-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2019-11-10
2018-06-09
2018-05
2018-03-18
2017-10-02
Bardzo interesujący dokument z epoki.
Bardzo interesujący dokument z epoki.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-12
2008
Ironiczna, bardzo dygresyjna, rojąca się od aluzji i makaronizmów - zainspirowała mnie do napisania opowiadania, które uznałam za... swoje ukochane dziecko. Być może właśnie w tym chorym, pedofilskim aspekcie.
Ironiczna, bardzo dygresyjna, rojąca się od aluzji i makaronizmów - zainspirowała mnie do napisania opowiadania, które uznałam za... swoje ukochane dziecko. Być może właśnie w tym chorym, pedofilskim aspekcie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-01
Wspaniały zbiorek kipiący miłością do morza i życia w jego pobliżu (spojrzenie na tę część twórczości Strindberga rzeczywiście bardzo pogłębia jego obraz i wyprowadza czytelnika z mniemania, że był to zgorzknialy człowiek teatru, nie wychodzący poza kulisy). A co do tytułowego opowiadania, bardzo miło było przyjrzeć się jego polemice z Ibsenem... i poniekąd zapowiedź jego konfliktu z samą Dagny Juel, która tak później wyczerpie go psychicznie swoją "kobiecą" niezależnością.
Wspaniały zbiorek kipiący miłością do morza i życia w jego pobliżu (spojrzenie na tę część twórczości Strindberga rzeczywiście bardzo pogłębia jego obraz i wyprowadza czytelnika z mniemania, że był to zgorzknialy człowiek teatru, nie wychodzący poza kulisy). A co do tytułowego opowiadania, bardzo miło było przyjrzeć się jego polemice z Ibsenem... i poniekąd zapowiedź jego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-01
Książkę tę z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto ceni angielski humor i absurdalne zwroty akcji. Wodehouse to taki Hasek, tylko "ichniejszy".
Książkę tę z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto ceni angielski humor i absurdalne zwroty akcji. Wodehouse to taki Hasek, tylko "ichniejszy".
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-01
2015-12-01
2015-11-08
Dziś na pewno uznano by "Awantury arabskie" za rasistowskie.
Cudowna książka! Ma urok baśni z tysiąca i jednej nocy (których swego rodzaju dojrzałą wersję stanowi) i cały czar Bliskiego Wschodu, wszystkie kwieciste porównania znane z oryginału, długie opisy i styl bliski biblijnemu - a obnaża przy tym (w sposób ostry i bezceremonialny, ale nie bezczelny, z polotem i dowcipem) całą czarną stronę kultury arabskiej: ksenofobię, seksizm, przewrotność, fałszywą grzeczność wobec sąsiadów, rozdźwięk między subtelną mową a grubianskim zachowaniem, tym co estetyczne, a tym co brudne (nieraz dosłownie - hurysy i piękne konie stykają się tu z ludźmi uragajacymi higienie). Aż dziw, że napisał to akurat Makuszyński (i to wyraźnie nie dla dzieci). I to całe sto dwa lata temu...
Była to dla mnie doskonała odskocznia od lęku, jakim napawają mnie radykalni muzułmanie.
Dziś na pewno uznano by "Awantury arabskie" za rasistowskie.
Cudowna książka! Ma urok baśni z tysiąca i jednej nocy (których swego rodzaju dojrzałą wersję stanowi) i cały czar Bliskiego Wschodu, wszystkie kwieciste porównania znane z oryginału, długie opisy i styl bliski biblijnemu - a obnaża przy tym (w sposób ostry i bezceremonialny, ale nie bezczelny, z polotem i...
2015-09-22
Książka przyjemna w odbiorze, prosta (choć tak wielowątkowa), bardzo sprawnie skonstruowana. Mostowicz operuje zgrabnym i pełnym erudycji językiem, a przy tym nie stara się nim nigdzie na siłę popisywać. Styl i użyte słownictwo zawsze pasują do sytuacji i postaci - makaronizmy i "uczone androny" w ustach szlachty i dorobkiewiczów, ordynarne słowa i gwara warszawskiej ulicy u ludzi z półświatka. Wszystko na swoim miejscu. Wszystko jakże pasujące, poprawne, namacalne. Wszystko wyraziste, logicznie zbudowane, po prostu piękne w swej prostocie - a przy tym niepozbawione bogato zarysowanego tła, jakiejś głębi, niczym starannie zbudowana scenografia filmowa. Czuje się, że te postaci przeżywają, planują, myślą, a ich troski i radości są realne. Ma się przed oczami ich świat - zarówno rautów z piórami we włosach dam, jak i kuchni śmierdzących tłuszczem (czy nawet czarnych mszy, w które arystokracja raczyła się bawić).
