Żywego ducha
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Literackie
- Data wydania:
- 2018-07-04
- Data 1. wyd. pol.:
- 2018-07-04
- Liczba stron:
- 197
- Czas czytania
- 3 godz. 17 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788308065297
- Tagi:
- literatura polska powieść
Żywy duch i duchy.
Oto Jerzy Pilch jakiego nigdy dotąd nie czytaliśmy! Ostatni na statku szaleńców.
Zagłada cicha jak kot? Potop bez opadów? Terrorystyczny atak z nieba? Globalne wyludnienie? Apokalipsa rozgrywa się w języku. Świat kończy się, bo milknie. Dalekie głuche pożary. Nie ma do kogo gęby otworzyć. Przed aniołem śmierci, który przeszedł przez Warszawę, uchodzi jedynie pisarz — odludek . Można powiedzieć trafił żywy duch na swego. Po kolejnych próbach nawiązania kontaktu z kimkolwiek i gdziekolwiek nie może się dłużej łudzić. Został sam. I to sam w sensie ścisłym.
Co może robić ostatni człowiek na świecie? Wyruszyć przed siebie? Spać w najlepszych hotelach? Bezkarnie wynosić książki z księgarń i markowe ubrania z najlepszych butików? To co zwykle: łudzić się kasą? Pielęgnować samotność, czyli życie? Gorączkowo upajać się własną wyjątkowością? Tylko właściwie po co? A przedtem było po co? Czy przedtem i potem to jest aż tak wielka różnica? Widziadła coś do niego mówią — nie wie co, bo nie wie, czy są z tego świata? A my? Jesteśmy jego urojeniami? — Jerzy Pilch
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Wracają duchy przeszłości
Od niektórych pisarzy, moi Państwo, oczekujemy tego, że będą swoją pracę wykonywać porządnie – a więc z określoną regularnością dostarczać podobne do siebie powieści na takim, a nie innym poziomie. Od niektórych natomiast, szczególnie tych, którzy uciekają od literatury gatunkowej i aspirują do miana artystów, chcemy czegoś więcej: niepewności, napięcia, twórczego niepokoju, poszukiwań prowadzących na nowe lądy. A ja, drodzy Państwo, choć najczęściej recenzuję właśnie literaturę piękną (czyli obyczajowo-historyczną z ambicjami), każdy niemal tekst mógłbym zacząć od prostego stwierdzenia: jaki jest autor, każdy widzi (tudzież wie). Nie inaczej jest w przypadku „Żywego ducha”.
Tak więc: jaki jest Jerzy Pilch, każdy widzi. Blurb obiecuje, że w swojej najnowszej powieści dostaniemy autora, jakiego nigdy dotąd nie czytaliśmy – cóż, ciśnie mi się na usta pewne angielskie określenie, którym takie stwierdzenia zwięźle (choć mało elegancko) się kwituje, ale zachowam kulturę i powiem tylko: nieprawda. To ten sam rozleniwiony, nieprzejmujący się konwenansami gawędziarz zdolny bez końca maskować swoje metafizyczne nerwice i egzystencjalne lęki przy użyciu potoczystej frazy i pozornej lekkości wyrażanej w kolejnych żartach i anegdotach. Wraca też, co niektórych ucieszy, a niektórych do powieści zniechęci, Pilch-kobieciarz. I nie chodzi tu o opisy podbojów czy damskich wdzięków, a raczej bardzo konkretną postawę życiową: główny bohater, tak jak to protagoniści autora często mieli w zwyczaju, określa swoje życie przez stosunek do płci przeciwnej. Postać Jerzego Andrzeja Kubicy, choć ten jest ostatnim człowiekiem na świecie, została zdefiniowana poprzez odniesienia do uniwersalnej figury kobiety, a to, że konkretne wcielenia owej figury pojawiają się w powieści w ilościach śladowych w żadnej sposób tej konstrukcji psychologicznej nie narusza. Na szczęście Pilch zapomniał o nieudanym eksperymencie z „Zuzy albo czasu oddalenia”, w którym próbował być Nabokovem z „Lolity”, a stał się co najwyżej Márquezem z „Rzeczy o mych smutnych dziwkach”. Protagonista „Żywego ducha” może być erotomanem, ale, w gruncie rzeczy, nie bywa obrzydliwy.
