rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Początkowo nie mogłem się wciągnąć. Widocznie jestem już przesycony tym Uniwersum, a przede mną jeszcze tyle książek. Jednak czas i strony mijały, a wraz z nimi moje zaangażowanie w powieść narastało.
Akcja toczy się dwutorowo. Pierwszą płaszczyzną jest rok 2033 i losy stalkera Daniły. Drugą, geneza tego schronu i droga protagonisty do jego obecnego zajęcia. Sprawia to, że Daniła w końcu nie jest stalkerem, bo tak. Wylewał hektolitry potu i łez, by się nim stać.
Jednak największą zaletę powieści stanowi wiedza autora. Opis taktyk, wyposażenia, wszystko ma swoje miejsce. Bez obaw jednak, dla osób mniej obeznanych są przypisy.
Jedna z lepszych powieści w tym Uniwersum, mimo powolnego początku. Czas na kontynuację.

Początkowo nie mogłem się wciągnąć. Widocznie jestem już przesycony tym Uniwersum, a przede mną jeszcze tyle książek. Jednak czas i strony mijały, a wraz z nimi moje zaangażowanie w powieść narastało.
Akcja toczy się dwutorowo. Pierwszą płaszczyzną jest rok 2033 i losy stalkera Daniły. Drugą, geneza tego schronu i droga protagonisty do jego obecnego zajęcia. Sprawia to, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chłopaki z Marsa to kolejna książka opowiadająca o losach naszych elitarnych. Tym razem Naval w równej mierze, co na sobie, skupił się na kolegach i koleżance. I jak zwykle stworzył wciągającą opowieść o wojakach.
Czyta się lekko, momentami niełatwo (Kaśka i Żuku), ale cały czas z nosem w stronach.
Jeśli ktoś lubił jego poprzednie książki, ta także przypadnie mu do gustu. Tylko jakim cudem Navalowi nie kończą się anegdoty i opowieści?

Chłopaki z Marsa to kolejna książka opowiadająca o losach naszych elitarnych. Tym razem Naval w równej mierze, co na sobie, skupił się na kolegach i koleżance. I jak zwykle stworzył wciągającą opowieść o wojakach.
Czyta się lekko, momentami niełatwo (Kaśka i Żuku), ale cały czas z nosem w stronach.
Jeśli ktoś lubił jego poprzednie książki, ta także przypadnie mu do gustu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To pierwsza książka Glukhovsky'ego, spoza uniwersum Metro, którą przeczytałem. Kupiłem ją za grosze na wyprzedaży, będąc ciekawym, jak poradzi sobie w realistycznej historii.
Poradził sobie całkiem dobrze. Stworzył bohatera, którego da się polubić, mimo czynów, jakich się dopuszcza. Stworzył antagonistę, którego postępowanie da się zrozumieć. Stworzył żywe postaci ze swoimi historiami i intrygami.
Jednak ich opisy bledną przy opisach miejsc. Mimo, iż nigdy nie byłem w Moskwie, wciąż podczas lektury żywo widziałem to miasto.
Sama historia, która dzieje się w stolicy Rosji, niestety już tak nie porywa. Owszem, da się w nią wciągnąć, ale nigdy tak w pełni, do końca. Nie sprawia, że siedzi się jak na szpilkach. Mogło to jednak po części wynikać z tego, że zakończenie mi zaspoilerowano, a bez tego czytałbym kolejne strony jak szalony.
Nie jest to pozycja wybitna, ale trzyma pewien dość wysoki poziom. Można przeczytać.
Nie odnosiłem się przez całą recenzję do motywu ostrzeżenia przed technologią, gdyż samej powieści tak nie odbieram. Ukazuje pewne zjawiska związane ze smartfonem, ale nie mówi chamsko, by się go pozbyć, jak to niektórzy mają w zwyczaju nam nakazywać.

