-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński23
Biblioteczka
2019-12-01
2019-11-15
Początek nie zapowiadał się obiecująco, ale im bliżej ostatniej strony, tym robi się ciekawiej. Zakończenie na wielki plus.
Początek nie zapowiadał się obiecująco, ale im bliżej ostatniej strony, tym robi się ciekawiej. Zakończenie na wielki plus.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-29
Nie tak dobra jak pierwsza część jednak wciąż wciągająca.
Nie tak dobra jak pierwsza część jednak wciąż wciągająca.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-19
Urocza, bardzo klimatyczna historia. Podeszłam do tej książki bez żadnych oczekiwań lecz jej lektura pochłonęła mnie całkowicie. Znów się czułam jak mała dziewczynka czytająca/słuchająca baśni. Mały minus za punkt kulminacyjny, odniosłam wrażenie, że nie pasuje klimatem do reszty książki i niestety wyszedł niezgrabnie. Niemniej jestem zadowolona z lektury.
Urocza, bardzo klimatyczna historia. Podeszłam do tej książki bez żadnych oczekiwań lecz jej lektura pochłonęła mnie całkowicie. Znów się czułam jak mała dziewczynka czytająca/słuchająca baśni. Mały minus za punkt kulminacyjny, odniosłam wrażenie, że nie pasuje klimatem do reszty książki i niestety wyszedł niezgrabnie. Niemniej jestem zadowolona z lektury.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-15
Dawno nie czytałam takiej powieści. Tak nierównej powieści.
Książka w 70% jest dobra, chwilami bardzo dobra
A w 30% jest tak bardzo zła, że trudno uwierzyć, że te fragmenty pisał ten sam człowiek.
Autor potrafi zbudować napięcie, po czym je zniszczyć jednym lub dwoma krótki zdaniami. Ciekawe rozdziały przeplatają się z rozdziałami brzmiącymi jak creepy pasty pisane przez nastolatków (rozdział z księdzem, albo spotkanie czarownicy z bandą chuliganów - to było tak bardzo, bardzo, bardzo złe! A to tylko dwa z kilkunastu podobnych przykładów). Fragment, w którym Vitek podaje się za pisarza, który chyba miał być mrugnięciem do czytelnika odczułam bardziej jako łechtanie przez autora swojego ego.
Naprawdę miałam, trudność w ocenie tej książki. Chwilami niemal zachwyt, po nim ciężki facepalm. Im bliżej końca powieści, tym książka coraz mniej przypominała horror, a coraz bardziej powieść przygodowo-młodizeżową, co samo w sobie nie musiałoby być źle, ale ewidentnie nie taki był zamysł autora.
Co do bohaterów dużo ciekawski i bardziej charakterystyczni byli ci opisywani w retrospekcjach z przeszłości. Postać Vitka i jego kolegi, nie wspominając juz o postaciach drugoplanowych nie miała nawet w połowie tej ikry co Krysia, jej rodzina i reszta mieszkańców wioski. Sam Vytautas wypada dość słabo. Urbanowicz próbuje go wykreować na człowieka z zasadami i dobrym serduszkiem, w dodatku wysportowanego i przystojnego, ale zamiast poczciwego bohatera z ideałami rodem z powieści romantycznych (mam na myśli epokę romantyzmu, nie gatunek jakim jest romans) dostajemy ciepłe kluchy. Sympatyczne ciepłe kluchy, którym nawet kibicowałam, ale bardziej ze współczucia niż ze względu na jego kryształową postawę. (Tu taki wtręt, że nie mogłam się powstrzymać ze śmiechu, gdy bohater wspomniał, że wyrobił imponujące mięśnie trenując fitness i robiąc cardio w domu przed laptopem :D To było tak rozczulające. To już będzie z mojej strony czyste czepianie się, ale nawet ktoś o tak umiarkowanym sportowo trybie życia ćwiczący tylko rekreacyjnie jak ja wie, że w taki sposób nasz kochany Vites szybciej dorobiłby się kontuzji niż rzeźby :D Fragment o fitnessie był przeuroczy <3 ).
Co do kolegi Vytautasa to też nie obędzie się bez uwag. Zasada nie mów, tylko pokazuj, chyba niewiele autorowi mówi. Nie wystarczy napisać, że postać jest zabawna, aby taka była. Nieważne ile razy zostanie to napisane, tak się nie stanie dopóki tego nie zobaczymy. A pisanie o tym, że Mateusz poprawiał głównemu bohaterowi humor nie sprawiło, by choćbym raz się uśmiechnęła przy jego rzekomo zabawnych uwagach.
Kolejna rzecz, że całą wiedzę o pracach w policji autor wziął chyba tylko i wyłącznie z seriali typu W11 i amerykańskich filmów. Pomijając aspekty techniczne to znajdźcie mi jakiegokolwiek policjanta, który mówiłby o osobie, z która pracuje ,,partner" to postawię piwo. Żaden polski policjant nie użyłby tego słowa o ile nie chciałby do końca życia być przez kolegów z pracy obrzucany brzydkim słowem na literę P.
