Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Tytuł książki jest nieporozumieniem. Nie ma w niej krzty namiętności, a jedynie ciągłe wyrzuty i płacz głównej bohaterki. Zarówno ona jak i jej wybranek to płaskie bezbarwne postacie. Jedyną dobrze wykreowaną osobistością jest ojciec głównej bohaterki. Trochę intrygi i to słabej, wcale nie dodaje tej książce uroku. Bardzo przeciętny romans bez interesujących scen miłosnych, których można by się spodziewać po romansie. Raczej nie polecam, czytałam już krótkie romanse znacznie ciekawsze niż ten.

Tytuł książki jest nieporozumieniem. Nie ma w niej krzty namiętności, a jedynie ciągłe wyrzuty i płacz głównej bohaterki. Zarówno ona jak i jej wybranek to płaskie bezbarwne postacie. Jedyną dobrze wykreowaną osobistością jest ojciec głównej bohaterki. Trochę intrygi i to słabej, wcale nie dodaje tej książce uroku. Bardzo przeciętny romans bez interesujących scen miłosnych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Totalne pomieszanie cech żeńskich z męskimi, gdzie mężczyzna, przystojny, bogaty i spełniony w interesach, użala się nad sobą, pozwalając aby przeszłość rządziła jego myśleniem w kontaktach z ukochaną z dzieciństwa. Ciągłe kłótnie i kto właściwie kogo kocha i dlaczego zostawił, to wszystko co można w książce odnaleźć. Do tego moda, pożądanie i majątek rzucają fatalne tło dla niespełnionego romansu, gdzie uczucia powinny brać górę nad zaspokojeniem swoich potrzeb. Suche zapewnienie o miłości, połączone ze sztucznymi dialogami (zwłaszcza w męskim wydaniu), tworzą wyjątkowo marny romans z rodzaju 'spraw z przeszłości'. Bohaterowie zamiast poznawać się i odkrywać, próbować nowych rzeczy, przypominają sobie jedynie jak to było im dobrze i zamiast brać sprawy w swoje ręce i działać na rzecz miłości, głucho wzdychają do siebie i obarczają winą za rozstanie.

Totalne pomieszanie cech żeńskich z męskimi, gdzie mężczyzna, przystojny, bogaty i spełniony w interesach, użala się nad sobą, pozwalając aby przeszłość rządziła jego myśleniem w kontaktach z ukochaną z dzieciństwa. Ciągłe kłótnie i kto właściwie kogo kocha i dlaczego zostawił, to wszystko co można w książce odnaleźć. Do tego moda, pożądanie i majątek rzucają fatalne tło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To nie moja pierwsza książka autorki Meg Cabot, więc nie będę się rozwodzić nad przedstawianiem jej. Nie ulega jednak wątpliwości fakt, że kobieta umie pisać i bardzo dobrze wpasowuje się w gatunek dla młodzieży. Tak przynajmniej mi się wydaje. Twierdzę również, że aby napisać książkę z punktu widzenia nastolatki, dla nastolatków o nastolatkach, będąc dorosłym, trzeba mieć niemałe doświadczenie z nimi związane oraz oczywiście odrobinę wywiadu. Wiadomo przecież, że wszystko się zmienia i nie dla każdego czasy młodzieńcze są jednakie.

"Chcecie oświadczenia? Dobra, oto moje oświadczenie.
To wszystko przez Ruth.
Naprawdę. Zaczęło się tego popołudnia w kafeterii, w kolejce po hamburgery, kiedy Jeff Day powiedział Ruth, że jest tak gruba, że będą musieli ją pochować w pudle fortepianu, tak jak Elvisa.
To kompletna bzdura, bo - o ile mi wiadomo - Elvisa nie pochowano w pudle fortepianu. Owszem, był okropnie gruby, kiedy umarł, ale jestem pewna, że Priscilla Presley mogła sobie pozwolić na lepszą trumnę dla Króla niż fortepian."

Niezwykła historia Jess zaczyna się właściwie od zwykłego wydarzenia. To wszystko przez Ruth, jej przyjaciółkę. Dziewczyna, której nigdy tłuszczyku nie zbywało, postanawia, że zamiast przejażdżki samochodem, przespaceruje się. Namawia na to również Jess, która z ogromną niechęcią i odrzuceniem propozycji podwiezienia na motorze przez całkiem przystojnego chłopaka, zgadza się na wrócenie do domu na piechotę. Ten spacer jednak zapamiętają do końca życia. Nie dlatego że był długi czy męczący, a dlatego, że spotkała je okropna burza. Pamiętały oczywiście aby nie stawać pod drzewem, ponieważ może uderzyć w nie piorun. Sądzę jednak, że rozwiązanie które wybrały, a mianowicie schronienie się pod metalową wiatą, było w rzeczywistości gorsze w skutkach. Wszyscy przecież wiemy jak dobrze metal przewodzi prąd. Aż za dobrze. Ten właśnie przewodnik ciepła został uderzony piorunem, a tym samym Jess, która się o niego opierała. I tutaj wydarzenia zaczynają wymykać się spod kontroli.


Jak w opisie sprytnie uchwycono, Jess zdobywa dar, którego właściwie nie chce. Otóż, po uderzeniu w nią pioruna, odkrywa w sobie zdolność odnajdywania zaginionych ludzi. Wystarczy, że zobaczy czyjeś nazwisko i twarz, a po przespanej nocy, będzie wiedziała gdzie taki delikwent się znajduje. Całkiem przydatna umiejętność, jednak kryje ona w sobie drugie dno. Czy każda osoba, która jest zaginiona, pragnie zostać odnalezioną? Jess przekona się na własnej skórze, że czasem pomoc ze szczerego serca, może zostać źle odebraną i niechcianą.

Książkę przeczytałam bardzo szybko, ponieważ jej akcja usidliła mój umysł, wpajając jedną najważniejszą informację: nie przestawać, aż do ostatniej kartki. Tak się stało, a moje sumienie pozostało czyste, nie mając czego żałować. Jedynie niedosyt wkradł się niepodziewanie, gdy stron do czytania zabrakło. Mój rozsądek jednak jest zaspokojony i twierdzi, że dobrze jest jak jest. Bezsensownym byłoby przeciąganie akcji, wkładając w nią nie emocje czy zagadki, a żenadę i monotonność. Oczy moje nie narzekały na czcionkę czy papier sprzed 13 lat, wszystko nadawało klimat czasom sprzed bumu komórkowego.

"Kiedy piorun uderza" jest kolejną świetną przedstawicielką fantasy dla młodzieży, która nie musi opierać się na romansie człowieka z wampirem, aby być wartą przeczytania. Oceniam ją wysoko, choć nie posiada ona wielowątkowej akcji, czy wojen na śmierć i życie. Odnaleźć za to w niej można humor oraz chęć naprawiania błędów, choćby nieświadomych. Jest idealną towarzyszką na długie wieczory, gdy smutny deszcz przegania radość przebywania na dworze. I choć jest skierowana dla osób młodych, sądzę że każdy mógłby odnaleźć w niej coś przyjemnego, co umiliłoby czas pomiędzy grubszą zwierzyną. (mam na myśli książki oczywiście ;)).

Opinia znajduje się również tu:
http://esperazna.blogspot.se/2015/11/kiedy-piorun-uderza.html

To nie moja pierwsza książka autorki Meg Cabot, więc nie będę się rozwodzić nad przedstawianiem jej. Nie ulega jednak wątpliwości fakt, że kobieta umie pisać i bardzo dobrze wpasowuje się w gatunek dla młodzieży. Tak przynajmniej mi się wydaje. Twierdzę również, że aby napisać książkę z punktu widzenia nastolatki, dla nastolatków o nastolatkach, będąc dorosłym, trzeba mieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pierdomenico Baccalario był dla mnie tajemnicą, póki nie rozszyfrowałam, że kryje się również pod nickiem Ulysses Moore. Spotkałam go już wcześniej, choć tylko raz, czytając jedną malutką książkę, kupioną z gazetą, pt. Wrota czasu. Przebudzenie Galena, podobnie jak Wrota czasu są napisane stylem typowym dla autora. Prosto, ciekawie i dla młodzieży. I właściwie nie byłabym nią zainteresowana, gdyby nie to, że jest to fantastyka, którą zwykłam czytać. Innym elementem, który pobudził mnie do czytania, to fakt, że książka ta jest prezentem, a nie mogłabym znieść widoku rozczarowania w oczach osoby podarowującej, gdybym jej nie przeczytała. Przechodzę więc do sedna, mając nadzieję, że moja opinia będzie tak krótka i prosta, jak nieskomplikowana i wciągająca jest treść Przebudzenia Galena.

"Dziadek Ottona chciał, aby wnuczek czuł się kimś niezwykłym, mawiał więc, że powinien spróbować zrobić coś trudnego, bo łatwe rzeczy i tak każdy umie zrobić.
Prawdopodobnie właśnie dlatego, kiedy Otto Błyskawica Perotti siedział na siodełku roweru, który należał do jego dziadka, zdecydował, że zrobi coś bardzo trudnego. Postanowił pędzić rowerem ile sił w nogach, a przed samym mostkiem zebrać się na odwagę i skoczyć. Gdyby skok mu się udał, wylądowałby na ścieżce obok kanału, pięć metrów niżej.
To było więcej niż trudne. To było szaleństwo. Ale był to też jedyny sposób, aby uciec przed Licealną Bandą."

Oto początek szalonej przygody, której nikt się nie spodziewał. Ani bohaterowie, ani ja, w naszych najśmielszych oczekiwaniach. Przygody pełnej strachu, robotów ale i również matematyki. Czyż nie mówi się, że matematyka jest potęgą nauk? W tej książce można się o tym przekonać. I udowadnia to młody chłopak, Otto Błyskawica Perotti. Trzynastolatek wykorzystuje swoją wiedzę oraz ciocię, aby rozwikłać zagadkę otrzymaną po śmierci dziadka. Podobno temu, nie udało się jej rozwiązać... Tajemnicze cyfry i znaki znajdujące się na szkatule, zastanawiają i intrygują chłopca. Ale, czy książka nie byłaby dobrą opowieścią, gdyby pytania nie znalazły swoich odpowiedzi, a odpowiedzi nie tworzyły kolejnych zagadek? I oczywiście, zawsze znajdują się w niej czarne charaktery...

Książka, choć przeznaczona głównie dla dzieci i młodzieży, bardzo przypadła mi do gustu. Prosty język i nieskomplikowana akcja, sprawiają że czyta się ją szybko. Nie wymaga ona dużego skupienia czy pamiętania wielu elementów akcji, ponieważ są one albo umiejętnie przypominane, albo tak wytłumaczone, że zapamiętuje się je od razu. W trakcie czytania napotykamy bardzo wiele niewiadomych, które pobudzają niezmiernie czytelnika do myślenia i stawiania własnych hipotez, a ich rozwiązania nieraz mogą wprawić w rozbawienie, lub częściej w zdumienie. Autor nie omieszkał wplątać bohaterów w intrygi i niebezpieczeństwa oraz poddać ich wielu próbom lojalności wobec danego słowa.

Nie mam zastrzeżeń do książki. Jest prosta i logiczna, bardzo dobra dla współczesnej młodzieży, która szuka fantastyki z odrobiną matematyki oraz mnóstwem zagadek. Jeśli lubicie czytać o młodych, odważnych i upartych chłopcach, pełnych nadziei na ziszczenie się marzenia o wielkiej przygodzie, to książka zdecydowanie dla Was. Sądzę, że i również dorosły czytelnik mógłby odnaleźć w niej odrobinę przyjemności dla siebie.


Opinia znajduje się również tu:
http://esperazna.blogspot.se/2015/10/cyboria-przebudzenie-galena.html

Pierdomenico Baccalario był dla mnie tajemnicą, póki nie rozszyfrowałam, że kryje się również pod nickiem Ulysses Moore. Spotkałam go już wcześniej, choć tylko raz, czytając jedną malutką książkę, kupioną z gazetą, pt. Wrota czasu. Przebudzenie Galena, podobnie jak Wrota czasu są napisane stylem typowym dla autora. Prosto, ciekawie i dla młodzieży. I właściwie nie byłabym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ci, którzy kończą serię, naprawdę dobrą serię, czują zapewne to, co czuję teraz ja. Tak wiele emocji krzyczy, aby je wysłuchano i poddano się im. Smutek, radość i melancholia. To tylko niektóre z nich. I jak opisać słowami coś, co czuje się sercem? Jak ogarnąć to wszystko, co pragnę Wam przekazać, jak opętać i zniewolić, w zaledwie 32 literach polskiego alfabetu? To tak jakby opisać zapach perfum smakami. Jeśli ktoś to potrafi, zazdroszczę. W moim słowniku nie ma tak pięknie ułożonych epitetów, aby oddać całe piękno, wyczucie, rytm i lekkość, powieści, która właściwie z prostej bajki przerodziła się w gonitwę serc i nadziei.

"Na okrzyk Śnieżnobiały porwał się do galopu. Tuż za nim powiewała chorągiew Eorlingów z białym koniem na zielonym polu. Natychmiast poderwał się éored Théodena, choć jednak gnali rycerze, jak mogli najszybciej, nikt nie potrafił prześcignąć władcy, którego, rzekłbyś, ogarnął szał. Ale to raczej bojowy duch przodków ogniem rozgorzał w jego żyłach, tak że na grzbiecie Śnieżnobiałego wydawał się prastarym bogiem, podobnym Wielkiemu Oromë w bojach Valarów toczonych, gdy świat był jeszcze młody. Złota tarcza zapłonęła niczym słońce, a wokół białych nóg wierzchowca trawa rozpaliła się zielenią. Gdyż oto nadchodził poranek, poranek i wiatr od morza; ciemność się cofała, a watahy Mordoru zawyły i ogarnięte przerażeniem rzuciły się do cieczki, ginąć pod kopytami rozszalałego gniewu. Wtedy zaś rycerze Rohanu zaczęli śpiewać hymn prosty i straszny, którego dźwięki dotarły aż do oblężonego miasta, oni zaś w wojennym uniesieniu ze śpiewem na ustach pokotem kładli wrogów.”

Tom trzeci to kontynuacja przygód hobbitów, czarodziei, królów, elfów i krasnoludów. Podzielony na dwie części, kolejno opowiada historię Gandalfa i Pippina, zmierzających do Minas Tirith, oblężenia stolicy Gondoru, wyprawy Aragorna, Gilmi'ego i Legolasa, przeprawy Froda i Sama ku Mordorowi oraz ostatecznej bitwy dobra ze złem. Znaleźć można również w treści fragment, którego w ogóle nie można się spodziewać, bazując jedynie na filmie. A mianowicie to, co stało się ze wszystkimi bohaterami, gdy już uspokoił się bitewny szał i kurz walk opadł, zakrywając pokrwawioną ziemię. W tym wydaniu również odnaleźć można wiele informacji, dotyczących świata hobbitów, kronik królów i władców, drzew rodowych i wielu innych opowieści, będących dodatkiem do trylogii.

