-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik235
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2023-06-20
Przeczytałam „Nieśmiertelnik 03 1043” na gorąco… po spotkaniu z Autorem, które odbyło się w Instytucie Filologii Słowiańskiej UJ w Krakowie. To książka napisana prosto i dosadnie. Poszarpana, porwana na kawałki, z przewagą krótkich zdań, fraz, wyliczeń... W niektórych fragmentach jest jak seria z karabinu maszynowego. W połowie lektury czytelnik ma emocjonalnie dość, potem następuje pewnego rodzaju wyrównanie, ale nie zamknięcie tematu.
Nie wystawiam oceny w postaci gwiazdek, bo byłoby to nie na miejscu. Nie mnie oceniać styl, formę itd. W ogóle nie mnie oceniać, co i w jaki sposób przeniósł na papier Faruk Šehić, a co wydarzyło się naprawdę i co było jego udziałem. Autor walczył w tej straszliwej rzezi na Bałkanach w pierwszej połowie lat 90. XX wieku Przeżył. Jakie ślady pozostały na jego ciele i w psychice?
Zdanie ze strony nr 151 mówi wszystko, co i ja, która otarłam się o tę wojnę, w której mój mąż także brał udział, broniąc oblężonego przez bośniackich Serbów Sarajewa, mogę potwierdzić: „ O wy, którzy przeżyliście wojnę, porzućcie wszelką nadzieję, że kiedyś się od niej uwolnicie”.
Może „Nieśmiertelnik” to swoista autoterapia Autora, może wspomnienie tych, którzy zginęli, nierozliczenie tego, czego rozliczyć się nie da i czego nie da się zapomnieć.
Dobrze, że takie świadectwa powstają. Dobrze, że książka pojawiła się na polskim rynku. Niech dotrze do jak największej liczby czytelników.
Przeczytałam „Nieśmiertelnik 03 1043” na gorąco… po spotkaniu z Autorem, które odbyło się w Instytucie Filologii Słowiańskiej UJ w Krakowie. To książka napisana prosto i dosadnie. Poszarpana, porwana na kawałki, z przewagą krótkich zdań, fraz, wyliczeń... W niektórych fragmentach jest jak seria z karabinu maszynowego. W połowie lektury czytelnik ma emocjonalnie dość, potem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy zobaczyłam okładkę tej pozycji, przeczuwałam, że „Mongolia. 12 lat później” będzie dla mnie swoistą ucztą dla ducha! Zwłaszcza po ponurym czasie pandemii… kiedy rzadko sięgałam po jakąkolwiek książkę. Po lekturze potwierdzam, że to wspaniała opowieść pod wieloma względami. Wspomnienia Joanny Góreckiej dostarczyły mi wielu miłych wrażeń (często uśmiechałam się w trakcie czytania :)) i cennej wiedzy, podanej w bardzo przystępny sposób. Wędrówka została opisana z detalami, od porannego otwarcia oczu do ich zamknięcia wieczorem, co sprawiało, że czułam się, jakbym podróżowała razem z Autorką i jej towarzyszami. Charakterystyka całego towarzystwa była świetna, a ich pseudonimy zabawne. Kolejne karty przewracałam z rosnącym zainteresowaniem…
Bardzo odpowiadał mi styl pisania Joanny Góreckiej: krótkie zdania, częste równoważniki zdań, podział na rozdziały, dowcipne wstawki, a wszystko to podporządkowane Autorce, której udało się oddać niezwykły klimat Mongolii, która jest równorzędną bohaterką tego zapisu. Z osobistej opowieści dowiedziałam się, że to kraj przepiękny, różnorodny i fascynujący krajobrazowo, zaskakująco zmienny pogodowo, z ciekawą historią i swoimi „bohaterami”-„tyranami”, jak Czyngis-chan, z ludźmi otwartymi, o dobrych sercach, żyjącymi w sposób prosty, szanującymi zwierzęta, których tam wiele… Zachwycające wielobarwne fotografie w przewadze autorstwa Joanny Góreckiej, podpisane fragmentami z opowieści są doskonałym uzupełnieniem wspomnień osoby, która patrzy na świat z ciekawością, szacunkiem i pokorą. A także z dystansem do siebie samej.
