-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-01-06
2022-09-03
2022-02-19
Nie mogłam przeczytać tylko jednej części. Nawet nie dlatego, że taka świetna, ale po pierwszym tomie moja ulubiona Zoe oczywiście okazała się ostatnim kluczem.
Chyba muszę przyznać, że jestem lekko zmęczona trójkątami Nory. Ich pewnego rodzaju przewidywalnością, powtarzalnością, brakiem czegoś nowego. Jak dla mnie nawet w tych nowych jest podobnie, a już na pewno w tych nowych o „fantastycznym” podłożu. O ile Trylogię kręgu i Znak siedmiu czytało mi się dobrze (Znak siedmiu nawet bardzo dobrze) i odkrywczo i miło i ciekawie i w sumie szybko, o tyle kolejne trójkąty mnie lekko nudzą. Ale jak się okazuje nie wszystkie i nie do końca. Ale w kolejności…
W kluczu światła podobał mi się początek, wprowadzenie w temat, poznawanie postaci. Nawet myślałam, że to coś nowego i że będzie bardzo, bardzo fajnie. Potem było już bardziej przewidywalnie. Choć muszę przyznać, że para Rowena i Pitte bardzo przypadła mi do gustu. Coś nowego. I Moe. Może niezbyt odkrywczy, ale ja mam słabość do takich wielkich, śliniących bestii. Moe jest cudowny i ja kibicowałam mu przez cały czas. O ile niewiele mnie zaskoczyło tutaj (choć przyznam, że Mel wysyłająca kwiaty Flynnowi jest cudna) o tyle dobrze mi się czytało jako całość. Nawet kiedy przyłapywałam się na błądzeniu myślami jedynie w okolicach czytanego tekstu. Ogólnie powiedziałabym, że całkiem dobrze, z naciskiem na dobre rozwinięcie tematu i niezbyt odkrywczą kontynuację. Zdecydowanie konieczna jest kontynuacja. W sumie może im szybsza tym lepsza.
Polecam, Klucz światła to całkiem niezły początek cyklu, który mieści się w powieściach Nory Roberts. Dla zwolenników autorki myślę, że to pozycja obowiązkowa. Również przyjemna i satysfakcjonująca. Miła w odbiorze.
Nie mogłam przeczytać tylko jednej części. Nawet nie dlatego, że taka świetna, ale po pierwszym tomie moja ulubiona Zoe oczywiście okazała się ostatnim kluczem.
Chyba muszę przyznać, że jestem lekko zmęczona trójkątami Nory. Ich pewnego rodzaju przewidywalnością, powtarzalnością, brakiem czegoś nowego. Jak dla mnie nawet w tych nowych jest podobnie, a już na pewno w tych...
2021-12-22
No i przyszedł czas na kolejnego brata. Tym razem poznajemy Seana, zawodowego gracza w baseball, który, jak każdy z braci został zmuszony do spędzenia sześciu miesięcy w Sugarloaf. Tam spotyka swoją wieloletnią przyjaciółkę, dziewczynę z którą wiele lat temu podzielili serce i choć żadne się do tego nie przyznało, nadal tkwią w nich niewypowiedziane uczucia.
Gdybym powiedziała, że było podobnie, to pewnie nie skłamałabym. Klimat, emocje, nawet niektóre elementy z historii, sposób opowiadania, przedstawiania czy układ. Ale serie, tym bardziej tego typu tak mają i albo ktoś to lubi i się z tym zgadza, albo musi szukać innych lektur.
Moim zdaniem, to znakomite historie na odstresowanie, odpoczynek, pobłądzenie marzeniami w świecie gdzie piękni mężczyźni spotykają idealnie kobiety i niezależnie jak wiele napotykają przeszkód na drodze do szczęścia docierają do niego. A potem trwają w nim do końca, z coraz większą miłością z dnia na dzień.
Podobnie jak poprzednie również historia Devney i Seana wzrusza, ściska za gardło, pokazuje, że miłość skrywana przez lata niekoniecznie musi wygasnąć, a jeśli między dwójką ludzi jest miłość i chęć wspólnego życia, to razem są w stanie pokonać niejedną przeszkodę.
Autorce trzeba oddać sprawiedliwość – choć tworzy niemal idealnych bohaterów, i dobiera im niesamowite bohaterki, a w tle przecudowną progeniturę, to każdą historię czyta się bardzo przyjemnie. Niekiedy nawet wierząc w opowiadane przez nią historie po których zostaje czytelniku sporo ciepła i zadowolenia.
Polecam, i jako kontynuację serii, ale również jako książkę czytaną oddzielnie. Mam już na półce historię ostatniego z braci, więc niedługo będę musiała się pożegnać z tą rodziną. Jednak jak wyczytałam z zapowiedzi, nie jest to ostatnia historia z Sugarloaf, więc być może jeszcze kilka miłości czytelniczych przede mną.
No i przyszedł czas na kolejnego brata. Tym razem poznajemy Seana, zawodowego gracza w baseball, który, jak każdy z braci został zmuszony do spędzenia sześciu miesięcy w Sugarloaf. Tam spotyka swoją wieloletnią przyjaciółkę, dziewczynę z którą wiele lat temu podzielili serce i choć żadne się do tego nie przyznało, nadal tkwią w nich niewypowiedziane uczucia.
Gdybym...
2021-12-17
Chyba nie lubię Pilipiuka. Kilka razy próbowałam się do niego przekonać, ale to zupełnie nie moja bajka. Począwszy od sposobu układania zdań, postaci, humoru, aż do samej fabuły. Nawet ciężko mi zarzucić coś konkretnego, co można wskazać palcem, bo niby ogólnie wszystko zgodnie z regułami gry, ale diabli jakoś mnie to nie porywa. Czasami wydawał mi się bardzo toporny w swojej lekkości, jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało.
Tutaj bardzo przeszkadzała mi narracja i fragmentaryczność. W pewnym momencie pogubiłam się i w sumie nie wiedziałam o której z panien czytam. Potem faktycznie było lepiej.
Bardzo sucha językowo wydała mi się ta książka. To w sumie nie odbiega od innych jego książek, ale po raz kolejny przekonałam się, że taki reporterski, bezemocjonalny styl, nie do końca mi odpowiada. Poszarpany. I to nie tak, że nie lubię jak tak jest. Tutaj mi to nie odpowiada.