Tak bardzo podobała mi się ta opowieść (i tak łatwo było mi zrozumieć wszystkich bez wyjątku jej bohaterów), że ciężko jest mi się przyczepić do czegokolwiek - może tylko do tego, że jest w tak przykry sposób aktualna i prawdopodobna, a jej zakończenie tak niespodziewane i oczywiste zarazem. Zarówno sam przypadek Nikodema Dyzmy, jak i reakcja otoczenia na tę postać stawiają niemiłą i raczej prawdziwą diagnozę Polakom jako społeczeństwu. Niestety, prędko się ona chyba nie zmieni...
Wystawiam ostatnio sporo pozytywnych opinii, aż sama sobie się dziwię - z drugiej strony jednak mam szczęście czytać od ponad 3 miesięcy tak dużo dobrej (lub chociaż przyzwoitej) literatury, że nie powinnam narzekać. "Kariera Nikodema Dyzmy" nie jest wyjątkiem. Na szczęście.
Książka przyjemna w odbiorze, prosta (choć tak wielowątkowa), bardzo sprawnie skonstruowana. Mostowicz operuje zgrabnym i pełnym erudycji językiem, a przy tym nie stara się nim nigdzie na siłę popisywać. Styl i użyte słownictwo zawsze pasują do sytuacji i postaci - makaronizmy i "uczone androny" w ustach szlachty i dorobkiewiczów, ordynarne słowa i gwara warszawskiej ulicy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08
Książkę tę powinno moim zdaniem przeczytać każde dziecko w drugiej (lub nawet trzeciej) dekadzie swojego życia. I to raczej później niż wcześniej. Ma wysoką wartość terapeutyczną, lecz zarazem i traumatyczną (co w świecie zdominowanym przez bezstresowy model wychowania i wszelkiej maści "bajki bez przemocy", nie przekazujące żadnej mądrości poza banalnym morałem, może być dla młodego człowieka nieocenionym suplementem jego literackiej diety).
O czym jest "Księga rzeczy utraconych"?
Connolly odwiedza nas w naszym małym światku. Światku, w którym każdy z nas się kiedyś znalazł, uciekając przed komplikującym się i przekształcającym wbrew naszej woli w dorosłe życiem. Światku naszych wczesnonastoletnich rozpaczy i tęsknot. Światku niechęci do dorosłych i zawiści o inne dzieci. Światku tęsknoty za prostym, pięknym dzieciństwem i utraconą (dosłownie lub w naszym mniemaniu) bezwarunkową miłością matki, a także - co dotyczy już nie nas, a tylko głównego bohatera - będącym ucieczką od II wojny światowej. I zabiera nas na długą wyprawę. Scenerią będzie bezimienna kraina, która jest po prostu złą Narnią - zaśnieżonym, cichym, ciemnym miejscem pełnym pokus, niebezpieczeństw i niejednoznaczności, której tron zostanie nam zaproponowany. Nie poznamy żadnego Lwa, który pokazywałby nam jasną, prostą, rycerską i prawą drogę do tego tronu. Z czasem może się też okazać, że ceny jego objęcia nie zdołamy zapłacić. Poznawane przez nas postacie będą próbowały nas zabić albo manipulować nami, wzajemnie oczerniając się przed nami i siejąc nasze wątpliwości. Opowiadane nam tutaj historie - najczęściej mroczne i złe wersje klasycznych baśni - będą nas niepokoić i wstrząsać nami od pierwszej chwili (są nie tylko brutalne, ale i dwuznaczne seksualnie). To, co sprowadziło nas do świata baśni, okazać się może ułudą. A świat realny, którym wzgardziliśmy, może okazać się jedyną możliwą ucieczką.
Connolly wspaniale poradził sobie z trudnym zadaniem napisania książki dla dzieci i dorosłych, i to nie tylko dlatego, że w fabułę wplótł mnóstwo aluzji literackich (jest to niewątpliwa zaleta książki, ale czytając jej opis można błędnie pomyśleć, że jedyna).
Dzieci odnajdą w niej rozmaite nauki życiowe, które nie tylko nie będą im wyłożone jak krowie na rowie - przeciwnie, wiele z tych historii trzeba dłużej pokontemplować, by domyślić się, o co w nich chodziło, a niektóre pod dosłownym i prostym morałem (jak "nie chodź sam do lasu") ukrywają drugie dno interpretacyjne - ale w dodatku będą podszyte zarówno pociechą, jak i strachem (a oba są potrzebne do rozwoju). Na tym jednak nie koniec. Autor wda się z dzieckiem w dyskusję na trudne dla niego tematy (jak umiejętność godzenia się ze stratą, radzenie sobie z pojawieniem się w rodzinie osób, których się wcale nie lubi, granice wolności własnej i wolności rodziców, uprzedzenia, fobie i dyskryminacja, padanie ofiarą przemocy fizycznej czy słownej, ciężar wyrzutów sumienia, gdy samemu stosuje się przemoc, etc). Zostawi je także z mnóstwem pozornych dziur fabularnych oraz pytań pozbawionych jakiejkolwiek odpowiedzi, z którymi będą musiały się mierzyć same i szukać ich w kolejnych książkach czy własnych doświadczeniach życiowych.