Czuję smutek. To nie z powodu zakończenia książki. A może raczej, nie z powodu treści książki, ale jest to związane bezpośrednio z zakończeniem. Ukończyłam trylogię, której pragnęłam długo, której opowieści rozbudzały moją wyobraźnię odkąd byłam dzieckiem, której wyszukiwałam z niecierpliwością u sprzedawców i której oczekiwałam z utęsknieniem, gdy pozostawiona w Polsce, sięgała do mnie swymi opowieściami i obietnicami w nich zawartymi. Teraz je znam, nie oznacza to jednak, że je porzucam. Tak dobre książki, będące klasyką, jeśli przemawiają do ludzkich serc, nie sposób ich zapomnieć, porzucić; jeszcze trudniej o nich pisać. Tak lekko przychodzą słowa, gdy mamy do czynienia z krytyką, lecz jak wychwalać dzieło, które dla nas jest bezgranicznie piękne i gdy przepełnia nas radość z samego posiadania go?

Jeśli ktoś jeszcze nie czytał tej trylogii, ma czego żałować. Sama chciałabym na nowo móc ją rozpocząć z nieświadomością rozwoju wydarzeń, z oczekiwaniem na przygody, które w moich fantazjach wcale się nie kończą, a trwają, tylko po prostu gdzieś indziej. Sądzę, że Ci, którzy te powieści przeczytali, mogą zgodzić się ze mną, ponieważ wiem, że wystarczy jedna negatywna opinia, aby książkę przekreślić; potrzeba natomiast wielu pozytywnych, żeby tylko dodać ją do listy 'do przeczytania'; jeszcze więcej potrzeba, by w końcu wejść w tę przygodę całym sobą, jedynie z bagażem doświadczeń. Tolkien pozostanie ze mną już do końca, stając się dla mnie osobą, przez którą żałuję, że żyję teraz. Że nie mogę żyć tak długo, aby poznać każdego wybitnego pisarza, który był i który dopiero będzie.


Opinia znajduje się również o tu:
http://esperazna.blogspot.se/2016/01/powrot-krola.html

Ci, którzy kończą serię, naprawdę dobrą serię, czują zapewne to, co czuję teraz ja. Tak wiele emocji krzyczy, aby je wysłuchano i poddano się im. Smutek, radość i melancholia. To tylko niektóre z nich. I jak opisać słowami coś, co czuje się sercem? Jak ogarnąć to wszystko, co pragnę Wam przekazać, jak opętać i zniewolić, w zaledwie 32 literach polskiego alfabetu? To tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od czasu do czasu i mnie zdarzy się sięgnąć po książkę, która normalnie raczej by mnie nie interesowała. Dzieje się to za sprawą ludzi mnie otaczających, którzy nie pomni na moje skromne tłumaczenia, że uwielbiam fantastykę, na siłę bądź ukradkiem, wciskają mi książkę taką jak ta. Jak już znajduje się u mnie na półce do przeczytania, muszę ją przeczytać. Nie chcę przecież zawieść znajomych/rodziny/przyjaciół. Przez nich właśnie teraz zamierzam napisać Wam co nieco o tej książce. I od razu zaznaczam: to wszystko ich wina.

Główna bohaterka wraz z rodziną, każde lato spędza nad morzem. Mieszkając w domu przyjaciółki mamy, wraz z jej synami, Jeremim i Conradem, przeżywa najlepsze ale i zarazem najgorsze przygody swego życia. Miłość, przyjaźń, wierność i oddanie są tymi uczuciami, które potrafią zranić najmocniej, a główna bohaterka przekonuje się o tym na własnej skórze, ulegając podszeptom serca. I choć wydaje się, że z dania na dzień, prowadzi ona beztroskie życie, to nic bardziej mylnego. Jak każda nastolatka pragnie miłości, zwłaszcza, że jej serce już wybrało. Co jednak uczynić, gdy ten jedyny jest zamkniętym w sobie, smutnym mężczyzną, na pozór nie zwracającym uwagi na względy okazywane przez Belly, oraz traktującym ją jedynie jako młodszą siostrę? Główna bohaterka znalazła rozwiązanie. Być z innym. Niekoniecznie oczywiście z miłości. Może po prostu z potrzeby bliskości. Nieświadomie jednak wzbudziła zazdrość w obydwu braciach, którzy tego właśnie lata odkryli w niej piękną kobietę, porzucając beztroską braterską opiekę, na rzecz uczucia o wiele głębszego. Miłości, oczywiście. Jednak jak to zwykle w opowieściach tego typu bywa, Belly nie ma o tym zielonego pojęcia.

"Pierwszego wieczoru zawsze było tak samo: wielka waza pełna ostrej zupy rybnej, którą Sussana przygotowała, czekając na nasz przyjazd. Zupy z mnóstwem krewetek, krabów i ośmiorniczek - wiedziała, że bardzo lubię takie małe ośmiorniczki. Nawet kiedy byłam jeszcze dzieckiem, odkładałam je na bok, zostawiałam je sobie na koniec. Susanna postawiła wazę pośrodku stołu, a do tego był francuski chleb z chrupiącą skórką kupiony w okolicznej piekarni. Każde z nas dostało miskę, a potem całą kolację dolewaliśmy sobie, zanurzając chochlę w wazie. Susanna i mama zawsze popijały czerwonym winem, a my, jako nieletni, zawsze dostawaliśmy winogronową fantę, jednak tego wieczoru wino pili wszyscy."

Historia właściwie jak każda inna. Piękna dziewczyna i zakochanych w niej dwóch braci. Nie urzekła mnie. Nie zaciekawiła za bardzo. Jedynym jej atutem była lekkość słowa mówionego, które pozwalało się szybko przeczytać. Sądzę, że plany na książkę były ciekawsze niż dzieło ukończone. Czasami miałam w głowie mętlik, ponieważ autorka umieściła pomiędzy akcją teraźniejszą książki, fragmenty pochodzące z przeszłości, przy czym okroiła je z ważnych informacji, najciekawszych informacji. Sam fakt dodania tych wycinków przeszłości jako osobnych rozdziałów, byłby nawet ciekawy, gdyby nie to, że wydarzenia te nie były uszeregowane. Mam na myśli to, że treść książki wyglądała mniej więcej tak: teraźniejszość, 11 lat, teraźniejszość, 13 lat, teraźniejszość, 9 lat, teraźniejszość, 12 lat. Łatwo można się było w tym pogubić i mi się to udało. Zdecydowanie lepiej wypadłoby, gdyby była to chronologiczna kolejność.


Kolejnym, co mam do zarzucenia książce, to główna bohaterka. Wszyscy naokoło mówią jej jak to się zmieniła i że naprawdę świetnie wygląda, a ona, brzydkie kaczątko, cały czas wmawia sobie, że jest okropnym podlotkiem. Zwariować można przy tym jej niezdecydowaniu. A jeśli już o tym wspomniałam, to nasuwa mi się kolejny minus książki. Belly jest zakochana za zabój. Wszędzie wypatruje Conrada i otwarcie okazuje mu zainteresowanie. Jednak ni stąd ni z owąd, zaczyna chodzić z poznanym na ognisku chłopakiem, paradując z nim po całym miasteczku i nie omieszkując oczywiście, zaprowadzić go do domu. To kocha tego Conrada czy nie? Raz tak, a zaraz później go nie cierpi.

Książka jest niedopracowana i właściwie bez żadnego głębszego sensu. Bez morału, czy choćby zastanawiającego zakończenia, obiecującego więcej w dalszych tomach. Książka kończy się zdecydowanie zbyt nagle, co nasuwa myśl, że autorka chciała jak najszybciej ją ukończyć, bez zbędnego głowienia się. Wiele informacji umieszczonych w książce, jest nierozwiniętych, tylko wspomnianych i pozostawionych bez wyjaśnień. Być może zostaną one kontynuowane w tomach kolejnych, nie wiem. Dla mnie jednak, jeśli autorka kończy książkę, to powinna kończyć wszystkie wątki, które zostały w niej wspomniane, tak aby ona stanowiła spójną całość. A jeśli nie chce się tych wątków dalej ciągnąć, to po co w ogóle o nich pisać, bez sensu zapychając treść?

Nie mogę jednak powiedzieć, że książka składa się z samych negatywów, ponieważ skłamałabym. Tym, co przemawia na jej korzyść to lekkość języka i błahość historii, przy której nie potrzeba dwoić się i troić, aby znaleźć rozwiązanie problemu. Książka jest prostą opowieścią o zbyt skromnej Belly, której życie nie szczędzi zawodów miłosnych oraz złośliwości pod adresem jej młodego wieku oraz płci. Czy warto jest ją przeczytać, musicie zdecydować sami, ponieważ ja jestem neutralna. Opowieść jak każda inna.


http://esperazna.blogspot.se/2015/10/tego-lata-staam-sie-piekna.html

Od czasu do czasu i mnie zdarzy się sięgnąć po książkę, która normalnie raczej by mnie nie interesowała. Dzieje się to za sprawą ludzi mnie otaczających, którzy nie pomni na moje skromne tłumaczenia, że uwielbiam fantastykę, na siłę bądź ukradkiem, wciskają mi książkę taką jak ta. Jak już znajduje się u mnie na półce do przeczytania, muszę ją przeczytać. Nie chcę przecież...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dla Ciebie, Mamo Judith Duncan, Debbie Macomber, Diana Palmer
Ocena 5,8
Dla Ciebie, Mamo Judith Duncan, Debb...

Na półkach: , ,

Sądzę, że większość kobiet choć słyszała o Dianie Palmer bądź o Debbie Macomber. Jeśli chodzi o trzecią autorkę książki poświęconej święcie Mamy, Judith Duncan, to mogę się jedynie domyślać jej popularności, ponieważ wcześniej nie czytałam nic spod jej pióra. Trzy krótkie opowiadania, w których miłość jest boginią, walutą oraz powietrzem, wchodzą w skład "Dla Ciebie, Mamo", specjalnie dla Mam oczywiście. I choć mówi się, że harlequin jest najtańszą i najwstydliwszą formą literatury pisanej, sięgam po niego od czasu do czasu, będąc przy tym często zaskakiwana, ale nie zawsze. Jak prezentuje się ta oto 21-letnia książka, już piszę.

Pierwsze opowiadanie, autorstwa Diany Palmer, o tytule "Troskliwa Mamusia", opowiada piękną historię Shelly oraz Faulknera. Spotkali się na Florydzie, choć mieszkali wcześniej w jednym mieście. Jak to więc możliwe, że się nie znali? Otóż Shelly jest córką bardzo bogatego bankiera, która w akcie buntu poszła do college'u, w wieku około 26 lat, a on już po 30-stce, bankierem nieprzerwanie podróżującym w interesach. I właściwie nic nie przeszkadzałoby temu związkowi, gdyby nie nieufność oraz niedopowiedzenia. Dodam jeszcze prawdomówność, bo jak to zwykle w romansach bywa, ludzie nie starają się przekonać innych o swojej niewinności, a pozwalają myśleć trzy po trzy. Choć koniec opowiadania jest wiadomy, to nie istniałoby ono bez wielkiej kłótni, zazdrości i wylanych łez. Tak więc pomiędzy Shelly i Faulknerem jednego dnia jest dobrze, następnego zaś nie. I przyznam szczerze, że wcale mnie to nie denerwowało, ponieważ role odegrane przez postacie są w istocie zgodne z realiami i prawdopodobne. Nie ma nierozumnych wyzwań na powściągliwość przez wielce nieśmiałą dziewczynę, lecz wahania kobiety niedoświadczonej. Opowiadanie jest logiczne choć nie nazwałabym go nieprzewidywalnym, z wiadomej przyczyny. Właściwie podobało mi się ono najbardziej i nie mam podstaw do twierdzenia, że zmarnowałam z nim czas.

"- Widziałam już w życiu różne niesmaczne rzeczy, ale czegoś takiego jeszcze nie - ogłosiła Marie z pełnym wyższości spojrzeniem. - Czy te dziewczyny z college'u naprawdę nie mają żadnej moralności?
Nan popatrzyła na nią w milczeniu, a jej czarne oczy były pełne niewypowiedzianej pogardy. Kobieta zaczerwieniła się i odwróciła wzrok, ale dziewczyna nie przestawała się w nią wpatrywać.
- Cześć, Panienko Chude Żebro - powiedziała Shelly, uśmiechając się do brunetki. - Gdybyś miała trochę mięsa na tych ptasich kosteczkach, byłabyś o wiele bardziej atrakcyjna. Przypuszczam, że ten oto pan Seksowny kaleczy sobie palce, ilekroć cię dotyka.
- Jak śmiesz! - wybuchła Marie."


Drugie opowiadanko, "Mieszkanie", Debbie Macomber, jak sam tytuł wskazuje dzieje się w mieszkaniu. W większości w mieszkaniu. Otóż, to właśnie nieszczęsne mieszkanie zostaje wynajęte przez Hilary i Seana, przy czym żadne z nich nie wie o tej drugiej osobie. Pierwsza zajmuje je Hilary, która wyrwawszy się spod nadopiekuńczych ramion mamy, pracująca w orkiestrze, czuje, że w końcu zaczyna żyć. W nocy, po uciążliwej podróży, powracając z wojska, pojawia się Sean. Będąc skrajnie wyczerpanym po prostu usypia koło dziewczyny nie zdając sobie sprawy z jej obecności. A cała afera rozpoczyna się dopiero rano. I jak tu pogodzić, spokojną, dobrze wychowaną i pracowitą dziewczynę, z byłym wojskowym, upartym i zdyscyplinowanym?

Nie ukrywam, że miałam mieszane uczucia po przeczytaniu tego opowiadania. Niby nie było złe, ale do dobrych nie należy. Takie ciągłe wmawianie sobie, że nie mam prawa do czegoś i karanie się, bez powodu, strasznie mnie wkurza. Osobiście nie lubię takich zabiegów, a bohaterek, które dopasowują się jak giętka trawa przy mocnym wietrze, nie cierpię jeszcze bardziej. Skoro kobieta miała na tyle odwagi aby porzucić nadopiekuńczą matkę i wyjechać do innego miasta, to czemu nie ma odwagi pokazać swojego prawdziwego ja i charakteru przy mężczyźnie? Przy tym opowiadaniu dłużej zastanawiałam się czy kontynuować książkę.

