Okupacja od kuchni

- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Ciekawostki historyczne.pl
- Wydawnictwo:
- Znak Horyzont
- Data wydania:
- 2015-09-07
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-09-07
- Liczba stron:
- 320
- Czas czytania
- 5 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324034260
- Tagi:
- literatura polska
Poruszający obraz świata, w którym żywność szmugluje się w trumnach, zarżniętą świnię przebiera za staruszkę by uniknąć niemieckiej kontroli, a hitlerowska propaganda tłumaczy wychudzenie Polek dbaniem o figurę.
W Polsce w czasie okupacji głód był powszechny, lecz budził w Polakach niesamowite pokłady kreatywności. Pustym brzuchom próbowano zaradzić gotując praktycznie z wszystkiego i przełamując wszelkie żywieniowe opory. Generał Bór-Komorowski zjadł kota w śmietanie i nawet o tym nie wiedział.
Aleksandra Zaprutko-Janicka otwiera przed czytelnikiem domowe kuchnie, zaplecza restauracji, zatęchłe spiżarnie, podgląda uliczne targowiska i kryjówki szmuglerów z czasów II wojny światowej. To opowieść o czasach, w których za nielegalne świniobicie można było trafić do Auschwitz, warzywa hodowano w podwórkach kamienic, żołędzie wykorzystywano na kilkanaście sposobów, a zużytymi fusami handlowano na czarnym rynku.
To także niezwykła książka kucharska: pełna oryginalnych przepisów i praktycznych porad. Możesz sprawdzić, jak dziś smakują okupacyjne rarytasy! I odkryć wiele zapomnianych potraw.
Okupacja od kuchni to nie tylko historia walki z głodem – to przede wszystkim historia polskiej zaradności i hartu ducha!
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
OPINIE i DYSKUSJE
Czasy idą ciężkie. Warto przeczytać i być przygotowanym. Z lektury książki wynika, iż najważniejsze, to mieć kawałek ziemi, żeby posadzić ziemniaki, zwierzaka typu koza i wtedy mamy mleko i sery i lepiej mieszkać w małej miejscowości a najlepiej na wsi.
Najgorzej będą mieli ci, mieszkający w wielkich miastach.
Książkę polecam. Warto przeczytać.
Czasy idą ciężkie. Warto przeczytać i być przygotowanym. Z lektury książki wynika, iż najważniejsze, to mieć kawałek ziemi, żeby posadzić ziemniaki, zwierzaka typu koza i wtedy mamy mleko i sery i lepiej mieszkać w małej miejscowości a najlepiej na wsi.
Pokaż mimo toNajgorzej będą mieli ci, mieszkający w wielkich miastach.
Książkę polecam. Warto przeczytać.
Książka wydana bardzo starannie, treść interesującą i bardzo cenna. Kawał dobrej roboty. Napisana dość łatwym językiem (czasem może zbyt łatwym),więc łatwo czytelna dla nienaukowego, tzw. przeciętnego czytelnika. Brakuje mi czasem przypisów, ale jest to inaczej rekompensowane. Świetne indeksy, dużo ciekawych zdjęć archiwalnych, bardzo przydatne, jest opis ilustracji, jest dobra bibliografia oparta na pamiętnikach, silnych źródłach. Książka jest dobrym narzędziem dla nas, rekonstruktorów historycznych, etnografów i antropologów jedzenia. Zadziwił mnie brak pokrzywy w indeksie i ogólnie niska obecność tzw. dzikich roślin jadalnych, czyli tzw. chwastów i zielska (które w swoich opracowaniach nazywam warzywami nieuprawnymi),jak jedna z autorek pisze o lebiodzie - mimo powszechnej wiedzy, że lebioda to jedzenie wojenne, nie znalazła się ona w liście potraw, co może wydać się zaskakujące. Wiadomo mi z innych źródeł, że zioła lokalne (owoce, kwiaty, liście, korzenie) w czasie wojny spożywano bardzo często, ale nie ma tu o tym wiele mowy. Być może był to element diety tak oczywisty, że wydał się mało istotny i nie przetrwał we wspomnieniach. Zatem metodologicznie rzecz ujmując, brak tego wątku w takiej literaturze nie oznacza braku tej pozycji w ówczesnej diecie. Reasumując, bardzo wartościowa książka, gorąco polecam zakup i uważną lekturę. Dziękuję, wysoko rekomenduję. Anna Maria Ruminska (gumroad/chwastozercy)
Książka wydana bardzo starannie, treść interesującą i bardzo cenna. Kawał dobrej roboty. Napisana dość łatwym językiem (czasem może zbyt łatwym),więc łatwo czytelna dla nienaukowego, tzw. przeciętnego czytelnika. Brakuje mi czasem przypisów, ale jest to inaczej rekompensowane. Świetne indeksy, dużo ciekawych zdjęć archiwalnych, bardzo przydatne, jest opis ilustracji, jest...
