-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński18
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2020-05-03
2024-05-08
Haupt stawia w powieści człowieka (oraz jego cyfrowe twory) przed nieznanym, i robi to podobnie jak swego czasu Stanisław Lem: tematem książki jest raczej pesymistyczne „człowiek a niepoznawalne”, niż radosne i prostolinijne dążenie do Pierwszego Kontaktu. Christine Witt, autorka laudacji, znalazła następujące słowa, aby uzasadnić przyznanie DSFP tej właśnie książce:
„Dzięki żywym dialogom i doskonałemu humorowi Sven Haupt radzi sobie cudownie łatwo i bez patosu z filozoficznymi zagadnieniami, stawiając pytania: Co właściwie czyni nas ludźmi? Czy sztuczna inteligencja może być człowiekiem? Czy potrafi kochać? I czy ludzka świadomość bez ciała jest nadal człowiekiem? Jednak staje się coraz bardziej jasne, że ostatecznie sprowadzają się one do najstarszego pytania ze wszystkich: Czy jesteśmy sami, czy też jest tam ktoś, niezależnie od tego, czy nazwiemy go „Bogiem”, czy stworzeniem z innego wymiaru. Sven Haupt pozostawia nam znalezienie odpowiedzi. Hien musi jednak zdecydować, czy chce przekroczyć ostateczną granicę, czy uratować życie.”
Więcej o książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=35081
Haupt stawia w powieści człowieka (oraz jego cyfrowe twory) przed nieznanym, i robi to podobnie jak swego czasu Stanisław Lem: tematem książki jest raczej pesymistyczne „człowiek a niepoznawalne”, niż radosne i prostolinijne dążenie do Pierwszego Kontaktu. Christine Witt, autorka laudacji, znalazła następujące słowa, aby uzasadnić przyznanie DSFP tej właśnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-08
Kolejną antologią z serii Modern Phantastic są „Singularitätsebenen” (Płaszczyzny osobliwości). Zbiór jest próbą przedstawienia twórczości niemieckojęzycznych autorek i autorów z początku nowej dekady wieku. Zawiera trzydzieści opowiadań dwudziestu dziewięciu twórców. Jedenastu z nich to kobiety, co nie jest złym wynikiem, jeśli chodzi o fantastykę, która była przecież przez długi czas domeną mężczyzn. Teksty prawie połowy autorów pojawiły się już rok wcześniej w zbiorze opowiadań „Rebelia w Sirius City” – można zatem sprawdzić, czy nastąpił jakiś rozwój ich twórczości.
Pod względem tematyki antologia oferuje teksty w szerokim spektrum zagadnień związanych z fantastyką naukową: od opisów wynalazków i skutków ich zastosowania (z podróżą w czasie włącznie), poprzez literackie podróże do obcych światów i obdarzonych rozumem stworzeń/maszyn, opowiadania o kosmicznych lub tkwiących w naszej jaźni fenomenach, aż po teksty satyryczne, o tematyce katastroficznej oraz postapokaliptycznej.
Więcej o książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=35081
Kolejną antologią z serii Modern Phantastic są „Singularitätsebenen” (Płaszczyzny osobliwości). Zbiór jest próbą przedstawienia twórczości niemieckojęzycznych autorek i autorów z początku nowej dekady wieku. Zawiera trzydzieści opowiadań dwudziestu dziewięciu twórców. Jedenastu z nich to kobiety, co nie jest złym wynikiem, jeśli chodzi o fantastykę, która była przecież...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-05
Tym razem nie podeszło. Tak to już czasami jest – zwłaszcza, jeśli chodzi o antologie. Dobór komiksów tego wydania (częściowo mamy do czynienia z kontynuacjami historii z poprzednich tomów) odbiega znacząco od mojego gustu. Narzekał nie będę, bo nie mogę przecież wymagać, aby redaktorzy „Cozmicu” za każdym razem trafiali bezbłędnie pod kątem moich upodobań estetyczno-tematycznych.
