-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać370
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2024-05-14
2024-03-15
Zaskakująco ciekawa i dobrze napisana książka. Lepecki odwiedził przed prawie wiekiem kraj, który już wtedy odstawał ekonomicznie i rozwojowo od sąsiedniej Argentyny lub Brazylii. Paragwaj był wtedy na dodatek jedynym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym używano powszechnie nie języka konkwistadorów, lecz guarani, czyli jednego z idiomów pierwotnych mieszkańców kraju. Zboczywszy z utartego szlaku polskich podróżników tamtych czasów (Fiedler, Korabiewicz), Lepecki zachował dla potomności niezwykle interesujące impresje. Na uwagę zasługuje przede wszystkim podróż odbyta wespół z Diego Komoskim, ukrywającym się w selwie paragwajskim powstańcem polskiego pochodzenia.
Zaskakująco ciekawa i dobrze napisana książka. Lepecki odwiedził przed prawie wiekiem kraj, który już wtedy odstawał ekonomicznie i rozwojowo od sąsiedniej Argentyny lub Brazylii. Paragwaj był wtedy na dodatek jedynym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym używano powszechnie nie języka konkwistadorów, lecz guarani, czyli jednego z idiomów pierwotnych mieszkańców kraju....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-31
Niesamowita książka, jeśli zważyć okoliczności jej powstania i jakość samego tekstu. Od momentu publikacji minęło w międzyczasie prawie 180 lat. A jednak, mimo niewątpliwego zdezaktualizowania, jest to pozycja, którą czyta się od deski do deski. I to z wypiekami! Jako czytelnik życzę sobie, aby współcześni historycy posiadali, obok koniecznej oczywiście wiedzy fachowej, choćby połowę talentu narratorskiego Prescotta.
Niesamowita książka, jeśli zważyć okoliczności jej powstania i jakość samego tekstu. Od momentu publikacji minęło w międzyczasie prawie 180 lat. A jednak, mimo niewątpliwego zdezaktualizowania, jest to pozycja, którą czyta się od deski do deski. I to z wypiekami! Jako czytelnik życzę sobie, aby współcześni historycy posiadali, obok koniecznej oczywiście wiedzy fachowej,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-02
Jeśli dobrze pamiętam, to jeszcze nigdy nie czytałem zbioru listów. A zwłaszcza listów pisarza, którego powieść czytam równolegle. To bardzo pozytywne doświadczenie, które otwarło mi oczy na nieznaną dotychczas twórczość całego pokolenia amerykańskich literatów.
„Listy” to wybór z obszernej korespondencji Jacka Kerouaca i Allena Ginsberga, pisanej zarówno do siebie nawzajem jak i do innych osób z dużego kręgu przyjaciół obydwu pisarzy. Ze względu na bardzo aktywny tryb życia autorów można prześledzić ich losy nie tylko w Stanach Zjednoczonych od późnych lat 40-tych po wczesne lata 60-te XX-go wieku, ale i w Meksyku, Francji czy egzotycznym Maroku.
Jako duchowi ojcowie generacji beatu, Kerouac i Ginsberg stali się, być może nawet niezamierzenie, inicjatorami subkultury, która trwale zmieniła amerykańskie społeczeństwo. Już sam ten fakt powoduje, że ich bogata zachowana korespondencja jest bardzo ciekawym źródłem informacji o popkulturze, zwłaszcza o jej początkach w latach 50-tych ubiegłego wieku.
A jakie to listy! Prawdziwe wielostronnicowe elaboraty, w których opisywali swoje codzienne życie, ale i tworzyli swoiste manifesty literackie lub filozoficzne, koordynowali spotkania i podróże oraz omawiali twórczość własną i znajomych. Czytanie listów od przyjaciół (oraz błyskawiczne odpisywanie na nie) było w czasach, gdy Kerouac i Ginsberg nie byli jeszcze popularni i drukowani, jedyną formą feedbacku dla ich twórczości. Czysta korespondecja przeplata się tutaj ze szkoleniem technik pisania (na przykład strumienia świadomości) oraz podrzucaniem sobie tematów na prozę i wiersze.