więcej Pokaż mimo toKsiążka Aleksandry Zaprutko-Janickiej bezsprzecznie budzi fascynację. Olbrzymi zasób faktów podanych w przystępnej formie, lekko sarkastycznej, ale ciekawej. Książka "Okupacja od kuchni" opowiada o kobiecej formie walki z okupacją niemiecką, o "babskiej" przemyślności, kwintesencji mądrości naszych pań. To historia nie tylko od kuchni, ale domowych warzywników i gospodarstw, handlu i hodowli poza głównym obiegiem. Historia polskiego braku pokory i znajdywania ścieżek pozwalających obejść każdy, nawet najbardziej represyjny system. Wstrząsający jest wniosek nasuwający się po zakończeniu lektury – nie ważne co zrobisz, na głód się nie przygotujesz. To bardzo pesymistyczny obraz świata, nie tylko przeszłego, ale jakby memento potencjalnej przyszłości. Wydaje mi się, że książka wywołała na mnie równie silne wrażenie jak "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego – opis rzeczywistości, bez upiększeń, prosto, dosadnie i tak realistycznie mrocznie.
Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że duża część obecnej historii "polskiej przemyślności", czyli szeroko pojętego "czarnego rynku" miało swe korzenie w czasach okupacji. Szmugiel żywności, domowe sposoby jej produkowania i pomysłowe sposoby dystrybucji, jest bardzo szokujące. Nigdy bym nie pomyślał, że w taki sposób można oszukiwać wrogów, sąsiadów i własny żołądek. Bardzo praktyczne wydaje mi się podanie przez autorkę przepisów, wygrzebanych z ówczesnych źródeł, które można samemu przygotować w domu, aby "zasmakować" w okupacyjnym menu. Jest jednak jeden mankament – za dużo faktów, i dość powierzchowne opisanie całej, bardzo interesującej tematyki. Mam nadzieję, że Pani Aleksandra Zaprutko-Janicka w swojej kolejnej książce postara się opisać wszystko szerzej. Niemniej książka warta jest przeczytania i śmiało ją wszystkim polecam.
Książka Aleksandry Zaprutko-Janickiej bezsprzecznie budzi fascynację. Olbrzymi zasób faktów podanych w przystępnej formie, lekko sarkastycznej, ale ciekawej. Książka "Okupacja od kuchni" opowiada o kobiecej formie walki z okupacją niemiecką, o "babskiej" przemyślności, kwintesencji mądrości naszych pań. To historia nie tylko od kuchni, ale domowych warzywników i...
więcej Pokaż mimo toAutorka ocaliła wiedzę, której nie przeczytacie w podręczniku do historii. Zawsze bardzo ciekawiło mnie codzienne życie ludzi na wojnie, co jedli, jak się ubierali, jak radzili sobie w codziennych sprawach przy braku praktycznie wszystkiego. Dodatkowym atutem książki są przepisy, które w niej znajdziecie, tym samym można samemu zasmakować okupacyjnej kuchni. Część z nich w dobie zdrowego odżywiania wydaje się bardzo zdrowa, jak na przykład kawa z żołędzi. Dla mnie bardzo wciągająca lektura.
