Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Póki co bez oceny, bo jestem na 74 stronie, ale muszę się podzielić bo "nie wyczymię".

Inne oceny przedstawiają książkę jako poniekąd kompendium wiedzy o trzech wspaniałych drużynach. Zamysł autora zapewne również taki był. Jednak ja mam spore obawy. Cenię Leszka Orłowskiego. Czyta się go i słucha znakomicie. Jednak w "30 lat Ligi Mistrzów" zdarzyło się kilka błędów, na które można było przymknąć oko. Tu już się nie da. Człowiek w trakcie lektury zadaje sobie pytanie, czy może wierzyć autorowi na słowo w mniej znanych faktach czy raczej nie. Bo Orłowski popełnił tych błędów multum na 70 stronach. Oto kilka:
- już praktycznie na wstępie dowiadujemy się, że El Depor grało w Lidze Mistrzów od sezonu 1999/00 - a tak nie było, debiutowali jako mistrzowie Hiszpanii w 2000 roku.
- w tejże Lidze Mistrzów mieli potykać się z Manchesterem United w edycji 2000/01, a w rzeczywistości jedyną angielską drużyną z którą zagrali w tamtym sezonie było Leeds w 1/4 finału, dwumecz z Manchesterem w rzeczywistości miał miejsce w sezonie 2001/02
- skoro jesteśmy przy sezonie 2001/02 - Deportivo właśnie wtedy miało nie utrzymać passy spotkań bez porażki na Camp Nou i to dość pechowo, ale za to po pięknej bramce Ronaldinho. Faktem jest, że Ronaldinho wtedy był na dorobku w PSG i daleko mu było do czarowania w ofensywie Barcelony
- Lendoiro został wspomniany w 1999 roku jako najdłuższy stażem prezydent klubu w Primera divison. Piastował stanowisko od 1988 roku. O całe dziesięć lat krócej niż Josep Lluis Nunez z Barcelony. A jeśli wykluczyć Nuneza, to prym i tak wiódł Jesus Gil z Atletico, mogący pochwalić się rok dłuższą karierą na tym stanowisku.
- Inaki Saez został wspomniany jako selekcjoner Hiszpanii na MŚ w 2002 roku. Owszem Saez został selekcjonerem w 2002 roku, PO mistrzostwach świata, na których La Roja prowadził wiecznie spocony Jose Antonio Camacho.
- to chyba największy hit. Opisując wzmocnienia przed sezonem 1999/00, Orłowski wspomina o Roy'u Makaay'u jako królowi strzelców Segunda division. Jedyne co miał wspólnego holender z zapleczem La Liga, to grę w zespole Tenerife, z którym spadł z ligi w sezonie 1998/99. Nigdy jednak na tym poziomie rozgrywkowym w Hiszpanii nie grał, bo jak wspomniałem, wzmocnił El Depor.

Dlatego też mam obawy czy mogę ufać autorowi w miejscach gdzie akurat moja wiedza i pamięć nie sięgały. To niestety trochę mija się z celem takiej książki. Tym bardziej, że ja jestem świadom błędów, natomiast ktoś kto nie pamięta tamtych czasów czy nie interesujący się tak głęboko, będzie przyswajał fałszywą wiedzę. Póki co wracam do lektury i przypuszczam, że trochę jeszcze tych kwiatków przyniosę. A szkoda, bo Orłowskiego czyta się naprawdę świetnie, nie każdy potrafi pisać o piłce z taką lekkością i zarazem wciągając.

Póki co bez oceny, bo jestem na 74 stronie, ale muszę się podzielić bo "nie wyczymię".

Inne oceny przedstawiają książkę jako poniekąd kompendium wiedzy o trzech wspaniałych drużynach. Zamysł autora zapewne również taki był. Jednak ja mam spore obawy. Cenię Leszka Orłowskiego. Czyta się go i słucha znakomicie. Jednak w "30 lat Ligi Mistrzów" zdarzyło się kilka błędów, na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sam zamysł dość ciekawy, ale można odnieść, że autor trochę się pogubił w koncepcji i cała tajemnica fabuły rozwiązuje się dość szybko. Oceniłbym za to niżej, ale przyjmę, że dość komediowy i lekki sposób przedstawienia historii pozwoli mi przymknąć na to oko. Oraz na jeszcze jeden detal - wszyscy, którzy wpadli na trop Niebiańskiego osiedla znają się w mniejszym lub większym stopniu. Nawet jeśli dzieli je ok. 400 kilometrów. Trochę za dużo tych przypadków. No i nie licząc jednej postaci, której takie nastawienie można wybaczyć, to chyba jednak autor przekazuje zbyt dużo swojej niechęci do partii rządzącej nam w latach ostatnich. Zwłaszcza, że nie każdy zrozumie aluzje np. do Programu Trzeciego Polskiego Radia. Sam ubolewam nad losem Trójki, ale czy bym to umieszczał w powieści tylko po to by to zawrzeć? Raczej nie.

Sam zamysł dość ciekawy, ale można odnieść, że autor trochę się pogubił w koncepcji i cała tajemnica fabuły rozwiązuje się dość szybko. Oceniłbym za to niżej, ale przyjmę, że dość komediowy i lekki sposób przedstawienia historii pozwoli mi przymknąć na to oko. Oraz na jeszcze jeden detal - wszyscy, którzy wpadli na trop Niebiańskiego osiedla znają się w mniejszym lub...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tradycyjnie nie będę bawił się w opisywanie fabuły, bo wchodząc w sekcję opinii chcę przeczytać czy książka jest dobra czy może nie, a nie kolejny raz opis od wydawcy.
Więc czy jest dobra? Jak najbardziej. Gęsty klimat niedopowiedzeń, zaszłości, kłamstw, w najlepszym wypadku półprawd. To się może podobać. Sprawa kryminalna jest zaledwie tłem dla warstwy psychologicznej, jednak finalnie nie mniej istotna. Dla szukających wartkiej akcji, nie ma czego szukać, ale na tym polega cały urok tej opowieści. Jedyną wadę jaka bym mógł wytknąć, to fakt, do którego autor sam przyznał się w posłowiu. Widać, że w pewnym momencie zmienił mu się koncept całości, ale nie umniejsza to książce. Gorąco polecam!