Tym razem nie podeszło. Tak to już czasami jest – zwłaszcza, jeśli chodzi o antologie. Dobór komiksów tego wydania (częściowo mamy do czynienia z kontynuacjami historii z poprzednich tomów) odbiega znacząco od mojego gustu. Narzekał nie będę, bo nie mogę przecież wymagać, aby redaktorzy „Cozmicu” za każdym razem trafiali bezbłędnie pod kątem moich upodobań...
więcej mniej Pokaż mimo to
Komuna upadła, na pierwsze (prawie) wolne wybory przyjdzie jednak jeszcze trochę poczekać. Maciej Parowski publikuje pierwsze wydanie książki, która składa się z jego recenzji książek SF, wywiadów z krytykami i twórcami oraz rozmów, które kierownik działu literatury polskiej w miesięczniku „Fantastyka” przeprowadził od momentu powstania czasopisma.
Czyta się to dzisiaj ze sporą dozą nostalgii – świat poszedł dalej, to, co jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych zdawało się kluczowe dla rozwoju gatunku, szybko się zdezaktualizowało. Dlatego „Czas fantastyki” to przede wszystkim pozycja dla zainteresowanych rozwojem polskiego fandomu i historią jego transformacji z zaledwie tolerowanego nurtu kulturowego w czasach Polski Ludowej w kierunku wolnego ruchu fanowskiego.
Komuna upadła, na pierwsze (prawie) wolne wybory przyjdzie jednak jeszcze trochę poczekać. Maciej Parowski publikuje pierwsze wydanie książki, która składa się z jego recenzji książek SF, wywiadów z krytykami i twórcami oraz rozmów, które kierownik działu literatury polskiej w miesięczniku „Fantastyka” przeprowadził od momentu powstania czasopisma.
Czyta się to dzisiaj ze...
2024-04-29
Autor ciekawej monografii drugiej wojny światowej na Pacyfiku wyrusza, aby poznać w końcu akwen, który opisywał w swoich książkach. Zderzenie z japońską rzeczywistością roku 1975 obfituje dla człowieka z Polski Ludowej w pocieszne z dzisiejszej perspektywy zdarzenia: pierwsze zapoznanie się z drzwiami rozsuwanymi przez fotokomórkę, jedzenie przy pomocy pałeczek, bezszelestnie poruszająca się winda z muzyczką, superszybki pociąg „Shinkansen” – wszystko to miało bez mała sensacyjny i absolutnie egzotyczny charakter.
Flisowski opowiada nie tylko o tytułowej „Sokolicy”, budowanej wtedy w japońskiej stoczni, ale wyrusza również do Hiroshimy i Nagasaki, aby relacjonować ceremonie z „okazji” zniszczenia obu miast przez bomby atomowe przed równo trzydziestu laty. Odwiedza hiroszimskie ground zero i szpital dla ofiar choroby popromiennej w Nagasaki, rozmawia ze śmiertelnie chorymi pacjentami, spotyka się z aktywistami jachtu „Fri”, walczącymi przeciwko testom broni atomowych na Pacyfiku. Na Okinawie ma możność przyjrzenia się polu słynnej bitwy, o której traktuje jedna z jego własnych książek.
Autor ciekawej monografii drugiej wojny światowej na Pacyfiku wyrusza, aby poznać w końcu akwen, który opisywał w swoich książkach. Zderzenie z japońską rzeczywistością roku 1975 obfituje dla człowieka z Polski Ludowej w pocieszne z dzisiejszej perspektywy zdarzenia: pierwsze zapoznanie się z drzwiami rozsuwanymi przez fotokomórkę, jedzenie przy pomocy pałeczek,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-26
Pojęcia nie mam, czy i w jakim stopniu obraz postsowieckiej Rosji i byłych republik radzieckich, jaki przedstawia autor w tym zbiorze reportaży, jest prawdziwy. Jeśli jednak prawdziwy jest, to nie wróżył mieszkańcom tego olbrzymiego regionu zbyt dobrze. Od jego ukazania się minęło ponad dziesięć lat – i nic nie wskazuje na to, że Rosjanom udało się jakoś wyjść z komunistycznego marazmu. Mówię o całym narodzie, bo co niektórym jednostkom wiedzie się tam oczywiście całkiem dobrze.