Autorka ocaliła wiedzę, której nie przeczytacie w podręczniku do historii. Zawsze bardzo ciekawiło mnie codzienne życie ludzi na wojnie, co jedli, jak się ubierali, jak radzili sobie w codziennych sprawach przy braku praktycznie wszystkiego. Dodatkowym atutem książki są przepisy, które w niej znajdziecie, tym samym można samemu zasmakować okupacyjnej kuchni. Część z nich w...
więcej Pokaż mimo toTrafiłam na perełkę! Oto kompendium wiedzy, doświadczeń i relacji Polaków, od kuchni. Ukłon złożony polskim kobietom, które wykazywały się iście ułańską fantazją, by zapewnić przetrwanie swoim bliskim.
Poznamy system kartkowy z dokładnym przeliczeniem racji tygodniowych! Zważyłam wszystkie składniki.. nie starczyłoby w obecnych czasach na dzienne wyżywienie.. nie wspominając o tygodniu.
Polacy jednak sprytnym narodem są i po doświadczeniach z I wojny światowej i późniejszej okupacji niemieckiej robili zapasy, bądź kombinowali. Jak? Wpisywanie większej ilości osób do blankietów, podbieranie żywności, sprowadzanie jej ze wsi, ale jak! Świnia w przebraniu babci? Ogródek działkowy dla warzyw, królik schowany w łazience, koza, a nawet krowa w piwnicy. Dla polskiego okupanta nic trudnego! Tak było na początku, jednak im bliżej końca wojny tym ludzie głodowali bardziej, chociaż to stwierdzenie samo w sobie jest absurdalne. Na posiłek szykowano wszytko co się dało, zwłaszcza to, co w składzie miało białko. Gołębie, konie, domowe pupile? Przywiązanie przestaje mieć znaczenie, gdy jest się na skraju śmierci głodowej.
Okazuje się jednak, że poza przeżyciem, smak wciąż miał znaczenie, a polskie gospodynie stawały na głowie by posiłki składające się głównie z kartofli urozmaicać. Kto chce może wykorzystać jeden z przepisów zamieszczonych na końcu książki. Każdy słyszał o kawie z żołędzi, czy zupie pluj, jednak znajdziecie tu też przepisy smaczne.
To co mnie zaskoczyło najbardziej to fakt, że wiele okupacyjnych pomysłów, które powstały z powodu braku oryginalnych produktów przetrwały do dziś i cieszą się szerokim uznaniem. Tak jest chociażby z herbatami owocowymi i ziołowymi, jako zamiennik czarnej herbaty. Kawa zbożowa i z cykorii tak chętnie podawana m.in. przedszkolakom jako zamiennik kawy kofeinowej czy przetwory, kiszonki, kotlety warzywne (opisywane z kapusty i ziemniaków tartych) bądź placki ziemniaczane na tłuszczu. Nie mogę nie wspomnieć o warzywnych ciastach! Czy chociażby ciastkach owsianych, które sama często piekę. Wszystkie powyższe były traktowane jako substytut - erzac - dań pełnowartościowych. Paradoksem naszych czasów, przy popularności diet wegańskich i wegetariańskich, ale również obecności alergii pokarmowych jest powrót do tych przepisów. Być może jest to po protu spuścizna przepisów czasów okupacji. W Poznaniu do dziś zajadają się gzikiem czyli ziemniakami z serem, a na śląsku - plackami z blachy. Są popularne również soki z brzozy czy syropy z pędów sosny/ mniszka. A w niejednym supermarkecie kupicie kiełki lucerny, którą tak zachwalały gazety.
Warto poznać od kuchni jak wyglądało zdobywanie pożywienia podczas okupacji i jak ten okres wpłynął na nasze obecne menu.
