a praktycznie żadnych rozwiązań.

Cieszę się, że dałam szansę tej serii, ponieważ jest ona naprawdę bardzo przyjemna. Czytanie wprowadza czytelnika do iście bajkowego świata, który jak wiadomo, nie zawsze jest całkowicie piękny, ale ma w sobie to, co sprawia, że chciałoby się przeżyć, chociaż jeden dzień na miejscu naszych bohaterek. Ja bym chciała.

Myślę, że na tym etapie już nie muszę namawiać, chyba że jest ktoś, kto ma serię przed sobą. Nie będę wmawiała, że książka zaskoczy niesamowitymi zwrotami akcji, ale ma coś takiego, co przyciąga i na chwilę odrywa od codzienności, a chyba o to chodzi w czytaniu. Polecam.

Seria Royal ma w sobie coś dziwnego, z jednej strony można powiedzieć, że ot taka zwykła, dla niektórych nudnawa bajeczka. Z drugiej, przyciąga i chce się ją czytać. Ja miałam nieco mieszane uczucia, po bardzo wciągającym i przyjemnym pierwszym spotkaniu, przyszła druga, no i tutaj szczerze się wynudziłam. Obawiałam się, co zastanę w kolejnym etapie. W końcu na szczęście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://agaaa006.blogspot.com/2018/08/wiedzmy-na-gigancie.html

https://agaaa006.blogspot.com/2018/08/wiedzmy-na-gigancie.html

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

PRZEDPREMIEROWO


Byłam niezmiernie ciekawa, ale i również bardzo bałam się „Jesiennego poniedziałku”. Zawsze towarzyszy mi takie uczucie, gdy pierwszy tom zachwyci, złapie za jakąś strunę, która mną zawładnie. I przeżywam całą sobą wydarzenia. To też, kiedy otrzymałam możliwość przeczytania kontynuacji „Dróg do wolności”, jeszcze na długo przed premierą, poczułam i radość, i lęk. Czy i tym razem opowieść mnie pochłonie, pociągnie w przeszłość?
Książkę przeczytałam, a o towarzyszących emocjach, o tym, co zaserwował autor, jak odebrałam dalsze losy rodziny Biernackich, już za chwilę.

Jest rok 1918. Wojna od kilku lat zmienia oblicze świata. Te zmiany będą nieodwracalne. Niemal każdy mieszkaniec naszego podzielonego kraju zastanawia się, czy i w jakim kształcie Polska znów powróci na mapę Europy. Jedno jest pewne, sytuacja z dnia na dzień, jest coraz bardziej napięta. Coraz silniej dają o sobie znać rozłamy i podziały polityczne. Akcja tego tomu dzieje się w czasie kiedy ponad stuletnie marzenia o niepodległości, w końcu mają szansę być spełnione. Czekało na to pięć pokoleń Polaków, a tak wielu poległo w powstaniach (Kościuszkowskim, Listopadowym, Styczniowym) i na polach Wielkiej Wojny.

W tej atmosferze pełnej oczekiwania, siostry Biernackie próbują zaistnieć w zdominowanym przez mężczyzn dziennikarskim świecie. Sam pomysł na założenie „Iskry” to jedno, a wprowadzenie go w życie - to drugie. Kraków ciągle jeszcze jest w zaborze austriackim. Trzeba otrzymać zgodę na wprowadzenie nowego pisma na rynek. I w tym właśnie celu, najstarsza z sióstr, odbywa samotną podróż do Wiednia. Wyjazd ten wzbudza mnóstwo emocji, a poznane na miejscu osoby, będą miały ogromny wpływ, nie tylko na samą gazetę.

Przez ostatni rok wojny, od pamiętnego spotkania w domu Biernackich, najbardziej szalona i porywcza Lala, kontynuuje w tajemnicy, swój romantyczny związek z Ludwigiem. Między Wiedniem a Krakowem krążą dziesiątki miłosnych listów. Korespondencja jest ściśle strzeżona, wszystko dzieje się tak, by nikt z rodziny, nie domyślił się, jak bardzo dziewczyna jest zaangażowana w tę płomienną miłość.

Wszystkie kobiety z rodziny Biernackich, po swojemu przeżywają panującą ostatnie miesiące kończącej się wojny. Anna, nagle poczuła się, jakby złapała oddech, i po wielu latach bycia w ukryciu, w cieniu dwóch nieprzychylnych kobiet, otrzymała namiastkę radości. Zachowanie jej, na tyle się odmieniło, że nie mogło zostać, niezauważone przez domowników. Jednak jak to w życiu, wszystko, co słodkie i zakazane, musi mieć swój koniec.

Siostry zmagają się z pierwszymi problemami, związanymi z wprowadzeniem gazety, do druku. Wokół ich redakcji robił się coraz bardziej gorąco mimo, że jesień jest chłodna. Wszystko kręci się wokół przyspieszających coraz bardziej wydarzeń politycznych. Najbardziej porywają one Alinę, a towarzyszył jej, pewien mężczyzna. Doświadczony redaktor i reporter pomaga jej odnaleźć się w dziennikarskim światku.

Gdy przeczytałam „Iskrę”, byłam zachwycona. Czekałam na kolejny tom ale nie byłam pewna czy wciągnie mnie tak samo jak pierwszy. Ale ciekawość zwyciężyła. Kiedy zaczęłam czytać, od razu zrozumiałam, jak wysoką poprzeczkę postawił sobie i nam, autor. Coś niesamowitego. Byłam i chyba cały czas, jestem pod ogromnym wrażeniem.

Tutaj nie miejsca na ckliwe sentymenty. I choć w „Iskrze”, wcale nie było słodko, to jednak w „Jesiennym poniedziałku” czas przyspiesza, a akcja się zagęszcza. Nie można złapać oddechu. Każda wprowadzana postać, zasługuje na uwagę. Należy je zapamiętać, bo z pewnością odegra jakąś rolę. Nikt nie pojawia się przypadkowo. Można tylko pochylić czoło nad precyzją narracji.

Największe wrażenie wywarło na mnie historyczne tło. W wielu momentach wysuwa się na pierwsze miejsce ale zawsze splata się emocjonalnie z losami bohaterów powieści. Szalenie mi się podobały wszystkie sceny, które powolutku odkrywają kolejne rodzinne tajemnice. Czułam ogromne napięcie. Zwłaszcza, że pojawiają się nowe postaci, które w miarę przebiegu akcji nabierają coraz większego znaczenia.

I oczywiście, mamy cały czas przed oczami losy rodziny Biernackich, przeplatające w wydarzeniach politycznych. Jednak w tej książce, to na Alinę padło światło. Ona będzie, tą bohaterką, która przykuje uwagę czytelnika, wzbudzi wielką sympatię i szacunek.

Co innego, niestety muszę powiedzieć o Lali. W :Jesiennym poniedziałku” daje o sobie znać jej porywczy temperament, nawet pewien egoizm, a na pewno nieprzewidywalność. Można oczywiście zrozumieć postępowanie tej dziewczyny. Z jednej strony irytujące, ale później, wywołujące żal i współczucie.
Darzę ogromną sympatią Dawida Szrajbera za jego cudowne listy do żony. Często wywoływały we mnie uśmiech, ale i wzruszenie. Cudowny i niesamowicie mądry życiowo człowiek. Widzący więcej, niż niektórym się wydaje.

Tak wiele się w tej książce dzieje, że trudno napisać więcej, tak żeby nie zdradzić byt wiele. Długo zbierałam się, żeby o tej książce napisać bo nie ułatwia tego natłok emocji. One cały czas są we mnie. Przeżywam każdy rozdział, w którym los poplątał drogę życia bliskich mi już kobiet. Nie mam pojęcia co będzie dalej. Nie mogę się doczekać.