Ostatnie opowiadanie, "Specjalne życzenie", o Sarze i Nathanie zapowiadało się całkiem dobrze. Ona, samotna matka z poukładanym grafikiem, trochę strachliwa, ale z dumą. On, robotnik budowlany, którego miejsce zamieszkania zależne jest od pracy, buntowniczy, ale dokładny. Co ich połączyło? Pewnie zgadniecie. Chłopiec. I pies. Davy, bo tak miał na imię syn Sary, po śmierci dziadka, zaczął pisać do niego listy, z których dowiedzieć się można, jak bardzo pragnął posiadać psa i jak widziała to jego mama. Listy, które młody zawoził na cmentarz do grobu dziadka, nie pozostawały nieprzeczytane. Ich niewinność bowiem została naruszona przez Nathana, gdy w poszukiwaniu swego psa, odnalazł je ukryte. W ten sposób dowiedział się kilku szczegółów z życia samotnej matki oraz gdzie szukać swojego zwierzaka. I tak od słowa do słowa, pies bawił się często z Davym, a Sara zakochała się w Nathanie. Co jednak począć z terminem końcowym roboty, gdy ten tuż tuż? Jak możecie sobie wyobrazić, wątpliwości nie ma końca.

To opowiadanie, podobnie jak poprzednie nie zwaliło mnie z nóg. Raczej znudziło. Może dlatego umiejscowione zostało jako ostatnie. W każdym razie, już wiadomo dlaczego miałam mieszane uczucia. Książka jako całość, wypadła w moich oczach zwyczajnie. Akcja żadnych z wyżej wymienionych opowiadań ani nie przyprawiła mnie o zawrót głowy, ani nie zaskoczyła swym rozwojem. Nie mogę jednak powiedzieć, że rumieńców na twarzy nie miałam, ponieważ bym skłamała. Z czystym więc sercem mogę ją polecić jako coś niezwykle lekkiego na wieczór bez planów bądź innej ciekawej pozycji. Harlequin nie zawiódł mnie tą książką, ponieważ tego się właśnie po nim spodziewałam.


http://esperazna.blogspot.se/2015/09/dla-ciebie-mamo-94.html

Sądzę, że większość kobiet choć słyszała o Dianie Palmer bądź o Debbie Macomber. Jeśli chodzi o trzecią autorkę książki poświęconej święcie Mamy, Judith Duncan, to mogę się jedynie domyślać jej popularności, ponieważ wcześniej nie czytałam nic spod jej pióra. Trzy krótkie opowiadania, w których miłość jest boginią, walutą oraz powietrzem, wchodzą w skład "Dla Ciebie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/09/w-po-drogi-do-grobu.html


Jeniene Frost zrobiła mi ochotę na tę książkę, nie pomnę lata temu. Okładka, opis oraz pomysł przemawiały za, jedynie okazji do kupna było mało. O tym, że książka jest teraz moją własnością, świadczy jedynie przypadek, ponieważ tyle pozycji na mnie czeka, że o wielu już zapomniałam. Pomijając jednak fakt posiadania, pragnę powiedzieć kilka słów o odczuciach jakie towarzyszyły mi w trakcie czytania i po przeczytaniu. Moje emocje przed przeczytaniem raczej zna większość czytelników, którzy napalili się na jakąś pozycję i w końcu ją mają.

Otóż akcja zaczęła się niezmiernie ciekawie, czyli od morderstwa wampira. Wykonawczynią była oczywiście Cat, półwampirzyca, której istnienie zawdzięcza zachłannemu wampirowi. Jej życiowym celem jest zgładzenie wszystkich długozębnych, krwiolubnych istot, które mają nieprzyjemność się na nią natknąć, pałętając się w nocnym barze. Zaczęła zabijać będąc nastolatką i zdobyła już nieco wprawy w swoim fachu, jednak natknęła się na kogoś, kto wprawy miał dużo więcej niż ona. Na Bonesa, wampira mordującego wampiry. I choć była przygotowana, że w każdej chwili z myśliwej może stać się zwierzyną, i tak było dla niej zaskoczeniem, że sobie nie poradziła. Porwana, odrobinę pobita oraz związana, pertraktując z niedoszłą ofiarą, stara się przetrwać, jednak za bardzo się nie starając. Wyzywa go na pojedynek, prowokując oraz poddając w niepewność jego odwagę, szlachetność oraz uczciwość. Nie trudno wyobrazić sobie kto przegrał. (Cat). Ceną za przegraną był układ. Trening oraz pomoc w schwytaniu wampira, w zamian za odnalezienie ojca Cat. Chcąc nie chcąc pakt z diabłem musiał zostać zrealizowany. Ucieczki nie było, ani fizycznej, ani mentalnej, ani uczuciowej.

Rozpoczynając książkę, czułam spokój przed nadchodzącą lekturą. Dobrą lekturą. O wyzywającym temacie oraz ciekawej akcji. I tak z każdą stroną traciłam ten spokój, zamieniając go w lekkie rozczarowanie. Spodziewałam się krwistych stron o niezmiennej zemście. Sądziłam, że przeczytam o planach akcji, przemyślanych i dopracowanych bijatykach, o satysfakcji, gdy wbijając nóż w serce umarłego, przez rękę przechodzą drgania zwycięstwa, a widok tlących się zwłok przyprawia o ekstazę i zawrót głowy. Chciałam pochłaniać książkę o duszy wojowniczki, której zaszczepione zło, towarzyszyć będzie na jej ramieniu każdego morderczego dnia, w każdej godzinie, minucie i sekundzie. Pragnęłam zemsty i zatracenia się w czynach niczym szaleniec, opętany jedną myślą, bezgranicznie dążący do samozaspokojenia i zagłady. Pragnęłam czytać tak, aby to moja ręka dźwigała ten nóż, kreśląc nim krwawe ślady w teraźniejszości. Tak, pragnęłam tego...

Otrzymałam za to skromną historię o półwampirzycy, której przesłaniem, wpojonym przez zranioną matkę, było mordowanie wampirów. Decyzje, które powinny pozostać nieruchome jak głaz, niezmienne, przerodziły się wraz z poznaniem Bones'a w wahania, a później w zastanowienia. Skoro pragnie się zemsty, powinno się jej dokonywać konsekwentnie, bez niepotrzebnego zakochiwania się w uczuciowym i niezwykle przystojnym jegomościu. Dorzucę do tego fakt gwałtu oraz aplikowanie kobietom w barze tabletki gwałtu, wykorzystywanie Cat jako chodzącej przynęty na wampira oraz motyw mordowania wampira przez wampira. To wszystko mi nie pasuje jako układanka. Czegoś jest za dużo, dużo jest przeinaczone, a więcej niż dużo jest napisane dla młodzieży. Skoro już pokuszamy się o sceny łóżkowe z dokładnym ich opisem, to i język oraz wydarzenia należy do nich dopasować. Takie jest moje skromne zdanie.

Nie oceniam książki źle, ponieważ nie była najgorszą jaką w życiu przeczytałam o wampirach, ale na pewno nigdy nie będzie faworytą. Jest typową książką dla młodzieży, choć przemieniła się w więcej niż jeden pocałunek. Jak dla mnie nie jest wyważona, jednak oceniam ją z punktu widzenia osoby, której wiek młodzieżowy dobiegł raczej końca. Czy polecam? Raczej tak. Zaznaczam tu jednak, że jestem rozczarowana i nie mogę zagwarantować, że ktoś po jej przeczytaniu również rozczarowany nie będzie. Jako młodzieżówka jest dobra, z kilkoma mankamentami. Jako książka dla dorosłych, słaba.

http://esperazna.blogspot.se/2015/09/w-po-drogi-do-grobu.html


Jeniene Frost zrobiła mi ochotę na tę książkę, nie pomnę lata temu. Okładka, opis oraz pomysł przemawiały za, jedynie okazji do kupna było mało. O tym, że książka jest teraz moją własnością, świadczy jedynie przypadek, ponieważ tyle pozycji na mnie czeka, że o wielu już zapomniałam. Pomijając jednak fakt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/08/dziewiaty-klucz.html


Sądzę, że słyszeliście o Meg Cabot. Seria "Pamiętnik Księżniczki" i film oparty na nim, utkwiły w pamięci większości osób. Na mnie specjalnie nie zrobiły wrażenia, ale to pewnie dlatego, że ja wolę coś krwistego z nutą dramatycznej fantasy. Tak jak seria "Pośredniczka", autorstwa nikogo innego, jak Meg Cabot. Okazyjnie występującej pod pseudonimem Jenny Carroll.

"Dziewiąty klucz" to tom drugi serii, która spełnia wszystkie swoje wymagania, abym ją lubiła. Oczywiście jest to tylko literatura młodzieżowa, ale nie głupi powiedział, że im jest się starszym, tym młodszym chce się być. Lubię poprzez nią wspominać, jak to było, martwić się jaki kolor paznokci wybrać, bądź czy moje włosy naprawdę wyglądają jak szopa. Pierwsza randka. Matko, co to był za stres. I pomyśleć, że w realnym życiu właściwie nie zdarzają się sytuacje wyjęte z książek, jednak mogę szczerze powiedzieć, że sposób w jaki Meg Cabot opisała pierwszą randkę w "Dziewiątym kluczu" jest niezwykle zbliżony do rzeczywistości. Co przemawia za jego plusem, ponieważ w tej książce chodzi o coś więcej, niż związek z nadnaturalną osobistością. Albowiem misją Susannah jest opiekowanie się duchami, w sposób lepszy bądź gorszy.

"Ale nie mediatorzy. Co to, to nie.
Stała na wąziutkiej ścieżce księżycowego światła, ciągnącej się od okna w drugim końcu pokoju. Miała na sobie szarą bluzę z kapturem, koszulkę gimnastyczną, spodnie za kolana i sportowe buty. Jej włosy wydawały się brązowe. Trudno stwierdzić, czy była młoda, czy stara, zwłaszcza kiedy wrzeszczała, ale miałam wrażenie, że może być w wieku mojej mamy.
Dlatego nie wstałam z łóżka i nie przyłożyłam jej pięścią.
A prawdopodobnie należało tak zrobić. To jest, nie mogłam przecież odpłacić jej tą samą monetą, bo postawiłabym na nogi cały dom. Byłam jedyną osobą w domu, która mogła ją usłyszeć.
Cóż, w każdym razie spośród żyjących.
Po jakimś czasie musiała się chyba zorientować, że nie śpię, bo przestała wyć i wytarła oczy. Płakała.
- Przepraszam - powiedziała.
Ja na to:
- Tak, no cóż, udało ci się zwrócić moją uwagę. Czego chcesz?
- Jesteś mi potrzebna - oznajmiła i pociągnęła nosem. - Jesteś mi potrzebna, żeby coś komuś powiedzieć.
- Dobrze. Co takiego?
- Powiedz mu.. - Przetarła twarz rękawem bluzy. - Powiedz mu, że to nie była jego wina. Nie zabił mnie."

Oto zadanie dla Susannah. Ma przekazać wiadomość, którą tak pragnie duch. Tylko jak, spośród tylu osób, odnaleźć tą właściwą, nie znając nawet jej imienia, a pseudonim tylko? Tutaj, Susannah będzie wystawiona na próbę odwagi oraz zdolności aktorskich. Na deski zostanie położona jej pomysłowość oraz hart ducha. A do tego wszystkiego młoda mediatorka odkryje w sobie pewną zdolność, która będzie dla niej całkowitym zaskoczeniem, ale pozytywnym.

Zastanawiam się, co napisać nowego, po tym jak przeczytałam tę książkę 4 raz. Wprost ją uwielbiam, sądzę jednak, że nie potrafię tego uczucia internetować do Was. Z coraz lepszym słownictwem szwedzkim, a coraz uboższym polskim, trudno jest mi przekazać emocje, w sposób w jaki bym chciała. Przynajmniej te pozytywne. Bo te negatywne, płyną tak szybko, że zawsze znajdę dla nich wydźwięk. To taki jeden wielki minus mieszkania za granicą. Tracisz swój język ojczysty, choć nigdy go nie zapominasz.

Wracając jednak do książki, to ze szczerym sumieniem mogę oznajmić, że książka jest napisana przyjemnym stylem, który szybko płynie przed oczami. Książka nie obciąża naszej głowy zbędnymi informacjami, bo jaka nastolatka martwi się o gospodarkę rolną kraju, bądź bolejącą politykę zagraniczną. (Pewnie takie istnieją, ale nie w tej książce). Za to odnajdziemy dużo humoru, podobnego do tych scen, z których się śmiejesz, ale zasłaniasz oczy, żeby nie patrzeć na taki absurd. No i oczywiście rozwijający się wątek miłosny. Szalejące hormony i fantazje w czysto nastoletni sposób, uprzyjemniają nam czytanie, swoją prostotą i krótkowzrocznością.

Podobnie jak tom pierwszy, tom drugi polecam gorąco, dla lekkiej, niewymagającej lektury, która sprawić może dużo przyjemności oraz drobną podróż do przeszłości, w czasy, gdzie telefony komórkowe powolutku wdrapywały się w życie codzienne swoimi lepkimi i uzależniającymi paluchami. Ja, uwielbiam. Być może i Wam, spodobałaby się taka drobna lektura :)

http://esperazna.blogspot.se/2015/08/dziewiaty-klucz.html


Sądzę, że słyszeliście o Meg Cabot. Seria "Pamiętnik Księżniczki" i film oparty na nim, utkwiły w pamięci większości osób. Na mnie specjalnie nie zrobiły wrażenia, ale to pewnie dlatego, że ja wolę coś krwistego z nutą dramatycznej fantasy. Tak jak seria "Pośredniczka", autorstwa nikogo innego, jak Meg Cabot....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/07/wyspa-doktora-moreau.html




Herbert George Wells, angielski powieściopisarz, dzięki swym dziełom stał się jednym z pionierów gatunku science fiction. W 1986 napisał "Wyspę Doktora Moreau", która nie będąca jego debiutem, ukazuje jego styl pisarski w kwiecie tworzenia. Książka ta bowiem zaskoczyła mnie swoją treścią, choć okładkę ma dość wymowną. Nie spodziewałam się tego, co otrzymałam. I to jest najlepszym, co mogłam otrzymać od książki.

Na samym początku powieści zostajemy wprowadzeni w okoliczności powstania i odnalezienia zwierzeń Edwarda Prendicka. Prezentuje je nam Charles Edward Prendick, którego główny bohater i opowiadający historię, jest wujkiem. Twierdzi on, że opowieść ta nie ma żadnego potwierdzenia, jednak okoliczności zniknięcia na morzu i ponownego pojawienia się Edwarda Prendicka, są zagadkowe.

Edward Prendick, cudem ocalały po katastrofie statku "Królowej Próżności", wycieńczony i spragniony, dryfuje na morzu, dopóki Montgomery, nie lituje się nad nim i bierze na pokład statku. Tam zostaje wyleczony, lecz nie jest mile widziany, bowiem kapitan statku, wieczny pijak, nie chce go na swym pokładzie, tak samo jak nie chce dalej wieźć zwierząt należących do Montgomery'ego. Wysadza go więc z powrotem na tratwę, na której wcześniej dryfował, na pastwę oceanu. Jednak miękkie serce Montgomery'ego znów ratuje Edwarda i zabiera go na tajemniczą wyspę, która nie posiada nawet nazwy.

