-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2016-01-22
2016-03-16
2016-12-12
2016-06-17
2016-08-28
2016-12-25
2016-12-31
2016-12-10
W „Mieście Archipelag” obiektem zainteresowania Springera stają się byłe miasta wojewódzkie, które utraciły ten status w wyniku reform administracyjnych i do dzisiaj borykają się ze skutkami tych odgórnie podjętych decyzji. Pojawia się więc pytanie: dlaczego warto interesować się mniejszymi miastami? A Springer, jak to Springer, ma na nie dobrą odpowiedź (...): „Bo to jest prawdziwa Polska.”
Ten kto po „Mieście Archipelag” spodziewa się linearnej narracji, odrębnych rozdziałów poświęconych każdemu miastu z osobna i spójnej analizy faktów historycznych i społeczno-politycznych raczej będzie rozczarowany. Reporter tylko z rzadka zatrzymuje się na dłużej na jednym mieście, czy dzielnicy. Zazwyczaj bardzo szybko przechodzi do innych przykładów, które niekiedy służą jako porównanie dla sytuacji w mieście A, innym razem natomiast mają na celu ukazanie różnorodności, odmienności polskiego pejzażu miejskiego. Ten zbiór jest raczej mozaiką złożoną z odłamków, na które reporter natknął się w trakcie swoich podróży. Na ułożony przez niego obraz składają się jednak nie tylko miejsca, ale i ludzie – postaci mniej i bardziej ekscentryczne, ale w większości na długo zapadające w pamięć, stanowiące pewnego rodzaju łącznik między przeszłością i teraźniejszością miasta, niektóre z nich próbują też na szczęście wybiegać w jego przyszłość.
Więcej na: http://cocteauandco.pl/miasto-archipelag-filip-springer/
Zapraszam!
W „Mieście Archipelag” obiektem zainteresowania Springera stają się byłe miasta wojewódzkie, które utraciły ten status w wyniku reform administracyjnych i do dzisiaj borykają się ze skutkami tych odgórnie podjętych decyzji. Pojawia się więc pytanie: dlaczego warto interesować się mniejszymi miastami? A Springer, jak to Springer, ma na nie dobrą odpowiedź (...): „Bo to jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-14
2016-04-23
Opatrzyć tę książkę etykietką „dobra” lub „zła”, ocenić od jednego do dziesięciu to tak jak wystawić notę czyjejś wielkiej tragedii, bo chodzi o publikację wyjątkową, a jednocześnie mającą nikłe szanse na skuteczną promocję w realiach polskiego rynku wydawniczego. „Nie zmusicie mnie do nienawiści” Antoine’a Leirisa to świadectwo niezwykle ważne, które nie powinno przejść bez echa również w Polsce, a może zwłaszcza w Polsce, gdzie spora część społeczeństwa ma tendencję do nader łatwego ferowania wyroków.
Ta książka to także jeden z najpiękniejszych i najbardziej rozdzierających trenów jakie kiedykolwiek czytałam. Jego moc i piękno tkwią w tym, że autor, poza tytułowym listem, właściwie nie mówi o terrorystach. Te sto trzydzieści stron stanowi próbę zrozumienia sytuacji i pożegnania się z najbliższą osobą. Brak tu wyrzutów, nie pada ani jedno słowo o poczuciu niesprawiedliwości, zero zbędnych pytań w rodzaju „Dlaczego przytrafiło się to właśnie mnie?”. Wręcz przeciwnie, Leiris podkreśla, że nie ma większego znaczenia w jaki sposób zginęła jego żona, że była to kula od religijnego fanatyka a nie przydrożne drzewo, bo tym, z czym musi się mierzyć każdego dnia na nowo jest jej nieobecność, a ta jest tak samo okrutna bez względu na przyczynę. (...)
Potrzeba było niemało odwagi i siły, by opublikować tę książkę, trzeba ich również sporo, by ją przeczytać, ale bez względu na to jak bardzo jest przytłaczająca, jak boleśnie intymna, warto posłuchać i, co ważniejsze, usłyszeć, co ma do powiedzenia człowiek, którego fanatyzm Państwa Islamskiego dotknął w najczulszy punkt. Następnie pozostaje wyciągnąć wnioski z tej szczególnej lekcji miłości i człowieczeństwa.