Jeśli jesteście po pierwszym tomie, nie miejcie żadnych wątpliwości, czy czytać drugi. Trzeba i to koniecznie. A jeśli, jest ktoś, kto dopiero ma przed sobą lekturę Iskrę, to powiem jedno. Bierzcie obie hurtem. Nie ma nic lepszego, jak przeczytać bez oczekiwania.

PRZEDPREMIEROWO


Byłam niezmiernie ciekawa, ale i również bardzo bałam się „Jesiennego poniedziałku”. Zawsze towarzyszy mi takie uczucie, gdy pierwszy tom zachwyci, złapie za jakąś strunę, która mną zawładnie. I przeżywam całą sobą wydarzenia. To też, kiedy otrzymałam możliwość przeczytania kontynuacji „Dróg do wolności”, jeszcze na długo przed premierą, poczułam i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tragedia połączona z żenadą. Nie mam pojęcia co tu się stało. Niestety wyszło bardzo źle. Humor? Chyba kpina, nie humor.
Postać Zuzanny, chamska, głupia i drażniąca. Nie wiem, co miała w zamiarze autorka.
Gdyby to był debiut, można by uznać, że nieudolnie wyszły żarty. Autorka tyle lat na rynku, a zeszła do poziomu gorzej niż gorzej.

Odradzam. Strata czasu.

Tragedia połączona z żenadą. Nie mam pojęcia co tu się stało. Niestety wyszło bardzo źle. Humor? Chyba kpina, nie humor.
Postać Zuzanny, chamska, głupia i drażniąca. Nie wiem, co miała w zamiarze autorka.
Gdyby to był debiut, można by uznać, że nieudolnie wyszły żarty. Autorka tyle lat na rynku, a zeszła do poziomu gorzej niż gorzej.

Odradzam. Strata czasu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chyba każdy, kto mnie już tutaj na blogu poznał, wie jak bardzo, lubię książki z tłem historycznym. Tym bardziej się raduje, kiedy zapowiadają się cykle. Dlatego, gdy tylko przeczytałam zapowiedź Iskry, nie musiałam długo się zastanawiać. Od razu wiedziałam, że książkę muszę przeczytać i nawet przez chwilę, nie odczułam wątpliwości, czy też lęku przed rozczarowaniem.

Nie przeszkadzał mi też fakt, że jest to debiut autora, gdzieś w środku, czułam, że będzie dobrze, ale czy tak było, napiszę za chwilę.


Jest lato 1914 roku. Polski nie ma na mapach, została podzielona przez zaborców. I niby żyje się spokojnie, niby wszystko jest dobrze. Jednak nie do końca. Żyć niby u siebie, a jednak nie do końca. I wielu czeka, czeka by, w końcu Polska była Polską.

Rodzinę Biernackich stanowią kobiety, ale to jedna z nich wierzy całym sercem, że doczeka wolności. Nadejdzie dzień, gdy niewola się zakończy. I chociaż kajdany są niewidoczne, uwierają bardzo mocno.

Tymczasem z wakacji w Lanckoronie, wracają najmłodsze siostry Biernackie wraz z matką. Dla każdej powrót oznacza co innego. Dziewczęta oczekują kolejnych rozrywek, dla Anny, żony i synowej, dom nie jawi się zbyt wesoło. Teściowa wraz ze szwagierką, jawnie okazują niechęć, tej, która weszła wiele lat temu do ich rodziny. I mimo starań, nie potrafiła wyłuskać od tych dwóch kobiet, odrobiny sympatii. Nieliczne wyjazdy na letnisko, były wytchnieniem i momentami, kiedy mogła poczuć się swobodnie.

Każda z tych trzech kobiet, skrywa własne tajemnice i niespełnione pragnienia. I, mimo że wydaje się, jak bardzo mają podobne problemy, nie potrafiły znaleźć drzwi, które by otworzyły się na siebie nawzajem.


Najmłodsze, bliźniaczki, pewnego słonecznego dnia, spotykają na spacerze Austriackiego awiatora, Lala, najbardziej szalona i ekspresyjna z rodzeństwa, nie może zapomnieć mężczyzny, z którym przez chwilę przecięła swoją drogę. Nie ma nawet pojęcia, że nie tylko ona będzie wspominała ten piękny słoneczny dzień.

Ludwig zupełnym przypadkiem musiał wylądować w Krakowie, jego celem było zupełne inne miasto. Z niebem jednak się nie dyskutuje, sam fakt, że odważył się igrać z naturą, był sporym ryzykiem. A on, jeszcze nie chciał spotkać z ukochaną matką, jeszcze coś go trzymało między ziemią a niebem. Coś albo ktoś, chociaż ta historia wcale nie wygląda tak, jakby się mogło z góry spodziewać.


Widmo wojny jest coraz bardziej realne. Ludzie na początku słuchają tych informacji, jako dodatku do życia. W końcu jednak następuje dzień, gdy wojsko zaczyna powoływać mężczyzn. I bańka unosząca nad wieloma rodzinami, pęka. Chociaż walki toczą się gdzieś w oddali, nie w samym Krakowie, to skutki bitwy mają wpływ na wszystko.

Wraz z wybuchem wojny, zostaje zburzony spokój rodziny Biernackich, ale jedno z drugim niewiele ma wspólnego. Ot po prostu życie wybrało sobie właśnie ten moment, na pokazanie, że w jednej chwili może spaść wiele nieszczęść.

Walka o niepodległość przeplata się z rodzinnymi zawirowaniami. Wojna zmienia wszystko i wszystkich. Beztroska nagle znika. I tylko pozostaje pytanie, jaki wpływ mogą nieść za sobą przypadkowe spotkania i zaległe tajemnice, które miały nie ujrzeć światła dziennego?


Znacie to uczucie, kiedy rozpoczynacie książkę i fabuła nagle porywa do środka, jesteście w centrum opisywanych wydarzeń. I macie wrażenie, że po prostu uczestniczycie w życiu tych ludzi, z którymi w danej chwili przyszło Wam poznać? Ja właśnie tak miałam, kiedy czytałam Iskrę. I nie boję się stwierdzić, że kocham ten stan. Gdy fabuła jest tak cudownie prowadzona, łapie mnie całą i porywa do innego wymiaru. A ja przez te kilka godzin, po prostu tam jestem. I nic innego nie ma znaczenia.

Chodziłam ulicami starego Krakowa, mieszkałam u Biernackich, przyglądałam każdej kobiecie, ale i mężczyznom, którzy pojawili się w ich życiu. I tak szczerze, nie umiem powiedzieć, która z pań skradła moją sympatię, ponieważ te kobiety, były na swój sposób wyjątkowe. Trudno było ocenić, bo gdy poznało się ich historie, pierwsze wrażenie, czasem negatywne, przestawało mieć znaczenie.

Podobnie z mężczyznami. Chociaż, no ja mam tutaj swojego faworyta. I nie wiem, jak teraz wytrzymać ten czas, do kolejnej części. By ponownie spotkać z nimi wszystkimi. Nie oszukujmy się, z nim przede wszystkim.

Uprzedzę lojalnie, nie ma tutaj, jakiś ckliwych i płomiennych romansów. Chyba właśnie tym, tak szczególnie ujęła mnie ta opowieść. Nie będę również ukrywała, że styl Pana Krzemińskiego mnie uwiódł. Jestem wręcz oczarowana. Wspaniale się czytało. I nie bardzo rozumiem, wypowiedź jednego z czytelników, że przeszkadzały przeskoki. Przepraszam bardzo, jak się chce czytać jednym ciągiem, to proszę sięgnąć po bajkę dla dzieci.

