rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nic nie jest wieczne. Nawet ta najdłuższa chwila, która ciągnie się podczas nudnego dnia, kiedyś się skończy. Kiedyś skończy się również nasz byt, znikniemy, przestaniemy czuć... i co dalej?

Śmierć od wieków zbiera swoje żniwa. Zabiera ludzi do Zaświatów i decyduje o ich pozaziemskim bycie. Nie jest mu łatwo. Musi patrzeć na cierpienia niewinnych i okrucieństwa, które niektórym nigdy się nie śniły.
Choć tak bardzo chciałby to zmienić, wie, że to jego los, że tylko tak odkupi swoje grzechy.
Pewnego dnia do Śmierci dołącza mała Agata. Mimo swojego młodego wieku jest bardzo mądra i odważna. Zaskakujące jak tak mała istota może wpłynąć na los stracha, którego ludzie boją się najbardziej.
W książce "Łzy Śmierć" spotykamy się z tym czego najbardziej się boimy - przemijaniem. Śmierć w tej książce jest upadłym aniołem, którego karą jest patrzenie na cierpienie.


Sięgając po tę książkę nie wiedziałam, że będzie aż tak DOBRA! Jestem bardzo miło zaskoczona tą pozycję. Jej największym plusem jest to, jak wiele daje nam do myślenia.
W każdym rozdziale przenosimy się wraz ze Śmiercią do ludzi, którzy żegnają się ze światem w tragiczny sposób. I nie byłoby w tym nic fajnego, gdyby nie to, że autor z czegoś tak brutalnego stworzył coś pięknego(?). Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? Otóż każda śmierć we "Łzach Śmierci" miała jakieś znaczenie. Ukazywała nam co jest najważniejsze, nasze grzechy, dobro. Czytając ją można było się zasmucić, ponieważ nikt nas nie jest baz winy, każdy ma coś na sumieniu i czasami nawet nie wiemy jak wielką możemy komuś wyrządzić krzywdę choćby jednym słowem. Owa pozycja ma na prawdę wielki charakter dydaktyczny i każdy, kto lubi psychologię i interesuje się człowiekiem, powinien ją przeczytać.


Jedynym minusem jaki tutaj zauważyłam było to, że łatwo przewidzieć tu koniec. Nie, przepraszam, nie koniec, a jego część. Jeśli już o to chodzi - na ostatnim rozdziale połowę przeczytałam z otwartą ze zdziwienia buzią, a przy drugiej myślałam po prostu "no fajnie, fajnie". Jednak to nie sprawiło, że moja ocena co do tej książki znacząco się pogorszyła.


Muszę się przyznać, płakałam. Płakałam na co drugim rozdziale, a po skończeniu każdego byłam dobita, ale jednocześnie też szczęśliwa. Była to jedna z nielicznych pozycji, która wprowadziła mnie w taki stan i pokazała tyle wartości. W swoim życiu przeczytałam jakieś ( plus minus ) dwieście książek, a ryczałam jak dziecko na dziesięciu, w tym na "Łzach Śmierci".


Jestem bardzo szczęśliwa, że udało mi się przeczytać tę książkę. Nie była ona jakimś cudownym fenomenem pod względem fabuły. Mało co dotyczyła Agaty, bądź też Śmierci. Wydaje mi się, że książka była tak jakby zbiorem opowiadań, które każde z nich miało jakiś ważny wpływ na głównych bohaterów i prowadziło do ważnego wydarzenia. Czasami bywało trochę nudno, ale jestem w stanie wybaczyć autorowi wszystko co nie

Nic nie jest wieczne. Nawet ta najdłuższa chwila, która ciągnie się podczas nudnego dnia, kiedyś się skończy. Kiedyś skończy się również nasz byt, znikniemy, przestaniemy czuć... i co dalej?

Śmierć od wieków zbiera swoje żniwa. Zabiera ludzi do Zaświatów i decyduje o ich pozaziemskim bycie. Nie jest mu łatwo. Musi patrzeć na cierpienia niewinnych i okrucieństwa, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Witaj w XIX wiecznej Anglii. Pięknych czasach, w których rozkwitała kultura, do życia zaczęła wkraczać elektryka. Lecz tu jednak nie o tym mowa. Drogi czytelniku, pozwól, że wprowadzę Cię w mroczny tajemniczy klimat. Poznaj Margaret i Luizę - piękne, mądre siostry z bogatej rodziny, dziewczyny obdarzone niezwykłym darem. Otóż panny Bell potrafią porozumieć się z DUCHAMI! Prawda, że trudno w to uwierzyć? Wyobraź sobie jakie szczęście dały ludziom, którzy nie zdążyli pożegnać się ze swoimi bliskimi, a jednocześnie jak wielką stworzyły sensację na całym kontynencie. Jednak ta zdolność ma również swoje złe strony. Mimo tego, że dała panną sławę i pieniądze, przyniesie także ból i cierpienie.

Do książki wprowadza nas krótki, ale ciekawy prolog. Domyślamy się, że jest to jakieś mroczne, tajemnicze wydarzenie, ale nie mamy jeszcze pojęcia o co może chodzić. Możemy tylko zgadywać, co autor miał na myśli. Wiemy, że aby dowiedzieć się jak potoczą się losy bohaterów, musimy zagłębić się w lekturę...

Historia sióstr Bell zaczyna się już od ich najmłodszych lat. Poznajemy ich rodziców oraz najbliższe otoczenie. Z każdą stroną dziewczyny są coraz starsze. I właśnie w tym pierwszy minus. Akcja w książce pędzi jak szalona. Na początku myślałam, że to dobrze. Nie będę musiała czytać zbędnych opisów, ani scen, które nudzą. Jednak książka pozbawiona ich nie wprowadza, nie daje się wciągnąć do innego świata. Brakowało mi TEGO CZEGOŚ, co tworzyło by nastrój, wciągało nas w fabułę i pozwalało się na niej skupić. Podczas czytania nie czułam nic. Miałam wrażenie, że czytam podręcznik od biologii - momentami ciekawy, bo oparty na faktach, tajemniczy odrobinkę, ale jednak to nie to.
W ogóle nie mogłam wpasować się w sytuację bohaterów. Chciałam, a wręcz pragnęłam więcej opisów emocji! Nie wiedziałam co czują, ani co myślą postacie. Mogłam się tylko domyślać. Szkoda, że tego zabrakło, ponieważ książka zapowiadała się naprawdę dobrze. Kto z nas nie lubi mrożących krwi w żyłach historii? Przepraszam, że Was rozczaruję, ale i takich cudów nie było. Mimo, że to książka o duchach to było ich bardzo niewiele. Kilka stuknięć? Poruszająca się podłoga? Oj nie, to nie wystarczy fanom strasznych rzeczy.

Przysięgam, szukam plusów, ale nic nie przychodzi mi na myśl. Z wielkim smutkiem piszę tą recenzję, ale nie potrafię kłamać. Muszę powiedzieć Wam coś ważnego. Otóż odniosłam wrażenie, że książka nie ma fabuły! Są jakieś wątki, ale każdy trwa przez dwie strony i mowa o czym innym. Przeważnie w powieściach jeden tydzień zajmuje nawet całą książkę, a tu? Tydzień dwie strony... To o wiele za szybko. Za wiele wszystkiego na raz.

Liczyłam na coś o wiele, wiele lepszego. Patrząc na książkę, jako na krótkie streszczenie życiorysu panien Bell jest nawet dobrze, ale przecież to nie tak miało być. Jako czytelnicy domagamy się czegoś intrygującego.


Recenzja z bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/2015/02/recenzja-siostry-medium.html

Witaj w XIX wiecznej Anglii. Pięknych czasach, w których rozkwitała kultura, do życia zaczęła wkraczać elektryka. Lecz tu jednak nie o tym mowa. Drogi czytelniku, pozwól, że wprowadzę Cię w mroczny tajemniczy klimat. Poznaj Margaret i Luizę - piękne, mądre siostry z bogatej rodziny, dziewczyny obdarzone niezwykłym darem. Otóż panny Bell potrafią porozumieć się z DUCHAMI!...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Odd Thomas. Diabelski pakt Queenie Chan, Dean Koontz
Ocena 6,2
Odd Thomas. Di... Queenie Chan, Dean ...

Na półkach:

Jest słoneczny, spokojny dzień. Spacerujesz i myślisz, że będzie to kolejna zwyczajna, nudna doba. Pozory mylą. Na swojej drodze spotykasz ducha - chłopca, właśnie tego, o którym piszą, że został zamordowany. Nie wygląda to ciekawie. Nie podoba Ci się, że w miasteczku jest zło. Chcesz je zniszczyć i pomóc chłopcu odnaleźć drogę do raju. Na szczęście nie jesteś sam. Masz przyjaciół i wsparcie policji. Jak myślisz, dasz radę?

Jak ja dawno nie czytałam komiksów... Dawno - 4 lata. Miło go wspominam. Przeczytałam go szybko i z zainteresowaniem. Od tamtego momentu nie miałam do czynienia z żadnym komiksem. A szkoda. W swoim czasie przyszła i okazja na to, więc czemu nie?

Pierwsze co rzuca się w oczy, to skromna okładka, a zarazem tajemnicza i przyciągająca uwagę. Diabelski Pakt - czy to nie brzmi intrygująco? Ja, małe diablątko, musiałam sięgnąć po ten egzemplarz. Na dodatek jest krótka jak na komiks, a komiksy czyta się bardzo szybko, więc każdy na pewno znajdzie czas aby ją przeczytać.

"Nie oceniaj książki po okładce" - mądre powiedzenie. Przejdźmy więc do treści, dialogów oraz obrazków, czyli tego, bez czego komiks istnieć nie może.
Rysunki, jak rysunki. Nic wyjątkowego, ale brzydkie też nie są. Za to są bardzo dynamiczne. Na każdym coś się dzieje, a z wyrazu twarzy bohaterów można odczytać emocje.
Dialogi naturalne, zrozumiałe dla każdego, pisane luźnym, prostym językiem. Dzięki temu możemy poczuć się jak jedni z bohaterów, bo na pewno wielu z Was używa slangu. Pomaga to również wczuć się w sytuację, ponieważ postacie są bardziej naturalne, bliższe nam. Już po kilku stronach Odd i jego paczka przypadli mi do gustu. Rezolutni, pomysłowi, dowcipni - takie postacie uwielbiam.

Akcja rozkręciła się szybko. Nie musiałam czekać, aż autor zapozna nas ze szczegółami dotyczącymi życia chłopaka - i dobrze. Jest to według mnie zbędne. Po co w książce coś, co nie wpływa na bieg wydarzeń, dalsze losy bohaterów, a tylko nas nudzi? Niestety nie potrafiłam poczuć tych emocji, napięcia. Rysunki sprawiły, że moja wyobraźnia działała w mniejszym stopniu. Wystarczyło, że spojrzało się chociażby przypadkiem na złą stronę, nie ten obrazek i już wiedziało się co się wydarzy. Mimo tego, iż książkę miło wspominam, wątpię żeby zapadła w mojej pamięci na długo. Oczekiwałam trochę czegoś innego, może bardziej mrocznego, strasznego... diabelskiego. Koniec również nie powalił na kolana. Lekko się rozczarowałam. Szkoda, bo temat ciekawy. Duchy, medium, młody chłopak próbujący im pomóc. No dobrze, może odrobinkę oklepane, ale i tak bardziej oryginalne niż wampiry, czarownice i anioły.

Komiks jak dla mnie przeciętny. Raz zaciekawi, raz zacznie sprawiać, że zaczniemy się nudzić. Jednak miło wspominam tą przygodę z bohaterami. Fajnie czasem sięgnąć po coś innego.

Jest słoneczny, spokojny dzień. Spacerujesz i myślisz, że będzie to kolejna zwyczajna, nudna doba. Pozory mylą. Na swojej drodze spotykasz ducha - chłopca, właśnie tego, o którym piszą, że został zamordowany. Nie wygląda to ciekawie. Nie podoba Ci się, że w miasteczku jest zło. Chcesz je zniszczyć i pomóc chłopcu odnaleźć drogę do raju. Na szczęście nie jesteś sam. Masz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do lektur nie podchodzę z najlepszym nastawieniem. Jest to bowiem moment, w którym muszę przerwać obecnie czytaną książkę i wypełnić swój obowiązek ucznia, aby dostać dobrą ocenę.
Balladyna nie była wyjątkiem. Otworzyłam ją z wielką niechęcią i myślą, że nie dam rady. Myliłam się...

W szkole często omawiane są dramaty. Balladyna to jeden z nich i ten fakt tak mnie przerażał. Spotkałam się wcześniej z Zemstą, Skąpcem, Romeo i Julią i książki nie przypadły mi do gustu. Tragedie i komedie charakteryzują się bowiem wieloma archaizmami, powiedzeniami, których nie używamy na dziś, ale i również formą. Jest to sztuka sceniczna, nie posiada narratora, który opisuje postacie, ich uczucia itp. Czasami pojawiają się didaskalia, które informują nas kiedy ktoś się pojawia, co się dzieje w otoczeniu.
Co takiego sprawiło, iż ta lektura przypadła mi do gustu?