Podziwiam Autorkę za odwagę podróżowania do niezwykłych zakątków naszego świata. Szacunek za wejście do Jaskini Jednego Człowieka!, za przetrwanie na grzbiecie wierzchowca w niewygodnym siodle!, za kosztowanie bez wybrzydzania potraw, których pewnie nigdy by nie spróbowała, gdyby to nie było w warunkach podróży i gościny u tubylców :).
Zaciekawiły mnie przytoczone liczne powiedzenia mongolskie, a także swoiste „zabobony”. Przysłowie: „Konia zmęczy wzniesienie, człowieka zmęczy gniew” jakże mądre! – przyniesie mi na pewno korzyść. W zadumę wprawiły mnie trzy inne: „Szczęśliwy ten, kogo odwiedzają często goście…” oraz „Ten, kto ma przyjaciół, jest jak step rozległy, kto ich nie ma, jest jak dłoń mały”., a także „Szczęściem mężczyzny jest szeroki step”.
Wspomnienia te, które są jak swoista relacja zdawana zaprzyjaźnionemu słuchaczowi w cztery oczy zauroczyły mnie i bardzo wzbogaciły! Czytało mi się świetnie. Myślę, że po lekturze poznałam Autorkę lepiej – jej sposób patrzenia na świat, jej wartości, pogodne usposobienie i świadomość, jak ważna obok nas jest obecność drugiego człowieka (nie tylko w podróży).
Na koniec dodam, że wzruszyłam się, czytając słowa Joanny Góreckiej o Jej Rodzicach, a zwłaszcza o Mamie. Nie wiem, czy dobrze się domyślam, że dedykacja „Dla m.” to dla Mamy (?). Oczywiście odpowiedź niech Autorka zachowa dla siebie, ale nie zdziwiłabym się, jeśli byłoby tak, jak podejrzewam.
Tak więc podsumowując, książka wspaniała, godna polecanie i cieszę się, że ujrzała światło dzienne, a ja mogłam ją przeczytać Gratuluję!!!
Gratulacje też dla Wydawnictwa JAK, które tej opowieści nadało kształt utworu literackiego – czcionka idealna dla moich oczu, kolory wielobarwnych zachwycających fotografii doskonałe!
Kiedy zobaczyłam okładkę tej pozycji, przeczuwałam, że „Mongolia. 12 lat później” będzie dla mnie swoistą ucztą dla ducha! Zwłaszcza po ponurym czasie pandemii… kiedy rzadko sięgałam po jakąkolwiek książkę. Po lekturze potwierdzam, że to wspaniała opowieść pod wieloma względami. Wspomnienia Joanny Góreckiej dostarczyły mi wielu miłych wrażeń (często uśmiechałam się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka Natalii de Barbaro to autobiografia zadedykowana kobietom.
Autorka otworzyła się przed czytelniczkami, wyjątkowo szczerze opisując własne życie, m.in. adopcję syna, niecodzienne sytuacje, których była świadkiem, doświadczenia, rozmowy, które zapadły jej w pamięć, bliskie jej sercu cytaty, filmy, książki, zadane pytania, które sprowokowały ją do myślenia i wewnętrznej przemiany. W książce znajdziemy także ewolucję jej zapatrywań na sprawy wiary, Boga, zainteresowanie jogą…
A że z zawodu jest psychologiem, ta swoista autobiografia jest przeplatana „psychologiczną tkanką”. Na szczęście nie jest to przeplatanie nachalne i choć podtytuł brzmi „Kobieca droga do siebie”, to nie jest to typowa książka o samorozwoju, naszpikowana suchymi radami, które wchodzą w ucho i zaraz uciekają. Dzięki temu, że Natalia de Barbaro pisze O SOBIE, książka na tym bardzo zyskuje. Dodatkowo język jest prosty, czasami kolokwialny, więc książkę czyta się płynnie i zdecydowanie wygrywa ona z psychologicznymi poradnikami, które zalewają rynek.
A teraz króciutko odwdzięczę się pani Natalii za jej podzielenie się ze światem kawałkiem swojego życia. Ja podzielę się osobistymi wrażeniami: Książka ta, w miarę lektury, stała mi się bliska, gdyż sama napisałam swoistą autobiografię – wspomnienia z trudnego czasu w czasie wojny na Bałkanach w latach 90. XX w.