Listy obydwu twórców tchną autentyzmem: Ani Kerouac, ani Ginsberg nie unikają szczerego komentowania życia seksualnego, opisów konsumpcji wszelakich narkotyków, konfliktów z prawem, nieustannych problemów finansowych. Nie te tematy są jednak najważniejsze. Większość tekstów krąży bezustannie wokół odwiecznego problemu każdego szanującego się literata – określenia własnej wizji artystycznej oraz znalezienia odpowiednich dla niej środków wyrazu.
Czytając „Listy” mogłem też prześledzić losy długoletniej przyjaźni, obserwować jej wzloty i upadki, nawet nieco się wzruszyć bardzo szczerymi wyrazami bliźniej miłości. A jeśli dodać do tego równoległe czytanie „W drodze” Kerouaca (bardzo polecam, świetna powieść drogi!), to uzyskałem niecodzienną perspektywę na życie beatników.
Podkreślić należy również staranne opracowanie tego tomu. Kilkaset przypisów wspomaga czytelnika w zrozumieniu tekstu. Redaktorzy „Listów” zachowali ich oryginalną pisownię a tłumacz wykazał się sporą dozą inwencji. Duże brawa za tę pozycję!
Jeśli dobrze pamiętam, to jeszcze nigdy nie czytałem zbioru listów. A zwłaszcza listów pisarza, którego powieść czytam równolegle. To bardzo pozytywne doświadczenie, które otwarło mi oczy na nieznaną dotychczas twórczość całego pokolenia amerykańskich literatów.
„Listy” to wybór z obszernej korespondencji Jacka Kerouaca i Allena Ginsberga, pisanej zarówno do siebie...
2023-04-26
Po prostu świetne reportaże. Kapuściński znakomicie lawiruje, aby z jednej strony nie podpaść nikomu z komuchów w kraju, lecz aby z drugiej strony przekazać jak najwięcej zdarzeń oraz towarzyszących im emocji w możliwie niezakłamanej formie. Autor musi dlatego balansować jak linoskoczek. Ale właśnie na tym polega fenomen Kapuścińskiego.
Jedynym problemem dla mnie był brak głębszej znajomości wydarzeń politycznych w Afryce i Ameryce Południowych z czasów, gdy pisano te reportaże. Ale to już nie ma nic wspólnego z tą bardzo dobrą książką.
Po prostu świetne reportaże. Kapuściński znakomicie lawiruje, aby z jednej strony nie podpaść nikomu z komuchów w kraju, lecz aby z drugiej strony przekazać jak najwięcej zdarzeń oraz towarzyszących im emocji w możliwie niezakłamanej formie. Autor musi dlatego balansować jak linoskoczek. Ale właśnie na tym polega fenomen Kapuścińskiego.
Jedynym problemem dla mnie był brak...
2023-04-01
Jako człowiek lekko złośliwy, opisuję tę książkę następująco: Człowiek sukcesu w kryzysie wieku średniego znajduje sobie nową, młodą żonę i postanawia przeżyć przygodę na wodach południowo-wschodniego Pacyfiku. Towarzyszyła autorowi polinezyjska załoga oraz ciężarna pani Robinson. Córeczka urodziła się w czasie rejsu, w Panama-City.
Mimo podróży ku sztormowym regionom wokół Antarktydy i wzdłuż wybrzeży Patagonii, książka emanuje pogodnym nastawieniem załogi „Varuy”. Robinson nie neguje niebezpieczeństw rejsu – ale i nimi nie epatuje. Pisze w przyjemnym stylu, koncentrując się przede wszystkim na „dziwach podróży i osobliwościach miast”. W rezultacie powstała książka bardzo interesująca – i to zarówno pod względem marynistycznych osiągnięć autora, jak i jako reporterska relacja z antypodów.