No dobrze, stary Pilch (bez urazy), ale przecież temat nowy: apokalipsa, choć bardzo tajemnicza, bo bez grania trąb i tragedii, cicha i spokojna – byli ludzie, a nie ma. I co ma pisarz do powiedzenia na ten temat? Ciężko stwierdzić, bo jego najnowsza powieść to raczej zbiór luźnych refleksji, które koncentrują się wokół poważnych tematów (starość, śmierć, przemijanie), ale nie tworzą logicznej całości wartej komentowania. Oczywiście w „Żywego ducha” można odnaleźć bardzo atrakcyjny obraz i posłużyć się nim jako interpretacyjnym rusztowaniem: wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że stary Kubica wcale nie jest ostatnim człowiekiem na świecie, a cała ludzkość robi go w konia, o ile można w ten sposób określić całkowite porzucenie. Całkiem konkretny, ostry i niepozbawiony pilchowskiego czarnego humoru opis samotności, prawda? A może umysł osiemdziesięciolatka zapadł się pod własnym ciężarem i wciągnął go w ruiny pozbawione czasu oraz towarzystwa? Czyli demencja? Zaburzenia postrzegania? To zaledwie kilka myśli, które nasuwają się podczas lektury i po jej zakończeniu.
Szkoda tylko, że wszystko to tak fragmentaryczne i porozrzucane. Pilch raczej nie ma w zwyczaju budowania skomplikowanych i pochłaniających czytelnika fabuł (ostatnio zrobił to w „Wielu demonach” i wyszło świetnie!), zwykle polega na swojej potoczystej frazie. „Żywego ducha” czyta się przyjemnie, to fakt, ale autor bez przerwy skacze z kwiatka na kwiatek, każdy kilkustronicowy rozdział pozostaje delikatnie powiązany z pozostałymi, a cała ta fragmentaryczność nie poprawia ogólnych wrażeń.
Najnowszą powieść Jerzego Pilcha można by podsumować jako kilka scenek z życia ostatniego (STAREGO) człowieka na Ziemi. W sformułowaniu tym z pewnością pobrzmiewa nieco moje rozczarowanie, bo, nie ukrywam, liczyłem na coś więcej niż krótką, dobrze napisaną grę literacką, która nabiera ciężaru dopiero po przyłożeniu czujnego szkiełka interpretacyjnego. „Żywego ducha” dobrze się czyta, ale z pewnością nie jest to tekst rewolucyjny czy, choćby, rewelacyjny.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 267
- 121
- 69
- 20
- 8
- 4
- 3
- 3
- 3
- 3
Opinia
Kolejna moja książka z cyklu „Koniec świata przeżył tylko narrator”, tym razem autorstwa Jerzego Pilcha – jego ostatnia rzecz. Zgadzam się z opiniami, że to rodzaj „elegii na odejście”, przez co wiele można jednak Autorowi wybaczyć…
Wiele tu wspólnego z wcześniej przeczytanymi tego typu książkami postapo: „Wydarzeniem” Morsellego, „Wielkim solem Antona L.” Rosendorfera i „Za sprawą nocy” Glavinica. Niestety, nie mogę uznać „Żywego ducha” za najlepszą spośród nich (najlepszy chyba jednak Rosendorfer). Ale coś w tym stylu jeszcze Słonimski przed wojną popełnił….
Na początku jest nawet śmiesznie i parę zabawnych - jak to u Pilcha - intertekstualnych wtrętów, np.
„Kto ocalał – daje świadectwo. Zgoda. Jednakowoż po namyśle nie podobna nie zapytać: komu?”.
„Wszystko tak samo, tylko nigdzie żywego ducha? Niebo czy piekło? Niebo. Skoro, jak powiada klasyk: „Piekło to inni” – zostaje niebo. Piekło bez „innych” czyli niebo? Nie całkowicie, ale prawie”.