Dorośli zaś znajdą w "Księdze..." - poza piękną literacko i bardzo trafną metaforą istoty świata koszmarów, zarówno dziecięcych, jak dojrzałych, tych sennych oraz tych występujących i dręczących nas na jawie - przede wszystkim odbicie siebie z owej egoistycznej (często postrzeganej później jako żałosna) epoki swojego rozwoju. I być może ją trochę rozgrzeszą. Główny bohater - dwunastoletni David niepotrafiący odnaleźć się w nowej rodzinie swojego owdowiałego ojca - nie jest bowiem marudny, złośliwy czy irytujący, choć mimo braku tych "typowych" wad w pełni wpisuje się w schemat dziecka w swoim wieku i jest w tym wiarygodny. Connolly dobitnie przypomina nam, że przecież sami siebie nie uważaliśmy wtedy za złych - mieliśmy motywy, całkiem dla nas przekonujące, i ludzi, których w swoim osądzie szczerze i "sprawiedliwie" potępialiśmy, nie zdając sobie sprawy z tego, że tylko przerzucamy na nich winę za nieszczęśliwe przypadki i własne niepowodzenia. Pokazuje nam też, że w rzeczy samej nie byliśmy wcale źli. Trzeba bowiem wysiłku, aby stać się naprawdę złym - i czeka to na człowieka dopiero na końcu jego podróży. Nikt nie startuje do dorosłości z innej pozycji, niż obarczone jakąś traumą, zagubione dziecko, pełne uprzedzeń, kompleksów i niezrozumienia, podatne na sugestie i pokusy. Nikt też nie przechodzi tej drogi bez bólu, jeżeli nie pozna na czas zalet samodyscypliny. Tej zaś można używać poprawnie lub nieetycznie - źli ludzie przecież także doskonale się kontrolują.
Jedyne, co może nieco obniżać moją ocenę tej książki, to fakt, że niezbyt spodobało mi się jej zakończenie. Nie było złe czy nielogiczne - było tylko tandetne. Pewne symbole, które zostały w nim użyte, zepsuły dobre i wysmakowane wrażenie, jakie zrobiła na mnie "Księga...", i jestem pewna, że można było ich uniknąć bez szkody dla całości.
Książkę tę powinno moim zdaniem przeczytać każde dziecko w drugiej (lub nawet trzeciej) dekadzie swojego życia. I to raczej później niż wcześniej. Ma wysoką wartość terapeutyczną, lecz zarazem i traumatyczną (co w świecie zdominowanym przez bezstresowy model wychowania i wszelkiej maści "bajki bez przemocy", nie przekazujące żadnej mądrości poza banalnym morałem, może być...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07
Jedna z najpiękniejszych książek dla dzieci, jakie miałam okazję kiedykolwiek czytać, doskonale broniąca się również w oczach dorosłego czytelnika. Styl Funke przypominał mi bardzo dokonania jednego z moich ulubionych autorów lat szczenięcych, Michaela Ende (i czy to nie frapujący przypadek, że niemieccy autorzy książek dla dzieci tak bardzo lubią snuć swoje fabuły w scenerii Włoch?...).
Opisywane miasto jest tak piękne i magiczne - a "magiczność" ta bierze się w zasadzie z samej cudowności opisywanych lokacji, nie zaś z magii per se - że chciałoby się w nie na zawsze wniknąć. Funke obudziła we mnie nostalgię (zupełnie jakbym kiedykolwiek odwiedziła Wenecję) i wspomnienia własnego dziecinnego postrzegania rzeczywistości, owego doszukiwania się na każdym kroku "cudów" we własnym mieście rodzinnym. Bardzo mi też pomogła w uporaniu się z obecną tęsknotą za Wrocławiem - innym "miastem na wodzie", w którym na co dzień mieszkam. Niejednokrotnie łapałam się na przetwarzaniu sobie powieściowej Wenecji na znane mi miejsca wrocławskie.
Bohaterowie dziecięcy są żywi i sympatyczni, żadnego nie da się pomylić z innym (szczególnie przypadł mi do gustu tytułowy Król, z którym z racji pewnego podobieństwa bardzo łatwo było mi się identyfikować). Postacie dorosłych posuwają się niekiedy do karykatury - zwłaszcza ciotka Estera i detektyw - ale daje się to wyjaśnić właśnie dziecięcą perspektywą narracji; jako dziecko sama redukowałam znanych mi dorosłych do kilku najbardziej wyrazistych cech, nie zastanawiając się nad motywami, które przyświecają ich zachowaniu czy podejmowanym decyzjom.
