-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2021-06-15
2021-01-30
2021-05-09
2021-06-22
2021-04-10
Zaczęłam czytać i pojawiła się myśl:
Ja wiem, że to miało, musiało być napisane. To książka o nałogu, napisana przez uzależnioną; napisana dla siebie, a przy okazji też dla niektórych innych. Jasne. Tylko ja nie jestem w tych 'niektórych innych' i tu się zaczyna problem. Patrzę przez strony "Najgorszego człowieka" na czyjeś smutne życie i rozumiem (bo tam byłam) ale też jestem za daleko, by wespół czuć (bo już mnie tam nie ma).
Może przez to, jak to jest napisane. Bo wszyscy to i wszyscy tamto, a skoro ja nie, to siłą rzeczy jestem poza nawiasem. I tak to sobie cudze życie oglądam przez plastikową szybkę i nawet palcem nie mogę dotknąć, żeby coś poczuć. Poza zniechęceniem. Że jest jakaś bariera między mną a Nimi (tymi wszystkimi, o których pisze autorka) i że to nie ja tam ją postawiłam.
Ale potem dzieje się Rzecz. Krystyna, główna bohaterka, idzie na terapię. Tę inną, dla bardziej zaawansowanych chyba, na której uczy się nowych rzeczy. Jak na przykład tego, że gdy mówimy ogólnikami, "wszyscy to" i "wszyscy tamto" to tak naprawdę mówimy wyłącznie o sobie. I książka się zmienia. Już nie ma "my", a "ja", a ja tę książkę wtedy przytulam. Bo między wersami znajduję siebie z dawna i siebie z teraz i moich przyjaciół, i sceny, które ktoś kiedyś przede mną odgrywał, albo które ja odgrywałam. I to wszystko jest tak dziwnie prawdziwe, jakby się zdarzyło dosłownie za rogiem.
I język, jakim to jest napisane. Bo opis życia, tej cudowej siły, która pcha i rozpycha, która zawsze znajdzie ujście i przeciśnie się przez najmniejsze pęknięcie, był jedną z najlepszych rzeczy, jakie ostatnio przeczytałam.
I ten fragment o jabłoni.
I te ostatnie rozdziały, przez które chciałabym z Małgorzatą Halber iść po Warszawie. Nocą, latem. Kiedy jest ciepło i kiedy miasto kocha wszystkich swoich ludzi.
Czuję, że powinnam to jakoś ładnie zakończyć, podsumować, ale nie wiem jak.
Życzę jej dobrze.
Zaczęłam czytać i pojawiła się myśl:
Ja wiem, że to miało, musiało być napisane. To książka o nałogu, napisana przez uzależnioną; napisana dla siebie, a przy okazji też dla niektórych innych. Jasne. Tylko ja nie jestem w tych 'niektórych innych' i tu się zaczyna problem. Patrzę przez strony "Najgorszego człowieka" na czyjeś smutne życie i rozumiem (bo tam byłam) ale też...
2021-07-14
2021-12-19
2021-12-05
2021-11-28
Oczekiwałam o wiele więcej. Trzy kardynalne grzechy:
1. Łopatologiczne wałkowanie tego samego non-stop
Autorko, nawet ludziom nieobeznanym z feminizmem nie trzeba wykładać słowo w słowo niektórych rzeczy. Daj czytelnikowi połączyć kropki. Niektóre historie przez to są zdecydowanie za długie, bo zamiast je opowiedzieć, dostajemy wytłumaczenia tego samego po kilka razy. Przykład: opowieść Japonki gwałconej przez ojca. Zamiast mieć spójną oś czasu to skaczemy od wspomnień po wytłumaczenie czemu nie powinno się podtykać penisa swojej 13-letniej córce, po dzień dzisiejszy, po kodeks karny, z powrotem do wspomnień trzynastolatki okraszonych tłumaczeniem czytelnikowi że pedofila jest zła. No naprawdę. Że chaotycznie napisane, to może i mogłabym wybaczyć, ale że przy okazji wbija mi się to do głowy szpadlem - to już nie mogę.
2. Przedstawienie globalnych problemów patriarchalnego społeczeństwa jako "japońskie".
Książka jest napisana w taki sposób że wybrzmiewa jak opis wyłącznie japońskich problemów. Japonia jest taka, w Japonii dzieje się tak, Japończycy to, Japonki tamto, tu jest specjalne japońskie słowo na określenie tego. A opisywane problemy są spotykane na całym świecie. Może gdzieniegdzie ich skala jest inna, ale zabrakło podejścia, które by tę skalę ukazywało. Przez to można nabrać mylnego przekonania, że gwałty, przemoc ekonomiczna, seksualizacja dzieci i nastolatek to problem wyłącznie Japonii. Na pewno nie było to zamierzone przez autorkę, ale wyszło jak wyszło. Poprzez formę tekstu, można zamknąć wszystkie problemy w pudełku z etykietą Japonia i powiedzieć kobiecie w Polsce "widzisz? Nie to co u nas :)". Jednocześnie nie dotrwałam do żadnego fragmentu, który ukazywałby typowo japoński problem, niespotykany w Europie ani w innym kręgu kulturowym. Może tylko fragment o liceum zahaczał nieco o to, ale został wykorzystany tylko do pokazania jak to kobiety mają źle, zamiast oddać obraz licealnych analfabetów bez nadziei na przyszłość jako oddzielnej grupy, bez moralizowania na siłę.