„Nie ma ich do tego stopnia, że musieli się wzbić w przestworza. Pieszo raczej nigdzie nie poszli. (…) Wniosek może być jeden: tylko jakiś rodzaj wniebowstąpienia w grę wchodzi”.
„Nie muszę znać języków, jedynym językiem, który ocalał na mojej planecie, jest język polski. Literaturo polska! Rulez! Wreszcie rządzisz. Co prawda, dzięki wydarzeniom negatywnym, ale wreszcie!”
„Swoją drogą, jakby tak zaginiona ludzkość przez tyle wieków jednym językiem mówiła – okropnie by było. Nawet jakby to był język polski, okropne, tym okropniejsze by to było. Piękna jest polszczyzna, może nawet najpiękniejsza spośród wszystkich języków, ale jakby tak sama jedna miała istnieć – dajcie pokój”.
”Podkreślałem, że jestem bliskim znajomym prezesa Uchańskiego”.
Narrator – który oczywiście jest lutrem, mieszkał na Hożej, a zatem porte parole Autora - wręcz upaja się samotnością: „Męczyli mnie ludzie, bałem się zdawkowych rozmów o niczym, jeszcze bardziej wielogodzinnych rozhoworów o istocie rzeczy. (…) Teraz jestem odludkiem przymusowym i to odludkiem, by tak rzec: definitywnym, nawet jakby mi się zachciało wrócić do życia zbiorowego, nie będzie to możliwe”.
Styl Pilcha rozpoznawalny jak zawsze od razu: „Okoliczność, że jako Polak ewangelik zostałem jedynym reprezentantem ludzkości w podstawowej dziedzinie, w życiu mianowicie, jest prawie tak humorystyczna, jak fakt, że mistrzem Polski w narciarstwie jest również ewangelik”.
Narrator ludzi nie lubi chyba bardziej niż bohater Morsellego (nota bene, cytowanego tu na równi z McCarthy’m). Ale rożni się od niego pod innym względem: jest erotomanem, albo też – mówiąc precyzyjnej – za takiego się uważa czy też na niego pozuje. Bo czego mu najbardziej brakuje w opustoszałym z ludzi świecie? Nie tyle kobiety, ile kobiet – ten pluralis dokumentnie go demaskuje….
„Tak jak przewidywałem, brak kobiet znoszę coraz gorzej. Nie widuję ich na ulicy, nie przybywa ich wizerunków na gigantycznych banerach, nie ukazują się kolorowe pisma z ich fotografiami”.
Albo jeszcze głupiej: „Ludzkość wyginęła? Doprawdy, to okropne. Niemal mrugam porozumiewawczo, słysząc taką nowinę. Kobiety wyginęły? Nagle ogarnia mnie panika, zimny pot występuje na czoło, dygot bierze w posiadanie. Jak to? Kobiety wyginęły? Wyginęły. Zupełnie? Zupełnie. Już nigdy w życiu nie ujrzę świętej sceny zdejmowania biustonosza?”.
Tak, rozumiem, że to konwencja, bo Autor uwielbiał prowokacje, ale jednak lekki niesmak pozostaje, bo narrator nie końca jest takim znów everymanem…
Biedny narrator ma wrażenie, że nie tylko on przeżył. A nie trzeba nadmiernie obciążać szarych komórek, aby domyślić się, kogo to - w jego wyobrażeniach - Bóg ześle mu w jego samotności i jak to kosa na kamień trafi. Tu Pilch jest fajnie autoironiczny.
W sumie to nawet mi nie żal, że nie ma tu żadnej końcowej klamry, bo czym tak naprawdę może się skończyć koniec świata….
Kolejna moja książka z cyklu „Koniec świata przeżył tylko narrator”, tym razem autorstwa Jerzego Pilcha – jego ostatnia rzecz. Zgadzam się z opiniami, że to rodzaj „elegii na odejście”, przez co wiele można jednak Autorowi wybaczyć…
więcej Pokaż mimo toWiele tu wspólnego z wcześniej przeczytanymi tego typu książkami postapo: „Wydarzeniem” Morsellego, „Wielkim solem Antona L.” Rosendorfera i...