To pierwsza książka Glukhovsky'ego, spoza uniwersum Metro, którą przeczytałem. Kupiłem ją za grosze na wyprzedaży, będąc ciekawym, jak poradzi sobie w realistycznej historii.
Poradził sobie całkiem dobrze. Stworzył bohatera, którego da się polubić, mimo czynów, jakich się dopuszcza. Stworzył antagonistę, którego postępowanie da się zrozumieć. Stworzył żywe postaci ze swoimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Korzenie Niebios w miarę mnie wciągnęły. Może nie były najlepszą powieścią w tym uniwersum, ale swoim odmiennym klimatem intrygowały, sprawiały, że chciało się go chłonąć. Taki magiczny realizm dla ubogich.
Krucjata Dzieci próbuje korzystać z tych samych motywów, jednak nie mam pewności, czy to one mi się ograły, czy to po prostu autor robi to w sposób dużo bardziej nieudolny. A może oba, co w połączeniu z taką sobie historią, która wciągnęła mnie tylko w dwóch momentach, przeszłości jednego z bohaterów, Waganta i we fragmentach z udziałem Samuela, którzy to też bohaterowie są jednymi z najbardziej rozbudowanych.
Przechodząc do bohaterów, po odbitych w krzywym zwierciadle stereotypach z poprzedniej części, tutaj dostajemy sporo bohaterów, którzy wcale nie są rozbudowani. Bandyta - sadysta, bękart - cwaniaczek. Ciężko było mi polubić kogokolwiek poza dwoma wyżej wymienionymi. I chociaż protagonista jest nieco bardziej skomplikowany niż pozostali, to i do niego ciężki mi było wykrzesać jakąkolwiek sympatię.
Na szczęście chociaż język pozostał ten sam, barwny. I brutalność, która miejscami nadal szokuje.
Tylko to za mało jak dla mnie. Trochę szkoda, bo widać, że Tullio Avoledo ma głowę pełną pomysłów. I ogromną wiedzę, zarówno ogólną, jak i w zakresie popkultury, dzięki czemu jest w stanie rzucać ciekawostkami i odniesieniami bardzo naturalnie.
Jeśli ktoś czytał poprzednią część, warto poznać kolejną historię osadzoną w tym samym miejscu, postnuklearnej Italii. Jeśli nie, może, gdyż najważniejsze wydarzenia poprzedniczki i tak są wplecione w fabułę jako opowieści, ale nie jest to w żadnym wypadku jazda obowiązkowa.

Korzenie Niebios w miarę mnie wciągnęły. Może nie były najlepszą powieścią w tym uniwersum, ale swoim odmiennym klimatem intrygowały, sprawiały, że chciało się go chłonąć. Taki magiczny realizm dla ubogich.
Krucjata Dzieci próbuje korzystać z tych samych motywów, jednak nie mam pewności, czy to one mi się ograły, czy to po prostu autor robi to w sposób dużo bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałem recenzje, gdy byłem w mniej więcej sześćdziesięciu procentach tej książki. Zdziwiłem się, ile negatywnych opinii zebrała. Teraz je rozumiem, aczkolwiek z mojej perspektywy, nie zgadzam się z nimi.
Zarzucano tej książce inność. A ta inność bardzo mi odpowiadała. W końcu działo się coś, co odróżnia tę powieść od kolejnych opowieści o zemście osadzonych w matuszce Rosji.
Zarzucano, że za dużo zjawisk nadprzyrodzonych. Jednak, jakby nie patrzył, Czarni też byli istotami nadprzyrodzonymi, które potrafiły wywoływać wizje. W postapo i horrorach wielokrotnie przewija się stwór pełniący rolę władcy marionetek.
Zarzucano niekonsekwencję z pozostałymi opowieściami osadzonymi w tym uniwersum. Zima nuklearna tylko we Włoszech? Cóż, tu można się przyczepić i ciężko mi to obalić, jest to odstępstwo od kanonu.
Zarzucano stereotypy w postaciach. Ksiądz z kryzysem wiary, twardzi żołnierze, w tym jeden z kulturą całkowicie na bakier, co ukrywa jego prawdziwe, wykształcone oblicze. Jednak te postaci ewoluują, mają swoje ukryte agendy.
Zarzucano powtórzone motywy, takie jak kanibalizm. Cóż, to jedno z moich pierwszych skojarzeń ze światem, który w obecnej formie się skończył i rozumiem ich użycie przez autora. Skoro nawet w oblężonym Leningradzie dopuszczano się takowych aktów, tym bardziej można sobie wyobrazić, że występowałyby w świece po apokalipsie.
Naprawdę podobała mi się ta powieść. Poetycki, pełen porównań język autora również stanowił miłą odskocznię od raczej prostej, lecz urokliwej narracji Diakowa czy Wroczka. Warto przeczytać, ale trzeba pamiętać, że jest to historia zupełnie inna niż pozostałe powieści w tym świecie.