Tradycyjnie nie będę bawił się w opisywanie fabuły, bo wchodząc w sekcję opinii chcę przeczytać czy książka jest dobra czy może nie, a nie kolejny raz opis od wydawcy.
Więc czy jest dobra? Jak najbardziej. Gęsty klimat niedopowiedzeń, zaszłości, kłamstw, w najlepszym wypadku półprawd. To się może podobać. Sprawa kryminalna jest zaledwie tłem dla warstwy psychologicznej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobry tytuł. Znakomicie przedstawia pracę selekcjonera i serię jego dylematów. Odczarowuje trochę Domenecha jako dziwaka. Bo przecież oświadczyny na żywo w telewizji tuż po odpadnięciu z ME czy rzeczy rozpowiadane przez pomijanego Piresa (które okazały się nieprawdą) czyniły z niego dla postronnego kibica - zwłaszcza z innego kraju - wariata.
Sama lektura skłania do pewnych refleksji. Choć to historia Domenecha, to mimo wszystko wyzwala w czytelniku pytania. Jak ja bym postąpił? Rąbnął w stół i pozbył się gracza, który sieje ferment, ale jest jednym z najlepszych na świecie, czy też może starał się do niego dotrzeć, choć dotychczasowe próby spełzały na niczym. Czy sama sytuacja w Knysnie, gdy był pod ogromną presją i w potężnym stresie. Stracić drużynę rzucając ich na pożarcie? Próbować jakkolwiek utrzymać zawodników jako team, ale siebie ustawić na pierwszej linii strzału?
Warte docenienia jest to, że Domenech nie szczędzi sobie krytyki za część błędnych decyzji. Nie wybiela się. Jedynie wspominając o potrzebie zmiany pokoleniowej dość sprytnie pomija fakt, że zawalił jej przeprowadzenie. Chociaż z drugiej strony, broni go w tym wicemistrzostwo świata.
Tytuł jest bardzo adekwatny. W wielu sytuacjach był całkiem sam. Od samego początku. Niechciany przez media, niechciany przez prezesa federacji, który postawił na niego jedynie dlatego, że Blanc nie miał doświadczenia trenerskiego. Dając zresztą jasno do zrozumienia, że "Lolo" zastąpi go przy pierwszej możliwej okazji, jeśli tylko nabierze trochę fachu. Niechciany przez piłkarzy, którzy owszem, szanowali selekcjonera, doceniali go, jednak wyżej stawiali swoje ego niż jego próby wypracowania czegoś.
To książka, która otwiera oczy na to, że - nie tak jak przedstawiano to w mediach - to nie on był głównym powodem katastrofy. Pokazuje, że ten tygiel charakterów musiał w pewnym momencie eksplodować, niezależnie od tego kto był za sterem reprezentacji. Zresztą wybrał doskonały moment na publikację czyli porażkę na Euro 2012, gdzie w kadrze - już z Blancem za sterami - ponownie wypadały trupy z szafy.
Bardzo chętnie przeczytałbym taką spowiedź któregoś z Polskich selekcjonerów. Niestety nie mamy potencjału. Engel zapewne utrzymywałby, że wszystko było dobrze, ale... nie wyszło, oraz sprzedawał głodne kawałki o pompowaniu do niebotycznych rozmiarów średnich kopaczy bez formy. Wójcik już napisał, że wszystko było zaj*biście. Janas zapewne opisałby, że się nie wpie*dalał - jak określał swoją pracę. Smuda jest Smudą, a Nawałka zbyt zamknięty w sobie, by zdobyć się na taką szczerość i rozliczyć się z pewnych rzeczy, z których z pewnością zdaje sobie sprawę. Jedynym godnym uwagi byłby Michniewicz, ale patrząc na wizję wywleczenia afery premiowej na światło dzienne, która i jego mogłaby stawiać w bardzo złym świetle (a i tak jest dość nielubiany za 711 połączeń) znikoma na to szansa. Choć - może właśnie dowiedzielibyśmy się czegoś, co wywróciłoby spojrzenie na naszych kadrowiczów o 180 stopni. Pomarzyć można. Póki co zostaje polecić lekturę przygody Domenecha z Les Bleus.

