-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2018-05
Książka jest całkiem długa, zwłaszcza jak na twórczość Gaimana; zdarzały mi się momenty, gdy to mi troszkę przeszkadzało. Wynika to chyba z faktu, że fabuła - przynajmniej na początku - toczy się dość mozolnie, kłębek historii rozwija się powolutku, tkając najpierw różne elementy backstory naszego głównego bohatera. Przeplatają się w niej wątki bliższe rzeczywistości jak i dość abstrakcyjne, które trudno sobie nawet jednoznacznie zwizualizować. Zdarza się, że w jakimś stopniu trudno rozdzielić prawdę od wrażeń.
Mimo to, po przeczytaniu mam pozytywne wrażenia. Trochę składania do myślenia jeśli chodzi o mieszanie się kultur i różne wyznania; trochę poszerza wiedzę z mitologii.
Książka jest całkiem długa, zwłaszcza jak na twórczość Gaimana; zdarzały mi się momenty, gdy to mi troszkę przeszkadzało. Wynika to chyba z faktu, że fabuła - przynajmniej na początku - toczy się dość mozolnie, kłębek historii rozwija się powolutku, tkając najpierw różne elementy backstory naszego głównego bohatera. Przeplatają się w niej wątki bliższe rzeczywistości jak i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jedna z ciekawszych, bardziej wciągających i mądrych serii dla dzieci. A i też dla starszych, bo język, jakim jest napisana naprawdę zachwyca (notka - czytałam w oryginale). Już same dedykacje dla Beatrycze są tak wzruszające, ah!
Doceniam też to, że nie ma tak wielu książek dla dzieci, które poruszają cięższe tematy czy nie mają typowego szczęśliwego zakończenia.
Jedna z ciekawszych, bardziej wciągających i mądrych serii dla dzieci. A i też dla starszych, bo język, jakim jest napisana naprawdę zachwyca (notka - czytałam w oryginale). Już same dedykacje dla Beatrycze są tak wzruszające, ah!
Doceniam też to, że nie ma tak wielu książek dla dzieci, które poruszają cięższe tematy czy nie mają typowego szczęśliwego zakończenia.
Jedyna z tych książek, na które trafiasz, a później orientujesz się, że w dzieciństwie oglądałeś coś podobnego w telewizji. (Na swoje usprawiedliwienie dodam, że czytałam starsze wydanie bez filmowej okładki)
Pozycja bardzo przyjemna i skłaniająca do refleksji. Ukazuje przeciętne życie, które nie jest idealne, porusza też ciekawe wątki i przedstawia oryginalną perspektywę oczami mądrego, trochę "quirky" dziecka. Naprawdę polecam, bo wyróżnia się na tle podobnych książek.
Jedyna z tych książek, na które trafiasz, a później orientujesz się, że w dzieciństwie oglądałeś coś podobnego w telewizji. (Na swoje usprawiedliwienie dodam, że czytałam starsze wydanie bez filmowej okładki)
Pozycja bardzo przyjemna i skłaniająca do refleksji. Ukazuje przeciętne życie, które nie jest idealne, porusza też ciekawe wątki i przedstawia oryginalną perspektywę...
Do momentu zakupu tej książki już się nad nią zachwycałam. Motyw starych fotografii, styl pisania autora (zwracam tu uwagę na to, że książkę czytałam w oryginale i naprawdę rzadko trafia się ktoś, kto pisze tak pięknie!) i sam pomysł wydały mi się zachwycające.
Nie wiem jak odebrałabym książkę teraz, bo jest kierowana do trochę młodszych czytelników, ale pozostawię to do oceny osób zainteresowanych. Pozycja na pewno godna uwagi i cieszę się, że zyskała choć trochę rozgłosu.
Do momentu zakupu tej książki już się nad nią zachwycałam. Motyw starych fotografii, styl pisania autora (zwracam tu uwagę na to, że książkę czytałam w oryginale i naprawdę rzadko trafia się ktoś, kto pisze tak pięknie!) i sam pomysł wydały mi się zachwycające.
Nie wiem jak odebrałabym książkę teraz, bo jest kierowana do trochę młodszych czytelników, ale pozostawię to do...
[notka - pewnie trochę przesadziłam, gdy to pisałam, ale jest coś zachwycającego w czytaniu książki, która jest pisana dla ciebie]
Moje ręce nigdy nie dotykały nic piękniejszego.
Moje oczy nigdy nie widziały nic bardziej doskonałego.
[notka - pewnie trochę przesadziłam, gdy to pisałam, ale jest coś zachwycającego w czytaniu książki, która jest pisana dla ciebie]
Moje ręce nigdy nie dotykały nic piękniejszego.
Moje oczy nigdy nie widziały nic bardziej doskonałego.
Trudno jest teraz pisać ocenę tej książki, po tym wszystkim co Netflix z nią zrobił - mam wrażenie, że idea książki była zupełnie inna niż to, co zostało przedstawione w serialu. Ale to nie miejsce na to, więc pozostawię ten wątek otwarty mimo oczywistej frustracji.