Narracja w czasie teraźniejszym. Nie przekonała mnie.
Sam pomysł może i nie był taki zły, ale jego wykonanie dla mnie już znacznie mniej przystępne. Pewnie ono sprawiło, że książka była mi obojętna. W sumie nawet nie potrafię powiedzieć, czy polubiłam bohaterki? Czy bardzo obeszłoby mnie, gdyby fabuła inaczej się potoczyła?
Którą z kuzynek najbardziej lubię? Nie wiem. W sumie, nawet nie wiem czy lubię którąkolwiek. Na wskroś współczesną Katarzynę, byłego pracownika CBŚ, ulubienicę komputerów, noszącą nóż w zaplecionym warkoczu? Księżniczkę, obcinającą ręce chuliganom, z ssawką pod językiem, którą raz na kilka lat traktuje niczemu winne konie? Stasię, żyjącą od wieków nauczycielkę poszukującą kamienia filozoficznego?
Połowa książki to poznanie bohaterek. Pobieżne. W sumie nawet bardzo pobieżne. Kim są. Co robią. Czy coś jeszcze?
Romans? W moim egzemplarzu nie było.
Rozumiem, że może pojawić się w kolejnych tomach. I tu pojawia się jedyny powód który mógłby skłonić mnie do przeczytania kolejnej ksiązki. Z ciekawości zobaczyłabym czy można napisać watek romantyczny przy takiej „suchości” słów i emocji.
Mam wrażenie, że tutaj zamiast romansu dostałam wampirzycę, której wypalono oczy i odpiłowano palce srebrnym łańcuszkiem.
Czy ja wiem, czy o to chodziło?
Nie czuję się przekonana.
Chyba nie lubię Pilipiuka. Kilka razy próbowałam się do niego przekonać, ale to zupełnie nie moja bajka. Począwszy od sposobu układania zdań, postaci, humoru, aż do samej fabuły. Nawet ciężko mi zarzucić coś konkretnego, co można wskazać palcem, bo niby ogólnie wszystko zgodnie z regułami gry, ale diabli jakoś mnie to nie porywa. Czasami wydawał mi się bardzo toporny w...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-20
Zawalcz o mnie to druga część cyklu The Arrowood Brothers. Cyklu o braciach, którzy pewnego dnia porzucili dom rodzinny z obietnicą, że nigdy do niego nie wrócą, a później zmuszeni przez zmarłego ojca, wracają do miejsca swoich narodzin. Wracają niechętnie, ale okoliczności sprawiają, że ta nowa droga może okazać się nie taka straszna jak początkowo sądzili.
Zawalcz o mnie opowiada o losach Declana i Sydnej pary, która wiele lat temu rozstała się fizycznie, ale jak się okazuje, ich serca nadal biły dla tej drugiej osoby.
Przyznaję, że część pierwsza bardziej mi się spodobała. Być może było to prawo pierwszeństwa i dlatego w Zawalcz o mnie napotykałam na powtórzenia i znane schematy. Wydaje się jednak, że nadal jest to bardzo sympatyczna książka. Niby nic wielkiego, ale pozostawia po sobie dobre wrażenie i niewielki uśmiech na osłodę lektury. Znakomita lektura na spokojny jesienny wieczór, z kubkiem gorącej herbaty i grzejącym kotem na kolanach.
Pada w tej książce wiele mądrych słów i przemyśleń, powrotów do przeszłości, do zdarzeń, które wydawać by się mogło zostały zamknięte, jednak okazuje się, że nie wszystko można zamknąć na klucz, zapomnieć. Niewiele brakuje, aby uczucia i emocje ponownie odezwały się i zdeterminowały życie bohaterów.
Polecam, to bardzo fajna, ciepła opowieść o miłości, która nie przemija, o rodzinie, która zawsze stoi obok i losach ludzi, które niekiedy zmieniają się niespodziewanie dla wszystkich. Nie ukrywam, że jeśli tylko będę miała okazję przeczytam część kolejną, choć mam silne wrażenie, że wiele już wiele z fabuły jaką autorka przygotowała dla trzeciego z braci.
Zawalcz o mnie to druga część cyklu The Arrowood Brothers. Cyklu o braciach, którzy pewnego dnia porzucili dom rodzinny z obietnicą, że nigdy do niego nie wrócą, a później zmuszeni przez zmarłego ojca, wracają do miejsca swoich narodzin. Wracają niechętnie, ale okoliczności sprawiają, że ta nowa droga może okazać się nie taka straszna jak początkowo sądzili.
Zawalcz o mnie...
2021-10-14
Od pierwszych dziesięciu stron czułam, że to nie mój typ. Pomyślałam, że pewnie da się przeczytać, pewnie nawet zbytnio nie będę przy tym cierpieć, ale przyjemność będzie średnia, a i pewnie nie będę w stanie dostrzec walorów. Czasami, nawet wbrew sobie, jestem w stanie uprzedzić się do książki po kilku stronach.
Pokonała mnie w tej książce przewidywalność. Po kilkunastu spojrzeniach bohaterów, wiedziałam co będzie dalej. Co każda z nich zyska (strat pewnie będzie niewiele, albo nieproporcjonalnie mało), na co pozwoli jej zmiana sytuacji i jak dobrze będzie im pod koniec. W końcówce zapanuje zrozumienie, akceptacja, a panie będą popijały herbatkę w głęboki przekonaniu, że zdrada, rozwody, pozostawienie dzieci w sumie wyszły każdemu na dobre. I wcale się nie pomyliłam.
Panie się zmieniają. Zresztą nie tylko one. Zamiana nie dotyczy tylko facetów i dzieci. To również zamiana stylu życia, codziennych nawyków, próba odszukania szczęścia. Paniom się udaje, dzieci są wniebowzięte, a panowie stanowią tutaj tylko dodatek, więc czy można chcieć czegoś więcej?
Czy można chcieć czegoś więcej?
Mnie chyba dzieli mnie od tych bohaterów zbyt wiele. Są dla mnie czarną magią. Czarną kartką w istnienie której ciężko mi uwierzyć. Na tyle jest to dla mnie odległe, że staje się absurdalne, a co za tym idzie, czytam o Marsie. Nie byłam w stanie wytworzyć z bohaterami jakiejkolwiek nici porozumienia czy choćby zrozumienia.