W miłości jak i na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone. Goplana, królowa jeziora, zakochuje się w Grabcu, zwykłym chłopaku ze wsi, który lubi dobrze wypić, zjeść i zabawić się z pannami. Problem jest tylko jeden - Grabiec, ma na oku Balladynę, która oczarowała go swoimi wdziękami.
Czegóż jednak nie zrobi zakochana nimfa, aby zdobyć serce swojego wybranka? Wpada więc na pomysł, aby do domu Balladyny sprowadzić bogatego księcia, a wtedy dziewczyna zapomni o Grabcu i odjedzie do zamku. Wróżka jeziora zapomina, że Balladyna ma również siostrę, Alinę. Kirkor, książę, który w poszukiwaniu idealnej małżonki, odwiedza ich chatę, jest zachwycony obiema dziewczynami i nie wie, którą wybrać. Postanawia urządzić konkurs - siostra, która z lasu pierwsza przyniesie dzban malin, zostanie jego żoną.
Balladyna jest skora do posiadania majątku, jakie może zaoferować jej Kirkor. Szybko zapomina o chłopaku ze wsi, jej największym pragnieniem od tej pory jest władza i bogactwo. Aby zdobyć koronę zdolna jest nawet posunąć się do największej zbrodni, jaką może popełnić człowiek - zabójstwa.

Balladyna ukazuje jak ludzie już od lat głupieją na punkcie władzy i bogactwa. Działo się tak tysiąc, pięćset, sześćset lat temu i dzieje do dziś. Istota ludzka często zapomina o głównych celach w życiu, a przez jego większość dąży do zyskania bogactwa.
Z książki wywnioskować można, że zmieniając choć jeden, mały szczegół w czyimś życiu, można doprowadzić do tragedii. Powinno się dziać, to co ma być i nikt, ani nic nie powinien bawić się w Boga. Niestety Goplana popełniła ten błąd. Bawiąc się magią i doprowadzając Kirkora specjalnie do domu sióstr nie odmieniła tylko życia jednej osoby. Ofiarą jej intryg padł Grabiec, Alina, wdowa, pustelnik i wiele innych postaci. Wszystko przez jeden drobny błąd jaki popełniła wróżka.

W Balladynie możemy spotkać się z fantastyką. Nie sposób nie zauważyć w niej baśniowych, legendarnych fragmentów. Wątkiem fantastycznym w owej lekturze są poczynania Goplany i jej dwóch pomocników - Skierki i Chochlika.
Według mnie dzięki pomysłowi na wplątanie do książki baśniowego wątku, Balladyna jest świetną książką, która zaciekawia i porusza wyobraźnię.
Przedtem nie wiele słyszałam o tej lekturze. Spodziewałam się kolejnego nudnego dramatu o siostrze, która zabiła swoją siostrę. Zastałam jednak coś innego, o wiele lepszego niż mogłam to sobie wyobrazić.
Owszem, czasem doskwierały mi trudne do zrozumienia wypowiedzi bohaterów oraz liczne archaizmy, jednak to tylko szczegół.
Lektura nieźle mną wstrząsnęła. Dała również sporo do myślenia i ukazała do czego prowadzi nienawiść zło i brak myślenia o czymkolwiek innym niż bogactwie i władzy.

Do lektur nie podchodzę z najlepszym nastawieniem. Jest to bowiem moment, w którym muszę przerwać obecnie czytaną książkę i wypełnić swój obowiązek ucznia, aby dostać dobrą ocenę.
Balladyna nie była wyjątkiem. Otworzyłam ją z wielką niechęcią i myślą, że nie dam rady. Myliłam się...

W szkole często omawiane są dramaty. Balladyna to jeden z nich i ten fakt tak mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Siedemnastoletnia Julia po tym, jak została dotkliwie zraniona przez swojego chłopaka, w ciągu kilku minut podejmuje decyzję o popełnieniu samobójstwa. Pierwsza próba, źle zaplanowana i nieudana, zadaje jej ogromny psychiczny ból. Kolejne również kończą się porażką, a na domiar niepowodzeń wymuszają na Julii częste wizyty w szpitalach dla obłąkanych. Ostatecznie odbiera sobie życie w dzień swoich urodzin, jednak tylko jedna osoba wie, dlaczego.

Po śmierci trafia do innego świata. Dokonuje wyboru i trafia do miejsca, gdzie nic nie jest zwykłe. Uczy się życia po drugiej stronie. Obeznana ze swoją nową rolą postanawia zemścić się na osobie, przez którą odebrała sobie życie. Jednak na jej drodze staje rywal, w którym się zakocha… ( opis z tyłu okładki)



"Kochamy, szanujemy i w końcu nienawidzimy.
Największa granica znajduje się właśnie między miłością a nienawiścią,
wystarczy jeden moment,
by ją przekroczyć,
a już nic nie będzie takie samo" *

Co robi zwyczajna nastolatka, kiedy traci chłopaka? Pisze do najlepszej przyjaciółki, płacze do poduszki, słucha romantycznych ballad. Jednak po kilku dniach zapomina o całej sprawie. W jej życiu pojawia się ktoś inny i wie, że tak na prawdę dawna miłość nie miała sensu. Jednak Julia jest zupełnie inna. Dla niej wszystko traci sens. Jedyny cel - odejść z tego świata i zapaść w wieczny sen. Wkrótce i do tego dochodzi? Ale czy na to czekała? Przecież zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoje istnienie po śmierci, a tu proszę... Trafia do złego świata, w którym rządzi Caria - bezuczuciowa demonica.
Ah... Niedobre dzieją się rzeczy, kiedy miłość zostaje przerwana.

Opis - super! Zaciekawia, ale zawartość książki to już zupełnie co innego. Strasznie się na niej zawiodłam. Na początku bardzo mnie zaintrygowała ta historia. Byłam ciekawa jak zakończy się życie Julii i co będzie po śmierci. Oryginalnością można się nacieszyć, cytat z pierwszego rozdziału również mądry. Myślałam, że pozostanie tak do końca, że z książki wypłyną jakieś wartości, morały. A tu niespodzianka... Choćbym szukała to żadnego pouczenia nie znajdę. ŻADNEGO bohatera nie można dać na wzór dla nastolatek, a z tego co zauważyłam dziewczyny często chcą być jak postacie z książek, filmów. Chrońcie je aniołowie żeby nigdy nie wzięły przykładu z Julki!
Mam jedno skojarzenie. Otóż dziewczyna z "Istnienie" bardzo przypomina mi Julię z "Romea i Julii". Uwierzcie, że nie jest to pozytywne porównanie. Obie panie uważam za głupie. Mimo tego bohaterka książki, którą właśnie recenzuję jest po prostu... idiotką? debilką? Przepraszam za słownictwo, ale nienawidzę tej dziewczyny!
Nie mogłam czytać o tym z jaką radością zabijała siebie, a później niewinnych ludzi, w tym nawet dzieci. Najgorsze jest jeszcze to, że każde morderstwo było opisane. Oj nie miło się czytało o wypływających oczach, odgryzaniu kawałków skóry... Zastanawiam się również czy autorka nie ma jakichś problemów. Aż trudno uwierzyć, że z taką lekkością pisała o zabijaniu, a po każdym takim uczynku było napisane, jak bardzo dawało to demonicy radość. Sądzę, że raczej ani młodemu, ani starszemu czytelnikowi nie będzie miło czytało się o takich wydarzeniach.

Nie sposób nie zauważyć, iż książka jest króciutka - 120 stron jak dla mnie to bardzo mało. Przez to wątki nie miały się szansy rozwinąć. Przy czytaniu nie poczułam żadnych emocji, oprócz obrzydzenia. Nie wiem nawet jaki cel ma ta książki i kiedy nadszedł punkt kulminacyjny.

"Istnienie. Dwa Światy" uznaję za ROZCZAROWANIE! Jeszcze nigdy nie czytałam książki, która tak na prawdę jest o zabijaniu. Nie rozumiem też jak autorka miała siłę o czymś takim napisać...
Hm... Na początku pisała, że pisanie pozwala jej stworzyć magiczny świat, w którym chciała by żyć.

Siedemnastoletnia Julia po tym, jak została dotkliwie zraniona przez swojego chłopaka, w ciągu kilku minut podejmuje decyzję o popełnieniu samobójstwa. Pierwsza próba, źle zaplanowana i nieudana, zadaje jej ogromny psychiczny ból. Kolejne również kończą się porażką, a na domiar niepowodzeń wymuszają na Julii częste wizyty w szpitalach dla obłąkanych. Ostatecznie odbiera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzień jak co dzień. Za oknem świeci słońce, wiatr delikatnie porusza liśćmi. Siedzisz znudzony na lekcji matematyki... Nagle, nauczyciel znika. Nie ma nikogo dorosłego, nikogo powyżej piętnastu lat. Znikli nauczyciele, policjanci, lekarze, rodzice.
Miasteczko otacza bariera. Nie ma ucieczki. Jedzenie się kończy, dzieci płaczą za rodziną, nie ma kto pomóc.
Kto pozostanie, a kto zniknie? Czy do tego czasu nadejdzie pomoc?
A może to wszystko to tylko sen?


Bardzo długo zwlekałam, z wypożyczeniem owej książki. Chyba dobry rok minął za nim się do niej przekonałam. Na szczęście dobrze zrobiłam, że się za nią wzięłam. Na prawdę ciekawa historia. Przerażająca, wzruszająca. Bohaterowie nie jednych nastolatków mogliby nauczyć co to prawdziwa miłość, odwaga, przyjaźń.
Przy czytaniu Gone na pewno nie można się nudzić. Książka już od pierwszych stron trzyma w napięciu. Przez cały czas podczas wgłębiania się w lektury towarzyszył mi tajemniczy klimat grozy. Tak bardzo jak bohaterowie chciałam się dowiedzieć co jest przyczyną bariery, a domyślenie się czegokolwiek było bardzo trudne, dlatego z niecierpliwością chciałam dobrnąć do końca, aby w końcu odkryć otaczającą miasteczko tajemnicę.
Pomysł na stworzenie takiego świata był bardzo oryginalny. Pan Grant stworzył go tak doskonale, że mogłoby się wydawać iż gdzieś istnieje on na prawdę. Każde miejsce było świetnie opisane, a do tego pomocny okazał się plan miasta, znajdujący się na samym początku książki.
Każdy szczegół był dopracowany, dlatego podczas czytania mogłam sobie wszystko dokładnie wyobrazić.
Muszę przyznać, że niektóre sceny strasznie mną wstrząsnęły. Napływ wrażeń spowodował, że raz aż mi się śniło, że było jedną z bohaterek GONE. Po tej nocy jeszcze lepiej zrozumiałam problem moich rówieśników( mam 15 lat, więc we wrześniu mogłabym zniknąć), którzy tak bardzo bali się co będzie dalej, a mimo to świetnie poradzili sobie z opieką nad maluchami, zastąpieniem straży, lekarzy. Dopisane do niektórych moce, dodały książce jeszcze więcej tajemniczości.
Wyjątkiem, który mi się nie spodobał były mówiące kojoty. Nie, nie, nie ! Nie cierpię wątków w książkach, w których zwierzęta i jeszcze inne stworki mówią ludzkim głosem. Strasznie mnie to denerwuje. Jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić i co wyobrażam sobie różne wampiry, potwory, bicz zamiast ręki, itp. to owych zwierząt jakoś nigdy nie mogę. Kojarzy mi się to z bajkami dla dzieci, w których zwierzątka ot tak się porozumiewają.
Drugi minus według mnie to ogromna liczba bohaterów, o których autor pisał. Sprawiło to, że trochę się pogubiłam, a z czasem nie wiedziałam o kim mowa, kiedy z historii jednego bohatera, autor zacząć snuć historię drugiego. Kiedy czyta się podczas nocy i jest się zmęczonym można się pogubić. Może i czasami było to fajne, gdyż można było dowiedzieć się czegoś więcej o pozostałych uczestnikach serii GONE, przeżyć wraz z nimi wstrząsające przygody, ale mimo to wolę kiedy cała opowieść skupia się na góra trzech bohaterach, a nie około 8 (?).
Są to jednak małe szczegóły, gdyż ogólnie dobrze napisana książka zrobiła na mnie wrażenie. Miło się czytało. Czas jednak nie pozwolił, żeby szybko, ale kiedy już miał czas potrafiłam się w ową lekturę nieźle wciągnąć i poczuć jakbym "tam" była.
Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tego typu powieści. Uważałam je za nudne i dziwne. Nie wiem nawet czemu. Po prostu takie było moje przekonanie. Cieszę się, iż przekonałam się, że tak nie jest. Po kolejne części na pewno sięgnę. Jeszcze nie wiem dokładnie kiedy, ale w bibliotece już na mnie czekają.