Książkę kupiłam jeszcze przed całym 'hypem' na nią. Przez lata na tumblrze krążyły z niej cytaty i właśnie to mnie zachęciło do jej nabycia; cała otoczka też brzmiała bardzo ciekawie, bo taśm można też było posłuchać w internecie. Gdy jednak zaczęłam ją czytać miałam bardzo dziwne odczucia, że coś tu jest nie tak.
Sposób, jaki wybrała główna bohaterka wydał mi się szalenie okrutny. Zarówno to, że taśm odsłuchiwała jedyna osoba, która nawet według niej była dla niej dobra, jak i to w jaki sposób znaleźli ją jej rodzice po tym jak popełniła samobójstwo. Zwykle nie zgadzam się z powiedzeniem, że samobójcy są samolubni, ale tutaj cała ta aranżacja wydawała mi się naprawdę maksymalizująca cierpienie wszystkich osób jakkolwiek w to zamieszanych. Dodatkowo, odniosłam wrażenie, że sposób prowadzenia narracji sugeruje czytelnikom, że to było dobre wyjście z całej sytuacji. A dla mnie - chociaż wiem jak to brzmi - przedstawione przez Hannah powody nie były "wystarczające". Większość rzeczy była jeszcze do naprawienia, a niektóre do uniknięcia, gdyby już specjalnie nie starała się pogorszyć sprawy. W takim połączeniu tworzy to niezbyt dobre przesłanie dla czytelników, którzy może potencjalnie są w podobnym położeniu.
Podsumowując, książka według mnie nie tylko była kiepska, ale też mogła być potencjalnie szkodliwa.
Trudno jest teraz pisać ocenę tej książki, po tym wszystkim co Netflix z nią zrobił - mam wrażenie, że idea książki była zupełnie inna niż to, co zostało przedstawione w serialu. Ale to nie miejsce na to, więc pozostawię ten wątek otwarty mimo oczywistej frustracji.
Książkę kupiłam jeszcze przed całym 'hypem' na nią. Przez lata na tumblrze krążyły z niej cytaty i właśnie...
Trzy różne wydania. Łączenie audiobooka i wersji papierowej. Momenty kryzysu i porzucenia. Pół roku trudów zakończone podczas długiej podróży pociągiem. (I te spojrzenia sąsiednich pasażerów – wiecie, te charakterystyczne, gdy widzą jak czytacie klasyki.)
Zacznijmy może jednak od konkretów: tak, udało mi się skończyć „Rok 1984”. Trudno zaprzeczyć, że to jest jedno z tych literackich dzieł, które pozostawiło po sobie niezatarty ślad zarówno w popkulturze jak i w naszym sposobie myślenia na temat inwigilacji, autorytaryzmie i znaczenia języka. Ale kurczę – zapoznając się z tą książką poraz pierwszy w roku 2023 po prostu nie czułam już tej nowatorskości w podejściu, która zapewne towarzyszyła pierwszym czytelnikom w roku 1949, gdy George Orwell ją opublikował.
Lęki i obawy społeczeństwa po II wojnie światowej były znakomitym gruntem pod wstrząsającą wizję dystopijnej przyszłości prezentowaną przez autora. Pod tym względem jego podejście było przełomowe i wyprzedzało swoje czasy. Ja zaś dla siebie nie znalazłam w niej nic dla siebie.
Tempo fabuły było dość powolne, niemrawe. Choć wiele myśli niewątpliwie skłaniało do refleksji, momentami narracja wydawała się krążyć w kółko i powtarzać. Ciągła inwigilacja, propaganda i ponurość, te same wątki, tylko opowiedziane nieco inaczej lub w parafrazie. Miałam poczucie, że zrozumiałam tego sedno w pierwszych osiemdziesięciu stronach, nie musiała mieć do tego kolejnych stu przykładów tego samego.
Główny bohater, Winston Smith, nie wzbudził we mnie szczególnej sympatii. Sprawiał wrażenie osoby dość biernej, co utrudniało emocjonalne zaangażowanie się w jego los, zwłaszcza po obecnych na początku historii dość graficznych opisach tego, co chciałby zrobić jednej ze swoich koleżanek z partii.
To, co mi się za to całkiem podobało to sama kreacja świata, gdzie wszystko było dopięte na ostatni guziczek. Dla mnie rozwiązanie i zakończenie też było satysfakcjonujące, a przynajmniej mi bardzo odpowiadało.
Instagram: @tylkotrocheczytam
Trzy różne wydania. Łączenie audiobooka i wersji papierowej. Momenty kryzysu i porzucenia. Pół roku trudów zakończone podczas długiej podróży pociągiem. (I te spojrzenia sąsiednich pasażerów – wiecie, te charakterystyczne, gdy widzą jak czytacie klasyki.)
więcej Pokaż mimo toZacznijmy może jednak od konkretów: tak, udało mi się skończyć „Rok 1984”. Trudno zaprzeczyć, że to jest jedno z tych...