Iskra naprawdę rozpala iskrę, która przemienia się w płomień i nie gasi go aż do samego końca. A nawet kiedy już do niego docieramy, nasuwa się myśl, że ta iskra w nas pozostaje. I każe czekać do następnej części. Ja przepadłam. Nie mam pojęcia, jak wytrzymam do premiery kolejnej książki. To będą bardzo długie wakacje.

Mam wrażenie, że co bym nie napisała. I tak będzie niewystarczające, by oddać mój zachwyt nad tą książką. Ja po prostu się zakochałam. Z tego wszystkiego przeczytam chyba jeszcze raz.

A Wam, jeśli nie jesteście zdecydowani, powiem jedno — czytajcie! Koniecznie, bo Iskra według mnie, jest pretendentką do najlepszej książki roku. Tylko jest mi smutno, że tak mało się o niej mówi, pokazuje. Dlaczego piękne książki, muszą być w cieniu tych szmirowatych padlin. Serce mnie boli.

Mam ogromną nadzieję, że mimo braku rozdmuchanych reklam (brak gadżetów swoje niestety zrobił) Iskra wysunie się do czołówki. I jeszcze o niej publiczność usłyszy, a ja wtedy powiem — A nie mówiłam.

Czytajcie, naprawdę warto. Jest to piękna książka i w dodatku bardzo pięknie napisana. Nigdy nie czytałam, aż tak dobrego debiutu. Panie Stanisławie, jestem Pana ogromną fanką, podbić moje czarne serduszko, nie jest łatwo.

Chyba każdy, kto mnie już tutaj na blogu poznał, wie jak bardzo, lubię książki z tłem historycznym. Tym bardziej się raduje, kiedy zapowiadają się cykle. Dlatego, gdy tylko przeczytałam zapowiedź Iskry, nie musiałam długo się zastanawiać. Od razu wiedziałam, że książkę muszę przeczytać i nawet przez chwilę, nie odczułam wątpliwości, czy też lęku przed rozczarowaniem.

Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Debiuty, czasem okazują się strzałem w dziesiątkę. Niekiedy potrafią być totalną katastrofą. Z jednej strony nie lubię sięgać po młodych autorów. Nie dlatego, że źle piszą. Po prostu mam wrażenie, że już nieco odbiegłam od ich spojrzenia na pewne sprawy. Czasem robię wyjątki. Z ciekawości, z nadzieją, że może będę świadkiem nowego, dobrze rokującego autora? To też, gdy przyszła okazja, na przeczytanie To, czego nie widać, zdecydowałam się na przeczytanie. Czy moja decyzja była słuszna, a autorka jest godna polecenia?


Malwina chodzi do jednego z publicznych liceów. Wprawdzie matka planowała, by umieścić córkę w prywatnym, jednak ta, uprosiłaby tego nie robiła. Chciała, by w tym i tak podporządkowanym i zaplanowanym życiu, była namiastka normalności. I chociaż gra pozorów odgrywana, przed wpływowymi znajomymi, doprowadzała ją do mdłości. Nie potrafiła się sprzeciwić. Wszystko, co robiła, było niezbyt wystarczające. I nawet gdyby, przynosiła najlepsze wyniki z przedmiotów, matka i tak znalazłaby jakiś, słaby punkt dziewczyny.

Nastolatka nie miała pojęcia, dlaczego w oczach najbliżej osoby — to znaczy, z pozoru, uznawana była, za zło koniecznie, które do niczego nie jest zdolne. O ironio, w szkole na dziewczynę mówiono — panna idealna. Ponieważ chodziła na każdą lekcję, tę programową i ponad programowe. Cały tydzień, a nawet soboty, miała zajęte na dodatkowe nauki. Niestety na nic starania.
Matce wciąż coś nie pasowało. Był jeszcze brat, starszy i idealny. Ukochany synek mamusi, któremu można było wszystko. Zawsze z pogardą patrzały na siostrę i dokładał swoją cegiełkę, gdy ta zbierała burę ot rodzicielki. Ot, taki kochany braciszek.


Sytuacja dziewczyny zmienia się, gdy poznaje Natalię. Rówieśniczkę, z którą raczej nie miała szans się kolegować. Dwa różne światy. Malwina pochodząca z idealne i zamożnej rodziny, no i Biała, wychowywana jedynie przez mamę, dorabiająca w weekendy, by pomóc w utrzymaniu rodziny. A jednak, za sprawą jednego wydarzenia, te dwie się zapoznają i nawiązują nic porozumienia.

Jest jeszcze Bartek, chłopak, w którym Malwina się zakochuje. Niby wszystko ładnie i pięknie. Niestety, nie w świecie dziewczyny. Nadzorowanym przez złośliwą matkę. Dla niej najważniejsze jest to, jak wypadną przy znajomych. Z premedytacją pogrążała i poniżała córkę. Nasuwa się, bardzo ważne pytanie, dlaczego matka, traktuje w ten sposób własne dziecko? Co jest tego przyczyną?



Książkę zaczęłam i skończyłam czytać wczoraj. I chociaż z początku, pierwsze rozdziały, nie bardzo do mnie przemawiały, to później, nie wiem kiedy, wciągnęłam się w fabułę. Czytałam z ogromną ciekawością, jak potoczą się wydarzenia.

I proszę nie myśleć, że pierwsze strony są źle napisane. Ja po prostu, jak wspomniałam na początku, mam troszkę problem z nadawaniem, na tych falach, co dzisiejsza młodzież. W dodatku muszę się przyznać bez bicia. Nigdy nie byłam pilną uczennicą. Najnormalniej w świecie, nie mogłam pojąć, strachu Malwiny przed wagarami. Tak, był ze mnie kawał cholery. Bo właśnie wagary, były moim ulubionym przedmiotem. W szkole byłam gościem. Byle tylko pozaliczać sprawdziany.

Na szczęście, po pewnym czasie, już nie przeszkadzała mi „idealność”, bohaterki, zresztą, później zaczynają dziać sprawy, bardziej przykuwające uwagę.

No dobrze, ale o czym jest fabuła. Malwina to dziewczyna, która musi ukrywać się za fasadą pozorów. O wszystkim decyduje matka — której nie potrafiłam znieść. Kawał francy i po prostu, ach, miałam ochotę jej zrobić coś złego. Tak naprawdę to Ona, nie miała swojego życia prywatnego. Żadnych odwiedzin koleżanek, bo mamusi, ktoś nie odpowiadał. Poza tym, od rana do wieczora, siedziała z nosem w książkach.

Przez długi czas, pojawia się w głowie pytanie. Co próbuje ukryć matka, jaka tajemnica kryje się w jej postępowaniu. Bo, że coś jest narzeczy, widać jak na dłoni. W dodatku zachowanie braciszka, no chłopaka konkretnie ponosiło. Widać, że synuś mamusi, jak się patrzy. Pod każdym względem.

Bardzo polubiłam Natalię (Białą) i wiadomo, Bartka. Która dziewczyna, nie polubiłaby takiego faceta. Chyba jakaś kosmitka. Ja mimo wieku, dalej mam słabość do takich facetów. Chociaż to, nowa koleżanka, była mi bardzo bliska. Chyba dlatego, że miałyśmy podobne podejście do nauki i różnych zajęć, o wiele ciekawszych od przesiadywania w szkolnej ławce.
Świetnie wykreowana postać, nie była ani przerysowana, ani jakaś nienaturalna. Od razu ją polubiłam.