Dzień jak co dzień. Za oknem świeci słońce, wiatr delikatnie porusza liśćmi. Siedzisz znudzony na lekcji matematyki... Nagle, nauczyciel znika. Nie ma nikogo dorosłego, nikogo powyżej piętnastu lat. Znikli nauczyciele, policjanci, lekarze, rodzice.
Miasteczko otacza bariera. Nie ma ucieczki. Jedzenie się kończy, dzieci płaczą za rodziną, nie ma kto pomóc.
Kto pozostanie, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cóż takiego sprawiło, że i ja sięgnęłam po tę książkę? Oczywiście zachęcające recenzje, wysoka średnia ocen, patronat LubimyCzytac.pl, a przede wszystkim temat! Nie mogłam przejść obojętnie obok tego egzemplarza. Na dodatek przyciągnęła mnie piękna szata graficzna. Kolory na okładce, maska, którą od razu kojarzymy z Wenecją.
Czy na prawdę historia jest taka świetna jak każdy mówi? Czy warto zabrać się za tą książkę, czy jednak odpuścić?


Rafał wraca po paru latach emigracji do Polski i próbuje na nowo odnaleźć się w obcej mu rzeczywistości. Wynajmuje mieszkanie, które miało być azylem, a stało się jego przekleństwem. Stopniowo, dzień po dniu, w życiu mężczyzny dokonuje się przewrót. Najpierw odnosi wrażenie, że już kiedyś spotkał poprzednich mieszkańców tego domu, później narasta w nim przekonanie, że ich życia stale się przeplatały, a na końcu jest pewien, że tworzą jedność… Zaczyna żyć, równolegle, swoim i ich życiem… Pamięta wydarzenia, w których nigdy nie brał udziału, miejsca, w których nigdy nie był, ludzi, których nigdy nie znał. Zaczynają rządzić nim emocje niemające uzasadnienia, pragnie dziewczyny, o której istnieniu do niedawna nie miał pojęcia…
Tak oto mocno stąpający po ziemi lekarz, nauczyciel etyki zawodowej wkroczył w świat weneckiej legendy, zmieniającej jego życie w koszmar… ( ŹRÓDŁO - ZACZYTANI.PL )


Na początku przedstawię Wam, drodzy czytelnicy, co to w ogóle jest Deja Vu. Możliwe, iż większość z Was już kilka, kilkanaście razy spotkała się z tym zjawiskiem. Psycholodzy, doktorzy tłumaczą je na różne sposoby. Wspomnienia z równoległego świata, a może każdy ma dar przewidywania przyszłości i kiedyś przyśniło mu się to co dzieje się teraz, a przez to wydaje mu się, że już kiedyś przeżył tę chwilę.
Spotkałam się również z twierdzeniem, iż jedno oko później przysyła obrazy do mózgu. Nie ma jednak pewności, które stwierdzenie jest trafne. Może nawet żadne... Jednym zdaniem - wydaje nam się, że kiedyś przeżyliśmy tę chwilę.


Nawiążmy do książki.
Główny bohater wraca do Polski. Pracuje na uczelni, wynajmuje ładne mieszkanie, które kiedyś zamieszkiwał Marco ze swoją dziewczyną.
Od pewnego czasu dręczą go dziwne uczucia, wspomnienia.
Grupa na uniwersytecie była dla niego bardzo miła, ale czuł, że wciąż ideałem wykładowcy jest dla nich Marco. W końcu uczniowie uznali, iż trochę go im przypomina, choć nigdy się nie znali, nie utrzymywali kontaktów. Wydaje mu się, że zna również Anię...

Każdy tak bardzo wychwala tę książkę, a mi ona do gustu nie przypadła. Liczyłam na coś więcej. Więcej niesamowitych wydarzeń, ciągła akcja, momenty, których bym się nigdy nie spodziewała. Niestety czytałam i czytałam i się nudziłam. Ta historia zbyt mnie nie porwała. Owszem czasami coś mnie zainteresowało, pochłaniałam książkę z uwagą, ale trwało to raczej krótko. Brakło tej iskierki, która zachęca do czytani.

Owszem, przyznać trzeba, że język pisania pani Jolanty jest bardzo wyszukany, wręcz elegancki. Wiele opisów, a dzięki temu wszystkie jest przybliżone i nie musimy sobie niczego zbytnio wyobrażać,a z białek kartki papieru przenieść obrazy do głowy. Czułam się jak na wakacjach w uroczym domku, czytając opis mieszkania Rafała. Miałam wrażenie jakby wiatr muskał moją skórę.
Można uznać, iż książkę dzięki opisom wciąga, ale ( przynajmniej mnie ) nudzi.

Nie tylko wydarzenia związane z Rafałem zostały opisane w "Deja Vu". Autorka często powracała do wspomnień Ani i Marca. Dla innych do plus - więcej się dzieje, można ujrzeć historie z punktu widzenia innych bohaterów. Jednak mi taka forma nie przypada do gustu. Jestem roztargnioną osobą, a przez to często gubię wątek, mylę zdarzenia, a czasem nawet bohaterów. Przeskakiwanie z jednego na drugie. Ja mówię : nie.

Kolejnym minusem są bohaterowie. Uwielbiam silne charaktery, z mocnym językiem i poczuciem humoru. Natomiast w tej książce spotkałam spokojnych, starszych, około trzydziestu - czterdziestu lat. Raczej nie poczytamy tu o kimś z podobną energią jak nastolatkowie, którzy korzystają z życia i szaleją, a dobry humor tryska ze stron. Niestety nie tym razem.

Książka sama w sobie zła nie jest, ale nie porywa. Gdybym miała ją polecać to raczej bardziej dojrzalszym osobom niż szalonym nastolatkom.

Cóż takiego sprawiło, że i ja sięgnęłam po tę książkę? Oczywiście zachęcające recenzje, wysoka średnia ocen, patronat LubimyCzytac.pl, a przede wszystkim temat! Nie mogłam przejść obojętnie obok tego egzemplarza. Na dodatek przyciągnęła mnie piękna szata graficzna. Kolory na okładce, maska, którą od razu kojarzymy z Wenecją.
Czy na prawdę historia jest taka świetna jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapewne znasz historię o chłopcu zwanym Piotrusiem Panem, dziecku, które nigdy nie chciało dorosnąć. Przebywał on na wyspie Nibylandii wraz z grupą Zaginionych Chłopców, spędzając cudowne, niekończące się dzieciństwo.
Jakub Ćwiek, od lat zafascynowany ową powieścią, postanowił wziąć w swoje ręce dalsze przygody Chłopców.

Kiedy zjawiła się Wendy nieźle namieszała Piotrusiowi w głowie. Dzwoneczek nie miała wyboru, wzięła pod swoje skrzydła bandę chłopców i od tej pory została ich "mamą". Wróżka porzuciła urocze skrzydełka i sukieneczkę. Zarzuciła za to skórzaną kurtkę, a na nogi wcisnęła ciężkie glany.
Zaginieni Chłopcy dorośli, ale tylko fizycznie. Nie są ani trochę słodcy, w ogóle nie przypominają uroczych maluchów. Czasy się zmieniły i oni również. Z ich ust co chwila pada przekleństwo, sypiają z kim popadnie, są wulgarni. Ale na szczęście to tylko pozory. W głębi duszy to dobrzy ludzie o miękkim sercu, którzy swoim poczuciem humoru rozbawiają do łez.

Wystarczy jedno spojrzenie na okładkę, aby wywnioskować, że to historia z pazurem. Na dodatek nie byle jaka. Autor miał świetny pomysł na "Chłopców" i pozwolił poczuć nam wiatr we włosach podczas jazdy motorem, ciepło skórzanej kurtki i masę emocji, które towarzyszą od początku do końca. Ani przez chwilę nie można się nudzić, gdyż każdy rozdział, to jedna z niebanalnych przygód gangu.
Kończąc książkę towarzyszył mi dreszczyk przerażania, a moje serce, które przeważnie bije bardzo wolno, wreszcie przyśpieszyło tempo. Odłożyłam powieść na półkę i gdyby nie to, że w zasięgu ręki mam drugą część, byłabym załamana. Po skończeniu czułam niedosyt, brakowało mi dzikich zabaw ekipy, ich towarzystwa, przemyśleń, uśmiechu. Chciałam spędzić z nimi jeszcze więcej czasu. Dlaczego? Bo to super osobowości, z charakterem, który rzadko spotykamy w książkach XXI wieku. Dzwoneczek to kompletne przeciwieństwo, dziewczyn z typowych książek paranormal romance, itp. One jakby na siłę chciały pokazać, jakie to są silne i odważne, a tak na prawdę tylko denerwują nas swoim zachowaniem. Nie wiedzą czego chcą, płaczą o byle co, próbują być ideałem, a jak wiadomo ideały nie istnieją. "Mama" jest zupełnie inna. Jest jaka jest, nikogo nie udaje, robi co jej się podoba, rządzi całym gangiem, w którego skład wchodzą mężczyźni. Jak nie odnaleźć w niej przyjaciółki? W końcu jakaś postać przy której można zasmakować czegoś innego, niż tylko słodkich pocałunków z superbohaterem wampirem, czy tam upadłym aniołem...
Oczywiście resztę ekipy również polubiłam. Ba! Nawet bardzo. Nie, nie zamieszam brać z nich przykładu, ale oni zapewniają, że na okres czytania książki staniemy się kimś innym, jeśli tylko pozwolimy porwać się do zupełnie innej rzeczywistości.

Wielu czytelników narzekało na masę wulgaryzmów. Nie to żebym była niewychowaną małolatą, ale mnie one nie przeszkadzały. Nie ukrywajmy, że nie znamy takich wyrazów. Chyba każdemu chociaż raz zdarzyło się użyć brzydkiego słownictwa podczas ataku złości. Według mnie owe wyrazy w "Chłopcach" jeszcze bardziej dodawał pikanterii do książki i wpasowywały się w klimaty. Nie byłam ani trochę zdziwiona, gdy przed oczami miałam dość obskurne zdanie. Potraktowałam je naturalnie, jakbym z Zaginionymi Chłopcami była wychowywana od dawna i przyzwyczaiła się do ich słownictwa.

Książkę czyta się w błyskawicznym tempie, a całość dopełnia piękna szata graficzna. Na zdjęciach wydaje się taka prosta i zwyczajna. Co innego gdy trzyma się ją w ręku i widzi na żywo. Nie byle jaka okładka, a w środku intrygujące rysunki przedstawiające najciekawsze momenty oraz bohaterów.
Zostałam również fanką czerwonej wstążeczki, która świetnie służyła za zakładkę. Wiadomo, taka doczepiana się nie zgubi. Nie to co papierowa , która z łatwością może wyślizgnąć się z książki, a wtedy trzeba szukać momentu, na którym się skończyło. Za wygodę podczas czytania daję wielki plus. Komfort przede wszystkim. Szczęśliwy czytelnik = dobra książka.

Cóż więcej mogę napisać? Książka przypadła do mojego gustu. Autor pozwolił przenieść się do świata Zaginionych Chłopców i poczuć emocje związane z niebezpiecznymi akcjami. "Chłopcy" na pewno spodobają się tym, którzy od dawna czekali na coś ostrzejszego. Osoby, które sięgną po książkę pewnie tak jak i ja pokochają bohaterów i będą chcieli więcej.
Chcecie się przekonać co w tym tak wspaniałego? Musicie przeczytać. Moje słowa nie opiszą wszystkiego i nie dadzą Wam tyle dobrej zabawy, co książka.


Źródło : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/2013/09/recenzja-chopcy.html

Zapewne znasz historię o chłopcu zwanym Piotrusiem Panem, dziecku, które nigdy nie chciało dorosnąć. Przebywał on na wyspie Nibylandii wraz z grupą Zaginionych Chłopców, spędzając cudowne, niekończące się dzieciństwo.
Jakub Ćwiek, od lat zafascynowany ową powieścią, postanowił wziąć w swoje ręce dalsze przygody Chłopców.

Kiedy zjawiła się Wendy nieźle namieszała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/

Anastazja i Amelia to bardzo młode dziewczyny, które skrywają pewną tajemnice - są aniołami. Nikt o tym nie wie, więc potajemnie wykonują swoje zadania. Ten sekret zbliża je do siebie jeszcze bardziej. Są przyjaciółkami, które muszę na sobie polegać i wspólnie walczyć. Tym razem będzie jeszcze trudniej. Dziewczyny muszę pokonać złe siły, które zagrażają nie tylko Ziemi, ale i krainie aniołów.


Nie mam pojęcia co mnie zachęciło do tej książki. Był to impuls, nagły wybór. Ot tak, zobaczyłam ją i pomyślałam, że ją "wypróbuję". Miałam pewne obawy co do objętości. Liczyłam na to, że autorka da radę i w ciągu siedemdziesięciu stron opowie jakąś ciekawą historię. Potrzebowałam czegoś krótszego, lekkiego, dla relaksu, odpoczynku od ciężkich książek. Da się napisać dobrą, niedługą książkę, ale trzeba się na tym znać i nie jest to proste. W większości książek, akcja rozpoczyna się dopiero po setnej stronie, a tu na siedemdziesiątej już jest koniec. Czy autorka dała radę i udało jej się wyrobić? Czy spełniła moje oczekiwania i napisała zaciekawiające opowiadanie, które zaspokoi wyobraźnię na jeden wieczór?