3. Napisane (i przeczytane tak, że usypia)
Książka, jak wspomniałam wyżej, napisana chaotycznie. Wewnątrz jednego wątku autorka miesza i przeplata wypowiedzi i historie kilku osób przez co (szczególnie w audiobooku) dość szybko przestaje mnie obchodzić kto tak naprawdę mówi co. A wewnątrz historii jednej osoby też nie ma zachowanej żadnej ciągłości czasowej. Ciężko się na tym skupić, a jak już się człowiek skupi to ma wrażenie, że nie warto.
A lektorka ma tak grobowy głos, że przy niej podcasty o zbrodniach brzmią równie radośnie jak "Hakuna Matata".
Oczekiwałam po książce spojrzenia na Japonię oczami kobiet - z różnych warstw społecznych, mających różne doświadczenia, mówiących o różnych aspektach ich życia. Byłoby to o wiele bardziej strawne, edukujące i otwierające nam oczy na wiele rzeczy.
A dostałam tylko zawód, tym większy, że wiem, że autorka jest inteligentną kobietą. Szkoda, że nie myśli tego samego o nas.
Oczekiwałam o wiele więcej. Trzy kardynalne grzechy:
1. Łopatologiczne wałkowanie tego samego non-stop
Autorko, nawet ludziom nieobeznanym z feminizmem nie trzeba wykładać słowo w słowo niektórych rzeczy. Daj czytelnikowi połączyć kropki. Niektóre historie przez to są zdecydowanie za długie, bo zamiast je opowiedzieć, dostajemy wytłumaczenia tego samego po kilka razy....
2021-11-15
2021-11-01
Gorycz autora wylewa się z każdego rozdziału - gorycz moim zdaniem całkowicie uzasadniona, bowiem nie ma nic gorszego niż połączenie koszmarnej straty czasu i zaorania ideałów.
Przewodnik po seminarium - tak napisany, że w zasadzie samo się czyta. Zawiera też kilka bardzo trafnych spostrzeżeń à propos ludzkiej psychiki, wiary i życia.
Warto przeczytać, żeby się dowiedzieć "skąd się biorą księża".
Warto przeczytać, żeby jeszcze bardziej docenić tych nielicznych prawdziwych duszpasterzy, którzy seminarium przeżyli i nie dali się mu zniszczyć.
Warto przeczytać, gdy nasze serce mówi jedno, a ksiądz z ambony drugie, żeby zobaczyć, że cichy głosik wewnątrz się nie myli.
Gorycz autora wylewa się z każdego rozdziału - gorycz moim zdaniem całkowicie uzasadniona, bowiem nie ma nic gorszego niż połączenie koszmarnej straty czasu i zaorania ideałów.
Przewodnik po seminarium - tak napisany, że w zasadzie samo się czyta. Zawiera też kilka bardzo trafnych spostrzeżeń à propos ludzkiej psychiki, wiary i życia.
Warto przeczytać, żeby się...
2021-10-17
2021-10-10
2021-10-06
2021-10-04
2021-03-22
Książka napisana przez kobietę, której mąż popełnił samobójstwo. Książka, która nie owija w bawełnę, nie certoli się z ładnymi słowami.
Pierwsza książka od dawna, której nie żałowałam zakreślacza. Bo to taka literatura, którą czyta się niemal jak podręcznik do żałoby. Obserwując zmagania Moire'y z tak nieoczekiwaną śmiercią, z tym, że z dnia na dzień została samotną matką, z tym, jak z uporem i mimo trudności przeszła przez tę ciemną dolinę - już wiedziałam, że kiedyś znów po tę książkę sięgnę. Każdy z nas kogoś utraci i nawet jeśli ta śmierć będzie przewidziana, oczekiwana, nieunikniona, to, co znalazłam w "A Quarter Glass of Milk" na pewno się przyda.
Z racji tego, że autorka jest górską biegaczką, ta książka jest też o górach, biegach na orientację i tych momentach w życiu, kiedy jesteśmy zredukowani tylko to przetrwania - niezależnie od tego, czy to żałoba po śmierci bliskiej osoby, czy morderczy 22-godzinny bieg.
Książka napisana przez kobietę, której mąż popełnił samobójstwo. Książka, która nie owija w bawełnę, nie certoli się z ładnymi słowami.
Pierwsza książka od dawna, której nie żałowałam zakreślacza. Bo to taka literatura, którą czyta się niemal jak podręcznik do żałoby. Obserwując zmagania Moire'y z tak nieoczekiwaną śmiercią, z tym, że z dnia na dzień została samotną...
2021-05-27
2021-04-13
2021-05-13
2021-08-10
Przeczytałam, bo chciałam coś robić jedząc śniadanie.
Czy mnie ta książka ucieszyła, albo zachwyciła w jakiś sposób?
Nie.
Czy mnie ta książka rozgniewała?
Nie.
Czy się przy tej książce roześmiałam?
Nie, chociaż uśmiechnęłam się może raz czy dwa.
Za trzy miesiące zapomnę, że takie coś w ogóle miałam w swoich rękach.
Przeczytałam, bo chciałam coś robić jedząc śniadanie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzy mnie ta książka ucieszyła, albo zachwyciła w jakiś sposób?
Nie.
Czy mnie ta książka rozgniewała?
Nie.
Czy się przy tej książce roześmiałam?
Nie, chociaż uśmiechnęłam się może raz czy dwa.
Za trzy miesiące zapomnę, że takie coś w ogóle miałam w swoich rękach.