-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać192
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2015-01-30
Witaj w XIX wiecznej Anglii. Pięknych czasach, w których rozkwitała kultura, do życia zaczęła wkraczać elektryka. Lecz tu jednak nie o tym mowa. Drogi czytelniku, pozwól, że wprowadzę Cię w mroczny tajemniczy klimat. Poznaj Margaret i Luizę - piękne, mądre siostry z bogatej rodziny, dziewczyny obdarzone niezwykłym darem. Otóż panny Bell potrafią porozumieć się z DUCHAMI! Prawda, że trudno w to uwierzyć? Wyobraź sobie jakie szczęście dały ludziom, którzy nie zdążyli pożegnać się ze swoimi bliskimi, a jednocześnie jak wielką stworzyły sensację na całym kontynencie. Jednak ta zdolność ma również swoje złe strony. Mimo tego, że dała panną sławę i pieniądze, przyniesie także ból i cierpienie.
Do książki wprowadza nas krótki, ale ciekawy prolog. Domyślamy się, że jest to jakieś mroczne, tajemnicze wydarzenie, ale nie mamy jeszcze pojęcia o co może chodzić. Możemy tylko zgadywać, co autor miał na myśli. Wiemy, że aby dowiedzieć się jak potoczą się losy bohaterów, musimy zagłębić się w lekturę...
Historia sióstr Bell zaczyna się już od ich najmłodszych lat. Poznajemy ich rodziców oraz najbliższe otoczenie. Z każdą stroną dziewczyny są coraz starsze. I właśnie w tym pierwszy minus. Akcja w książce pędzi jak szalona. Na początku myślałam, że to dobrze. Nie będę musiała czytać zbędnych opisów, ani scen, które nudzą. Jednak książka pozbawiona ich nie wprowadza, nie daje się wciągnąć do innego świata. Brakowało mi TEGO CZEGOŚ, co tworzyło by nastrój, wciągało nas w fabułę i pozwalało się na niej skupić. Podczas czytania nie czułam nic. Miałam wrażenie, że czytam podręcznik od biologii - momentami ciekawy, bo oparty na faktach, tajemniczy odrobinkę, ale jednak to nie to.
W ogóle nie mogłam wpasować się w sytuację bohaterów. Chciałam, a wręcz pragnęłam więcej opisów emocji! Nie wiedziałam co czują, ani co myślą postacie. Mogłam się tylko domyślać. Szkoda, że tego zabrakło, ponieważ książka zapowiadała się naprawdę dobrze. Kto z nas nie lubi mrożących krwi w żyłach historii? Przepraszam, że Was rozczaruję, ale i takich cudów nie było. Mimo, że to książka o duchach to było ich bardzo niewiele. Kilka stuknięć? Poruszająca się podłoga? Oj nie, to nie wystarczy fanom strasznych rzeczy.
Przysięgam, szukam plusów, ale nic nie przychodzi mi na myśl. Z wielkim smutkiem piszę tą recenzję, ale nie potrafię kłamać. Muszę powiedzieć Wam coś ważnego. Otóż odniosłam wrażenie, że książka nie ma fabuły! Są jakieś wątki, ale każdy trwa przez dwie strony i mowa o czym innym. Przeważnie w powieściach jeden tydzień zajmuje nawet całą książkę, a tu? Tydzień dwie strony... To o wiele za szybko. Za wiele wszystkiego na raz.
Liczyłam na coś o wiele, wiele lepszego. Patrząc na książkę, jako na krótkie streszczenie życiorysu panien Bell jest nawet dobrze, ale przecież to nie tak miało być. Jako czytelnicy domagamy się czegoś intrygującego.
Recenzja z bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/2015/02/recenzja-siostry-medium.html
Witaj w XIX wiecznej Anglii. Pięknych czasach, w których rozkwitała kultura, do życia zaczęła wkraczać elektryka. Lecz tu jednak nie o tym mowa. Drogi czytelniku, pozwól, że wprowadzę Cię w mroczny tajemniczy klimat. Poznaj Margaret i Luizę - piękne, mądre siostry z bogatej rodziny, dziewczyny obdarzone niezwykłym darem. Otóż panny Bell potrafią porozumieć się z DUCHAMI!...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest słoneczny, spokojny dzień. Spacerujesz i myślisz, że będzie to kolejna zwyczajna, nudna doba. Pozory mylą. Na swojej drodze spotykasz ducha - chłopca, właśnie tego, o którym piszą, że został zamordowany. Nie wygląda to ciekawie. Nie podoba Ci się, że w miasteczku jest zło. Chcesz je zniszczyć i pomóc chłopcu odnaleźć drogę do raju. Na szczęście nie jesteś sam. Masz przyjaciół i wsparcie policji. Jak myślisz, dasz radę?
Jak ja dawno nie czytałam komiksów... Dawno - 4 lata. Miło go wspominam. Przeczytałam go szybko i z zainteresowaniem. Od tamtego momentu nie miałam do czynienia z żadnym komiksem. A szkoda. W swoim czasie przyszła i okazja na to, więc czemu nie?
Pierwsze co rzuca się w oczy, to skromna okładka, a zarazem tajemnicza i przyciągająca uwagę. Diabelski Pakt - czy to nie brzmi intrygująco? Ja, małe diablątko, musiałam sięgnąć po ten egzemplarz. Na dodatek jest krótka jak na komiks, a komiksy czyta się bardzo szybko, więc każdy na pewno znajdzie czas aby ją przeczytać.
"Nie oceniaj książki po okładce" - mądre powiedzenie. Przejdźmy więc do treści, dialogów oraz obrazków, czyli tego, bez czego komiks istnieć nie może.
Rysunki, jak rysunki. Nic wyjątkowego, ale brzydkie też nie są. Za to są bardzo dynamiczne. Na każdym coś się dzieje, a z wyrazu twarzy bohaterów można odczytać emocje.
Dialogi naturalne, zrozumiałe dla każdego, pisane luźnym, prostym językiem. Dzięki temu możemy poczuć się jak jedni z bohaterów, bo na pewno wielu z Was używa slangu. Pomaga to również wczuć się w sytuację, ponieważ postacie są bardziej naturalne, bliższe nam. Już po kilku stronach Odd i jego paczka przypadli mi do gustu. Rezolutni, pomysłowi, dowcipni - takie postacie uwielbiam.
Akcja rozkręciła się szybko. Nie musiałam czekać, aż autor zapozna nas ze szczegółami dotyczącymi życia chłopaka - i dobrze. Jest to według mnie zbędne. Po co w książce coś, co nie wpływa na bieg wydarzeń, dalsze losy bohaterów, a tylko nas nudzi? Niestety nie potrafiłam poczuć tych emocji, napięcia. Rysunki sprawiły, że moja wyobraźnia działała w mniejszym stopniu. Wystarczyło, że spojrzało się chociażby przypadkiem na złą stronę, nie ten obrazek i już wiedziało się co się wydarzy. Mimo tego, iż książkę miło wspominam, wątpię żeby zapadła w mojej pamięci na długo. Oczekiwałam trochę czegoś innego, może bardziej mrocznego, strasznego... diabelskiego. Koniec również nie powalił na kolana. Lekko się rozczarowałam. Szkoda, bo temat ciekawy. Duchy, medium, młody chłopak próbujący im pomóc. No dobrze, może odrobinkę oklepane, ale i tak bardziej oryginalne niż wampiry, czarownice i anioły.
Komiks jak dla mnie przeciętny. Raz zaciekawi, raz zacznie sprawiać, że zaczniemy się nudzić. Jednak miło wspominam tą przygodę z bohaterami. Fajnie czasem sięgnąć po coś innego.