Książka, jak na debiut i wiek autorki, została napisana bardzo dobrze. Nie miałam wrażenia, że coś zostało naciągnięte. Czy sprawiało wrażenie na siłę upchanego w fabułę. Związek Malwiny z Bartkiem, bardzo ładnie ukazany, nie przesadzono z ckliwością. Naprawdę, ogromny plus. W ogóle wszystkie postaci, zostały świetnie nakreślone. Każdy odegrał swoją rolę, w taki sposób, że wtedy kiedy miała, grała na odpowiednich emocjach.

Przyznam, że jest to bardzo dobra młodzieżówka, no i jeszcze lepiej rokująca młoda autorka. Będę się przyglądała dalszym tytułom. A Wam, jeśli jeszcze nie przeczytaliście, powiem tak. Naprawdę warto. Ciekawy i ważny temat. Powiem szczerze, nie mam się do czego przyczepić. Bardzo miło (mimo nerwów na mamuśkę) spędziłam czas z książką Agaty Polte.

Debiuty, czasem okazują się strzałem w dziesiątkę. Niekiedy potrafią być totalną katastrofą. Z jednej strony nie lubię sięgać po młodych autorów. Nie dlatego, że źle piszą. Po prostu mam wrażenie, że już nieco odbiegłam od ich spojrzenia na pewne sprawy. Czasem robię wyjątki. Z ciekawości, z nadzieją, że może będę świadkiem nowego, dobrze rokującego autora? To też, gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niniejsza książka była moim drugim podejściem do twórczości autorki. Poprzednia, którą czytałam, nie bardzo przypadła do mojego gustu.

Mimo wszystko doszłam do wniosku, że nie to ładne, co ładne, tylko co się komu podoba. Dlatego stwierdziłam, że po jednej, nie będę się zrażała. Dam sobie i Pani Beacie (Auguście) jeszcze jedną szansę. No i jeśli, tym razem, nie zaskoczy. Mówi się trudno i odpuszczam. Bo wiadomo, czytać dla samej krytyki, to nawet ja - hejterka, nie mam najmniejszej ochoty.

Akurat dostałam propozycje, by przeczytać i opisać ten tytuł. Szczerze, troszkę się zastanawiałam. Czy chcę. W końcu jednak doszłam do wniosku, że sprawdzę, jak to się ma, może akurat, tamta książka mi nie podeszła. A teraz, będzie zupełnie inaczej.

O tym, jakie miałam wrażenia podczas i po zakończeniu czytania. Napiszę za chwilę. Najpierw zarys fabuły.




Poznajemy Milenę, nastolatkę u progu dorosłości. Właśnie straciła ojca, którego bardzo kochała. Zostały z matką same. Żałoba dla obu jest trudnym okresem. Trzeba jakoś przez nią przejść. Dla dziewczyny zostaje jeszcze szkoła. Prywatne liceum, do którego uczęszcza i nawet bardzo lubi. Nadmienić należy, że nastolatka pochodzi z bardzo znanej i zamożnej rodziny. I proszę o tym pamiętać, ponieważ ma to ogromne znaczenie.

Pewnego wieczora, gdy dziewczyna wybiera się wraz, ze swym chłopakiem na imprezę, dochodzi do zdarzenia, które zaważy na przyszłości Mileny. Zrozpaczona, rzuca się w pocieszające ramiona innego mężczyzny. Jacka, którego znała od zawsze. Przyjaciela jej ojca i matki. Nagle wiek, jaki dzieli tych dwoje, przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko, ich namiętności i uczucie, które nagle wybucha.

Oboje nie zdają sobie sprawy, że to, co szykuje im przyszłość, będzie ogromnym szokiem, ciosem po którym, naprawdę trudno się podnieść.


Paula jest bardzo skryta. Nie chce rozmawiać na swój temat, z nikim. Mieszka sama. W świeżo wyremontowanym domu. Uciekła od przeszłości, bo ta, była zbyt bolesna. Na wsi próbuje złapać równowagę.

Pierwszym krokiem, do jako takiej samodzielności, jest podjęcie pracy. Z niewiadomych przyczyn, kobiecie zależy, by nie otrzymać umowy, tylko zarabiać na „czarno". Co próbuje ukryć?

Ostatnią rzeczą, o której myśli, to nawiązywanie przyjaźni czy też głębszych relacji. Zwłaszcza z mężczyzną.

I wszystko, układa się po jej myśli. Do czasu, gdy w nowej pracy, którą udało się podjąć, tak jak sobie, tego życzyła. Poznaje tajemniczego mężczyznę. Z jednej strony, nie chce z nim rozmawiać. Robi wszystko, by natręt, sobie odszedł i dał święty spokój. Z drugiej, czuje, że jest to trudne zadanie. Zwłaszcza że nowo poznany, nie daje się tak łatwo odprawić. Kim jest? I jaką odegra rolę w życiu Pauli?

Dwie dziewczyny, a jednak mające ze sobą bardzo wiele wspólnego. Co to jest? I jakie czeka na końcu zakończenie?




Teraz stoi przede mną, trudne zadanie. Bo to, co chcę napisać, ma oddać moje uczucia, które towarzyszyły od początku, do ostatniej strony. I uwierzcie, nie jest mi łatwo. Książka wywołała całą gamę emocji. I kiedy miałam zmienić zdanie, doszłam do zakończenia. I to, postawiło kropkę nad i. A jaka, jest moja ocena końcowa?

Zacznę od tego, że pomysł na fabułę był świetny. Naprawdę. Temat mocno kontrowersyjny. I tutaj trudno jest oceniać. Kiedy moralność wchodzi w szranki z uczuciami. Bycie obserwatorem jest piękne, możemy powiedzieć, że na miejscu X czy Y, na pewno zrobilibyśmy tak albo tak. Bardzo łatwo jest rozprawiać o cudzym kłopocie.

No i teraz. Temat był naprawdę dobry. Rzekłabym, że byłam pod wrażeniem pomysłu. Tylko. No właśnie, tutaj jest miejsce, na przysłowiowe, miało być pięknie, ale...

Uważam, że gdyby Pani Beata (proszę mi wybaczyć, ale nie będę się posługiwała fikcyjnym imieniem, tylko tym prawdziwym) pokusiła się o obszerniejsze rozbudowanie fabuły, książka by zyskała i umocniła swoją pozycję. Niestety. Wydarzenia dzieją się zbyt szybko. W małym odstępie czasu przyglądamy się aż takim rewolucjom, które naprawdę, no nie umiem sobie wyobrazić, by miało przełożenie w prawdziwym życiu.

Rozumiem wybuch namiętności między Mileną i Jackiem, ale reszta. I ci, którzy przeczytali na pewno wiedzą, o czym teraz myślę. Działo się zbyt szybko. Będę się czepiała. Jednak naprawdę. Wystarczyło rozciągnąć w czasie. Dodać więcej wątków, zwyczajnych. A tak, książka serwuje bum za bumem, aż w końcu zaczęłam się zastanawiać, czy za moment, nie spadnie bomba masowego rażenia.

Wątek Mileny był zbyt szybki, tam działo się po prostu jak w wirówce. W tak krótkim czasie tyle wydarzeń. No i jeszcze sprawa z pieniędzmi. Troszkę mnie drażniło, że bohaterka jest aż tak bogata.

Paula, szczerze. Bardzo mnie drażniła jej postać. I nie miałam ochoty na czytanie o niej, no ale trzeba było. W sumie obie dziewczyny na przemian dorzucały do pieca. Nie polubiłam ich. Tak, temat był dobry, ale ich zachowania, no cóż. Ja chyba jestem za biedna. I myślę innymi kategoriami.