Więcej na: http://cocteauandco.pl/nie-zmusicie-mnie-do-nienawisci-leiris/
Zapraszam!
Opatrzyć tę książkę etykietką „dobra” lub „zła”, ocenić od jednego do dziesięciu to tak jak wystawić notę czyjejś wielkiej tragedii, bo chodzi o publikację wyjątkową, a jednocześnie mającą nikłe szanse na skuteczną promocję w realiach polskiego rynku wydawniczego. „Nie zmusicie mnie do nienawiści” Antoine’a Leirisa to świadectwo niezwykle ważne, które nie powinno przejść...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-27
Nie ulega wątpliwości, że przed przyznaniem tegorocznej Literackiej Nagrody „Nike” Bronce Nowickiej za jej debiutancki zbiór prozy poetyckiej zatytułowany „Nakarmić kamień” mało kto słyszał o twórczości literackiej czy poza-literackiej tej skądinąd interesującej i bardzo wszechstronnej artystki. Zaraz po ogłoszeniu werdyktu internet zalała fala krytyki, a w najlepszym wypadku zdziwienia wobec wyboru dokonanego przez kapitułę najbardziej prestiżowej z polskich nagród literackich. I o ile jestem w stanie zrozumieć rozczarowanie osób, które liczyły na „Nike” dla jednego z dwóch nominowanych reportaży, bo podejrzewam, że ta część czytelników po prostu bardziej ceni rzeczywistość i konkret od poetyckiej niedookreśloności, o tyle stanowczo nie zgadzam się z najzwyklejszym krytykanctwem, gdyż krytyką tego nazwać nie można, względem książki, której większość z krytykujących nawet nie miało okazji wziąć do ręki.(...)
„Nakarmić kamień” to książka mocno hermetyczna i wymagająca, ale bogata w sensy. Trzeba jednak od początku podchodzić do niej jak do poezji (prozie poetyckiej zdecydowanie bowiem bliżej do poezji niż do prozy, co jest rzeczą oczywistą, a zdaje się być powszechnie ignorowane). Tego typu tekstom nie można stawiać wymagań jakie stawiamy prozie, ponieważ bezwzględnie wiedzie to do ich ośmieszenia – metafora potraktowana dosłownie jest skazana na klęskę. Z tego punktu widzenia „Nakarmić kamień” zdecydowanie nie jest szybką lekturą do tramwaju, a zbiorem, który wymaga skupienia, samotności i namysłu. Nie wszystkie metafory Nowickiej są świeże i trafne, nie każda z miniatur wywołuje dreszcze, ale są to teksty zdecydowanie warte zachodu, ponieważ autorka posiadła rzadką umiejętność nie tyle opisywania czy malowania, co właśnie patrzenia słowem.
Więcej na: http://cocteauandco.pl/nakarmic-kamien-bronka-nowicka/
Zapraszam!
Nie ulega wątpliwości, że przed przyznaniem tegorocznej Literackiej Nagrody „Nike” Bronce Nowickiej za jej debiutancki zbiór prozy poetyckiej zatytułowany „Nakarmić kamień” mało kto słyszał o twórczości literackiej czy poza-literackiej tej skądinąd interesującej i bardzo wszechstronnej artystki. Zaraz po ogłoszeniu werdyktu internet zalała fala krytyki, a w najlepszym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-05
Jak się okazuje, dziewiętnastowieczny Kraków, z jego splinem i duszną mieszczańską atmosferą, bywał nie tylko świadkiem mniejszych i większych skandali obyczajowych oraz ekscentrycznych wybryków lokalnej bohemy, ale także miejscem okrutnych zbrodni, zdecydowanie nie mieszczących się w głowie porządnych obywateli wówczas jeszcze Monarchii Austro-Węgierskiej. „Rozdarta zasłona”, nowa powieść Maryli Szymiczkowej, a właściwie duetu Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński kryjącego się pod tym pseudonimem, odsłania przed czytelnikiem mniej znaną, ciemną stronę miasta, serwując mu przy tym kilka wybornych obrazków mieszczańskiej i kobiecej mentalności. A wszystko to w wyśmienitym sosie historycznych i artystycznych odniesień.