Bardzo dobry tytuł. Znakomicie przedstawia pracę selekcjonera i serię jego dylematów. Odczarowuje trochę Domenecha jako dziwaka. Bo przecież oświadczyny na żywo w telewizji tuż po odpadnięciu z ME czy rzeczy rozpowiadane przez pomijanego Piresa (które okazały się nieprawdą) czyniły z niego dla postronnego kibica - zwłaszcza z innego kraju - wariata.
Sama lektura skłania do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zacznę od głównego bohatera, bo już sam opis daje nam przedsmak tego co znajdzie się na kartach książki. Olaf Limba dostaje literacką nagrodę Nobla. Za książkę o UB/SB. To już samo w sobie powinno zasugerować, że bohater to typowy Gary Stu, ale dałem szansę. Niestety, jest do bólu perfekcyjną i ociekającą zajebistością postacią - w mniemaniu autora. Dla czytelnika jest raczej irytującym burakiem, którego się nie lubi. Najlepszym przykładem tego jest - zupełnie nieistotna dla fabuły - reminiscencja z początków jego przygody dziennikarskiej. Limba ląduje na wsi z "hitowym" tematem objawienia, który miał trzymać słuchaczy w napięciu całe wakacje, do tego być tak gorący, że aż rednacz użycza mu swojego auta. Na wsi poznaje koleżankę, która oczywiście momentalnie się w nim zakochuje, a on jako żywo wykorzystuje sytuację i finalnie wychodzi na chama. W tym fragmencie znajduje się jedno wspomnienie, które później przewinie się w fabule jako potwierdzenie heroizmu bohatera - mianowicie, prosto ze wsi, gdzie seria słuchowisk o objawieniu okazuje się tym czego każdy normalny człowiek mógł się spodziewać, Olaf trafia w nagrodę do Bośni jako korespondent wojenny. Praktykant zapchajdziura bez wykazania się minimum fachu, dostaje odpowiedzialną dziennikarską robotę. Gary Stujka na całego. Każdy, ale to absolutnie każdy adwersarz Limby, musi wspomnieć o jego wyróżnieniu w taki czy inny sposób, choć dziennikarsko Olaf jest słaby, ale o tym zaraz.
Fabuła. A właściwie to co miało nią być według opisu na okładce, okazuje się być zlepkiem rozmów Limby po teleportowaniu się w kolejne miejsca. Z czego w większości wypadków, nie dowiemy się o kolejnych planach Limby. Ot, pojawia się w jakimś miejscu, zaczyna gadkę i w trakcie rozmowy wychodzi z kim mamy do czynienia. Zero jakiejś dedukcji, przemyśleń w jakim kierunku kierować swoje kroki i co za tym śledztwa. Wspomniałem wcześniej o tym, że Olaf dziennikarzem był słabym. I tu to widać. Zadaje pytania nie pociągając rozmówcy za język, oczekując właściwie jedynie tego, że uzyska dokładnie taką odpowiedź na jaką liczy. Gdy tak nie jest, bohater staje się wyraźnie niezadowolony. Czy to jest cecha dobrego dziennikarza śledczego? Samo śledztwo nie ma żadnego sensu, bo w sumie nie wiadomo za czym Limba podąża. Niby miało być jakieś tajne stowarzyszenie, ale ono przewija się gdzieś tam w tle, bo koniec końców nie wiadomo o czy o nie chodzi.
Literacko wciąż lepiej niż Remigiusz Mróz, choć straszne głupoty się zdarzają. Nie licząc przerysowanych postaci, to czyta się dość przyjemnie. Chociaż ciężko przymyka się oko na potworki typu: trzech mężczyzn siedzi w pomieszczeniu i rozmawiają, średnio co trzy zdania odpalają kolejnego papierosa. Ah! I oczywiście najbardziej żenująco komiczny opis seksu, jaki w życiu czytałem w czymś co nie było p0rn0opkiem pisanym jedną ręką przez napalonego Sebixa. Autor chyba za dużo czerpał z kina, gdyż to wyglądała jak scena filmowa - przebitka gdy para jeszcze jest w uniesieniu, ale po chwili opada na łóżko i zaczyna rozmawiać, tylko całość przyśpieszona do długości 1,2 sekundy.
Zakończenie? Niesamowicie głupie, ale nie będę spojlerował. Ktoś chyba obejrzał jeden z filmów Finchera i stwierdził, że fajnie będzie napisać podobną historyjkę umiejscowioną w Polskim błotku.
Podsumowując, to zmarnowane dziesięć złotych i trochę czasu. Nie bardzo tragicznie, ale zostałem kupiony fałszywym i bardzo mylnym opisem. Spodziewałem się czegoś w stylu jakiegoś political fiction z elementami kabały. Tymczasem eSBeków można by tu zastąpić hydraulikami i niewiele by to zmieniało fabularnie. Samego PRLu czy kuchni służb nie ma wcale. Nawet w rozmowach Limby z innymi postaciami.
3/10 ma zachętę. I bardziej spójny pomysł całości. Bo jako political fiction mogłoby to mieć jakiś potencjał.

Zacznę od głównego bohatera, bo już sam opis daje nam przedsmak tego co znajdzie się na kartach książki. Olaf Limba dostaje literacką nagrodę Nobla. Za książkę o UB/SB. To już samo w sobie powinno zasugerować, że bohater to typowy Gary Stu, ale dałem szansę. Niestety, jest do bólu perfekcyjną i ociekającą zajebistością postacią - w mniemaniu autora. Dla czytelnika jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W określeniu bohatera aż cisną mi się na usta słowa Adasia Miałczyńskiego - "Nigdy w życiu nie przydarzyło mi się nic śmiesznego". Bohater nie lubi nikogo, nie odczuwa praktycznie żadnych uczuć pozytywnych mentalnie, poza sensorycznymi. Teoretyczne uczucie do kobiety jest sprowadzone do jej miękkości oraz przyjemnego zapachu na karku. Coś co wydaje się być pokazem, gestem jakiejś sympatii do - co niby zrozumiał - jedynej przyjaciółki, zaraz jest sprowadzone do egocentrycznego podejścia Jacka. Nie wysyła Paziny z dala od tego miasta przepełnionego złem i brudem dlatego, że zależy mu na tym, żeby choć ona była szczęśliwa. Nie, bohater stwierdza, że ona musi wyjechać gdyż dzięki temu będzie miał nadal nadzieję i wiedział, że jednak można z tego miejsca gdzieś uciec. Raczej ciężko pałać do niego jakąś szczególną sympatią.