„Biała gorączka” nie jest być może zbyt odkrywcza i nie przekazuje szczególnie sensacyjnych treści. Traktuję ją jako literaturę „ku przestrodze”. Po lekturze zaczynam powoli rozumieć, dlaczego Rosjanom Putin i jego „operacja specjalna” zwisa i powiewa. Są inne, bardziej palące problemy.
Pojęcia nie mam, czy i w jakim stopniu obraz postsowieckiej Rosji i byłych republik radzieckich, jaki przedstawia autor w tym zbiorze reportaży, jest prawdziwy. Jeśli jednak prawdziwy jest, to nie wróżył mieszkańcom tego olbrzymiego regionu zbyt dobrze. Od jego ukazania się minęło ponad dziesięć lat – i nic nie wskazuje na to, że Rosjanom udało się jakoś wyjść z...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-12
„After 12,000 Years” Coblentza pojawiła się na rynku trzy lata przed "Nowym wspaniałym światem", czyli epokowym dziełem Aldousa Huxleya. Można spekulować, czy Brytyjczyk czytał „Amazing Stories Quarterly” i w ten sposób zapoznał się z pomysłem Amerykanina na ludzkość dalekiej przyszłości. Stosując zasadę ekonomii myślenia, czyli Brzytwę Ockhama, przyjmuję, że do powstania „Nowego wspaniałego świata” wystarczyły jednak w zupełności rozmowy w kręgu rodziny i znajomych. Podobnie widział sprawę M. D. Mullen, pisząc w 1975 r.: „choć powieść pod pewnymi względami antycypuje «Nowy wspaniały świat», a pod innymi «1984», to słabość stylistyczna czyni ją nieudaną satyrą społeczną, która nie wywołuje ani śmiechu, ani przerażenia – a przynajmniej nie powinna ich wywołać u żadnego wyrafinowanego czytelnika.”
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34978
„After 12,000 Years” Coblentza pojawiła się na rynku trzy lata przed "Nowym wspaniałym światem", czyli epokowym dziełem Aldousa Huxleya. Można spekulować, czy Brytyjczyk czytał „Amazing Stories Quarterly” i w ten sposób zapoznał się z pomysłem Amerykanina na ludzkość dalekiej przyszłości. Stosując zasadę ekonomii myślenia, czyli Brzytwę Ockhama, przyjmuję, że do powstania...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-09
Książka wprawdzie zdezaktualizowana, ale nadal ciekawa. Jest dokumentem opisującym powolną drogę świata naukowców do pełnego uznania poszukiwań obcych inteligencji w kosmosie jako jednego z najważniejszych celów współczesnej (radio)astronomii. Była to kręta i trudna droga – a na jej początku stał m.in. autor i kilku jego znajomych.
Książka wprawdzie zdezaktualizowana, ale nadal ciekawa. Jest dokumentem opisującym powolną drogę świata naukowców do pełnego uznania poszukiwań obcych inteligencji w kosmosie jako jednego z najważniejszych celów współczesnej (radio)astronomii. Była to kręta i trudna droga – a na jej początku stał m.in. autor i kilku jego znajomych.
