rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Czy można zabić i być wolnym, pyta (nie wprost) Dostojewski w "Zbrodni i karze". I odpowiada - metodycznie, na kilkuset stronach, w szeregu scen: nie, nie można. Nasz bohater miał zostać nadczłowiekiem, "Napoleonem", a stał się chory, na granicy obłędu, miotany strachem i sprzecznymi emocjami. Geniusz tej powieści polega też na tym, że Raskolnikow chciał zabić jedną osobę (lichwiarkę, której odmawiał prawa do życia), a "musiał" zabić dwie (motyw ten powtórzył Woody Allen w jednym ze swoich filmów). Oznacza to, że zło wymyka się spod kontroli.

Zbrodniarz odłącza się od ludzkiej wspólnoty. "Lubi pan ulicznych śpiewaków?", pyta Raskolnikow przypadkowego przechodnia, ale tamten oddala się jakby w popłochu, żaden kontakt nie został nawiązany. Raskolnikow jest wystarczająco inteligentny, by rozumieć, że te namiastki wolności: uliczny śpiew, uliczna zabawa, pijaństwo są krótkotrwałe.

Ta realistyczna, przenikliwa powieść jest też chyba najbardziej optymistyczną w dorobku wielkiego pisarza. Zbrodniarz ma szansę nawrócenia, wyznania winy i pokuty. Zbrodniarz ma wokół siebie dobrych ludzi. Nie obce są też mu szlachetne odruchy, jak względem rodziny Marmieładowa, choć zło, którego (wtedy) jeszcze się nie wyparł psuje wiele.

"Zbrodnia i kara" uchodzi za wielką powieść psychologiczną. Ale to też wielka powieść religijna. Wielka powieść humanistyczna wreszcie. Wielka powieść, po prostu. Najbardziej uporządkowana, zwarta, chyba najbardziej poruszająca w dorobku Dostojewskiego. Może nie (jeszcze) mądrzejsza niż "Bracia Karamazow" (stawiam je mniej więcej na równi), ale bez tylu wątków pobocznych, bez takiej ilości XIX-wiecznej "rosyjskiej" histerii czy dumy. Czyta się świetnie. To także wielka przestroga przed podziałem ludzi na mających prawo do życia i tych, który tego prawa nie mają.

Czy można zabić i być wolnym, pyta (nie wprost) Dostojewski w "Zbrodni i karze". I odpowiada - metodycznie, na kilkuset stronach, w szeregu scen: nie, nie można. Nasz bohater miał zostać nadczłowiekiem, "Napoleonem", a stał się chory, na granicy obłędu, miotany strachem i sprzecznymi emocjami. Geniusz tej powieści polega też na tym, że Raskolnikow chciał zabić jedną osobę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Literacko takie sobie. Sam pomysł "naukowy" - prima sort. Dużo pościgów, trochę w stylu Scooby Doo. Klasyk. Można marudzić, ale bez Wellsa nie byłoby SF.

Literacko takie sobie. Sam pomysł "naukowy" - prima sort. Dużo pościgów, trochę w stylu Scooby Doo. Klasyk. Można marudzić, ale bez Wellsa nie byłoby SF.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Josephine Tey pisała stylowe, niespieszne, nostalgiczne kryminały. Psychologiczne historie, często na tle angielskiej (lub szkockiej) prowincji, z jej krajobrazami, dworkami, umiłowaniem koni i jeździectwa. Obserwacje obyczajowe i dyskretny humor dialogów. Czytałem kilka jej książek, ta jest najlepsza.

Josephine Tey pisała stylowe, niespieszne, nostalgiczne kryminały. Psychologiczne historie, często na tle angielskiej (lub szkockiej) prowincji, z jej krajobrazami, dworkami, umiłowaniem koni i jeździectwa. Obserwacje obyczajowe i dyskretny humor dialogów. Czytałem kilka jej książek, ta jest najlepsza.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka krótka, ale gęsta; trzeba uważnie czytać (mamy np. w niej komunistów, ale samo słowo na 'k' pada tylko raz). Zasadniczo powieść psychologiczna, ale mnogość postaci, skoligaconych towarzysko i rodzinnie, zdradza wyraźne zacięcie epickie autorki. Trzeba to cenić u powieściopisarzy, zwłaszcza jeśli epickość udana. A tu tak jest.