Czytałem recenzje, gdy byłem w mniej więcej sześćdziesięciu procentach tej książki. Zdziwiłem się, ile negatywnych opinii zebrała. Teraz je rozumiem, aczkolwiek z mojej perspektywy, nie zgadzam się z nimi.
Zarzucano tej książce inność. A ta inność bardzo mi odpowiadała. W końcu działo się coś, co odróżnia tę powieść od kolejnych opowieści o zemście osadzonych w matuszce...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie oceniam książek literatury faktu... Ale gdybym to robił, dałbym dyszkę z czystym sumieniem.
Po pierwsze należy się za pracę, jako Bergman włożył w przygotowanie historii zabójstw izraelskich służb specjalnych. Za ryzyko, jakie podejmował, gdy mógł zginąć lub zostać oskarżony o zdradę.
Za to, jak za wszelką cenę starał się nie zajmować stanowiska wobec opisywanego tematu. To chyba najbardziej neutralna książka, jaką czytałem, mimo, iż temat ten może wzbudzać ogromne emocje.
Za wiedzę, jaką zawarł na tych ponad sześciuset stronach. Gdy już myślałem, że dowiedziałem się naprawdę masy informacji o operacjach Izraela, kompleksowość tej książki mnie totalnie zaskoczyła. Część operacji była opisana nieco inaczej, w części historii autor obalał mity związane z tym, jak zostało to wcześniej przedstawione w mediach. I jakoś tak, dzięki przypisom, to bardziej jemu wierzę.
Przypisy to także część, która mnie najbardziej drażniła w lekturze. Trzeba mieć naprawdę tęgi umysł, by te umieścić na samym końcu książki, co zmusza do przerzucania stron. A dodatkowych informacji jest tam zawarta całą masa.
Podsumowując, każdemu, kto interesuje się tematem, polecam wydać te kilkadziesiąt złociszy, zaparzyć herbatę, wziąć falafela i zagłębić się. Żadna minuta nie będzie stracona.

Nie oceniam książek literatury faktu... Ale gdybym to robił, dałbym dyszkę z czystym sumieniem.
Po pierwsze należy się za pracę, jako Bergman włożył w przygotowanie historii zabójstw izraelskich służb specjalnych. Za ryzyko, jakie podejmował, gdy mógł zginąć lub zostać oskarżony o zdradę.
Za to, jak za wszelką cenę starał się nie zajmować stanowiska wobec opisywanego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Średnia powiedziałbym. Taka bardzo średnia.
Z jednej strony sam pomysł na plagę jest świetny. Były już różne mutanty w świecie Metro. Ten jednak jest inny. Jest interesujący. I niszczycielski.
Sama postać protagonisty, napędzanego gorzkim paliwem, też nie jest zła. Kojarzy się trochę z Geraltem. Człowiek, który próbuje się trzymać z boku, a którego kolejne wydarzenia i tak pchają na centralną scenę.
Jednak sama intryga... Cóż, by być bezspoilerowym powiem tylko, że jest bardzo grubymi nićmi szyta. Wszelkie powiązania były jakby na siłę. Już w innych książkach z tego cyklu zawieszałem niewiarę. Tutaj ją po prostu wygnałem za okno.
Można przeczytać. Niewiele jednak się traci, gdy się pominie.

Średnia powiedziałbym. Taka bardzo średnia.
Z jednej strony sam pomysł na plagę jest świetny. Były już różne mutanty w świecie Metro. Ten jednak jest inny. Jest interesujący. I niszczycielski.
Sama postać protagonisty, napędzanego gorzkim paliwem, też nie jest zła. Kojarzy się trochę z Geraltem. Człowiek, który próbuje się trzymać z boku, a którego kolejne wydarzenia i tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oj trudna to książka, trudna. Szczególnie dla kogoś, kto do tej pory nie interesował się wojskami pancernymi. Jednak jest to też książka bardzo ważna.
Zaczyna się od rysu historycznego. I już mogą się podnieść głosy, że jak to tak, miało być o taktyce. Guderian jednak swoich wniosków nie wyciągnął znikąd. Zbudował je na bazie doświadczeń z wojny, w której czołgi zaliczyły swój debiut. Opisał to dość dokładnie, a do tego dla szczególnie zainteresowanych, w tym wydaniu znajdują się odniesienia do innych prac omawiających dane zagadnienie.
Ale w tym rozdziale znajduje się największa łyżka dziegciu. Mapy w tym wydaniu są niemal totalnie nieczytelne. O ile zdjęcia jeszcze da się odczytać, o tyle szkicom musiałem się przyglądać jak Stępień mrówce.
Następnie Guderian dopiero przechodzi do tego, jak według niego powinny wyglądać wojska pancerne. I dziś większość jego twierdzeń to straszne aksjomaty. Wtedy jednak był to rewolucyjny sposób myślenia.
I sposób myślenia, którego niepojawienie się byłoby lepsze dla Europy.
Trzeba też temu wydaniu oddać, że postarano się o komentarz w przypisach.
Na zakończenie chciałbym poruszyć pewną kwestię. Tak, książkę napisał nazista. Wbrew temu jednak nie zawiera ona zbyt wielu odniesień do III Rzeszy, a do jej ideologii ani jednego.
Jeśli nie jesteście maniakami historii, książka będzie stratą czasu. Jeśli interesujecie się historią wojskowości, książka jest obowiązkowa. A jeśli chcecie ją przeczytać, bo wierzycie w nazistowskie ideologie, lepiej przeznaczcie te pieniądze na porządnego lekarza.