Ale żeby nie było, są też pozytywy. Na duży plus zasługuje za to samo zakończenie, epilog i posłowie od autora. Niestety jednak nie zachęciło mnie do przeczytania książki ponownie.
Podsumowując: tak, to jest dobra książka, ale autor w pewnym momencie się pogubił. W dodatku jeśli po sukcesie Inkuba osiądzie na laurach to stracimy dobrze zapowiadającego się polskiego autora, bo pan Urbanowicz ma potencjał, co wystarczająco Inkubem udowodnił, ale wciąż ma braki, nad którymi warto popracować. Artur Urbanowicz ma u mnie kredyt zaufania, chętnie jeszcze sięgnę po książki jego autorstwa z tym zastrzeżeniem, że mam szczerą nadzieję, że następne jego książki będą tylko lepsze.
Dawno nie czytałam takiej powieści. Tak nierównej powieści.
Książka w 70% jest dobra, chwilami bardzo dobra
A w 30% jest tak bardzo zła, że trudno uwierzyć, że te fragmenty pisał ten sam człowiek.
Autor potrafi zbudować napięcie, po czym je zniszczyć jednym lub dwoma krótki zdaniami. Ciekawe rozdziały przeplatają się z rozdziałami brzmiącymi jak creepy pasty pisane przez...
2019-08-22
,,...są dni, które składają się wyłącznie z zapachu."
Nigdy nie zrozumiem dlaczego książki takie jak ta nie mogą doczekać się wznowień.
Każdy rozdział to w gruncie rzeczy osobna historia, która w mniejszym lub większym stopniu łączy się z postacią Duglasa lub jego młodszego brata. Opowieści te są naprawdę różne, ale każda z nich jest osnuta melancholią. Niektóre z nich są weselsze, jak ta w której Dug dostaje nowe trampki, inne pobudzające do refleksji jak ta o Maszynie Szczęścia, która paradoksalnie rozsiewała smutek (możecie się ze mną zgadzać lub nie, ale na moje oko Leo Auffmann wynalazł prototyp instagrama ;) ):
,,Sprowadziłeś z daleka do naszego domu różne rzeczy, które tu nie pasują i które mówią tylko ,,Nigdy nie będziesz podróżowała, Leno Auffmann. Nigdy nie zobaczysz Paryża. Nigdy nie znajdziesz się w Rzymie!" Ale ja zawsze o tym wiedziałam, więc czemu mają mi to mówić? Lepiej zapomnieć i pogodzić się z tym, Leo, pogodzić się."
,,jak długo możesz się przyglądać zachodowi słońca? Kto chce, żeby zachód wiecznie trwał? Komu jest potrzebna idealna temperatura? Kto chce zawsze świeżego powietrza? Kto by po pewnym czasie w ogóle zauważył, że ono jest świeże?"
Jeszcze inne są lekko absurdalne lub zabarwione grozą. W barwny sposób oddano w ,,Słonecznym Winie" różne odcienie małego miasteczka, jego smutki i radości, blaski i cienie, a to wszystko skąpane w gorącym letnim słońcu. Książka pozornie o wszystkim i o niczym, ale udowadnia, że Ray Bradbury naprawdę umiał pisać. Teraz nie pisze się juz takich książek, teraz się takich książek prawie nie czyta.
Jeśli ta książka doczeka się wznowienia (oby tak się stało!), pierwsza stanę po nią w kolejce.
,,...są dni, które składają się wyłącznie z zapachu."
Nigdy nie zrozumiem dlaczego książki takie jak ta nie mogą doczekać się wznowień.
Każdy rozdział to w gruncie rzeczy osobna historia, która w mniejszym lub większym stopniu łączy się z postacią Duglasa lub jego młodszego brata. Opowieści te są naprawdę różne, ale każda z nich jest osnuta melancholią. Niektóre z nich są...
2019-08-01
2019-07-27
Największym plusem tej książki jest ładna pod względem graficznym okładka. Drugim plusem jest kilka ciekawostek znajdujących się w pierwszej połowie książki. Potem jest juz tylko gorzej, wiec jeśli szukacie czegoś na temat WWO czy Overthinking to myślę, że znajdą się na ten temat lepsze pozycje na rynku.
