Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Wszystkie strachy” to dziwna i smutna opowieść napisana wyjątkowo pięknym językiem. Język zachwyca i zadziwia, zasługując na najwyższą notę. Klimat opowieści nazwałabym klimatem „bez oddechu”. Podejrzewam, wręcz wyczuwam, że w życiu Autorki, w dalszej lub bliższej przeszłości, wydarzyło się coś nagłego, niespodziewanego, coś złego, wręcz traumatycznego.
„Deszczu kochany, przyjdź, proszę, i zmyj całe zło, które na nas spadło, niech będzie jak dawniej” - ta prośba wydaje się szczerym błaganiem, a opowieść „Wszystkie strachy” odważną, rozpaczliwą próbą poradzenia sobie z traumą. Książka jest dlatego tak dobra, gdyż monolog głównego bohatera (pod jego postacią - ośmielę się podejrzewać - kryje się sama Autorka) wypływa z jakże bogatego wnętrza zranionego, bezradnego po zranieniu człowieka. Ponieważ uważam, że Autorka odkrywa wiele ze swoich przeżyć, nie wystawiam oceny. Gwiazdki byłyby tu nie na miejscu. Mam nadzieję, że przeniesienie tego, co bolesne, trudne, niezrozumiałe, niesprawiedliwe, tego z czym tak ciężko sobie poradzić i żyć dalej… na papier, przyniosło Autorce ulgę.
Wanda Półtawska, nie mogąc spać, zaczęła pisać i wydała „I boję się słów”.
Może kiedyś zdolna Autorka napisze równie pięknym językiem inną opowieść - jasną, ciepłą, o dobru, o nadziei, „z oddechem”. Ale zapewne ta pierwsza, która jest świetnym debiutem, musi wybrzmieć niczym odgłos najgłośniejszego dzwonu świata… Oby ten dzwon naturalnie, uzdrawiająco zagłuszył najsilniejsze lęki!

„Wszystkie strachy” to dziwna i smutna opowieść napisana wyjątkowo pięknym językiem. Język zachwyca i zadziwia, zasługując na najwyższą notę. Klimat opowieści nazwałabym klimatem „bez oddechu”. Podejrzewam, wręcz wyczuwam, że w życiu Autorki, w dalszej lub bliższej przeszłości, wydarzyło się coś nagłego, niespodziewanego, coś złego, wręcz traumatycznego.
„Deszczu kochany,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam „Nieśmiertelnik 03 1043” na gorąco… po spotkaniu z Autorem, które odbyło się w Instytucie Filologii Słowiańskiej UJ w Krakowie. To książka napisana prosto i dosadnie. Poszarpana, porwana na kawałki, z przewagą krótkich zdań, fraz, wyliczeń... W niektórych fragmentach jest jak seria z karabinu maszynowego. W połowie lektury czytelnik ma emocjonalnie dość, potem następuje pewnego rodzaju wyrównanie, ale nie zamknięcie tematu.
Nie wystawiam oceny w postaci gwiazdek, bo byłoby to nie na miejscu. Nie mnie oceniać styl, formę itd. W ogóle nie mnie oceniać, co i w jaki sposób przeniósł na papier Faruk Šehić, a co wydarzyło się naprawdę i co było jego udziałem. Autor walczył w tej straszliwej rzezi na Bałkanach w pierwszej połowie lat 90. XX wieku Przeżył. Jakie ślady pozostały na jego ciele i w psychice?
Zdanie ze strony nr 151 mówi wszystko, co i ja, która otarłam się o tę wojnę, w której mój mąż także brał udział, broniąc oblężonego przez bośniackich Serbów Sarajewa, mogę potwierdzić: „ O wy, którzy przeżyliście wojnę, porzućcie wszelką nadzieję, że kiedyś się od niej uwolnicie”.
Może „Nieśmiertelnik” to swoista autoterapia Autora, może wspomnienie tych, którzy zginęli, nierozliczenie tego, czego rozliczyć się nie da i czego nie da się zapomnieć.
Dobrze, że takie świadectwa powstają. Dobrze, że książka pojawiła się na polskim rynku. Niech dotrze do jak największej liczby czytelników.