I tak, Natalia de Barbaro w „Czułej Przewodniczce” na str. 115 pisze: „I to ona, Czuła Przewodniczka (czyli wewnętrzny głos Autorki), powiedziała mi: ‘Napisz książkę’”.
A ja, w swojej „Chwili na miłość” na str. 334 piszę: „”Gdzieś w sobie odnalazłam odpowiedź: jeśli czujesz wewnętrzną potrzebę, napisz – przede wszystkim o ludziach, którzy byli przy tobie w trudnym czasie, bo wsparcie i współczucie takich osób oświetla każdą drogę silnym światłem, a światło prowadzi dalej”.
Nawiązując do „ludzi”, o których ja piszę, pani Natalia też opisuje przypadkowe, ale wyjątkowe dla niej spotkanie z rodzicami piątki dzieci w Gazie, po którym konkluduje: ”Kiedy wyszłam z domu moich przyjaciół, niebo było jeszcze bardziej zachwycające. (…) czułam, że dokonało się jakieś przekształcenie, że moje serce zostało odżywione. Nie jestem sama na świecie”.
Mogłabym dalej cytować wiele podobieństw między książką pani Natalii i moją – chodzi mi o poszukiwanie w głębi siebie SWOJEGO głosu, czułego, opiekuńczego, swojej intuicji… na tle zdarzeń, jakie każdej z nas przyniosło życie i na tle ludzi, których każdej z nas dane było spotkać. Jest tych podobieństw wiele… W każdym razie książka jest mi bardzo bliska.
Drogie Panie, znajome, siostry, przyjaciółki, córki… dziewczyny, kobiety – PRZECZYTAJCIE „Czułą Przewodniczkę”! Jestem pewna, że będzie to książka bliska każdej z was, choć zapewne bliska w inny sposób.
Polecam!
Książka Natalii de Barbaro to autobiografia zadedykowana kobietom.
Autorka otworzyła się przed czytelniczkami, wyjątkowo szczerze opisując własne życie, m.in. adopcję syna, niecodzienne sytuacje, których była świadkiem, doświadczenia, rozmowy, które zapadły jej w pamięć, bliskie jej sercu cytaty, filmy, książki, zadane pytania, które sprowokowały ją do myślenia i...
Argymir Iwicki w swojej książce-albumie „Burek na śniadanie. Serbia dla koneserów” pisze:
„Burek to moja kulinarna miłość… (…) Mógłbym go jeść dzień po dniu, a i tak mi się nie znudzi”.
Zamiast rozpisywać się o tym, że Autor to nietuzinkowy pisarz i utalentowany fotograf, który potrafi dojrzeć i opisać to, co zwykłym podróżnikom umyka; że chciałoby się razem z nim zwiedzać Bałkany wzdłuż i wszerz – dokładnie tak jak on przemierza Serbię, Bośnię i Hercegowinę… ; że chciałoby się spojrzeć na otaczający świat jego wnikliwymi oczami, podumać nad historią i ludzkimi losami, posiadając jego bogatą osobowość i ciekawość, z jaką spogląda na każdego napotkanego człowieka; delektować się razem z nim aromatyczną kawą, rakiją i miejscowymi przysmakami, posiedzieć i porozmawiać bądź pomilczeć tak jak on gawędzi z tubylcami lub w ciszy przygląda się ich życiu… itd. itd., napiszę po prostu: książki Argymira Iwickiego mogłabym czytać dzień po dniu, a i tak mi się nie znudzą! Czekam na kolejne, a dwie już dostępne na polskim rynku serdecznie polecam! Wszystkim bez wyjątku!
Argymir Iwicki w swojej książce-albumie „Burek na śniadanie. Serbia dla koneserów” pisze:
„Burek to moja kulinarna miłość… (…) Mógłbym go jeść dzień po dniu, a i tak mi się nie znudzi”.
Zamiast rozpisywać się o tym, że Autor to nietuzinkowy pisarz i utalentowany fotograf, który potrafi dojrzeć i opisać to, co zwykłym podróżnikom umyka; że chciałoby się razem z nim...