Właściwie niełatwo w jasny sposób określić w czym tkwi fenomen tej prozy, nie aspirującej przecież do wielkiej literatury, a budzącej, przynajmniej we mnie, szczery entuzjazm. Gdybym jednak miała zidentyfikować kilka głównych elementów byłby to na pewno język – barwny i krągły w opisach, cięty i błyskotliwy w dialogach – godny XIX-wiecznych mistrzów literatury. Autorzy odkurzają co bardziej oryginalne słowa z ówczesnej polszczyzny, nie przesadzając przy tym ze stylizacją językową, co zdecydowanie przyczynia się do wiarygodności opowieści, a jednocześnie czyni ją nadal zrozumiałą dla współczesnego czytelnika. Drugim takim elementem jest połączenie fikcji i rzeczywistości – profesorstwo Szczupaczyńscy uczestniczący w pogrzebie Matejki, czy też dyskutujący z Tadeuszkiem Żeleńskim, studentem pana profesora, o jego przyszłości to naprawdę piękne obrazki. (...) Podobnie przyjemnie jest trafić w fikcyjnym dialogu na odniesienia do wydarzeń i skandali obyczajowych, o których huczał dziewiętnastowieczny Kraków, jak choćby wyrażona z sarkazmem i pewnym niesmakiem opinia profesorowej Szczupaczyńskiej o ślubie Tetmajera z chłopką. Słowem, jeśli nie dla kryminalnej intrygi, to dla właśnie takich smaczków warto przeczytać „Rozdartą zasłonę” i nadrobić „Tajemnicę domu Helclów”, jeśli jeszcze jej nie znacie.
Więcej na: http://cocteauandco.pl/rozdarta-zaslona-maryla-szymiczkowa/
Zapraszam!
Jak się okazuje, dziewiętnastowieczny Kraków, z jego splinem i duszną mieszczańską atmosferą, bywał nie tylko świadkiem mniejszych i większych skandali obyczajowych oraz ekscentrycznych wybryków lokalnej bohemy, ale także miejscem okrutnych zbrodni, zdecydowanie nie mieszczących się w głowie porządnych obywateli wówczas jeszcze Monarchii Austro-Węgierskiej. „Rozdarta...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-30
2016-10-25
2016-10-17
2016-10-03
Niektórzy żyją jakby już umarli, inni z kolei żyją niejako w oczekiwaniu na śmierć, przeczuwają ją, nasłuchują jej nadejścia. Jeszcze inni robią wszystko, aby się jej wymknąć, nawet jeśli wiadomo, że to próba całkowicie daremna. Wszyscy oni, czy tego chcą czy nie, zostawiają ślady. Ślady łączą się, przecinają, schodzą i rozchodzą, jedne są bardziej wyraźne, drugie ledwo rozpoznawalne, ale są. I to właśnie o tych dowodach na nasze istnienie, ale i na nasze przemijanie, pisze Jakub Małecki w swojej najnowszej książce zatytułowanej „Ślady” właśnie.
Po świetnym, wywołującym dreszcze niepokoju, „Dygocie” Małecki zanurza się jeszcze głębiej w ciemny las zagmatwanej ludzkiej egzystencji. „Ślady” to książka dosyć osobliwa pod względem formy ni to zbiór oddzielnych historii, ni linearna opowieść. (...) Każda kolejna historia jest śladem prowadzącym czytelnika ku innej historii, nigdy jednak do sedna, bo Małecki pokazuje, że w życiu nie ma sedna. Sensem życia jest więc samo życie, przeżywanie, multiplikowanie śladów, nie mających ostatecznie większego znaczenia dla funkcjonowania wszechświata.
To, za co najbardziej cenię „Ślady” to właśnie szczerość i brutalność obnażania prawdy o życiu, co wbrew pozorom wcale nie kłóci się z poetycką formą!
Więcej na: http://cocteauandco.pl/slady-jakub-malecki/
Zapraszam!