Najsłabszymi elementami opowieści, choć mającymi swój sens i z pewnością postrzeganymi przez dzieci zupełnie odwrotnie, są wątek magiczny i związane z nim rozwiązanie akcji. Nie przypadł mi do gustu zwłaszcza sposób, w jaki rozwikłano trudną sytuację dalszego losu wszystkich dzieci - wiem, że w baśniach takie potraktowanie sprawy jest na miejscu i aż się prosi, ale jego nierealność w prawdziwym życiu (do którego należy przecież Wenecja jako rzeczywiste miasto) pozostawia dorosłemu ckliwy niesmak. Nawet jeśli jest to dorosły sentymentalista.
Na szczęście samo narzędzie magicznych mocy - wspominana wielokrotnie w toku opowieści karuzela, która dzieciom dodaje lat, a dorosłym ich odejmuje - jest tak śliczną metaforą, a jej historia ma tyle wdzięku, że można z łatwością wybaczyć Funke posłużenie się nią.
Powieść godna polecenia, która podarowana dziecku będzie pewnie rosła wraz z nim.
Jedna z najpiękniejszych książek dla dzieci, jakie miałam okazję kiedykolwiek czytać, doskonale broniąca się również w oczach dorosłego czytelnika. Styl Funke przypominał mi bardzo dokonania jednego z moich ulubionych autorów lat szczenięcych, Michaela Ende (i czy to nie frapujący przypadek, że niemieccy autorzy książek dla dzieci tak bardzo lubią snuć swoje fabuły w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2008
2015-06
Polecam absolutnie każdemu - obojętne, czy bardziej fascynuje Was historia i sama epoka (Conniff zaczyna od Linneusza, a kończy w początkach XX wieku, najwięcej miejsca poświęcając oczywiście epoce wiktoriańskiej), rozwój nauk biologicznych (nie tylko samego przyrodoznawstwa - również antropologii czy historii medycyny), postaci badaczy i odkrywców, czy choćby tylko piękno zwierząt i dalekich krajów. Wszystko to w tej książce znajdziecie, opisane w pięknym stylu, bez dłużyzn, z wielu różnych stron (bo i niejednoznaczne były sylwetki wielkich odkrywców), okraszone masą ilustracji. Rzadko spotyka się książki popularnonaukowe tak wysokiej próby.
Polecam absolutnie każdemu - obojętne, czy bardziej fascynuje Was historia i sama epoka (Conniff zaczyna od Linneusza, a kończy w początkach XX wieku, najwięcej miejsca poświęcając oczywiście epoce wiktoriańskiej), rozwój nauk biologicznych (nie tylko samego przyrodoznawstwa - również antropologii czy historii medycyny), postaci badaczy i odkrywców, czy choćby tylko piękno...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06
Może gdyby autor pisał biografię (nawet niekoniecznie naukową), spróbowalabym się do czegoś przyczepić, ale czuję się podbita i rozbrojona. I to pomimo tego, że nie uwielbiam wcale klimatów średniowiecznych, a wiek XIV traktuję w dziejach jak zło konieczne i brudny przedpokój do wieku XV.
Jak na czytadło, ocena nie mogła być niższa - żywy język, barwne postacie, brak błędów rzeczowych i idealna proporcja między historią a romansem/przygodą. Tak właśnie powinno się pisać beletrystykę i fikcję w historycznej sukience. Tego spodziewałam się po Druonie (wielokrotnie mi polecanym) i to właśnie dostałam, bez rozczarowań i zawiedzionych oczekiwań. BRAWO!
Może gdyby autor pisał biografię (nawet niekoniecznie naukową), spróbowalabym się do czegoś przyczepić, ale czuję się podbita i rozbrojona. I to pomimo tego, że nie uwielbiam wcale klimatów średniowiecznych, a wiek XIV traktuję w dziejach jak zło konieczne i brudny przedpokój do wieku XV.
Jak na czytadło, ocena nie mogła być niższa - żywy język, barwne postacie, brak błędów...
2005
2002
Pozycja mniej encyklopedyczna, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, bardziej przekrojowa od typowych syntez, niektóre zjawiska tylko sygnalizująca, za to przepięknie ilustrowana, pozwalająca dosłownie nurzać się w epoce i jej obyczajowości.
Pozycja mniej encyklopedyczna, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, bardziej przekrojowa od typowych syntez, niektóre zjawiska tylko sygnalizująca, za to przepięknie ilustrowana, pozwalająca dosłownie nurzać się w epoce i jej obyczajowości.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to