2021-02-16
Tę książkę powinien przeczytać każdy.
Także czytelnik, który podobnie jak ja wzdryga się przed zagłębianiem się w życiorysy zbrodniarzy. Mowa tu bowiem o zbrodniarce wojennej, której postać – tytułową - Marta Grzywacz kreśli niejako w tle. Zło, bestialstwo ludzi-potworów przeplata się w tej lekturze z okruchami ludzkich odruchów i to one ostatecznie wychodzą na pierwszy plan. A ja od siebie powiem: jak to dobrze, że ostatecznie to Pan Bóg będzie rozliczał nas ludzi z naszego życia. Jak to dobrze, że jest Bóg nad nami, Bóg który widzi wszystko. Osądzanie czynów ponad ludzką miarę jest zadaniem ponad ludzkim.
Atutem książki jest pokazanie, jak nazizm dochodził do władzy. Jak nagminnie używano słowa „narodowy”. I to – w dzisiejszych czasach – przeraża.
Lektura trudna, głęboka. Dla jej dopełnienia polecam jeszcze trudniejsze: „I boję się snów” Wandy Półtawskiej (tu występującej pod panieńskim nazwiskiem Wojtasik) oraz „Dymy nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej (także cytowanej w tej pozycji). Bogata bibliografia, ogrom pracy Autorki. Koniecznie przeczytajcie!
Tę książkę powinien przeczytać każdy.
Także czytelnik, który podobnie jak ja wzdryga się przed zagłębianiem się w życiorysy zbrodniarzy. Mowa tu bowiem o zbrodniarce wojennej, której postać – tytułową - Marta Grzywacz kreśli niejako w tle. Zło, bestialstwo ludzi-potworów przeplata się w tej lekturze z okruchami ludzkich odruchów i to one ostatecznie wychodzą na pierwszy...
„Wszystkie strachy” to dziwna i smutna opowieść napisana wyjątkowo pięknym językiem. Język zachwyca i zadziwia, zasługując na najwyższą notę. Klimat opowieści nazwałabym klimatem „bez oddechu”. Podejrzewam, wręcz wyczuwam, że w życiu Autorki, w dalszej lub bliższej przeszłości, wydarzyło się coś nagłego, niespodziewanego, coś złego, wręcz traumatycznego.
„Deszczu kochany, przyjdź, proszę, i zmyj całe zło, które na nas spadło, niech będzie jak dawniej” - ta prośba wydaje się szczerym błaganiem, a opowieść „Wszystkie strachy” odważną, rozpaczliwą próbą poradzenia sobie z traumą. Książka jest dlatego tak dobra, gdyż monolog głównego bohatera (pod jego postacią - ośmielę się podejrzewać - kryje się sama Autorka) wypływa z jakże bogatego wnętrza zranionego, bezradnego po zranieniu człowieka. Ponieważ uważam, że Autorka odkrywa wiele ze swoich przeżyć, nie wystawiam oceny. Gwiazdki byłyby tu nie na miejscu. Mam nadzieję, że przeniesienie tego, co bolesne, trudne, niezrozumiałe, niesprawiedliwe, tego z czym tak ciężko sobie poradzić i żyć dalej… na papier, przyniosło Autorce ulgę.
Wanda Półtawska, nie mogąc spać, zaczęła pisać i wydała „I boję się słów”.
Może kiedyś zdolna Autorka napisze równie pięknym językiem inną opowieść - jasną, ciepłą, o dobru, o nadziei, „z oddechem”. Ale zapewne ta pierwsza, która jest świetnym debiutem, musi wybrzmieć niczym odgłos najgłośniejszego dzwonu świata… Oby ten dzwon naturalnie, uzdrawiająco zagłuszył najsilniejsze lęki!
„Wszystkie strachy” to dziwna i smutna opowieść napisana wyjątkowo pięknym językiem. Język zachwyca i zadziwia, zasługując na najwyższą notę. Klimat opowieści nazwałabym klimatem „bez oddechu”. Podejrzewam, wręcz wyczuwam, że w życiu Autorki, w dalszej lub bliższej przeszłości, wydarzyło się coś nagłego, niespodziewanego, coś złego, wręcz traumatycznego.
więcej Pokaż mimo to„Deszczu kochany,...