W pewnym sensie znudziła mnie ta książka. Sądzę jednak, że jest spora grupa osób, którym się spodoba. Podejrzewam, że w dobie wszelakich programów – zamieńmy się dziećmi, zamieńmy się żonami, psami i końmi, może wielu się podobać.
Książka nie dla mnie, ale to nie znaczy, że nie spodoba się komuś innemu. Warto sprawdzić.
Od pierwszych dziesięciu stron czułam, że to nie mój typ. Pomyślałam, że pewnie da się przeczytać, pewnie nawet zbytnio nie będę przy tym cierpieć, ale przyjemność będzie średnia, a i pewnie nie będę w stanie dostrzec walorów. Czasami, nawet wbrew sobie, jestem w stanie uprzedzić się do książki po kilku stronach.
Pokonała mnie w tej książce przewidywalność. Po kilkunastu...
2021-03-24
Chyba obiecywałam sobie zbyt wiele po tej historii. Jest kilka książek, które na pierwszy rzut oka – lekkie, łatwe i przyjemne, zostawiają po sobie w czytelniku coś znacznie więcej niż wrażenia po lekturze. Kilka. A ja nadal poszukuję kolejnych. I choć tej nie zaliczę do tej grupy, to napiszę, że to dobra opowieść.
To tylko przyjaciel to całkiem niezła historia pełna młodych ludzi, którzy z jednej strony potrafią walczyć o swoje, z drugiej robią tak wiele przeciwko sobie. I choć można im się dziwić, niekiedy zastanawiać się nad sensownością zachowania, to zawsze należy pamiętać, że prawo do popełniania błędów i ciągłe szukanie drogi wpisane jest w młodość.
Sama historia jest interesująca i atrakcyjna w dużej mierze przez kłopoty zdrowotne głównej bohaterki. Dobrze, że w końcu ktoś poruszył ten problem, wcale nie tak odosobniony, i jego konsekwencje dla kobiety, życia, rodziny. To ważny element w literaturze i oby te trudne sprawy, pojawiały się coraz częściej w książkach skierowanych do młodych ludzi. Dobrze mówić o nich, dobrze uświadamiać, że przeszkoda nie jest rzeczą wymyśloną na potrzeby książki, a może zdarzyć się każdemu niemal w każdym momencie.
Niestety, nie udało mi się jakoś polubić z głównymi bohaterami. Choć kibicowałam im od samego początku, wydawali mi się atrakcyjni jako ludzie i ciekawi jako postacie literackie, to coś jednak mnie uwierało czytelniczo i nie do końca zyskali moją sympatię. Być może to wynik nastawienia książki na nich. Na nich. I jeszcze raz na nich. Ich relacja, przekomarzania słowne. Byłam w pewnym momencie tym po prostu zmęczona i w jakimś sensie znudzona. Znacznie bardziej żywa, na pierwszy rzut oka bardziej prawdziwa, bardziej przesycona ludzkimi reakcjami wydawała mi się druga para. Końcówka należała do nich. Niestety.
Myślę, że to dobra książka skierowana do młodych ludzi, choć i ci starsi znajdą w niej coś dla siebie.
Chyba obiecywałam sobie zbyt wiele po tej historii. Jest kilka książek, które na pierwszy rzut oka – lekkie, łatwe i przyjemne, zostawiają po sobie w czytelniku coś znacznie więcej niż wrażenia po lekturze. Kilka. A ja nadal poszukuję kolejnych. I choć tej nie zaliczę do tej grupy, to napiszę, że to dobra opowieść.
To tylko przyjaciel to całkiem niezła historia pełna...
2020-12-30
Dziwna to opowieść. Mnie prowadziła od niekontrolowanych wybuchów śmiechu, do zwykłego przemęczenia absurdem. Ale jako, że więcej było śmiechu czy nawet zwykłego uśmieszku pod nosem, niż poszukiwania sensu dalszego czytania, powiem, że nie było źle. A nawet więcej – było fajnie. A jeśli dodać do tego, że Noszczyńska autorką polską jest – to wypadałoby powiedzieć, że było nawet więcej niż fajnie.
Podobało mi się. Typowa powieść relaksująca. Napisana z zamierzonym i dopracowanym humorem siermiężnym, jak komuś to odpowiada, albo akurat ma fazę, to bajka. Albo na leniwą plażę i słońce, albo wręcz przeciwnie na deszczową jesień i tłok w środkach miejskiej komunikacji. Ja się śmiałam bez ograniczeń wzbudzając zainteresowanie współpodróżnych. Z czasem coraz mniej bo i oswojenie z formułą i odrobinę zmęczenia dawało o sobie znać. Ale niewątpliwie, Luizę pilnie sprzedam zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie.
Polecam, szczególnie osobom złaknionym odrobiny humoru, zbioru absurdalnych przygód, czy zwykłego relaksu. I koniecznie należy zajrzeć do innych książek autorki.
Dziwna to opowieść. Mnie prowadziła od niekontrolowanych wybuchów śmiechu, do zwykłego przemęczenia absurdem. Ale jako, że więcej było śmiechu czy nawet zwykłego uśmieszku pod nosem, niż poszukiwania sensu dalszego czytania, powiem, że nie było źle. A nawet więcej – było fajnie. A jeśli dodać do tego, że Noszczyńska autorką polską jest – to wypadałoby powiedzieć, że było...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-30
Nie ukrywam dawno temu kiedy to czytałam, miałam ochotę rzucić w kąt.
Dawno, bardzo dawno się tak nie wynudziłam. Rozumiem, wprowadzanie w temat, nawiązanie akcji, zarzucenie wędek i zawieszenie strzelb na ścianach, ale na tylu stronach. Same rozważania o granicznym wieku 28 lat dla kochanki 40-latka o ile ciekawe, w zasadzie nawet inspirujące, na dwóch stronach, po pięciu stały się nudne jak flaki z olejem. W sumie pierwsze stron to jeden wielki, długi rozciągnięty w czasie dialog, nawet błyskotliwy momentami, ale nawet to nie ratuje go w takim nagromadzeniu.