Zdobywanie pożywienia w trakcie powstania warszawskiego było równie niebezpieczne jak walka bezpośrednia z wrogiem, a ten fakt się (zwłaszcza w szkołach) pomija.
Dla mnie książka ta jest wybitna. To nasza spuścizna.
Dla zainteresowanych tematem odsyłam do strony ciekawostkihistoryczne.pl
Trafiłam na perełkę! Oto kompendium wiedzy, doświadczeń i relacji Polaków, od kuchni. Ukłon złożony polskim kobietom, które wykazywały się iście ułańską fantazją, by zapewnić przetrwanie swoim bliskim.
więcej Pokaż mimo toPoznamy system kartkowy z dokładnym przeliczeniem racji tygodniowych! Zważyłam wszystkie składniki.. nie starczyłoby w obecnych czasach na dzienne wyżywienie.. nie...
Aż zaczęłam się podczas lektury zastanawiać, dlaczego jeszcze nie obejrzałam filmu wojennego, w którym przedstawione byłyby historie o których mówi autorka. Chętnie bym zrobiła sobie seans z produkcjami, w których pokazuje się parki przemienione na ogródki działkowe, domowe hodowle królików czy historie przemytników w pociągach :) Albo historię arystokratek, które nagle musiały zostać gospodyniami domowymi.
Aż zaczęłam się podczas lektury zastanawiać, dlaczego jeszcze nie obejrzałam filmu wojennego, w którym przedstawione byłyby historie o których mówi autorka. Chętnie bym zrobiła sobie seans z produkcjami, w których pokazuje się parki przemienione na ogródki działkowe, domowe hodowle królików czy historie przemytników w pociągach :) Albo historię arystokratek, które nagle...
więcej Pokaż mimo toGdy myślimy o wojnie, zwykle przed oczami mamy sceny terroru, łapanki i obozy. Ale przecież w czasie wojny toczyło się codzienne życie. I jednym z podstawowych problemów, zwłaszcza dla kobiet było, jak wyżywić rodzinę.
Dla zainteresowanych kulinarnymi eksperymentami, wojenna książka kucharska dzięki której można przygotować tort z chleba, albo kawę z żołędzi.
Gdy myślimy o wojnie, zwykle przed oczami mamy sceny terroru, łapanki i obozy. Ale przecież w czasie wojny toczyło się codzienne życie. I jednym z podstawowych problemów, zwłaszcza dla kobiet było, jak wyżywić rodzinę.
Pokaż mimo toDla zainteresowanych kulinarnymi eksperymentami, wojenna książka kucharska dzięki której można przygotować tort z chleba, albo kawę z żołędzi.
Ta książka przybliża czytelnikowi przyziemne i najbardziej podstawowe sprawy podczas wojny, te którym w polemice o wojnach, czyli czynach wzniosłych, nie poświęca się czasu. Tym razem autorka pokazała czas wojny właśnie od tych "trywialnych" kwestii a mianowicie jedzenia, jego zdobywanie, zapewnienie, przygotowywanie. Przypomniała, że o te podstawowe zasoby dla najbliższych i żołnierzy zabiegały kobiety. To na barkach kobiet spoczął obowiązek zapewnienia artykułów nadających się do jedzenia, to one tworzyły coś z niczego, aby wyżywić rodzinę. Czasem musiały gotować przysłowiową "zupę na gwoździu", aby tylko oszukać głodne żołądki swoich dzieci. Podczas powstania gotowały w warunkach skrajnie niebezpiecznych, a samo zdobywanie produktów graniczyło z cudem i ocierało się o śmierć.
