-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Do bólu poruszająca historia. Nie potrafię ubrać w słowa, jakie uczucia we mnie poruszyła. Warto przeczytać i samemu wyrobić sobie zdanie o historii JEDNEGO ŻYCIA, ale przecież takich historii wiele.
Do bólu poruszająca historia. Nie potrafię ubrać w słowa, jakie uczucia we mnie poruszyła. Warto przeczytać i samemu wyrobić sobie zdanie o historii JEDNEGO ŻYCIA, ale przecież takich historii wiele.
Pokaż mimo to2017-10-01
Dobra literatura – co to takiego?
Dobra literatura to mieszanina niejednorodnych składników. Można ją porównać do mieszanki-mikstury, w której niezwykle istotny jest dobór i ilość składników. Właśnie one, ich jakość oraz proporcje decydują o tym, czy to dobra mikstura, czy może taka, która w ogólnym rozrachunku może okazać się ciężkostrawna lub wręcz niestrawna, choćby nawet miała ładny wygląd i dobry smak.
Czy ta saga to dobra literatura? Jak jest w niej z fabułą, bohaterami, kreacją świata – światem przedstawionym, językiem i wieloma innymi czynnikami (np. innowacyjnym pomysłem na fabułę, zamiast posiłkowania się wcześniej wydanymi publikacjami, reportażami...) składającymi się na tzw. dzieło literackie?
Pierwszy tom pokazał duże braki odnośnie tła akcji (wkradły się błędy merytoryczne) oraz bohaterów, od których jednak oczekuje się, by byli siłą napędową książki. Tymczasem u podstaw, na samym początku nastąpił tak nieprzemyślany wybór imion i nazwisk bohaterów i wkradły się błędy, że to spowodowało falstart. Książka niefortunnie weszła na rynek bez niezbędnej w przypadku tego typu książek korekty merytorycznej, czyli za wcześnie. W drugim tomie były usilne, niezręczne próby tłumaczenia się przez autorkę z tego, że głównej bohaterce nadała imię Jasmina, co tylko pogłębiło wyraźne rysy na całości sagi. Pewne kwestie uległy poprawie (a można było tak od początku, gdyby korekta była).
W mojej opinii pisarz nie powinien absolutnie posługiwać się tłem historycznym, którego dobrze nie zna. Pisarze piszący dobrą literaturę – na szczęście jest ich trochę - siedzieli w archiwach i studiowali historyczne dokumenty dotyczące miasta i wydarzeń, jakie później opisywali. Autorka zaś – jak sama przyznaje w tomie drugim, najpierw wydała pierwszy tom, a dopiero potem pojechała w miejsce, które wcześniej opisała. Moja opinia pod pierwszym tomem tej sagi to przestroga – również dla innych autorów - przed ignorancją historii i kultury kraju/miasta/państwa, o którym autorzy zamierzają pisać. Wielu pisarzy polskich, szukając „dobrych" tematów, umieszcza akcję swoich książek na terenie obcych państw, ale ich wiedza o tych państwach nie jest zbyt duża i potem taka pozycja sama plasuje się na niskim poziomie.
Nie chcąc zagłębiać się w szczegółową analizę trzeciego tomu (saga wydana, czyli po zawodach), uważam, że paradoksalnie trzeci tom, w którym jest najmniej „bałkańskości", co przy sadze „bałkańskiej" nie powinno mieć miejsca i to jest ewidentny minus tego tomu, jest ze wszystkich trzech części najlepszy, bo... jest najmniej bałkański. Czyli autorce lepiej wychodzi nie-bałkańskość. Warto to sobie uświadomić.
W ogólnym rozrachunku całości daleko do określenia jej dobrą literaturą. Z czytelnikami autor powinien postępować ostrożnie, traktować ich poważnie, by ich do siebie nie zrazić np. brakiem rozeznania w całokształcie wybranego tła, a to bałkańskie tło tutaj grało ważną melodię, ale nie zagrało jej bezbłędnie. Nie dziwi mnie jednak, że tak się stało. Zerkając na poprzednie książki autorki, widać, że skacze ona po różnych tematach i różnych miejscach, jakby miała przekonanie (to oczywiście tylko moje przypuszczenie, nie twierdzenie), że czegokolwiek się tknie, wyjdzie jej świetnie. Napisała przecież erotyk – niby dlaczego miałaby nie napisać, skoro taki Grey też napisał, więc czemu nie? – ludzie i tak przeczytają, zaprzyjaźnieni blogerzy (niektórzy piszący pod pseudonimami) i znajomi (także często posługujący się pseudonimami) wystawią dobre opinie i najwyższe noty, trochę reklamy i niech ludzie sobie czytają. Niestety z tą sagą nie wyszło świetnie, choć wiadomo, że pewna ww. grupa nieznająca Bałkanów wychwali. I tak się pewnie zadzieje, już się dzieje. Tylko proszę tego nie traktować jako przytyku, ale jako spostrzeżenie, subiektywny ogląd rzeczywistości. Bowiem dokładnie tak samo bywa przy innych książkach i to jest smutne, ale prawdziwe, że książki mają kręgi swoich klakierów. Pytanie tylko, co o tej sadze powiedzą nie-klakierzy? Autora powinny cieszyć przede wszystkim opinie nie-klakierów (w tym wypadku nie-klakierów znających realia regionu Bośni i Hercegowiny), bo tylko one odzwierciedlają prawdziwą wartości książki. Tak było, i tak będzie.