Wróćmy jednak do całości, bo wiadomo, że bohater mógł być tak celowo wykreowany. Pół książki do właściwie okruchy do całości fabuły. Coś tam ma później jakieś znaczenie lub po prostu przewija się w jakimś kontekście. Zlepek wyrywków z nocnego życia dilera. No i czas na przedstawienie jego przemyśleń pełnych metafor. Po pewnym czasie nudnych, wtórnych, do tego stopnia, że łapałem się na tym, że czasem po prostu przeskakuje nad bełkotem o tym jak to |ludzie ćpają pieniądze", albo, że "Warszawa dudni swoim sercem ukrytym pod betonowym spodem". Lubię pozycje w ciężkim klimacie, ale nie do tego stopnia, że wszystko, absolutnie wszystko jest przedstawiane w odcieniach ciemnej szarości i to nocą. Większość fragmentów gdzie akcja toczyła się za dnia, w mojej głowie rysowały się w nocnej odsłonie. Wszędzie jest brud, a jak gdzieś go nie ma to ludzie w danym miejscu śmierdzą. To oczywiście moja subiektywna ocena, ale w przedstawianiu takiego klimatu znacznie lepszy jest Bartosz Szczygielski. Wyciągając samą fabułę jako całość, można ją streścić jednym zdaniem - na każdego kozaka znajdzie się większy kozak. Jego decyzją jest tylko to czy będzie bronił swego za najwyższą cenę czy podporządkuje się. Bo akcja zatoczyła koło poniekąd koło. Bohater był ponad Maluchem, który postanowił postawić się i skończył marnie. Jacek - pod groźbą niemal kopiuj wklej wyciągniętą z jego ust w stosunku do Malucha - podporządkował się. Sama zagadka fabularna kto może stać za tym wszystkim co zdarzyło się bohaterowi, jest - przynajmniej dla czytelnika - banalna do rozwiązania. Jej rozwiązanie nie zaskakuje.

Czytałem głównie ze względu na podobno świetny serial, który stwierdziłem, że obejrzę. A, że książka od kawałka już czasu leżała na półce, to stwierdziłem, że nie będę sobie spoilerował lektury. Teraz nie jestem już aż tak napalony na seans. Jest ciekawość, ale nie tak znaczna jak wcześniej. Głównie dlatego, że jak już wspomniałem, zbyt dużo jest przegadane bełkotliwie w głowie bohatera. Daję sześć gwiazdek, bo pomimo wspomnianych dłużyzn czytało się to przyjemnie.

Na sam koniec prywata odnośnie innych recenzji. Bawi mnie trochę to, że niektórzy narzekają na wulgarność postaci. Przecież bez tego one są pozbawione realizmu. Kolesie, którzy latają w dresach i jednym z ich podstawowych zadań jest sprawianie bólu innym np. przy pomocy metalowej pałki teleskopowej, nie będą mówić, że "kochali się z dziewczyną", albo zamiast rzucić soczystą rwą, powiedzą "ojejuśku, kurczaczek".

W określeniu bohatera aż cisną mi się na usta słowa Adasia Miałczyńskiego - "Nigdy w życiu nie przydarzyło mi się nic śmiesznego". Bohater nie lubi nikogo, nie odczuwa praktycznie żadnych uczuć pozytywnych mentalnie, poza sensorycznymi. Teoretyczne uczucie do kobiety jest sprowadzone do jej miękkości oraz przyjemnego zapachu na karku. Coś co wydaje się być pokazem, gestem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo dobrze napisana. Świetnie się czyta. Sama konstrukcja rewelacyjna. Dowiadujemy się wielu rzeczy, choć w sumie rzecz tyczy się w podstawowym stopniu Leszka Chrósta.

Bardzo dobrze napisana. Świetnie się czyta. Sama konstrukcja rewelacyjna. Dowiadujemy się wielu rzeczy, choć w sumie rzecz tyczy się w podstawowym stopniu Leszka Chrósta.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mój pierwszy raz z prozą Chmielarza. Po przeczytaniu części opinii, byłem trochę sceptycznie nastawiony. Spodziewałem się, że spora część książki będzie poświęcona sprawom stricte obyczajowym dotyczącym dzieci. Owszem, było tak, ale jedynie w niewielkim stopniu. Większość to raczej ciężki do określenia gatunek. Chyba bliższy thrillerowi psychologicznemu niż kryminałowi. Styl autora bardzo przyjemny. Zastanawiałem się nad daniem siódemki, ale na "zachętę" dam szóstkę. Głównie dlatego, że decyzja głównych bohaterów eskalowała dość szybko. Może nawet za szybko.