Jako człowiek lekko złośliwy, opisuję tę książkę następująco: Człowiek sukcesu w kryzysie wieku średniego znajduje sobie nową, młodą żonę i postanawia przeżyć przygodę na wodach południowo-wschodniego Pacyfiku. Towarzyszyła autorowi polinezyjska załoga oraz ciężarna pani Robinson. Córeczka urodziła się w czasie rejsu, w Panama-City.
Mimo podróży ku sztormowym regionom...
2022-12-14
Starszego pana zauroczenie „młodymi gniewnymi” na Kubie. Zauroczenie w pełni zrozumiałe kilka miesięcy po dojściu Fidela Castro do władzy. Ale dzisiaj? Kto dzisiaj (zwłaszcza na Kubie) fascynuje się usunięciem Batisty i wywaleniem gringos z Karaibów?
Socjalistyczny eksperyment Che Guevary i braci Castro jest dzisiaj raczej mało sexy. Co nie zmienia jednak mojego zdania o jakości pisarstwa Sartre'a. Francuz nadal potrafi zaciekawić...
Starszego pana zauroczenie „młodymi gniewnymi” na Kubie. Zauroczenie w pełni zrozumiałe kilka miesięcy po dojściu Fidela Castro do władzy. Ale dzisiaj? Kto dzisiaj (zwłaszcza na Kubie) fascynuje się usunięciem Batisty i wywaleniem gringos z Karaibów?
Socjalistyczny eksperyment Che Guevary i braci Castro jest dzisiaj raczej mało sexy. Co nie zmienia jednak mojego zdania o...
2021-09-10
My, Europejczycy, wychowani na bajkach o Dzikim Zachodzie w stylu Karola Maya oraz na westernach z Johnem Waynem lub Clintem Eastwoodem w roli głównej, bardzo potrzebujemy takich książek.
„Sam” Gwynne to bardzo utalentowany człowiek, który z łatwością łączy fascynującą gawędę o dawno minionych czasach z bolesną nauką prawdziwej historii Indian i teksaskiego pogranicza. Owszem, mamy tu niezwykle twardych osadników, nieustraszonych Texas Rangers i bezwzględnych Komanczów. Niemniej narracja opiera się właściwie na losach uprowadzonych przez Indian białych kobiet i dziewczynek. Z takiej perspektywy Dziki Zachód ma już niewiele wspólnego z wyżej wymienionymi stereotypami.
Zamiast heroizowania białych, których trzeba całkiem jasno opisać jako przestępców lub jako naiwne ofiary okrutnego, wieloletniego konfliktu, autor pokazuje również, bynajmniej nie idealizując ich jako „szlachetnych dzikich”, samych Komanczów. Obraz to fascynujący, mimo że właśnie urealniony, odarty z legend i zakłamań zwycięzców tej wojny. S. C. Gwynne tłumaczy nam okrutny świat Indian Wielkich Równin (jeśli wierzyć wstępowi Bartosza Hlebowicza z lekkim zaledwie sympatyzowaniem z postacią legendarnego wodza Quanah) bez owijania w bawełnę. Ich zazwyczaj krótkie życie było pełne brutalnych wyrzeczeń i niebezpieczeństw – ale również wolne i nie pozbawione miłości. Miłości, którą potrafiły dostrzec, o dziwo, ich ofiary, czyli uprowadzone białe kobiety.
„Imperium księżyca w pełni” to (ponownie!) nadzwyczaj udany wybór wydawnictwa Czarne oraz lektura obowiązkowa dla fanów historii Ameryki Północnej.
My, Europejczycy, wychowani na bajkach o Dzikim Zachodzie w stylu Karola Maya oraz na westernach z Johnem Waynem lub Clintem Eastwoodem w roli głównej, bardzo potrzebujemy takich książek.
„Sam” Gwynne to bardzo utalentowany człowiek, który z łatwością łączy fascynującą gawędę o dawno minionych czasach z bolesną nauką prawdziwej historii Indian i teksaskiego pogranicza....