Jest słoneczny, spokojny dzień. Spacerujesz i myślisz, że będzie to kolejna zwyczajna, nudna doba. Pozory mylą. Na swojej drodze spotykasz ducha - chłopca, właśnie tego, o którym piszą, że został zamordowany. Nie wygląda to ciekawie. Nie podoba Ci się, że w miasteczku jest zło. Chcesz je zniszczyć i pomóc chłopcu odnaleźć drogę do raju. Na szczęście nie jesteś sam. Masz...
więcej mniej Pokaż mimo to
Do lektur nie podchodzę z najlepszym nastawieniem. Jest to bowiem moment, w którym muszę przerwać obecnie czytaną książkę i wypełnić swój obowiązek ucznia, aby dostać dobrą ocenę.
Balladyna nie była wyjątkiem. Otworzyłam ją z wielką niechęcią i myślą, że nie dam rady. Myliłam się...
W szkole często omawiane są dramaty. Balladyna to jeden z nich i ten fakt tak mnie przerażał. Spotkałam się wcześniej z Zemstą, Skąpcem, Romeo i Julią i książki nie przypadły mi do gustu. Tragedie i komedie charakteryzują się bowiem wieloma archaizmami, powiedzeniami, których nie używamy na dziś, ale i również formą. Jest to sztuka sceniczna, nie posiada narratora, który opisuje postacie, ich uczucia itp. Czasami pojawiają się didaskalia, które informują nas kiedy ktoś się pojawia, co się dzieje w otoczeniu.
Co takiego sprawiło, iż ta lektura przypadła mi do gustu?
W miłości jak i na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone. Goplana, królowa jeziora, zakochuje się w Grabcu, zwykłym chłopaku ze wsi, który lubi dobrze wypić, zjeść i zabawić się z pannami. Problem jest tylko jeden - Grabiec, ma na oku Balladynę, która oczarowała go swoimi wdziękami.
Czegóż jednak nie zrobi zakochana nimfa, aby zdobyć serce swojego wybranka? Wpada więc na pomysł, aby do domu Balladyny sprowadzić bogatego księcia, a wtedy dziewczyna zapomni o Grabcu i odjedzie do zamku. Wróżka jeziora zapomina, że Balladyna ma również siostrę, Alinę. Kirkor, książę, który w poszukiwaniu idealnej małżonki, odwiedza ich chatę, jest zachwycony obiema dziewczynami i nie wie, którą wybrać. Postanawia urządzić konkurs - siostra, która z lasu pierwsza przyniesie dzban malin, zostanie jego żoną.
Balladyna jest skora do posiadania majątku, jakie może zaoferować jej Kirkor. Szybko zapomina o chłopaku ze wsi, jej największym pragnieniem od tej pory jest władza i bogactwo. Aby zdobyć koronę zdolna jest nawet posunąć się do największej zbrodni, jaką może popełnić człowiek - zabójstwa.
Balladyna ukazuje jak ludzie już od lat głupieją na punkcie władzy i bogactwa. Działo się tak tysiąc, pięćset, sześćset lat temu i dzieje do dziś. Istota ludzka często zapomina o głównych celach w życiu, a przez jego większość dąży do zyskania bogactwa.
Z książki wywnioskować można, że zmieniając choć jeden, mały szczegół w czyimś życiu, można doprowadzić do tragedii. Powinno się dziać, to co ma być i nikt, ani nic nie powinien bawić się w Boga. Niestety Goplana popełniła ten błąd. Bawiąc się magią i doprowadzając Kirkora specjalnie do domu sióstr nie odmieniła tylko życia jednej osoby. Ofiarą jej intryg padł Grabiec, Alina, wdowa, pustelnik i wiele innych postaci. Wszystko przez jeden drobny błąd jaki popełniła wróżka.
W Balladynie możemy spotkać się z fantastyką. Nie sposób nie zauważyć w niej baśniowych, legendarnych fragmentów. Wątkiem fantastycznym w owej lekturze są poczynania Goplany i jej dwóch pomocników - Skierki i Chochlika.
Według mnie dzięki pomysłowi na wplątanie do książki baśniowego wątku, Balladyna jest świetną książką, która zaciekawia i porusza wyobraźnię.
Przedtem nie wiele słyszałam o tej lekturze. Spodziewałam się kolejnego nudnego dramatu o siostrze, która zabiła swoją siostrę. Zastałam jednak coś innego, o wiele lepszego niż mogłam to sobie wyobrazić.
Owszem, czasem doskwierały mi trudne do zrozumienia wypowiedzi bohaterów oraz liczne archaizmy, jednak to tylko szczegół.
Lektura nieźle mną wstrząsnęła. Dała również sporo do myślenia i ukazała do czego prowadzi nienawiść zło i brak myślenia o czymkolwiek innym niż bogactwie i władzy.
Do lektur nie podchodzę z najlepszym nastawieniem. Jest to bowiem moment, w którym muszę przerwać obecnie czytaną książkę i wypełnić swój obowiązek ucznia, aby dostać dobrą ocenę.
Balladyna nie była wyjątkiem. Otworzyłam ją z wielką niechęcią i myślą, że nie dam rady. Myliłam się...
W szkole często omawiane są dramaty. Balladyna to jeden z nich i ten fakt tak mnie...
Siedemnastoletnia Julia po tym, jak została dotkliwie zraniona przez swojego chłopaka, w ciągu kilku minut podejmuje decyzję o popełnieniu samobójstwa. Pierwsza próba, źle zaplanowana i nieudana, zadaje jej ogromny psychiczny ból. Kolejne również kończą się porażką, a na domiar niepowodzeń wymuszają na Julii częste wizyty w szpitalach dla obłąkanych. Ostatecznie odbiera sobie życie w dzień swoich urodzin, jednak tylko jedna osoba wie, dlaczego.
Po śmierci trafia do innego świata. Dokonuje wyboru i trafia do miejsca, gdzie nic nie jest zwykłe. Uczy się życia po drugiej stronie. Obeznana ze swoją nową rolą postanawia zemścić się na osobie, przez którą odebrała sobie życie. Jednak na jej drodze staje rywal, w którym się zakocha… ( opis z tyłu okładki)
"Kochamy, szanujemy i w końcu nienawidzimy.
Największa granica znajduje się właśnie między miłością a nienawiścią,
wystarczy jeden moment,
by ją przekroczyć,
a już nic nie będzie takie samo" *
Co robi zwyczajna nastolatka, kiedy traci chłopaka? Pisze do najlepszej przyjaciółki, płacze do poduszki, słucha romantycznych ballad. Jednak po kilku dniach zapomina o całej sprawie. W jej życiu pojawia się ktoś inny i wie, że tak na prawdę dawna miłość nie miała sensu. Jednak Julia jest zupełnie inna. Dla niej wszystko traci sens. Jedyny cel - odejść z tego świata i zapaść w wieczny sen. Wkrótce i do tego dochodzi? Ale czy na to czekała? Przecież zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoje istnienie po śmierci, a tu proszę... Trafia do złego świata, w którym rządzi Caria - bezuczuciowa demonica.
Ah... Niedobre dzieją się rzeczy, kiedy miłość zostaje przerwana.
Opis - super! Zaciekawia, ale zawartość książki to już zupełnie co innego. Strasznie się na niej zawiodłam. Na początku bardzo mnie zaintrygowała ta historia. Byłam ciekawa jak zakończy się życie Julii i co będzie po śmierci. Oryginalnością można się nacieszyć, cytat z pierwszego rozdziału również mądry. Myślałam, że pozostanie tak do końca, że z książki wypłyną jakieś wartości, morały. A tu niespodzianka... Choćbym szukała to żadnego pouczenia nie znajdę. ŻADNEGO bohatera nie można dać na wzór dla nastolatek, a z tego co zauważyłam dziewczyny często chcą być jak postacie z książek, filmów. Chrońcie je aniołowie żeby nigdy nie wzięły przykładu z Julki!
