-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2017
2021-06-06
Bardziej obyczajówka niż kryminał. Zręcznie przenosi do tych lat 90'. Na pierwszych stronach wciąga przede wszystkim atmosfera i nastoletni bohaterowie. Czasem ich zachowania są dziecinne kiedy indziej zaskakująco dorosłe. Jest tu sporo życiowych "mikroobserwacji" rodem z Kinga. Czuć, że autor włożył sporo siebie w lekturę (podobnie jak King w np. Lśnieniu). Język jest naturalistyczny i obrazowy. Środek nieco przynudza, nie wiadomo dokąd to wszystko zmierza. Ale jak się już skończy - jestem zadowolony że przeczytałem. Jest coś w tej książce osobistego i poruszającego. Konstrukcja jest też bardzo przyjazna współczesnemu czytelnikowi. Rozdziały to z reguły 2-3 strony. Można czytać krótkimi partiami i odłożyć na później :). Topiel jest tu dosłownie i metaforycznie zarazem.
Ciekawie się dodaje z Taco 1990s utopia:
https://open.spotify.com/track/2g0jE8oC141QYXvdOrOdm0?si=b75b0f73a27945c1
Bardziej obyczajówka niż kryminał. Zręcznie przenosi do tych lat 90'. Na pierwszych stronach wciąga przede wszystkim atmosfera i nastoletni bohaterowie. Czasem ich zachowania są dziecinne kiedy indziej zaskakująco dorosłe. Jest tu sporo życiowych "mikroobserwacji" rodem z Kinga. Czuć, że autor włożył sporo siebie w lekturę (podobnie jak King w np. Lśnieniu). Język jest...
więcej mniej Pokaż mimo toTo jak Kafka wspaniale operuje słowem, wzbudza podziw. Bo w tym krótkim opowiadaniu nie ma praktycznie za grosz akcji. Wszystko kręci się wokół trwającego w beznadziejnej sytuacji Gregora Samsy. W beznadziejnej, bo pewnego dnia obudził się we własnym łóżku, ale w ciele robaka. Tekst jest błyskotliwy, jednocześnie zabawny i trochę straszny. Bo bohaterowie, rodzina Gregora i jego otoczenie, są co prawda wstrząśnięci jego losem, ale próbują funkcjonować. Co prowadzi do kilku groteskowych scen (jak usunięcie mebli z pokoju, zamieszkiwanego przez robaka Gregora). Jak to u Kafki, całość ma mówić coś o kondycji ludzkiego losu i marności egzystencji. Nie znalazłem jeszcze klucza do bardziej skomplikowanej interpretacji, ale ta pierwsza, prosta, jest zadowalająca.
To jak Kafka wspaniale operuje słowem, wzbudza podziw. Bo w tym krótkim opowiadaniu nie ma praktycznie za grosz akcji. Wszystko kręci się wokół trwającego w beznadziejnej sytuacji Gregora Samsy. W beznadziejnej, bo pewnego dnia obudził się we własnym łóżku, ale w ciele robaka. Tekst jest błyskotliwy, jednocześnie zabawny i trochę straszny. Bo bohaterowie, rodzina Gregora i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-10
Ponieważ nie znalazłem opinii, na temat tego jak "Zadziwiający Maurycy" sprawdza się jako książka dla dzieci i młodzieży, napiszę o niej z tej perspektywy.
Generalnie każdy czytelnik powyżej 12 r.ż. (to może być płynna granica) powinien być zadowolony. Lektura jest krótka, ale sporo jest w niej humoru, trochę grozy i wartkiej akcji. Kilka fragmentów może wywołać w dziecku pewne pytania (pojawia się miejscami pewna brutalność - postacie umierają, krwawią itp, a gdzieniegdzie i delikatne podteksty seksualne, ale raczej nic, czego nie ma we współczesnych kreskówkach i bajkach).
Zadziwiający Maurycy jest przede wszystkim opowieścią, która dekonstruuje tradycyjne opowieści: bajki, mity, wiekie narracje”. W tym książka przypomina filmowego Shrecka, w którym ogr okazuje się bohaterem, a lord próżnym złoczyńcą. Nie jestem do końca przekonany do niektórych tez, które się w książce pojawiają, w ustach bohaterów (ludzie jako szkodniki i chciwi egoiści, a szczurki jako pierwotni mieszkańcy Dysku), ale ostatecznie ma ona mądre przesłanie.