Przeczytałam „Nieśmiertelnik 03 1043” na gorąco… po spotkaniu z Autorem, które odbyło się w Instytucie Filologii Słowiańskiej UJ w Krakowie. To książka napisana prosto i dosadnie. Poszarpana, porwana na kawałki, z przewagą krótkich zdań, fraz, wyliczeń... W niektórych fragmentach jest jak seria z karabinu maszynowego. W połowie lektury czytelnik ma emocjonalnie dość, potem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy zobaczyłam okładkę tej pozycji, przeczuwałam, że „Mongolia. 12 lat później” będzie dla mnie swoistą ucztą dla ducha! Zwłaszcza po ponurym czasie pandemii… kiedy rzadko sięgałam po jakąkolwiek książkę. Po lekturze potwierdzam, że to wspaniała opowieść pod wieloma względami. Wspomnienia Joanny Góreckiej dostarczyły mi wielu miłych wrażeń (często uśmiechałam się w trakcie czytania :)) i cennej wiedzy, podanej w bardzo przystępny sposób. Wędrówka została opisana z detalami, od porannego otwarcia oczu do ich zamknięcia wieczorem, co sprawiało, że czułam się, jakbym podróżowała razem z Autorką i jej towarzyszami. Charakterystyka całego towarzystwa była świetna, a ich pseudonimy zabawne. Kolejne karty przewracałam z rosnącym zainteresowaniem…
Bardzo odpowiadał mi styl pisania Joanny Góreckiej: krótkie zdania, częste równoważniki zdań, podział na rozdziały, dowcipne wstawki, a wszystko to podporządkowane Autorce, której udało się oddać niezwykły klimat Mongolii, która jest równorzędną bohaterką tego zapisu. Z osobistej opowieści dowiedziałam się, że to kraj przepiękny, różnorodny i fascynujący krajobrazowo, zaskakująco zmienny pogodowo, z ciekawą historią i swoimi „bohaterami”-„tyranami”, jak Czyngis-chan, z ludźmi otwartymi, o dobrych sercach, żyjącymi w sposób prosty, szanującymi zwierzęta, których tam wiele… Zachwycające wielobarwne fotografie w przewadze autorstwa Joanny Góreckiej, podpisane fragmentami z opowieści są doskonałym uzupełnieniem wspomnień osoby, która patrzy na świat z ciekawością, szacunkiem i pokorą. A także z dystansem do siebie samej.
Podziwiam Autorkę za odwagę podróżowania do niezwykłych zakątków naszego świata. Szacunek za wejście do Jaskini Jednego Człowieka!, za przetrwanie na grzbiecie wierzchowca w niewygodnym siodle!, za kosztowanie bez wybrzydzania potraw, których pewnie nigdy by nie spróbowała, gdyby to nie było w warunkach podróży i gościny u tubylców :).
Zaciekawiły mnie przytoczone liczne powiedzenia mongolskie, a także swoiste „zabobony”. Przysłowie: „Konia zmęczy wzniesienie, człowieka zmęczy gniew” jakże mądre! – przyniesie mi na pewno korzyść. W zadumę wprawiły mnie trzy inne: „Szczęśliwy ten, kogo odwiedzają często goście…” oraz „Ten, kto ma przyjaciół, jest jak step rozległy, kto ich nie ma, jest jak dłoń mały”., a także „Szczęściem mężczyzny jest szeroki step”.
Wspomnienia te, które są jak swoista relacja zdawana zaprzyjaźnionemu słuchaczowi w cztery oczy zauroczyły mnie i bardzo wzbogaciły! Czytało mi się świetnie. Myślę, że po lekturze poznałam Autorkę lepiej – jej sposób patrzenia na świat, jej wartości, pogodne usposobienie i świadomość, jak ważna obok nas jest obecność drugiego człowieka (nie tylko w podróży).
Na koniec dodam, że wzruszyłam się, czytając słowa Joanny Góreckiej o Jej Rodzicach, a zwłaszcza o Mamie. Nie wiem, czy dobrze się domyślam, że dedykacja „Dla m.” to dla Mamy (?). Oczywiście odpowiedź niech Autorka zachowa dla siebie, ale nie zdziwiłabym się, jeśli byłoby tak, jak podejrzewam.
Tak więc podsumowując, książka wspaniała, godna polecanie i cieszę się, że ujrzała światło dzienne, a ja mogłam ją przeczytać  Gratuluję!!!
Gratulacje też dla Wydawnictwa JAK, które tej opowieści nadało kształt utworu literackiego – czcionka idealna dla moich oczu, kolory wielobarwnych zachwycających fotografii doskonałe!

Kiedy zobaczyłam okładkę tej pozycji, przeczuwałam, że „Mongolia. 12 lat później” będzie dla mnie swoistą ucztą dla ducha! Zwłaszcza po ponurym czasie pandemii… kiedy rzadko sięgałam po jakąkolwiek książkę. Po lekturze potwierdzam, że to wspaniała opowieść pod wieloma względami. Wspomnienia Joanny Góreckiej dostarczyły mi wielu miłych wrażeń (często uśmiechałam się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Natalii de Barbaro to autobiografia zadedykowana kobietom.

Autorka otworzyła się przed czytelniczkami, wyjątkowo szczerze opisując własne życie, m.in. adopcję syna, niecodzienne sytuacje, których była świadkiem, doświadczenia, rozmowy, które zapadły jej w pamięć, bliskie jej sercu cytaty, filmy, książki, zadane pytania, które sprowokowały ją do myślenia i wewnętrznej przemiany. W książce znajdziemy także ewolucję jej zapatrywań na sprawy wiary, Boga, zainteresowanie jogą…

A że z zawodu jest psychologiem, ta swoista autobiografia jest przeplatana „psychologiczną tkanką”. Na szczęście nie jest to przeplatanie nachalne i choć podtytuł brzmi „Kobieca droga do siebie”, to nie jest to typowa książka o samorozwoju, naszpikowana suchymi radami, które wchodzą w ucho i zaraz uciekają. Dzięki temu, że Natalia de Barbaro pisze O SOBIE, książka na tym bardzo zyskuje. Dodatkowo język jest prosty, czasami kolokwialny, więc książkę czyta się płynnie i zdecydowanie wygrywa ona z psychologicznymi poradnikami, które zalewają rynek.

