-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
„Zatracenie” autorstwa Osamu Dazaia to książka, która budzi wiele emocji w recenzjach na bookstagramie. Natrafiam na nią bardzo często w przeróżnych zestawieniach i w Waszych postach. I muszę się przyznać, że sama raczej krzywię się na jej widok. (Nie jest to wina jej okładki – wręcz przeciwnie, to być może jej najmocniejsza strona w mojej ocenie!)
Zanim przystąpię do pełnego dzielenia się moimi wrażeniami, przybliżę w nieco bardziej obiektywny sposób jej treść. Otóż powieść opowiada ona historię Yozo Oba, młodego człowieka, który boryka się z głębokim poczuciem obcości i odłączenia od społeczeństwa. To dzieło Dazaia jest często chwalone za swoje głębokie eksploracje aspektów ludzkiej psychiki, a zetknięte z jego osobistą historią ma w sobie coś ze „Szklanego klosza”. A jednak, gdybym miała porównać te książki, to bezsprzecznie wolę Plath.
Przyznam, że o ile przy wielu powieściach jestem w stanie zgodzić się, że gdzieś tam widzę ich wartość, ale jej nie doświadczyłam, to tutaj kompletnie nie wiem, co mogłoby spodobać się czytelnikowi. Główny bohater jest raczej odrażający – jego ocena innych ludzi, zwłaszcza kobiet, i to jak traktuje innych, nieodwracalnie zgasiły moją sympatię. Do tego miał w sobie coś z tragicznego gotyckiego bohatera, który ojoja nad swoim losem, gdyż to on jedyny w świecie jest tak niezrozumiany. (Tak, nazywam go w swojej głowie określeniem 𝘱𝘪𝘤𝘬 𝘮𝘦 po tym jak przy okazji dyskusji o książce zwrócił mi na to uwagę pewien booktoker).
Chociaż doceniam eksplorację trudnych tematów to ja odczuwałam raczej dyskomfort i interpretowałam niektóre zachowania jako raczej sociopatyczne (Ale nie jestem diagnostą – to tylko moje wrażenie). Co do samej formy, czasami miałam wrażenie, że pewne rzeczy są niedopowiedziane i to nie w taki przyjemny sposób, w którym czytelnik współtworzy historię, a raczej jako takie nonszalanckie rzucanie zdaniami w przeświadczeniu, że zostaną odebrane one jako głębokie.
Rzadko mam tak, że bardzo czekam aż książka dobiegnie już końca. A tym bardziej tak krótka książka. Ale w tym przypadku tak właśnie było.
„Zatracenie” autorstwa Osamu Dazaia to książka, która budzi wiele emocji w recenzjach na bookstagramie. Natrafiam na nią bardzo często w przeróżnych zestawieniach i w Waszych postach. I muszę się przyznać, że sama raczej krzywię się na jej widok. (Nie jest to wina jej okładki – wręcz przeciwnie, to być może jej najmocniejsza strona w mojej ocenie!)
Zanim przystąpię do...
Zanim przez tłum przemknie – pewnie nawet zasłużone – oburzenie na wyłamanie się z bojkotu twórczości Tokarczuk, spróbuję was udobruchać opowieścią o Kotlinie Kłodzkiej. Przymknijcie oczy i spróbujcie wyobrazić sobie płaskowyż ustrojony garścią rozproszonych domków; pomyślcie o bliskości z naturą, o sarnach przemykających między drzewami.
I jak? Czujecie już atmosferę lepkiej, acz komfortowej samotności, którą nasza bohaterka, Janina Duszejko, dzieli z dwojgiem najwytrwalszych sąsiadów wśród zimy?
A jakbym pociągnęła was dalej, wyrwała ze snu złowróżbnym stukaniem w drzwi? Pomknęlibyście ze mną w ciemność, w nieznane, po kolana w śniegu i z duszą na ramieniu?
Jeśli jeszcze nie przescrollowaliście dalej to uznam, że teraz mogę się już bez krępacji podzielić z wami moimi wrażeniami na temat tej książki. Nie było to moje pierwsze spotkanie z Olgą Tokarczuk – chociaż jej poprzednią powieść czytałam może dziesięć lat temu, więc moja ocena była prawie że pozbawiona naleciałości z tamtego okresu. Sięgnęłam po nią ponieważ był to przegłosowany wybór z klubu książki, ale enigmatyczny opis i ciekawy tytuł zdołały przyciągnąć moją uwagę.
Początek również ruszył żwawo – akcja na początku toczy się w ładnej narracji przeplatanej całkiem zabawnymi wstawkami astrologicznymi, co niewątpliwie budzi sympatię wobec protagonistki. Tylko że ta iskra szybko gaśnie i zaczyna brakować tlenu, by ją podtrzymać w płomieniach.
Rzekoma wartość filozoficzna i moralna książki jest dla mnie przesadzona; opiera się trochę na zasadzie zło jest złe. W którymś momencie czas zaczyna upływać bez większych zdarzeń, poznajemy jakieś postacie z tła, niektóre całkiem później nieistotne. I okej, jest pewien wątek tajemnic z tym, że niektóre z nich zdają się wręcz oczywiste, a inne – przynajmniej dla mnie – nieco przesadzone.
Z ciekawostek: na jej podstawie powstał film 𝘗𝘰𝘬𝘰𝘵 w reżyserii Agnieszki Holland. A poza tym to niedawno trafiłam na dramę w mediach dotyczącą jej podobieństwa do jednej z książek Ottessy Moshfegh. Ale you tell me, bo ja jeszcze nie czytałam żadnej.
ig: @tylkotrocheczytam
Zanim przez tłum przemknie – pewnie nawet zasłużone – oburzenie na wyłamanie się z bojkotu twórczości Tokarczuk, spróbuję was udobruchać opowieścią o Kotlinie Kłodzkiej. Przymknijcie oczy i spróbujcie wyobrazić sobie płaskowyż ustrojony garścią rozproszonych domków; pomyślcie o bliskości z naturą, o sarnach przemykających między drzewami.
więcej Pokaż mimo toI jak? Czujecie już atmosferę...