Niestety nie udało się. Agnieszka poległa. Tempo książki było takie szybkie, iż wydawało mi się, że biegnę. Męczyłam się, a w pewnych momentach łapałam za głowę. Książka już na pierwszej stronie zawiała, a raczej buchnęła nijakością. Ciężko się czytało, oj bardzo ciężko. Liczne powtórzenia, brak, albo wręcz niezauważalne ubarwienia tekstu, typu epitety, porównania itp, o których uczymy się przerabiając na lekcji polskiego utwory. Takie środki to niby nic takiego, ale to one poruszają naszą wyobraźnię i nadaję tekstu kolorów.
Kiedy już narzekałam na brak opisów, nagle zjawiły się... i to jakie! Niczym z zeszyty piątoklasisty. Bez bogatego słownictwa, spójności, wyobraźni. Zwykłe "trele morele", które najzwyczajniej nudzą.

Przepraszam Was, że tak narzekam, ale tego błędu nie da się pominąć. Coś czego nienawidzę - nijacy, nudni, bezmyślni bohaterowie. Będę wredna - chciało mi się z nich śmiać. Z tego co wywnioskowałam nie mają oni nawet piętnastu lat. Zastanawia mnie, dlaczego to akurat one miałyby ratować świat przed zagładą? Gdzie się podziały seksowne, dojrzałe anioły, które uratują nas gdy nadejdzie zło? Czyżby na prawdę jesteśmy zdani na nastolatki, które gdy nie wykonują zadań w krainie aniołów, tańczą w zespole?

Nic więcej nie da się napisać, gdyż to ani żadnych walorów nie ma i trudno jest wyciągnąć coś z kilku kartek. Jednak pewnie domyśliliście się, że nie warto.
Cała ta historia bardziej przypominała mi bajeczkę dla ośmioletnich dziewczynek, fanek Witch, niż nastolatek, które na pierdoły nie polecą. Może gdyby Agnieszka trochę przerobiła tą historię, upiększyła ją, dziewięciolatki z chęcią by po nią sięgnęły i może nawet by im się spodobało. Ja jedna jestem już za duża na takie "coś". Stanowczo mówię nie.

Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/

Anastazja i Amelia to bardzo młode dziewczyny, które skrywają pewną tajemnice - są aniołami. Nikt o tym nie wie, więc potajemnie wykonują swoje zadania. Ten sekret zbliża je do siebie jeszcze bardziej. Są przyjaciółkami, które muszę na sobie polegać i wspólnie walczyć. Tym razem będzie jeszcze trudniej....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chłopcy wraz z Dzwoneczkiem powrócili z głośniejszym okrzykiem "Bangarang", jeszcze bardziej szalonymi pomysłami oraz tym co czytelnik lubi najbardziej - masą przygód, które sprawiają, że po plecach przechodzi dreszczyk, adrenalina podskakuje, a serce zaczyna bić mocniej. Znacie już chłopców, bandę dorosłych osobników, którzy wciąż zachowują się jak rozwydrzeni nastolatkowie i ani na myśl im nie przyjdzie, żeby w końcu dorosnąć, założyć rodzinę, płacić podatki itp. Całe szczęście, że mają Mamę, kobietę która wygląda na ostrą sztukę, a dla nich to wręcz anioł, który przytuli, zrobi kakao, na noc opowie historyjkę.
Wydawać by się mogło, że już nic nas nie zaskoczy, a tu jednak. Z każdą kolejną stronę jest coraz ciekawiej i trzeba uważać, żeby nie zaczytywać się w nocy, bo niefajnie jest rano z powodu zerwania całej nocy zaspać do szkoły, bądź też do pracy.

Nawet nie wiecie jak się cieszę, że poznałam Zaginionych Chłopców. Brakowało mi książki, która da mi tyle wrażeń oraz ukaże coś nowego. Wciąż w moje ręce trafiały powieści z motywem głównym o wampirach, wilkołakach lub upadłych aniołach. A ja czekałam na coś mocniejszego. Proszę Was, ileż można czytać o słodkich dziewczynach, uroczych chłopakach, miłości nie z tej ziemi? Świat nie jest piękny i idealny, dlatego chciałam takiej książki, która zamiast ciągłego ukazywania piękna pokaże... również piękną historię, ale w trochę innym wydaniu. Dostałam to o czym marzyłam już w pierwszym tomie, ale to było za mało, żeby nasycić moje niezaspokojone pragnienie książkocholika i całe szczęście, że na półce czekał już nowiutki, pięknie prezentujący się drugi tom.

Możliwe, że kilku osobom, które nie zapoznały się z ową serią Jakuba Ćwieka, wydawać się będzie, że świat, który został przedstawiony w Drugiej Nibylandii jest bardzo mroczny, ponury i nie spotkają w nim nawet nutki radości. Błąd! W lunaparku, który zamieszkuje banda motocyklistów wręcz każdego dnia świeci słońce, nie brak tu sympatii pomiędzy mieszkańcami, a zabawa i śmiech towarzyszą na okrągło, jeśli nie dochodzi do jakiegoś zamieszania pomiędzy gangami.

Lubicie koty? A szczególnie tego czarnego z czerwonym krawacikiem? To macie szczęście, gdyż jeden rozdział został poświęcony dla Pana Propera. Gratka nie tylko dla kocich fanów, gdyż rozdział został napisany w świetnym klimacie i można było poczuć się jak prawdziwy zwierzak. Rzadko kiedy spotyka się historię widzianą oczami zwierzęcia i to nie byle jaką historię. Według mnie był to jeden z lepszych fragmentów książki. Autor ukazał jak okrutne jest znęcanie się nad zwierzętami, co pewnie wielu osobom da dużo do myślenia. Czytając owe opowiadanie byłam nieźle zaskoczona oraz przerażona, gdyż końcówka ukazała historię niczym z horroru. Osoby z bogatą wyobraźnią będą mieli niezłą przygodę i możliwe, że nawet koszmary w nocy.

Styl autora wciąż pozostał na tym samym poziomie. Dużo się nie zmieniło od wydarzeń z pierwszego tomu. Ocena wciąż utrzymuje się na tym samym poziomie. Poprawia się tylko zakończenie, które sprawiło, że wręcz zaczęłam krzyczeć ze złości, wariować i płakać. Panie Jakubie, jak mógł nas Pan zostawić z takim zakończeniem? Okrucieństwo wobec czytelnika.

Zarówno pierwszy tom jak i drugi dał mi masę rozrywki oraz nakłonił do rozmyślania nad pewnymi sprawami. "Chłopcy" to nie jest pusta powieść, bez żadnego przesłania. Ukazuje jak ważni są przyjaciele, honor i jak zachowuje się prawdziwa kobieta, gdy broni swoich pociech. Dziękuję panu Ćwiekowi za danie mi takiej dawki wrażeń. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom, który autor obiecał. Mam nadzieję, że pojawi się najszybciej jak tylko to możliwe.


ŹRÓDŁO : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/2013/09/recenzja-chopcy-2-bangarang.html

Chłopcy wraz z Dzwoneczkiem powrócili z głośniejszym okrzykiem "Bangarang", jeszcze bardziej szalonymi pomysłami oraz tym co czytelnik lubi najbardziej - masą przygód, które sprawiają, że po plecach przechodzi dreszczyk, adrenalina podskakuje, a serce zaczyna bić mocniej. Znacie już chłopców, bandę dorosłych osobników, którzy wciąż zachowują się jak rozwydrzeni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/

Rozejrzyj się. Może właśnie gdzieś w pobliżu czai się zombie. Słyszysz ich jęki?
Lepiej przestań to czytać i uciekaj!

Użyjmy magicznej kapsuły, która przeniesie nas w czasie - kochanej, niezawodnej wyobraźni.
2014 rok - Można by pomyśleć, iż wszystko staje się coraz lepsze, świat nabiera kolorów, a ludzkość w końcu dostaje to o czym od dawna marzyła. Czy może być coś wspanialszego niż lekarstwo na raka? Pamiętajcie, nie da się bawić w Boga, wszystko ma swoje plusy jak i minusy. Coś poszło nie tak. Od tej pory wirus Kellis - Amberlee sprawia, że ludzi po śmierci nie zostają słodkimi aniołkami, a obrzydliwymi zombie, które pragną mięsa i Twojej krwi.

Trudno przetrwać bez mediów. Świat jest wielki i skomplikowany. Gdyby nie internet, wiadomości, prasa nie wiedzielibyśmy co dzieje się w pobliskim miasteczku, a co dopiero w sąsiednim kraju, innym kontynencie. Na szczęście są ludzie, którzy nas uświadamiają. Do jednych z nich należy Georgia oraz jej brat Shaun. Owe rodzeństwo to blogerzy w świecie pełnym stworzeń niczym z horroru. To oni ukazują ludziom jak okropne są zombie, a na dodatek dają rozrywkę ludziom, którzy boją się opuścić mieszkanie. Nic dziwnego, że każdy ich zna. Są świetni w swoim fachu, mają tysiące czytelników, wyświetleń. Widzowie chcą więcej newsów, niczym nienasycone zombie mięsa. Nadarza się świetna okazja. Ich grupa dostaje maila, z wiadomością, że od tej pory będą jeździć po całym kraju z senatorem Raymanem i relacjonować wydarzenia. Można by pomyśleć, że nic wielkiego się nie wydarzy, bo niby co wielkiego ma ich spotkać na posiedzeniach rady, oraz innych kandydatów ubiegających się o stanowisko prezydenta? Okazuje się, że młodzi dziennikarze zostają wplątani w aferę... i to nie byle jaką.


Nigdy nie przepadałam za zombie, nienawidziłam filmów, w których była mowa o jakichś wirusach, a teraz mam na tym punkcie bzika. To wszystko przez "FEED" ! Do książki zachęciły mnie pozytywne recenzje i koleżanka. Na dodatek ten pomysł z blogiem. Chyba każdy bloger by się skusił. Jak więc mogłabym nie sięgnąć po coś co każdy tak poleca i chwali?
Przeczytałam i ja. Powiem Wam, że ja również pochwalę książkę, w oto tej recenzji i polecę każdemu kto kocha wspaniałe przygody, z nutką tajemnicy oraz niebezpieczeństwa.

"FEED" zaciekawia od pierwszych stron. Nie musicie obawiać się pierwszych rozdziałów, które będą tylko marnym, przynudzającym wstępem do książki oraz wytłumaczeniem jak to wszystko się zaczęło. Owszem, dowiecie się jak rozpętał się wirus, poznacie nowinki technologii, ale będzie to łączone z akcją, która was nie zanudzi. Autorka książki potrafi zaciekawić i zaskoczyć poczuciem humoru, które wraz z głupotą i odwagą bohatera sprawią, że zrobimy "facepalm'a", a pod nosem zaczniemy się cicho śmiać.

Chyba nikt nie chciał by się kolegować z ludźmi, którzy boją się wyjść z domu, nie umieją się odezwać kiedy trzeba, nie mają poczucia humoru, brak im osobowości, są wręcz jak marionetki. Książkowi bohaterowie na pewien okres czasu zostają naszymi przyjaciółmi. Czasami nawet utożsamiamy się z nimi i wcielamy w ich rolę. Nic więc dziwnego, że nikt nie lubi czytać o nudnych osobach. Całe szczęście Mira Grant nie popełniła tego błędu. Shaun i Georgia to tak wspaniałe osobowości, że cieszę się, iż dzięki narracji pierwszoosobowej mogłam wstąpić w skórę blogerki, która była typem "superwomen". Muszę przyznać, że mi czasem brakuje odwagi, gadatliwości i racjonalnego myślenia. Dzięki niej mogłam choć na chwilę poczuć się lepsza.
Całość dopełniał humor, który sprawiał, że książka, która w większości czasu utrzymywana była w mrocznym świetle, czasami wręcz emanowała radością.

Jedyny zarzut jaki mam do tej powieści, to to, że czasem ta polityka była aż za bardzo wyczuwalna. Choć i tak dosyć mnie zaciekawiła. Pani od WOS-u by się nie ucieszyła, ale więcej znam senatorów i przepisów z roku 2041 niż z czasów teraźniejszych.
Na szczęście pod koniec książki coś wybuchło. Co? Masa wrażeń i emocji, które jako małe literki ułożyły się w fascynującą przygodę, niedającą spać po nocach. Jak nie łzy, to śmiech.

"FEED" potrafi namieszać w głowie. Świat w książce tak porywa, że czasami daje o sobie znaki w życiu codziennym. Jak nie koszmary, to wyobrażenia co by były gdyby nagle zaatakował mnie zombie.
Wiem, jedno - po owej powieści wiedziałabym jak walczyć z tymi potworami.

Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/

Rozejrzyj się. Może właśnie gdzieś w pobliżu czai się zombie. Słyszysz ich jęki?
Lepiej przestań to czytać i uciekaj!