Mój pierwszy raz z prozą Chmielarza. Po przeczytaniu części opinii, byłem trochę sceptycznie nastawiony. Spodziewałem się, że spora część książki będzie poświęcona sprawom stricte obyczajowym dotyczącym dzieci. Owszem, było tak, ale jedynie w niewielkim stopniu. Większość to raczej ciężki do określenia gatunek. Chyba bliższy thrillerowi psychologicznemu niż kryminałowi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam problem z oceną tej książki. Dostała 5/10, ale chyba jedna gwiazdka za potencjał. Zmarnowany potencjał. Sam zamysł fabularny jest interesujący. Może nieco sztampowy, bo od razu skojarzył mi się z Kuracją, jednak powierzchownie. Jednak im dalej w las, tym gorzej. A samo zakończenie, nie dość, że pisane na kolanie, to jeszcze bardzo mocno zawodzące. Aż się prosiło by pociągnąć wątek Alicji i jej matki wobec tego jak traktowała swoich pacjentów. Część jest podana między słowami, jednak prosiło się o to, by to uwypuklić bardziej bezpośrednio, bo tak to wychodzi na to, że mamy sztampowego książkowego złola - złego do szpiku kości. A można było to rozbudować. Drugi bohater jest bardzo nijaki. Ciężko się jakoś przywiązać do niego nicią sympatii. Do tego - pomimo znajomości celu jego pobytu w placówce - wydaje się być człowiekiem, który momentami jest jedynie obserwatorem wydarzeń, które go nie dotyczą. Jakby był zupełnie nieobecny dla postronnych.
Sam język poprawny, ale widać, że Kopińska bardzo dobrze porusza się w klimatach reportażu. Momentami jest zbyt oschle, wręcz "faktograficznie", do tego można się złapać na tym, że człowiek zgubił gdzieś przeniesienie akcji w czasie. Przypuszczalnie ze względu na styl bliższy reportażowi, miejscami sama autorka się gubi, jednocześnie wprowadzając mętlik w głowie czytelnika. Przykładem fragment gdy akcja dzieje się z udziałem kilku osób i nagle postacie wychodzą z pomieszczenia - pada tam na końcu imię jednej z nich. Nie wiadomo tylko kto to. Czy to jeden z salowych? A może jeden z podopiecznych placówki? Dowiedzieliśmy się jedynie, że to jakiś Michał. Czy to osoba opisywana wcześniej? Nie ma pewności.
Wkradły się też błędy logiczne. W tym wypadku, będzie to minimalny spojler. Minimalny, bo w sumie nie odnosi się wrażenia, że wyjawienie prawdy coś zmienia. Ba, człowiek nawet cofa się by sprawdzić. Mianowicie, mowa jest o tym, że Adam dostał się do szpitala na fałszywym dowodzie osobistym. Żeby było ciekawiej, to Adam stwierdził najwyraźniej, że podrobi tylko nazwisko. Nagle okazuje się, że ordynator Alicja zna prawdziwe personalia bohatera. Nie dziwi go to absolutnie, choć wydawałoby się, że przynajmniej powinien udać zaskoczenie, że został zdemaskowany. Jak pisałem wcześniej - gdyby nie zdanie o fałszywej tożsamości, nie odczułbym (w sumie nie czułem tego wcale), że reporter ukrywa się pod nieprawdziwym nazwiskiem.
Zakończenie pominę, bo nie chce spojlerować, ale jest naciągane jak plandeka na Żuku, do tego można odnieść trochę wrażenie, że autorka za bardzo zluzowała wrotki w stosunku do dość realistycznej treści reszty.
P. S. Nie mogę nie pozwolić sobie skomentować jednej rzeczy odnośnie opinii dotyczących książki, które przeczytałem tutaj. Dość często ludzie piszą tu błędnie, że ta książka to kolejny reportaż autorki. Ja wiem, że styl treści jest jaki jest, ale nie zauważyć, że tu jest fabuła? Nie fabularyzowany reportaż, a fabuła...

Mam problem z oceną tej książki. Dostała 5/10, ale chyba jedna gwiazdka za potencjał. Zmarnowany potencjał. Sam zamysł fabularny jest interesujący. Może nieco sztampowy, bo od razu skojarzył mi się z Kuracją, jednak powierzchownie. Jednak im dalej w las, tym gorzej. A samo zakończenie, nie dość, że pisane na kolanie, to jeszcze bardzo mocno zawodzące. Aż się prosiło by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznam, że gdyby nie zakończenie, to byłoby przynajmniej jedną gwiazdkę wyżej. Trochę się zawiodłem.
Wątki zarówno kryminalny jak i obyczajowy interesujące. Ciekawie poprowadzone, czytało się szybko i z zainteresowaniem. Do tego stopnia, że spoglądając na ilość przeczytanych stron człowiek nabierał pewnej niepewności. Jak szybko to wszystko zostanie rozwiązane? Kartek coraz mniej, a akcja przyjemnie się sączy, ale - pomimo mijającego w fabule czasu - odnosi się wrażenie, że dość nieśpiesznie. I właśnie w tym miejscu pojawia się niedosyt. Spinanie klamrą całości jest trochę za szybkie. Choć składa się w logiczną całość - z pewnymi zastrzeżeniami, ale to raczej niuanse - to sprawia wrażenie pisanego na kolanie. Ma się odczucie, że pewne wątki nie zostały pociągnięte do końca. Choćby postać Grzegorza finalnie wygląda dość blado. Nie wykorzystano również faktu znajomości dwóch postaci.
Na minus gra też fakt, że jednej tajemnicy i powiązanych z nią wydarzeń, czytelnik jest w stanie domyśleć się dość wcześnie i to z dużą dozą pewności. Czeka się jedynie na potwierdzenie przypuszczeń i dodania niuansów.
Reasumując. Lektura bardzo przyjemna. Bardzo dobra w 3/4, w ostatniej ćwiartce jakościowo ciut gorzej, ale nie zaburza to bardzo mocno dobrej całości. Polecam mimo wszystko.

Przyznam, że gdyby nie zakończenie, to byłoby przynajmniej jedną gwiazdkę wyżej. Trochę się zawiodłem.
Wątki zarówno kryminalny jak i obyczajowy interesujące. Ciekawie poprowadzone, czytało się szybko i z zainteresowaniem. Do tego stopnia, że spoglądając na ilość przeczytanych stron człowiek nabierał pewnej niepewności. Jak szybko to wszystko zostanie rozwiązane? Kartek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podróż sentymentalna. Sam do czynienia miałem z LM od sezonu 2000/01, ale po czasie mocno zagłębiłem się w edycje poprzednie. Więc w podstawowej treści nie było dla mnie raczej nic odkrywczego. Opisane przyjemnym piórem autora, plus do tego interesujące smaczki, o których raczej nie wspomina się przy innych podsumowaniach sezonu. Rzetelna praca. Fajnie poprowadzone historie, głównie oparte na opisie drużyn, które dążyły do finału.
Miejscami Orłowski trochę się pogubił. Stwierdzenie, że Clarence Seedorf najlepszy okres swojej kariery spędził w Realu, to jakiś absurd. Ja wiem, że autor jest fanem hiszpańskiej piłki, ale chyba bezdyskusyjnie Holender najlepsze lata spędził w Milanie. No i stwierdzenie, że na odwołanie wtorkowej kolejki LM z powodu wydarzeń 9/11, działacze UEFA mieli mnóstwo czasu, bo atak terrorystyczny wydarzył się rankiem, to kolejny absurd. Nie minął się z prawdą, jednak względem czasu z Nowego Jorku. W Europie wtedy była praktycznie godzina 15. Więc tego czasu wcale tak wiele nie było. Ganienie działaczy na kartach było trochę nad wyrost. Wiem, czepiam się, jednak te dwie rzeczy mocno zapadły mi w pamięć. Przy całym ogromie świetnej pracy wkradły się dwa tak szkolne błędy.