Niektórzy żyją jakby już umarli, inni z kolei żyją niejako w oczekiwaniu na śmierć, przeczuwają ją, nasłuchują jej nadejścia. Jeszcze inni robią wszystko, aby się jej wymknąć, nawet jeśli wiadomo, że to próba całkowicie daremna. Wszyscy oni, czy tego chcą czy nie, zostawiają ślady. Ślady łączą się, przecinają, schodzą i rozchodzą, jedne są bardziej wyraźne, drugie ledwo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-11
Na pierwszy rzut oka „Król” Szczepana Twardocha to opowieść o szajce warszawskich bandytów terroryzującej żydowską część stolicy na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej. Kto jednak zatrzyma się na tej historii ten przeczytał na pewno wciągającą powieść kryminalną, ale niewiele z „Króla” zrozumiał, ponieważ w „Królu” tzw. tło historyczne jest, czymś znacznie więcej niż dekoracją. To ono tworzy i warunkuje bohaterów – jak zawsze u Twardocha – nierozerwalnie zrośniętych z ziemią, z której, czy tego chcą czy nie, są ulepieni. Nowa powieść autora „Dracha” jest więc jego kolejną podróżą w poszukiwaniu tożsamości i odpowiedzi na pytanie o to kim lub czym jest człowiek w perspektywie wielkiej historii. (...)
W warstwie fabularnej powieść jest bardzo prosta, wręcz banalna – gangsterskie życie i porachunki, bieda żydowskich dzielnic, alkohol, kobiety i dużo przemocy. Słowem, historia opisywana już nieraz i osadzana w dekoracjach niemal wszystkich większych miast Ameryki i Europy, a jednak… U Twardocha nabiera ona nowego znaczenia właśnie dzięki kontekstowi historycznemu. Kaplica i Szapiro działają w międzywojennej Warszawie, która ma niewiele wspólnego z wyidealizowanym wizerunkiem miasta znanym z nostalgicznych publikacji i wypomadowanych do granic filmów. Żydowska Warszawa u Twardocha jest zupełnie inna od Warszawy polskiej, mimo że są ze sobą nierozerwalnie związane, stanowią część tego samego organizmu. (...)
Opierając się na materiale historycznym, kilku rzeczywistych postaciach z miejskich legend oraz wywołującym dreszcz odrazy liście opublikowanym w ówczesnej prasie, Twardoch stworzył powieść pełną życia i wiarygodną, zwłaszcza w warstwie polityczno-ideologicznej.
Więcej na: http://cocteauandco.pl/krol-szczepan-twardoch/
Zapraszam!
Na pierwszy rzut oka „Król” Szczepana Twardocha to opowieść o szajce warszawskich bandytów terroryzującej żydowską część stolicy na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej. Kto jednak zatrzyma się na tej historii ten przeczytał na pewno wciągającą powieść kryminalną, ale niewiele z „Króla” zrozumiał, ponieważ w „Królu” tzw. tło historyczne jest, czymś znacznie więcej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-08
2016-09-30
2016-09-24
Fenomen Stasiuka jest właściwie trudny do opisania, bo przecież niemal wszystkie jego książki są o tym samym, a jednak za każdym razem czyta się je dobrze, na jednym oddechu i tak jakby opowiadano nam tę historię po raz pierwszy. Fakt, zmienia się nieco krajobraz, choć często największą różnicą jest nazwa miejscowości, bo reszta, bez względu na to, czy chodzi o Ukrainę, Rosję, Rumunię czy Kazachstan, wcześniej czy później zlewa się w jeden dość nieforemny kształt, w którym to historia i geografia biorą górę nad człowiekiem, obracają nim w rękach dowolnie jak szmacianą lalką. W „Osiołkiem” Stasiuk nie podróżuje, żeby zwiedzić świat, bo wie, że ten nie ma nic szczególnego do zaoferowania. Celem podróży jest brak celu, motywacją – chęć lepszego poznania własnych myśli i emocji, dowiedzenia się jakie myśli przychodzą, gdy nic się nie dzieje. Setki, nawet tysiące kilometrów, aby swobodnie pomyśleć, poobcować nie tyle z inną kulturą, co z samym sobą, ze swoimi wyobrażeniami o świecie...
Więcej na: http://cocteauandco.pl/osiolkiem-andrzej-stasiuk/
Zapraszam!
Fenomen Stasiuka jest właściwie trudny do opisania, bo przecież niemal wszystkie jego książki są o tym samym, a jednak za każdym razem czyta się je dobrze, na jednym oddechu i tak jakby opowiadano nam tę historię po raz pierwszy. Fakt, zmienia się nieco krajobraz, choć często największą różnicą jest nazwa miejscowości, bo reszta, bez względu na to, czy chodzi o Ukrainę,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to