Bo lektura uczy, że choć piękne opowieści są potrzebne i niosą często mądre wskazówki, to rzeczywistość skrzeczy, jest skomplikowana, trudna w ocenie moralnej. Z książki można wynieść sporo na temat szacunku do życia i przyrody, tworzenia pokojowych kompromisów, odwagi i altruizmu. Można powiedzieć, ze jest tu tez trochę dziecięcej antropologii (przejścia od stadium teologicznego do pozytywnego) i politologii (tworzenia się szczurzego społeczeństwa i umowy społecznej w stylu Tomasza Hobbesa, samorządności, przywództwa i demokracji). W książce jest po prostu zaszyta wizja rozwoju społeczeństwa od pierwotnego do nowoczesnego, liberalnego, charakterystyczna dla Pratchetta. I tak, na początku "Szczur człowiekowi pozostawał wilkiem", co oznacza, że konflikt wszystkich ze wszystkimi i prawo silniejszego pozostawał naturalnym stanem. Z książki płynie jawny wniosek, że dopiero umowa społeczna pozwala od tego odejść, bo zwykła ucieczka od konfliktu na samotną wyspę, nie jest rozwiązaniem. W ramach tej umowy, różne perspektywy i kultury zrównywane są jako tak samo wartościowe, a członkowie społeczności muszą ze sobą rozmawiać, nawet jeśli nie lubią, maja inne potrzeby i poglądy.
Sporo jest w tej książce humoru i ciekawych pomysłów, szczególnie na temat tego, jak zorganizowane jest szczurze społeczeństwo. Sama historia szczurołapa Keitha, kota Maurycego i jego gryzoni jest prosta i trochę szkoda, że w końcówce napięcie siada. Wydaje się ze akcja jest już rozwiązana, a tam czeka nas kolejny punkt kulminacyjny i zakończenie. To zakończenie próbuje nie być naiwne, ale trochę takie się wydaje. Niemniej - nie czułem niedosytu. Zanim się znudzimy, to książka po prostu się kończy.
Myślę, że warto z młodymi czytelnikami pogadać o tej lekturze, bo ma ona ewidentne wartość edukacyjną, ale nie jest ona zawsze jasna.
Ponieważ nie znalazłem opinii, na temat tego jak "Zadziwiający Maurycy" sprawdza się jako książka dla dzieci i młodzieży, napiszę o niej z tej perspektywy.
Generalnie każdy czytelnik powyżej 12 r.ż. (to może być płynna granica) powinien być zadowolony. Lektura jest krótka, ale sporo jest w niej humoru, trochę grozy i wartkiej akcji. Kilka fragmentów może wywołać w dziecku...
2020-05-25
Metro 2035 nie tylko ponownie przenosi czytelnika do moskiewskich podziemi, ale przede wszystkim - jest udaną alegorią społeczno-polityczną. Porównanie będzie z górnej półki, ale podobnie jak w przypadku "Mistrza i Małgorzaty" jest to po części historia o Rosjanach i Rosji, tej totalitarnej, carskiej i sowieckiej; o tym czy istnieje model "człowieka post-sowieckiego", którego władza może utrzymać jedynie pod butem, integrować i zarządzać nim poprzez konflikt.
Autor wyraźnie wojuje jednak z takimi totalitaryzmami, które kryją się pod osłoną ideologii faszystkowskich, komunistycznych (chociaż przyznaje, że rzeczywistość skrzeczy i zmiana sytuacji/mentalności ludzi jest bardzo trudna, ale nie niemożliwa). Glukhovsky w ogóle wydaje się nie lubić "wielkich", wręcz ewangelicznych i mesjanistycznych narracji, obstając za "zachodnią wolnością", indywidualizmem i samodzielnym, krytycznym myśleniem. Pięknie domyka w ten sposób nie tylko historię Artema, ale również całego Metra, mikro-Rosji, ze swoimi mikro-państwami. Autor idzie wręcz w jakiś pro-anarchizm, patrzy na te mikro-państwa jako sztuczne, ideowe konstrukty. Jest więc postmodernistycznie, ale bez przesady, bo główny bohater powieści mimo wszystko, dąży przez całą lekturę do poznania jednej, absolutnej prawdy, a nie tej, która "zależy od punktu widzenia". Lektura ma jednak ogromną moc właśnie dzięki temu, że napisał ją Rosjanin. Przecież we współczesnej Federacji Rosyjskiej, wciąż żywe są narracje o wojnie ojczyźnianej, Wielkiej Rosji, wrogach narodu oraz metody oparte na zarządzaniu przez konflikt i dezinformacji.