"- Przypadek - odparł. - Ślepy traf.
- Chciałbym jednak wyrazić swoją wdzięczność jego wykonawcy.
- Niech pan nie dziękuje. Pan potrzebował pomocy, a ja wiedziałem, jak jej udzielić, karmiłem więc pana i szpikowałem zastrzykami - można powiedzieć, że był pan dla mnie nowym okazem do kolekcji. Nudziłem się, szukałem jakiegoś zajęcia. Gdybym tamtego dnia był zmęczony lub gdyby nie przypadła mi do gustu pańska twarz... kto wie, co by się z panem w tej chwili działo.
Jego słowa trochę mnie ostudziły.
- Nie zmienia to jednak... - zacząłem.
- Ślepy traf, zapewniam pana - przerwał mi - jak wszystko w ludzkim życiu. Tylko osły nie chcą tego zrozumieć."

Na tej nieznanej światu wyspie Edward Prendick czuje się niezwykle dziwnie. Czuje strach i niepewność. Za dnia bowiem jest zamykany w swym pokoju i słyszy okrzyki bólu zwierzęcia, znajdującego się za ścianą. Gdy udaje mu się wyjść z tego małego więzienia, zwiedza wyspę, napotykając na swojej drodze, ni to stwory, ni to ludzi. Niektórzy bowiem w większym stopniu przypominają zwierzęta, choć poruszają się na dwóch nogach, mówią i posiadają Wielkie Prawo, które zabrania poruszania się im na czterech łapach, drapania pni drzew, chłeptania wody; a nakazuje czczenie wielkiego Pana, który mieszka w Domu Cierpienia i może zadać krzywdę każdemu, w dowolnej chwili. Tą osobą jest nie kto inny, jak Doktor Moreau.


Świat, który zaprezentował mi Wells, nie był mi wcześniej znany. Nie mówię tu oczywiście o wyspach, ale o operacjach zmiany zwierzęcia w człowieka. Zmodyfikowania mu mózgu, tak aby mógł mówić i odczuwać. Jak widać ludzka wyobraźnia jest bezmierna. I to uwielbiam. Pomysł, który wcześniej nie był wykorzystany, który jest świeży i pozwala rozwinąć skrzydła dla takich pisarzy jak Herbert Wells. Nie powiem, że była to książka, przez którą nie mogłam spać, jednak poświęcałam jej więcej czasu, niż powinnam.

Możecie sobie wyobrazić, w jakim zdziwieniu byłam, gdy odkryłam, że strony 16-32 są do góry nogami? Nie wiem czy posiadam egzemplarz unikalny, czy każdy został wydany z tą pomyłką, niemniej jednak było to dziwnym utrudnieniem. I właściwie oprócz tego, nie ma w tej książce niczego, czego mogłabym się 'uczepić'. Akcja jest. Nie nudzi. Ciekawie. Oryginalnie. Krótko i zwięźle. Mogę uczciwie stwierdzić, że przysłowie 'stare ale jare', idealnie pasuje do tej książki. Pomimo iż została wydana jakieś 120 lat temu, wcale nie czuje się tego upływu lat. A przecież zmienił się nie tylko język, ale i sposób postrzegania. Zmieniła się technologia i narzędzia. A książka jest wciąż dobra.

I gdyby się tak głębiej przyjrzeć, to opis książki jest właściwy, ponieważ bez względu na to, jak bardzo doktor Moreau starał się nadać zwierzęciu cechy ludzie i stworzyć z niego człowieka, to jego pierwotne instynkty zawsze brały górę. Z tego płynie proste przesłanie, że ewolucja wie co robi i właściwie nie warto w nią ingerować. I to jest najwartościowsze w tej książce. Bo gdyby nie szukać drugiego dna, okazałaby się ona zwykłą opowiastką z elementami fantastycznymi. Jednak skąd właściwie wiadomo, co autor miał na myśli, pisząc książkę?

Polecam. I tyle. Już się napisałam. Książka jest krótka i wartościowa. Podobna do pięknej opowieści na dobranoc dla dzieci, z której płynie mądry i dalekowzroczny morał. Takie książki warto czytać :).

http://esperazna.blogspot.se/2015/07/wyspa-doktora-moreau.html




Herbert George Wells, angielski powieściopisarz, dzięki swym dziełom stał się jednym z pionierów gatunku science fiction. W 1986 napisał "Wyspę Doktora Moreau", która nie będąca jego debiutem, ukazuje jego styl pisarski w kwiecie tworzenia. Książka ta bowiem zaskoczyła mnie swoją treścią, choć okładkę ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/07/tytus-groan.html


Mervyn Peake, żyjący w latach 1911 do 1968, brytyjski artysta, poeta i ilustrator, zyskał swą niewątpliwie zasłużoną sławę, dzięki cyklowi Gormenghast, opowiadającym o rodzie Groanów, pięknym i rozległym zamku oraz o ludziach, którzy każdego dnia wykonują tam najróżniejsze czynności.

Pierwszy tom tego cyklu, zatytułowany "Tytus Groan" opowiada o narodzinach 77. spadkobiercy majątku Groanów, Tytusa. I choć historia zaczyna się dość spokojnie, to w miarę czytania, można odnieść wrażenie, że w tym zamku istnieje więcej tajemnic i spisków niż słów kiedykolwiek wypowiedzianych. Kuchmistrz Swelter nienawidzi pierwszego służącego Jego Wysokości - Flaya. Siostry bliźniaczki, Clarice i Cora pragną władzy, którą odebrała im hrabina - Gertruda. Fuksja nie znosi wszystkich, oprócz swej niańki - Pani Slagg; i nader wszystko pragnie samotności. A mały i podstępny Steerpike, uciekłszy z kuchni pląta się po zamku z zamiarem jego opuszczenia, dopasowując swą odgrywaną rolę do każdej osoby, którą spotka po drodze. I tak z dnia na dzień ludzie się nienawidzą, knują przeciw sobie, a mały Tytus rośnie jak na drożdżach, nieświadomy swego losu, przeznaczenia oraz wrogów.

W książce odnaleźć można, prócz zatruwania sobie wzajemnie życia, humor i piękne opisy zamczyska, które są charakterystyczne dla Mervyn'a.

"Chodźcie, drogie panie, chodźcie. Droga pani Slagg, każdego dnia wygląda pani o sto lat młodziej. Tędy, tędy."

Wielu twierdzi, że "Tytus Groan" jest fantastyką. Jednak nie odnajdzie się tam czarów, różdżek, klątw, czarodziejek, znikających ścian, psotnych schodów, czy ruszających się obrazów. Odnaleźć za to można skutki podjętych źle decyzji, piękne słowa na wietrze, sarkazm oraz stek kłamstw, aby móc spokojnie żyć i osiągnąć upragniony cel.

"Fuksja szła powoli, żałując, że nie jest sama.
- Nie powinno być ani bogatych, ani biednych, ani silnych, ani słabych - powiedział Steerpike, wyrywając metodycznie nóżki owada, jedną po drugiej. - Równość to wielka rzecz, równość to wszystko. - Cisnął okaleczonego owada. - Zgadza się pani, Lady Fuksjo? - powiedział."

Piękne komnaty, łoża z baldachimem, kominek, w którym igra ogień, tajemne przejścia. Samotność i przestępstwa, królewskie rytuały... a wszystko to otoczone ogromnym murem, za którym żyją ludzie, parający się rzeźbiarstwem. Tylko dzięki temu zawodowi i poprzez wykonanie najpiękniejszej rzeźby roku, szarzy ludzie mogli raz w miesiącu przy pełni księżyca, udać się za mury zamku i przechadzać się nocą. To był dar króla dla pospólstwa.


I choć nie jest to fantastyka z zapierającymi dech w piersi efektami specjalnymi, to na dobre książka zdobyła moje serce. Stało się tak nie tylko przez to, że książka ma dobre ponad 500 stron, ale również przez to, jak pięknie potrafią być ubrane w słowa 32 litery naszego polskiego alfabetu. Ze swymi staropolskimi słowami, umarłymi tradycjami oraz głęboko zagrzebanymi ludzkimi uczuciami, książka staje się przepięknym dziełem. Bohaterowie, wykreowani w perfekcyjny sposób, nie potrzebowali dla mnie imion, ponieważ rozpoznawałam ich po samym słowie, ubraniu, czy charakterystycznym chodzie.

Jedynym co mnie ubodło, to występujące w książce błędy w dialogach, które objawiały się brakiem odpowiednich znaków interpunkcyjnych. Czasami nie wiedziałam, czy autor coś myśli, czy coś mówi. To wprowadzało mnie w drobne rozdrażnienie i zdecydowanie przedłużyło datę końcową przeczytania książki. Jednak nie wpłynęło znacząco na rozwój akcji, ponieważ błędy te nie występowały w całej książce, tylko miejscowo.

Ogólne moje wrażenie są pozytywnie pozytywne. Spodziewałam się czegoś innego po tak sławnej i rozchwytywanej książce, choć to, co otrzymałam mnie nie rozczarowało. Chciałam piękną opowieść o zamku i ją otrzymałam; wraz z perfekcyjnie wykreowanymi postaciami, humorem, sarkazmem i spiskami, tworzy niezwykłą opowieść o rodzinie Groanów oraz służbie, która wydawałoby się milcząca i usłuchana, potrafi wyrazić swoje zdanie nader dosadnie. I choć nie jest to typowa fantastyka, mogę z czystym sercem oraz sumieniem, zagwarantować, że każdy odnajdzie w niej coś, co pokocha, wraz z czymś, co znienawidzi.

"Zaczął się drapać przez okropną dziurę w szkarłatnych łachmanach. Podczas trwania owego zajęcia nastąpiła chwila ciszy. Steerpike zaczął przenosić ciężar ciała na drugą nogę.
- Jak myślisz, gdzie idziesz? Stój spokojnie, ty szczurze nieszczęście, dobrze? Na ślepia matki, którą pochowałem zadem w górę, trzymaj się ziemi, chłopcze, trzymaj się ziemi. - Włosy wokół ust zalepiły się śliną, gdy wymacywał kulę na kamiennym stole."

http://esperazna.blogspot.se/2015/07/tytus-groan.html


Mervyn Peake, żyjący w latach 1911 do 1968, brytyjski artysta, poeta i ilustrator, zyskał swą niewątpliwie zasłużoną sławę, dzięki cyklowi Gormenghast, opowiadającym o rodzie Groanów, pięknym i rozległym zamku oraz o ludziach, którzy każdego dnia wykonują tam najróżniejsze czynności.

Pierwszy tom tego cyklu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/07/wielkie-dni-otrow.html



Rajmund Hanke (1939-2012), znany polski działacz kulturalny, społeczny oraz polityczny. "Wielkie dni łotrów" jest trzecią książką w dorobku tego pisarza, lecz warto zaznaczyć, że jedyną z gatunku science fiction. Co skusiło autora do wyboru takiego kierunku w pisarstwie - nie wiem, jednak rezultaty jakie może przeczytać czytelnik nie należą do chwalebnych. Choć być może nie odszukałam w nich drugiego dna, tego politycznego, które ze względu na cenzurę powinno być zgrabnie ukryte.

Pierwsze z czterech opowiadań "Wielkie dni łotrów" ma miejsce na Ziemi, gdzie lądują statki kosmiczne innej inteligentnej cywilizacji. W miarę rozwoju sytuacji dowiedzieć się można, że są to Jowiszanie, pochodzący oczywiście z Jowisza, zwący siebie lędzinami. I od razu zaczynają się kłopoty. Przy lądowaniu statków zostaje zniszczonych wiele domów i innych budynków miasta, a co za tym idzie, uśmierconych wielu mieszkańców. Ziemianie oczywiście obwiniają za to przybyszów, jednak pragną z nimi pokoju, więc puszczają płazem te morderstwa. Były przecież nieświadome. Jowiszanie w obliczu zagrożenia, uruchamiają w swym ciele specjalny klucz obrony, który pozwala im palić oraz niszczyć wszystko na swej drodze. I tu powstaje impas. Jak zaprowadzić pokój z istotami tak potężnymi, które nie słuchają głosu rozsądku, które nie potrzebują ani jeść, ani pić i są stworzone z metalu?

"- Moje przedsiębiorstwo od lat cierpi na brak rąk do pracy - zwierzał się Rytus Donetowi i Tuczowi. - Ludzie szukają roboty łatwiej i przyjemnej. Żeby się przypadkiem nie ubrudzić, nie przemęczyć, ale, oczywiście, jak najwięcej zarobić. Nie doceniają pracy fizycznej. Od jutra mógłbym zatrudnić setki Jowiszan."

Przewidujące, nieprawdaż? Zachodzę jednak w głowę, kogo miał dotyczyć tytuł opowiadania. Ludzi czy Jowiszan?

"Planeta jaszczurek" to króciutkie opowiadanie dotyczące ekspedycji naukowej na inną planetę. Wybrało się troje ludzi. Dwóch mężczyzn i kobieta. Od początku opowiadania przydarzają im się same nieszczęścia. To kamień uderzający w statek, to fatalne lądowanie, skrzywdzenie ogromnej skorupy żółwia, kłopoty z uruchomieniem kapsuły, napad jaszczurek... Mogłabym wiele wyliczać. Doszłam do wniosku, że właściwie nie wiem o czym jest to opowiadanie. Tylko o wyprawie na inną planetę i opisie dziwnych zwierząt? Być może jest to tylko jedna z wielu możliwości wyglądu innych planet, gdzieś tam w galaktyce.

"Eksperyment" dotyczy prac naukowych doktora, pragnącego zapłodnić sztucznie jajo kobiece i cały proces rozwoju dziecka przeprowadzić tylko i wyłącznie za pomocą maszyn. Eksperyment udaje się, jednak dziecko, które rodzi się w ten sposób jest odpychające. Nie tylko wygląd jest inny ale również i myślenie oraz brak mowy. Potrafię zrozumieć, że to opowiadanie może mieć w sobie przesłanie. Że eksperymenty mogą być niebezpieczne, a kolejne próby nie zawsze wróżą dobre wyniki i czasem nierozsądnie jest kombinować z naturą.

"Do niej" to sielskie opowiadanie o dwudziestym pierwszym wieku i możliwości poddania się zamrożeniu, aby móc ponownie obudzić się za kilkadziesiąt lat. Na początku wydaje się właściwie o niczym, dopiero później jednak można dojść do wniosku, że jest ono smutnym opisem życia chłopca, który wierzył, że gdy obudzi się za pięćdziesiąt lat, ludzie będą kulturalniejsi i życie w końcu nabierze sensu. Z opowiadania jasno wynika, że zawiódł się niemiłosiernie, bo ludzie wcześniej i później są tacy sami, mimo iż minęło tyle lat.