Podróż sentymentalna. Sam do czynienia miałem z LM od sezonu 2000/01, ale po czasie mocno zagłębiłem się w edycje poprzednie. Więc w podstawowej treści nie było dla mnie raczej nic odkrywczego. Opisane przyjemnym piórem autora, plus do tego interesujące smaczki, o których raczej nie wspomina się przy innych podsumowaniach sezonu. Rzetelna praca. Fajnie poprowadzone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mamy to! Mróz ma grafomańskie bingo! Wikipedia - jest, bateryjka erudycyjna - jest, brak logiki - jest, postacie płaskie jak dupa węża - są. No i teraz wjeżdża cały na biało on sam. Musi zareklamować swoje grafomańskie wypociny oraz platformę gdzie można obejrzeć serial na podstawie jego pisaniny. Tak trzymać Remek! Idziesz ze swoim ego w dobrym kierunku. Teraz czas dogonić Katarzynę Michalak - reaktor wytrzyma. Ałtorkasia umieściła siebie w przynajmniej jednej książce, gdzie była taka, że och i ach! Więc co Ci Remek szkodzi, że będziesz przechodził jako postać poboczna Ty - wspaniały, cudowny, przystojny, inteligentny, utalentowany, pan pisarz, któremu każdy zazdrości wszystkiego. Przewiduję, że to się wydarzy, bo masz tak wielkie ego, że nawet nie raczysz czytać tego co piszesz. Każdy autor (przepraszam autorów, Mróz jest grafomanem), który szanuje czytelnika, czyta swoje dzieło gdy trochę odleży, po to by poprawić nieścisłości, wyrzucić bzdury itd. Ty za to potrafisz zaprzeczyć sobie na przestrzeni 15 stron. I to tak, że odwracasz kota ogonem o 180 stopni, bo nie pamiętasz co napisałeś.
A w przerwach od pisania nie zapomnij pomiziać się z towarzystwem wzajemnej adoracji (kolejny element grafomanii, nachalne wrzucanie kumpli w powieść). Paciorek i spółka pewnie czeka z uśmiechem.

Mamy to! Mróz ma grafomańskie bingo! Wikipedia - jest, bateryjka erudycyjna - jest, brak logiki - jest, postacie płaskie jak dupa węża - są. No i teraz wjeżdża cały na biało on sam. Musi zareklamować swoje grafomańskie wypociny oraz platformę gdzie można obejrzeć serial na podstawie jego pisaniny. Tak trzymać Remek! Idziesz ze swoim ego w dobrym kierunku. Teraz czas dogonić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety, zawiodłem się. Spodziewałem się raczej treści jak wypadek X miał wpływ bezpośrednio na świat lub też na samą motoryzację. Tymczasem w części historii, pominięcie wypadku/stłuczki mogłoby przejść niezauważone. Miejscami samemu zdarzeniu jest poświęcone zaledwie parę linijek. Czasem nawet niepowiązanych z faktycznym "zmienianiem świata". W innych przypadkach jest tylko "gdybologia". Powinno być 3/10, ale gwiazdkę więcej dam za to, że kilka sekcji było w dość interesujących, choć poza tematem przewodnim książki (tym, który miał być).

Niestety, zawiodłem się. Spodziewałem się raczej treści jak wypadek X miał wpływ bezpośrednio na świat lub też na samą motoryzację. Tymczasem w części historii, pominięcie wypadku/stłuczki mogłoby przejść niezauważone. Miejscami samemu zdarzeniu jest poświęcone zaledwie parę linijek. Czasem nawet niepowiązanych z faktycznym "zmienianiem świata". W innych przypadkach jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak zwykle u Szczygielskiego, czyta się błyskawicznie. Bardzo ciekawa konstrukcja całości. Wciąga i dawkuje emocje odpowiednio. Prowadzi po nitce do kłębka, ale tego kłębka nie widać, co oznacza, że rozwiązanie fabuły zaskakuje. Jednocześnie skłaniając też ku refleksji o przyszłości i przeszłości.

Jak zwykle u Szczygielskiego, czyta się błyskawicznie. Bardzo ciekawa konstrukcja całości. Wciąga i dawkuje emocje odpowiednio. Prowadzi po nitce do kłębka, ale tego kłębka nie widać, co oznacza, że rozwiązanie fabuły zaskakuje. Jednocześnie skłaniając też ku refleksji o przyszłości i przeszłości.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lubię anegdoty piłkarskie. Nawet bardzo (wręcz żałuję, że nikt na naszym rynku nie pokusił się o zbiór takowych wyjętych z polskiego grajdołku). Ty jest ich sporo, jednak jako całość jest bardzo nierówno. Są anegdotki i ciekawostki większe i mniejsze (np. o postaciach, które nic nie mówią, chyba, że ktoś bardzo głęboko siedzi w Calcio), ale sporo jest też historii w deseń "negocjowali długo już wydawało się, że się dogadają/nie dogadają, ale się udało". Po kilku takich zaczyna się to robić dość wtórne. Niemniej takie 3/4 zawartości czyta się bardzo przyjemnie. Nie jest to najlepsza pozycja piłkarska jaką czytałem, jednak warta poznania. Na koniec błędy. Czasem trafiają się trafiają i to z rodzaju tych dość kuriozalnych. Jak choćby prezydent Barcelony Nunez negocjujący w 2002 transfer - w tamtym czasie od dwóch lat prezydentem był Gaspart.