2021-08-23
Wersja książki-bestsellera "Ryby śpiewają w Ukayali" przystosowana specjalnie dla młodego czytelnika. Poza praktycznie identycznym, nieco okrojonym tekstem ze źródła zawiera kolorową mapę oraz sporo czarno-białych ilustracji. Rozumiem chwalebny zamysł autora, ale preferuję jednak wersję "dla dorosłych".
Wersja książki-bestsellera "Ryby śpiewają w Ukayali" przystosowana specjalnie dla młodego czytelnika. Poza praktycznie identycznym, nieco okrojonym tekstem ze źródła zawiera kolorową mapę oraz sporo czarno-białych ilustracji. Rozumiem chwalebny zamysł autora, ale preferuję jednak wersję "dla dorosłych".
Pokaż mimo to2021-06-11
Za pomocą tej książki Fiedler „przemycił” do szarej PRL-owskiej rzeczywistości barwną treść jednej z jego przedwojennych relacji o podróży do południowej Brazylii. „Rio de Oro” różni się nieco od kilku jego wczesnych książek, bo zawiera nie tylko opisy przyrody i polowań na egzotyczne zwierzęta (wtedy jeszcze raczej polowań ze strzelbą, a nie z aparatem fotograficznym). Czytelnik znajdzie tu o wiele więcej odnośników do trudnej sytuacji ludności tubylczej. Od Indian Koroadów, których zrozumiałą nieufność autor powoli zdołał przełamać, dowiedział się on o brutalnych metodach skorumpowanych urzędników państwowych oraz o morderczych bandach na ich usługach. Wprawdzie Fiedler musiał napisać w „Rio de Oro” parę zdań wychwalających jedynie słuszny ustrój świata i wplótł w wątek o walkę Indian o przetrwanie elementy rewolucyjne, ale nie czyni to tej pozycji większej szkody. Historia pokazała, że autor przeczuwał rozwój wypadków i poprawnie opisał los plemion indiańskich w Brazylii. Obecnie ich sytuacja jest gorsza niż kiedykolwiek i znikną one prawdopodobnie jeszcze w tym wieku z map etnograficznych tego świata.
„Rio de Oro” jest tym samym nie tylko relacją z podróży, ale i ciekawym i pouczającym dokumentem o skutkach kolonizacji Nowego Świata przez Europejczyków.
Za pomocą tej książki Fiedler „przemycił” do szarej PRL-owskiej rzeczywistości barwną treść jednej z jego przedwojennych relacji o podróży do południowej Brazylii. „Rio de Oro” różni się nieco od kilku jego wczesnych książek, bo zawiera nie tylko opisy przyrody i polowań na egzotyczne zwierzęta (wtedy jeszcze raczej polowań ze strzelbą, a nie z aparatem fotograficznym)....
więcej mniej Pokaż mimo to
Fascynująca książka z rodzaju „beznadziejnie przestarzała, ale dobra”. Freyre znakomicie przybliża brazylijski świat konkwistadorów, fidalgów i magnatów cukrowo-kawowych oraz ich ofiar, czyli Indian i Afrykańczyków. W ocenie przyczyn i rozwoju niewolnictwa w Brazylii autor być może się mylił (nie wiem, nie jestem specjalistą w tym temacie), ale jego książka świetnie opisuje ten szczególny świat dworu (casa-grande) oraz chat niewolników (senzala), ich wzajemne przenikanie i istniejące między nimi kontrasty.
Fascynująca książka z rodzaju „beznadziejnie przestarzała, ale dobra”. Freyre znakomicie przybliża brazylijski świat konkwistadorów, fidalgów i magnatów cukrowo-kawowych oraz ich ofiar, czyli Indian i Afrykańczyków. W ocenie przyczyn i rozwoju niewolnictwa w Brazylii autor być może się mylił (nie wiem, nie jestem specjalistą w tym temacie), ale jego książka świetnie...
więcej Pokaż mimo to