Mam jedno skojarzenie. Otóż dziewczyna z "Istnienie" bardzo przypomina mi Julię z "Romea i Julii". Uwierzcie, że nie jest to pozytywne porównanie. Obie panie uważam za głupie. Mimo tego bohaterka książki, którą właśnie recenzuję jest po prostu... idiotką? debilką? Przepraszam za słownictwo, ale nienawidzę tej dziewczyny!
Nie mogłam czytać o tym z jaką radością zabijała siebie, a później niewinnych ludzi, w tym nawet dzieci. Najgorsze jest jeszcze to, że każde morderstwo było opisane. Oj nie miło się czytało o wypływających oczach, odgryzaniu kawałków skóry... Zastanawiam się również czy autorka nie ma jakichś problemów. Aż trudno uwierzyć, że z taką lekkością pisała o zabijaniu, a po każdym takim uczynku było napisane, jak bardzo dawało to demonicy radość. Sądzę, że raczej ani młodemu, ani starszemu czytelnikowi nie będzie miło czytało się o takich wydarzeniach.
Nie sposób nie zauważyć, iż książka jest króciutka - 120 stron jak dla mnie to bardzo mało. Przez to wątki nie miały się szansy rozwinąć. Przy czytaniu nie poczułam żadnych emocji, oprócz obrzydzenia. Nie wiem nawet jaki cel ma ta książki i kiedy nadszedł punkt kulminacyjny.
"Istnienie. Dwa Światy" uznaję za ROZCZAROWANIE! Jeszcze nigdy nie czytałam książki, która tak na prawdę jest o zabijaniu. Nie rozumiem też jak autorka miała siłę o czymś takim napisać...
Hm... Na początku pisała, że pisanie pozwala jej stworzyć magiczny świat, w którym chciała by żyć.
Siedemnastoletnia Julia po tym, jak została dotkliwie zraniona przez swojego chłopaka, w ciągu kilku minut podejmuje decyzję o popełnieniu samobójstwa. Pierwsza próba, źle zaplanowana i nieudana, zadaje jej ogromny psychiczny ból. Kolejne również kończą się porażką, a na domiar niepowodzeń wymuszają na Julii częste wizyty w szpitalach dla obłąkanych. Ostatecznie odbiera...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Są gładkie w zachowaniu, często mają duży urok osobisty i bywają obdarzone różnymi talentami, lecz pod tą powłoką skrywa się chłód emocjonalny, brak empatii i przesadne poczucie własnej wartości.
Ich dusze są mroczne, serca twarde, a język kłamliwy. Myśli mordercze, czyny podstępne, a sumienia uśpione. To psychopatki.
Bywają wśród nas. Szczęściarzem jest ten, kto pozna się na nich w porę..."
Blanka jest piękną i uzdolnioną nastolatką z wielkimi marzeniami. Gdyby tego było mało, może pochwalić się cudownym bogactwem i domem, gdyż jej matka wychodzi za bogatego pana Karola. Wydawać by się mogło, że żyje im się idealnie, niczym jak rodzinom w reklamach płatków śniadaniowych. Pozory, jak to pozory... potrafią zmylić. Blanka i jej matka są gotowe zrobić wszystko...
Jak można być aż tak okropnym? - Jedno z pierwszych pytań, które nasunęło mi się po odłożeniu książki. Nastolatka swoim egoistycznym zachowaniem aż staje się śmieszna, a czasami przerażająca. Byłam zaskoczona jej zdolnością do manipulowania ludźmi. Nie lepszymi bohaterami był jej ojczym i matka. Wszyscy jak zaklęci czcili słowo swojej córeczki, przy czym posuwali się do okropnych czynów, co sprawiało, że aż mi zaczynało podnosić się ciśnienie.
Aż strach pomyśleć, ale przecież takie sytuacje zdarzają się naprawdę! Pani Barańska w bardzo realistyczny sposób przedstawiła ten problem, jakim jest chęć stania się najlepszym. Mało kto by przypuszczał, że takie pragnienie może stać się zaburzeniem psychicznym.
Kolejna cudowna książka Ewy Barańskiej, która opowiada o problemach nastolatek. Pokochałam styl pisania autorki, więc "Ja, Blanka" przeczytałam jednym tchem. Cóż poradzić... opisywane zdarzenia są bardzo ciekawe, zaskakujące jak i wstrząsające.
Język jest prosty, co nie sprawia żadnych trudności w zrozumieniu czytanej książki. Jak wspominałam w "Żegnaj, Jaśmino" - spory plus za bogate słownictwo. Z książek pani Ewy, można poznać na prawdę wiele wyrazów z innych języków, albo określeń, których rzadko się używa.
Postacie były bardzo dobrze wykreowane. Każda osoba miała swój określony charakter, sposób myślenia, a przy tym plusem jest też odpowiednie dobranie ich zachowania do określonej sytuacji. Wiadomo przecież, że okropna jędza podczas bicia kogoś nie będzie płakać. Pomaga to zrozumieć jak bezczelni są bohaterowie.
Książka uświadamia, że nie zawsze los będzie nam sprzyjał, a pieniądze dają tylko pozorne szczęście i kiedyś ono minie.
"Ja,Blanka" polecam wszystkim niezależnie od wieku. I starszym i młodszym. Nikt nie powinien być obojętny na takie zachowanie. Niektórym może otworzy ona oczy, a złośnicą da do myślenia jak los może się obrócić przeciwko nim.
Podsumowując, książkę nagradzam oceną 8/10. W skrócie plusy za :
+ Świetne przedstawienie opisanej historii z punktu widzenia czarnego charakteru, co rzadko się zdarza.
+ Bardzo mądry morał.
+ Styl pisania, któremu nie można nic zarzucić.
+ Wstrząsające momenty.
"Są gładkie w zachowaniu, często mają duży urok osobisty i bywają obdarzone różnymi talentami, lecz pod tą powłoką skrywa się chłód emocjonalny, brak empatii i przesadne poczucie własnej wartości.
Ich dusze są mroczne, serca twarde, a język kłamliwy. Myśli mordercze, czyny podstępne, a sumienia uśpione. To psychopatki.
Bywają wśród nas. Szczęściarzem jest ten, kto pozna się...
Dzień jak co dzień. Za oknem świeci słońce, wiatr delikatnie porusza liśćmi. Siedzisz znudzony na lekcji matematyki... Nagle, nauczyciel znika. Nie ma nikogo dorosłego, nikogo powyżej piętnastu lat. Znikli nauczyciele, policjanci, lekarze, rodzice.
Miasteczko otacza bariera. Nie ma ucieczki. Jedzenie się kończy, dzieci płaczą za rodziną, nie ma kto pomóc.
Kto pozostanie, a kto zniknie? Czy do tego czasu nadejdzie pomoc?
A może to wszystko to tylko sen?
Bardzo długo zwlekałam, z wypożyczeniem owej książki. Chyba dobry rok minął za nim się do niej przekonałam. Na szczęście dobrze zrobiłam, że się za nią wzięłam. Na prawdę ciekawa historia. Przerażająca, wzruszająca. Bohaterowie nie jednych nastolatków mogliby nauczyć co to prawdziwa miłość, odwaga, przyjaźń.
Przy czytaniu Gone na pewno nie można się nudzić. Książka już od pierwszych stron trzyma w napięciu. Przez cały czas podczas wgłębiania się w lektury towarzyszył mi tajemniczy klimat grozy. Tak bardzo jak bohaterowie chciałam się dowiedzieć co jest przyczyną bariery, a domyślenie się czegokolwiek było bardzo trudne, dlatego z niecierpliwością chciałam dobrnąć do końca, aby w końcu odkryć otaczającą miasteczko tajemnicę.
Pomysł na stworzenie takiego świata był bardzo oryginalny. Pan Grant stworzył go tak doskonale, że mogłoby się wydawać iż gdzieś istnieje on na prawdę. Każde miejsce było świetnie opisane, a do tego pomocny okazał się plan miasta, znajdujący się na samym początku książki.
