Krzycz do woli Paweł Cwynar 8,5
Książka, której akcja dzieje się w większości w moim rodzinnym mieście – Legnicy i to w sumie (dla mnie) stanowi jej największy atut. Wszystkie opisane to ulice, parki, kościoły, różne zakamarki są mi doskonale znane, dlatego czułam się jakbym odbyła wirtualną podróż po swoim mieście.
Jeżeli chodzi zaś o sprawę kryminalną, która stanowi główny wątek książki, to na początku ciągnęło mi się to straszliwie. Ze szkoły nie wraca do domu ośmioletnia Ola Franczak. W wyniku prowadzonego śledztwa wychodzi na to, że prawdopodobnie porwano ją przez pomyłkę zamiast Kasi Motyki, która pochodzi z majętnej rodziny i motyw zapewne stanowiło wymuszenie okupu. Policja działa ślamazarnie, dlatego babcia Oli zwraca się z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu sprawy do majętnego dziadka Kasi - Antoniego, z którym kiedyś była w związku, ale się ze sobą rozstali. Dziadek z kolei zwraca się o pomoc do ruskiej mafii, która ma wobec niego dług do spłacenia. I tak zaczynamy wchodzić w świat gangsterski, z czym wiąże się wszystko co najgorsze. W międzyczasie sypie się rodzina porwanej Oli: matka podejmuje próbę samobójczą i trafia do szpitala psychiatrycznego w Złotoryi, a ojciec wpada w nałóg alkoholowy. Tylko babcia zdaje się nie tracić głowy i nie ustaje w podejmowaniu działań mających na celu wyjaśnienie sprawy. Czy uda się odnaleźć dziewczynkę żywą? Na rozwiązanie zagadki trzeba będzie trochę poczekać, bo książka jest dosyć obszerna.
W niektórych momentach autor trochę cwaniakuje, jak chociażby wywody o siłowni na Piekarskiej, w której trenowałam przez dwadzieścia lat a jakoś nigdy nie spotkałam tam autora książki. Pewne sytuacje i postacie mocno przerysowane, sporo dialogów “drewnianych” i nienaturalnych. Gdzieś pomiędzy wierszami wstawki osobiste, ale być może nie każdy to wyłapie. Strasznie długi wywód o subkulturze więziennej, która grypsuje, według mnie za długi, za szczegółowy, a przez to nudny i w moim odczuciu w ogóle niepotrzebny w tak rozbudowanej formie.
Legnicki półświatek, lokalna gangsterka są mi poniekąd znane, bo w latach 90-tych było w Legnicy dużo głośnych afer związanych z tym środowiskiem. Zresztą okupowali wszystkie możliwe lokale i dyskoteki w mieście, więc trudno było ich gdzieś nie spotkać będąc młodą dziewczyną, która lubiła z koleżankami wyskoczyć do dyskoteki. To ludzie, z którymi lepiej było nie mieć do czynienia: zło w czystej postaci. A sam autor przecież stał na czele tego typu grup przestępczych, więc wie o czy pisze i dlatego jest to tym bardziej przerażające, że wypływa z samego źródła, w którym tkwił po uszy Paweł Cwynar. Owszem, po latach przewartościował swoje życie, stając się innym człowiekiem i strach pomyśleć co sam mógł mieć na sumieniu. Ważne, że od wielu lat próbuje odkupić winy i jak widać, robi to skutecznie.
Co do samej powieści, to dla mnie okazał się słaba i mało interesująca. Szczególnie w zestawieniu z książką “Biskup. Nawrócony gangster”, która była świetna. Tutaj ogromna amatorszczyzna, niestety, coś nie stykło. Lektura niezwykle brutalna, przesiąknięta zgnilizną świata przestępczo – więziennego. Wymęczyłam się strasznie jej czytaniem, dlatego ze swojej strony nie polecam.
PS. Autor książki odniósł się do tej opinii, wyjaśniając mi szczegółowo te kwestie, których się czepiałam. Środowisko więzienne (w tym szczegóły grypsowania),klimat poprawczaka starał się opisać jak najrzetelniej dlatego zajęło to tyle miejsca. Pan Paweł trenował na tej samej siłowni co ja (przy ul. Piekarskiej),ale w innych godzinach, dlatego nigdy Go tam nie widziałam. Nie stał też na czele żadnej grupy przestępczej w Legnicy. Serdecznie pozdrawiam Pana Pawła i życzę wszystkiego, co najlepsze.