Użyjmy magicznej kapsuły, która przeniesie nas w czasie - kochanej, niezawodnej wyobraźni.
2014 rok - Można by pomyśleć, iż wszystko staje się coraz lepsze, świat nabiera kolorów, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie każdy ma w życiu szczęście. Jedni od małego żyją w dostatku, miłości i bezpieczeństwie, a drudzy w strachu, nienawiści, w świecie bez uczuć. Niestety los nie oszczędził Wendy i przydzielił ją do tej drugiej grupy. Dziewczyna od małego wiedziała, że jest inna i nie pasuje do tego otoczenia. Z każdym dniem czuła to mocniej, kiedy jej matka powtarzała jej, że nie jest jej dzieckiem, że jest potworem. Kobieta patrzyła na małe dziecko z nienawiścią w oczach. Widok gorszy niż scena z horroru, bo czy jest coś gorszego niż patrzenie jak matka krzywdzi małe dziecko, które jeszcze nic nie rozumie?

Wendy nie była idealną córeczką. Krzyczała, tupała nóżkami, nie zawsze zachowywała się jak młoda dama, ale przecież miała tylko sześć lat. Każdy normalny rodzic przepuścił by jej zachowanie mimo uszu i nie zwracał uwagi. Każdy normalny... ale nie jej matka. W dniu szóstych urodzin dziewczynki próbuje ją zabić. Ta historia nawet by się nie zaczęła, gdyby nie starszy brat Matt. Chłopak odciągnął kobietę od siostry i uratował jej życie.
Minęło już sporo lat odkąd rodzeństwo wychowuje się bez matki, a ich opiekunkom zostaje wspaniała ciocia. Jednak przerażające wspomnienie zostawiło w umyśle jak i na ciele bliznę, która nie pozwala zapomnieć o przeszłość i słowach " Nie jesteś moim dzieckiem! Jesteś potworem!".
Wendy ma już dość tego wszystkiego. Ciągłej zmiany szkoły, braku przyjaciół, zrozumienia. Kiedy chce się postarać i odwdzięczyć się dwóm najbliższym jej osobom za troskę, znów coś musi przeszkodzić. Tym razem to nie złe oceny, naganne zachowanie, a On. Chłopak, który oferuje jej rozwiązanie zagadki kim tak na prawdę jest Wendy.


Jeszcze kilka dni temu nie miałam nawet pojęcia, że owa książka w ogóle istnieje. Zauważyłam ją nad morzem, w namiocie z tanimi książki. Była okazja więc kupiłam. Przyznam, że skusiłam się na okładkę. "Zamieniona" była owinięta w folię, więc nie mogłam nawet przeczytać opisu, który znajduje się w wewnętrznej stronie. Zaryzykowałam i kupiłam.

Kiedy poznałam Wendy jako nastolatkę myślałam, że przez cały okres czytania, będę miała do czynienia z odważną, mądrą dziewczyną, która umie odpyskować i o siebie zadbać. Przez pewien czas tak też było, a później ciekawa postać zamieniła się w nastolatkę jakich wielu w literackim świecie. Owszem, była ona sympatyczną osobą, ale wydawało mi się jakbym już ją gdzieś spotkała... tylko imię nie to. Znów pojawiła się dziewczyna, niby silna, niby odważna, a później jak się okazuje po cichu płacze w kącie, sama nie wie czego chce i oczywiście popada w obłęd dla pewnego chłopaka. Znamy to, prawda?
Niestety drażniło mnie to, że autorka jakby źle dopasowała zachowanie bohaterki do danej sytuacji. Wydawało mi się, że jest to odrobinę nienaturalne i postacie, albo były przesadzone, albo czegoś brakowało.

Historia opisana w książce prezentuje się dość ciekawie. Nie raz czytałam o wampirach, wilkołakach, wiedźmach, ale żeby o trollach? Nigdy. W interesujący sposób autorka zmieniła obliczę tych stworzeń i opowiedziała nam intrygującą historię, która nie zaprzeczam, potrafi oczarować. Sądzę, że zapoznawanie z nowymi istotami, ich przeszłością, obyczajami, sprawiło, iż akcja nie była szybka, zbyt dużo niesamowitych wydarzeń nie było, ale podczas czytania się nie nudziłam, a wręcz czytałam i czytałam, aby jak najwięcej się dowiedzieć i w końcu dojść do głównego wątku.

Czasami podczas czytania miałam wrażenie, że akcja nie toczy się w XXI wieku, a w średniowieczu. Kiedy pojawiły się wzmianki o balach, królestwach, markizach oraz pałacach, przed oczami pojawiał mi się obraz z bardziej XVIII wieku niż teraźniejszego. Jednak wszystko wracało do normy kiedy pojawiały się laptopy, plazmowe telewizory, mężczyźni zamiast na koniach to na motorach. Z czasem coraz łatwiejsze było wyobrażenie sobie pałacu oraz balu w dzisiejszych czasach. Obszar jaki zamieszkiwała Wendy był tak staromodny, że nie dziwię się głównej bohaterce, że miała tego wszystkiego dość.

Największym minusem książki jest przewidywalność. Od początku do końca można przewidzieć wręcz wszystko. Nie ma żadnych zawrotów akcji, zaskakujących wydarzeń. Dzieje się to na co czekamy. No może czasem są jakieś małe wyjątki, ale to na prawdę tylko drobnostki.

W prawdzie książka nie jest najgorsza. Spodobało mi się to, że w końcu miałam do czynienia z zupełnie innymi istotami niż dotychczas. W prawdzie również one nie były zbyt wymyślne - piękne, z mocą większą niż ludzie, ale zawsze lepiej coś poznawać niż w kółko toczyć to samo. Akcja - niby nic specjalnego, ale książka ma coś w sobie co sprawia, że chce się ją czytać i zaciekawia. Bohaterowie w prawdzie znani, ale da się ich polubić. Po kolejne części sięgnę z miłą chęcią.

Nie każdy ma w życiu szczęście. Jedni od małego żyją w dostatku, miłości i bezpieczeństwie, a drudzy w strachu, nienawiści, w świecie bez uczuć. Niestety los nie oszczędził Wendy i przydzielił ją do tej drugiej grupy. Dziewczyna od małego wiedziała, że jest inna i nie pasuje do tego otoczenia. Z każdym dniem czuła to mocniej, kiedy jej matka powtarzała jej, że nie jest jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierce to zwyczajna nastolatka. Jak każda z nas ma problemy w szkole, przeżywa rodzinne kłótnie, a gdyby tego było mało, prawie umarła. Cudem udało jej się przeżyć i powrócić na ziemię do świata żywych. Od tamtego momentu inaczej patrzy na świat i wie o sprawach, o których innym nawet się nie śni. Pewnie się domyślacie, że nikt nie uznaje ją za normalną, gdy opowiada o obrazach i stworzeniach, wręcz wyjętych z książek o mitologii. Traci przyjaciół, podupada w nauce i chce zacząć wszystko na nowa. Nie przepuszcza okazji i wyjeżdża wraz z matką. Ma nadzieję, że od tej pory jej życie wróci do normy. Nic bardziej mylnego. W tym miejscu znów go spotka. Chłopaka, którego poznała kilka lat temu w tym samym miejscu, człowieka, który dał jej prezent i obiecał, że zawsze będzie ją chronił, bo wiecie, zło kryje się wszędzie, a najczęściej znajduje się tam, gdzie najmniej się go spodziewamy. Nie da się ot tak uciec i zapomnieć... Trzeba walczyć, albo wiecznie się ukrywać.

Znów spotykamy się z grecką mitologią, czyli czymś co wręcz uwielbiam. W książkach to częsty temat. Któż nie potrafi wymienić choć jednego tytułu, w którym historia opiera się o mitycznych bogach, fantastycznych wydarzeniach? Księgarnie oraz biblioteki wręcz kipią owym gatunkiem, a nastolatki, te młodsze i te starsze z chęcią po nie sięgają. Wiadomo, są lepsze i gorsze "przeróbki" mitologicznych historii, a czy "Porzuceni" można zaliczyć do książek, którego czegoś nauczą, wzruszą i zaciągną wstecz do pradawnego świata?

Muszę przyznać, że początek mnie bardzo zaciekawił i z wielkim zapałem, i coraz większą ciekawością przerzucałam kolejne strony książki. Spodziewałam się akcji już od pierwszego rozdziału i prawie to dostałam. Prawie, robi wielką różnicę... Nagle cała ta cudowna przygoda jakby zaczęła się rozpływać. Zapierających dech w piersiach wydarzeń było coraz mniej, aż w końcu zatrzymaliśmy się wręcz na niczym, bo jak inaczej można nazwać akcję, która wręcz nie istnieje, którą z chęcią byśmy wycieli, bo i tak na nic nie wpływa, a tylko męczy.
Uwaga! Otóż coś zaczęło iskrzyć dopiero po dwusetnej stronie, czyli musiałam przebrnąć przez trzy czwarte aby w końcu dostać to na co czekałam. Owszem, nie była to żadna bomba emocji i nieoczekiwanych wydarzeń, ale... trzeba się cieszyć nawet i drobnostkami.
Wszystko było by o wiele piękniej gdyby było właśnie więcej tej akcji, a nie tylko gadania i gadania oraz rozmyślania. Meg Cabot to popularna autorka, która ma na swoim koncie nie jedną dobrą książkę. Potrafi wprowadzić czytelnika w magiczny świat, jej opisy, porównania oraz epitety i wiele wiele innych określeń, o których uczymy się na lekcji polskiego, poruszają naszą wyobraźnię i daję dawkę emocji oraz cieszą oczy przepięknymi obrazami niczym z bajki. Dzięki dobremu stylowi pani Meg potrafiłam utożsamić się z bohaterką.

Niestety bohaterowie nie są zbyt oryginalni. Na pewno potrafili byście porównać ich do innych postaci z książek typu paranormal romance. Pierce - niby zwyczajna dziewczyna, która pragnie uciec od problemów, więc zmienia szkołę. Miłe, bardzo miłe zaskoczenie. Nastolatka tym razem nie spotyka swojego "księcia z bajki" w szkole na lekcji biologii. Wiadomo, gdzieś się poznać muszą, a szkoła to świetne miejsce na rozpoczęcie znajomości, ale przecież wystarczy troszkę pokombinować i nawet sklep spożywczy okaże się świetnym miejscem na rozpoczęcie historii. Plusik dla autorki, za to iż postawiła na oryginalność i bohaterów zapoznała na cmentarzu.
Ah... Widziałam wiele koszulek, jeden kawał, kilka powiedzeń typu "No boy - no problem". W sumie to racja, bo gdyby nie pojawił się John, główna bohaterka nie miała by tyle spraw na głowie oraz zszarpanych nerwów. Nie będę jednak bezduszna. Czymże jest świat bez miłości? Gdyby nie istniało to uczucie to prawdę mówiąc nie było by nic. I nie mówię tutaj o piosenkach, filmach, czy też książkach, a o całym świecie. A więc bohaterowie się w sobie zakochują, a ich zakazana miłość przysporzy im multum problemów i komplikacji. Kojarzycie mit o Persefonie i Hadesie? Znacie już Furie? Jeśli nie to czas na to by w końcu lepiej przyjrzeć się tej historii, gdyż przyznać trzeba, że mit to piękny, a zarazem i smutny.

Można by pomyśleć, że John to ideał chłopaka. Widziałam kilka recenzji, w których dziewczyny go wychwalały. Jednak to nie mój typ. Udaje silnego, bezuczuciowego, a w środku wręcz bucha emocjami. A dzieje się bardzo źle, gdy chłopak nie potrafi z siebie tego wyrzucić, a wszystko w sobie kłębi. Rani wtedy osobę, na której najbardziej mu zależy. Co mnie tak denerwowało w tym chłopaku? Przede wszystkim niezdecydowanie, nie panowanie nad sobą i to, że nie wiedział jak okazać dziewczynie, że ją kocha. Zapomniałabym, nie miał poczucia humoru. No właśnie... tak sobie zdałam sprawę, że książka utrzymana w jednym i tym samym nostalgicznym klimacie. Brak tu jakiegoś żartu, zabawnej sytuacji, która rozpromieniła by ową historię.

Cóż, książka nie jest zła. Momentami bardzo ciekawa, a po chwili strasznie nudna. Ma wręcz tyle samo plusów jak i minusów. Jak dla mnie bardzo przeciętna, dlatego ocena jaka przychodzi mi na myśl to :

5/10



Recenzja z bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/

Pierce to zwyczajna nastolatka. Jak każda z nas ma problemy w szkole, przeżywa rodzinne kłótnie, a gdyby tego było mało, prawie umarła. Cudem udało jej się przeżyć i powrócić na ziemię do świata żywych. Od tamtego momentu inaczej patrzy na świat i wie o sprawach, o których innym nawet się nie śni. Pewnie się domyślacie, że nikt nie uznaje ją za normalną, gdy opowiada o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/

Czy wiecie, że nasz świat nie należy wyłącznie do ludzi? Magia, wampiry, wilkołaki i wiele innych stworzeń również mają swoje prawa, tradycje i obowiązki. Robi się gorzej, gdy jakiś chojrak nie przestrzega zasad i brutalnie poluje na naszą rasę, raniąc najbliższych, przyjaciół, rodzinę. Nawet we własnym mieszkaniu nie można czuć się bezpiecznie. Bestia nie ma granic, nie zna litości.
W taki sposób Chris, a właściwie Krzysztof Jastrzębski, stracił wszystko co miał. Nie ma gorszej tragedii niż strata rodziny, a on jako młody chłopak musiał doświadczyć tego bólu. Jego życie uratował wilkołak Ephraim. Zmieniając młodzieńca w dziecko nocy, wykreował u chłopaka nowe spojrzenie na świat. Od tej pory jego obowiązkiem stała się obrona ludzi przed wampirami, a chęć zemsty na zabójcy jego rodziny stała się jego misją. Oprócz wojny z wrogiem, Chris będzie musiał dać radę uczuciom, miłości i... dziewczyną.