A teraz króciutko odwdzięczę się pani Natalii za jej podzielenie się ze światem kawałkiem swojego życia. Ja podzielę się osobistymi wrażeniami: Książka ta, w miarę lektury, stała mi się bliska, gdyż sama napisałam swoistą autobiografię – wspomnienia z trudnego czasu w czasie wojny na Bałkanach w latach 90. XX w.
I tak, Natalia de Barbaro w „Czułej Przewodniczce” na str. 115 pisze: „I to ona, Czuła Przewodniczka (czyli wewnętrzny głos Autorki), powiedziała mi: ‘Napisz książkę’”.
A ja, w swojej „Chwili na miłość” na str. 334 piszę: „”Gdzieś w sobie odnalazłam odpowiedź: jeśli czujesz wewnętrzną potrzebę, napisz – przede wszystkim o ludziach, którzy byli przy tobie w trudnym czasie, bo wsparcie i współczucie takich osób oświetla każdą drogę silnym światłem, a światło prowadzi dalej”.
Nawiązując do „ludzi”, o których ja piszę, pani Natalia też opisuje przypadkowe, ale wyjątkowe dla niej spotkanie z rodzicami piątki dzieci w Gazie, po którym konkluduje: ”Kiedy wyszłam z domu moich przyjaciół, niebo było jeszcze bardziej zachwycające. (…) czułam, że dokonało się jakieś przekształcenie, że moje serce zostało odżywione. Nie jestem sama na świecie”.
Mogłabym dalej cytować wiele podobieństw między książką pani Natalii i moją – chodzi mi o poszukiwanie w głębi siebie SWOJEGO głosu, czułego, opiekuńczego, swojej intuicji… na tle zdarzeń, jakie każdej z nas przyniosło życie i na tle ludzi, których każdej z nas dane było spotkać. Jest tych podobieństw wiele… W każdym razie książka jest mi bardzo bliska.
Drogie Panie, znajome, siostry, przyjaciółki, córki… dziewczyny, kobiety – PRZECZYTAJCIE „Czułą Przewodniczkę”! Jestem pewna, że będzie to książka bliska każdej z was, choć zapewne bliska w inny sposób.
Polecam!

Książka Natalii de Barbaro to autobiografia zadedykowana kobietom.

Autorka otworzyła się przed czytelniczkami, wyjątkowo szczerze opisując własne życie, m.in. adopcję syna, niecodzienne sytuacje, których była świadkiem, doświadczenia, rozmowy, które zapadły jej w pamięć, bliskie jej sercu cytaty, filmy, książki, zadane pytania, które sprowokowały ją do myślenia i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Argymir Iwicki w swojej książce-albumie „Burek na śniadanie. Serbia dla koneserów” pisze:
„Burek to moja kulinarna miłość… (…) Mógłbym go jeść dzień po dniu, a i tak mi się nie znudzi”.
Zamiast rozpisywać się o tym, że Autor to nietuzinkowy pisarz i utalentowany fotograf, który potrafi dojrzeć i opisać to, co zwykłym podróżnikom umyka; że chciałoby się razem z nim zwiedzać Bałkany wzdłuż i wszerz – dokładnie tak jak on przemierza Serbię, Bośnię i Hercegowinę… ; że chciałoby się spojrzeć na otaczający świat jego wnikliwymi oczami, podumać nad historią i ludzkimi losami, posiadając jego bogatą osobowość i ciekawość, z jaką spogląda na każdego napotkanego człowieka; delektować się razem z nim aromatyczną kawą, rakiją i miejscowymi przysmakami, posiedzieć i porozmawiać bądź pomilczeć tak jak on gawędzi z tubylcami lub w ciszy przygląda się ich życiu… itd. itd., napiszę po prostu: książki Argymira Iwickiego mogłabym czytać dzień po dniu, a i tak mi się nie znudzą! Czekam na kolejne, a dwie już dostępne na polskim rynku serdecznie polecam! Wszystkim bez wyjątku!

Argymir Iwicki w swojej książce-albumie „Burek na śniadanie. Serbia dla koneserów” pisze:
„Burek to moja kulinarna miłość… (…) Mógłbym go jeść dzień po dniu, a i tak mi się nie znudzi”.
Zamiast rozpisywać się o tym, że Autor to nietuzinkowy pisarz i utalentowany fotograf, który potrafi dojrzeć i opisać to, co zwykłym podróżnikom umyka; że chciałoby się razem z nim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tę książkę powinien przeczytać każdy.
Także czytelnik, który podobnie jak ja wzdryga się przed zagłębianiem się w życiorysy zbrodniarzy. Mowa tu bowiem o zbrodniarce wojennej, której postać – tytułową - Marta Grzywacz kreśli niejako w tle. Zło, bestialstwo ludzi-potworów przeplata się w tej lekturze z okruchami ludzkich odruchów i to one ostatecznie wychodzą na pierwszy plan. A ja od siebie powiem: jak to dobrze, że ostatecznie to Pan Bóg będzie rozliczał nas ludzi z naszego życia. Jak to dobrze, że jest Bóg nad nami, Bóg który widzi wszystko. Osądzanie czynów ponad ludzką miarę jest zadaniem ponad ludzkim.
Atutem książki jest pokazanie, jak nazizm dochodził do władzy. Jak nagminnie używano słowa „narodowy”. I to – w dzisiejszych czasach – przeraża.
Lektura trudna, głęboka. Dla jej dopełnienia polecam jeszcze trudniejsze: „I boję się snów” Wandy Półtawskiej (tu występującej pod panieńskim nazwiskiem Wojtasik) oraz „Dymy nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej (także cytowanej w tej pozycji). Bogata bibliografia, ogrom pracy Autorki. Koniecznie przeczytajcie!