Oj trudna to książka, trudna. Szczególnie dla kogoś, kto do tej pory nie interesował się wojskami pancernymi. Jednak jest to też książka bardzo ważna.
Zaczyna się od rysu historycznego. I już mogą się podnieść głosy, że jak to tak, miało być o taktyce. Guderian jednak swoich wniosków nie wyciągnął znikąd. Zbudował je na bazie doświadczeń z wojny, w której czołgi zaliczyły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Doskonale wiedziałem, że po przeczytaniu Kompanii Braci będę chciał zapoznać się i z tą pozycją, traktując ją jako uzupełnienie wiedzy. Chwyciłem więc ją z półki i ciekawy historii zacząłem czytać.
I się lekko rozczarowałem, przynajmniej początkowo. Wbrew zapowiedziom, major Winters niezbyt uzupełnia wydarzenia opisane przez Ambrose'a, będąc bardziej skróconym powtórzeniem. Szybko jednak mi to przeszło.
By zrozumieć, dlaczego, musimy sobie powiedzieć, wrażenie jakiego człowieka sprawiał major Winters. Według wszelakich opowieści, był to człowiek niezwykle skromny, opanowany i bogobojny. Taki też obraz tego mężczyzny wyłania się z jego własnych wspomnień, a właściwie z doboru słów. Mimo, iż niewątpliwie był utalentowany na poziomie taktycznym, zasługi w dużej mierze przypisuje swoim podwładnym. O swoich sukcesach wspomina rzadko, niemal wcale, częściej analizując błędy. I traktując tę książkę jako tę samą historię z innej perspektywy, patrzy się zupełnie inaczej.
Winters nie był zbyt utalentowanym gawędziarzem. O swoich losach opowiadał prostym językiem, czasami wtrącając pewne porady odnośnie dowodzenia, przez co można potraktować tę książkę po części jako motywacyjną.
Polecanka zależy więc od nastawienia do tej pozycji. Jeśli czytelnik nastawia się na uzupełnienie informacji, może się nieco rozczarować. Jeśli chce poznać tę samą historię z innej perspektywy, wtedy można przeczytać.

Doskonale wiedziałem, że po przeczytaniu Kompanii Braci będę chciał zapoznać się i z tą pozycją, traktując ją jako uzupełnienie wiedzy. Chwyciłem więc ją z półki i ciekawy historii zacząłem czytać.
I się lekko rozczarowałem, przynajmniej początkowo. Wbrew zapowiedziom, major Winters niezbyt uzupełnia wydarzenia opisane przez Ambrose'a, będąc bardziej skróconym powtórzeniem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja przygoda z tą powieścią była specyficzna. Zaczęło się od zaintrygowania początkiem. Następnie pojawiło się niedowierzanie, co ten Cormudian wymyślił. By na koniec być pod całkiem solidnym wrażeniem.
A co spowodowało to wrażenie, niemal podziw? Historyczna wiedza autora. Powieść nie jest typową historią osadzoną w tym uniwersum. Fabularnie wręcz odbiega od pozostałych, które czytałem, mocno zahaczając o autorów, którzy lubują się w pakowaniu swoich protagonistów w opowieści mocno związane z historią. Nie powiem, jaką, gdyż spoilery są "be". Powiem tylko, że podano to z dużą dawką wiedzy i nieznanych, przynajmniej mi, faktów.
Aczkolwiek bardzo łatwo można rozgryźć jeden ze zwrotów akcji, związanych z jednym z protagonistów, który miał pewnie zaskoczyć, a wywołuje tylko "wiedziałem".
Jednak dla fanów uniwersum to będzie bardzo miła pozycja, historia z charakterystycznym dla Cormudiana poczuciem humoru. Warto. Ale tylko po Wędrowcu.