Potem zaczyna coś się dziać. Niby to nadal niekończący się dialog, ale od czasu do czasu do rozmowy włączane są inne osoby, od czasu do czasu pojawia się nowy przeciwnik, ale świat i tak i tak poznajemy przez słowa bohaterów. Słowa niekiedy z życia wzięte. Zdecydowanie z życia czterdziestolatka i trzydziestolatki. I pod tym względem Długie wesele jest wyborne. Bo uwagi o wieku, dystans bohaterów do siebie, do swojego ciała i jego możliwości oraz ich braku, jest do pozazdroszczenia. I zdecydowanie do naśladowania. Świetne się czyta choćby na zasadzie porównania. W tych miejscach bawiłam się zdecydowanie najlepiej.
Całość zresztą potraktowana jest z lekkim przymrużeniem oka. Pięćdziesięciolatka nimfomanka, która w zasadzie rzuca się na wszystko co się rusza, a im młodsze tym lepiej. Zakochany fajtłapa, który w gumowym przebraniu, wysmarowany masłem orzechowym łapie wiewiórki. Oblubieniec hazardzista, uwikłany w sprawy pokątne, który przekonał swoją narzeczoną do dwuletniej wstrzemięźliwości w myśli czystości przedmałżeńskiej. Ciocia kleptomanka, która ukradzione rzeczy chowa w majtki. Organizatorka ślubów, która sprawia wrażenie jakby nie potrafiła zorganizować herbatki u cioci, ubzdryngolona co chwila, a właściwie przez cały czas. Już nawet huragan i oberwanie chmury nikogo nie dziwią. Wszystko wali się na łeb i na szyję, w dużej mierze dzięki działaniom bohaterów.
Ale jak dla mnie czegoś tutaj brakuje. Jakiegoś bigla, tempa, mniejszej ilości słów. Nożyczki mogłyby znacznie ułatwić sprawę. Bo całość mogłaby być znacznie przyjemniejsza, bardziej zabawna, lżejsza i bardziej finezyjna niż była.
Przyznam, że książka nie była zła, aż szkoda, że nie była lepsza.
Nie ukrywam dawno temu kiedy to czytałam, miałam ochotę rzucić w kąt.
Dawno, bardzo dawno się tak nie wynudziłam. Rozumiem, wprowadzanie w temat, nawiązanie akcji, zarzucenie wędek i zawieszenie strzelb na ścianach, ale na tylu stronach. Same rozważania o granicznym wieku 28 lat dla kochanki 40-latka o ile ciekawe, w zasadzie nawet inspirujące, na dwóch stronach, po pięciu...
2020-12-16
Bardzo sympatyczna pozycja na czas świąteczno-grudniowy. Ciepła, miła i bardzo przyjemna w odbiorze. Jak udowadnia autorka, na zmiany nigdy nie jest za późno. Przekonują się o tym porzucona przez męża babcia oraz zmuszona do dwumiesięcznego urlopu wnuczka. Każda z nich trafia w miejsce dla niej zupełnie nieznane, stawiające przed nią nowe wyzwania. Nowe okoliczności wymagają zmiany zachowań, które jak się okazuje wcale nie są tak nieprzyjemne, jak wydawało się na pierwszy rzut oka.
Autorka Współlokatorów po raz kolejny pokazuje, że klimat powieści obyczajowej służy jej bardzo dobrze. Potrafi stworzyć ciepło, które czyta się bardzo płynnie bez poczucia przesłodzenia. I nawet jeśli niekiedy wydaje się, że nie wszystko może być tak łatwe jak pokazuje autorka, to sercem i tak jesteśmy za bohaterkami i dobrym rozwiązaniem ich problemów.
Sama fabuła wydaje się, że nie należy do zbyt oryginalnych to jednak wpisanie jej w klimat małego miasta i wielkiego Londynu, ale przede wszystkim w klimat ludzi otaczających bohaterki sprawia, że historia nabiera wymiarowości, ciepła i radości, którą czasami bardzo ciężko wykrzesać z dnia codziennego.
Dużo dobrego „robią” tej opowieści również wstawki humorystyczne, podobnie jak, po drugiej szali wagi, śmierć siostry głównej bohaterki. I jedno i drugie składa się na obraz życia, które potrafi obfitować i w jedno i w drugie.
Polecam, to bardzo dobra pozycja dla odprężenia, dla oderwania od dnia codziennego. Książka pozostawiająca dobre wrażenie, do wspominania z uśmiechem na ustach.
Bardzo sympatyczna pozycja na czas świąteczno-grudniowy. Ciepła, miła i bardzo przyjemna w odbiorze. Jak udowadnia autorka, na zmiany nigdy nie jest za późno. Przekonują się o tym porzucona przez męża babcia oraz zmuszona do dwumiesięcznego urlopu wnuczka. Każda z nich trafia w miejsce dla niej zupełnie nieznane, stawiające przed nią nowe wyzwania. Nowe okoliczności...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-21
Czasami, czytając książki skierowane do młodego odbiorcy, mam wrażenie, że choć do kategorii młodego odbiorcy już od jakiegoś czasu nie należę, to jednak historia dobrze wpasowuje się w moje czytelnicze preferencje. Bywa, że nawet kiedy historia skierowana jest do młodego odbiorcy i starszy może z niej wyciągnąć niejedno.
Niekiedy natomiast historia nie da się przełożyć na starszego czytelnika. A przynajmniej nie da się przełożyć na mnie. Miałam tak z Gwiazdami nadziei. Sama historia choć do najbardziej odkrywczych nie należy, wcale nie jest jakaś szczególnie zła. Niespełniona, potem spełniona miłość, życie w poczuciu winy, tragedii, próby ułożenia sobie dnia codziennego, poszukiwanie nie tylko partnera, ale i siebie samego w życiu, związku i relacjach. Całkiem ciekawy zestaw problemów.
Tyle, że Gwiazdy nadziei jak dla mnie przynajmniej, postanowiły dodatkowo udramatycznić historię przeogromnym smutkiem głównej bohaterki, jej wyrzutami, jej nastawieniem na jednego jedynego, wymarzonego, wyśnionego. Co samo w sobie też nie musiałoby być takie złe, jednak powielane co stronę słowa, odczucia, emocje sprawiły, że oczy mimowolnie przebiegały po kartkach w poszukiwaniu czegoś innego, jakiejś zmiany, czegoś nieprzewidywalnego. I chyba nie znalazły.
Nie ukrywam, że wiele kosztowało mnie skończenie tej książki. Kilka razy miałam nawet plan porzucenia, ale jako, że nie lubię tego robić, wytrwałam na posterunku.