Lubię anegdoty piłkarskie. Nawet bardzo (wręcz żałuję, że nikt na naszym rynku nie pokusił się o zbiór takowych wyjętych z polskiego grajdołku). Ty jest ich sporo, jednak jako całość jest bardzo nierówno. Są anegdotki i ciekawostki większe i mniejsze (np. o postaciach, które nic nie mówią, chyba, że ktoś bardzo głęboko siedzi w Calcio), ale sporo jest też historii w deseń...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kupiona na promce w dyskoncie, więc na LC nie było okazji zajrzeć. A trochę szkoda, bo wtedy bym zauważył kluczowe słowa "dla młodzieży". Lampka zapaliła mi się przy opisie, ale skoro np. King potrafi napisać świetny thriller z perspektywy dziecka (Instytut), to stwierdziłem, że dam szansę. No i do tego uwielbiam gdy akcja toczy się w dość klaustrofobicznych miejscach - uwielbiam Coś (za Kim Jesteś? Campbella jeszcze się nie zabrałem). A tu klimat od razu skojarzył mi się z charakterystyczną muzykę początku filmu i brodatą gębą Kurta Russella. ;-)

Książka poprawna, choć dość infantylna momentami. Zarówno w stylu jak i czasami wręcz infantylności fabularnej. Młodzieżowość podkreśla jeszcze wręcz ogromny rozmiar czcionki. Gdyby była zastosowana "standardowa", to książka byłaby o połowę cieńsza. Jeden z wątków zupełnie niepotrzebny. Ba, wręcz wygląda jakby autor miał pomysł, ale z czasem okazało się, że jest słaby, jednak nie postanowił go wyrzucić. Czyta się szybko (duży wpływ czcionki, ale o tym pisałem wcześniej), wzbudza zainteresowanie by poznać rozwiązanie. Dwuznacznie można stwierdzić odnośnie zakończenia. Z jednej strony może sugerować serię z drugiej niekoniecznie.

Ogólna ocena 4/10. Gdybym miał ze dwie dekady mniej, to pewnie tak kręciłaby się w okolicach 6/10. Dla młodszych czytelników polecam. Starszym? Średnio.

Kupiona na promce w dyskoncie, więc na LC nie było okazji zajrzeć. A trochę szkoda, bo wtedy bym zauważył kluczowe słowa "dla młodzieży". Lampka zapaliła mi się przy opisie, ale skoro np. King potrafi napisać świetny thriller z perspektywy dziecka (Instytut), to stwierdziłem, że dam szansę. No i do tego uwielbiam gdy akcja toczy się w dość klaustrofobicznych miejscach -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak zwykle u Szczygielskiego - klasa. Książkę się pochłania. Część rozwiązań jest podana poniekąd na tacy, jednak człowiek nie zwraca na to uwagi podczas lektury. Prze dalej by poznać zakończenie. Przyjemne zakończenie. Choć trochę - przyznam - pogmatwane. Musiałem czytać pewien fragment dwukrotnie by połączyć wątki, bo dziwnie się spinały. Za to zresztą jedna gwiazdka mniej. Myślę panie Bartoszu, że można było jednak mniej węzłowato. Nie zmienia to jednak oceny bardzo dobrej jako całość. Czekam na kolejne powieści pióra autora, gdyż tą książką pokazał, że jest pisarzem uniwersalnym, nie zamkniętym w jednej konwencji.

Jak zwykle u Szczygielskiego - klasa. Książkę się pochłania. Część rozwiązań jest podana poniekąd na tacy, jednak człowiek nie zwraca na to uwagi podczas lektury. Prze dalej by poznać zakończenie. Przyjemne zakończenie. Choć trochę - przyznam - pogmatwane. Musiałem czytać pewien fragment dwukrotnie by połączyć wątki, bo dziwnie się spinały. Za to zresztą jedna gwiazdka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na wstępie napiszę, że jestem w trakcie lektury tego gniota i to od sierpnia ubiegłego roku. Dotarłem do 130 strony. Czemu tak mało przeczytałem? Czemu wystawiłem już ocenę? Czemu piszę tę opinię? Już śpieszę z wyjaśnieniami.

Jeśli trafiam na wybitnie złą książkę, to moim guilty pleasure jest rozłożenie jej na części pierwsze. Napisanie analizy, gdzie wypominam wszystkie grzechy i grzeszki danego tytułu, czasem nawet czepiając się do przesady - to jest zależne jak bardzo pozycja zaszła mi za skórę. Stąd póki co zaledwie 130 stron, gdzie zmęczyłem się niesamowicie. Opis z tyłu zachęcał dość ciekawie zapowiadającą się fabułą, zresztą gdyby nie to, nie nabyłbym tej książki. To, że będzie analizowane i to ostro, przesądziło się już na kilku pierwszych stronach. Wiadome było, że Wioska kłamców, nie przeskoczy pewnego poziomu. Dość powiedzieć, że dłuższa pozycja innego grafomana - Remigiusza Mroza - zajęła siedem stron analizy w całości. Tu 1/3 to już osiem stron. Prosta matematyka wykazuje, że finalnie wynieść powinna dwadzieścia cztery. Wrócę na chwilę do męczarni, zadając pytanie - czy mieliście kiedyś w ręku książkę, gdzie czytając musieliście rozchodzić ciary żenady? Tak, tym dla mnie była i jest Wioska kłamców.