Tę książkę powinien przeczytać każdy.
Także czytelnik, który podobnie jak ja wzdryga się przed zagłębianiem się w życiorysy zbrodniarzy. Mowa tu bowiem o zbrodniarce wojennej, której postać – tytułową - Marta Grzywacz kreśli niejako w tle. Zło, bestialstwo ludzi-potworów przeplata się w tej lekturze z okruchami ludzkich odruchów i to one ostatecznie wychodzą na pierwszy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Argymir Iwicki w swojej nowej książce pisze o niezwykłej "ziemi", o niezwykłym kraju, jakim jest Bośnia i Hercegowina, z godną pochwały uważnością i wnikliwością. Z zaciekawieniem, które udziela się czytelnikowi wraz z każdą przewracaną stroną, przygląda się przede wszystkim napotkanym ludziom-tubylcom, ich losom, ich doświadczeniom, zwyczajom, a także zapatrywaniom na to, co było udziałem tego kraju w okrutnej wojnie z początku lat 90. XX w.
Autor opisuje to, co widzi, słyszy, co kosztuje, smakuje, czemu się przypatruje… Opisuje wszystko z szacunkiem, bez uprzedzeń. Jest on przyjmowany przez tamtejszych ludzi z zaufaniem, a tu trzeba podkreślić, że o ile tubylcy to ludzie otwarci, gościnni, to niekoniecznie wpuszczają do zakamarków swoich serc i swoich poglądów cudzoziemców. A Argymira Iwickiego wpuszczają… W obcowaniu z nim nie są powierzchowni. Myślę, że Autorowi udało się to osiągnąć dzięki jego nieoceniającej postawie i szczerości.To wyjątkowy Autor, wyjątkowy podróżnik, od którego my – czytelnicy możemy się wiele nauczyć.
Pan Argymir zaskarbił sobie moje uznanie nie tylko wspaniałym, nietuzinkowym dziełem, w którym znajdą Państwo wiele interesujących opowieści, smaczków, trudnych tematów, a jednocześnie dużej dawki humoru, pięknych fotografii… ale także swoją skromnością i rzetelnością dziennikarską. Kiedy w trakcie przygotowania książki do druku – poproszona przez Autora o konsultację merytoryczną i językową - przystępowałam do lektury, z każdą przeczytaną stroną czułam, że dalej też będzie bardzo dobrze. I… autentycznie wciągnięta w lekturę, zaciekawiona, ucieszona… czytałam dalej. To dzieło–perełka na polskim rynku wydawniczym. Owszem, są polscy autorzy, którzy pisali o Bośni i Hercegowinie, o Bałkanach, nawet o wojnie w BiH, niektórzy są nawet slawistami, ich książki są także tutaj na lubimyczytać.pl obecne, były reklamowane, ale między ich książkami a tą pozycją jest kolosalna różnica. Wyjaśnię to tak: Argymir Iwicki sprawił, że ja, która oddycham Bośnią – sercem Bałkanów, czuję ją wszystkimi zmysłami, znam od podszewki i ją kocham, czytając najnowsze dzieło Pana Argymira, poczułam klimat stworzony w wierszu „Bosna” przez urodzonego w stolicy Bośni i Hercegowiny – Sarajewie bośniackiego pisarza Nedžada Ibrišimovicia: „Bosna to je jedna dobra zemlja (…) Bosna je ćilimom zastrta”. To moje subiektywne wyjaśnienie.
POLECAM PAŃSTWU TĘ KSIĄŻKĘ Z CAŁEGO MOJEGO BOŚNIACKIEGO SERCA!
Dodam, że mój mąż-Bośniak także ją poleca!!!

Argymir Iwicki w swojej nowej książce pisze o niezwykłej "ziemi", o niezwykłym kraju, jakim jest Bośnia i Hercegowina, z godną pochwały uważnością i wnikliwością. Z zaciekawieniem, które udziela się czytelnikowi wraz z każdą przewracaną stroną, przygląda się przede wszystkim napotkanym ludziom-tubylcom, ich losom, ich doświadczeniom, zwyczajom, a także zapatrywaniom na to,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W niewielkich rozmiarów opowieści o swoim alkoholizmie Paweł Cwynar przytacza, słowa, które zabójczy nałóg „wypowiada” do każdego uzależnionego:
„…nigdy nikogo nie poprosiłeś, by ci pomógł z tego wyjść. (…) Tak naprawdę w głębi serca nigdy nie przyznałeś, że jesteś za słaby, by samemu sobie ze mną poradzić.Twoja pycha cię pogrzebałą, a zarozumiałość nie pozwoliła przyznać, że przegrałeś”. [s. 131].
Kogo o pomoc poprosił alkoholik, recydywista, były gangster…?
U kogo w naszych czasach tak zagonionych, burzliwych, z wszechobecną w ludzkich głowach pustką egzystencjalną - zalewaną alkoholem, zagłuszaną decybelami rocka, zatruwaną narkotykami i beznadziejną ucieczką poza ludzkie wnętrze szukać pomocy?
Czy odpowiedzią są przemycane pomiędzy wierszami zdania: „… przeczytałem Biblię z komentarzami…” (s. 105), „… łuski z moich oczu opadły po wejściu na drogę nawrócenia…” (s. 123).

A tak, między nami czytelnikami, kto z Państwa przeczytał całą Biblię?

W niewielkich rozmiarów opowieści o swoim alkoholizmie Paweł Cwynar przytacza, słowa, które zabójczy nałóg „wypowiada” do każdego uzależnionego:
„…nigdy nikogo nie poprosiłeś, by ci pomógł z tego wyjść. (…) Tak naprawdę w głębi serca nigdy nie przyznałeś, że jesteś za słaby, by samemu sobie ze mną poradzić.Twoja pycha cię pogrzebałą, a zarozumiałość nie pozwoliła przyznać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Polecam każdemu człowiekowi!