I tak po chwili czasu od lektury, kilku refleksjach myślę sobie, że być może problem nie tkwi w bohaterach, a w czytelniku, który jak na swój wiek oczekuje czegoś więcej, a nawet jeśli chodzi o młodych bohaterów, to też oczekuje czegoś więcej. Większej dojrzałości, dorosłości, odpowiedzialności. Refleksji. Większej niż powtarzanie w kółko tego samego.
Wydaje się, że Gwiazdy nadziei nie są dla mnie, choć podejrzewam, że młodszy, mniej krytyczny czytelnik będzie zadowolony.
Czasami, czytając książki skierowane do młodego odbiorcy, mam wrażenie, że choć do kategorii młodego odbiorcy już od jakiegoś czasu nie należę, to jednak historia dobrze wpasowuje się w moje czytelnicze preferencje. Bywa, że nawet kiedy historia skierowana jest do młodego odbiorcy i starszy może z niej wyciągnąć niejedno.
Niekiedy natomiast historia nie da się przełożyć na...
2020-11-14
Pamiętam jak czytałam część pierwszą Rock Chic latem w ciepłych podmuchach morskiego wiatru. I jak napisałam, że być może kiedyś za jakiś czas w równie sprzyjających okolicznościach sięgnę po część następną. Kiedy patrzę na to co za oknem, ciężko uznać, że warunki są sprzyjające, jednak zupełnym przypadkiem wpadły w moje ręce dwie kolejne części serii, więc cóż było robić? Aura – nie aura – trzeba czytać.
I jak mawia moja mama – O Matko i Córko!
Do lektury tej książki potrzebowałaby tropików!
Wydawało mi się, że w pewien sposób przyzwyczaiłam się do stylu Pani Ashley, do jej bohaterów, do jej bardzo charakterystycznych facetów i chyba jeszcze bardziej charakterystycznych kobiet. Okazuje się, że jednak nie. Nie byłam gotowa na taką powtórkę.
Dawno nie spotkałam tak irytującej bohaterki. Nie ma nic złego w odrobinie szaleństwa, nieogarnięcia, działania impulsywnego, braku zdrowego rozsądku, ładowaniu się w głupie rzeczy, trwaniu przy absurdalnych poglądach, zaprzeczaniu oczywistości, modelowi „tak, a może nie, jednak tak, no chyba, że nie”. Naprawdę nie ma, pod warunkiem, że autorka nie wpakuje tego całego misz-maszu w jedną bohaterkę. I na dodatek postawi naprzeciwko niej takiego Eddiego. Choć z drugiej strony, tak naprawdę, to kto inny wytrzymałby z Jet.
Szaleństwo zachowań nadal nie odstępuje bohaterów, działania impulsywne, emocjonalne (i nie mówię tylko o głównej bohaterce) charakteryzują każdy dzień z życia bohaterów, a już kiedy zbiorą się w gromadę i postanawiają zrobić coś wspólnie…
Cóż, nie ukrywam, że uśmiałam się kilka razy, głównie przy działaniach grupowych bohaterów. Wydaje mi się jednak, że w relacjach książka jest bardzo zbliżona do części pierwszej. A przez to mniej atrakcyjna. Zobaczymy jak będzie z częścią trzecią, której, nie ukrywam tego, obawiam się teraz jeszcze bardziej.
Tej książki nie trzeba polecać, ma tak duże grono czytelniczek i zwolenniczek, że sama zapewnia sobie zainteresowanie. Ze swojej strony powiem, że podejrzewam, że przy odpowiednim podejściu podczas lektury można bawić się świetnie, przy jego braku, można poćwiczyć krytycyzm i dystans.
Musze popracować nad podejściem.
Pamiętam jak czytałam część pierwszą Rock Chic latem w ciepłych podmuchach morskiego wiatru. I jak napisałam, że być może kiedyś za jakiś czas w równie sprzyjających okolicznościach sięgnę po część następną. Kiedy patrzę na to co za oknem, ciężko uznać, że warunki są sprzyjające, jednak zupełnym przypadkiem wpadły w moje ręce dwie kolejne części serii, więc cóż było robić?...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-11
Zajrzałam po raz drugi do książki, trochę z nadzieją, że będzie lepiej, trochę z nadzieją, że być może czas uczynił swoje. Muszę jednak przyznać, że zmian wielkich nie zauważyłam. Mogę więc tylko potwierdzić…
Jak dla mnie najgorsze jest to, że zupełnie nie wiem co napisać. Mam totalne poczucie stanów środkowych. I swojego zadowolenia, i znudzenia, i zainteresowania, i jego braku. Usnęłam dwa razy przy czytaniu, przeciągnęłam czytanie na cały weekend, nawet chętnie obejrzałam jakiś film w telewizji, co zdarza mi się niezmiernie rzadko.
Językowo jak dla mnie było niekiedy na siłę. Jego otwór gębowy zbliżający się do jej otworu gębowego, powaliły mnie na miejscu, tym bardziej, że w kilku innych przypadkach przed i po, autorka bardzo ładnie zabawiła się słowami i widać, że posiada tę umiejętność. Zazwyczaj. Z du..pą też miała jakąś taką niepoziomową wypowiedź. Ale to subiektywne.
Pewnie to mało popularne, ale Obuch tylko potwierdziła moje uprzedzenia w stosunku do polskiej twórczości, głównie kobiecej. Ani w jedną, ani w drugą. Nie wiem czy nie wolałabym czegoś bardziej angażującego, choćby nawet nie na plus. Jakoś tak mocniej.
Historia jak historia, bohaterowie jak bohaterowie, język przyzwoity.
Moim zdecydowanym faworytem był Pilot. Nawet Filip dobrze się z nim komponował i łajdacząca się Alunia też nieźle wypadła.
W ogóle mam wrażenie, że bardziej podobały mi się poszczególne sceny niż całość. I raczej z nich zapamiętam książkę. I pewnie z bohaterów tych z tyłu niż pierwszych.
Nie było źle. Nie było wspaniale. Dla mnie było środkowo.
I tyle.
Czy polecam? Pewnie tak, bo to jedna z lepszych rodzimych autorek i zawsze warto wiedzieć co w trawie piszczy.