Glukhovsky nie daje prostych recept i odpowiedzi "jak upodmiotowić zniewolone od setek lat społeczeństwo". Rewolucja, ewolucję, przemiana postaw, mentalności - to tylko echa jego przemyśleń. Książkowy Artem jest z kolei baaardzo zdeterminowany, żeby za wszelką cenę pociągnąć tłum z metra, za prawdą - poza metro. Jest jak gość który krzyczy: "nie głosujcie na tych polityków, sprzedają wam bajki, oszukują was". A lektura książki sugeruje jednak, że "bajki są potrzebne", nawet jeśli nie zawsze służą dobrej sprawie. Bolesna, ale prawdziwa puenta brzmi - nic na siłę.
Metro 2035 ma też wątki, które fajnie dodają się np. z Watchmen (scenariusz, że tylko zewnętrzne zagrożenie trzyma jakoś ludzkość w ryzach) czy - co oczywiste - marksizmem. Nie ma tu nic głębokiego, ale całość jest poprowadzona zręcznie. Widać, że autor miał coś do powiedzenia w całej tej trylogii, a takie książki czyta się mi najlepiej.
Odnośnie samej atrakcyjności lektury - historia nie jest przeciągnięta, ale czasem wytraca pęd. Od 3/4 przerzuciłem się na audiobook. I był to dobry pomysł, bo lektor uzupełnia to czego książkowej narracji trochę brakuje - dramatyzm (dialogi bywają zbyt filmowe, a za mało książkowe). Wyraźnie widać odejście od wątków fantastycznych (czarnych, mutantów, czerwi, demonów) na rzecz realizmu. Generalnie M2035 jest znacznie lepsza niż Metro 2034, ale nie tak wciągająca i klimatyczna jak pierwsza część. Kończy się jednak satysfakcjonująco i wyjaśnia prawdopodobnie wszystkie poruszone wcześniej wątki. Polecam sprawdzić.
Metro 2035 nie tylko ponownie przenosi czytelnika do moskiewskich podziemi, ale przede wszystkim - jest udaną alegorią społeczno-polityczną. Porównanie będzie z górnej półki, ale podobnie jak w przypadku "Mistrza i Małgorzaty" jest to po części historia o Rosjanach i Rosji, tej totalitarnej, carskiej i sowieckiej; o tym czy istnieje model "człowieka post-sowieckiego",...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01
Książka zupełnie inna niż oryginalny król, rozgrywa się już w czasie II wojny światowej i pozwala poznać losy najbliższych Jakuba Szapiry, jego żony Emilii, jej dwóch synów i dawnej kochanki Ryfki. Wojenne realia pełne są beznadziei, a poczucie końca pewnej epoki jest wszechobecne. Można dowiedzieć się co nieco o przebiegu kampanii wrześniowej i początkowej nieudolności dowództwa (szczególnie Rydza Śmigłego). Zakończenie lektury jest naprawdę przejmujące.
Książka zupełnie inna niż oryginalny król, rozgrywa się już w czasie II wojny światowej i pozwala poznać losy najbliższych Jakuba Szapiry, jego żony Emilii, jej dwóch synów i dawnej kochanki Ryfki. Wojenne realia pełne są beznadziei, a poczucie końca pewnej epoki jest wszechobecne. Można dowiedzieć się co nieco o przebiegu kampanii wrześniowej i początkowej nieudolności...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-24
Jako zakończenie trylogii o detektywie Billu Hodgesie naprawdę działa, nawet lekko wzrusza. King miał też niezły pomysł na kontynuację historii antagonisty z pierwszej części - psychopaty z Mercedesa - Brady'ego Hartsfielda. Choć nie wszystkim spodobają się wątki "paranormalne" fabuła naprawdę trzyma się kupy i porusza ważny społecznie temat samobójstwa. Jak to u Kinga, sporo tu naprawdę inteligentnych opisów, detali, spostrzeżeń i zabiegów, które urozmaicają lekturę (mimo, że mogą wydawać się reprodukcją starych kingowskich pomysłów). Jak zawsze - dobra, rzemieślnicza robota!