Polecam każdemu człowiekowi!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Od razu dwa egzemplarze. Dla kogo drugi? Kogoś, kto myśli i czuje podobnie. Pokrewna dusza? Kilka wieczorów. Ciasno utkane zdania. Mnogość wielobarwnych słów. Wielość znaczeń. Głowa może pęknąć od ciężaru, natrętnych obrazów. Bo taki przekaz. Ale nie pęka. Moja tak szybko nie pęka. A innych? Różnie jest. Niektórzy nie chcą czytać. Ich wola.
Nie o warsztat chodzi. Choć on pełni tu rolę mocy przekazu. Wyrazistej. Dobitnej. Tylko o szacunek i życzliwość chodzi. O wnikliwość, uczciwość i wrażliwość. Taka wrażliwość u autora to dar. Dlatego nie ma tu cienia tego, co u innych autorów. A cień psuje przekaz. Nie ma chęci rozgłosu. Niepotrzebnej pogoni za tematem przez próżność. Jest człowiek. Jest ludzki los. Na całym świecie taki sam. Człowiek może człowieka pogrążyć. Niszczyć i zniszczyć. Zabić ciało? Zabić ducha? Człowiek może człowieka podnieść. Próbować podnosić i podnieść. Tam w Kambodży wiele zła. Ciągłość zła. Tu wiele zła. Nieopodal wiele zła. Gdzie większe? Gdzie największe? Wszędzie wiele go. Poplątanego z bezradnością.
A ja albo ty? Jeśli zdecyduję się, to tylko do niego się zwrócę. On opisze mój ból, co w sercu siedzi. Każdy ma jakiś wielki ból. Z przeszłości. Z teraźniejszości. On będzie próbował. Opowie o lękach, potknięciach, traumach po..., o dyskryminacji, wykluczeniu, krzywdach, które nie ujrzały światła dziennego, o tym, co każdego by bolało. Fizycznie czy psychicznie? Nie ma różnicy. O znieczuleniu. O wszystkim opowie. On tak opowiada. A ty? O twoim bólu też. Niech on się nie zmienia, obojętne jakby pisał. Bo nie o warsztat chodzi.

Dziękuję Wojciechowi Tochmanowi. W imieniu bohaterów „Pianie kogutów i płacz psów”. I tych, do których nie dotarł. Sami się do niego nie zwrócą. Za uważność, uważną obecność teraz i w przyszłości dziękuję!

Od razu dwa egzemplarze. Dla kogo drugi? Kogoś, kto myśli i czuje podobnie. Pokrewna dusza? Kilka wieczorów. Ciasno utkane zdania. Mnogość wielobarwnych słów. Wielość znaczeń. Głowa może pęknąć od ciężaru, natrętnych obrazów. Bo taki przekaz. Ale nie pęka. Moja tak szybko nie pęka. A innych? Różnie jest. Niektórzy nie chcą czytać. Ich wola. ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Doskonała pozycja, najlepsza w dorobku Małgorzaty Rogali. W tej historii, w życiu każdego z bohaterów, pierwsze skrzypce zagrała EMPATIA, pokazana przez autorkę z wnikliwością i głębią. Z intrygującej całości, która pod wszelkimi względami zasługuje na najwyższą notę, wyłuskałam opis sędziego:
„Wcześniej zdarzało mu się przyjść na rozprawę nieprzygotowanym i nigdy nie robił z tego dramatu. Wyznaczał następny termin za pół roku, wpisywał na listę kolejnych świadków, zlecał badania specjalistyczne. Wszystko po to, by wydłużyć czas na zapoznanie się aktami. Teraz, gdy szalał ze zniecierpliwienia i czekał z napięciem na przełom w śledztwie, na wykrycie sprawcy zabójstwa jego córki, zaczynał rozumieć, co czuli ludzi, którzy latami odwiedzali sale sądową, czekając na wymierzenie sprawiedliwości i zadośćuczynienie krzywdzie. Uświadomił sobie, jak bardzo był obojętny na uczucia tych ludzi, obojętny na to, że czekając przez kilka lat na wyrok sądu, żyją w nieustającym napięciu”.
Tacy sędziowie to niestety nasza rzeczywistość...
Polecam!

Doskonała pozycja, najlepsza w dorobku Małgorzaty Rogali. W tej historii, w życiu każdego z bohaterów, pierwsze skrzypce zagrała EMPATIA, pokazana przez autorkę z wnikliwością i głębią. Z intrygującej całości, która pod wszelkimi względami zasługuje na najwyższą notę, wyłuskałam opis sędziego:
„Wcześniej zdarzało mu się przyjść na rozprawę nieprzygotowanym i nigdy nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Małgorzata Rejmer napisała książkę, która wstrząsa, boli, piecze, parzy. Oddanie głosu bohaterom nieludzkich czasów albańskiego komunizmu, a przy tym oszczędny styl wywołują olbrzymi wpływ i poruszają czytelnika do głębi. Mam nadzieję, że każdego czytelnika i że ta lektura trafi do rąk jak największego kręgu osób. Takie pozycje uwrażliwiają, są potrzebne, bo historia lubi się powtarzać. Do okrucieństw w takim wymiarze, jak opisany w „Błocie…” dochodzi powoli…
Może w innej publikacji warto byłoby przyjrzeć się problemowi od podstaw i prześledzić, dlaczego w Albanii był możliwy komunizm o tak przerażającym obliczu. Co złożyło się na te podwaliny, które były podatnym gruntem dla takiego oblicza komunizmu, niemożliwego w takiej piekielnej formie w innych państwach.
Polecam każdemu.

Małgorzata Rejmer napisała książkę, która wstrząsa, boli, piecze, parzy. Oddanie głosu bohaterom nieludzkich czasów albańskiego komunizmu, a przy tym oszczędny styl wywołują olbrzymi wpływ i poruszają czytelnika do głębi. Mam nadzieję, że każdego czytelnika i że ta lektura trafi do rąk jak największego kręgu osób. Takie pozycje uwrażliwiają, są potrzebne, bo historia lubi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawy kryminał osadzony we współczesnym świecie. Atutem jest głębokie spojrzenie na problem depresji i samobójstw, zwłaszcza młodych ludzi. Napisany sprawnie, bez jednego zbędnego słowa. To lektura, którą się zapamiętuje i poleca innym.