Nie oceniam książki wysoko, ponieważ nie jest wykluczone, że moja interpretacja jest nadinterpretacją i zachwalam coś, co nie jest tego warte. Mimo iż książka ma jakieś 170 stron, męczyłam się z nią niemiłosiernie, ponieważ język był dla mnie utrapieniem. Dochodzę jednak do wniosku, że książka nie jest tylko błahym słowem na papierze - zawiera dziwne przeczucia autora, który pisząc ją około roku 1980, kreował swoją wizję przyszłości, którą zaobserwować można w podanym fragmencie. Sądzę, że jest trafny, aczkolwiek w dzisiejszych czasach ludzie chcą oczywiście mało pracować a dużo zarabiać, jednak wolnych miejsc pracy jest zdecydowanie mniej niż kiedyś. Wiąże się to nie tylko z dużą ilością ludności (co obrazuje opowiadanie "Do niej"), ale także z wymyślnymi eksperymentami naukowymi, dzięki którym maszyny zastępują ludzka pracę (co obrazuje opowiadanie "Eksperyment"). Tylko co zrobić, aby dzisiejsza sytuacja bezrobocia nie była już problemem? Może zastosować to, co autor w opowiadaniu "Planeta jaszczurek" i wysyłać ludzi w galaktykę, w poszukiwaniu nowych, zamieszkałych planet?

Jestem neutralna. Nie polecam książki, ani nie odradzam. Dla ludzi lubiących wgryzać się w każde słowo może okazać się kopalnią przeczuć autora, ale dla tych co lubią szybko i łatwo, nie będzie odpowiednia. Wybór pozostawiam oczywiście Wam, bo wiem, że mogę Wam jedynie szeptać, a to, czy będziecie chcieli mnie wysłuchać, to tylko i wyłącznie (niestety!) Wasza decyzja. Wiadomo przecież, że z czytania należy mieć przyjemność, a poprzez zmuszanie, nigdy przyjemności nie ma.

http://esperazna.blogspot.se/2015/07/wielkie-dni-otrow.html



Rajmund Hanke (1939-2012), znany polski działacz kulturalny, społeczny oraz polityczny. "Wielkie dni łotrów" jest trzecią książką w dorobku tego pisarza, lecz warto zaznaczyć, że jedyną z gatunku science fiction. Co skusiło autora do wyboru takiego kierunku w pisarstwie - nie wiem, jednak rezultaty jakie może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/07/szpital-kosmiczny.html


Gdy rozpoczynałam lekturę o Szpitalu Kosmicznym, właściwie nie spodziewałam się niczego. Oczywiście wiedziałam, że będzie to kolejny duży kęs science fiction i że nigdy cały wykreowany przyszłościowy świat nie będzie opisany całkowicie. Wiedziałam też, że muszą być jakieś istoty inteligentne, które oprócz ludzi będą występowały w tej książce. Tak z grubsza, wiedziałam również, że akcja będzie się działa w Szpitalu Głównym, jedynym tak dużym i wszechstronnym we wszechświecie. Co mnie zaskoczyło? Istoty. Inteligencja. Nuta kryminału i dreszcz niepewności. Szybka akcja i ryzykowne decyzje. Wyobraźnia. I jeszcze raz wyobraźnia, Jamesa White'a.

Cała książka podzielona została na 4 rozdziały, z których każdy opisuje inny, trudny przypadek choroby istoty inteligentnej. Pierwsza część książki, zatytułowana Lekarz opowiada o chorym Hudlarianie, małym zwierzątku, reprezentancie klasy FROB, którego rodzice zginęli podczas budowy Szpitala Głównego. Zająć się nim musi O'Mara, psycholog oraz osoba odpowiedzialna za montaż różnych elementów składowych Szpitala. Obowiązek ten spada na niego, ponieważ, wolą przypadku, to on uśmiercił rodziców Hudlarianina.

Trzy następne rozdziały mają jednego bohatera głównego, mianowicie lekarza Conway'a. W jednym z nich musi dowieść swojej odpowiedzialności i wyleczyć umierających pacjentów, którzy w istocie stanowią jedno ciało. Później musi wykazać się cierpliwością i umiejętnościami współpracy z innymi gatunkami istot inteligentnych przy pielęgnowaniu Emilii - dinozaura. A na sam koniec dostaje pacjenta, którego gatunek jest nieznany, a przez to nie wie jak go leczyć. To wyjątkowo utrudnia sprawę ponieważ istota ta znajdowała się na pokładzie ambulansu kosmicznego, gatunku wysoko rozwiniętego. A co jeśli pacjent umrze i te istoty się o tym dowiedzą?

Ach. Dobre, klasyczne science fiction, bez zagłady cywilizacji i choroby opanowującej organizmy rozumne na Ziemi. Za to z mnóstwem pomysłów na stworzenie innych cywilizacji, środowiska w jakim żyją oraz sprzętu potrzebnego aby takowe cywilizacje odkrywać, bądź też porozumiewać się z nimi. Lektura okazała się lekka, choć akcja gna niezmiernie szybko. Czytałam z największą przyjemnością, choć czas starał się mi wyrwać jak najwięcej chwil dla nieczytania.

"Istoty należące do różnych ras porozumiewały się między sobą głównie za pomocą autotranslatora, który elektronicznie rozdzielał i klasyfikował wszystkie znaczące dźwięki i odtwarzał je w języku jego użytkownika. Inną metodą, stosowaną, gdy istniała potrzeba przekazania znacznej ilości dokładnych danych o bardziej wyspecjalizowanym charakterze, była nauka przy pomocy hipnotaśm. Za ich pomocą przekazywano wszelkie doznania zmysłowe, wiedzę i osobowość jednej istoty bezpośrednio do mózgu drugiej. Daleko w tyle za nimi, jeśli chodzi o powszechność zastosowania i dokładność, była metoda trzecia: pisany język cokolwiek na wyrost nazywany uniwersalnym.
Język uniwersalny przydatny był tyko istotom, których mózgi wyposażone były w receptory optyczne zdolne do wydobycia informacji z zespołów znaków graficznych rozmieszczonych na płaskiej powierzchni, czyli krótko mówiąc, z zadrukowanej stronicy."

Umiem język uniwersalny. Jak to pięknie brzmi. Nigdy w życiu nie czytałam bardziej poetyckiego i głębszego opisu strony w książce, a i nigdy nie wyobrażałam sobie, że można naukę, jaką jest czytanie, spłycić do granic możliwości, osadzając ją na trzecim miejscu przekazywania danych w przyszłości. Tak więc jestem istotą posiadającą mózg wyposażony w receptory optyczne, które zdolne są do wydobycia informacji z zespołów znaków graficznych rozmieszczonych na płaskiej powierzchni i wcale nie boję się do tego przyznać, a nawet chwalę!

Jedynym, co nie podobało mi się podczas rozpoznawania znaków graficznych na płaskiej powierzchni, to element tajemniczości zastosowany w zdaniach typu: 'Teraz już wiedział co musi zrobić.', 'To, co zamierzał zrobić mogło przerosnąć jego zdolności.' Gdzie autor nie wytłumaczył nam o co chodzi, o czym bohater myśli, tylko pozostawił w niewiedzy i należało samemu doczytać dalszy ciąg. Nie lubię takich zabiegów, ponieważ odnoszę wtedy wrażenie, że autor wie więcej i przez to stwarza on atmosferę nierealności sytuacji. Wiem, że autor z reguły wie więcej, ale nie powinien się ujawniać, ponieważ gdy akcja dzieje się na bieżąco, widzimy czyny, nie musimy wiedzieć, że była to ostatnia rzecz jaką zrobił, bądź ostatnie słowa, które powiedział. Mnie przeszkadzało to w książce.

Tak więc, ogólne moje wrażenia są pozytywne. Dostałam akcję i fantastykę, niepewność oraz trzeźwość myślenia. Nigdy nie sądziłam, że można wymyśleć tyle różnych istot, które mogłyby zamieszkiwać wszechświat. James White miał świetny pomysł, umiejscawiając akcję książki w wyimaginowanym Szpitalu Kosmicznym. Tam bowiem, mógł bez przeszkód przelewać na papier swoje wizje dalekiej przyszłości z istotami inteligentnymi, potrzebującymi pomocy medycznej. Polecam czy nie polecam? Polecam. Ja miałam wiele przyjemności z czytania. :)

http://esperazna.blogspot.se/2015/07/szpital-kosmiczny.html


Gdy rozpoczynałam lekturę o Szpitalu Kosmicznym, właściwie nie spodziewałam się niczego. Oczywiście wiedziałam, że będzie to kolejny duży kęs science fiction i że nigdy cały wykreowany przyszłościowy świat nie będzie opisany całkowicie. Wiedziałam też, że muszą być jakieś istoty inteligentne, które oprócz ludzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Najważniejsze osiągnięcia Edmunda Coopera, bądź też te, o których powinniśmy pamiętać, podało nam Wydawnictwo ALFA, na okładce książki. Przede wszystkim jednak należy wiedzieć, i tu podzielam to zdanie, że miał on szeroko rozbudowaną wyobraźnię, co zaprezentował w swej książce Po drugiej stronie nieba.

Po drugiej stronie nieba znajduje się Altair Pięć. I tam właśnie dzieje się cała akcja książki. Głównym jej bohaterem jest Paul Marlowe. Przebył on na tę planetę wraz z 11 innymi członkami załogi Gloria Mundi. Chcąc zbadać planetę grupa podzieliła się. Z tej, w której był Paul, tylko on przetrwał. Reszta, przetrzymywana w lochach Baya Nor (Altair Pięć), popełniła samobójstwo. Być może wykształcenie psychologiczne i pedagogiczne pomogło mu w codziennej marnej egzystencji w zamknięciu. Tego nie wiadomo. Po bardzo długim okresie więziennym, u kresu myśli samobójczych, Enka Ne (bóg-król na Baya Nor), uwolnił Poula Mer Lo, dając mu monetę handlową oraz noję (służkę, kobietę, dokładnie nie wiadomo jaką ona miała pełnić rolę). Bóg-król ułaskawił go, lecz nakazał aby odcięto mu najmniejsze palce u rąk. Bajańczycy bowiem mieli po cztery palce u każdej z dłoni, przy czym reszta ciała była podobna do Ziemskiej. Bajańczycy byli bardzo prostym ludem. Mieli swoją wyrocznię, która wybierała corocznie nowego Enke Ne. Uprawiali kappę i polowali na zwierzęta. Obchodzili krwawe rytuały, wierząc w nie święcie i nie podważając faktu, że poświęcenie trzech młodych dziewczynek i wyrwanie im serca jest niehumanitarne. Taka jest wola Oruri - bóstwa, które ich stworzyło.

"O ile Baya Nor nie było mocne w nauce, z pewnością było mocne w sztuce - pokolenia rzeźbiarzy i kamieniarzy, którzy rzeźbili miasto z ciemnego, ciepłego piaskowca, zostawiły za sobą pomniki majestatu i klasycznych linii. Odrzucając język pisany artyści elokwentnie stworzyli wspólny testament w języku formy i kompozycji. Poślubili wodę z kamieniem i stworzyli żywą, ruchomą poezję fontann, światła słonecznego, cienia i piaskowca, która stanowiła pieśń radości ku czci Oruri."

Puol Mer Lo stał się nauczycielem na Baya Nor. Lecz Paul Marlowe tęsknił za Ziemią i przeklinał swoją ciekawość i chęć poznania nowej inteligentnej cywilizacji. Rozpamiętywał chwile minione, które ulotne i przeszłe, nie mogły do niego powrócić - swoją żonę i podróż na planetę. Kilkadziesiąt lat świetlnych hibernacji i opuszczenie swojego rodzinnego domu - wszystko po to, aby odkryć nową zamieszkałą planetę. Planetę o niskim rozwoju technicznym, z władzą absolutną.

"- Szah Szanie, jesteś pierwszym człowiekiem, który sprawił, że łzy napływają mi do oczu.
- Miejmy nadzieję, że także i ostatnim. Nie wiem nic o nowym bogu-królu. Już go znaleziono, już go kształcą. Ale nic o nim nie wiem. Możliwe, że będzie bardziej - no, jak to się mówi?
- Ortodoksyjny? - podpowiedział Paul.
- Tak, bardziej ortodoksyjny. Może będzie kładł nacisk przede wszystkim na tradycję. Musisz być ostrożny. - Szah Szan roześmiał się. - Pamiętasz, co się stało, kiedy pokazałeś nam koło?
- Zginęło trzech ludzi - odparł Paul. - Ale teraz twoi obywatele używają wózków, taczek, riksz.
Szah Szan pociągnął duży łyk z kappy.
- Nie, Paul, źle liczysz. Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale Enka Ne był zmuszony zabić stu siedemnastu kapłanów, przede wszystkim z Zakonu Ślepych, żeby uchronić twoje życie i pozwolić na budowanie wózków. To wysoka cena, prawda?
Paul Marlowe spojrzał na niego przerażony."


Po drugiej stronie nieba ma w sobie pewne cechy, które bardzo lubię. Fantastykę, pomysł na książkę, stopniowanie ważnych wydarzeń, tajemnicę, która wyjaśnia się w czasie trwania akcji. Podobał mi się również sposób, w jaki książka została napisana. Język bajański zawierał niewiele słów, więc i zdania napisane były niezwykle oszczędnie i prosto. Nie wszystko było w książce było szczęśliwe, wręcz przeciwnie. Odniosłam wrażenie, że cała książka jest bardziej smutna i przygnębiająca niż być powinna. Główny bohater cierpi, ponieważ wie, że po autodestrukcji statku kosmicznego, nie ma powrotu na Ziemię i zawsze pozostanie obcy na Baya Nor. Jest rozdarty pomiędzy ziemskiego Paula Marlowe, a Poul Mer Los - Bajańczyka. Czasami można się pogubić, co on właściwie zamierza, ponieważ jednego dnia jest w depresji, innego zaś widzi przed sobą spokojną przyszłość. Również fragmenty będące wspomnieniami są dziwnie wpasowane w książkę, ponieważ nie są oznaczone. Dopiero po kilku zdaniach można zorientować się o jakim czasie mowa. To utrudniało mi czytanie.

W kilku zdaniach mogę określić tę książkę jako dobrą, ale nie rewelacyjną. Stare, dobre science fiction, idealne na długi wieczór. Dla każdego miłośnika podróży międzyplanetarnych oraz ciekawych jak ta inna, inteligentna cywilizacja mogłaby wyglądać. Polecam z czystym sercem.