Pokaż mimo to2024-04-07
Mamy rok 2048: Na Księżycu ginie w niewyjaśnionych okolicznościach jedenastu naukowców, los sześciu dalszych osób jest nieznany. Tajemniczy i anonimowy zleceniodawca zatrudnia grupę ludzi oraz posługujących się androidami sztucznych inteligencji w celu wyjaśnienia zagadki i odnalezienia zaginionych na księżycowym Morzu Jasności. Zachętą jest spora nagroda: kto odkryje przyczynę tragicznych zgonów, otrzyma od zleceniodawcy środki do zrealizowania dowolnie wybranego celu życiowego. Bez finansowego limitu, niczym spełnienie marzenia przez wróżkę.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34976
Mamy rok 2048: Na Księżycu ginie w niewyjaśnionych okolicznościach jedenastu naukowców, los sześciu dalszych osób jest nieznany. Tajemniczy i anonimowy zleceniodawca zatrudnia grupę ludzi oraz posługujących się androidami sztucznych inteligencji w celu wyjaśnienia zagadki i odnalezienia zaginionych na księżycowym Morzu Jasności. Zachętą jest spora nagroda: kto odkryje...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-07
Samotny gliniarz? Zakładnicy? Banda bezwzględnych przestępców? A to wszystko w odciętym od świata zewnętrznego budynku? To brzmi przecież znajomo… A jakże! W tekście pada nawet nawiązanie do Bruce′a Willisa i jego „szklanej pułapki”… Postać głównego protagonisty Simona Kleina i starającego się pomóc mu z zewnątrz policjanta Bernharda Stracka to w dużym stopniu para, jaką wykreował ten amerykański aktor w świetnym duecie z Reginaldem VelJohnsonem, odtwórcą roli sierżanta Ala Powella.
Istnieje jednak pewna znacząca różnica pomiędzy filmem a powieścią: Nanopark to nie firmowy biurowiec, w którym siedzą po godzinach pracy jedynie najbardziej zawzięte korposzczurki. We wnętrzu tej budowli przebywają przede wszystkim rodziny, więc przeżycia nastolatków stają się szybko integralną częścią opowieści. Tym bardziej, że dwoje z nich to dzieci jednej z głównych programistek parku, która ukrywa się przed polującymi na pracowników bandziorami. Jak widać, Hermann czerpie również sporo z takich obrazów, jak „Westworld” i jego serialowe adaptacje.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34976
Samotny gliniarz? Zakładnicy? Banda bezwzględnych przestępców? A to wszystko w odciętym od świata zewnętrznego budynku? To brzmi przecież znajomo… A jakże! W tekście pada nawet nawiązanie do Bruce′a Willisa i jego „szklanej pułapki”… Postać głównego protagonisty Simona Kleina i starającego się pomóc mu z zewnątrz policjanta Bernharda Stracka to w dużym stopniu para, jaką...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ach, te „radosne” czasy wczesnej science fiction! Czego w tej powieści nie ma: podróże w czasie, wojny czasowe, ufolce z Jowisza, dzielny bohater i jego odważna dziewczyna. Jeśli szukalibyście jakiegoś standardu stereotypowych narracji z czasu na krótko przed złotym wiekiem SF, to jest to zdecydowanie książka dla was.
Więcej o autorze i jego najbardziej znaczącej powieści znajdziecie tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34686
Ach, te „radosne” czasy wczesnej science fiction! Czego w tej powieści nie ma: podróże w czasie, wojny czasowe, ufolce z Jowisza, dzielny bohater i jego odważna dziewczyna. Jeśli szukalibyście jakiegoś standardu stereotypowych narracji z czasu na krótko przed złotym wiekiem SF, to jest to zdecydowanie książka dla was.
Więcej o autorze i jego najbardziej znaczącej powieści...
2024-03-15
Zaskakująco ciekawa i dobrze napisana książka. Lepecki odwiedził przed prawie wiekiem kraj, który już wtedy odstawał ekonomicznie i rozwojowo od sąsiedniej Argentyny lub Brazylii. Paragwaj był wtedy na dodatek jedynym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym używano powszechnie nie języka konkwistadorów, lecz guarani, czyli jednego z idiomów pierwotnych mieszkańców kraju. Zboczywszy z utartego szlaku polskich podróżników tamtych czasów (Fiedler, Korabiewicz), Lepecki zachował dla potomności niezwykle interesujące impresje. Na uwagę zasługuje przede wszystkim podróż odbyta wespół z Diego Komoskim, ukrywającym się w selwie paragwajskim powstańcem polskiego pochodzenia.