Ciekawy kryminał osadzony we współczesnym świecie. Atutem jest głębokie spojrzenie na problem depresji i samobójstw, zwłaszcza młodych ludzi. Napisany sprawnie, bez jednego zbędnego słowa. To lektura, którą się zapamiętuje i poleca innym.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna grecka wyspa, którą czytelnik „widzi” dzięki szczegółowym opisom miejsc i panujących tam zwyczajów. Ciekawy wątek sensacyjny, informacje dozowane stopniowo i mimo że całość zawężona do wręcz jednego miejsca, lektura naprawdę wciąga. Kilkunastu bohaterów – w tym Greków z krwi i kości. Prawdziwie grecka aura.
„Grecy zawsze znajdują sposobność na chwilę relaksu. W tym przejawia się ich filozoficzny stosunek do życia i przemijania. Potrzebują dystansu do otaczającej ich rzeczywistości jak powietrza. Nigdy i niczego nie robią pospiesznie.” [str. 216]
Polecam!

Piękna grecka wyspa, którą czytelnik „widzi” dzięki szczegółowym opisom miejsc i panujących tam zwyczajów. Ciekawy wątek sensacyjny, informacje dozowane stopniowo i mimo że całość zawężona do wręcz jednego miejsca, lektura naprawdę wciąga. Kilkunastu bohaterów – w tym Greków z krwi i kości. Prawdziwie grecka aura.
„Grecy zawsze znajdują sposobność na chwilę relaksu. W tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie opowieści, które docierają do głębi duszy, poruszają serce i myśli, przy których wstrzymuje się oddech i nie sposób odłożyć książkę na bok.
Taką opowieścią są „Listy do Duszki” - przeniesienie pięknej, ale jakże trudnej i bolesnej historii życia zakochanych i ich rodzin, których w burzliwych wojennych czasach połączyła miłość. Autorce udało się opisać poplątane ludzkie losy w sposób wyjątkowo piękny, z niezwykłą wrażliwością, empatią i taktem. Jestem pod wielkim wrażeniem zarówno samej historii, która po części zdarzyła się naprawdę, jak i umiejętności pisarskich Ewy Formelli. Odnoszę wrażenie, że pomimo iż autorka ma już na swoim koncie kilka książek, to dopiero teraz, wydając „Listy do Duszki”, odnalazła sobie właściwy styl i tematykę, którą zachwyca jako pisarka. Mam nadzieję, że będzie podążać tą drogą, a ja z niecierpliwością będę czekać na kolejne części opowieści o życiu.

Z serca polecam „Listy do Duszki” nie tylko kobietom w różnym wieku, ale także mężczyznom. Jestem przekonana, że nikt nie będzie zawiedziony, wręcz przeciwnie, że ta opowieść pozostanie w każdym czytelniku na zawsze.

Są takie opowieści, które docierają do głębi duszy, poruszają serce i myśli, przy których wstrzymuje się oddech i nie sposób odłożyć książkę na bok.
Taką opowieścią są „Listy do Duszki” - przeniesienie pięknej, ale jakże trudnej i bolesnej historii życia zakochanych i ich rodzin, których w burzliwych wojennych czasach połączyła miłość. Autorce udało się opisać poplątane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka bardzo przypadła mi do gustu. Odnalazłam w niej prawdziwą Grecję w szerokim rozumieniu tego słowa, ciekawy wątek sensacyjny oraz ludzkie sprawy, a przede wszystkim trudne wybory. Najważniejszym z pytań, które zostało postawione w tej opowieści, to czy zawsze warto, czy zawsze trzeba odkrywać przed drugim człowiekiem wszystko - nawet, gdy to jego dotyczy, nawet gdy coś zdarzyło się bardzo dawno temu, nawet gdy ta "prawda" niczego nie zmieni.

Ta książka bardzo przypadła mi do gustu. Odnalazłam w niej prawdziwą Grecję w szerokim rozumieniu tego słowa, ciekawy wątek sensacyjny oraz ludzkie sprawy, a przede wszystkim trudne wybory. Najważniejszym z pytań, które zostało postawione w tej opowieści, to czy zawsze warto, czy zawsze trzeba odkrywać przed drugim człowiekiem wszystko - nawet, gdy to jego dotyczy, nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Za książką kryje się autor. Jego pisanie jest więc zawsze listem do czytelnika.” – J. Iwaszkiewicz
„Kopia doskonała” Małgorzaty Rogali to pierwszy tom nowej serii, napisanej w zupełnie innej konwencji niż seria o Agacie i Sławku. Rozpoczynając tę serię, autorka pisze "nowy list" do czytelników. Jaki on jest, jaka Małgorzata Rogala kryje się za tym dziełem?
Warto uświadomić sobie, że książki, serie bywają różne – i na szczęście tak jest, bo inaczej byłby to kolejny ociekający krwią kryminał, jakich wiele na rynku…
Warto przyjrzeć się nowemu pomysłowi autorki - nowemu ujęciu kryminału - bez porównywania go z pomysłami zaprezentowanymi w jej poprzednich dziełach. Całość jest niezwykle spójna, dopracowana w szczegółach, wnosząca, oprócz wątków sensacyjnych - na razie delikatnie zaznaczonych, wiele ciekawych treści, m.in. z dziedziny sztuki, ale też będąca zaproszeniem do Francji w szerokim rozumieniu tego słowa. Francja w pełnej krasie wyraźnie gra główną linię melodyczną w duszy autorki.
Okładka, przedstawiająca finezyjną burzę kobiecych włosów sugeruje lekkość elementów nowej konwencji. Po pierwszym tomie już możemy się spodziewać, że będzie to szlachetny kamyczek wśród ciężkich kryminalnych głazów zalewających rynek, charakteryzujących przede wszystkim wymyślnymi metodami zbrodni, okrucieństwem, przemocą, patologicznymi bohaterami popełniającymi zbrodnie z powodów niezrozumiałych dla czytelników. A potem czytelnicy zastanawiają się, co też gra w duszach autorów, którzy potrafią pisać o torturach, maltretowaniu, zboczeniach, wynaturzonym seksie itd.
Tutaj jest zupełnie inaczej – lekko i naturalnie. Mamy do czynienia z początkującą detektyw, jakby trochę nie nadającą się do tego zawodu, bo zalęknioną i jak na razie mało samodzielną, słuchającą innych, niezdecydowaną i korzystającą z rad oraz pomocy ludzi wokół. Ciekawa jestem, jak będzie przebiegała przemiana Celiny w kolejnych tomach… Ciekawa jestem innych pięknych melodii, które – mam nadzieję, zaserwuje nam autorka. Czy może cała seria będzie francuska?