No i najważniejsze. Zakończenie. Nie, no nie. Ta akcja na sam koniec była po prostu niepotrzebna. Za dużo. Nie na tak małej płaszczyźnie czasowej. Nie kupiłam tego. Nie dałam rady poczuć.

Wątpię by w rzeczywistości, ktokolwiek, ogarnąłby tego tyle. No ale zaraz, zapomniałam, Milena, jak i Paula, miały mnóstwo kasy. Kasa może szczęścia nie daje, jednak bardzo pomaga.

Jeszcze jedno, muszę wspomnieć, że wspólny wątek obu dziewczyn, był bardzo ciekawym pomysłem. No naprawdę, tego się nie spodziewałam. Super. Tylko żeby, to było w większym odstępie czasu. Ten czas, no jest ważny.

Z żalem muszę napisać, że to drugie moje odczucie, o źle wykorzystanym pomyśle. Proszę mi wierzyć, gdyby poszło się głębiej w fabułę, gdyby zrobić konkretną powieść, można było zbudować emocje na mocnym fundamencie. A tutaj. Cóż. Nie wgryzłam się, nie dałam rady. Jest mi przykro. Byłam bardzo nastawiona na tak. Niestety. Pozostaje mi odpuścić. Nie chcę czytać, tylko po to, by później wylewać swoje żale. Nie o to, chodzi. Nawet ja, nie jestem aż tak zepsuta.

Wierzę, że książka znajdzie - w sumie już znalazła, swoich fanów. I bardzo dobrze. Temat jest dobry, mnie czegoś brakło, ale to mnie. Nie mam zamiaru zniechęcać. Myślę, że warto przeczytać, dla tego tematu. Daje sporo do myślenia.

Niniejsza książka była moim drugim podejściem do twórczości autorki. Poprzednia, którą czytałam, nie bardzo przypadła do mojego gustu.

Mimo wszystko doszłam do wniosku, że nie to ładne, co ładne, tylko co się komu podoba. Dlatego stwierdziłam, że po jednej, nie będę się zrażała. Dam sobie i Pani Beacie (Auguście) jeszcze jedną szansę. No i jeśli, tym razem, nie zaskoczy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://agaaa006.blogspot.com/2018/05/miosc-i-inne-zadania-na-dzis.html

https://agaaa006.blogspot.com/2018/05/miosc-i-inne-zadania-na-dzis.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Choroby, pojawiają się w naszym życiu. Nie ważne ile mamy lat, zawsze budzą dyskomfort, nawet jeśli cierpi się na tak zwany — katarek. Dokucza i sprawia, że świat staje się zniekształcony. Na szczęście z lżejszymi przypadłościami można szybko się uporać. Gorzej jest, gdy nasz organizm dosyć poważnie zaczyna szwankować. Choroby, które nie przejdą leczone za tydzień, a nieleczone siedem dni.

Nie, tutaj rzeczywistość jest o wiele brutalniejsza. I nawet gdy jest bardzo źle, ważne by, mieć przy sobie kogoś, kto pomoże nam się podnieść, gdy wątpiąc, upadniemy. Poda chusteczkę, kiedy łzy same popłyną, powie, że — będzie dobrze. Bo czasem, po prostu wystarczy pomóc uwierzyć w słońce, którego dawno się nie widziało.



Bohaterką książki jest Ada, chorująca na cukrzycę. Chorobę, która utrudnia normalne funkcjonowanie. Zwłaszcza gdy spada w wieku, kiedy interesują nas zabawki, czy huśtawka jest wolna. I moment zamiany, tego wszystkiego na igły, pompy i cały sprzęt wspomagający, nie wydaje się optymistycznym. Wtedy właśnie, mając tych kilka lat, gdy ze swojego dziecięcego świata, zostaje się wyrwanym, potrzebna jest pomoc, oparcie w tych najbliższych, by wytłumaczyli, że to nic, jakoś sobie wspólnie poradzą. Nauczą z tym żyć.

Niestety, Ada nie usłyszała takich słów. Ani wtedy gdy była siedmioletnią dziewczynką, ani później. Nawet wtedy, kiedy postanowiła opuścić świat, który nagle się zmienił. W którym kochający rodzice, z dnia na dzień, przestali zauważać w swoim życiu. Jak gdyby choroba, sprawiła, że stała się niewidzialna.

Pozostawiona sama z sobą i cukrzycą, Ada czuje się odepchnięta i zbędna. Dla matki od dawna nie istnieje, ojciec przyłączył się do żony. I nawet siostra, pozostała odległa, jakby była kimś zupełnie obcym.

Pobyty w szpitalach psychiatrycznych zaczęły być czymś normalnym. Jednak nawet tam, nie można przebywać w nieskończoność. Nastolatka musi spróbować funkcjonować poza murami miejsca, w którym obcy ludzie, starali się naprawić coś, na co nie ma żadnej tabletki.

Dziewczyna wróciła do domu. Oczywiście nikt jej tam nie oczekiwał. Po prostu weszła do niego, jakby ostatnie miesiące, nie spędziła poza nim. Teraz zacznie się udawanie, do kolejnej próby. Tylko tym razem, nie przewidziała, że otrzyma list, od jedynej osoby, która o nią walczyła. List, za sprawą, którego, będzie chciała spełnić, ostatnią wolę, ukochanej babci. Tym samym, nieświadomie spróbuje czegoś innego, niż dotychczas.




Bieg do gwiazd jest trudną książką. Przede wszystkim, wielu odbiorcom otworzy oczy, na jaką chorobę jest cukrzyca. Chociaż, tu nie chodzi o samą cukrzycę. Również depresja, czy inne przewlekłe choroby, z którymi często trzeba stawić czoła.

Gdy diagnoza nagle ścina z nóg, gdy spada na nas, uczucie odrętwienia i zagubienia. Z mnóstwem pytań, co będzie dalej? Bardzo trudna sytuacja, jeszcze gorzej, pozostanie z tym wszystkim samemu. Bez wsparcia najbliższych.

Ada została zupełnie sama. I czytając, o rodzicach, którzy po prostu przestali zwracać uwagę, na swoje własne dziecko, sprawia, że czuje się niedowierzanie i gniew. Bo jak, tak można? Jak można odwrócić się od własnego dziecka, cząstki siebie, kiedy najbardziej tego potrzebuje?

Nie mogłam tego pojąć i ogarnąć. Szczerze mówiąc, byłam tym zdruzgotana. Diagnozy poważnych chorób, dla dorosłego są ciosem. A co dopiero dla dziecka, które nie może odnaleźć się w sytuacji, która odmieni się już na całe życie?

Przyglądamy się, jak ta nieszczęśliwa dziewczyna, próbuje spełnić ostatnią wolę babci. I pomalutku odkrywa, że nie jest całkiem sama. Niestety, ból noszony przez wiele lat, nie przeminie ot, tak. Rany na duszy, goją się najdłużej. Ada próbuje patrzeć na świat z innej perspektywy. Ma w tym pewien cel.

Czy po wielu latach, bycia obok życia, można zacząć w nim uczestniczyć, nauczyć się być normalnym? Odciąć od tego, co było złe. I po prostu pójść dalej?

Sama nie wiem, czego oczekiwałam po zakończeniu. Może spodziewałam się takiego, może miałam nadzieje, na coś innego? Jedno jest pewne, to nie ostatnia strona jest najważniejsza. Tylko cała historia. Ważna książka, bardzo dobrze napisana. Szczerze i od serca. Widać, że została dopracowana pod każdym możliwym względem. Brawo i gratulacje dla autorki. Oczywiście polecam Bieg do gwiazd.