Moja przygoda z tą powieścią była specyficzna. Zaczęło się od zaintrygowania początkiem. Następnie pojawiło się niedowierzanie, co ten Cormudian wymyślił. By na koniec być pod całkiem solidnym wrażeniem.
A co spowodowało to wrażenie, niemal podziw? Historyczna wiedza autora. Powieść nie jest typową historią osadzoną w tym uniwersum. Fabularnie wręcz odbiega od pozostałych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po małym rozproszeniu powróciłem do serii Metro. I w pierwszej chwili myślałem, że potrzebna była ta przerwa, ale i bez niej czerpałbym radość z lektury.
Tylko nie była to aż taka radocha jakiej oczekiwałem. Owszem, Wędrowiec jest powieścią zgrabnie napisaną, z domieszką całkiem niezłego humoru, ale...
Pomimo, iż sam zamysł fabularny, jak i bohater byli świetni, mam dwa problemy z tą pozycją.
Pierwszym jest pewna naiwność jaką reprezentuje protagonista. Ciężko to wyjaśnić bez spoilerów, więc pozostawię tylko tak.
Drugim zarzutem jest to, że jedna z postaci wydaje się być, wypisz, wymaluj, zerżnięta z Czarnych bez bycia jednym z nich. Rozumiem inspirację, ale skoro to jedno uniwersum, równie dobrze mógł to być po prostu jeden z tych mutantów.
Powieść czyta się zgrabnie, szybko, ale wspomniane powyżej elementy nie pozwalają mi ocenić wyżej i nakłaniać do lektury.

Po małym rozproszeniu powróciłem do serii Metro. I w pierwszej chwili myślałem, że potrzebna była ta przerwa, ale i bez niej czerpałbym radość z lektury.
Tylko nie była to aż taka radocha jakiej oczekiwałem. Owszem, Wędrowiec jest powieścią zgrabnie napisaną, z domieszką całkiem niezłego humoru, ale...
Pomimo, iż sam zamysł fabularny, jak i bohater byli świetni, mam dwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszą styczność z Tomem Clancym miałem jeszcze w ubiegłym wieku. O dziwo, nie przez gry lub filmy, a przez książkę, Net Force Akta. Przez wiele lat zarzekałem się, że to jeden z moich ulubionych pisarzy mimo, iż zbyt wielu jego powieści nie czytałem.
Seria wydawnictwa Znak stała się okazją do nadrobienia. Zamówiłem sobie u siostry jako prezent właśnie opowieść o kapitanie Ramius, która rozpoczęła Ryanverse.
I nadal mnie ten autor porywa. Po tylu latach, takiej styczności z nim (m.in. przez gry) i znajomości treści powieści, wsiąkłem w ten świat.
Za jedną z największych zalet jego historii wcale nie uważam napięcia, jakie wprowadza, to jest niezłe, ale nie wybitne. Najwięcej frajdy sprawiają mi opisy zależności, jak decyzja podjęta w Waszyngtonie wpływa na te podejmowane w ZSRS. Jak to z pozoru mało znacząca bzdura przekazana przez senatora swojemu podwładnemu może sprawić, że wywiady kilku krajów zabiorą się na całego za działanie.
Do tego polubiłem strasznie kapitana Ramius. Chociaż wiedziałem, jak zakończy się jego dziewiczy rejs Czerwonym Październikiem i tak kibicowałem mu na całego. Tym bardziej, że jego motywacja jest, jakby to ująć... Ludzka. Nie jest to coś wydumanego i górnolotnego, jest tak ludzkie, że aż odczuwa się wobec niego masę sympatii.
Książkę warto przeczytać, jeśli ktoś lubi thrillery polityczne. Jeśli totalnie to Was nie rusza, możecie spokojnie olać.
Aczkolwiek za wydanie baty należą się wydawnictwu Znak. Literówki, złe połamanie tekstu, no jak można odwalić aż taką fuszerkę? Jak, ja się pytam?

Pierwszą styczność z Tomem Clancym miałem jeszcze w ubiegłym wieku. O dziwo, nie przez gry lub filmy, a przez książkę, Net Force Akta. Przez wiele lat zarzekałem się, że to jeden z moich ulubionych pisarzy mimo, iż zbyt wielu jego powieści nie czytałem.
Seria wydawnictwa Znak stała się okazją do nadrobienia. Zamówiłem sobie u siostry jako prezent właśnie opowieść o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zapewne większość osób, które zapoznały się z tą książką, tak i ja usłyszałem o niej po raz pierwszy przez serial. Postaram się jednak unikać odniesień do niego.
Od razu, na wstępie, przyznam, że warto poświęcić jej te parę godzin. Jest napisana w sposób, jaki rzadko spotyka się w książkach historycznych, bardziej niż je przypomina powieść fabularną. Wynika to jednak też i po części z sinusoidy rządzącej losami Easy Company.
Stephen Ambrose podczas pisania ograniczył sięganie do źródeł pisanych przez innych koncentrując się na wspomnieniach weteranów. Rozmawiając z nimi i czytając korespondencję od nich stworzył opowieść nie o wojnie. O żołnierzach.
I chociażby dlatego warto. Warto, by spojrzeć na front zachodni z perspektywy wtedy młodych, naiwnych chłopców, z których w kraju większość nie mogłaby legalnie napić się alkoholu, a dostali do ręki karabin i musieli zabijać by przeżyć.
Polecam przeczytać. Z jednym, małym ale. Część wydarzeń może się różnić od faktów. Gdyż to w dużej mierze wspomnienia. Nie kronika.