Każdy szczegół był dopracowany, dlatego podczas czytania mogłam sobie wszystko dokładnie wyobrazić.
Muszę przyznać, że niektóre sceny strasznie mną wstrząsnęły. Napływ wrażeń spowodował, że raz aż mi się śniło, że było jedną z bohaterek GONE. Po tej nocy jeszcze lepiej zrozumiałam problem moich rówieśników( mam 15 lat, więc we wrześniu mogłabym zniknąć), którzy tak bardzo bali się co będzie dalej, a mimo to świetnie poradzili sobie z opieką nad maluchami, zastąpieniem straży, lekarzy. Dopisane do niektórych moce, dodały książce jeszcze więcej tajemniczości.
Wyjątkiem, który mi się nie spodobał były mówiące kojoty. Nie, nie, nie ! Nie cierpię wątków w książkach, w których zwierzęta i jeszcze inne stworki mówią ludzkim głosem. Strasznie mnie to denerwuje. Jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić i co wyobrażam sobie różne wampiry, potwory, bicz zamiast ręki, itp. to owych zwierząt jakoś nigdy nie mogę. Kojarzy mi się to z bajkami dla dzieci, w których zwierzątka ot tak się porozumiewają.
Drugi minus według mnie to ogromna liczba bohaterów, o których autor pisał. Sprawiło to, że trochę się pogubiłam, a z czasem nie wiedziałam o kim mowa, kiedy z historii jednego bohatera, autor zacząć snuć historię drugiego. Kiedy czyta się podczas nocy i jest się zmęczonym można się pogubić. Może i czasami było to fajne, gdyż można było dowiedzieć się czegoś więcej o pozostałych uczestnikach serii GONE, przeżyć wraz z nimi wstrząsające przygody, ale mimo to wolę kiedy cała opowieść skupia się na góra trzech bohaterach, a nie około 8 (?).
Są to jednak małe szczegóły, gdyż ogólnie dobrze napisana książka zrobiła na mnie wrażenie. Miło się czytało. Czas jednak nie pozwolił, żeby szybko, ale kiedy już miał czas potrafiłam się w ową lekturę nieźle wciągnąć i poczuć jakbym "tam" była.
Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tego typu powieści. Uważałam je za nudne i dziwne. Nie wiem nawet czemu. Po prostu takie było moje przekonanie. Cieszę się, iż przekonałam się, że tak nie jest. Po kolejne części na pewno sięgnę. Jeszcze nie wiem dokładnie kiedy, ale w bibliotece już na mnie czekają.
Dzień jak co dzień. Za oknem świeci słońce, wiatr delikatnie porusza liśćmi. Siedzisz znudzony na lekcji matematyki... Nagle, nauczyciel znika. Nie ma nikogo dorosłego, nikogo powyżej piętnastu lat. Znikli nauczyciele, policjanci, lekarze, rodzice.
Miasteczko otacza bariera. Nie ma ucieczki. Jedzenie się kończy, dzieci płaczą za rodziną, nie ma kto pomóc.
Kto pozostanie, a...
Cóż takiego sprawiło, że i ja sięgnęłam po tę książkę? Oczywiście zachęcające recenzje, wysoka średnia ocen, patronat LubimyCzytac.pl, a przede wszystkim temat! Nie mogłam przejść obojętnie obok tego egzemplarza. Na dodatek przyciągnęła mnie piękna szata graficzna. Kolory na okładce, maska, którą od razu kojarzymy z Wenecją.
Czy na prawdę historia jest taka świetna jak każdy mówi? Czy warto zabrać się za tą książkę, czy jednak odpuścić?
Rafał wraca po paru latach emigracji do Polski i próbuje na nowo odnaleźć się w obcej mu rzeczywistości. Wynajmuje mieszkanie, które miało być azylem, a stało się jego przekleństwem. Stopniowo, dzień po dniu, w życiu mężczyzny dokonuje się przewrót. Najpierw odnosi wrażenie, że już kiedyś spotkał poprzednich mieszkańców tego domu, później narasta w nim przekonanie, że ich życia stale się przeplatały, a na końcu jest pewien, że tworzą jedność… Zaczyna żyć, równolegle, swoim i ich życiem… Pamięta wydarzenia, w których nigdy nie brał udziału, miejsca, w których nigdy nie był, ludzi, których nigdy nie znał. Zaczynają rządzić nim emocje niemające uzasadnienia, pragnie dziewczyny, o której istnieniu do niedawna nie miał pojęcia…
Tak oto mocno stąpający po ziemi lekarz, nauczyciel etyki zawodowej wkroczył w świat weneckiej legendy, zmieniającej jego życie w koszmar… ( ŹRÓDŁO - ZACZYTANI.PL )
Na początku przedstawię Wam, drodzy czytelnicy, co to w ogóle jest Deja Vu. Możliwe, iż większość z Was już kilka, kilkanaście razy spotkała się z tym zjawiskiem. Psycholodzy, doktorzy tłumaczą je na różne sposoby. Wspomnienia z równoległego świata, a może każdy ma dar przewidywania przyszłości i kiedyś przyśniło mu się to co dzieje się teraz, a przez to wydaje mu się, że już kiedyś przeżył tę chwilę.
Spotkałam się również z twierdzeniem, iż jedno oko później przysyła obrazy do mózgu. Nie ma jednak pewności, które stwierdzenie jest trafne. Może nawet żadne... Jednym zdaniem - wydaje nam się, że kiedyś przeżyliśmy tę chwilę.
Nawiążmy do książki.
Główny bohater wraca do Polski. Pracuje na uczelni, wynajmuje ładne mieszkanie, które kiedyś zamieszkiwał Marco ze swoją dziewczyną.
Od pewnego czasu dręczą go dziwne uczucia, wspomnienia.
Grupa na uniwersytecie była dla niego bardzo miła, ale czuł, że wciąż ideałem wykładowcy jest dla nich Marco. W końcu uczniowie uznali, iż trochę go im przypomina, choć nigdy się nie znali, nie utrzymywali kontaktów. Wydaje mu się, że zna również Anię...
Każdy tak bardzo wychwala tę książkę, a mi ona do gustu nie przypadła. Liczyłam na coś więcej. Więcej niesamowitych wydarzeń, ciągła akcja, momenty, których bym się nigdy nie spodziewała. Niestety czytałam i czytałam i się nudziłam. Ta historia zbyt mnie nie porwała. Owszem czasami coś mnie zainteresowało, pochłaniałam książkę z uwagą, ale trwało to raczej krótko. Brakło tej iskierki, która zachęca do czytani.
Owszem, przyznać trzeba, że język pisania pani Jolanty jest bardzo wyszukany, wręcz elegancki. Wiele opisów, a dzięki temu wszystkie jest przybliżone i nie musimy sobie niczego zbytnio wyobrażać,a z białek kartki papieru przenieść obrazy do głowy. Czułam się jak na wakacjach w uroczym domku, czytając opis mieszkania Rafała. Miałam wrażenie jakby wiatr muskał moją skórę.
Można uznać, iż książkę dzięki opisom wciąga, ale ( przynajmniej mnie ) nudzi.
Nie tylko wydarzenia związane z Rafałem zostały opisane w "Deja Vu". Autorka często powracała do wspomnień Ani i Marca. Dla innych do plus - więcej się dzieje, można ujrzeć historie z punktu widzenia innych bohaterów. Jednak mi taka forma nie przypada do gustu. Jestem roztargnioną osobą, a przez to często gubię wątek, mylę zdarzenia, a czasem nawet bohaterów. Przeskakiwanie z jednego na drugie. Ja mówię : nie.
Kolejnym minusem są bohaterowie. Uwielbiam silne charaktery, z mocnym językiem i poczuciem humoru. Natomiast w tej książce spotkałam spokojnych, starszych, około trzydziestu - czterdziestu lat. Raczej nie poczytamy tu o kimś z podobną energią jak nastolatkowie, którzy korzystają z życia i szaleją, a dobry humor tryska ze stron. Niestety nie tym razem.