Jako zakończenie trylogii o detektywie Billu Hodgesie naprawdę działa, nawet lekko wzrusza. King miał też niezły pomysł na kontynuację historii antagonisty z pierwszej części - psychopaty z Mercedesa - Brady'ego Hartsfielda. Choć nie wszystkim spodobają się wątki "paranormalne" fabuła naprawdę trzyma się kupy i porusza ważny społecznie temat samobójstwa. Jak to u Kinga,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018
Nie zapada w pamięć tak jak "Pan Mercedes", ale ma naprawdę dobre momenty (jak na przykład scena otwierająca). Czuć trochę, że King już przetwarza na nowo swoje dawne pomysły, np. z Misery. Ale wciąż akcja jest wartka i potrafi zaskoczyć, a i główny antagonista wydaje się całkiem ciekawy.
Nie zapada w pamięć tak jak "Pan Mercedes", ale ma naprawdę dobre momenty (jak na przykład scena otwierająca). Czuć trochę, że King już przetwarza na nowo swoje dawne pomysły, np. z Misery. Ale wciąż akcja jest wartka i potrafi zaskoczyć, a i główny antagonista wydaje się całkiem ciekawy.
Pokaż mimo to2019-03-29
Zgrabnie napisany raport badawczy z odpowiednią podstawą teoretyczną. Wyników głośnych badań przeprowadzonych przez zespół Macieja Gduli w „miastku” jest w nim rzeczywiście niewiele. Te, które się pojawiają w czytelny sposób potwierdzają jednak wnioski i rekomendacje wysnute przez autora publikacji (dotyczące przyczyn wygranej PiS). Wbrew zarzutom niektórych, książkę czyta się bardzo dobrze. Napisana jest zrozumiałym językiem i podejrzewam, że każdy kto mocniej interesuje się polityką, ma za sobą jakieś "studia humanistyczne/społeczne" będzie w stanie odnaleźć się w lekturze (miejscami jest bardziej gęsta i wtedy czyta się rzeczywiście gorzej). Jak na 120 stron w niewielkim formacie, jest tu sporo wartościowej treści. Oprócz interesującego zarysu tła społecznego, politycznego, gospodarczego w III RP (trójpodziału klasowego, w którym kulturą dominującą jest kultura klasy średniej, rosnące aspiracje, zagubienie w liberalizmie gospodarczym) kluczem są tu rekomendacje dla nowych "lewicowych" formacji politycznych. I przynajmniej na papierze, diagnoza "nowego autorytaryzmu" i lekarstwa nań, wydają się bardzo wiarygodne. Co ważne, mogą skorzystać z nich zarówno przedstawiciele lewej jak i prawej strony politycznego sporu.
Zgrabnie napisany raport badawczy z odpowiednią podstawą teoretyczną. Wyników głośnych badań przeprowadzonych przez zespół Macieja Gduli w „miastku” jest w nim rzeczywiście niewiele. Te, które się pojawiają w czytelny sposób potwierdzają jednak wnioski i rekomendacje wysnute przez autora publikacji (dotyczące przyczyn wygranej PiS). Wbrew zarzutom niektórych, książkę czyta...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-09
Król to moja pierwsza książka Twardochowa. Do lektury przyciągnęło mnie właśnie to głośne ostatnimi czasy nazwisko oraz tematyka. I jak głosi okładka, jest to z pewnością powieść dla dorosłych. Dzieje się w niej bardzo dużo zła i niewiele dobra. Warszawa, rok 1937. Polska osuwa się w autorytaryzm a dekadencki klimat jest gęsty, ciężki i wszechobecny jak poranny smog. Warszawa to miasto zepsute do cna, opanowane przez gangsterkę i faszystowskie bojówki - żydowskie i polskie.
Bohaterem powieści jest Szapiro, Jakub Szapiro, Żyd, który Żydem się nie czuje, bokser, mąż Emilii, ojciec dwójki dzieci i prawa ręka lokalnego "ojca chrzestnego" - Kuma Kaplicy.