Nałkowska imponuje subtelną analizą psychologiczną i nierzadko mistrzowskim użyciem języka. Czasami tylko zdarza się autorce kiks ("Ich ciemne, lśniące ciała przemykają wyraźnie i niewątpliwie pośród przezroczystego światła i powietrza.").

Parę razy napotykamy na okrutne opisy cierpień zwierząt i domyślamy się "ludzkich" metafor. Końcówka rzeczywiście będzie ponura. Zło zewnętrzne niekoniecznie jest najgorsze - niektóre z osób ciężko chorych/rannych wyzdrowieją. Ale zło, które tkwi w człowieku ma konsekwencje.

"Romans Teresy Hennert" to bardzo dobra powieść, funkcjonująca na różnych poziomach, nie tylko jako dokument epoki.

Książka krótka, ale gęsta; trzeba uważnie czytać (mamy np. w niej komunistów, ale samo słowo na 'k' pada tylko raz). Zasadniczo powieść psychologiczna, ale mnogość postaci, skoligaconych towarzysko i rodzinnie, zdradza wyraźne zacięcie epickie autorki. Trzeba to cenić u powieściopisarzy, zwłaszcza jeśli epickość udana. A tu tak jest.

Nałkowska imponuje subtelną analizą...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przez Polskę Ludową na przełaj i na przekór Justyna Błażejowska, Paweł Wieczorkiewicz
Ocena 7,4
Przez Polskę L... Justyna Błażejowska...

Na półkach:

Mieszkanka o PRLu, dużo anegdot, ciekawy styl. Oczywiście: są rozdziały ciekawsze i mniej. Ogólnie warto.

Mieszkanka o PRLu, dużo anegdot, ciekawy styl. Oczywiście: są rozdziały ciekawsze i mniej. Ogólnie warto.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Po prawie 30 latach postanowiłem sprawdzić, czy opowiadania Kuttnera nadal będą mi się podobały. Padło na zbiór "Próżny robot".

Space opera to podgatunek fantastyki naukowej. Nauki tam za grosz, natomiast fantazji wiele. W szczególności bohaterowie przemierzają bez trudu ogromne połacie wszechświata, oczywiście z nadświetlnymi prędkościami. Niektóre opowiadania Kuttnera określiłbym terminem "time opera". Rzeczywiście, podróże w czasie są tam prawie oczywistością, autor opisuje je z radosną nonszalancją względem jakichkolwiek podstaw naukowych. "Opera" też jest nie od rzeczy: mamy karykaturalne postacie, groteskowe wydarzenia, slapstickowy humor (a nawet śpiew, czasami, gdyby komuś brakowało).

Opowiadania, ogólnie biorąc, nie są zbyt dobre. Ale jest w nich jakaś odrobina geniuszu. Chyba najlepsze jest to najsłynniejsze: "Tubylerczykom spełły fajle".

Po prawie 30 latach postanowiłem sprawdzić, czy opowiadania Kuttnera nadal będą mi się podobały. Padło na zbiór "Próżny robot".

Space opera to podgatunek fantastyki naukowej. Nauki tam za grosz, natomiast fantazji wiele. W szczególności bohaterowie przemierzają bez trudu ogromne połacie wszechświata, oczywiście z nadświetlnymi prędkościami. Niektóre opowiadania Kuttnera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa biografia, lekka w czytaniu, choć ma swoje niedoskonałości. Czasami - paradoksalnie - za mało Gomułki w tym "Gomułce", bo autor np. dopycha anegdotami o Chruszczowie. I nadużywa cytatów z dzienników Jana Józefa Szczepańskiego (najwięcej) i innych (m.in. Marii Dąbrowskiej, Stefana Kisielewskiego).

Zabawne (mimowolnie?) zdanie: "Do zboża Gomułka podchodził z nabożną czcią, co było zapewne pokłosiem jego biednego dzieciństwa i wczesnej młodości."

Ciekawa biografia, lekka w czytaniu, choć ma swoje niedoskonałości. Czasami - paradoksalnie - za mało Gomułki w tym "Gomułce", bo autor np. dopycha anegdotami o Chruszczowie. I nadużywa cytatów z dzienników Jana Józefa Szczepańskiego (najwięcej) i innych (m.in. Marii Dąbrowskiej, Stefana Kisielewskiego).