Książka sama w sobie zła nie jest, ale nie porywa. Gdybym miała ją polecać to raczej bardziej dojrzalszym osobom niż szalonym nastolatkom.
Cóż takiego sprawiło, że i ja sięgnęłam po tę książkę? Oczywiście zachęcające recenzje, wysoka średnia ocen, patronat LubimyCzytac.pl, a przede wszystkim temat! Nie mogłam przejść obojętnie obok tego egzemplarza. Na dodatek przyciągnęła mnie piękna szata graficzna. Kolory na okładce, maska, którą od razu kojarzymy z Wenecją.
Czy na prawdę historia jest taka świetna jak...
2013-01-02
2013-01-20
Zapewne znasz historię o chłopcu zwanym Piotrusiem Panem, dziecku, które nigdy nie chciało dorosnąć. Przebywał on na wyspie Nibylandii wraz z grupą Zaginionych Chłopców, spędzając cudowne, niekończące się dzieciństwo.
Jakub Ćwiek, od lat zafascynowany ową powieścią, postanowił wziąć w swoje ręce dalsze przygody Chłopców.
Kiedy zjawiła się Wendy nieźle namieszała Piotrusiowi w głowie. Dzwoneczek nie miała wyboru, wzięła pod swoje skrzydła bandę chłopców i od tej pory została ich "mamą". Wróżka porzuciła urocze skrzydełka i sukieneczkę. Zarzuciła za to skórzaną kurtkę, a na nogi wcisnęła ciężkie glany.
Zaginieni Chłopcy dorośli, ale tylko fizycznie. Nie są ani trochę słodcy, w ogóle nie przypominają uroczych maluchów. Czasy się zmieniły i oni również. Z ich ust co chwila pada przekleństwo, sypiają z kim popadnie, są wulgarni. Ale na szczęście to tylko pozory. W głębi duszy to dobrzy ludzie o miękkim sercu, którzy swoim poczuciem humoru rozbawiają do łez.
Wystarczy jedno spojrzenie na okładkę, aby wywnioskować, że to historia z pazurem. Na dodatek nie byle jaka. Autor miał świetny pomysł na "Chłopców" i pozwolił poczuć nam wiatr we włosach podczas jazdy motorem, ciepło skórzanej kurtki i masę emocji, które towarzyszą od początku do końca. Ani przez chwilę nie można się nudzić, gdyż każdy rozdział, to jedna z niebanalnych przygód gangu.
Kończąc książkę towarzyszył mi dreszczyk przerażania, a moje serce, które przeważnie bije bardzo wolno, wreszcie przyśpieszyło tempo. Odłożyłam powieść na półkę i gdyby nie to, że w zasięgu ręki mam drugą część, byłabym załamana. Po skończeniu czułam niedosyt, brakowało mi dzikich zabaw ekipy, ich towarzystwa, przemyśleń, uśmiechu. Chciałam spędzić z nimi jeszcze więcej czasu. Dlaczego? Bo to super osobowości, z charakterem, który rzadko spotykamy w książkach XXI wieku. Dzwoneczek to kompletne przeciwieństwo, dziewczyn z typowych książek paranormal romance, itp. One jakby na siłę chciały pokazać, jakie to są silne i odważne, a tak na prawdę tylko denerwują nas swoim zachowaniem. Nie wiedzą czego chcą, płaczą o byle co, próbują być ideałem, a jak wiadomo ideały nie istnieją. "Mama" jest zupełnie inna. Jest jaka jest, nikogo nie udaje, robi co jej się podoba, rządzi całym gangiem, w którego skład wchodzą mężczyźni. Jak nie odnaleźć w niej przyjaciółki? W końcu jakaś postać przy której można zasmakować czegoś innego, niż tylko słodkich pocałunków z superbohaterem wampirem, czy tam upadłym aniołem...
Oczywiście resztę ekipy również polubiłam. Ba! Nawet bardzo. Nie, nie zamieszam brać z nich przykładu, ale oni zapewniają, że na okres czytania książki staniemy się kimś innym, jeśli tylko pozwolimy porwać się do zupełnie innej rzeczywistości.
Wielu czytelników narzekało na masę wulgaryzmów. Nie to żebym była niewychowaną małolatą, ale mnie one nie przeszkadzały. Nie ukrywajmy, że nie znamy takich wyrazów. Chyba każdemu chociaż raz zdarzyło się użyć brzydkiego słownictwa podczas ataku złości. Według mnie owe wyrazy w "Chłopcach" jeszcze bardziej dodawał pikanterii do książki i wpasowywały się w klimaty. Nie byłam ani trochę zdziwiona, gdy przed oczami miałam dość obskurne zdanie. Potraktowałam je naturalnie, jakbym z Zaginionymi Chłopcami była wychowywana od dawna i przyzwyczaiła się do ich słownictwa.
Książkę czyta się w błyskawicznym tempie, a całość dopełnia piękna szata graficzna. Na zdjęciach wydaje się taka prosta i zwyczajna. Co innego gdy trzyma się ją w ręku i widzi na żywo. Nie byle jaka okładka, a w środku intrygujące rysunki przedstawiające najciekawsze momenty oraz bohaterów.
Zostałam również fanką czerwonej wstążeczki, która świetnie służyła za zakładkę. Wiadomo, taka doczepiana się nie zgubi. Nie to co papierowa , która z łatwością może wyślizgnąć się z książki, a wtedy trzeba szukać momentu, na którym się skończyło. Za wygodę podczas czytania daję wielki plus. Komfort przede wszystkim. Szczęśliwy czytelnik = dobra książka.
Cóż więcej mogę napisać? Książka przypadła do mojego gustu. Autor pozwolił przenieść się do świata Zaginionych Chłopców i poczuć emocje związane z niebezpiecznymi akcjami. "Chłopcy" na pewno spodobają się tym, którzy od dawna czekali na coś ostrzejszego. Osoby, które sięgną po książkę pewnie tak jak i ja pokochają bohaterów i będą chcieli więcej.
Chcecie się przekonać co w tym tak wspaniałego? Musicie przeczytać. Moje słowa nie opiszą wszystkiego i nie dadzą Wam tyle dobrej zabawy, co książka.
Źródło : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/2013/09/recenzja-chopcy.html
Zapewne znasz historię o chłopcu zwanym Piotrusiem Panem, dziecku, które nigdy nie chciało dorosnąć. Przebywał on na wyspie Nibylandii wraz z grupą Zaginionych Chłopców, spędzając cudowne, niekończące się dzieciństwo.
Jakub Ćwiek, od lat zafascynowany ową powieścią, postanowił wziąć w swoje ręce dalsze przygody Chłopców.
Kiedy zjawiła się Wendy nieźle namieszała...
Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/
Anastazja i Amelia to bardzo młode dziewczyny, które skrywają pewną tajemnice - są aniołami. Nikt o tym nie wie, więc potajemnie wykonują swoje zadania. Ten sekret zbliża je do siebie jeszcze bardziej. Są przyjaciółkami, które muszę na sobie polegać i wspólnie walczyć. Tym razem będzie jeszcze trudniej. Dziewczyny muszę pokonać złe siły, które zagrażają nie tylko Ziemi, ale i krainie aniołów.
Nie mam pojęcia co mnie zachęciło do tej książki. Był to impuls, nagły wybór. Ot tak, zobaczyłam ją i pomyślałam, że ją "wypróbuję". Miałam pewne obawy co do objętości. Liczyłam na to, że autorka da radę i w ciągu siedemdziesięciu stron opowie jakąś ciekawą historię. Potrzebowałam czegoś krótszego, lekkiego, dla relaksu, odpoczynku od ciężkich książek. Da się napisać dobrą, niedługą książkę, ale trzeba się na tym znać i nie jest to proste. W większości książek, akcja rozpoczyna się dopiero po setnej stronie, a tu na siedemdziesiątej już jest koniec. Czy autorka dała radę i udało jej się wyrobić? Czy spełniła moje oczekiwania i napisała zaciekawiające opowiadanie, które zaspokoi wyobraźnię na jeden wieczór?