Jak zapewne większość osób, które zapoznały się z tą książką, tak i ja usłyszałem o niej po raz pierwszy przez serial. Postaram się jednak unikać odniesień do niego.
Od razu, na wstępie, przyznam, że warto poświęcić jej te parę godzin. Jest napisana w sposób, jaki rzadko spotyka się w książkach historycznych, bardziej niż je przypomina powieść fabularną. Wynika to jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam jakąś słabość do powieści drogi. I ta książka spokojnie może zaliczać się do tego typu.
Przyznam się, że zasiadałem do niej z uprzedzeniami. W końcu to fantasy, a światy fantastyczne jakoś mnie nigdy nie pociągały. Wręcz odrzuca mnie ta cała rycerskość. Ale skoro jest z serii Artefakty, dałem jej szansę.
I nie żałuję. Właściwie są to dwie powieści, Cień Egzekutora i Pazur Łagodziciela wydane w jednej książce.
I się wciągnąłem. To mroczne, brutalne fantasy z lekką domieszką science-fiction. A przy okazji zbiór masy przemyśleń autora wyrażanych przez głównego bohatera.
Sposób narracji nasunął mi od razu na myśl Endymiona i Triumf Endymiona. Jest to opowieść jakby spisana przez jej protagonistę, chociaż ciężko go nazwać bohaterem ze względu na moralnie dyskusyjne decyzje jakie podejmuje. Jak i sam fach, do którego został wyszkolony.
Wolfe przedstawia świat brutalny, pełen intryg, w którym człowiek człowiekowi jest wilkiem. A protagonista, wyruszając ze swojej twierdzy musi jak najszybciej się dostosować do reguł wokół niego.
Muszę przyznać, że autorowi udało się wykreować niezwykle interesujące postaci. Każda z nich, nawet, jeśli wydaje się być ucieleśnieniem dobra, ma swoje za uszami. Dzięki temu nie są płaskimi, jednowymiarowymi jednostkami, a sprawiają wrażenie, jak gdyby istniały naprawdę.
Nie powiem, że to jazda obowiązkowa. Ja jednak po cichu liczę, że MAG wyda i dalsze części Księgi Nowego Słońca.

Mam jakąś słabość do powieści drogi. I ta książka spokojnie może zaliczać się do tego typu.
Przyznam się, że zasiadałem do niej z uprzedzeniami. W końcu to fantasy, a światy fantastyczne jakoś mnie nigdy nie pociągały. Wręcz odrzuca mnie ta cała rycerskość. Ale skoro jest z serii Artefakty, dałem jej szansę.
I nie żałuję. Właściwie są to dwie powieści, Cień Egzekutora i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo intrygująca, chociaż krótka historia spod pióra współczesnego mistrza postapo. Napisana, jak to sam przyznaje, podczas nasłuchiwania strzelanin w Izraelu, gdzie był korespondentem wojennym.
Historia aż trąci Drogą McCarthy'ego, aczkolwiek autor przyznał, że gdy pisał swój tekst nie wiedział o wspomnianej przeze mnie powieści.
Historia 13-latka, który w świecie po wojnie ostatecznej ucieka z rodzinnej wsi jest czymś... czymś, co pewnie niejeden z nas w emocjach by zrobił. Szczególnie w tym wieku, wieku, gdy buzują w nas hormony, popychając do niejednokrotnie nierozważnych decyzji. Więc na pewno nie mogę marudzić na motywację. Motywacja drugiego z protagonistów również jest, w mojej opinii, wiarygodna.
Jednak całe opowiadanie, mam pewien problem. Z jednej strony czytało mi się je przyjemnie, z drugiej, chyba powoli jestem przesycony tym światem po wojnie ostatecznej. Zbyt często zbyt wiele cudownych ocaleń w ostatniej chwili, to mnie zawsze najbardziej gryzie. Tutaj dorzuciłbym jeszcze za dużo akcji. To opowiadanie zyskałoby znacznie, gdyby napisać je w formie nieco bardziej filozoficznej.
Jednak, jeśli ktoś jest miłośnikiem uniwersum, pozycja zawiera sporo nawiązań do innych historii osadzonych w tym świecie. I to uznaję za bardzo duży plus. Widać, że autorzy tworzący w nim starają się zachować spójność świata. Autorzy, a nie autor, gdyż opowiadanie powstało w 2006 roku, gdy nikt jeszcze o Uniwersum Metro nie myślał. Dla tego i dla stylu samego Dmitry'ego warto przeczytać, ale nie jest to pozycja obowiązkowa. Nie zapoznasz się, nic nie tracisz.