Zabawne (mimowolnie?) zdanie: "Do zboża Gomułka podchodził z nabożną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzetelna, udokumentowana biografia kardynała Wyszyńskiego - prymasa Polski, ale również, w pewnym sensie, najważniejszego polityka PRL. Stefan Wyszyński zawsze był bardzo pobożny, odważny, kochał naród i poszczególnych ludzi, nie potrzebował wiele dla siebie - ale w polityce na początku przejawiał pewną naiwność (te złudzenia co do Bieruta!). Widzimy w książce, jak ewoluowało spojrzenie Prymasa na rzeczywistość Polski Ludowej. Mamy nieraz próbki sarkastycznego humoru naszego bohatera - niemniej, cyniczny nie był nigdy. Nawet dla "Partii" (PZPR) stawiał perspektywę nawrócenia (co można też opisać bardziej świeckimi słowami) i nie była to drwina.

Biografia Ewy Czaczkowskiej jest kopalnią faktów, wspomnień osób, które znały Prymasa blisko albo tylko okolicznościowo, cytatów z dzienników "Pro Memoria" i innych źródeł. Czyta się dobrze, komentarz odautorski jest dość dyskretny i zazwyczaj celny. Tylko rozdział "Gra w trójkącie" wydał mi się rozwleczony - potrzebny, tak, ale jakoś w kółko o tym samym. Nie jest to jednak istotna uwaga krytyczna.

Wielkość Prymasa Tysiąclecia (dwuznaczność tego określenia jest smakowita) dla każdego może przejawiać się w czymś innym. Mnie uderzyło to, że przy całym swoim umiłowaniu narodu polskiego Kardynał nie był ani trochę populistą. Jego źle odebrane (zwłaszcza przez strajkujących) kazanie na Jasnej Górze 26 sierpnia 1980 roku (bp Dembowski: "Przez lata, kiedy wszyscy mówili o obowiązkach, prymas mówił o prawach, a teraz, kiedy zaczęto mówić o prawach, on przypomniał o obowiązkach.") świadczy właśnie o tym, że Prymas bardziej słuchał Boga niż ludzi.

Jeszcze jeden cytat z tej książki. "Był to jedyny monarcha, jakiego w życiu widziałem [...]. I to monarcha, który ze swojej władzy, a płynęła ona z jego autorytetu, wcale nie chciał korzystać" (Jacek Kuroń).

Rzetelna, udokumentowana biografia kardynała Wyszyńskiego - prymasa Polski, ale również, w pewnym sensie, najważniejszego polityka PRL. Stefan Wyszyński zawsze był bardzo pobożny, odważny, kochał naród i poszczególnych ludzi, nie potrzebował wiele dla siebie - ale w polityce na początku przejawiał pewną naiwność (te złudzenia co do Bieruta!). Widzimy w książce, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł wystrzałowy, ale treść nieco rozczarowuje. Autor - wybitny historyk i znawca dziejów najnowszych Europy - tym razem niestety przynudza, często powtarza to samo. Można się trochę nowego dowiedzieć (np. o pewnych różnicach między społecznościami muzułmańskimi w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii) - ale nie za dużo. Książka została wydana w roku 2007 r. i wtedy mogła niektórym otwierać oczy; dzisiejsza rzeczywistość co najmniej potwierdza (a raczej wyprzedza) wizje autora. Miłe jest to, że autor (nie będący żadnym "prawicowym oszołomem") pisze jak jest, bez owijania w bawełnę. Ale też nie szuka specjalnych sensacji. Brakowało mi socjologicznych szczegółów, większej liczby smaczków, które by dodały kolorytu. Nie wszystkie obserwacje autora wytrzymały też próbę czasu. Podobno we Francji są "znacznie większe sfery świeckie muzułmańskiego pochodzenia" niż w Niemczech czy W. Brytanii, więcej małżeństw mieszanych czy ogólnie imigrantów muzułmańskich zasymilowanych, z czym się też wiąże to, iż "terroryzmu było na terenie Francji mniej niż na Wyspach" (rozdz. 6). Rzeczywiście, pasuje to do roku 2006, ale już niekoniecznie do lat 2015-17.