Lektura wciąga, choć zdarzają się momenty, które nieco się dłużą. Autor stosuje także dosyć przewidywalny narracyjny zwrot akcji. Niemniej jednak, całość napisana jest z wielką wprawnością językową. Pojawiają się liczne odniesienia historyczne i z lektury można wynieść coś więcej niż tylko pustą rozrywkę (choć z drugiej strony, przedstawione w książce wydarzenia - trudno nazwać rozrywką, a w ogóle - dzieje się w niej nie tak wiele, jak na ok. 500 stron lektury).
Jest tu też trochę przemyśleń, płynących, zdaje się, wprost od samego autora. Filozoficzną stronę powieści uzupełnia także postać kaszalota "litaniego", który pełni w książce rolę mistycznej siły, choć ciężko właściwie powiedzieć, jakiego rodzaju. Początkowo fragmenty z nim mnie odstręczały, ale ostatecznie przyznaję, że Litanii odgrywa sporą rolę w budowaniu ciężkiego klimatu.
Książkę podobnie jak "Ślepnąc od świateł" (swoją drogą Król wydaje się mieć ze "Ślepnąc" wiele wspólnego, choć powieści dzieją się w różnych czasach) wysłuchałem w formie audiobooka, bo bardzo mnie ta forma do siebie przekonała, szczególnie, kiedy narracja w lekturze prowadzona jest w pierwszej osobie. A w audiobookowym królu odpowiada za nią Maciej Sztur, który jest w tej roli iście GENIALNY. A właściwie w rolach bo Pan Maciej interpretuje postacie głosem w sposób zjawiskowy, wciągając słuchacza w świat przedstawiony i żywoty bohaterów.
Król to moja pierwsza książka Twardochowa. Do lektury przyciągnęło mnie właśnie to głośne ostatnimi czasy nazwisko oraz tematyka. I jak głosi okładka, jest to z pewnością powieść dla dorosłych. Dzieje się w niej bardzo dużo zła i niewiele dobra. Warszawa, rok 1937. Polska osuwa się w autorytaryzm a dekadencki klimat jest gęsty, ciężki i wszechobecny jak poranny smog....
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-31
Przed lekturą wiele słyszałem o Pilipiuku i powołanym przez niego do życia literackim bohaterze - Jakubie Wędrowyczu. I wielkie było moje zdziwienie, kiedy na poświęcone mu "Kroniki" natknąłem się w... przyparafialnej, wiejskiej biblioteczce. Z racji tego dziwnego zbiegu okoliczności, postanowiłem skorzystać z okazji i zapoznać się z przygodami "słynnego wiejskiego egzorcysty".
I po lekturze mogę stwierdzić, że miejsce, w którym znalazłem tę pozycję, nie było wcale takie przypadkowe :). A to ze względu na specyficzne umiejscowienie akcji przygód Jakuba Wędrowycza, które wraz ze świadomością głównego bohatera, zawieszone jest gdzieś pomiędzy IIWŚ, PRLem i XXI wiekiem, między wiejską parafią i knajpą w Wojsławicach na Podkarpaciu. Wędrowycz trudni się ponadto egzorcyzmowaniem upadłych dusz, niezbyt pochlebnie wypowiada się o nowych ruchach religijnych, a ze stanem duchownym jest całkiem za pan brat.
Sam Pilipiuk uchodzi w pewnych kręgach za pisarza kultowego. Na obwolucie "Kronik", jego twórczość zrównuje się z "weselem w Atomicach" Mrożka. Dlatego też równie wielkie co początkowe zaskoczenie, było moje rozczarowanie, kiedy zapoznałem się z otwierającymi książkę opowiadaniami "Zabójca", "Rybki" i "Głowica". Wraz ze wstawkami o przygotowywaniu Hot Doga i horoskopach, reprezentują one najniższy poziom z możliwych. Prymitywne, z humorem kabaretowym najmarniejszej próby, pisane bez pomysłu i polotu, w dodatku nie najlepszym językiem. Liczyłem chociaż na to, że autor podzieli się w jakiś sposób swoją archeologiczną wiedzą (bo archeologiem jest ponoć z wykształcenia), ale przynajmniej w przypadku pierwszych opowiadań, na próżno.
W trakcie tych pierwszych parudziesięciu stron zacząłem już zastanawiać się nad tym jak niewiele trzeba, by zadowolić publikę i dlaczego ten Pilipiuk tyle książek sprzedał? Czy to zasługa "rubasznego humoru"? "Stary żul" Wędrowycz, który upaja się pędzonym przez siebie bimbrem i drażni z miejscowymi policjantami wystarczy, by napędzić sobie grono wiernych czytelników?