Sięgając po książkę spodziewałam się innej historii. Gorszej? Nie, nie chodzi o to. Trudno to określić, ale prosząc o egzemplarz myślałam o ciężkiej, poważnej książce, przy której czytaniu trzeba się namęczyć żeby rozwiązać jakąkolwiek zagadkę. Nie miałabym nic przeciwko gdyby w moje ręce trafiła taka książka, lubię mądre, poważne lektury. A więc co miałam okazję przeczytać? Otóż, moim drodzy czytelnicy, "Zew Krwi" to powieść wnet idealnie stworzona dla młodzieży. Na dodatek ma w sobie wiele świetnych walorów - daje czytelnikowi dużo do myślenia, ukazuje czym jest wiara we własne siły, prawdziwa miłość, co to na prawdę znaczy zemsta oraz to, że wampiry to nie kochający chłopcy, a bestie nocy. Na pewno znacie jakąś dziewczynę, która marzy o tym, by za chłopaka mieć wampira. Życzę powodzenia, bo wątpię czy chodziłoby mu o coś innego niż tylko słodka, czerwona krew. Pomyślcie, jest tyle pięknych, mądrych wampirzyc, które będą żyć wiecznie, a on raptem chciałby mieć za żonę człowieka?

Nie wiem czy wiecie, ale ja, to tak trochę typ chłopczycy. Od dziecka wolałam spędzać czas z chłopakami, niż dziewczynami. Zawsze podobały mi się ich pomysły, lubiłam oglądać filmy o sztukach walki, sama trochę ćwiczyłam, do tej pory uwielbiam strzelać z wiatrówki oraz marzę o założeniu gangu, który będzie ścigał zabójców. Dlatego ucieszyłam się kiedy w książce świat został przedstawiony z punktu widzenia chłopaka i to jego losy śledziliśmy przez cały czas. Dzięki temu dowiedziałam się kilku rzeczy o płci przeciwnej. Na pewno przyda się to w przyszłości... Oprócz lepszego poznania męskiej psychiki, miałam okazję poczytać o różnych broniach i uczestniczyć w wielu krwawych walkach. Było to dla mnie wspaniałą przygodą. W końcu brak czytania, o chodzeniu po sklepach, kawiarniach, dyskotekach.

Chris to ideał chłopaka. Nie sposób go nie polubić. Gra na gitarze, podśpiewuje, jest silny, opiekuńczy, wie co jest w życiu najważniejsze, nie bawi się uczuciami kobiet, a na dodatek również jest przystojny. Dziewczyny, która by go nie chciała? Ah, zapomniałam. Niestety ma już swoją wybrankę. Dziewczynę, która niestety czasami mnie drażniła. Owszem, była silna, mądra, ale nie mogła zrozumieć, że czasem trzeba zabijać w imię dobra? Czyżby ona była kolejną fanką wampirów? Na szczęście nie, ale jej częste obrażanie się i strzelanie, tak zwanych fochów, mogło zdenerwować.

" - No wiesz, nie lubię cię. Świetnie tańczysz, grasz na gitarze, wokal też nawet niezły, jesteś umięśniony i przystojny. Powiedz mi, Chris, masz ty jakąś wadę? - Megan zadała mu to pytanie, kiedy wreszcie miała szansę usiąść ze zmęczonym tańcem chłopakiem.
- Raz w miesiącu mam na klacie więcej włosów niż ty na głowie. "

Autor dopieścił wyobraźnię czytelników magicznymi opowieściami o początkach wilkołaków, wampirów. Zdarzyło się, że na chwilę pozwolił przenieść się do średniowiecza, aby poznać dawne losy bohaterów. Było to na prawdę świetną przygodą i urozmaiciło książkę.
Każdy autor ma swoje spojrzenie na magiczne istoty. Cieszę się, że pan Marcin nie poszedł na łatwiznę i nie pisał o wilkołakach, wampirach jakie już znamy, a zapoznał nas z ich inną, własną wersją.


Muszę przyznać, iż jestem dumna z pana Marcina Osucha. Stworzył świetną książkę fantastyczną i pochodzi z Polski. Teraz trzeba liczyć tylko na to, aby zdobył rozgłos, a egzemplarze sprzedawały się jak świeże bułeczki, ponieważ "Zew Krwi" jest tego warty.
Spodobał mi się styl pisania autora. Wzrusza, napędza do myślenia, daje siły i wiary we własne możliwości. Nie brakuje w niej humoru, który umila czytanie i sprawia, że nie wszystko jest takie ponure i smutne.
Grzechem byłoby gdybym nie wspomniała o zakończeniu książki. Często bywa, że po zakończeniu jakiejś wielkiej walki, w książce już nic się nie dzieje, a bohaterowie żyją szczęśliwie, wymieniają się czułymi słówkami... i już w sumie to wiadomo jak się to wszystko skończy i nie chce nam się czytać któryś raz z kolei tego samego epilogu.
W tej książce było na odwrót. Mało brakowało abym się popłakała. Epilog, główna bohaterka stoi nad grobem... Czyim? A już tego wam nie zdradzę. Chcecie wiedzieć? To koniecznie przeczytajcie książkę. Dla fanów akcji i wilkołaków będzie to wspaniała przygoda.

Recenzja z mojego bloga : http://32litery-swiatksiazki.blogspot.com/

Czy wiecie, że nasz świat nie należy wyłącznie do ludzi? Magia, wampiry, wilkołaki i wiele innych stworzeń również mają swoje prawa, tradycje i obowiązki. Robi się gorzej, gdy jakiś chojrak nie przestrzega zasad i brutalnie poluje na naszą rasę, raniąc najbliższych, przyjaciół, rodzinę. Nawet we własnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja z bloga 32litery-swiatksiazki.blogspot.pl

Witam w XII wieku! W czasach kiedy powstał zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa, czyli templariuszy.
Przepraszam, pomyliłam czasy. Zacznijmy od nowa.
Przenosimy się do XXI wieku. Świata, w którym każdy wie co to telefon, telewizja, radio, samochód. Wraz z naszą czytelniczą podróżą poznajemy Billi SanGreal. Jako jedyna dziewczyna walczy u boku templariuszy. Jednak jej boje nie wyglądają tak samo jak średniowieczne krucjaty, walki o ziemię, czy choćby o honor. Otóż Billi, na co dzień, wymachuje mieczem przed pyskiem wilkołaka lub wampira. Do dla niej nic wielkiego powalić na ziemię ogromne zwierzę. Przeszkoda pojawia się dopiero wtedy, gdy wraz z resztą wojowników znajdują małą dziewczynkę, Wasylisę. Istnieje prawdopodobieństwo, że dziecko jest Wyrocznią, czyli najlepszą pożywką dla wiedźmy. Oczywiście wilkołaki stoją po stronie Baby Jagi i porywają dziewczynę. Ich śladem, w poszukiwaniu dziecka ruszają templariusze. Muszę przewidzieć każdy ruch czarownicy, odkryć jej słaby punkt i mieć wiele siły, aby nie doszło do tragedii, które skończyłaby się źle nie tylko dla nich, ale i dla całego świata.

Sięgając po książkę, myślałam, iż przeniosę się do średniowiecza, przeżyję przygodę ze smokami, znajdę się na balu obok pięknego księcia i poczuję smak przygody walcząc u boku rycerzy w srebrzystej zbroi. Przyznam, że zdziwiłam się kiedy okazało się, iż akcja nie będzie toczyć się w dawnych czasach, a w wieku, w którym żyjemy. Mogłoby się wydawać, że wszystkie pomysły na książkę zostały już wykorzystane, a tu proszę, znalazło się coś o czym jeszcze nie słyszałam. Rycerze, miecze i zamki w obecnych czasach, a do tego wilkołaki i wiedźmy. W końcu coś na co czekałam. Książka przypadła mi do gustu już od pierwszej strony. Akcja już od samego początku! Świetnie, nie będę się nudzić, a jak pewnie wiecie, początki czasami bywają nudne. Jakże się ucieszyłam kiedy odkryłam, że autor nie napisał kolejnej opowieści dla nastolatek o zakochanej dziewczynie, dla której nie liczy się nic innego niż jej wybranek i razem mają zniszczyć jakiegoś tam, wielkiego stwora. Ah... Już tyle razy o tym czytałam, że najnormalniej na świecie jestem tym znudzona.

W książce jest pełno akcji. Czytając na pewno nie uśniecie. Historia wojowników wciąga od pierwszego do ostatniego rozdziału. Gdy się zacznie czytać to trudno się oderwać. Ja, potrafiłam śledzić przygody Billi do trzeciej w nocy i choć usypiałam, jakoś nie potrafiłam zasnąć bez dowiedzenia się co będzie dalej.
Bardzo ciekawym pomysłem było również połączenie różnych wierzeń, religii, mitologii. Przyznam, iż nie czytałam dawno książki, w której wiedźmy były przedstawione z takiej strony. Złe, bezlitosne, próbujące zniszczyć ziemię, stare, pomarszczone. Przeważnie było na odwrót.
Dużo dały też opisy. Skomponowane na ocenę celującą, sprawiały, że czułam każdy podmuch wiatru, każdy płatek śniegu, zadrapania, promienie słońca na twarzy, zapach lasu, krwi wilkołaków,

Plusa trzeba też przyznać za kwitnącą miłość pomiędzy Billi, a Iwanem. Nie było to historia miłosna jaką spotykamy w większości książkach. Tym razem autor oszczędził nas i nie napisał słodkiej, jak landrynka, opowiastki o zakochanych nastolatkach. Oboje mieli misję, oboje musieli walczyć i oboje mieli świetne poczucie humoru, które nadało książce takiej lekkości.

Nie zapominajmy o bohaterach. Billi SanGreal została jedną z moich ulubionych książkowych postaci. Zawsze w bohaterach szukam tych cech, które ja sama chciałabym posiadać lub te które bardzo cenię w ludziach. O co mi dokładnie chodzi? Przede wszystkim o odwagę, której czasem mi brakuję, a owej wojowniczce, nie straszna była nawet śmierć, widok krwi, trupów. Opanowanie, spryt, inteligencja, siła - trudno nie wymienić tych rzeczowników, myśląc o tej dziewczynie.
Zaimponowała mi tym, że wiele razy była lepszych templariuszem i przywódcą niż mężczyzna z ogromnymi mięśniami, siłą i doświadczeniem. Ale trzeba też pamiętać, że panna SanGreal to osoba, która dla osób bliskich zrobi wszystko. Dla rodziny poświęci wszystko. Nawet własne życie.
Natomiast Iwan to chłopak, o którym marzy każda nastolatka. Mądry, silny, przystojny... Oj no przecież nie muszę mówić. Każda panna, wie jak wygląda i zachowuje się ideał.


Więcej nie ma co pisać. Książkę czytało się na prawdę miło i szybko. Mnóstwo przygód - to co uwielbiam, żarty i rozlewy krwi. Coś dla mnie! Wspaniali bohaterowie, których pragnę jako przyjaciół.

Recenzja z bloga 32litery-swiatksiazki.blogspot.pl

Witam w XII wieku! W czasach kiedy powstał zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa, czyli templariuszy.
Przepraszam, pomyliłam czasy. Zacznijmy od nowa.
Przenosimy się do XXI wieku. Świata, w którym każdy wie co to telefon, telewizja, radio, samochód. Wraz z naszą czytelniczą podróżą poznajemy Billi SanGreal. Jako jedyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W sumie to nie powiem wam nic nowego na temat tej książki. Jak już pewnie z innych recenzji wiecie - jest świetna! I tak w ogóle to wystarczyłoby w owej opinii napisać ogromną czcionką "ARCYDZIEŁO" i to by starczyło. Jednak muszę się z kimś podzielić swoimi przemyśleniami związanymi z tą powieścią.

Trudno jest patrzeć na ludzi po trzydziestce, którzy słabo się czują, zostało im niedużo życia, a choroba niszczy nie tylko ich ciało, ale i psychikę, rodzinę. A teraz pomyśl ile jest na świecie umierających dzieci i nastolatków na raka! Mają tyle życia przed sobą, tyle cudnych przeżyć, łez i radości. Choroba im to odbiera. Każdy dzień może być ostatnim. Każda sekunda jest walką o życie. Zamiast myśleć o studiach, dyskotekach, myślą o miejscu na cmentarzu, przemowie pogrzebowej. Kolejne zadanie dla Ciebie : Pomyśl jak czuje się rodzina tej osoby? Co oni mają czuć kiedy ich ukochane dziecko będzie żyło krócej od nich!
Gdzie tu sprawiedliwość?! Dlaczego bohaterowie odchodzą najszybciej, a przestępcy żyją kilkadziesiąt lat?!