Zajrzałam po raz drugi do książki, trochę z nadzieją, że będzie lepiej, trochę z nadzieją, że być może czas uczynił swoje. Muszę jednak przyznać, że zmian wielkich nie zauważyłam. Mogę więc tylko potwierdzić…
Jak dla mnie najgorsze jest to, że zupełnie nie wiem co napisać. Mam totalne poczucie stanów środkowych. I swojego zadowolenia, i znudzenia, i zainteresowania, i jego...
2020-08-28
Bardzo ciepła opowieść. Pełna emocji i uczuć. Tego co tak naprawdę lubimy w „lekkich” obyczajowych historiach.
Tym razem Katherine Center przenosi nas w świat straży pożarnej. Środowiska zdominowanego przez mężczyzn, w którym kobiety muszą sobie odpowiednio zapracować na pozycję i miejsce w męskiej społeczności. Główna bohaterka po emocjonalnym wybuchu zmuszona jest zmienić pracę. Wyjeżdża do małego miasteczka w którym mieszka chora matka, którą musi się zaopiekować. Ani zmiana pracy, ani opieka nad matką nie wpisały się w jej plany zawodowe i prywatne, ale bohaterka nie ma innego wyjścia. Świat w który wkracza wygląda odmiennie i od tego w którym żyła, i od tego jaki sobie wymarzyła.
To, co sercu bliskie to jedna z powieści, które czytając uśmiechamy się pod nosem. Niezbyt długa, niezbyt skomplikowana, niezbyt do zapamiętania, ale podczas lektury oferująca miło spędzony czas. Bohaterowie należą do kategorii osób z którymi chcielibyśmy poznać się w realnym życiu. Matka, jej koleżanka, chłopcy ze zmiany strażackiej, nawet ten jeden który mógłby odegrać rolę czarnego charakteru, to wszystko składa się na obraz miłego miasteczka, miłych ludzi. Miłej lektury.
Myślę, że warto dać szansę tej historii i tym ludziom. Przez krótki czas przenieść się do miasteczka, małego, zazwyczaj miłego w którym każdy ma swoje miejsce, a nowi mieszańcy potrafią wpasować się w tryby i w niedługim czasie stają się pełnoprawnymi członkami społeczności.
Polecam, znakomita pozycja na odstresowanie gwarantująca milo spędzony czas.
Bardzo ciepła opowieść. Pełna emocji i uczuć. Tego co tak naprawdę lubimy w „lekkich” obyczajowych historiach.
Tym razem Katherine Center przenosi nas w świat straży pożarnej. Środowiska zdominowanego przez mężczyzn, w którym kobiety muszą sobie odpowiednio zapracować na pozycję i miejsce w męskiej społeczności. Główna bohaterka po emocjonalnym wybuchu zmuszona jest zmienić...
2020-07-06
Jest kilka książek Phillips które lubię, których lektura sprawia mi wiele przyjemności i do których wracam. Najczęściej na zasadzie lektury pojedynczej sceny, która potrafi poprawić mi humor na jakiś czas. Ostatnio przeczytałam od deski do deski. I nie ukrywam, nadal dobrze się bawiłam.
Kandydat na ojca to zabawna historia kobiety, która postanawia mieć dziecko. Warunek jest jeden – ojciec nie może być zbyt inteligentny, więc wybór wydaje się oczywisty – wielki, umięśniony, nie potrafiący wypowiadać się sportowiec.
Tyle, że jak to w życiu bywa, to co ogląda się w telewizji często niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Tak więc bohaterka zostanie nie raz, nie dwa i nawet nie trzy razy zaskoczona. Sportowiec, który okazuje się nie tak mało inteligentny za jakiego uchodził, też przeżyje niejedno zaskoczenie i oczywiście będzie musiał zweryfikować swoje poglądy. Nie jeden, nie dwa a znacznie więcej.
Całość napisana jest w bardzo przyjemny sposób, zabawny, opierający się na przepychankach słownych, bohaterowie bywają nieprzyjemni dla siebie, ale czytając, ze świadomością, że i tak wszystko skończy się wielkim szczęściem, można się nie denerwować. To czas na relaks i odpoczynek.
Jednak, w moim przypadku duże znaczenie w odbiorze tej historii ma związek rodziców głównego bohatera. To jest wątek opisany z właściwą delikatnością. Nakreślone lata wspólnego życia dwójki ludzi, stare niezagojone rany, które jak się okazuje tkwią i w jednym i w drugim. Przyznaję, że nie oczekiwałam, że autorka znajdzie w sobie umiejętność tak mądrego poprowadzenia tego wątku. Udało się jej i za to jej chwała.
Kandydat na ojca to również historia pewnej starszej kobiety – babki głównego bohatera, ale i młodego sportowca, który denerwuje, wkurza, by pod koniec stać się niemal członkiem rodziny i oczywiście zagnieździć się w sercach czytelniczek (To chyba jednak typowo kobieca literatura).
Tak więc polecam. Znakomita historia na lato.
Jest kilka książek Phillips które lubię, których lektura sprawia mi wiele przyjemności i do których wracam. Najczęściej na zasadzie lektury pojedynczej sceny, która potrafi poprawić mi humor na jakiś czas. Ostatnio przeczytałam od deski do deski. I nie ukrywam, nadal dobrze się bawiłam.
Kandydat na ojca to zabawna historia kobiety, która postanawia mieć dziecko. Warunek...
2020-05-18
Jeśli ktoś lubi wolno toczące się historie, z nutka przeszłości w tle oraz szczyptą Boga, to lektura sprawi mu przyjemność.
Odkrywanie przeszłości zbliży do siebie dwójkę bohaterów. Dwójkę, która przerwała swój związek, ale nigdy nie przestała o nim myśleć, nie przestała z nim żyć i chyba nawet nie przestała kochać tej drugiej osoby. Dwie osoby z pierwszych stron gazet, potykają się o przeszkodę jaką zgotowali sami sobie. Nie potrafią porozumieć się, dogadać, wyjaśnić nieporozumienia, ukoić bólu i żalu. Spotykają się po kilku latach, by przekonać się o wartości swoich uczuć i swojej wiary.
Miło poprowadzona historia z odkrywaniem przeszłości, fajnymi bohaterami i kilkoma czy nawet kilkunastoma przemyśleniami odnośnie życia, wartości, tego czego oczekujemy i tego co jesteśmy w stanie dać w zamian.