Niestety nie udało się. Agnieszka poległa. Tempo książki było takie szybkie, iż wydawało mi się, że biegnę. Męczyłam się, a w pewnych momentach łapałam za głowę. Książka już na pierwszej stronie zawiała, a raczej buchnęła nijakością. Ciężko się czytało, oj bardzo ciężko. Liczne powtórzenia, brak, albo wręcz niezauważalne ubarwienia tekstu, typu epitety, porównania itp, o których uczymy się przerabiając na lekcji polskiego utwory. Takie środki to niby nic takiego, ale to one poruszają naszą wyobraźnię i nadaję tekstu kolorów.
Kiedy już narzekałam na brak opisów, nagle zjawiły się... i to jakie! Niczym z zeszyty piątoklasisty. Bez bogatego słownictwa, spójności, wyobraźni. Zwykłe "trele morele", które najzwyczajniej nudzą.
Przepraszam Was, że tak narzekam, ale tego błędu nie da się pominąć. Coś czego nienawidzę - nijacy, nudni, bezmyślni bohaterowie. Będę wredna - chciało mi się z nich śmiać. Z tego co wywnioskowałam nie mają oni nawet piętnastu lat. Zastanawia mnie, dlaczego to akurat one miałyby ratować świat przed zagładą? Gdzie się podziały seksowne, dojrzałe anioły, które uratują nas gdy nadejdzie zło? Czyżby na prawdę jesteśmy zdani na nastolatki, które gdy nie wykonują zadań w krainie aniołów, tańczą w zespole?
Nic więcej nie da się napisać, gdyż to ani żadnych walorów nie ma i trudno jest wyciągnąć coś z kilku kartek. Jednak pewnie domyśliliście się, że nie warto.
Cała ta historia bardziej przypominała mi bajeczkę dla ośmioletnich dziewczynek, fanek Witch, niż nastolatek, które na pierdoły nie polecą. Może gdyby Agnieszka trochę przerobiła tą historię, upiększyła ją, dziewięciolatki z chęcią by po nią sięgnęły i może nawet by im się spodobało. Ja jedna jestem już za duża na takie "coś". Stanowczo mówię nie.
Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/
Anastazja i Amelia to bardzo młode dziewczyny, które skrywają pewną tajemnice - są aniołami. Nikt o tym nie wie, więc potajemnie wykonują swoje zadania. Ten sekret zbliża je do siebie jeszcze bardziej. Są przyjaciółkami, które muszę na sobie polegać i wspólnie walczyć. Tym razem będzie jeszcze trudniej....
Chłopcy wraz z Dzwoneczkiem powrócili z głośniejszym okrzykiem "Bangarang", jeszcze bardziej szalonymi pomysłami oraz tym co czytelnik lubi najbardziej - masą przygód, które sprawiają, że po plecach przechodzi dreszczyk, adrenalina podskakuje, a serce zaczyna bić mocniej. Znacie już chłopców, bandę dorosłych osobników, którzy wciąż zachowują się jak rozwydrzeni nastolatkowie i ani na myśl im nie przyjdzie, żeby w końcu dorosnąć, założyć rodzinę, płacić podatki itp. Całe szczęście, że mają Mamę, kobietę która wygląda na ostrą sztukę, a dla nich to wręcz anioł, który przytuli, zrobi kakao, na noc opowie historyjkę.
Wydawać by się mogło, że już nic nas nie zaskoczy, a tu jednak. Z każdą kolejną stronę jest coraz ciekawiej i trzeba uważać, żeby nie zaczytywać się w nocy, bo niefajnie jest rano z powodu zerwania całej nocy zaspać do szkoły, bądź też do pracy.
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że poznałam Zaginionych Chłopców. Brakowało mi książki, która da mi tyle wrażeń oraz ukaże coś nowego. Wciąż w moje ręce trafiały powieści z motywem głównym o wampirach, wilkołakach lub upadłych aniołach. A ja czekałam na coś mocniejszego. Proszę Was, ileż można czytać o słodkich dziewczynach, uroczych chłopakach, miłości nie z tej ziemi? Świat nie jest piękny i idealny, dlatego chciałam takiej książki, która zamiast ciągłego ukazywania piękna pokaże... również piękną historię, ale w trochę innym wydaniu. Dostałam to o czym marzyłam już w pierwszym tomie, ale to było za mało, żeby nasycić moje niezaspokojone pragnienie książkocholika i całe szczęście, że na półce czekał już nowiutki, pięknie prezentujący się drugi tom.
Możliwe, że kilku osobom, które nie zapoznały się z ową serią Jakuba Ćwieka, wydawać się będzie, że świat, który został przedstawiony w Drugiej Nibylandii jest bardzo mroczny, ponury i nie spotkają w nim nawet nutki radości. Błąd! W lunaparku, który zamieszkuje banda motocyklistów wręcz każdego dnia świeci słońce, nie brak tu sympatii pomiędzy mieszkańcami, a zabawa i śmiech towarzyszą na okrągło, jeśli nie dochodzi do jakiegoś zamieszania pomiędzy gangami.
Lubicie koty? A szczególnie tego czarnego z czerwonym krawacikiem? To macie szczęście, gdyż jeden rozdział został poświęcony dla Pana Propera. Gratka nie tylko dla kocich fanów, gdyż rozdział został napisany w świetnym klimacie i można było poczuć się jak prawdziwy zwierzak. Rzadko kiedy spotyka się historię widzianą oczami zwierzęcia i to nie byle jaką historię. Według mnie był to jeden z lepszych fragmentów książki. Autor ukazał jak okrutne jest znęcanie się nad zwierzętami, co pewnie wielu osobom da dużo do myślenia. Czytając owe opowiadanie byłam nieźle zaskoczona oraz przerażona, gdyż końcówka ukazała historię niczym z horroru. Osoby z bogatą wyobraźnią będą mieli niezłą przygodę i możliwe, że nawet koszmary w nocy.
Styl autora wciąż pozostał na tym samym poziomie. Dużo się nie zmieniło od wydarzeń z pierwszego tomu. Ocena wciąż utrzymuje się na tym samym poziomie. Poprawia się tylko zakończenie, które sprawiło, że wręcz zaczęłam krzyczeć ze złości, wariować i płakać. Panie Jakubie, jak mógł nas Pan zostawić z takim zakończeniem? Okrucieństwo wobec czytelnika.
Zarówno pierwszy tom jak i drugi dał mi masę rozrywki oraz nakłonił do rozmyślania nad pewnymi sprawami. "Chłopcy" to nie jest pusta powieść, bez żadnego przesłania. Ukazuje jak ważni są przyjaciele, honor i jak zachowuje się prawdziwa kobieta, gdy broni swoich pociech. Dziękuję panu Ćwiekowi za danie mi takiej dawki wrażeń. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom, który autor obiecał. Mam nadzieję, że pojawi się najszybciej jak tylko to możliwe.
ŹRÓDŁO : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/2013/09/recenzja-chopcy-2-bangarang.html
Chłopcy wraz z Dzwoneczkiem powrócili z głośniejszym okrzykiem "Bangarang", jeszcze bardziej szalonymi pomysłami oraz tym co czytelnik lubi najbardziej - masą przygód, które sprawiają, że po plecach przechodzi dreszczyk, adrenalina podskakuje, a serce zaczyna bić mocniej. Znacie już chłopców, bandę dorosłych osobników, którzy wciąż zachowują się jak rozwydrzeni...
więcej mniej Pokaż mimo to
Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/
Rozejrzyj się. Może właśnie gdzieś w pobliżu czai się zombie. Słyszysz ich jęki?