Na szczęście, w kolejnych, dłuższych już opowiadaniach, Pilipiuk sporo czytelnikowi rekompensuje, snując już niepozbawione humoru i ciekawych informacji przypowiastki. Świat przedstawiony zaczyna żyć wtedy pełnią życia i czuć jego specyficzny, zwariowany klimat.
Barw nabiera również sam Jakub Wędrowycz, którego ciężko jest jednak polubić. Najlepszy jest chyba w tych opowieściach, w których nie odgrywa roli pierwszoplanowej, a które zgłębiają zwariowaną (okazuje się) wyobraźnię Pilipiuka. Zwariowaną, czy to jeśli chodzi o absurdalny humor i bieg wydarzeń, który wylał się z jego głowy w opowiadaniu "Hotel po łupieżcą", czy w stawiających na postPRLowski klimacik opowiadaniach z dreszczykiem - "Hohsztapler" i kończącym cykl "Przeciw pierwszemu przykazaniu" (chyba mój ulubiony w całym zbiorze).
W pamięć zapada też "Świńska rebelia" (głównie ze względu na dosyć urocze opisy zbutnowanych świnek) i "Tajemnice wody". Do opowiadań "ze średniej półki" zaliczyłbym z kolei "Implant", "Rewizję", "Bajeczkę dla wnuczka" i "Z archiwum Y". Każde z nich ma na siebie jakiś pomysł, ale nie na tyle dobry, by same opowieści można było określić jako "szczególnie warte zainteresowania".
Ostatecznie wygląda to trochę tak, jakby krótsze opowiadania Pilipiuk dopisał tylko po to, by książka liczyła określoną liczbę stron - jakby kompletnie nie miał na nie pomysłu, a musiał wyrobić określoną ilość roboczogodzin (dlatego pisał co mu ślina na język i atrament na pióro przyniesie).
Przy czym najgorsze z opowiadań czają się niestety na samym początku lektury. Ale, może lepiej gorzej zacząć, by lepiej skończyć.
Przed lekturą wiele słyszałem o Pilipiuku i powołanym przez niego do życia literackim bohaterze - Jakubie Wędrowyczu. I wielkie było moje zdziwienie, kiedy na poświęcone mu "Kroniki" natknąłem się w... przyparafialnej, wiejskiej biblioteczce. Z racji tego dziwnego zbiegu okoliczności, postanowiłem skorzystać z okazji i zapoznać się z przygodami "słynnego wiejskiego...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-28
"Ślepnąc od świateł" technicznie rzecz biorąc nie przeczytałem, a zachęcony udanym serialem od HBO, wysłuchałem audiobooka w świetnej interpretacji reżysera, Krzysztofa Skoniecznego.
Mimo że historie przedstawione w serialu i książce są praktycznie identyczne i tak chętnie prześledziłem perypetie głównego bohatera, dilera kokainowego Jacka, po raz drugi. Głównie dzięki językowi, bo książkowe dialogi brzmią zdecydowanie lepiej pod postacią audiobooka niż aktorskiego serialu. A poza tym, książkę uzupełnia także pierwszoosobowa narracja głównego bohatera, której w serialu nie było, a która ma w sobie parę perełek i fajnych przemyśleń.
Wszelkie, obecne w książce popkulturowo-społeczne odniesienia, są bardzo autentyczne i budują poczucie realizmu. Nie ma w tej powieści fałszu (choć może sekwencje snów bohatera nieco przynudzają i bywają niezrozumiałe - jest ich jednak niewiele), a historia trzyma się na barkach wyrazistych bohaterów (Dario jako książkowy, wszechwiedzący Mefisto zapada w pamięć) i namacalnej atmosfery przestępczego mikroświata Warszawy (który jest rzeczywiście odstręczający, brudny i zepsuty).
Sam przekaz i historia w "Ślepnąc..." są stosunkowo proste. Narkotyki to zło, relacje międzyludzkie to wielka transakcja, w której jeden błąd może doprowadzić do kolejnych i zawalenia się całego świata codzienności. A poza tym, jak śpiewała Kora, to człowiek tworzy swoje własne metamorfozy i twarzo-maski, „wymyślając samego siebie”. No i chyba najprostsza dla "powieści gangsterskich" konstatacja - macki mafii, jeśli tylko pozwolisz się im raz objąć, dosięgną cię wszędzie i już nie wypuszczą :O
"Ślepnąc od świateł" technicznie rzecz biorąc nie przeczytałem, a zachęcony udanym serialem od HBO, wysłuchałem audiobooka w świetnej interpretacji reżysera, Krzysztofa Skoniecznego.