Szkoda, że autor nie pogłębia pewnych istotnych wątków. Zapewne prawdą jest, że "tureccy imigranci przeważnie nie chcą, żeby ich dzieci żyły jak Niemcy", ale pytanie dlaczego? Europejczycy (zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, jak wynika z tej książki) lubią bić się w piersi, ale niekoniecznie za najcięższe swoje grzechy. A czy fakt, że Europa zrezygnowała ze swej dumy nie sprawia, że już przybyszom nie imponuje? Czy upadek rodziny i instytucji małżeństwa nie wiąże się z upadkiem honoru, zgodnie z którym (i zgodnie z etosem rycerskim, jeśli sięgamy głębiej) złożonej przysięgi należy dotrzymać? To być może temat na osobną książkę. Dla autora co prawda "nie ulega wątpliwości, że kluczem do sukcesu jest edukacja", ale jak tu edukować, skoro muzułmańska młodzież w Europie (zwłaszcza płci męskiej) nie chce chodzić do szkół? Na siłę? A czy nie skuteczniej byłoby odnaleźć w sobie to zapomniane "coś", czego "oni" by mogli nam tylko pozazdrościć? Jeśli zazdroszczą nam tylko bogactwa, to daleko na tym nie zajedziemy.

Gdybym hipotetycznie miał napisać historię powojennej Europy (nawiasem, Walter Laqueur, jest autorem takiego dzieła, bardzo dobrego), to dałbym jej podtytuł: Więcej szczęścia niż rozumu. Brak rozumu w Europie, jej naiwność, obojętność, brak wiary (może poza wiarą w inżynierię społeczną) do pewnego momentu może uchodziły bezkarnie, ale ostatnio wydają właśnie cierpkie jagody. Książkę "Ostatnie dni Europy" można mimo wszystko przeczytać, bo nieraz mimochodem autor rzuca ciekawe obserwacje. Przykładem: "Gdy powstawała idea państwa opiekuńczego, wydatki były dużo mniejsze, a wzrost gospodarczy dużo większy." Taki już chyba nasz ludzki los, że z dobrobytu głupiejemy. Otrzeźwienie będzie - już jest - bardzo bolesne.

Tytuł wystrzałowy, ale treść nieco rozczarowuje. Autor - wybitny historyk i znawca dziejów najnowszych Europy - tym razem niestety przynudza, często powtarza to samo. Można się trochę nowego dowiedzieć (np. o pewnych różnicach między społecznościami muzułmańskimi w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii) - ale nie za dużo. Książka została wydana w roku 2007 r. i wtedy mogła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To dobrze, że ktoś pisze powieść sensacyjną nawiązującą do zbrodni PRL-u. Dobrze, że nie ma złudzeń, że tamten okres został już zamknięty. Bo oczywiście nie został zamknięty. Szkoda, że ta powieść jest dość kiepska. Że prosta historia to pół biedy. Najgorsza jest przeraźliwa naiwność głównego bohatera. To ma być dziennikarz (jeszcze, można powiedzieć, śledczy)? To niby taki chwyt: ktoś w powieści wyjaśnia jakiś banał bohaterowi, a de facto ma być to lekcja historii dla młodszych czytelników. No może, ale słabe to. Niemniej plus za dobre chęci.

To dobrze, że ktoś pisze powieść sensacyjną nawiązującą do zbrodni PRL-u. Dobrze, że nie ma złudzeń, że tamten okres został już zamknięty. Bo oczywiście nie został zamknięty. Szkoda, że ta powieść jest dość kiepska. Że prosta historia to pół biedy. Najgorsza jest przeraźliwa naiwność głównego bohatera. To ma być dziennikarz (jeszcze, można powiedzieć, śledczy)? To niby taki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

PRL-owski kryminał z ambicjami. Trochę noir, na ile w minionym ustroju się dało. Autor stosuje różne chwyty "literackie", typu zmiana narratora, przejścia na czas teraźniejszy. W końcówce (a także w początku, bo chodzi o tę samą scenę) ciągle czytamy o błyskawicach przecinających niebo - no takie podkręcanie dramatyczności, trochę pretensjonalne. Ale końcówka (też literacka w zamyśle) autorowi wyszła lepiej. Ogólnie czyta się nieźle, choć fabułka typowa dosyć dla tamtych lat. Jakieś obowiązkowe hołdy też są ("To, czym dzisiaj jestem, zawdzięczam tylko milicji. (...) Ubrali mnie, posłali do szkoły, opiekowali się... Pomagali w najcięższych chwilach...").

Najlepsze zdanie: "Chciałem pracować bez trupów, ale sam pan widzi, nie udało się."