Samo pisanie tej recenzji jest dla mnie czymś trudnym. Przyznam, że chce mi się płakać. Znałam, znam kilka osób cierpiących na raka. Wiem, że jest to okropna choroba(?)( a tak właściwie to lepiej pasuje tu określenie morderca, kat). I jak to już wspomniałam : walka z nim jest bardzo zacięta. Nigdy nie wiadomo kto wygra, ani kiedy pojedynek się skończy. Mimo tego osoba cierpiąca nie spędza całego dnia na płakaniu, zapadaniu w depresję. Można powiedzieć, że korzysta z życia póki może i cieszy się każdą chwilą.
Dlatego spodobała mi się ta książka - ani Hazel, ani Gus nie spędzali całego dnia użalając się co będzie jutro. Cieszyli się z każdej chwili, bo wiedzieli że życie jest krótkie. I jak tu nie kochać takich bohaterów?!
Narratorka była jedną z bohaterek, które na prawdę można pokochać. Silna, waleczna, nigdy się nie poddawała. Augustus porównywał ją do Natalie Portman z "V jak Vendetta", a ja z chęcią przyznałabym mu tytuł superbohatera całego wszechświata, ponieważ takich ludzi świat potrzebuje.
Przez niego nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać! Nawet w najmniej przyzwoitym momencie "walił" żartami. Cóż z tego, że nie miał jednej nogi - nie wylewał przez to morza łez, jak to niektórzy gdy im pryszcz wyskoczy, a przechwalał się swoja urodą i ciałem, przez które Hazel zabrakło tchu. Nie da się zaprzeczyć jego mądrości.

Jak wiadomo - gdy mądry bohater to i autor na pewno do idiotów nie należy. John Green pisze w taki sposób, że nie jeden twardziel rozpłakał by się na książką, nie jeden filozof podał by mu dłoń i pogratulował mądrości. Cóż w tym dziwnego... Wiele powieści uczy jak poradzić sobie z problemem, jak ważni są przyjaciele i rodzina. Owszem, "Gwiazd Naszych Wina" również nam to tłumaczy, ale co najważniejsze - pokazuje jak ŻYĆ!

Ah... I znowu ta chwila, kiedy nie wiem co napisać w recenzji, ponieważ z jednej strony mogłabym o tej książce mówić wiele, ale trudno jest mówić tak, żeby ukazać jej mądrość.
Przypomniało mi się. Muszę wam wyznać, że na początku trochę zwątpiłam w tę historię. Przecież jest pełno powieści o tym temacie. Ale która ukaże nastolatków cierpiących na raka w taki sposób? Wplecie w smutną przygodę wątki miłosne, humorystyczne, które podniosą nas na długo i dadzą nadzieję na to, że z każdej okropnej rzeczy można jakoś się wydostać i zawsze znajdzie się ktoś kto będzie miał gorzej od nas, a my przeżywamy bolący brzuch, wysypkę i z tego powodu mówimy, że umieramy! Po tej książce wątpię żebym wiedziała co to prawdziwy ból.



„- Jestem granatem - powtórzyłam. - Chcę trzymać się z dala od ludzi, czytać książki, rozmyślać i spędzać czas z wami, ponieważ i tak nie mogę zrobić nic, żeby was nie zranić. Jesteście zbyt zaangażowani, więc pozwólcie mi po prostu żyć tak, jak chcę, dobrze? Nie mam depresji. Nie muszę nigdzie wychodzić. I nie mogę być typową nastolatką, ponieważ jestem granatem.”

Przez tą cholernie, okropnie dobrą książkę cały czas myślę nad moim życiem! Nad tym co ja wiem o bólu i smutku z jakim muszą spotykać się codziennie bliscy takiej umierającej nastolatki... Ja wiem, że to musi być dla nich koszmar, a ból gorszy niż ćwiartowanie (? nie mam pojęcia czy to dobre określenie ), ale pewnie i tak nigdy w pełni go nie poczuję i nie chcę!
Kiedyś myślałam nad tym co bym zrobiła gdybym to ja zachorowała, albo ktoś z mojej rodziny. Wiecie co? Ja bym nie miała tyle siły co Hazel, Gus czy Isaac. Jestem słaba i czasem płaczę o pierdoły. Nie wiem co bym zrobiła gdyby taka sytuacja mnie się trafiła. ( Boże nie odpuść do tego! )

I to koniec zlepek kilku moich zdań i przemyśleń na temat tej książki. Może recenzja nie należy do cudownych, ale ja najlepiej jak mogłam przekazałam wam moje przemyślenia i emocje związane z "Gwiazd Naszych Wina".
Dzieło Johna Greena polecam WSZYSTKIM i życzę każdemu żeby jak najszybciej udało się ją przeczytać.

W sumie to nie powiem wam nic nowego na temat tej książki. Jak już pewnie z innych recenzji wiecie - jest świetna! I tak w ogóle to wystarczyłoby w owej opinii napisać ogromną czcionką "ARCYDZIEŁO" i to by starczyło. Jednak muszę się z kimś podzielić swoimi przemyśleniami związanymi z tą powieścią.

Trudno jest patrzeć na ludzi po trzydziestce, którzy słabo się czują,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Człowiek zapytany o definicję furii, zapewne odpowie, iż jest to skrajny gniew, silne, negatywne emocje. Owszem. Jednak w mitologii były to trzy panie, które mściły się na ludziach, gdy uczynili coś złego. Nie ważne czy powiesz "przepraszam". Czynów, słów nie odwrócisz. Musisz zostać ukarany. Oko za oko, ząb za ząb.

Jak wiadomo, nastolatkowie nie mają łatwo. Problemy w szkole, pierwsze miłosne sprawy, kłótnie z rodziną. Chase i Em przeżywają wiele smutnych jak i radosnych chwil. Oboje są nieszczęśliwie zakochani, oboje próbują rozgryźć pewną zagadkę.
W Ascesonie zjawiają się trzy piękne dziewczyny. Nie wiadomo po co, nie wiadomo skąd są, ani nawet kim są. Wraz z ich przybyciem zaczynają się serie dziwnych zdarzeń.


Uwielbiam mitologię. Grecką, rzymską, celtycką, nordycką... Każdą! Jeśli więc nadarzy się okazja to sięgam po książkę z mitologicznym wątkiem w tle. A więc okazja była i książka do mnie trafiła. Zaciekawił mnie temat. O furiach jeszcze nie czytałam. Fajnie, coś nowego. Miałam bardzo duże oczekiwania co do tej książki. Na co czekałam? Na akcję, tajemnice, dużo mitycznych wątków, a co dostałam? Otóż w owej recenzji postaram się przedstawić wam wszystkie plusy i minusy "Furii".

Na dworze upał, słońce grzej, skwar jest wręcz nie do zniesienia. Otwieram książkę i... mamy zimę! Przyznam, iż było to sporym wyzwaniem czytać w gorące lato o mroźnej zimie. Ale od czego jest wyobraźnia? Owszem, moja jest bardzo bujna i rozwinięta, a mimo tego czasami zapominałam, że w Ascesonie sypie śnieg, trudno było poczuć chłód grudniowego powietrza. Tak więc początek taki sobie. W sumie to jak większość amerykańskich produkcji, czyli super przyjaciółki, chłopaki ze szkolnej drużyny i oczywiście imprezy. Nic nowego, nic zaskakującego. Mimo tego liczyłam, że coś się rozwinie, w końcu ta mitologia się ukaże i wszystko będzie "WOW" !

Niestety przyznam, że się rozczarowałam. "Furie" to kolejne historyjka jakich pełno na rynku. Nowe osoby w szkole, imprezy, zabójstwa, miłości, zdrady. Matko, któż o tym nie czytał? Ok, może ktoś to lubi, może ktoś chce czytać o takiej tematyce, ale ma również nadzieję, że w między wersami ukażą się również paranormalne wątki, które dodadzą książce tajemniczości, pikanterii, magii... Ah, chyba każdy mól książkowy o tym marzy. Napaliłam się na tę powieść i czekałam, czekałam, czekałam, aż tu nagle ostatnie dwa rozdziały i dopiero wtedy coś się zaczyna dziać! Aha, to super. Dobrze, że w ogóle bo niedużo brakowało, żebym miała jej już dość i uznała, że koniec już sama sobie wolę domyśleć. Ale dałam radę i to się liczy...

Dobra, przejdźmy do szczegółów tych większych i mniejszych. A więc w książce spotkałam się z czymś, czego bardzo nie lubię. Literówki! Niby drobne błędy, ale mnie rozpraszają w czytaniu. Jestem zdecydowanie na nie. Wydaje mi się, że wtedy wydawnictwa mniej serca wkładają w książkę i sprawdzają błędy, że tak powiem na "odwal się". Przykre... No, ale cóż poradzić, nie wezmę korektora i nie poprawię błędu.
Pomińmy tą sprawę i przystańmy na bohaterach... Przejrzałam was i wiem, że na pewno lubicie mocne charaktery, poczucie humoru, śmiałość, odwagę, zdecydowanie... No po prostu szukacie ideałów w książkach. Nie ma ich na świecie to trzeba szukać na papierze, prawda? I teraz pytanko, czy w "Furii" nacieszymy się, że spotkaliśmy kogoś ze świetnym, niepowtarzalnym charakterem. Ha ha ha, niestety, za dobrze by nam było. Przykra prawda, ale znów dziewczyna, która nie wie co robić, oraz chłopak, który... w sumie też nie wie co robić. Ludzie, zlitujcie się! To się już robi nudne.

No i otóż w owy sposób, powoli zapominam o książce, gdyż nie wpłynęła na moją wyobraźnię, przemyślenia i mnie zanudziła. A liczyłam na coś dobrego. Ale bywa... Niestety. Starczy mojego narzekania. Mam nadzieję, że wiecie już czy sięgnąć po książkę, czy też nie.

Człowiek zapytany o definicję furii, zapewne odpowie, iż jest to skrajny gniew, silne, negatywne emocje. Owszem. Jednak w mitologii były to trzy panie, które mściły się na ludziach, gdy uczynili coś złego. Nie ważne czy powiesz "przepraszam". Czynów, słów nie odwrócisz. Musisz zostać ukarany. Oko za oko, ząb za ząb.

Jak wiadomo, nastolatkowie nie mają łatwo. Problemy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prezent na urodziny - przeżycie upadku z siedemdziesięciu metrów. Śmiać się czy płakać? Takie szczęście w nieszczęściu może mieć tylko Chloe King.
Od ukończenia szesnastych urodzin jej życie wykręca się o sto osiemdziesiąt stopni. Amy i Paul, jej przyjaciele, zostają parą. Dziewczyna czuje się odtrącona. Teraz nie ma się nawet komu zwierzyć, a tematów ma wiele - ktoś zagraża jej życiu, matka ciągle ją denerwuje, a adoratorzy przyprawiają ją o burze hormonów. I jak tu normalnie żyć?


Sięgając po tę książkę liczyłam na coś świeżego, zabawnego, tajemniczego i interesującego. Bardzo lubię koty oraz interesuje mnie temat reinkarnacji, więc książka dla mnie, prawda? Niestety nie do końca. Do tej powieści mam wiele zastrzeżeń.


Na początku przygody z Chloe King podziwiałam tę dziewczynę. Potrafiła tak po prostu podejść do najbardziej popularnego chłopaka w szkole, zagadać, a nawet poderwać. Również chciałam mieć tyle odwagi i otwartości na ludzi. Po kilku stronach zmieniłam zdanie. Wywnioskowałam, że panna King to puszczalska, egoistyczna, wredna dziewczyna. Co chwila rozmyślała, a to o jednym, a to o drugim adoratorze. Kiedy Amy i Paul zaczęli czuć do siebie coś więcej, jak mała królewna, poczuła się tym urażona, gdyż cała uwaga nie będzie się skupiać na niej i z tego powodu rozerwała się ich przyjacielska więź. Chloe wolała umawiać się z chłopakami i skakać po dachach, niż spotkać się z koleżanką.

Akcja zaczęła się rozkręcać się dopiero w połowie książki ( 130 strona ) , choć nawet wtedy w pełni mnie nie satysfakcjonowała. Wydarzeń, które mnie zaciekawiły i skupiły moją czytelniczą uwagę, było na prawdę nie wiele. Myślałam, że autorka książki bardziej poruszy temat reinkarnacji, a pani Liz cały czas piłowała namiętne relacje pomiędzy dziewczyną i chłopakami. Jakież to było denerwujące. Nie ma nic lepszego niż zrzędzenie i burza hormonów szesnastolatki oraz jej dociekliwej mamusi. Zastanawia mnie czy książka jest o
dziewczynie z kocimi umiejętnościami i chłopakami, czy dziewczynie z chłopakami, która dodatkowo ma problem z tym, iż jest pół kotem. Mimo to ten problem nie jest, aż tak wielki, ponieważ przecież ważniejsze jest obściskiwanie się, całowanie, a może nawet coś więcej.