Mimo że historie przedstawione w serialu i książce są praktycznie identyczne i tak chętnie prześledziłem perypetie głównego bohatera, dilera kokainowego Jacka, po raz drugi. Głównie dzięki...
2015-12
2018-08-06
Książka robi pozytywne wrażenie przystępnym popularnonaukowym stylem i przejrzystą, przemyślaną strukturą wywodu na temat modyfikowanej genetycznie żywności. Mimo stosunkowo niedużej liczby stron (około 260), czytelnik ma okazję przynajmniej wstępnie zapoznać się z całym spektrum zagadnień związanych z biotechnologią GMO: genezą związanej z nią paniki, mechanizmami, które za nią odpowiadają, stanowiskiem aktywistów, podejściem do sprawy firm biotochnologicznych (w tym tytułowego Monsanto), obecnym stanem badań naukowych nad GMO, kluczowymi wydarzeniami i postaciami.
No i co najważniejsze, po lekturze sporo zostaje w głowie i zmienia się też podejście do faktów (bo ostatecznie książka wpisuje się w bardzo aktualną dyskusję na temat tego, w jaki sposób konstruujemy sobie rzeczywistość - wybierając między mitem a faktem).
Przemiana poglądów wobec GMO może wydawać się naiwna, po przeczytaniu jednej, krótkawej książki. Rotkiewicz pisze jednak w sposób tak przekonujący, posługując się licznymi danymi i przypisami, jednocześnie skutecznie odwołując się i obalając argumenty strony przeciwnej w dyskusji na temat GMO, że trudno byłoby nie dać się mu przekonać.
Książka robi pozytywne wrażenie przystępnym popularnonaukowym stylem i przejrzystą, przemyślaną strukturą wywodu na temat modyfikowanej genetycznie żywności. Mimo stosunkowo niedużej liczby stron (około 260), czytelnik ma okazję przynajmniej wstępnie zapoznać się z całym spektrum zagadnień związanych z biotechnologią GMO: genezą związanej z nią paniki, mechanizmami, które...
więcej mniej Pokaż mimo toŚwietna komedia i idealna pozycja na czas wakacyjnych podróży. Czyta się lekko a klimat PRL chłonie na całego. Historia trochę jak z "Dnia świra", bo Lesio ma z Adasiem Miauczyńskim co nieco wspólnego :)
Świetna komedia i idealna pozycja na czas wakacyjnych podróży. Czyta się lekko a klimat PRL chłonie na całego. Historia trochę jak z "Dnia świra", bo Lesio ma z Adasiem Miauczyńskim co nieco wspólnego :)
Pokaż mimo to2018-03-31
Początkowo męczyła i irytowała specyficznym językiem. Ale ostatecznie muszę przyznać, że lektura "Prześnionej rewolucji" była w rzeczy samej całkiem ciekawym ćwiczeniom myślowym. Nawet jesli nie zgadzam się z tezami lub argumentami autora (sporo faktów zdaje się potraktowane wybiórczo), jego podejście do nowożytnej historii Polski jest naprawdę świeże i konsekwentne. Psycholanaliza lacanowska służy profesorowi Lederowi jako narzędzie analizy polskiego społeczeństwa w czasach okupacji, PRLu, a w efekcie potencjalnie tłumaczy stan polskiej (nie)świadomości z dzisiaj.
Początkowo męczyła i irytowała specyficznym językiem. Ale ostatecznie muszę przyznać, że lektura "Prześnionej rewolucji" była w rzeczy samej całkiem ciekawym ćwiczeniom myślowym. Nawet jesli nie zgadzam się z tezami lub argumentami autora (sporo faktów zdaje się potraktowane wybiórczo), jego podejście do nowożytnej historii Polski jest naprawdę świeże i konsekwentne....
więcej mniej Pokaż mimo to2017
2017-01-01
Książka ciekawa, ale nieco się zdezaktualizowała.
Książka ciekawa, ale nieco się zdezaktualizowała.
Pokaż mimo to