Książki Becky Wade osadzone są w świecie religii i wartości z nią związanych. Skupiają się na rozwoju człowieka, na poszukiwaniu sensu, wiary, odpowiedzialności, na kształtowaniu swojego świata zgodnego z Bogiem. Myślę, że dla osób wierzących mogą być źródłem potwierdzenia zasadności postępowania, źródłem inspiracji, wskazówką odnoście radzenia sobie w życiu, w jego trudnych momentach.
Książka jest bardzo ciepła, sympatyczna i naprawdę dobrze się ją czyta. Pokłady dobrych myśli i optymizmu dobrze mogą zrobić duszy człowieka.
Mnie szczególnie przypadło do gustu rozpisanie wydarzeń z przeszłości bohaterów. To jak inaczej zrozumieli sytuację, to jak różne wnioski wyciągnęli z przeprowadzonej rozmowy. Wydaje mi się, że to znakomicie poprowadzony wątek, sprawiający, że nasz sympatia do bohaterów potrafi zrobić nieoczekiwany zwrot.
Historia trzech sióstr rozpisana na trzy części stanowi sympatyczną odmianę po trudach i znojach dnia codziennego. Dlatego polecam, do odreagowania, do ciepłych słów, dla zadowolenia.
Jeśli ktoś lubi wolno toczące się historie, z nutka przeszłości w tle oraz szczyptą Boga, to lektura sprawi mu przyjemność.
Odkrywanie przeszłości zbliży do siebie dwójkę bohaterów. Dwójkę, która przerwała swój związek, ale nigdy nie przestała o nim myśleć, nie przestała z nim żyć i chyba nawet nie przestała kochać tej drugiej osoby. Dwie osoby z pierwszych stron gazet,...
2020-05-15
Nigdy nie ukrywałam, że mam problem z książkami Susan Elizabeth Phillips. W przeważającej większości wypadków wydają mi się nadmiernie przeładowane. Trafnymi dialogami, cudownymi bohaterami, fantastycznymi facetami, kobietami, które nie dają sobie w kaszę dmuchać. Jak mówiła kiedyś moja znajoma – cud, miód i orzeszki. Wygląda to trochę tak - jakby za każdym razem, w każdej książce autorka nie dopuszczała możliwości, że coś może być nie tak. Nie tak ładnie, nie tak składnie, nie tak poukładanie. Nie tak piękne językowo.
Jest jednak kilka książek, które mają dla mnie znacznie większy walor niż potyczki słowne pięknych i bogatych, i jedną z tych książek jest To musiałeś być ty.
Bawi mnie ta historia. Swoją miejscową absurdalnością. Bohaterami, z których każdy jest inny, by w całej historii okazało się, że ta inność dobrze zrobi wszystkim dookoła. Nie tylko dwójka głównych bohaterów ze swoimi bijącymi po oczach szaleństwami wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Przeszłość Phoebe kładzie się cieniem na radosnym wydźwięku książki. Jednak mimo nieszczęścia, niesprawiedliwości z jakimi bohaterka mierzyła się przez lata, jest w tej całej opowieści walor nieuchronności kary za popełnione winy. Świetnie wpisuje się w opowieść o dziewczynie, przed którą życie stawiało wysokie przeszkody.
To musiałeś być ty to bardzo seksowna książka. Śmieszna również w tym aspekcie. Nie wierzę, że przygody głównego bohatera z byłą żoną nie wywołały śmiechu, a co najmniej uśmiechu na ustach czytelnika. „Próby” Dana ułożenia sobie życia z kobietą, która jego zdaniem byłaby dla niego idealna. Zawodnicy i ich przyzwyczajenia. Zawodnicy i ich honor, odpowiedzialność i sprawiedliwość.
Do tego rozterki młodszej przyrodniej siostry, malutki piesek, który potrafi przełamać serca nawet najbardziej zatwardziałych zawodników futbolu. A wszystko okraszone Phoebe, jej strojami, jej bezpośredniością i przekonaniem o słuszności podejmowanych kroków.
To bardzo sympatyczna książka. Jedna z niewielu jakie zawsze mam pod ręką i do których zaglądam raz na jakiś czas.
Polecam. Warto zobaczyć co gra w duszach zawodników futbolu i ich właścicielce.
Nigdy nie ukrywałam, że mam problem z książkami Susan Elizabeth Phillips. W przeważającej większości wypadków wydają mi się nadmiernie przeładowane. Trafnymi dialogami, cudownymi bohaterami, fantastycznymi facetami, kobietami, które nie dają sobie w kaszę dmuchać. Jak mówiła kiedyś moja znajoma – cud, miód i orzeszki. Wygląda to trochę tak - jakby za każdym razem, w każdej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-05
Kolejna część opowieści o ludziach i ich czworonogach. Bardzo sympatyczna część, bo oprócz fantastycznego Rufusa (pies), Chaosu (kot) mamy przyjemność spotkać wyjątkowo atrakcyjnego mężczyznę, jego sąsiadkę oraz jej przeurocze córki. Czy można chcieć więcej?
Bardzo przyjemna opowieść opowiedziana w klimacie zimy, śnieżnej burzy, padającego śniegu i chłodu. „Zimna” opowieść ogrzana nie tylko kominkiem, ale również sercami małych dziewczynek, jej matki, zakochującego się w nich mężczyzny i oczywiście niesfornych zwierzaków.
Jak wielokrotnie mówiłam, po serii kryminałów, po okropieństwach jakimi raczą nas autorzy thrillerów, odskocznia w postaci ciepłej historii obyczajowej, napisanej sprawnie, ciekawie i zajmująco, jest bardzo dobrą sprawą.
Dodatkowym atutem jest możliwość podejrzenia co słychać u bohaterów poprzednich części. Na ile ich szczęście jest nadal aktualne, na ile ich uczucie nie wygasło, na ile los im sprzyja. I śmiało można powiedzieć, wszystko jest dobrze. Cieszą się sobą, przyjaciółmi, otoczeniem i oczywiście jak na serię przystało, obecnością zwierzaków.
Z łapą na sercu to historia lekka i zabawna, niekiedy z nutą humoru, dużą dawka pozytywnych emocji, ale też łyżeczką dziegciu, który zdarza się w codziennym życiu. Nie tylko o samotności i poszukiwaniu towarzystwa, ale również o tym, jak zły wpływ może mieć nieodpowiednie towarzystwo.