Lepiej przestań to czytać i uciekaj!
Użyjmy magicznej kapsuły, która przeniesie nas w czasie - kochanej, niezawodnej wyobraźni.
2014 rok - Można by pomyśleć, iż wszystko staje się coraz lepsze, świat nabiera kolorów, a ludzkość w końcu dostaje to o czym od dawna marzyła. Czy może być coś wspanialszego niż lekarstwo na raka? Pamiętajcie, nie da się bawić w Boga, wszystko ma swoje plusy jak i minusy. Coś poszło nie tak. Od tej pory wirus Kellis - Amberlee sprawia, że ludzi po śmierci nie zostają słodkimi aniołkami, a obrzydliwymi zombie, które pragną mięsa i Twojej krwi.
Trudno przetrwać bez mediów. Świat jest wielki i skomplikowany. Gdyby nie internet, wiadomości, prasa nie wiedzielibyśmy co dzieje się w pobliskim miasteczku, a co dopiero w sąsiednim kraju, innym kontynencie. Na szczęście są ludzie, którzy nas uświadamiają. Do jednych z nich należy Georgia oraz jej brat Shaun. Owe rodzeństwo to blogerzy w świecie pełnym stworzeń niczym z horroru. To oni ukazują ludziom jak okropne są zombie, a na dodatek dają rozrywkę ludziom, którzy boją się opuścić mieszkanie. Nic dziwnego, że każdy ich zna. Są świetni w swoim fachu, mają tysiące czytelników, wyświetleń. Widzowie chcą więcej newsów, niczym nienasycone zombie mięsa. Nadarza się świetna okazja. Ich grupa dostaje maila, z wiadomością, że od tej pory będą jeździć po całym kraju z senatorem Raymanem i relacjonować wydarzenia. Można by pomyśleć, że nic wielkiego się nie wydarzy, bo niby co wielkiego ma ich spotkać na posiedzeniach rady, oraz innych kandydatów ubiegających się o stanowisko prezydenta? Okazuje się, że młodzi dziennikarze zostają wplątani w aferę... i to nie byle jaką.
Nigdy nie przepadałam za zombie, nienawidziłam filmów, w których była mowa o jakichś wirusach, a teraz mam na tym punkcie bzika. To wszystko przez "FEED" ! Do książki zachęciły mnie pozytywne recenzje i koleżanka. Na dodatek ten pomysł z blogiem. Chyba każdy bloger by się skusił. Jak więc mogłabym nie sięgnąć po coś co każdy tak poleca i chwali?
Przeczytałam i ja. Powiem Wam, że ja również pochwalę książkę, w oto tej recenzji i polecę każdemu kto kocha wspaniałe przygody, z nutką tajemnicy oraz niebezpieczeństwa.
"FEED" zaciekawia od pierwszych stron. Nie musicie obawiać się pierwszych rozdziałów, które będą tylko marnym, przynudzającym wstępem do książki oraz wytłumaczeniem jak to wszystko się zaczęło. Owszem, dowiecie się jak rozpętał się wirus, poznacie nowinki technologii, ale będzie to łączone z akcją, która was nie zanudzi. Autorka książki potrafi zaciekawić i zaskoczyć poczuciem humoru, które wraz z głupotą i odwagą bohatera sprawią, że zrobimy "facepalm'a", a pod nosem zaczniemy się cicho śmiać.
Chyba nikt nie chciał by się kolegować z ludźmi, którzy boją się wyjść z domu, nie umieją się odezwać kiedy trzeba, nie mają poczucia humoru, brak im osobowości, są wręcz jak marionetki. Książkowi bohaterowie na pewien okres czasu zostają naszymi przyjaciółmi. Czasami nawet utożsamiamy się z nimi i wcielamy w ich rolę. Nic więc dziwnego, że nikt nie lubi czytać o nudnych osobach. Całe szczęście Mira Grant nie popełniła tego błędu. Shaun i Georgia to tak wspaniałe osobowości, że cieszę się, iż dzięki narracji pierwszoosobowej mogłam wstąpić w skórę blogerki, która była typem "superwomen". Muszę przyznać, że mi czasem brakuje odwagi, gadatliwości i racjonalnego myślenia. Dzięki niej mogłam choć na chwilę poczuć się lepsza.
Całość dopełniał humor, który sprawiał, że książka, która w większości czasu utrzymywana była w mrocznym świetle, czasami wręcz emanowała radością.
Jedyny zarzut jaki mam do tej powieści, to to, że czasem ta polityka była aż za bardzo wyczuwalna. Choć i tak dosyć mnie zaciekawiła. Pani od WOS-u by się nie ucieszyła, ale więcej znam senatorów i przepisów z roku 2041 niż z czasów teraźniejszych.
Na szczęście pod koniec książki coś wybuchło. Co? Masa wrażeń i emocji, które jako małe literki ułożyły się w fascynującą przygodę, niedającą spać po nocach. Jak nie łzy, to śmiech.
"FEED" potrafi namieszać w głowie. Świat w książce tak porywa, że czasami daje o sobie znaki w życiu codziennym. Jak nie koszmary, to wyobrażenia co by były gdyby nagle zaatakował mnie zombie.
Wiem, jedno - po owej powieści wiedziałabym jak walczyć z tymi potworami.
Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/
Rozejrzyj się. Może właśnie gdzieś w pobliżu czai się zombie. Słyszysz ich jęki?
Lepiej przestań to czytać i uciekaj!
Użyjmy magicznej kapsuły, która przeniesie nas w czasie - kochanej, niezawodnej wyobraźni.
2014 rok - Można by pomyśleć, iż wszystko staje się coraz lepsze, świat nabiera kolorów, a...
Nie każdy ma w życiu szczęście. Jedni od małego żyją w dostatku, miłości i bezpieczeństwie, a drudzy w strachu, nienawiści, w świecie bez uczuć. Niestety los nie oszczędził Wendy i przydzielił ją do tej drugiej grupy. Dziewczyna od małego wiedziała, że jest inna i nie pasuje do tego otoczenia. Z każdym dniem czuła to mocniej, kiedy jej matka powtarzała jej, że nie jest jej dzieckiem, że jest potworem. Kobieta patrzyła na małe dziecko z nienawiścią w oczach. Widok gorszy niż scena z horroru, bo czy jest coś gorszego niż patrzenie jak matka krzywdzi małe dziecko, które jeszcze nic nie rozumie?
Wendy nie była idealną córeczką. Krzyczała, tupała nóżkami, nie zawsze zachowywała się jak młoda dama, ale przecież miała tylko sześć lat. Każdy normalny rodzic przepuścił by jej zachowanie mimo uszu i nie zwracał uwagi. Każdy normalny... ale nie jej matka. W dniu szóstych urodzin dziewczynki próbuje ją zabić. Ta historia nawet by się nie zaczęła, gdyby nie starszy brat Matt. Chłopak odciągnął kobietę od siostry i uratował jej życie.
Minęło już sporo lat odkąd rodzeństwo wychowuje się bez matki, a ich opiekunkom zostaje wspaniała ciocia. Jednak przerażające wspomnienie zostawiło w umyśle jak i na ciele bliznę, która nie pozwala zapomnieć o przeszłość i słowach " Nie jesteś moim dzieckiem! Jesteś potworem!".
Wendy ma już dość tego wszystkiego. Ciągłej zmiany szkoły, braku przyjaciół, zrozumienia. Kiedy chce się postarać i odwdzięczyć się dwóm najbliższym jej osobom za troskę, znów coś musi przeszkodzić. Tym razem to nie złe oceny, naganne zachowanie, a On. Chłopak, który oferuje jej rozwiązanie zagadki kim tak na prawdę jest Wendy.