"- Widzę wygraną. Znajdziemy planetę z warunkami do życia typu ziemskiego. Mogą nawet być na niej istoty inteligentne.
- Łatwo nie rezygnujesz, co?
- Pewno, że nie. Tak, jestem przekonany, ze spotkamy istoty inteligentne... I sądzę, że chyba spotkamy się w Samarze.
Ann uśmiechnęła się.
- A cóż to znowu za Samara?
- Chcesz powiedzieć, że nigdy nie słyszałaś o spotkaniu w Samarze?
(...)
- To wschodnia opowieść - zaczął Paul. - Służący pewnego bogacza z Bagdadu czy Basry, czy czegoś takiego poszedł na zakupy. Ale na targu spotkał śmierć, która dziwnie na niego spojrzała... Sługa popędził do domu i mówi do swojego pana: 'Panie, na targu spotkałem śmierć, która spojrzała na mnie tak, jakby chciała się o mnie upomnieć. Pożycz mi swojego najszybszego konia, żebym mógł pojechać do Samary. Będę tam przed nocą i w ten sposób ucieknę śmierci'.
- Zupełnie słusznie - stwierdziła Ann. - Osiem punktów za inicjatywę.
- A właśnie - powiedział Paul. - Służący przejawił zbyt wiele inicjatywy. Bogacz pożyczył mu konia i służący wyruszył z dużą prędkością do Samary. Ale kiedy już pojechał, bogacz pomyślał: 'To przesada. Mój służący jest świetnym służącym. Będzie mi go brak. Śmierć nie ma prawa go niepokoić. Chyba pójdę na targ i powiem jej, co o tym myślę'.
(...)
- Bogacz poszedł na targ i przycisnął śmierć do muru. 'Posłuchaj, no - powiedział, może trochę innymi słowami. - Dlaczego niepokoisz mojego służącego?' Śmierć ubawiła się. 'Panie - powiedziała - ja tylko spojrzałam na niego ze zdziwieniem'. 'A to dlaczego? - spytał bogacz. - To przecież zwykły służący'. 'Spojrzałam na niego ze zdziwieniem - wyjaśniła śmierć - bo nie spodziewałam się go tu zobaczyć. Przecież mam się z nim spotkać dopiero dziś wieczorem - w Samarze'."

Taka jest wola Oruri.

Najważniejsze osiągnięcia Edmunda Coopera, bądź też te, o których powinniśmy pamiętać, podało nam Wydawnictwo ALFA, na okładce książki. Przede wszystkim jednak należy wiedzieć, i tu podzielam to zdanie, że miał on szeroko rozbudowaną wyobraźnię, co zaprezentował w swej książce Po drugiej stronie nieba.

Po drugiej stronie nieba znajduje się Altair Pięć. I tam właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Christpher Paolini rozpoczął swoją pisarską krucjatę w wieku 16 lat. Pierwszym i niewątpliwie znanym jego dziełem, jest Eragon. Wydany w 2002 roku przyniósł autorowi sławę i miano bestsellerowego pisarza. O jego stylu zdania są podzielone niczym warstwy w cebuli. Jedni twierdzą, że jest objawieniem, że świat wykreowany jest niezwykle plastyczny i głęboki, że styl pisania, choć antyczny, nie jest trudny i dlatego przyjemny w odbiorze. Są jednak tacy, którzy w całym tym worku chwał upolowali negatywy. Według nich postacie w książce są płaskie niczym papier i tak samo wyblakłe, czyniąc całą opowieść zwykłą historią. Oto jak ja to widzę.

Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy porwana Nasuada odzyskuje przytomność i uświadamia sobie, że jest przywiązana do marmurowego łoża. Przetrzymywana z woli Galbatorixa, torturowana i kuszona, próbuje nie stracić zmysłów z bólu i dezorientacji. Następnie akcja przenosi się do osoby Eragona. Wyrusza on do Vroengardu - dawnej smoczej siedziby, aby przepowiednia od Angeli i Solembuma się dokonała. Zastaje tam tylko ruiny, jednak wraz z dłuższym pobytem odkrywa, że magia, która tam pozostała stworzyła dziwne istoty, które nie powinny w ogóle istnieć. Kolejnym bohaterem z punktu którego opowieść się rozwija, to Roran - brat przyrodni Eragona. Jako zwykły człowiek, niewładający magią, a jedynie młotem, martwi się o swą żonę, Katrinę i małą córeczkę, Ismirę. Jeśli zginie w starciu z Galbatorixem, pragnie dla nich bezpieczeństwa, co się jednak stanie, gdy gniew Shurikana zostanie skierowany na niewalczące kobiety i dzieci?


Akcja gna, to prawda. Właściwie dzieje się to tak szybko, że niektórych rzeczy nie rozumiałam, ponieważ zostały niewytłumaczone. To tak jakby autor chciał naprędce ukończyć książkę, aby mieć ją z głowy. Pomysł z rozdzieleniem jednego tomu na dwa, to doprawdy porażka. I wszyscy to wiedzą. Czytałam, że było to odgórnie narzucone wraz z prawami autorskimi. Jaka jest prawda - nie wiem. Wiem jednak, że efekt końcowy nie nadał serii większej wagi czy zalet. Właśnie przez oczekiwanie na kolejne wydarzenia z nowego tomu, traci się ważne szczegóły. Z reguły książkę kończy takie zdarzenie, które rozwikła się w tomie następnym, jednak jest ono wystarczająco rozwinięte, aby stanowić spójną całość, nieprzerwaną w połowie. Zdziwił mnie również fakt, że książka nie posiadała streszczonych wcześniejszych tomów, ponieważ w Najstarszym, Brisingrze i Dzidzictwie tom I, streszczenia takie się znalazły, co było dużym plusem.

Ponarzekałam, teraz podam trochę zalet. Niewątpliwą zaletą całej książki jest pomysłowość. Autor nie omijał fragmentów walk, a opisywał je zgrabnie ze szczegółami. Jest to dla mnie zaletą, często bowiem zdarzają się w książkach zminimalizowane opisy, bez emocji i wyobraźni. Czymś, czego mi brakowało, to prawdziwe imiona, które do końca pozostały niewiadome. Autor nie podał ich w pradawnej mowie, opisał jednak co symbolizują. Dla mnie to było odrobinę za mało (dlatego stwierdzam, że autorowi się śpieszyło), nie wnikało to jednak znacząco na akcję, czy na pozytywny odbiór.

"Roran z rykiem runął na pierwszy szereg. Wokół niego bryzgała krew, gdy wymachiwał młotem. Czuł, jak pod jego ciosami pęka metal i kość. Stłoczeni żołnierze byli bezradni. Zabił czterech, nim jeden zdążył wymierzyć mu pchnięcie mieczem, które Roran zablokował tarczą.
Na końcu ulicy, Nar Garzhvog jednym ciosem pałki powalił sześciu mężów. Żołnierze zaczęli podnosić się na nogi, nie zważając na obrażenia, które trwale by ich unieszkodliwiły, gdyby czuli ból, i Garzhvog uderzył ponownie, miażdżąc ich.
Roran był świadom tylko obecności ludzi przed sobą, ciężaru młota w dłoni i śliskich od krwi kamieni pod stopami. Łamał i walił, uskakiwał i pchał, warczał, krzyczał, i zabijał, zabijał, zabijał - aż w końcu, ku swemu zdumieniu, zamachnął się młotem i natrafił tylko na pustkę. Jego broń odbiła się od ziemi, krzesząc iskry z bruku, i wzdłuż ręki przebiegła błyskawica bólu."

W książce, oprócz nieprzerwanie lejącej się krwi, bywają i momenty, które nadają narracji lekkości. Jest to humor, odpowiedni, by nie stać się kiczem. Humor odrobinę czarny, wystarczający jednak aby oddać ludzki charakter, który jest niestabilny.

"Przyjrzawszy się im w akcji, Roran uznał, że każdy z elfów jest wart co najmniej pięciu ludzi, i to nie licząc ich zdolności posługiwania się magią. Co do uragli, starał się jedynie schodzić im z drogi, zwłaszcza Kullom. Wydawało się, że w podnieceniu nie rozróżniają przyjaciół od wrogów, a Kulle były tak wielkie, że z łatwością mogły zabić nawet niechcący. Widział, jak jeden z nich zmiażdżył żołnieża pomiędzy swym udem i ścianą budynku i nawet tego nie zauważył. Innym razem Kull obciął przeciwnikowi głowę niechcący, unosząc tarczę, gdy się obracał."

Moje ogólne wrażenia są pozytywne, jednak spodziewałam się czegoś więcej. Gdy zapytacie mnie czego, nie odpowiem, ponieważ nie wiem. W tomach poprzednich była taka świeżość i element głębi, który pochłaniał mnie, gdy czytałam. W tym tomie tego nie znalazłam, choć akcja toczyła się dość szybko. Nie odniosłam wrażenia, że bohaterowie są bezbarwni. Mieli swój urok, choć niewątpliwie stwierdzam to poprzez pryzmat wszystkich tomów. Mogłabym książkę polecić z lekkim sercem, lecz wiem, że należałoby zacząć od tomu pierwszego. Mogę dodać tylko tyle jeszcze, że nie była ona czasem straconym i przyjemnie mi się ją czytało - jako zakończenie serii. Najbardziej ze wszystkiego podobał mi się sposób w jaki autor zakończył serię. Dał taką cichą nadzieję, że może być ona kontynuowana. Jak będzie, się okaże.

Christpher Paolini rozpoczął swoją pisarską krucjatę w wieku 16 lat. Pierwszym i niewątpliwie znanym jego dziełem, jest Eragon. Wydany w 2002 roku przyniósł autorowi sławę i miano bestsellerowego pisarza. O jego stylu zdania są podzielone niczym warstwy w cebuli. Jedni twierdzą, że jest objawieniem, że świat wykreowany jest niezwykle plastyczny i głęboki, że styl pisania,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Charlaine Harris, którą wielu uznaje za bestsellerową pisarkę, nie skradła mojego serca. Nie rozbudziła mojej wyobraźni, a jedynie ciekawość, ponieważ sam plan jej powieści był dobry; padło wykonanie. Co mogę powiedzieć o niej więcej? Właściwie tylko tyle, że niezmiernie dziwi mnie fakt popularności jej książek oraz serialu na ich podstawie nakręconego.

Do najgłośniejszych jej publikacji należy właśnie cykl The Southern Vampire Mysteries opowiadający o Sookie Stackhouse - kelnerce-telepatce z Luizjany, na podstawie którego HBO nakręciło serial Czysta Krew (True Blood).

Dotyk Martwych to książka zawierająca opowiadania ze świata Sookie, umiejscowione pomiędzy wcześniejszymi tomami. Wydana w Polsce po raz pierwszy w 2011 roku. Cała seria zawiera w sobie 13 książek, z których 12 przetłumaczonych zostało na język polski oraz ostatni tom 13 After Dead: What Came Next in the World of Sookie Stackhouse (październik 2013), który w Polsce nie ujrzał światła dziennego.

Oczywiście, jak wielu autorów, również i Charlaine Harris posiada profil na fb:
https://www.facebook.com/CharlaineHarris?fref=ts

Cyklu Sookie Stackhouse opisałam już:
tom 1. "Martwy aż do zmroku"
tom 2. "U Martwych w Dallas"
tom 3. "Klub Martwych"
tom 4. "Martwy dla świata"
tom 5. "Martwy jak zimny trup"
tom 6. "Definitywnie martwy"
tom 7. "Wszyscy martwi razem"
tom 8. "Gorzej niż martwy"
tom 9. "Martwy i nieobecny"
tom 10. "Martwy w rodzinie"
tom 11. "Martwy Wróg"
tom 12. "Pułapka na Martwego"

Nie będę przybliżała fabuły. Wszystko, co mogłabym Wam opisać, zrobił za mnie wydawca, dlatego też warto przeczytać OPIS książki. I powiem szczerze, że bardzo dziwi mnie fakt, ocenienia tej książki na 7. Tak, wiem że to moja subiektywna ocena i właśnie dlatego nie powinno mnie to dziwić. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie poprzednie tomy, ten jest inny. Widać to po pierwszych 3 zdaniach. Dlaczego? To proste. Ma innych tłumaczy.


Już wcześniej zastanawiałam się jak to możliwe, że ludzie w Ameryce mogą tak uwielbiać jej książki. Na początku sądziłam, że to może ze mną jest coś nie tak. Później zwróciłam uwagę na tłumacza, który swą bardzo odpowiedzialną rolę przetłumaczenia książki, jako całości tekstu i fabuły, zniżył do przetłumaczenia tylko słów. Rozchodzi mi się tu o to, że Pani Ewa Wojtczak, będąca tłumaczką wcześniej przeczytanych przeze mnie tomów, jest tak kiepska, że zniechęciła wielu ludzi do tych książek, za sprawą swojej nieudolności. Jej słowa, które wydawnictwo wydało są nijakie, niepozwalające się wczuć zarówno w akcję jak i w emocje.

Tłumacze, którzy zabrali się za "Dotyk Martwych", wykonali świetną robotę. Jest sens słów. 'Och' zminimalizowane do granic możliwości. Są uczucia i w końcu rozsądek. Nawet Sookie wydaje się inteligentniejsza i ambitniejsza. To są kolosalne różnice. I stwierdzam to z bólem, ale 200-stronicowa książka była lepsza od wszystkich innych razem wziętych. W końcu czytałam z przyjemnością i zaciekawieniem, choć opowiadanka były krótkie i właściwie bez morału. Były po prostu dobre, wystarczająco wciągające abym miała o nich pochlebną opinię.

I tak:
Kiedy pierwszy raz poproszono mnie, żebym napisała opowiadanie o mojej bohaterce Sookie Stackhouse, nie byłam pewna, czy dam radę. Życie i historia Sookie są tak skomplikowane, że nie wiedziałam, czy zdołam stworzyć spójny krótki tekst, który naprawdę by ją oddał.
Nadal nie jestem pewna, czy mi się udało, ale dobrze się bawiłam, próbując tego dokonać. Niektóre próby były bardziej udane od innych. Trudno było wpasować opowiadania do całokształtu historii Sookie, nie zostawiając widocznych szwów. Czasem mi się udawało, czasem nie. W tym wydaniu spróbowałam wyszlifować historię, którą najzabawniej mi się pisało, ale która nie chciała wpasować się w swoją chronologiczną niszę niezależnie od tego, jak bardzo próbowałam ją tam upchnąć ("Noc Draculi").
Opowieści te układają się w życiu Sookie w następującej kolejności: "Wróżkowy pył", "Noc Draculi", "Krótka odpowiedź", "Fart" i "Prezent".
"Wróżkowy pył" opowiada o wróżkach trojaczkach - Claudzie, Claudine i Dlaudette. Po tym, jak Claudette zostaje zamordowana, Claude i Claudine proszą Sookie o pomoc we wskazaniu winowajcy. Claude sporo zyskuje przy okazji tej historii, której akcja rozgrywa się po wydarzeniach przedstawionych w "Martwym dla świata".
W "Nocy Draculi" Eric zaprasza Sookie do "Fangtasii" na obchody urodzin Draculi, coroczne wydarzenie, które sprawia, że Eric niemalże wariuje z podniecenia, ponieważ Dracula jest dla niego wielkim bohaterem. Niestety "Dracula", który pojawia się na przyjęciu, niekoniecznie musi okazać się prawdziwy. Eric świętuje "Noc Draculi" przed akcją powieści "Martwy jak zimny trup".
Po wydarzeniach powieści "Martwy jak zimny trup", w opowiadaniu "Krótka odpowiedź" do Sookie dociera wieść o śmierci jej kuzynki Hadley. Sookie zostaje poinformowana o zgonie Hadley przez pana Cataliadesa, prawnika i półdemona, który ma dość obmierzłego kierowcę i nieoczekiwanego pasażera w swojej limuzynie.
"Fart" to beztroska opowieść osadzona w Bon Temps w czasach po powieści "Wszyscy martwi razem". Wiedźma Amelia Broadway i Sookie postanawiają wyjaśnić, kto uwziął się na agentów ubezpieczeniowych w miasteczku.
W Wigilię Bożego Narodzenia Sookie przyjmuje nieoczekiwanego gościa w "Prezencie". Jest samotna i trochę się nad sobą użala, kiedy ranny wilkołak obdarowuje ją niezwykle przyjemnym podarkiem. Cieszę się, że przytrafiają jej się takie ciekawe święta, zanim nadejdą ponure wydarzenia przedstawione w "Martwym i nieobecnym".
Charlaine Harris

Najbardziej podobało mi się opowiadanie "Prezent". I choć inne były również ciekawe, to najbardziej przykuło moją uwagę. Mogę z czystym sercem powiedzieć, że jest to książka godna polecenia, nawet bez znajomości innych powieści. Jest przyjemna i umila czas. Opowiadania są króciutkie i zabawne. Jest ona miłą niespodzianką po wcześniejszych tomach.