Bardzo serdecznie polecam nie tylko jako odskocznia od literatury bardziej krwawej, ale również jako zimowy akcent naszej zimy za oknem.
Kolejna część opowieści o ludziach i ich czworonogach. Bardzo sympatyczna część, bo oprócz fantastycznego Rufusa (pies), Chaosu (kot) mamy przyjemność spotkać wyjątkowo atrakcyjnego mężczyznę, jego sąsiadkę oraz jej przeurocze córki. Czy można chcieć więcej?
Bardzo przyjemna opowieść opowiedziana w klimacie zimy, śnieżnej burzy, padającego śniegu i chłodu. „Zimna” opowieść...
2020-02-12
Jednego dnia, w ułamku sekundy budowany świat może się zawalić. Coś co stanowiło pewnik, na co można było postawić ostatni grosz, okazuje się nietrwałe niczym zamki na pisaku. Tak właśnie stało się z życiem Maggie. W dniu który miał być jednym z piękniejszych w jej życiu, straciła bardzo wiele.
Milion nowych chwil opowiada o dochodzeniu do siebie po tragicznym wypadku. Wypadku w którym uraz kręgosłupa, poraniona twarz wcale nie są najgorsze.
To spokojna historia, pełna bólu, cierpienia, ale również zwykłej walki człowieka o siebie i swoje szczęście. Historia w której poznajemy nie tylko zachowania samej bohaterki, ale również ludzi, którzy ją otaczają. Na ile sprawdzą się w tak dramatycznej sytuacji? Na ile będą mieli sił, chęci, determinacji, aby trwać u boku pogrążonej w bólu i rozpaczy młodej dziewczyny.
Nie spodziewałam się, że Milion nowych chwil tak mnie wzruszy, tak dotknie, i w pewien sposób tak wzmocni. Wskaże jak wiele niekiedy trzeba przejść, aby dotrzeć do tego co najważniejsze, co najpiękniejsze, o co warto walczyć z całych sił.
Bardzo ciekawi bohaterowi, niektórzy strasznie przejaskrawieni, ale chyba dobrze to zrobiło całej historii. Różni ludzie i różne postawy zmuszają do refleksji i chwili zastanowienia. Nikt z nas nie wie jak zachowałby się sytuacji dramatu, który dotknąłby jego lub jemu bliskich, lecz po lekturze Miliona nowych chwil, jakoś łatwiej jest wyobrazić to sobie.
Katherine Center udało się stworzyć książkę mądrą, ale nie przerysowaną, ciekawą, ale nie przeładowaną, prawdziwą, ale prawdopodobną, napisaną z szacunkiem do swoich bohaterów i wyraźnym nielubieniem niektórych.
Polecam wszystkim z zastrzeżeniem, że nie jest to typowa historia miłosna z wilkiem szczęśliwym zakończeniem. To historia o pokonywaniu siebie i walce o siebie. Polecam.
Jednego dnia, w ułamku sekundy budowany świat może się zawalić. Coś co stanowiło pewnik, na co można było postawić ostatni grosz, okazuje się nietrwałe niczym zamki na pisaku. Tak właśnie stało się z życiem Maggie. W dniu który miał być jednym z piękniejszych w jej życiu, straciła bardzo wiele.
Milion nowych chwil opowiada o dochodzeniu do siebie po tragicznym wypadku....
Kocha nie kocha? Rzeczywiście chciał nią manipulować czy nie? Pójdzie na imprezę z jej kuzynką, czy wcale na nią się nie wybiera? Będzie ja kochał czy zostanie jej najlepszym przyjacielem? Po raz który bohaterka zalewa się łzami?
Ale oprócz tych rozważań, więcej się działo. I rzeczywiście było ciekawiej. Nie żeby opowiadać o nieziemskim przeskoku, ale lepiej. Sama bohaterka nabrała wiatru w żagle i zaczęła pokazywać na co ją stać. Uroku dodało jej zdecydowanie, ale i zauroczenie bohaterem. Było to takie bardzo szesnastoletnie.
Najsłabszy moment – impreza. Najlepsze – wyprawy w przeszłość, sceny z duchami, rodzice bohaterki. Końcówka? Po tym całym galimatiasie, trochę prosta się wydała.
Podsumowując:
Chyba największym moim zarzutem wobec tej opowieści jest rozłożenie jej na tak dużą ilość stron. Mam wrażenie sporego przegadania. Tyle, że jest to zarzut kogoś „dorosłego” przynajmniej wiekowo. Coś mi mówi, że moja Mała, gdyby w końcu zdecydowała się przeczytać ten cykl, to spijałaby te momenty patrzenia, zachwytu, rozpisania rzeczy oczywistych na ileś tam stron. Pewnie emocjonowała by się razem z główną bohaterką i oczywiście zakochiwała w jej ukochanym. Mnie te emocje raczej nie dotknęły.
Tak, wydaje mi się, że to całkiem niezła młodzieżówka, choć do tej pory byłam głęboko przekonana, że dzisiejsza młodzież potrzebuje znacznie więcej stymulacji, akcji, tempa i zaskoczenia. Żeby nie powiedzieć, że obawiałam się czy, przy obecnym poziomie wrażeń z jakimi młodzi ludzie maja do czynienia, ksiązka nie wyda im się nudna. Ale może nie.
Dawno nie mówiłam czegoś takiego, być może nawet nigdy, ale z chęcią obejrzę film. Bo na ekranie może być, dla mnie przynajmniej, znacznie bardziej atrakcyjny. A jeśli na dodatek skoncentruje się na akcji, a nie ogólnym trwaniu i gadaniu będzie super.
I co mi pozostało w głowie po lekturze? Stroje. Szalenie plastyczne opisy. I bardzo chciałabym je zobaczyć.
Kocha nie kocha? Rzeczywiście chciał nią manipulować czy nie? Pójdzie na imprezę z jej kuzynką, czy wcale na nią się nie wybiera? Będzie ja kochał czy zostanie jej najlepszym przyjacielem? Po raz który bohaterka zalewa się łzami?
więcej Pokaż mimo toAle oprócz tych rozważań, więcej się działo. I rzeczywiście było ciekawiej. Nie żeby opowiadać o nieziemskim przeskoku, ale lepiej. Sama bohaterka...