Choroby, pojawiają się w naszym życiu. Nie ważne ile mamy lat, zawsze budzą dyskomfort, nawet jeśli cierpi się na tak zwany — katarek. Dokucza i sprawia, że świat staje się zniekształcony. Na szczęście z lżejszymi przypadłościami można szybko się uporać. Gorzej jest, gdy nasz organizm dosyć poważnie zaczyna szwankować. Choroby, które nie przejdą leczone za tydzień, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://agaaa006.blogspot.com/2018/02/swiato-w-cicha-noc.html

https://agaaa006.blogspot.com/2018/02/swiato-w-cicha-noc.html

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tak wiem. Święta już dawno za nami. Klimat jakby też przeminął, a ja nagle się obudziłam z książką iście gwiazdkową, no ale mam swoje wytłumaczenie. Po pierwsze czekałam aż będzie dostępna w formie e-book, po drugie, gdy miałam dosyć czekania i już gnałam zakupić, okazało się, że w księgarni brakło egzemplarzy. A, że jestem wierna tylko tej jednej, której reklamować nie będę, bo nie. To czekałam dalej na e-booka. No i ostatnio postanowiłam sprawdzić, czy jest i był! Od razu zabrałam się za czytanie, gdyby postanowił nagle zniknąć albo coś. I przeczytałam.



Główną bohaterką jest Momo, nazwa ta jest skrótem od nazwiska i imienia, ale dla ciekawych nie będę pisała. Niech sami się dowiedzą. Momo ma 28 lat, mieszkanie i własną galerię, tworzyła w niej dzieła z przedmiotów codziennego użytku. Praktycznie wszystko może stać się surowcem wtórnym, mającym drugie życie i nawet przeznaczenie.

Kobieta ma 28 lat, matkę i ciotkę, a nawet byłego męża. Żyje w swoim poukładanym życiu. Otacza się dwoma bezpiecznymi kolorami. Czarnym i białym. Czerń do ubierania, biel mieszkania. Ot taka równowaga. Zdaniem Momo, która nie znosi feerii barw, ogólnie ma dosyć osobliwe podejście do wielu spraw codziennych. Na przykład pożywianie. Zjada coś tam, bo musi. Gdyby zapytać co lubi, jaką potrawę, byłby z tym problem.

Świat kobiety jest prosty i przewidywalny. Czyli bezpieczny. Bez nieoczekiwanych wydarzeń, które mogłyby wytrącić z równowagi. Zburzyć ścianki w jej prostym pudełeczku.

Wszystko do pewnego dnia, a raczej nocy. Gdy we śnie zaczynają atakować kolory. Mnóstwo kolorów, których Momo nie może znieść. Gdzie podziała się bezpieczna czerń? Co z bielą? Dlaczego kolory, jeśli ona ich nie lubi, nie myśli nawet o nich. I przede wszystkim. Dlaczego ciągle śni ten sam sen, kończący się w podobnych momentach?




Kiedy tak czekałam sobie na książkę, wyobrażałam sobie ten typowo świąteczny klimacik. Taki wiecie, piernika z lukrem, albo herbaty z pomarańczą i czymś korzennym. I gdy tak zaczęłam czytać, moją pierwszą myślą było — Jak u licha świąteczna historia?? Bo o świętach tam nie praktycznie zbyt wiele. Atmosfera żadna, tylko pudełko bohaterki, jej dziwactwa i jakieś nudne życie. Potem poznałam matkę, zajmującą może dziwnym, acz potrzebnym fachem. I szczerze ja bardzo podziwiam ludzi pracujących w takich miejscach, tym bardziej fascynowały mnie opisy związane właśnie z matką.

No i gdy tak próbowałam zrozumieć, o co chodzi, że okładka świąteczna, a książka jednak nie, i zaczęłam się bać, że chyba jednak moje pierwsze rozczarowanie. Na plan wjechała ciotka Rebeka. I powiem szczerze, rozłożyła mnie na łopatki. Pomijając fakt, jej sposobu bycia i wypowiedzi, to po prostu uwagi rzucane, były naprawdę w punkt. I serio, dają sporo do zastanowienia.

Oczywiście kręcimy się wokół snów, zielonego swetra, a raczej właściciela tegoż fragmentu garderoby, sensu tego, co widzi bohaterka, a my razem z nią. I tak podczas czytania, przynajmniej ja, doszłam do wniosku, że jednak nie będzie tego piernika i w ogóle maku. Bo tutaj chodziło o coś zupełnie innego. No i podobało mi się to, naprawdę. Może niezbyt choinkowe, niezbyt gwiazdkowe. Bo bardziej analizujące istotę tego i owego. A jednak bardzo przydatne.

Nie ma tutaj pięknych opisów o ubieraniu choineczek, bieganiu za prezentami. Poznajemy Momo, która gdzieś na pewnym etapie, zamknęła się w sobie i, mimo że żyła to stanęła obok tego swojego życia. Razem z nią wyruszamy w podróż. Gdzieś tam przewijają się różni towarzysze, bo i matka próbuje zrobić coś, co pomoże zrozumieć wydarzenie sprzed wielu lat, które przyczyniło się do osobowości córki.

Kolejny raz było naprawdę magicznie, może nawet bardziej niż się spodziewałam. Było troszkę smutno, troszkę refleksyjnie. Bo postać Momo, to tak naprawdę wielu z nas, w mniejszym lubi większym stopniu.

No ale ja, pokochałam Rebekę, i normalnie doszłam do wniosku, że co tam e-book, książkę, tak czy siak, muszę kupić. A miałam oszczędzać. Nie ma lekko.

Cóż mogę jeszcze napisać, to nie jest typowa bombkowa historyjka, ale ma w sobie naprawdę świetne coś, bardzo przypadła mi do gustu. Nie wiem, czy są ochotnicy czytania po świętach, ale ręczę całym swym hejterskim, czarnym serduszkiem. Można śmiało i po świętach. Polecam!

Tak wiem. Święta już dawno za nami. Klimat jakby też przeminął, a ja nagle się obudziłam z książką iście gwiazdkową, no ale mam swoje wytłumaczenie. Po pierwsze czekałam aż będzie dostępna w formie e-book, po drugie, gdy miałam dosyć czekania i już gnałam zakupić, okazało się, że w księgarni brakło egzemplarzy. A, że jestem wierna tylko tej jednej, której reklamować nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W końcu nadeszła pora, by poznać twórczość autorki, którą znam od dłuższego czasu. Tylko jakoś z książkami nie mogłam się zgrać. No ale znać kogoś, wiedząc, że pisze i nic nie przeczytać? Troszkę słabo. Nadarzyła się sposobność. Tytuł, który jak widziałam, zyskuje dobre noty. Czegóż chcieć więcej? Tylko spokoju do czytania. A ten akurat się przytrafił. No i przeczytałam, a teraz o moich odczuciach. Zapraszam.



Dominika mieszka w pięknym domu, a raczej willi, którą zaprojektował jej ukochany tato. Jest jedynaczką, ale z matką ma średni kontakt. W dodatku coraz częściej rodzicom nie udaje się zataić kłótni, które wcześniej były bardzo dobrze maskowane. Tym razem Dominika miała nic nie słyszeć, w końcu pojechała na noc do koleżanki, a że wróciła i nikomu nic nie powiedziała? Cóż, sama sobie była winna, że krzyki niosły się po całym domu.

Ojciec gdzieś wybiegł, matka chciała go zatrzymać. I tylko ona, siedziała zamknięta w swoim pokoju, udając, że jej nie ma. Może gdyby pokazała się wcześniej, może coś by to zmieniło. Może.