Bardzo intrygująca, chociaż krótka historia spod pióra współczesnego mistrza postapo. Napisana, jak to sam przyznaje, podczas nasłuchiwania strzelanin w Izraelu, gdzie był korespondentem wojennym.
Historia aż trąci Drogą McCarthy'ego, aczkolwiek autor przyznał, że gdy pisał swój tekst nie wiedział o wspomnianej przeze mnie powieści.
Historia 13-latka, który w świecie po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie najsłabsza, ale nie znaczy tob że słaba, powieść z cyklu.
Tym razem autor postanowił skupić się na dwóch motywach - nadziei i zemście. Tę pierwszą utożsamia Gleb, tę drugą postać głównego antagonisty.
Powieść wieńczy losy specyficznej drużyny, która powstała w poprzednich książkach i, jak przystało na zwieńczenie tych losów, nie jest to opowieść optymistyczna. Wręcz przeciwnie, jest w niej, mimo motywu nadziei, pesymizm. Wylewa się z każdej strony, z każdego zdarzenia, podsycany przez brutalność świata powierzchni, różniącego się od petersburskiego metra tylko przestrzenią.
Jednak muszę przyznać, że rozwój relacji Gleba i Tarana jest tu poprowadzony bardzo dobrze. Mimo nadal przebijających stereotypów, widać rozwój obu stalkerów.
Warto przeczytać jako zwieńczenie. To, że jest najsłabsza świadczy tylko o tym jak wysoko postawił poprzeczkę poprzednimi książkami Diakow.

Zdecydowanie najsłabsza, ale nie znaczy tob że słaba, powieść z cyklu.
Tym razem autor postanowił skupić się na dwóch motywach - nadziei i zemście. Tę pierwszą utożsamia Gleb, tę drugą postać głównego antagonisty.
Powieść wieńczy losy specyficznej drużyny, która powstała w poprzednich książkach i, jak przystało na zwieńczenie tych losów, nie jest to opowieść optymistyczna....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga powieść Diakowa stanowi bezpośrednią kontynuację losów Gleba i Tarana. Autor, jak sam tytuł sugeruje, podjął się dalszej eksploracji mroku w ludziach.
I w tej powieści jeszcze bardziej zagłębił się w to, co czyni jednostkę złą. Diakow nie owija w bawełnę, petersburskie metro jest brutalnym, nasyconym złem miejscem. Kontrastuje to z naiwnością Gleba, który dopiero dorasta i uczy się tego świata pomimo wydarzeń z poprzedniego tomu, ciągle wierzy w dobro i tę mityczną bezpieczną oazę. Kolejne wydarzenia wciąż jednak pokazują mu, iż ten świat oferuje tylko okrucieństwo.
Diakow potrafi skonstruować fabułę. Fabułę, w której jest okrutny świat, ale jest i określony, początkowo ukryty w cieniu, antagonista. Tak jest i tym razem. I także tym razem zakończenie może wywołać zdziwienie u czytelnika, jednak wcale nie musi.
Ciężko mi powiedzieć, która z jego dwóch powieści podobała mi się bardziej. Stawiam je na niemal na równi, z lekkim wskazaniem na Do Światła. Chociaż muszę przyznać, że W Mroku posiada ciekawszą motywację antagonisty. Warto.

Druga powieść Diakowa stanowi bezpośrednią kontynuację losów Gleba i Tarana. Autor, jak sam tytuł sugeruje, podjął się dalszej eksploracji mroku w ludziach.
I w tej powieści jeszcze bardziej zagłębił się w to, co czyni jednostkę złą. Diakow nie owija w bawełnę, petersburskie metro jest brutalnym, nasyconym złem miejscem. Kontrastuje to z naiwnością Gleba, który dopiero...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jaram się. I to strasznie. Chyba nawet bardziej niż Metro Glukhovsky'ego.
Podeszło mi prawie wszystko. Dojrzały, mroczny ton opowieści. Sposób narracji. Sama historia, która zaczyna się w sposób niepozorny i zmierza ku finałowi, którego można się nie spodziewać. Nawet w dużej mierze bohaterowie.
I to chyba jedyne, co osłabia mój zachwyt. Jak bardzo stereotypowym wojakiem jest Taran. O ile oddział, który mu towarzyszy szybko się wyłamuje z ram, w jakie je wetknięto, o tyle jego charakteryzują niemal te same cechy co Huntera. Z drugiej strony wiem jednak, że mundurowi tak mają. Sam pochodzę z rodziny mundurowej i mój ojciec wpisuje się w stereotyp surowego pagonu. Jednak ta przemiana, jaka zachodzi w jednym z dwóch głównych protagonistów, dojrzałym stalkerze, to coś, co jest od początku całkowicie oczywiste.
Jednak jaram się niesamowicie i tak. Zacząłem już W Mrok i o ile powieści Wroczka były odpowiednikiem Fallout 2 (dużo lżejszy nastrój, sporo humoru) tak Do Światła jest Falloutem 1. Czytać obowiązkowo!