Czytając "Dziewięć Żyć Chloe King" nudziłam się. Wiedziałam, że pani Liz Braswell ma potencjał i ciekawy, oryginalny pomysł, ale chociaż bardzo się starałam, miałam dobre warunki do czytania, jakoś niezbyt mogłam wczuć się w tę powieść i zainteresować się przygodami młodej kobiety - kot.
Przeważnie zakończenia książek, są najbardziej ciekawym wydarzeniem w powieści. Spodziewałam się, że i tu tak będzie, a co z tym idzie, Dziewięć Żyć zyska ode mnie więcej punktów. Chciałoby się... Ani koniec, ani epilog mnie nie zaciekawił oraz poruszył tak, żebym miała ochotę sięgnąć po kolejną część. Stało się to czego się spodziewałam. Nie było żadnego zaskoczenia. Czytałam i czytałam, ale większych emocji nie czułam. Hm... No może tylko złość na bohaterkę i rozbawienie kiedy dostała pierwszego w swoim życiu okresu. Na prawdę stało się to dla niej wielką sensacją...

"Dziewięć Żyć Chloe King" to książka bardzo przeciętna. Oryginalny pomysł i ODROBINKA ciekawych wydarzeń to coś za co zyskała ode mnie ocenę większą niż jeden. Nie jest najgorzej, ale też nie bardzo dobrze. Jeżeli szukasz książki, w której akcja toczy się już od pierwszych stron, zapierających dech w piersiach wydarzeń jest cała masa, a główna bohaterka lub bohater to ideał, to niestety powieść pani Liz nie jest dla Ciebie. Po cóż się męczyć i nudzić jak można mieć coś lepszego.

Wcześniej myślałam, że ocena tej książki będzie lepsza. Siedem, sześć, pięć... Im bliżej końca, tym bardziej się rozczarowywałam. Zaczynając pisać tę recenzję, miałam postawić książce pięć. Jednak teraz po wytyczeniu wszystkich błędów będzie to :

4/10

Prezent na urodziny - przeżycie upadku z siedemdziesięciu metrów. Śmiać się czy płakać? Takie szczęście w nieszczęściu może mieć tylko Chloe King.
Od ukończenia szesnastych urodzin jej życie wykręca się o sto osiemdziesiąt stopni. Amy i Paul, jej przyjaciele, zostają parą. Dziewczyna czuje się odtrącona. Teraz nie ma się nawet komu zwierzyć, a tematów ma wiele - ktoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wspaniałe recenzje, same pochwały, piękna szata graficzna. Jak tu nie chcieć sięgnąć po tę książkę? Ale czy na pewno warto? Czy spodoba się ona każdemu i spełni oczekiwania?

Większość ludzi ma tajemnice, dziwne hobby, o którym wiedzą nie liczni i skrywaną przeszłość. Przeważnie tajemnicą jest zakochanie się, hobby - zbieranie pluszowych zabawek, znaczków, przeszłość - pryszcze, które kiedyś zakrywały całą twarz, czy choćby nawet jakaś głupia wpadka.
Karou czasami wolałaby mieć takie sekrety, niż nie wiedzieć nic o swojej przeszłości, za opiekuna mieć właściciela sklepu nazywanego Dealerem Marzeń, który na dodatek zbiera zęby. Myślicie, że to tyle? Otóż ten sklepik nie jest zwyczajny. Drzwi otwierają się tam, gdzie tylko sobie zamarzysz. Raz możesz się znaleźć w Paryżu, a raz w Japonii.

Niebieskie włosy oraz uroda dziewczyny nie pozwalają na to, żeby ktoś przeszedł obok niej obojętnie. Nic dziwnego, że Akiva, najpiękniejsze stworzenie żyjące na Ziemii ma ją na oku. Nie, nie tak jak myślicie. On nie jest w niej zakochany. Otóż jego pragnieniem jest zabicie Karou. Do czasu, kiedy kolejne karty przeszłości nie zostaną odsłonięte.

Pierwsze strony książki - myślę sobie : Jak na razie jest dobrze. Nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Planeta Ziemia, na którą przedostało się trochę dziwacznych stworzeń. Tym razem jednak nie wampiry i wilkołaki, a chimery wraz z aniołami. Norma w dzisiejszych książkach.
A jednak doczekałam się miłego zaskoczenia. Pani Taylor nie tylko wkleiła do naszej planety magiczne istoty, ale również stworzyła drugi świat. Jak dla mnie jest to wielki plus. Coś nowego, niepowtarzalnego. Łatwo wykorzystać to co już jest, a dodać tylko małe elementy. Za to trudniej stworzyć kolejną rzeczywistość, ponieważ wyobraźnia autora i czytelnika poddawana jest kompletnemu działaniu wyobraźni.

"Córka Dymu i Kości" w pewnym stopni kojarzy mi się z baśnią. Jest wręcz przepełniona magią i tajemniczością. Od dziecka uwielbiałam te klimaty. Celtycka muzyka, imponujące stworzenia.
Trzeba przyznać, że pani Laini stworzyła piękną historię zapadającą na długo w pamięć. Idealnie połączyła dwa światy... Jak nie trzy. Trzeci to książka, którą czytamy. Kończąc ją czujemy się jakby wyciągnięci z niej. Czytamy ostatnie zdanie i czujemy niedosyt. Chce się więcej.

„Życzenia nie są prawdziwe. Nadzieja jest prawdziwa. Jest jedyną prawdziwą magią.”


Dobra książka to taka, która zawiera morał i potrafi czegoś nauczyć. Słowa nie mogą być rzucane na wiatr. Mają trafić do serca czytelnika. Czy powieść "Córka Dymu i Kości" spełniła moje oczekiwania?
Jak najbardziej. Po jej przeczytaniu dowiedziałam się, że zawsze jest nadzieja. Czasem nawet mała, ale tak na prawdę to zawsze ona podtrzymuje nas na duchu i daje siłę do działania.

Oczywiście nie zabrakło wątku miłosnego. Przyznam, że mi to kompletnie nie przeszkadza. Szczególnie wtedy kiedy miłość jest taka piękna. Wiadomo, że jak autor napisze o tym wspaniałym uczuciu w sposób nijaki to i powieść straci sens. Nie mogę zaprzeczyć, że Laini Taylor w swojej książce miłość ukazała w znakomity sposób. Zakazane uczucie, nadzieja, łzy szczęścia jak i smutku, magia oraz to, że jeśli jest ona prawdziwa to zawsze znajdzie się sposób by nikt jej nie zaszkodził. Nawet śmierć.

W książce nie brakuje tajemnic i zagadek. Czasami aż się gubiłam i nie wiedziałam o co chodzi. Wydaje mi się, że autorka robiła to specjalnie, żeby jeszcze bardziej zachęcić do książki czytelników. Można jej wybaczyć małe niedociągnięcia, ponieważ stworzyła taką tajemnice, że wraz z bohaterką leciały mi łzy kiedy prawda wyszła na jaw.
W sumie napisać dużo nie mogę, bo zdradziłabym bardzo ważną część. Jednak podczas czytania jak i dalszego przeżywania książki buzują we mnie emocje, stany...
Radość,
Tajemniczość,
Miłość,
Smutek,
Zachwyty.
Wiele tego typu przymiotników mogłabym wypisać.

Żeby dowiedzieć się co czuję, po prostu musisz przeczytać tę książkę! Moja recenzja ma Ci tylko pomóc dokonać wyboru w księgarni i zachęcić do przeczytania jej, jednak uczuć i zachwytu związanego z nią Ci nie przekażę.

Wspaniałe recenzje, same pochwały, piękna szata graficzna. Jak tu nie chcieć sięgnąć po tę książkę? Ale czy na pewno warto? Czy spodoba się ona każdemu i spełni oczekiwania?

Większość ludzi ma tajemnice, dziwne hobby, o którym wiedzą nie liczni i skrywaną przeszłość. Przeważnie tajemnicą jest zakochanie się, hobby - zbieranie pluszowych zabawek, znaczków, przeszłość -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nigdy wcześniej się nie znały, choć były do siebie tak podobne. Jednak los chciał żeby ich ścieżki się ze sobą zeszły. Po chwili były już przyjaciółkami, nierozłączną, zgraną paczką, bez której kto wie... może świat byłby o wiele gorszy?
Jednak są o wiele bardziej wyjątkowe niż mogłoby się wydawać, a w ich krwi zawarte są geny bogini. Dzięki temu posiadają nadzwyczajne zdolności - Venessa potrafi stać się niewidzialna, Jimena przewiduje przyszłość, Catty podróżuje w czasie, a Serena umie czytać w myślach.
Jak każde nastolatki mają problemy z chłopakami, wrednymi zołzami w szkole, młodszym rodzeństwem. Pewnie wiesz jak bardzo potrafi być to uciążliwe... To wyobraź sobie, że to one mają pokona demona - Atroxa. Zło czyha na nich na każdym kroku. Nie pójdą bez obaw na dyskotekę do klubu, na randkę z chłopakiem.

W bibliotece, na półce w dziale " fantastyka " leży sobie taka książeczka. Biorę do ręki, czytam opis i myślę czemu by jej nie wziąć? Trochę się wahałam. Koleżanka nie oceniła jej najlepiej. Jednak ja dałam jej szansę, choć podchodziłam do niej trzeci raz. Teraz się udało! Czytam, czytam... I w sumie to nawet mi się podoba. Przeczytaj moją recenzję i dowiedz się dlaczego!

Jak już pewnie niektórzy wiedzą - UWIELBIAM mitologię. Tutaj miałam do czynienia z grecką. Niestety szkolne podręczniki dają nam poznać jej niewielką część, a ja jak małe dziecko lubię odkrywać coraz to ciekawsze i nowe rzeczy. "Córki Księżyca" bliżej przybliżyły mi historię księżyca, bogini Hekate oraz Selene. Przyznam, że było to dosyć ciekawą przygodą, w której na dodatek pojawiły się demony, a o nich również bardzo lubię czytać. Mają w sobie coś tajemniczego.

Temat średnio oryginalny. O niektórych takich historiach już nie raz czytałam. Przyznam, że na początku książka trochę przypominałam mi "Krąg". Dopiero później dowiedziałam się, że ta powieść to coś innego.
Nie zabrakło w niej tajemnicy, pożądania, miłości... ah ta miłość! Myślałam, że obejdzie się jakoś bez niej, a tu proszę, prawie KAŻDY wątek miał coś z nią wspólnego. Było to denerwujące! ( SPOJLER) Ta zakochała się w chłopaku, z którym nie mogła być, bo znikała, ta zakochała się z jednym ze swoich wrogów, ta również...( KONIEC SPOJLERU) Tyle zakochań i rodzącego się pięknego uczucia ... No tak, bo przecież żadna piętnastolatka nie ma nic innego do roboty jak obściskiwać się co chwila z chłopakiem. O matko! Dajcie już z tym spokój. Nie każda dziewczyna ma na tyle szczęścia, żeby poznać super chłopaka. A później przez książki jej samoocena się pogarsza .

Otóż to było największym minusem tej książki. Przez to akcja się ciągnęła i ciągnęła, a przez połowę książki prawie w ogóle jej nie było, ponieważ wszystko zakrywała MIŁOŚĆ. Przez nią niektóre wątki za bardzo nie mogły się rozwinąć. Na szczęście autorka już od drugiej połowy się poprawiła i książkę czytało się bardzo szybko i przyjemnie. Szczególnie końcówka. Muszę przyznać, że była ciekawa, a przy czytaniu poczułam nawet emocje, co zdarza mi się przy dobrych książkach. Drugi TOM zapowiedział się na prawdę ciekawie.

Bohaterki, jak to bohaterki większości książek dla młodzieży. Łatwo dające się opętać miłości młode kobiety. Ale przecież każdy ma wady. Trudno by było czytać o kimś kto jest chodzącym ideałem, prawda?
Dziewczyny potrafiły się dobrze zabawić, wybrnąć z trudnej sytuacji i pokazać nie jednemu złu swoje moce oraz mądrość - za to je bardzo polubiłam. Choć najlepsza była Jimena! Jedyna, która najmniej pokazywała swoje uczucia do chłopaka, korzystała z życia i mimo ciężkiej przeszłości żyła dalej z ogromnym uśmiechem na ustach. Czasami nie łatwo podnieść się po jedynce z matmy, a ona dała sobie radę z tyloma sprzecznościami w życiu. Nie było łatwo, ale kto nie walczy nie zyskuje.


Książkę czytało mi się bardzo miło, dlatego ocena taka jaka widzicie. Nie było to nic specjalnego, powalającego na kolana, ale miło było ją poczytać. Drugi tom ładnie leży już u mnie na biurku i niedługo zaczynam go czytać. Mam nadzieję, że tutaj nie będzie aż tyle nieszczęśliwych zakochań i odkryje jeszcze więcej tajemnic oraz przeżyję więcej przygód wraz z bohaterkami.

Nigdy wcześniej się nie znały, choć były do siebie tak podobne. Jednak los chciał żeby ich ścieżki się ze sobą zeszły. Po chwili były już przyjaciółkami, nierozłączną, zgraną paczką, bez której kto wie... może świat byłby o wiele gorszy?
Jednak są o wiele bardziej wyjątkowe niż mogłoby się wydawać, a w ich krwi zawarte są geny bogini. Dzięki temu posiadają nadzwyczajne...

więcej Pokaż mimo to