Zaskakująco ciekawa i dobrze napisana książka. Lepecki odwiedził przed prawie wiekiem kraj, który już wtedy odstawał ekonomicznie i rozwojowo od sąsiedniej Argentyny lub Brazylii. Paragwaj był wtedy na dodatek jedynym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym używano powszechnie nie języka konkwistadorów, lecz guarani, czyli jednego z idiomów pierwotnych mieszkańców kraju....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-14
Mamy tu do czynienia z wydawnictwem, jakich przed kilku laty szukał Tomasz Kołodziejczak na łamach „Nowej Fantastyki”, gdy chciał się dowiedzieć, co myślą niemieccy fantaści o sobie samych i ich kraju: „Kandydat” opisuje Niemcy roku 2041, czyli równo dwadzieścia lat po pandemii Covid-19 i w samym środku walki ze skutkami wywołanych przez człowieka zmian klimatycznych globu. Krótko mówiąc: chodzi o stworzenie nowej, populistycznej partii i wykreowanie kandydata do urzędu niemieckiego kanclerza, który miałby realną szansę na wygranie następnych wyborów.
Książka należy oczywiście do nurtu fantastyki politycznej, bądź socjologicznej, silnie osadzonej w realiach RFN. Meier opowiada wprawdzie o Niemczech przyszłości, ale, tak naprawdę, obserwuje socjalno-polityczną rzeczywistość kraju. „Kandydat” to jasno czytelny głos naukowca, który był naocznym świadkiem powstania partii Alternatywa dla Niemiec i dojścia do władzy Donalda Trumpa przy pomocy rosyjskich hakerów oraz „fake newsów”. Który widział protesty przeciwko obostrzeniom wolności osobistej podczas pandemicznego lockdownu, gdy ulicami niemieckich miast maszerowali ramię w ramię zwolennicy teorii spiskowych, neofaszyści, nostalgicy reżimu byłej NRD i antyszczepionkowcy.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34879
Mamy tu do czynienia z wydawnictwem, jakich przed kilku laty szukał Tomasz Kołodziejczak na łamach „Nowej Fantastyki”, gdy chciał się dowiedzieć, co myślą niemieccy fantaści o sobie samych i ich kraju: „Kandydat” opisuje Niemcy roku 2041, czyli równo dwadzieścia lat po pandemii Covid-19 i w samym środku walki ze skutkami wywołanych przez człowieka zmian klimatycznych globu....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-14
Protagonistą powieści, a de facto jej antybohaterem, jest Phil, nerd z branży IT niedalekiej przyszłości. Mężczyzna zostaje zwolniony z pracy, snuje się po mieście, próbuje utrzymać kontakt z byłymi kolegami, szuka, raczej niemrawo, nowego zatrudnienia. Dopiero za poradą kochanki ubiega się o pracę w dynamicznym, ale i chaotycznym start-upie, tytułowym „KKK”. Od teraz Phil będzie wspierał walkę ze skutkami zmian klimatu jako admin firmowego intranetu. Już wkrótce w nowej firmie zaczyna dziać się źle: Phil zmuszony zostaje do udowodnienia, że to nie z jego winy ważny eksperyment ekologiczny doprowadził do masowego śnięcia ryb w okolicach wyspy Reunion. Post, pochodząc sam z branży, przedstawia ten nieco senny świat programistów wiarygodnie, bez fajerwerków i nerwowego wstukiwania genialnego kodu w ciągu kilku minut, prezentując równocześnie kilka ciekawych pomysłów na ekologiczne technologie przyszłości.