Dobrą literaturę tymczasem chwali zdecydowana większość i właśnie to jest miarą dobrego pisarstwa. Niestety żyjemy w świecie, w którym jak wszyscy wiemy, reklama i odpowiednie kręgi potrafią przeciętne lub bardzo słabe pozycje wynieść na „wyżyny".
Jeszcze jedna myśl. Czym jest swoboda w pisarstwie? Ktoś by powiedział, że to podstawa twórcza i nie można ograniczać swobody autora, bo autor może wszystko – może Żydowi dać na imię Muhamed oraz napisać, że na Syberii jest kompleks pałacowy Alhambra. Może tak zrobić? Według niektórych może. Tyle, że w dobrym pisarstwie, w dobrej literaturze swoboda też ma swoje granice. W dobrej literaturze nie ma miejsca na swobodę z omyłkami, uchybieniami, błędami merytorycznymi, jakie są w tej sadze w pierwszym tomie, a potem się niestety ciągną... przez kolejne tomy. Nie ma też w dobrej literaturze miejsca na butę, że czegokolwiek autor się tknie, to ludzie i tak to przełkną.
Na koniec dodam, że z zaciekawieniem przeczytałam wywiad z autorką na stronie: http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/2014/02/wazne-tez-by-byc-otwartym-na.html , którego udzieliła w 2014 roku po napisaniu swoich dwóch pierwszych książek (był to jak się zorientowałam tematyczny miks: Tajlandia, Polska, wątek gejowski, niepłodność).
Autorka powiedziała w nim:
„Ważne też, by być otwartym na konstruktywną krytykę, jeśli chodzi o swój pisarski warsztat i cały czas się doskonalić".
Takie stanowisko - jeśli tylko jest szczere - bardzo mi się podoba, zatem podsumowując, mam teraz uzasadnioną nadzieję, że moje konstruktywne opinie przy każdym tomie tej sagi przydadzą się autorce na przyszłość, bo mówiąc „ważne też, by być otwartym na konstruktywną krytykę, jeśli chodzi o swój pisarski warsztat i cały czas się doskonalić", autorka o nie prosi.
I właśnie w kontekście tej wypowiedzi autorka powinna próbować być ze sobą szczera, czego jej życzę, i nie powinna mylić uzasadnionych konstruktywnych opinii i recenzji z hejtowaniem.
Za wskazanie tego, co czarno na białym powinna być wdzięczna, a nie odwracać kota ogonem. Niestety teraz niektórzy autorzy oczekują tylko oklasków, mimo że ich teksty są słabe, i mimo pięknych deklaracji, że liczą się z opiniami czytelników i o nie proszą, nie potrafią przyjąć konstruktywnych uzasadnionych recenzji. Niestety w sieci pełno teraz autorów-p i e n i a c z y i pieniactwo się szerzy. Jednak nie można się na nie zgadzać. Pieniactwo jest karalne. Autor, jeśli decyduje się opublikować książkę, powinien liczyć się z różnymi opiniami, gdyż sam wystawia swój tekst na widok publiczny.
Tylko otwartość na konstruktywną krytykę i umiejętność jej przyjęcia może pozwolić autorowi, któremu zależy na czytelnikach nie-klakierach, rzetelnie udoskonalić warsztat pisarski, nie pisać na czas i akord (lepiej wolniej, a bez błędów) i w nagrodę odnaleźć niepowtarzalny rys swojej twórczości.
Dobra literatura – co to takiego?
Dobra literatura to mieszanina niejednorodnych składników. Można ją porównać do mieszanki-mikstury, w której niezwykle istotny jest dobór i ilość składników. Właśnie one, ich jakość oraz proporcje decydują o tym, czy to dobra mikstura, czy może taka, która w ogólnym rozrachunku może okazać się ciężkostrawna lub wręcz niestrawna, choćby...
2017-08-27
Wybitny autor i wybitna publikacja. Dokładnie taka kolejność.
Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się tak doskonałego dzieła. „Kore. O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny” zawiera ogromną dawkę wiedzy z dziedziny medycyny, historii, sztuki, literatury, muzyki, życiowych doświadczeń… oraz szereg przepięknych kolorowych ilustracji. Dopełniające wysoki poziom książki ilustracje otwiera obraz Rafaela Santi „La Fornarina” z 1520 r. Autor patrzy na to dzieło jako lekarz i potwierdza diagnozę, jaką postawiono w roku 2002 – rak piersi lewej z prawdopodobnym przerzutem do węzłów pachowych. Podejście autora do poruszonego w książce jakiegokolwiek tematu jest wielostronne i pełne pokory, na jaką stać chyba tylko osobę o wielkim intelekcie i przekonaniu, że świat i życie zaskakuje, i jeszcze raz zaskakuje. Wyczuwa się pochylenie głowy autora wobec spraw duchowych, wokół których toczy się cała rozprawa „Kore…”. Książka intryguje na każdej stronie – nieżyjący już profesor medycyny Andrzej Szczeklik okrasza tekst wieloma ciekawostkami, jak ta, że w roku 2003 podjęto próby analizy składu napoju miłosnego, który nieświadomie wypili Tristan i Izolda. Cały czas mam olbrzymią ochotę zacytować tutaj choćby fragment tej publikacji, ale nie jestem w stanie go wybrać, a jak już wybieram, to nie potrafię zdecydować, gdzie przerwać. Okazuje się, że chciałabym przepisać całość, gdyż tak książka jest dla mnie arcyciekawa, arcywzbogacająca – po prostu genialna! Wobec powyższego zachęcam do lektury KAŻDEGO!
Wybitny autor i wybitna publikacja. Dokładnie taka kolejność.
Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się tak doskonałego dzieła. „Kore. O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny” zawiera ogromną dawkę wiedzy z dziedziny medycyny, historii, sztuki, literatury, muzyki, życiowych doświadczeń… oraz szereg przepięknych kolorowych ilustracji. Dopełniające wysoki...
Mówiąc między nami o "Między nami", muszę swoją opinię podzielić na bardziej ogólną - odzwierciedloną liczbą gwiazdek, oraz bardziej subiektywną, czyli opisową.
Przechodzę do tej drugiej. Pani Małgorzata Tusk, przy pomocy Beaty Nowickiej, która opracowała tekst wydany przez renomowane wydawnictwo Znak, dołączyła do grona kobiet piszących - autorek, które są rozpoznawalne dzięki swoim znanym mężom. Gdyby nie postać Donalda Tuska, który jest tu siłą rzeczy obecny i dzięki temu mogłam poznać go "od kuchni", a po lekturze zaczęłam go bardziej lubić i bardziej doceniać jako człowieka i polityka, to po kilku stronach odłożyłabym tę książkę. Ale właśnie ze względu na Donalda Tuska tego nie zrobiłam. Zdjęcia udostępnione w książce stanowią dopełnienie obrazu tego ciekawego człowieka, który bez wątpienia - czy go ktoś lubi, czy nie, czy się z nim zgadza, czy nie, ma silną osobowość i silny kręgosłup. Ostatnio - tu podziw! - naprawdę doskonale radzi sobie z językiem angielskim. W odpowiednim momencie i odpowiedniej sytuacji, używając odpowiednich idiomów "trafia" swoim słowem do myślenia zachodniego świata. Tam, poza Polską, zdecydowanie rośnie liczba jego fanów. Ale wracam do tekstu. Dla mnie, która mieszkałam wiele lat poza Polską, książka ta, co uważam za plus, przybliżyła mi tamte czasy przed reformami, kiedy mnie tutaj nie było. Te partie tekstu były dla mnie bardzo ciekawe. Największy jednak subiektywny plus daję za przepis na polędwiczki wieprzowe w jabłkach z miętą na str. 274.
Liczba gwiazdek ode mnie niewielka, od innych czytelników jak widzę też nie za wiele. Jednak wydaje mi się, że Pani Małgorzata Tusk jest obyta ze światem i publicznością i skoro zdecydowała się wydać książkę, to potrafi przyjąć także niższe oceny jej książki, do których każdy czytelnik ma prawo, a nie jak to praktykują niektórzy autorzy, z pomocą grona żonglującego kłamstewkami, bezpodstawnie żądać ich usuwania - bo nie potrafią przyjąć uzasadnionej krytyki albo opinii, która im się nie podoba, bo ich nie wychwala. Tu autorka po prostu robi swoje, pokazuje swój świat, jak pisze: "buduje swój świat" i za to ją cenię. Potrafi funkcjonować w przestrzeni publicznej, czego życzę każdemu autorowi. A Donalda Tuska dzięki książce "Między nami" cenię jeszcze bardziej! Czytajcie i oceniajcie, macie do tego prawo. Nie żałuję, że przeczytałam, wręcz przeciwnie!
Mówiąc między nami o "Między nami", muszę swoją opinię podzielić na bardziej ogólną - odzwierciedloną liczbą gwiazdek, oraz bardziej subiektywną, czyli opisową.
więcej Pokaż mimo toPrzechodzę do tej drugiej. Pani Małgorzata Tusk, przy pomocy Beaty Nowickiej, która opracowała tekst wydany przez renomowane wydawnictwo Znak, dołączyła do grona kobiet piszących - autorek, które są rozpoznawalne...