„Za książką kryje się autor. Jego pisanie jest więc zawsze listem do czytelnika.” – J. Iwaszkiewicz
„Kopia doskonała” Małgorzaty Rogali to pierwszy tom nowej serii, napisanej w zupełnie innej konwencji niż seria o Agacie i Sławku. Rozpoczynając tę serię, autorka pisze "nowy list" do czytelników. Jaki on jest, jaka Małgorzata Rogala kryje się za tym dziełem?
Warto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Właśnie z rzeczywistości rodzi się najdziwniejsza baśń w świecie".
(Hans Christian Andersen)
Powieść „Trzy razy miłość” – lekka, napisana z prostotą bajki pięknym językiem, rzeczywiście nie podaje na tacy rozwinięcia niektórych wątków, pewne z nich są niedokończone lub tylko zasygnalizowane. Czy to jednak jest jej minusem? Dla mnie absolutnie nie. Literatura nie musi porządkować rzeczywistości. A rzeczywistość często jest niedopowiedziana, niezrozumiała, czasem infantylna lub jakby „nie nasza”, ale taka właśnie jest. Z takiej rzeczywistości często rodzi się literatura.
Po lekturze „Trzy razy miłość”, której nie potrafiłam odłożyć, bo styl autora i umiejętność przykucia uwagi czytelnika spowodowała, że przeczytałam ją na jeden raz, mam ochotę pojechać na malownicze, magiczne Podkarpacie i osobiście sprawdzić, jak ludzie tam żyją. Czy to, co przedstawił Autor, to tylko jego wyobraźnia, czy może ta książka zrodziła się z zaobserwowanej przez niego rzeczywistości.

"Właśnie z rzeczywistości rodzi się najdziwniejsza baśń w świecie".
(Hans Christian Andersen)
Powieść „Trzy razy miłość” – lekka, napisana z prostotą bajki pięknym językiem, rzeczywiście nie podaje na tacy rozwinięcia niektórych wątków, pewne z nich są niedokończone lub tylko zasygnalizowane. Czy to jednak jest jej minusem? Dla mnie absolutnie nie. Literatura nie musi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Było kilka powodów, które złożyły się na to, że sięgnęłam po mocny, nafaszerowany brutalnymi scenami i seksem kryminał, mimo że nie gustuję w takim gatunku.
Po pierwsze, do lektury skłoniło mnie miejsce akcji, czyli Kraków. Po drugie, uczestniczyłam w spotkaniu autorskim Kazimierza Kyrcza w ramach Krakowskiego Czwartku Kryminalnego i osobowość pisarza zaciekawiła mnie. Po trzecie, chciałam sprawdzić, co i jak pisze oficer krakowskiej policji z wieloletnim doświadczeniem. Bo jednak autor-policjant, chcąc nie chcąc zaserwuje czytelnikowi rzeczywiste policyjne klimaty.
Nie zawiodłam się, mimo że z książki powiało grozą, a język jest nafaszerowany wulgaryzmami, których nie lubię ani słyszeć, ani czytać. Mimo to jakoś nie raziły mnie one aż tak, jak to bywa i wtedy odkładam książkę, tutaj właśnie one oddają rzeczywistość opisywanego przez autora środowiska – zarówno policyjnego, jak i przestępczego. Zostały wciągnięte w treść w sposób naturalny.
Książka pochłania jak mało która, mimo że już na początku dowiadujemy się „kto zabija”. Nie miałam zamiaru jej teraz czytać, gdyż obecnie mam nawał pracy, ale zerknięcie zaraz po spotkaniu autorskim na 2 pierwsze strony spowodowało, że przeczytałam w tempie ekspresowym. W tym dziele jest godna wyraźnego podkreślenia, ciekawa, a jednocześnie mogąca wywołać prawdziwe dreszcze warstwa psychologiczna – mam na myśli cienką granicę pomiędzy światem stróża prawa a światem zabójcy. Czy tę granicę łatwo przekroczyć? – chyba to pytanie, które autor zadaje czytelnikowi, jest tu swoistą puentą. Autorowi także udaje się tak wpłynąć na czytelnika, że ten, zwłaszcza pod koniec, może pogubić się w swoich odczuciach wobec bohaterów. Autor świadomie, z dużą psychologiczną wprawą manipuluje uczuciami czytelnika. Mało kto tak potrafi...
Natomiast fragmenty takie jak ten:
- Żal mi ich (…)
- Kogo?
- Tych wszystkich biednych skur…li, którzy oglądają filmy, czytają kryminały i wyobrażają sobie, że w tym kraju łapie się bandziorów”
lub kolejny:
„(…) odpowiedziałby bez wahania, że to niesprawiedliwe, że ludzie tracący swoje najlepsze lata na zgłębianiu wiedzy tajemnej, jaką jest prawo, lądują później w gównianej, wyniszczającej psychicznie i niewdzięcznej robocie”
są dopełnieniem bynajmniej nie optymistycznego obrazu działań policji, możliwości policjantów, którzy - jeśli nawet nie brak im chęci - mają ręce związane. Czasy Sherlocka Holmesa – jak mówi sam autor – dawno minęły.
Myślę, że „Dziewczyny, które miał na myśli” doceni środowisko policyjne - policjanci po prostu wiedzą, jak wszystko działa, jacy ludzie tam u nich pracują, jak działają, z jak wielką liczbą przestępstw, i jakiego typu, mają do czynienia, po prostu… jak to się wszystko kręci lub nie kręci.