Więcej o książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34879
Protagonistą powieści, a de facto jej antybohaterem, jest Phil, nerd z branży IT niedalekiej przyszłości. Mężczyzna zostaje zwolniony z pracy, snuje się po mieście, próbuje utrzymać kontakt z byłymi kolegami, szuka, raczej niemrawo, nowego zatrudnienia. Dopiero za poradą kochanki ubiega się o pracę w dynamicznym, ale i chaotycznym start-upie, tytułowym „KKK”. Od teraz Phil...
więcej mniej Pokaż mimo to
Okładka tego albumu spowodowała, że zrobiłem coś po raz pierwszy: zamówiłem tę książkę na grubo przed oficjalnym wejściem do sprzedaży. Czekałem na dostawę z niecierpliwością i obawą, czy aby ten chronologicznie pierwszy album Stålenhaga będzie równie dobry jak „The Electric State”. Już pierwsze pobieżne przeglądniecie książki rozwiało moje obawy.
Autor „Tales from the Loop” musiał chyba wychować się w pobliżu złomowiska lub jakiejś opuszczonej ruiny fabrycznej. Obrazy Szweda tchną nostalgią postindustrialnych krajobrazów. Wiele z nich, ale bynajmniej nie wszystkie, to ilustracje do historii chłopca, którego rodzice pracują w „The Loop”, największym przyśpieszaczu cząstek elementarnych świata. Prawie niepostrzeżenie, małymi krokami, Stålenhag wciąga czytelnika w swój alternatywny świat, w którym w latach 40-tych XX-go wieku doszło do kolejnej rewolucji przemysłowej: odkrycie efektu magnetrinowego umożliwiło konstrukcję nowej generacji pojazdów – wielkich, nieco podobnych do starych sterowców statków, utrzymujących się bez pomocy skrzydeł lub zbiorników z gazem w powietrzu. Dla bohatera książki widok takiego pojazdu należy do zwykłych wydarzeń dnia. Jednak te bardzo realistyczne obrazy albumu niepokoją. Czasami zdają się być ilustracjami z nieprzyjemnego snu, w którym śniący dobrze zdaje sobie sprawę z istnienia jakiegoś zagrożenia – ale w żaden sposób nie potrafi określić jego źródła.
Ten podprogowy niepokój, sprawnie potęgowany przez obrazy, w których surowa szwedzka natura kontrastuje z najnowocześniejszymi wytworami inżynierii, towarzyszy lekturze nieustannie. Impresje Stålenhaga, pozornie luźno ze sobą powiązane historie, połączone jedynie osobą głównego bohatera, są technicznie doskonałe, bardzo sprawnie kombinując luźno prowadzony pędzel z hiperrealistycznie oddanymi maszynami, robotami i instalacjami przemysłowymi. Kreska nie jest aż tak doskonała jak w „The Electric State”, gdzie ma się czasami wrażenie oglądania fotografii – ale to nie zarzut, lecz jedynie stwiedzenie faktu.
Stålenhag potęguje nierzeczywisty nastrój poprzez wplecenie wątku o... dinozaurach. Tak, te prastare gady mają swoje uzasadnienie w tak dziwnym miejscu jak Loop. Ale jak łączą się one ze szwedzką prowincją? Cóż, będziecie musieli przeczytać sami. Ode mnie otrzymacie jedynie małą zajawkę stylu, w jakim utrzymany jest ten album:
„Piątego listopada 1994 roku Loop zakończył pracę. Następnego dnia dostaliśmy trądzik. Krajobraz się zmienił, to było widać. Żółte wozy ministerstwa energii zniknęły z ulic. Przedsiębiorstwa państwowe zostały sprywatyzowane i przemianowane. Ale nas to zbytnio nie obchodziło – w końcu mieliśmy dosyć własnych problemów z tłustą cerą i mutacją głosu.”
Okładka tego albumu spowodowała, że zrobiłem coś po raz pierwszy: zamówiłem tę książkę na grubo przed oficjalnym wejściem do sprzedaży. Czekałem na dostawę z niecierpliwością i obawą, czy aby ten chronologicznie pierwszy album Stålenhaga będzie równie dobry jak „The Electric State”. Już pierwsze pobieżne przeglądniecie książki rozwiało moje obawy.
więcej Pokaż mimo toAutor „Tales from the...