Zeszła wykąpana, zobaczyła ojca, zanim się zastanowiła, co robi, stała się pochodnią. Paliło się jej ubranie, paliła się jej skóra. Co najdziwniejsze ona nic nie czuła, nie rozumiała co się z nią dzieje.

Obudziła się w szpitalu, na początku nie było bólu. Ten przyszedł dużo, dużo później. I nie bolały same rany, bolało to, co stało się następstwem wydarzenia. Jej tragedia fizyczna i psychiczna. Nie chciała i nie umiała walczyć.

Ojca zamknęli w więzieniu, a przecież on nie chciał zrobić jej krzywdy. Wszystko było nieszczęśliwym wypadkiem. Gdyby powiedziała, że jest. Gdyby wiedział, że ona tam stoi.

Teraz musi sama walczyć z bólem całego ciała, z tęsknotą za ukochanym ojcem. I jeśli zaczyna coś robić, by stanąć na nogi, to tylko dlatego, że jemu na tym zależy. Bo Dominice jest obojętne. Jest cała pocięta, jej ciało to układanka skóry, miejsc pobrania i przeszczepiania. Kombinezony, ułatwiające gojenie. Cała trudna i męcząca droga do wyzdrowienia.

I kiedy Dominika trafia do szpitala, w wyniku zatrucia lekami, leży i zastanawia, po co to wszystko. W jej sali pojawia się lekarz, młody i spokojny. Zadaje pytania, potrzebuje jej pomocy. W końcu jest ciekawym przypadkiem medycznym. Jest jej obojętne, co będzie, w końcu On, jako lekarz, widział jej ciało, nie musi się już ukrywać. Może mu pomóc w pracy.

I tak zaczyna się dziwna znajomość. Bo niby się lubią, ale jednak nic się tam nie dzieje. Praca się napisała, oni dalej spotykają, ale znajomość bez wyrazu. No i w końcu pojawia się Marcel. Brat lekarza i jego totalne przeciwieństwo. Pod każdym względem.

Co nie znaczy, że Dominika wpada mu w ramiona. Nie. Ona w ogóle nie ma ochoty na żadne kontakty z mężczyznami. Z wiadomej przyczyny.

No ale, Marcel jest uparty, Oboje są. Teraz pytanie, które bardziej i w jakim momencie będą umieć ustąpić?



Trochę się rozpisałam, ale inaczej nie da się tego przedstawić. Dominika ofiara podpalenia może nie celowego, ale jednak. Jej powrót do zdrowia, to droga obkupiona bólem i zwątpieniami. I wcale się jej nie dziwię. Bo już samo wyobrażenie czegoś takiego boli, a co dopiero przeżyć. Stawić czoła.

Ta część historii wywiera wrażenie, nie można powiedzieć, by było nudno, czy jakoś bez wyrazu. Co mnie jedynie męczyło. To przeskoki. Teraz, przedtem, i tak na okrętkę. Nie lubię takich zabiegów w książce i nic nie poradzę. No, ale można się przyzwyczaić.

Dominika, trudno jest ją ocenić. Poznajemy w dniu wypadku, no i przechodzimy wszystkie etapy, z którymi musi się zmierzyć. Trudno jest kogokolwiek oceniać, mając na względzie aż taki dramat. W dodatku mamusia nie ułatwiała jej życia.

Marcel, no o tym można sobie napisać. Bo mnie naprawdę, nie ruszają te historyjki, w których zły chłopczyk przeobraża się w rycerza, tutaj akurat w BMW. No nie kupuję tego. To takie infantylne mrzonki dla nastolatek. No i one to kupią, tylko gorzej, gdy uwierzą, że z prostaka zrobi księcia, a potem żal, że ją bije. A miał się zmienić.

I właśnie dlatego nie lubię, gdy autorki tworzą takie historyjki. Bo to jest mydlenie oczu, bajdurzenie i ogólnie bujda na resorach.

A Marcelek, jest hulaką, ma gdzieś większość zasad, które mamusia mu wtłaczała do głowy, ma na koncie pewne sprawki, ale oczywiście nie bez przesady. Ciekawi go Dominika, chce ją rozgryźć, ale nie bardzo coś poważnego, a potem ojej, love story. Oj, nie ten przykład. Tam było dramatyczne zakończenie, a tutaj?

Wróćmy jeszcze do całości. Bo książka to nie tylko Marcel. Jego wątek, do mnie nie przemówił i cała charakterystyka. No ale, oddać trzeba, że książka jest ciekawie napisana. Życie Dominiki to jak sobie poradziła. Uczyła żyć, poza murami szpitala, co było jej lękiem. Czego się najbardziej obawiała? Fajnie to wszystko wyszło. Można było się wczuć.

Może ten wątek ojca, troszkę mi czegoś brakowało. Bo niby ona walczy, jeździ na te spotkania, a później już się robi bardziej rozmyte.

Zastanawiam mnie tytuł. Co było powodem do życia? Marcel? Jeśli tak, to troszkę płytkie myślenie. Ponieważ, powodem do życia nie powinien być facet/kobieta. Powód do życia musimy czuć sami z siebie. Fakt, że żyjemy, powinien być wystarczającym powodem. A co gdyby Marcela nie było? Bezsensowne troszkę. Idąc dalej, to dziewczyna w podobnej sytuacji, która nie pozna takiego faceta, powinna umrzeć? Bo nie ma powodu do życia... Nie wiem, nie klei mnie się ten tytuł a jego odniesienie w tekście.

Owszem, można sobie znaleźć kilka złotych myśli, morałów do zapisania w notesiku. No ale, szkoda, że historia, bardzo dobra zresztą. Poszła w takim kierunku. Bo gdyby autorka ukazała, że Dominika mimo tragedii, znalazła w sobie chęci, stanęła twardo na nogach, bez tej całej otoczki wielkich słów Marcela, może i to miałoby głębszy przekaz. A tak, żyję, bo mam zajebistego faceta, któremu nie przeszkadzają moje blizny, inne nie mają, więc cóż. Life is brutal.

Bo sorry memory, ale niewielu jest facetów, akceptujących słabości, kalectwa. Znam przykłady, gdzie głupie rozstępy były powodem do niechętnych spojrzeń. I JA WIEM, że nie każdy taki jest. Niestety tych, dla których liczy się tylko wnętrze, jest maleńki odsetek. A takimi przekazami, że powodem do życia, jest spotkać kogoś, kto nas weźmie z całym inwentarzem, jest po prostu głupie. A jeśli taka Dominika nie spotkałaby? To co? Ma się zabić? Czy stwierdzić, że nie ma powodu do życia.

Ja tak wniosę swoje trzy grosze. Facet nie jest powodem do życia! Facet może być tylko dodatkiem, który czasem, z naciskiem na czasem, może nam ubarwić to życie. I proszę mi nie wierzyć w takie farmazony. Bo znam kobiety same i szczęśliwe. Także no. Szukajcie takich powodów do życia, które nie będą uzależnione od drugiej osoby. Ament.


Na zakończenie, zakończenie. Dlaczego? Jaki był tego zamysł? O ile z opowieści o solidnym fundamencie, sprowadzonej do poziomu nastoletniej miłości, nie czepiałabym się aż tak (nie no, będę dalej się czepiała) jednak zakończenie doprowadziło mnie do nerwów. Gwóźdź do trumny. Co to miało być?? Jestem zła, a dokładniej byłam. Ostatnia strona zniszczyła całość. Takie jest moje zdanie.