Jaram się. I to strasznie. Chyba nawet bardziej niż Metro Glukhovsky'ego.
Podeszło mi prawie wszystko. Dojrzały, mroczny ton opowieści. Sposób narracji. Sama historia, która zaczyna się w sposób niepozorny i zmierza ku finałowi, którego można się nie spodziewać. Nawet w dużej mierze bohaterowie.
I to chyba jedyne, co osłabia mój zachwyt. Jak bardzo stereotypowym wojakiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaraz po Zychowiczu zabrałem się za książkę, o której nie jest wprost powiedziane, że stanowi odpowiedź na jego wizję historii, ale wystarczająco mocno zostało to zaimplikowane. O dziwo, obaj panowie byli/są związani z tygodnikiem "Do Rzeczy". Dodaje to nieco smaczku rywalizacji.
Odpuśćmy sobie już te wstępy i przejdźmy do rzeczy (Puns! Quips! Jokes!). Piotr Gursztyn mnie kupił. Fakt, że książka jest wyraźnie jednostronna i w zasadzie nie dopuszcza innej opcji jak opór w 1939, jednak to, jak głęboko analizuje fakty i jak chłodno tego dokonuje, pomijając wycieczki przeciwko niektórym rewizjonistom, zasługuje, w mojej opinii, na uznanie.
Czytając, czułem się, jakbym czytał pracę naukową, nie publicystykę (z wyjątkiem fragmentów). Każda postawiona teza od razu była argumentowana dokładnie, z przedstawieniem innych nacji i ich opinii o sytuacji na arenie międzynarodowej w tamtym czasie. Z mojej perspektywy jest to ważny aspekt, który Zychowicz całkowicie pominął w swojej publikacji.
Do tego zmusił mnie do rozważań na temat innych hipotetycznych sytuacji tamtych czasów jak na przykład pomoc Czechosłowacji gdyby ta zdecydowała się postawić zbrojny opór Fuhrerowi.
Swoją prywatną opinię na to, z którą opcją się zgadzam, zachowam dla siebie. Tu oceniam tylko poziom argumentacji. A ten mnie zdobył. Warto przeczytać obie i samemu wyrobić sobie opinię.

Zaraz po Zychowiczu zabrałem się za książkę, o której nie jest wprost powiedziane, że stanowi odpowiedź na jego wizję historii, ale wystarczająco mocno zostało to zaimplikowane. O dziwo, obaj panowie byli/są związani z tygodnikiem "Do Rzeczy". Dodaje to nieco smaczku rywalizacji.
Odpuśćmy sobie już te wstępy i przejdźmy do rzeczy (Puns! Quips! Jokes!). Piotr Gursztyn mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię zabawy historią alternatywną. Rozważania, co by było, gdyby. Sam czasami to robię, jednak w znacznie mniejszym zakresie niż autor w tej książce. Zychowicz stawia tezę i bardzo zgrabnie manewruje, by tę tezę podtrzymać.
Tylko słowo "manewruje" nie pojawia się tutaj bez przyczyny. Momentami czułem, jakby rzeczywiście ledwo dawał już radę śmigać po wyznaczonym sobie torze.
Nie zrozumcie mnie źle, argumentacja jest rozbudowana i podana w charakterystyczny dla Zychowicza miejscami prześmiewczy sposób. Jednak nie mogłem się pozbyć wrażenia, że momentami autor nagina prawdę dla potrzeb argumentu.
Za duży plus uznaję jednak propagandowe satyry zamieszczone na kilku stronach. Te pochodzą z niemieckich gazet i idealnie oddają ewolucję stosunków Polski i III Rzeszy.
Warto się zapoznać. Chociażby dla innego spojrzenia na znane fakty. Jednak po warto chwycić też Gursztyna. Ta sama sprawa, inne spojrzenie. Jak przeczytam, podzielę się opinią.

Bardzo lubię zabawy historią alternatywną. Rozważania, co by było, gdyby. Sam czasami to robię, jednak w znacznie mniejszym zakresie niż autor w tej książce. Zychowicz stawia tezę i bardzo zgrabnie manewruje, by tę tezę podtrzymać.
Tylko słowo "manewruje" nie pojawia się tutaj bez przyczyny. Momentami czułem, jakby rzeczywiście ledwo dawał już radę śmigać po wyznaczonym...

więcej Pokaż mimo to