PRL-owski kryminał z ambicjami. Trochę noir, na ile w minionym ustroju się dało. Autor stosuje różne chwyty "literackie", typu zmiana narratora, przejścia na czas teraźniejszy. W końcówce (a także w początku, bo chodzi o tę samą scenę) ciągle czytamy o błyskawicach przecinających niebo - no takie podkręcanie dramatyczności, trochę pretensjonalne. Ale końcówka (też literacka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobrze się czyta, w miarę pomysłowe, sprawny kryminał.

Dobrze się czyta, w miarę pomysłowe, sprawny kryminał.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kryminał (trochę psychologiczny, z pewnym wątkiem romansowym) w scenerii powstania warszawskiego. Niczego sobie. Dałbym 5,5 gwiazdki, gdyby była opcja.

Kryminał (trochę psychologiczny, z pewnym wątkiem romansowym) w scenerii powstania warszawskiego. Niczego sobie. Dałbym 5,5 gwiazdki, gdyby była opcja.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba najlepsza powieść Zajdla. Dość zwięzła, upakowana, pomysłowe rozwiązania, np. koalang.

Myślę, że gdyby Janusz Zajdel pożył choć o 10 lat dłużej, to by stworzył swoje opus magnus, bardziej wszechstronną mozaikę społeczeństwa totalitarnego. Różne postawy i motywacje, samooszukiwanie i samousprawiedliwanie się, siła i sposoby zastraszania przez "system". Oczywiście to wszystko jest u Zajdla, ale brakuje jakiegoś wyczerpującego, arcydzielnego ujęcia. Myślę, że było go na to stać, ale zabrakło czasu.

Chyba najlepsza powieść Zajdla. Dość zwięzła, upakowana, pomysłowe rozwiązania, np. koalang.

Myślę, że gdyby Janusz Zajdel pożył choć o 10 lat dłużej, to by stworzył swoje opus magnus, bardziej wszechstronną mozaikę społeczeństwa totalitarnego. Różne postawy i motywacje, samooszukiwanie i samousprawiedliwanie się, siła i sposoby zastraszania przez "system". Oczywiście to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałem tę powieść (podobnie jak kilka innych Forsytha) jakieś 25 lat temu i byłem ciekaw jak odbiorę ją dzisiaj. Czy da się to jeszcze czytać, czy nie wyrosłem. Ano dało się! Rozmach, mozaikowość, precyzyjna intryga, pomysłowa końcówka. Trochę może główne założenie (motywacja strony sowieckiej) naciągane, ale też trudno mi przesądzać. W każdym razie paranoja i podejrzliwość Sowietów opisane dobrze, co budzi szczególny podziw, gdy się pomyśli, że autor jest przecież człowiekiem Zachodu. Te pierwsze rozdziały, np. przepychanki na Kremlu, psychologicznie, literacko -- wydały mi się chyba najlepsze. Dalej jest szybsza akcja. Jest ona znakomita, ale coś za coś, nieco tracimy z literatury.

Czego jednak wymagać? To tylko thriller polityczny. Mistrzowski jednak. I dzisiaj, w zmienionych realiach w pełni wart przeczytania.

Czytałem tę powieść (podobnie jak kilka innych Forsytha) jakieś 25 lat temu i byłem ciekaw jak odbiorę ją dzisiaj. Czy da się to jeszcze czytać, czy nie wyrosłem. Ano dało się! Rozmach, mozaikowość, precyzyjna intryga, pomysłowa końcówka. Trochę może główne założenie (motywacja strony sowieckiej) naciągane, ale też trudno mi przesądzać. W każdym razie paranoja i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałem po blisko 30 latach ponownie. Z powieści "Rycerze na rozdrożach" nie pamiętałem niemal nic. Opowiadania znakomite. W późniejszych (kiedy już ZSRR się chylił albo całkiem upadł) Bułyczow mówił bardziej wprost, był zgryźliwy - tu oczywiście cenzura by nie puściła, ale i tak czegoś się o Sowietach dowiadujemy. Śmieszne, dobrotliwe, rosyjskie. Najbardziej chyba podobało mi się "Zmartwychwstanie Czapajewa" - nostalgiczne, o sile wspomnień z dzieciństwa, choćby nawet to była sowiecka propaganda. "Rycerze na rozdrożach" - tu początek jest nudnawy, ale potem się rozkręca. Chyba najbardziej psychologiczny i liryczny z tekstów Bułyczowa, które znam; niemal medytacja nad przemijaniem życia. I o tym, czy wchodzi się po raz drugi do tej samej rzeki. Też bardzo dobra rzecz.