Przejdę teraz do odpowiedzi na pozostałe dwa postawione pytania. Czemu już ocena (i to jaka) oraz to czemu opinię piszę w tej chwili. Zostałem wywołany do tablicy przez samą Panią autorkę (choć raczej winno być ałtorkę, ewentualnie grafomankę, zwłaszcza patrząc na niesamowitą płodność w krótkim okresie). Wdaliśmy się w polemikę. Przedstawiłem swoje wnioski i uwagi, naiwnie licząc na jakiekolwiek ustosunkowanie się twórczyni w sposób choć minimalnie krytyczny wobec swojego dzieła. Okrutnie się pomyliłem. Pani Greń absolutnie nie miała do siebie nic do zarzucenia, ba wręcz sprawiała wrażenie obrażonej na to, że ktoś może wytknąć jej kardynalne błędy - które oczywiście w jej mniemaniu błędami nie są. Gdy odbiłem piłeczkę po raz kolejny, to z drugiej strony nie miałem już przeciwnika. Najwyraźniej uraziłem dumę, bądź zabrakło argumentów. Teraz krótko o grzechach i grzeszkach. Ex policjantka, która jest kreowana na empatyczną, błyskotliwą, inteligentną i mającą "policyjnego nosa" osobę, jest w stanie odrzucić kilkukrotnie kluczowe dowody w sprawie śledztwa, które prowadzi. Raz bym zrozumiał, bo może taki zamysł autora by pokazać, że postać nie jest nieomylna, Jednak gdy wzrusza ramionami na poszlakę, która jest potężna jak latarnia morska, na którą się bezpośrednio płynie, to niestety ale odnosi się wrażenie, ze albo bohaterka ma być celowo głupia, albo ktoś tu próbuje z czytelnika zrobić idiotę. Stawiam na to drugie. Takich scen jest tam znacznie, znacznie, znacznie więcej. Infantylny humor? Proszę bardzo. Aczkolwiek tu mogę się trochę czepiać, gdyż dzień przed rozpoczęciem lektury Wioski kłamców, czytałem świetną trylogię Szczygielskiego, o Gabrielu Bysiu. Więc książka Pani Greń była dla mnie gongiem w twarz, kopem w nerki i na koniec splunięciem w twarz. Dlatego humor rodem z "zeszytów szkolnych" irytował kilka razy bardziej. Kontynuując. Postacie poboczne są idiotami? Oczywiście. Pominięcie opisów istotnych rozmów i zapisanie je w formie, którą można określić jako "macha łapami, kręci się i coś mówi". Więcej uwagi poświęcone jest zapisaniu jak nasza (nie)dzielna bohaterka otrzymuje "arcyistotne zadanie, jakim jest obranie i pokrojenie warzyw na bulion" (sic!) To jest cytat, ja nie żartuję. I to nie jest napisane w żartobliwym tonie. Może cytowane słowa nie są w pełni dokładne, gdyż nie mam w tym momencie książki pod ręką, ale sens i "dramatyzm" jest zachowany. W taki sposób dochodzimy do odpowiedzi, czemu akurat taka ocena. Absolutnie nic nie jest w stanie sprawić, że pozostałe 2/3 zawartości nagle poszybuje o kilka poziomów. Dodam jeszcze na koniec, że opinia trafia teraz, gdyż poza wywołaniem do tablicy, nie wiem jak długo zajmie mi przebrnięcie przez resztę tej książki. Jestem uparty, więc skończę ją czytać. Jednak coś przy czym czuję, że się uwsteczniam wolę dozować w niewielkich dawkach. Zwłaszcza, jeśli po przyjęciu zbyt pokaźnej, miałbym zacząć pisać na poziomie Pani Greń.

Naturalnie gdy skończę czytać tę pozycję, nie omieszkam podzielić się tu pełną analizą tego dzieła. Nie wiem tylko w jakiej formie. Bo wrzucenie całej ściany tekstu w miejsce na opinie może być nie do przebrnięcia dla zainteresowanych. Nie wykluczam, że zmotywuje mnie to do stworzenia jakiegoś bloga, gdzie będę "recenzował i analizwoał" literaturę klasy Z. A wszystko z dwóch powodów. Żebyście Wy nie musieli tego czytać i żeby takim autorom nie dawać zarobić, bo to ostrzy ich grafomańskie pióra. Trzymajcie się ciepło i do przeczytania w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Na wstępie napiszę, że jestem w trakcie lektury tego gniota i to od sierpnia ubiegłego roku. Dotarłem do 130 strony. Czemu tak mało przeczytałem? Czemu wystawiłem już ocenę? Czemu piszę tę opinię? Już śpieszę z wyjaśnieniami.

Jeśli trafiam na wybitnie złą książkę, to moim guilty pleasure jest rozłożenie jej na części pierwsze. Napisanie analizy, gdzie wypominam wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak zwykle wysoki poziom, świetna fabuła z zawiłościami. Książka trzymająca w napięciu. Jedna gwiazdka mniej, bo wydaje mi się, że jedna kwestia warta wyjaśnienia, nie została uwzględniona. Niemniej, nie zaburza to odbioru całości. Ot byłem ciekaw "czemu tak" i niestety się nie dowiedziałem.

Jak zwykle wysoki poziom, świetna fabuła z zawiłościami. Książka trzymająca w napięciu. Jedna gwiazdka mniej, bo wydaje mi się, że jedna kwestia warta wyjaśnienia, nie została uwzględniona. Niemniej, nie zaburza to odbioru całości. Ot byłem ciekaw "czemu tak" i niestety się nie dowiedziałem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytało się rewelacyjnie. Dobrze rozwiązane wszystkie wątki, bohaterowie z krwi i kości. Jedna gwiazdka mniej za jeden detal. Pretensjonalne zachowanie jednej postaci dość mocno odkrywało karty, jednak absolutnie nie doprowadzało do przedwczesnego rozwiązania zagadki.

Czytało się rewelacyjnie. Dobrze rozwiązane wszystkie wątki, bohaterowie z krwi i kości. Jedna gwiazdka mniej za jeden detal. Pretensjonalne zachowanie jednej postaci dość mocno odkrywało karty, jednak absolutnie nie doprowadzało do przedwczesnego rozwiązania zagadki.

Pokaż mimo to