Jeszcze kilka dni temu nie miałam nawet pojęcia, że owa książka w ogóle istnieje. Zauważyłam ją nad morzem, w namiocie z tanimi książki. Była okazja więc kupiłam. Przyznam, że skusiłam się na okładkę. "Zamieniona" była owinięta w folię, więc nie mogłam nawet przeczytać opisu, który znajduje się w wewnętrznej stronie. Zaryzykowałam i kupiłam.
Kiedy poznałam Wendy jako nastolatkę myślałam, że przez cały okres czytania, będę miała do czynienia z odważną, mądrą dziewczyną, która umie odpyskować i o siebie zadbać. Przez pewien czas tak też było, a później ciekawa postać zamieniła się w nastolatkę jakich wielu w literackim świecie. Owszem, była ona sympatyczną osobą, ale wydawało mi się jakbym już ją gdzieś spotkała... tylko imię nie to. Znów pojawiła się dziewczyna, niby silna, niby odważna, a później jak się okazuje po cichu płacze w kącie, sama nie wie czego chce i oczywiście popada w obłęd dla pewnego chłopaka. Znamy to, prawda?
Niestety drażniło mnie to, że autorka jakby źle dopasowała zachowanie bohaterki do danej sytuacji. Wydawało mi się, że jest to odrobinę nienaturalne i postacie, albo były przesadzone, albo czegoś brakowało.
Historia opisana w książce prezentuje się dość ciekawie. Nie raz czytałam o wampirach, wilkołakach, wiedźmach, ale żeby o trollach? Nigdy. W interesujący sposób autorka zmieniła obliczę tych stworzeń i opowiedziała nam intrygującą historię, która nie zaprzeczam, potrafi oczarować. Sądzę, że zapoznawanie z nowymi istotami, ich przeszłością, obyczajami, sprawiło, iż akcja nie była szybka, zbyt dużo niesamowitych wydarzeń nie było, ale podczas czytania się nie nudziłam, a wręcz czytałam i czytałam, aby jak najwięcej się dowiedzieć i w końcu dojść do głównego wątku.
Czasami podczas czytania miałam wrażenie, że akcja nie toczy się w XXI wieku, a w średniowieczu. Kiedy pojawiły się wzmianki o balach, królestwach, markizach oraz pałacach, przed oczami pojawiał mi się obraz z bardziej XVIII wieku niż teraźniejszego. Jednak wszystko wracało do normy kiedy pojawiały się laptopy, plazmowe telewizory, mężczyźni zamiast na koniach to na motorach. Z czasem coraz łatwiejsze było wyobrażenie sobie pałacu oraz balu w dzisiejszych czasach. Obszar jaki zamieszkiwała Wendy był tak staromodny, że nie dziwię się głównej bohaterce, że miała tego wszystkiego dość.
Największym minusem książki jest przewidywalność. Od początku do końca można przewidzieć wręcz wszystko. Nie ma żadnych zawrotów akcji, zaskakujących wydarzeń. Dzieje się to na co czekamy. No może czasem są jakieś małe wyjątki, ale to na prawdę tylko drobnostki.
W prawdzie książka nie jest najgorsza. Spodobało mi się to, że w końcu miałam do czynienia z zupełnie innymi istotami niż dotychczas. W prawdzie również one nie były zbyt wymyślne - piękne, z mocą większą niż ludzie, ale zawsze lepiej coś poznawać niż w kółko toczyć to samo. Akcja - niby nic specjalnego, ale książka ma coś w sobie co sprawia, że chce się ją czytać i zaciekawia. Bohaterowie w prawdzie znani, ale da się ich polubić. Po kolejne części sięgnę z miłą chęcią.
Nie każdy ma w życiu szczęście. Jedni od małego żyją w dostatku, miłości i bezpieczeństwie, a drudzy w strachu, nienawiści, w świecie bez uczuć. Niestety los nie oszczędził Wendy i przydzielił ją do tej drugiej grupy. Dziewczyna od małego wiedziała, że jest inna i nie pasuje do tego otoczenia. Z każdym dniem czuła to mocniej, kiedy jej matka powtarzała jej, że nie jest jej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nic nie jest wieczne. Nawet ta najdłuższa chwila, która ciągnie się podczas nudnego dnia, kiedyś się skończy. Kiedyś skończy się również nasz byt, znikniemy, przestaniemy czuć... i co dalej?
Śmierć od wieków zbiera swoje żniwa. Zabiera ludzi do Zaświatów i decyduje o ich pozaziemskim bycie. Nie jest mu łatwo. Musi patrzeć na cierpienia niewinnych i okrucieństwa, które niektórym nigdy się nie śniły.
Choć tak bardzo chciałby to zmienić, wie, że to jego los, że tylko tak odkupi swoje grzechy.
Pewnego dnia do Śmierci dołącza mała Agata. Mimo swojego młodego wieku jest bardzo mądra i odważna. Zaskakujące jak tak mała istota może wpłynąć na los stracha, którego ludzie boją się najbardziej.
W książce "Łzy Śmierć" spotykamy się z tym czego najbardziej się boimy - przemijaniem. Śmierć w tej książce jest upadłym aniołem, którego karą jest patrzenie na cierpienie.
Sięgając po tę książkę nie wiedziałam, że będzie aż tak DOBRA! Jestem bardzo miło zaskoczona tą pozycję. Jej największym plusem jest to, jak wiele daje nam do myślenia.
W każdym rozdziale przenosimy się wraz ze Śmiercią do ludzi, którzy żegnają się ze światem w tragiczny sposób. I nie byłoby w tym nic fajnego, gdyby nie to, że autor z czegoś tak brutalnego stworzył coś pięknego(?). Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? Otóż każda śmierć we "Łzach Śmierci" miała jakieś znaczenie. Ukazywała nam co jest najważniejsze, nasze grzechy, dobro. Czytając ją można było się zasmucić, ponieważ nikt nas nie jest baz winy, każdy ma coś na sumieniu i czasami nawet nie wiemy jak wielką możemy komuś wyrządzić krzywdę choćby jednym słowem. Owa pozycja ma na prawdę wielki charakter dydaktyczny i każdy, kto lubi psychologię i interesuje się człowiekiem, powinien ją przeczytać.
Jedynym minusem jaki tutaj zauważyłam było to, że łatwo przewidzieć tu koniec. Nie, przepraszam, nie koniec, a jego część. Jeśli już o to chodzi - na ostatnim rozdziale połowę przeczytałam z otwartą ze zdziwienia buzią, a przy drugiej myślałam po prostu "no fajnie, fajnie". Jednak to nie sprawiło, że moja ocena co do tej książki znacząco się pogorszyła.
Muszę się przyznać, płakałam. Płakałam na co drugim rozdziale, a po skończeniu każdego byłam dobita, ale jednocześnie też szczęśliwa. Była to jedna z nielicznych pozycji, która wprowadziła mnie w taki stan i pokazała tyle wartości. W swoim życiu przeczytałam jakieś ( plus minus ) dwieście książek, a ryczałam jak dziecko na dziesięciu, w tym na "Łzach Śmierci".
Jestem bardzo szczęśliwa, że udało mi się przeczytać tę książkę. Nie była ona jakimś cudownym fenomenem pod względem fabuły. Mało co dotyczyła Agaty, bądź też Śmierci. Wydaje mi się, że książka była tak jakby zbiorem opowiadań, które każde z nich miało jakiś ważny wpływ na głównych bohaterów i prowadziło do ważnego wydarzenia. Czasami bywało trochę nudno, ale jestem w stanie wybaczyć autorowi wszystko co nie
Nic nie jest wieczne. Nawet ta najdłuższa chwila, która ciągnie się podczas nudnego dnia, kiedyś się skończy. Kiedyś skończy się również nasz byt, znikniemy, przestaniemy czuć... i co dalej?
więcej Pokaż mimo toŚmierć od wieków zbiera swoje żniwa. Zabiera ludzi do Zaświatów i decyduje o ich pozaziemskim bycie. Nie jest mu łatwo. Musi patrzeć na cierpienia niewinnych i okrucieństwa, które...