Przeczytałem po blisko 30 latach ponownie. Z powieści "Rycerze na rozdrożach" nie pamiętałem niemal nic. Opowiadania znakomite. W późniejszych (kiedy już ZSRR się chylił albo całkiem upadł) Bułyczow mówił bardziej wprost, był zgryźliwy - tu oczywiście cenzura by nie puściła, ale i tak czegoś się o Sowietach dowiadujemy. Śmieszne, dobrotliwe, rosyjskie. Najbardziej chyba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyka polskiej fantastyki socjologicznej. Metafora komunizmu i PRLu na wielu różnych poziomach (choćby pociąg do żółtych i towary, restauracje "za żółte" - czyli kult dolara i Pewexy). Po naukowcach też się Zajdel nieźle przejechał (nadal aktualne!). A i wizyty lekarskie za pięć czerwonych to niezła tragikomedia. Powieść bardzo dobra, choć chyba nie wybitna.

Klasyka polskiej fantastyki socjologicznej. Metafora komunizmu i PRLu na wielu różnych poziomach (choćby pociąg do żółtych i towary, restauracje "za żółte" - czyli kult dolara i Pewexy). Po naukowcach też się Zajdel nieźle przejechał (nadal aktualne!). A i wizyty lekarskie za pięć czerwonych to niezła tragikomedia. Powieść bardzo dobra, choć chyba nie wybitna.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ten zbiór jest bez rewelacji, za wyjątkiem "Rejonowych zawodów w domino" - tej ciężkiej groteski się łatwo nie zapomni. Ale generalnie chyba najsłabsza z wydanych w Polsce antologii guslarskich. Mocno rozczarowywuje powieść "Wielce szanowny mikrob" - space opera, w którą autor nawrzucał chyba wszystkie żarciki i wice, które mu do głowy przyszły, sensu to za wiele nie ma (choć miejscami, oczywiście, można się uśmiechnąć).

Ten zbiór jest bez rewelacji, za wyjątkiem "Rejonowych zawodów w domino" - tej ciężkiej groteski się łatwo nie zapomni. Ale generalnie chyba najsłabsza z wydanych w Polsce antologii guslarskich. Mocno rozczarowywuje powieść "Wielce szanowny mikrob" - space opera, w którą autor nawrzucał chyba wszystkie żarciki i wice, które mu do głowy przyszły, sensu to za wiele nie ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór dobrych i bardzo dobrych opowiadań Janusza Zajdla. Owszem, czasem rzecz się sprowadza do jednego pomysłu, dowcipu, ale częściej jest się nad czym zastanowić.

Najbardziej podobała mi się "Gra w zielone" - opowiadanie dowcipne, z gorzką puentą (a w kulminacyjnym momencie kojarzy się z "Seksmisją"). Nieoczekiwane wrażenie robi też "Poczucie winy", utwór proto-solidarnościowy (z 1971 r.). I nawet gdy u autora jest dowcipnie, to niekoniecznie wesoło ("Satelita").

Zbiór dobrych i bardzo dobrych opowiadań Janusza Zajdla. Owszem, czasem rzecz się sprowadza do jednego pomysłu, dowcipu, ale częściej jest się nad czym zastanowić.

Najbardziej podobała mi się "Gra w zielone" - opowiadanie dowcipne, z gorzką puentą (a w kulminacyjnym momencie kojarzy się z "Seksmisją"). Nieoczekiwane wrażenie robi też "Poczucie winy", utwór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobra, choć trochę przegięta. Niewiele zdradzę, jeśli powiem, że bohater na samym początku przecież wykazał się charakterem... no a potem? Brakuje jakiegoś umotywowania tej przemiany (bo chyba musiała nastąpić przemiana). Niemniej, pomysłowa fabuła, koloryt przedwojenny, a opanowania języka dzisiejsi autorzy (nie tylko literatury popularnej) mogliby pozazdrościć. No i literacki chwyt na końcu: efektowna klamra.

Dobra, choć trochę przegięta. Niewiele zdradzę, jeśli powiem, że bohater na samym początku przecież wykazał się charakterem... no a potem? Brakuje jakiegoś umotywowania tej przemiany (bo chyba musiała nastąpić przemiana). Niemniej, pomysłowa fabuła, koloryt przedwojenny, a opanowania języka dzisiejsi autorzy (nie tylko literatury popularnej) mogliby pozazdrościć. No i...

więcej Pokaż mimo to