Charlaine Harris, którą wielu uznaje za bestsellerową pisarkę, nie skradła mojego serca. Nie rozbudziła mojej wyobraźni, a jedynie ciekawość, ponieważ sam plan jej powieści był dobry; padło wykonanie. Co mogę powiedzieć o niej więcej? Właściwie tylko tyle, że niezmiernie dziwi mnie fakt popularności jej książek oraz serialu na ich podstawie nakręconego.

Do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Planeta Harpii" to jedyna książka jaką napisał Albert Walentinow. Tak przynajmniej twierdzi współegzystujący ze mną google w świecie (Internecie). Stworzył on dzieło science fiction, które dało mi wiele do myślenia swoją dalekowzrocznością oraz niezaprzeczalną logiką. Przekonało, że oddanie oraz poświęcenie, odwaga i pomysłowość są niezwykle ważną cechą społeczności ludzkiej - myślącej. Dało wizję nieskończoności wszechświata oraz wielu skrajnie różnych i nieprzeciętnych istnień. Pozwoliło mi wierzyć, że inteligencja winna równać się nieagresji i empatii. Walentinow stworzył cywilizatorów.

Na Takrii cywilizacja dopiero się rodziła. Marzenie Ziemian - odkrycie planety z istotami rozumnymi, stojącymi na takim samym albo wyższym szczeblu rozwoju - na razie pozostawało marzeniem. Wprost przeciwnie, sąsiednie cywilizacje były gotowe w każdej chwili zniknąć. I wtedy do Najwyższej Rady Ziemi przyszli pierwsi ochotnicy. Tak zrodziły się oddziały cywilizatorów. Najodważniejszych swych synów i córki Ziemia posyłała w kosmos na pomoc kosmicznym braciom. Zadanie okazało się wcale nie takie proste. Chodziło nie o to, żeby mieszkańcom innych planet oddać do dyspozycji ziemską technikę czy też unieszkodliwić ich licznych wrogów. Trzeba było bezbłędnie odgadnąć drogę, którą powinno kroczyć społeczeństwo i skierować je na tę drogę bez użycia przemocy, przy minimalnej ingerencji, w żadnym wypadku nie przenosząc mechanicznie ziemskich wzorców w obce warunki.

Rzecz dzieje się na Takrii - planecie, której rdzennymi mieszkańcami są aborygeni, z wyglądu niczym nie różniący się od ludzi, jednak poziomem rozwoju myślowego będący na etapie ognia i jaskiń. Akcja głównie kręci się wokół Irki - pani biolog przybyłej na Takrię w celu zbadania pijawek - istot różniących się całkowicie od jakichkolwiek wcześniej spotkanych zwierząt. Zwiedza ona również planetę, poznając różne plemiona i otrzymując na 'wychowanie' małą dziewczynkę - Bubę. Ma za zadanie opiekować się nią oraz uczyć języka, pokazywać różne przedmioty i zabierać na wypady. Wielką zagadką tej planety jest bardzo niski poziom intelektualny mieszkańców przy bardzo rozwiniętym wyglądzie zewnętrznym oraz obecność harpii - niezwykle agresywnych, obdarzonych jednak niezwykłą inteligencją.

W miarę upływu czasu wokół pijawek powstaje coraz więcej pytań. Jak się odżywiają, skąd taka nazwa, skoro nawet wyglądem pijawek nie przypominają, jak się rozmnażają, jak powstały, dlaczego nie atakują ludzi, za to plują elektronowymi 'kulami' w rdzennych mieszkańców...? Irka odczuwa wiele skrajnych emocji, ponieważ nie tego się spodziewała. W duchu sądziła, że w ciągu jednej wizyty uda jej się odgadnąć wszystkie tajemnice planety i wróci na Ziemię jako wielki badacz. W miarę upływu czasu zaczęła odkrywać piękno planety i fałszywe wyobrażenia o niej znikły. Zaczęła doceniać pracę i wysiłek związany z pięknem narodzin kolejnej inteligentnej cywilizacji.

-Stój, stój! Zapomnieliśmy przecież o niespodziance!
To była rzeczywiście niespodzianka: na malutkim poletku z południowej strony urwiska rosły ziemniaki.
- To robi się tak - objaśniał Busłajew. - Wyrywa się nać i w tym miejscu szpera się w ziemi, tylko koniecznie gołymi rękami. I nie bój się pobrudzić, bo inaczej przepadnie cała przyjemność.
Kto jeszcze pamięta na dalekiej Ziemi, jak niechętnie rozstępuje się pod palcami wilgotna, twarda ziemia, jak odurza tajemniczym, pierwotnym zapachem, kiedy, spiesząc się, rozgrzebujesz ją, żeby wydostać zimne, twarde bulwy? Kto jeszcze pamięta gorzkawy dym leśnego ogniska, kiedy przerzucasz z ręki go ręki gorący ziemniak, płacząc i śmiejąc się zdzierasz z niego łupinę? Być może, są jeszcze tacy, którzy zrozumieliby ten zachwyt, ale i to chyba nie: już od dawna maszyny zastąpiły człowieka w rolnictwie.
A jaka to rozkosz - maczać bulwę w soli i ostrożnie odgryzać malutkie kęsy, starając się nie oparzyć ust, i wybrudzić się do niemożliwości popiołem i myć się potem w lodowatym strumieniu..."

Przepadłam. Od pierwszych stron. Już dawno żadna książka nie rozbudziła tak mojej wyobraźni, przenosząc mnie w nowy świat, w nową cywilizację. Opisy niebezpieczeństw, które czyhają na cywilizatorów, gdy tylko opuszczą swą Bazę oraz zaangażowanie w poprawę rozwoju społeczeństwa, były tak prawdziwe, że mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Pragnęłam tam być. Pragnęłam tego nieznanego oraz podróży astrolotem. Pragnęłam spać w namiocie przy ognisku i obcować z aborygenami. Pragnęłam tego, bo zazdrościłam bohaterom książki.

Nie potrafię wyjaśnić co mnie tak porwało. Dlaczego tak zachłannie pochłaniałam każdą stronę, wczepiając się wyobraźnią w każde napisane słowo. Nie wiem czemu nie potrafiłam przestać, gdy nadchodziła 00:00 i musiałam iść spać. Książka obezwładniła moją psychikę i zawładnęła ją. Karmiła mnie emocjami, przygodami i pięknymi krajobrazami, a zaraz po tym serwowała niebezpieczeństwo.

Tak, sądzę, że warto jest ją przeczytać. Choć ma ponad 400 stron, jest niewielkich rozmiarów. Słowa płyną szybko w głowie, więc i książka szybko umyka. Swoją oryginalnością nie nudzi, a rozbudza ciekawość i pragnienie na więcej. Odkrywanie nowej, rozumnej cywilizacji oraz patrzenie jak się rozwija - tych uczuć nie dostarczy żadna książka YA. Polowania i noce pod gwizdami - to codzienność, a nutka grozy ze strony natury i zwierząt pomaga w trzeźwym myśleniu i rozwoju inteligencji. Książka z niezaprzeczalną logiką i ciężarem spoczywającym na cywilizatorach - nadziei dla rozwijających się społeczności. Książka dla każdego.

"Planeta Harpii" to jedyna książka jaką napisał Albert Walentinow. Tak przynajmniej twierdzi współegzystujący ze mną google w świecie (Internecie). Stworzył on dzieło science fiction, które dało mi wiele do myślenia swoją dalekowzrocznością oraz niezaprzeczalną logiką. Przekonało, że oddanie oraz poświęcenie, odwaga i pomysłowość są niezwykle ważną cechą społeczności...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/05/zelazny-anio.html


Alan Campbell jest szkockim pisarzem, który zadebiutował "Nocą blizn" - tomem pierwszym Kodeksu Deepgate. Zanim postanowił skierować się na drogę pisarstwa, tworzył gry w tym znane GTA :).

"Żelazny Anioł" jest tomem drugim wyżej wymienionej trylogii, stanowiący bardzo dobre dzieło fantasy. Odnaleźć w nim można elementy wyobraźni autora przekształcone w opisy bitew, intryg, ripost, zwrotów akcji oraz magii. Świat w którym najważniejszą rolę odgrywa śmierć cielesna oraz nieśmiertelne dusze, gdzie dane terytorium przypada jednemu z synów Ayen, kolekcjonerowi dusz. Walka o nie i chęć dominacji, zawziętość i podstępność - przymioty każdego boga. I choć wydawać by się mogło, że układ: żyj póki żyjesz, a później dusza dla boga - to układ właściwy. Nic bardziej mylnego. Dusze nigdy nie są sobie równe. Są gniewne i słabe, ale też potężne i pragnące zemsty.

Książkę rozpoczynają Fragmenty Kodeksu odnalezione we wraku statku, częściowo nieczytelne, dają tylko szczątkową wiedzę na temat katastrofy tam rozegranej. Jak wielu ludzi poległo w walce z arkonitą - mechanicznym stworzeniem z Piekła. Po śmierci Ulcisa - gdy jedna z bram Piekieł zostaje niestrzeżona, do świata żywych przedostają się dusze i stworzenia piekielne. Bracia Ulcisa - bogowie, zwołują naradę jak przywrócić początkowy ład, nie pozwalając aby Piekielny Labirynt rozrósł się również i w tym świecie.

Jest jeszcze Rachel i Dill - anioł. Była adeptka Spine próbuje go uchronić przed kościołem i ludźmi ślepo wierzącymi w Ulcisa. Jako dezerterka posiada umiejętności walki oraz koncentracji, które przez pewien czas pozwalają jej się ukrywać. Anioł będący w szoku po zmartwychwstaniu jest raczej kulą u nogi, jest jednak na tyle ważny, aby musiał pozostać wolny.

Gdybym przybliżyła Wam więcej wydarzeń z książki, opowiedziałabym za wiele, więc na tym poprzestanę. I choć wiem, że częściowo powieliłam opis z tyłu książki, mam nadzieję, że moje słowa oddały właściwy klimat grozy i niepewności książki. Dodam jeszcze tyle, że jest ona napisana językiem trudnym. Czytając ją ma się wrażenie oporu słów, tak jakby sama książka nie chciała aby się ją poznało. To dziwne uczucie. Chce się czytać, ale czasem jest się zmęczonym doborem trudnych wyrazów. Dlatego aby przez nią przebrnąć potrzebowałam czasu.

Książka nie posiada uczuć. Jest ona biernym opisem wszystkich zdarzeń, bez zbędnego rozdrabniania się kiedy ktoś jest szczęśliwy czy rozgniewany, ponieważ przy dobrym wczytaniu się, wiadomo co kogo ucieszy bądź zasmuci. Trzeba być przebiegłym na każdej stronie, aby nie opuścić żadnej informacji mogącej nam uświadomić, kto po której stronie stoi. Czasem spotkać można wyjątkowo długie opisy, które oczywiście uplastyczniają i pomagają wyobrazić sobie daną sytuację, utrudniają jednak koncentrację.

To, co przemawia do jaźni czytelnika to zawiłość fabuły oraz brak paradoksów i niedomówień. W książce tej wszystko co podano, jest potrzebne i wartościowe i przede wszystkim nie jest powtarzane w kółko, nudząc. Cały wykreowany świat jest trudny do ogarnięcia i zapamiętania, ponieważ znajduje się w nim wiele czynników, które choć współpracują i żyją na jednej planecie, to mają zupełnie odmienne cechy. Bogowie i dusze. Każdy bóg jest symbolem czegoś innego i ma własną armię, wykształconą wg własnych upodobań. Spine i Hashette to wojownicy, jednak różnią się niemal wszystkim. Aby wszystko wyjaśnić czytelnikowi i nie zniecierpliwić go, potrzeba sprytu i autor sprytnie to wykorzystał.

Reasumując. Książka jest trudna, jednak wartościowa. Ambitna. Wymagająca skupienia. Wymogi jednak te rekompensuje zawiłą treścią, pełną zasadzek i walk. Pełną magii i nieoczekiwanego. Pełną niezwykłości. Las Trucizn - to coś o czym warto przeczytać.

http://esperazna.blogspot.se/2015/05/zelazny-anio.html


Alan Campbell jest szkockim pisarzem, który zadebiutował "Nocą blizn" - tomem pierwszym Kodeksu Deepgate. Zanim postanowił skierować się na drogę pisarstwa, tworzył gry w tym znane GTA :).

"Żelazny Anioł" jest tomem drugim wyżej wymienionej trylogii, stanowiący bardzo dobre dzieło fantasy. Odnaleźć w nim można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/04/wadca-szczurow.html


Rafał Aleksander Ziemkiewicz - polski dziennikarz, publicysta, komentator polityczny i ekonomiczny, pisarz fantastycznonaukowy i działacz fandomu (społeczność fanów fantastyki). Władca szczurów jest jego debiutem jako zbiór opowiadań, zawierających w sobie elementy polityczne oraz wysoko rozwiniętą mechanizację i naukę, jaką są roboty oraz podróże międzyplanetarne.