W końcu nadeszła pora, by poznać twórczość autorki, którą znam od dłuższego czasu. Tylko jakoś z książkami nie mogłam się zgrać. No ale znać kogoś, wiedząc, że pisze i nic nie przeczytać? Troszkę słabo. Nadarzyła się sposobność. Tytuł, który jak widziałam, zyskuje dobre noty. Czegóż chcieć więcej? Tylko spokoju do czytania. A ten akurat się przytrafił. No i przeczytałam, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Och och och... Dno dna, a może i nawet nie dno. Pozbieram myśli, poukładam w głowie, coś napisze na pewno. Smutne, że wydawnictwo puściło w świat coś takiego.

Och och och... Dno dna, a może i nawet nie dno. Pozbieram myśli, poukładam w głowie, coś napisze na pewno. Smutne, że wydawnictwo puściło w świat coś takiego.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiecie, czego bardzo nie lubię? Reklamowania książki, tytułem innej, wcześniej bardzo dobrze sprzedanej. Bo to tak, jakby ta nowa, jeszcze bez opinii czytelników, była tak słaba, że potrzebuje wsparcia czegoś, co zrobiło furorę. I teraz taka gwiazdka, ma podzielić się swym światłem z meteorytem, który wcale nie świeci, ale jak padnie blask, to może gdzieś się coś odbije i też się spodoba.

Dlatego, gdy tylko widzę podobne chwyty od razu mam podejrzenie, że coś pójdzie nie tak, albo po prostu wydawca kolejny raz chciał dobrze, a wyszło jak zwykle.

Zatem co sądzę o Artemis? Autora sławnego Marsjanina, którego to z ignorancji swej nie przeczytałam?



Jazz mieszka na księżycu. Wiele lat temu, ktoś tam wpadł na pomysł, by stworzyć księżycowe miasto i oto jest. Całość z opisu wygląda dosyć dziwaczne, niestety moja wyobraźnia niby rozwinięta, tutaj sobie marnie poradziła. W każdym razie Jazz tam mieszka od któregoś roku życia. Teraz już samodzielna, wynajmuje klitkę, zwaną przez siebie „pieszczotliwie” trumną.

Dziewczynie marzy się coś większego, no ale jej zarobki nie pozwalają na podniesienie standardu życia. Planowała, że po zakończonym kursie i zdaniu egzaminu, dzięki któremu będzie mogła dostać lepszą pracę, już niebawem przeniesie się do lepszego miejsca.

Niestety, pech albo coś innego, sprawiło, że egzamin oblała. Musi do niego podejść kolejny raz, a do tej pory, dalej będzie zarabiała marne gity. Tak, bo waluta księżycowa, a może Artemijska? Nie wiem jak to poprawnie odmienić, no waluta tegoż miasta jest nazywana gitami. Coś tam zostało wytłumaczone, ale autor tłumaczy tyle spraw, że no mój system się zawieszał.


Wracając do fabuły, nasza bohaterka, a nadmienić trzeba, że to nie jest jakaś milusia i słodziutka kobietka u progu dorosłości. Jazz ma niejedno na koncie, swoje życie prowadzi dosyć swobodnie, no i nie oszukując, cieszy się dość wątpliwą opinią.

Oczywiście nie wiele sobie z tego robi. Dla niej ważne jest, by kasa się zgadzała. Reszta to sprawy bez znaczenia.

To też, gdy pewnego księżycowego popołudnia, otrzymuje propozycje zarobku, który odmieniłby jej życie już na zawsze, zastanawia się tylko przez chwilę. Fakt, zadanie nie należy do łatwych, musi się do niego porządnie przygotować. No ale, nie jest niewykonalne. I to wystarczy by do podjęcia jednej decyzji.

Planowała szybką akcję, wszystko obmyślane tak, by każda niespodziewana sytuacja, mogła zostać automatycznie rozwiązana. Miało pójść sprawnie. Tylko niestety Jazz nie przewidziała jednego, co tak naprawdę ma oznaczać jej zadanie i jakie będą następstwa.




Zdecydowałam się na przeczytanie tej książki z kilku powodów. Bardzo lubię akcję rozgrywającą się w kosmosie i tym podobne, zmotywował mnie opis no i nie oszukujmy się, pozytywne opinie — chociaż jak teraz widzę, nie każdy pieje z zachwytu.

No ale o mnie, siadłam i z radością zagłębiłam się w lekturze, tej jakże interesującej historii. No i czytałam sobie i czytałam. I nie wiem.

Zacznijmy od Jazz, ona nie miała charakterku, ona była najnormalniej w świecie głupia jak but, ale żeby nie zrobić z niej mdłej superbohaterki, autor pokusił się o dziunie samo zło, która to swoimi występkami mogła naszkodzić, ale ogólnie to jest "wporzo" laska, więc trzeba ją uznawać za bohaterkę narodu.

Wykreowany świat, a dokładnie miasto księżycowe. Boże mój, jakieś bańki, jakieś inne dziwne rzeczy, nijak nie mogłam sobie dopasować bańki jako bańki, a ludzi, którzy tam mieli stworzone coś na wzór chałup. Nie wiem, możliwe, że jestem zbyt głupia. Nawet nie będę się z tym kłóciła. No ale ta woda, która podczas mycia krążyła ze ścieku, gdzieś tam się bardzo szybko oczyszczała i znowu leciała, to takie jakieś głupie i niedorzeczne. W sekundę się oczyściła? To cholera czym oni ją filtrowali? No ale to taki niuansik. Są o wiele lepsze smaczki, które nie jeden raz wprawiały mnie w zdumienie.


I ogólnie mam mieszane uczucia. Bo tak, do pewnego momentu czytało się nawet znośnie. Dziewczyna ganiała po mieście, rozwoziła paczki, poznawałam teren miasta, niektórych mieszkańców i całą resztę. W końcu nadeszła chwila, gdy Jazz rozpoczęła swoją misję, dzięki której miała stać się bogata. I... No i wtedy zaczęły się dziać cuda nie widy. Naprawdę. O Borze Tucholski, jakże autora tutaj poniosła wyobraźnia. Odleciał w kosmos i to konkretnie.

Ja naprawdę rozumiem, że to fantasy, że tutaj można naprawdę sobie pofolgować, ale są chyba jakieś granice. No przecież chwilami akcja trąciła tak haniebnym absurdem, że aż mnie się czytać tego nie chciało. To była naprawdę odlot w przestworza, tylko atrakcje niekoniecznie mnie zachwyciły.

Nie mam pojęcia czy polecam. Bo z jednej strony ot lekka bajeczka. Z drugiej, jeśli ktoś się nastawi na coś zajmującego i godnego uwagi, może się srogo rozczarować. Nie mam pojęcia ile w tym z Marsjanina i dobrze. Bo pewnie, gdybym miała w pamięci poprzednika, mogłoby być o wiele gorzej. A tak, oceniam tylko ten tytuł, który jest taki sobie, ot dla rozrywki podczas jazdy autobusem czy pociągiem.

Wiecie, czego bardzo nie lubię? Reklamowania książki, tytułem innej, wcześniej bardzo dobrze sprzedanej. Bo to tak, jakby ta nowa, jeszcze bez opinii czytelników, była tak słaba, że potrzebuje wsparcia czegoś, co zrobiło furorę. I teraz taka gwiazdka, ma podzielić się swym światłem z meteorytem, który wcale nie świeci, ale jak padnie blask, to może gdzieś się coś odbije i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://agaaa006.blogspot.com/2017/11/cuda-i-cudenka.html

https://agaaa006.blogspot.com/2017/11/cuda-i-cudenka.html

Pokaż mimo to