Było kilka powodów, które złożyły się na to, że sięgnęłam po mocny, nafaszerowany brutalnymi scenami i seksem kryminał, mimo że nie gustuję w takim gatunku.
Po pierwsze, do lektury skłoniło mnie miejsce akcji, czyli Kraków. Po drugie, uczestniczyłam w spotkaniu autorskim Kazimierza Kyrcza w ramach Krakowskiego Czwartku Kryminalnego i osobowość pisarza zaciekawiła mnie. Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Limeryki zbrodni” to według mnie niszowe dzieło.
Czy jest to kryminał, czy raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym – to pytanie pozostawiam otwarte, choć skłaniam się ku drugiemu określeniu.
Dla mnie atutem jest miejsce akcji – krakowska dzielnica Krowodrza, opisana z detalami, znajomością ciekawych zaułków oraz ich historii. Jako rodowita krakowianka, z zainteresowaniem zagłębiłam się w lekturze, szukając w pamięci ulic, domów, kawiarni czy sklepów. Autor zaprosił mnie do tego świata i pokazał go od podszewki, kreśląc typowe dla tego miejsca obrazki. Oj, te babcie z poduszkami na parapetach, obserwujące życie za oknem, niezmienne zachowania, codzienne rytuały ludzi mieszkających po sąsiedzku…
Ktoś tu na LC zarzucił, że główny bohater "Limeryków zbrodni" to alter ego autora. Dla mnie to akurat plus - jeśli to oczywiście prawda. Zresztą, mało który z pisarzy nie wplata „siebie”, swoich doświadczeń, przeżyć do swojego utworu. Jeśli wplata, to tym lepiej, bo dzięki temu książka nie jest powieleniem tego, co napisali inni, nie jest inspirowana dziełami innych, niczego nie naśladuje, wręcz przeciwnie - jest niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. „Limeryki zbrodni” właśnie takie są – jedyne w swoim rodzaju, z osobistym spojrzeniem autora na Krowodrzę i plejadą przedziwnych, ale zaczerpniętych z realnego świata bohaterów. Bohaterów, którzy posługują się specyficznym, typowym dla swojego środowiska językiem z niszowymi, "zamierzchłymi" określeniami. Może to kogoś razić, ale jest to wierne oddanie pewnego wycinka rzeczywistości. Mika opisał między innymi środowisko mieszkańców tej dzielnicy, dla których alkohol to codzienny znajomy, przyjaciel-ucieczka, ten, który dał się poznać w szkole i do grobowej deski nie opuści. Opis tego środowiska wyjęty wprost z życia.
W utworze tym odnajduję przeszłość w pełnej krasie. „Limeryki zbrodni” to jakby czas zatrzymany w kadrze, czas spojrzenia na otaczający świat ludzi z lat może 80., może 90. I to jest najciekawsze, że bohaterowie wcale nie zrobili kroku do przodu, mimo że akcja dzieje się po roku 2010. Ale przecież tacy ludzie żyją obok nas, wielu jest takich… Zauważyć to, odwzorować i przekazać ten niszowy klimat, który jeszcze w pewnych kręgach mieszkańców Krowodrzy nadal panuje, to wielka sztuka. Autorowi się to udało i to jest dużym plusem tej książki. Wydawca zaś nie ułatwił Januszowi Mice debiutu, wręcz utrudnił – na okładce zamieścił opis, który w moim przekonaniu nie oddaje tego, co w treści najważniejsze i najcenniejsze, a uwypuklił – zupełnie niepotrzebnie i nieadekwatnie - cechy typowego kryminału, który tutaj wcale nie gra pierwszych skrzypiec. Grafika na okładce, a nawet tytuł także nie korespondują z najważniejszymi wartościami tego dzieła. Ale na to, jak również na blurb zapewne autor nie miał wpływu. A jednak tekst sam się broni. Szkoda, że Janusz Mika nie napisał kolejnych części, bo chętnie bym po nie sięgnęła. Gdyby były, to mogłaby z nich powstać ciekawa saga o Krowodrzy z... wątkami kryminalnymi.

„Limeryki zbrodni” to według mnie niszowe dzieło.
Czy jest to kryminał, czy raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym – to pytanie pozostawiam otwarte, choć skłaniam się ku drugiemu określeniu.
Dla mnie atutem jest miejsce akcji – krakowska dzielnica Krowodrza, opisana z detalami, znajomością ciekawych zaułków oraz ich historii. Jako rodowita krakowianka, z...

więcej Pokaż mimo to