"Cortex cerebri" (maj 1981) - Na własną prośbę oficer Avaken, odchodzi z wojska. Zakochał się i resztę dni pragnie spędzić u boku wybranki. Jest on pierwszą od 34 lat osobą, która zapragnęła demobilizacji na prośbę własną. Co go do tego skłoniło? Władze nie mogą pozwolić sobie na utratę tak ważnej osobistości i puszczenie jej samopas. Ale jak skłonić kogoś do powrotu, aby ten nie wiedział, że jest sterowany, a chęć powrotu była jego własną decyzją?
Pierwsze opowiadanie w zbiorze wywołało u mnie zdziwienie, ponieważ po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością autora. Jednak było to przyjemne zdziwienie, będące skutkiem spodobania mi się opowiadania. Ostatnie kilka zdań dało mi wiele do myślenia, i choć tekst był krótki, mogłabym opowiadać o nim bardzo długo, wprowadzając własną interpretację.

"Pilot" (lipiec 1981) - Do szpitala psychiatrycznego, na oddział krytyczny, trafia pewien znany sierżant. Ealt Merock. Ma dobre i złe dni. W te dobre zachowuje się jak normalny człowiek, rozmawia racjonalnie i myśli spostrzegawczo. Natomiast te złe objawiają się najróżniejszymi stanami. Mamrota wciąż coś pod nosem i rozmawia do skafandra, karmi go i tuli. Kiedyś wsławił się bohaterską akcją przeciw rebeliantom, pragnącym użyć statku i znajdujących się tam reaktorów, jako broni przeciwko Ziemi. Co takiego wydarzyło się wtedy, że sierżant Merock objawił się w szpitalu dla chorych psychicznie?
Opowiadanie daje wiele do myślenia. Ukazuje, że prawda, która ogólnie jest postrzegana przez społeczeństwo, niekoniecznie musi być prawdą. Wiele rzeczy przecież ludzki umysł wymazuje, zaprzeczając, że kiedykolwiek istniało. To opowiadanie wciągnęło mnie na dobre.

"Prezydent" (styczeń 1982) - Wokół trwa wojna. Ludzie giną jak odpalone zapałki. Znajdując się na Manwenie, toczą spór o nieprawidłowe rządy prezydenckie. Ten, kto pierwszy go zabije, przejmie jego urząd - to powszechna wieść. Lecz jak uniknąć zdrajców i szpiegów, których przysyła się z Ziemi, chcąc kontrolować Manwen? A ci szpiedzy to nie tylko ludzie. Ziemianie bowiem wyprzedzili Manwen o wiele lat pod względem rozwoju techniki. Tam roboty to codzienność. Najgorszy sęk w tym, że są do złudzenia podobne do ludzi. Jedynym co je wyróżnia to szybko gojące się rany i wytrwałość.
Opowiadanie dość długie i zawiłe. Mnóstwo nazwisk generałów i nigdy do końca nie wiadomo, który jest tym dobrym. Czy zlecenie ich zabicia będzie poprawne, czy też zginąć powinni inni, trudno jest odgadnąć. Opowiadanie bowiem jest jednym wielkim spiskiem i nie wiadomo komu ufać.

"Łąka" (marzec 1982) - Umierający chłopiec traci przytomność i przenosi się na tytułową Łąkę. Tam spotyka przyjaciół, którzy z niego nie drwią, którzy bawią się z nim i rozmawiają. Jest mu tam dobrze i tęskni do nich za każdym razem, gdy odzyskuje przytomność. Dzieje się to wiele razy, gdy ciało chłopca wykonuje wysiłek fizyczny. Rodzice są zrozpaczeni, a chłopiec w końcu jest szczęśliwy. Nie ważne jest dla nich, co Jim myśli, tylko jego zdrowie. I właśnie na przekór jemu szukają sposobu, aby przywrócić go do zdrowia. Dlaczego są tak uparci, skoro chłopiec najwyraźniej jest szczęśliwy?
Przepiękne opowiadanie, które musiałabym opowiedzieć do końca, aby móc wyjaśnić dlaczego mi się tak podoba. Ukazuje punkt widzenia chłopca chorego, pogodzonego ze śmiercią oraz rodziców, zrozpaczonych. Dając sobie szczęście odbierają je chłopcu. Głębokie i bardzo smutne.


"Władca szczurów" (luty 1982) - w świecie niepoprawnych rządów i rozkazów bez sprzeciwu, ludzie chcący się zbuntować i zachować życie, uciekają do sieci tunelów wybudowanych przed wieloma laty. Nazywają ich szczurami, ponieważ żyją nie wychodząc na powierzchnię. Jest tam również Starzec, nazywany Władcą Szczurów. Naprawdę nazywa się George Sandor i uciekł do tuneli, zdawszy sobie sprawę jak bardzo zatruty jest świat w którym żył. Teraz władza przypomniała sobie o nim i o ludziach jemu podobnych. Chcą ich wybić jak niechciane robale, bez uwzględniania płci czy wieku. Są buntownikami. Jak można być aż tak posłusznym, aby zabijać ludzi bez powodów, bez sądu?
Opowiadanie z głębokim dnem, które uświadamia nam głębię przemocy i głupoty ludzi u władzy. Zwykłe 'pozbyć się ich' i kilkadziesiąt istnień starte w proch. Bardzo prawdziwe i obrazujące opowiadanie.

"Głosy z oddali" (14 sierpnia 1982) - Do prywatnego detektywa zgłasza się klient z nietypową prośbą. Oczywiście detektyw ma odnaleźć osobę zaginioną, jednak ta osoba może wyglądać przeróżnie. Może być Murzynem bądź nie, grubym, chudym, o rudych włosach, w okularach - nie wiadomo. Klient bowiem wierzy, że w chwili nagłej śmierci jego syna na wojnie, jego dusza odrodziła się w innym ciele. Podaje datę zgonu swego syna, będącą również datą narodzin innego chłopca. Oto zadanie do wykonania. Czy klient ma wszystkie klepki na miejscu? Tego trzeba się dowiedzieć, czytając.
Bardzo, bardzo spodobało mi się to opowiadanie. Nie potrafię powiedzieć czemu, ale było naprawdę przejmujące. A zdania końcowe pobudziły mnie do wielu przemyśleń i słów niewypowiedzianych przez autora.

"Labirynt" (lipiec 1983) - Ghart pragnie szczęścia. Dla siebie i dla swojej kobiety - Elen. Dla niej szczęściem będzie dziecko, którego pragnie. Jednak aby móc dziecko posiadać, należy otrzymać zgodę na małżeństwo. Aby otrzymać zgodę na małżeństwo, trzeba być wysoko postawionym lub wsławić się czynem. Ghart - policjant, którego przełożony raczej nie lubi, nie otrzymuje żadnych zleceń, mogących pomóc mu się wybić. Gdy otrzymuje wiadomość od przyjaciela, że znaleziono ciało znanego i bogatego profesora Centralnej Akademii Fizyki Stosowanej, wie że to jego szansa. I zrobi wszystko aby udowodnić, że winnym jest robot.
Długie opowiadanie, które podobnie do poprzednich, ma swoje ukryte przesłanie. Poświęcając siebie dla dobra i zachcianki innej osoby, można stracić wiele, będą niedocenionym. Podobało mi się bardzo pewnie ze względu na kilka ostatnich zdań. Burzą wszystko.

"Hellas III" (grudzień 1983) - Rzecz dzieje się na Marsie. Jak to jest z przeczuciami? Czasem zawodzą a czasem ratują. Wybucha pogłoska, że buntownicy chcą wysadzić reaktor jądrowy, aby zniszczyć wszystko, co zbudowano na Marsie. John puścił to mimo uszu. I tu popełnił błąd. Ponieważ buntownicy mieli odrobinę racji w buntowaniu się. Nie chcieli griggerów, które podobno miały wzmacniać pole oddziaływań myślowych, tak aby okno się otwierało, światło gasło - na sama naszą myśl. Te właśnie wzmacniacze były również środkiem kontroli społeczeństwa - każda myśl była znana Rządowi. A więc dobrze, że się buntowali, czy nie?
Ziemkiewicz częstuje nas tutaj odrobiną intrygi w intrydze. Trzeba pilnować słów, ponieważ znaczą one wiele, a zgubiwszy jedno, gubi się wszystko.

Władca Szczurów choć krótka książeczka, daje nam wiele do myślenia. Pokazuje jak sprytnie można być manipulowanym, nie będąc tego świadomym. Jak ludzie u władzy rzucają nam okruszki wiedzy, czekając aż się na nie skusimy, a wszelką butność likwidując strzałem. Nie mogę tu również pominąć istotnej roli robotów. Może nie wspomniałam o nich przy każdym opowiadaniu, jednak trzeba pamiętać, że są. Duża garść science fiction w pigułce - to właśnie Ziemkiewicz w Władcy Szczurów. Czyta się szybko, jednak muszę uprzedzić, że dużo przy tym się myśli. Jak na debiut - to świetnie.

http://esperazna.blogspot.se/2015/04/wadca-szczurow.html


Rafał Aleksander Ziemkiewicz - polski dziennikarz, publicysta, komentator polityczny i ekonomiczny, pisarz fantastycznonaukowy i działacz fandomu (społeczność fanów fantastyki). Władca szczurów jest jego debiutem jako zbiór opowiadań, zawierających w sobie elementy polityczne oraz wysoko rozwiniętą mechanizację i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://esperazna.blogspot.se/2015/04/mechaniczny-ksiaze.html


Cassandra Clare (naprawdę Judith A. Rumelt), urodzona w 1973 w Teheranie, autorka serii Dary Anioła oraz Diabelskie Maszyny, zdobyła moje uznanie, wybijając się ponad przeciętne pisarki literatury dla młodzieży. Natchnieniem do stworzenia Darów Anioła był dla Cassandry Clare krajobraz Manhattanu.

Mechaniczny Książę to tom drugi wspomnianych już przeze mnie Diabelskich Maszyn. W książce tej odkrywamy i przeżywamy kolejne epizody z tajemniczego życia Nocnych Łowców, Podziemnych oraz Tessy, której świadomość braku pewności, jakim stworzeniem jest, doskwiera bardziej niż deszcz w środku zimy. Twierdzą, że jest czarownikiem, jednak nie posiada ona znaku, który mógłby to potwierdzić. Chodzą pogłoski, że jest córką Nocnego Łowcy i demona - jednak takie potomstwo zawsze rodzi się martwe. Jedynym, który może znać prawdę o jej istnieniu jest Mortmain - ich wróg, który pragnie wykorzystać umiejętności Tessy na własny użytek. Niepewność, w której żyje Tessa jest dla niej ciężarem, ponieważ wszystko co dotąd uważała za pewne w swoim życiu, okazało się maskaradą.

Zapętlając się głębiej w losy bohaterów poznajemy ich stany psychiczne oraz powody, które stworzyły ich takimi. Will. Zawsze sarkastyczny, buntowniczy i tajemniczy - wydaje się dandysem, lecz gdy wejrzymy wprost w jego duszę, możemy pogubić się w żalu i bólu, który kieruje jego życiem. Jem. Zawsze pogodny i opanowany - oaza spokoju wydawać by się mogło. Cierpi jednak skrycie, wiedząc że jego dni uciekają jak liście gnane wiatrem. Charlotte i Henry - małżeństwo, które właściwie nie zna swych uczuć - tylko wyobrażenia. A przecież wróg nie śpi, przygotowany na wszystko lokuje swych szpiegów i pomocników, bez skrupułów. A Tessa? Czy to możliwe aby jej serce biło dla dwóch chłopców równocześnie?

Oto jest, świat intryg i sukni z gorsetem, kapeluszy, powozów oraz kurtuazji. Ponury krajobraz Londynu, zatłoczonego i hałaśliwego, który kryje w sobie więcej, niż ktokolwiek kiedykolwiek odkryje. Tam, każdy przeżywa własną udrękę, w morzu tajemnic oraz szlachetnych gestów, plącząc się wśród własnych uczuć i niewypowiedzianych emocji. Świat niebezpieczeństw, wśród którego jedynym azylem wydaje się Instytut. Świat, którego Przyziemnym nie dane jest poznać. Świat demonów, ifritów, Nocnych Łowców i czarowników.

Wraz z bohaterami wędrowałam i ja uliczkami Londynu, mieszając opisy Clare z własnymi wspomnieniami. Doszłam do wniosku, że nie zmienił się on tak bardzo jak wydawać by się mogło. Owszem powstały nowe budynki i atrakcje, lecz w środku zawsze pozostanie tym samym Londynem, co kilkadziesiąt lat wcześniej. Podobało mi się to, że autorka dała panoramę Londynu, właściwie mogącego być każdym innym miastem. Nieważne Londyn czy Liverpool - najważniejszy jest Instytut. Poprzez zabieg ten można odnieść wrażenie, że to może być wszędzie, te wydarzenia i emocje mogą towarzyszyć każdemu miastu, niekoniecznie uczepione jednego miejsca; aby móc wierzyć w to, że Instytut w Londynie jest po prostu przykładem, małym wycinkiem spośród całego świata.

I tak, zgadzam się, że tom pierwszy był lepszy, oryginalniejszy, świeższy i prawdziwy, tom drugi natomiast wypadł po prostu jako tom pośredni. Nie zmienia to faktu, że był dla mnie oddechem świeżości po zaduchu panującym w Luizjanie świata Sookie. Podobał mi się mechaniczny świat, lecz zawiodła delikatność z jaką ludzie obchodzą się z kobietami. Wiem, że takie kiedyś były czasy, taka moda i obyczaje, nie zmienia to jednak faktu, że poprzez tę delikatność umykało wiele szczegółów, na które kruche damy nie zwracały po prostu uwagi.

Książki. W Mechanicznym Księciu znaleźć można ich pokłady. Są one filozofią niektórych bohaterów oraz podporą, która pośród nieszczęścia rzeczywistości może wynieść ich w euforię nierzeczywistego świata, obiecując pociechę i mądrość. Fragmenty wielu z nich rozpoczynają każdy rozdział. Podoba mi się to.

W pewnym momencie książki odniosłam wrażenie, jakbym czytała kopię Darów Anioła. Will wykreowany niemal jak Jace. Na szczęście jednak autorka tak poprowadziła dalszą akcję, że choć byłam zawiedziona, nie była ona karykaturą. Całokształt prezentuje się bardzo dobrze, niepomijane są tam wątki zdrady i miłości. Odnaleźć można też wiele emocji, w tym gniew i radość, które dają nam poczucie, że wszystko to, co tam się dzieje jest prawdziwe, ponieważ prawdziwe są odczucia i zachowania ludzkie. Nadanie zwykłym słowom obrazu rzeczywistości - to się chwali.

http://esperazna.blogspot.se/2015/04/mechaniczny-ksiaze.html


Cassandra Clare (naprawdę Judith A. Rumelt), urodzona w 1973 w Teheranie, autorka serii Dary Anioła oraz Diabelskie Maszyny, zdobyła moje uznanie, wybijając się ponad przeciętne pisarki literatury dla młodzieży. Natchnieniem do stworzenia Darów Anioła był dla Cassandry Clare krajobraz Manhattanu.

...

więcej Pokaż mimo to