1. Jak na książkę pt. ,,Jak mniej myśleć" to trochę mało jest w niej nt. tego jak mniej myśleć 🙄 gdyby ta książka była wypracowanie z polskiego uznałabym je za niezgodne z tematem. Autorka wspomina, że osoby... jak ona je nazywa? Nadwydajne? (co swoja droga jest bardzo nieprecyzyjnym terminem, ale do tego jeszcze przejdę) maja często problem z trzymaniem się tematu. Sama autorka nie jest wyjątkiem. 2. Pomieszanie z poplątaniem. Autorka do jednego worka wrzuca osoby wrażliwe, introwertyczne, nieprzeciętnie inteligentne, osoby z autyzmem i zespołem aspargera (swoją drogą chyba nie do końca rozumie różnice między aspergerem a autyzmem). Moim zdaniem jest to błąd, bo to zupełnie różne przypadki. 3. Ten wkurzający podział na ,,my" i ,,oni". Autorka z góry zakłada, że osoby mające skłonne do overthinking (nie wiem czy jest adekwatny polski odpowiednik do tego) są z jakiegoś powodu lepsze, inteligentniejsze. No nie. Po prostu nie. Ten podział na ,,Nadwydajnych" i ,,Zwyczajnie myślących" jest słaby. Bardzo słaby. Można być nadwydajnym debilem i ,,zwyczajnie myślącym" inteligentem. W tym momencie autorka posunęła się za daleko. Skłonność do ciągłego analizowania nie czyni z nikogo lepszej osoby! 4. Autorka jest kołczem i to mocno widać. Nie uważam, by tylko osoby po psychologii miały prawo do pisania poradników, ale tutaj jej kołczowe zapędy widać mocno. Mam wrażenie, że autorka stosuje cherry picking, by wszystko pasowało do jej teorii. 5. Te dziwne wątki związane z parapsychologią i wspominki o homeopatii... Jestem na nie.
Największym plusem tej książki jest ładna pod względem graficznym okładka. Drugim plusem jest kilka ciekawostek znajdujących się w pierwszej połowie książki. Potem jest juz tylko gorzej, wiec jeśli szukacie czegoś na temat WWO czy Overthinking to myślę, że znajdą się na ten temat lepsze pozycje na rynku.
1. Jak na książkę pt. ,,Jak mniej myśleć" to trochę mało jest w niej...
2019-07-18
2019-06-25
2019-06-10
2019-06-02
Moje nowe guilty pleasure ;)
Podoba mi się sama koncepcja powieści, kreacja świat i postaci. Aczkolwiek samo wykonanie chwilami kuleje. Niektóre wydarzenia i zachowania bohaterów są sprzeczne z logiką. Nie będę się zagłębiać w szczegóły, żeby uniknąć spoilerów, ale nadmienię, że np. siedziba największego wojownika w królestwie powinna być nieco lepiej strzeżona (kto czytał ten wie). Takich wpadek jest niestety więcej.
Zabrakło mi też rozwinięcia niektórych wątków i postaci. W szczególności sam prolog został potraktowany po macoszemu, przeskok bohaterek ze świata ludzi do świata elfów był w mojej opinii zbyt nagły i tak niewiele czasu poświęcono emocjom jakie powinny towarzyszyć dziewczynkom przy wydarzeniu o tak wielkiej wadze! Bardzo też czekam (ale nie wiem czy się doczekam, zobaczymy w kolejnych tomach) na rozwinięcie postaci Vivi, która jest bardzo ciekawą bohaterką - było mi wręcz przykro, że tak mało czasu daje jej się w tej powieści, chciałabym poznać ją bliżej, zobaczyć tę historię jej oczami. Interesuje mnie też relacja matki dziewczyn i Madoka, która sama w sobie mogłaby być materiałem na osobną książkę.
Podsumowując dobrze się bawiłam przy ,,Okrutnym Księciu", ale pozostał pewien niedosyt. Wątki Vivi, Madoka i jego ludzkiej partnerki interesują mnie znacznie bardziej od losów głównej bohaterki i tytułowego księcia.
Jednocześnie podczas lektury zdarzało mi się wzdychać: ,,co za ciekawa historia, tylko dlaczego nie mógł jej napisać ktoś o lepszym warsztacie?" To będzie bardzo subiektywna opinia, ale gdyby tak książka została napisana chociażby przez moją ukochana Robin Hobb ta powieść byłaby prze-genialna, zapewne znacznie dłuższa a postaci bardziej wielowymiarowe. A tak mogę sobie tylko marzyć i cieszyć się z tego co jest.
Moje nowe guilty pleasure ;)
Podoba mi się sama koncepcja powieści, kreacja świat i postaci. Aczkolwiek samo wykonanie chwilami kuleje. Niektóre wydarzenia i zachowania bohaterów są sprzeczne z logiką. Nie będę się zagłębiać w szczegóły, żeby uniknąć spoilerów, ale nadmienię, że np. siedziba największego wojownika w królestwie powinna być nieco lepiej strzeżona (kto czytał...
2019-05-24
2019-05-18
2019-05-09
2019-05-03
2019-04-28
Koncept przypomina ,,Cmetntaż Zwierząt" Kinga - zmarli powracający... może nie do życia, ale do egzystencji. Wykonanie jednak nie aż tak dobre jak u Króla. Jest to książka raczej na jedno przeczytanie.
Koncept przypomina ,,Cmetntaż Zwierząt" Kinga - zmarli powracający... może nie do życia, ale do egzystencji. Wykonanie jednak nie aż tak dobre jak u Króla. Jest to książka raczej na jedno przeczytanie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to