Autorka pokazała wieloaspektowo sprawę wyżywienia podczas wojny, jak radzono sobie na wsi i w mieście. Z tej książki można dowiedzieć się wielu informacji dotyczących obostrzeń żywieniowych, które opracowali Niemcy względem okupowanych. Być może to ich warunki wyrobiły w Polakach spryt, kombinowanie i szukanie rozwiązań. Starano się jak najlepiej gospodarować tym czym się dysponowało, na co było przyzwolenie i co można było wyhodować. Pomysłowość i zaradność Polaków była wielka, tym bardziej, że przydziałowe kartki nie dawały wielkiego pola do popisu, zresztą i one z czasem nabierały coraz mniej realnych kształtów. Ludzie byli głodni więc szukali możliwości pozyskania pożywienia. Wielu produktów im zabroniono, do wielu nie mieli dostępu, a na niektóre pieniędzy, ale nie poddawali się. W sukurs przychodziły modyfikowane przepisy na stare dania, pojawiały się w nowej odsłonie z zamiennikami. Wolne pomieszczenia w domu lub podwórku zamieniano na miejsce hodowli królików i kóz (na te zwierzęta nie było zakazu i stosunkowo mało kosztowało ich utrzymanie). Wszelkie skwery, place, parki, rabaty zamieniano na grządki warzywne, siano i sadzono gdzie się tylko dało. Zbierano i zabierano zewsząd. Z czasem rozwinęła się też rzesza szmuglerów, którzy ze wsi do miasta przewozili wszystko co się dało, często w tym niebezpiecznym procederze pomagali kolejarze (za otrzymaną "dolę" ostrzegali w porę, a w skrajnych przypadkach zatrzymywali pociąg przed nalotem Niemców, itp. Przypomniała istotę Kercelaku, wielkiego i znanego ówcześnie targowiska. Przywołała do pamięci liczne lokaliki, garkuchnie, erzace popularnych i lubianych produktów. Notabene te produkty dzisiaj należą do ekologicznych i zdrowych, np kawa z żołędzi, herbata z wysuszonych jabłkowych obierek, mąka kasztanowa.
Osobnym zagadnieniem było gotowanie podczas Powstania Warszawskiego. Planowany czas powstania i zgromadzone zapasy nijak się miały z faktycznym czasem wydarzenia. Zabrakło pożywienia, trzeba było ewakuować garkuchnie, ludzie ginęli podczas przygotowywania posiłku, panował głód.
Uważam, że w swojej książce pokazała autorka, iż te przyziemne sprawy: gotowanie, zdobywanie, przetwarzanie i samo przetrwanie, podczas wojny były prawdziwą sztuką. Dzisiaj uważamy jedzenie za oczywistość, o którą nie należy się zbytnio troszczyć, mamy ją na wyciągnięcie ręki, często też marnujemy ją. Niemniej zaledwie 70-80 lat temu to był podstawowy problem w Polsce. Dzisiaj jest tylko echem historii, ale nie wiemy co przyniesie przyszłość.
Książkę czyta się płynnie i z zainteresowaniem, ubrana w ciekawe ilustracje i zdjęcia, zaopatrzona w ciekawe przepisy i porady z czasów wojny tworzy jej żywieniowe wspomnienie. Czytając książkę trzeba naprawdę wysilić wyobraźnię, aby widząc dzisiaj przepełnione żywnością półki, zobaczyć niegdysiejszy głód i walkę o przeżycie wobec braku jedzenia.
Ta książka przybliża czytelnikowi przyziemne i najbardziej podstawowe sprawy podczas wojny, te którym w polemice o wojnach, czyli czynach wzniosłych, nie poświęca się czasu. Tym razem autorka pokazała czas wojny właśnie od tych "trywialnych" kwestii a mianowicie jedzenia, jego zdobywanie, zapewnienie, przygotowywanie. Przypomniała, że o te podstawowe zasoby dla najbliższych...
więcej Pokaż mimo toKażdy powinien przeczytać tę książkę, gdyż żyjemy w epoce konsumpcjonizmu i nie zdajemy sobie sprawy ile trudu i wyrzeczeń wymagało od naszych przodków zdobycie pożywienia w czasie okupacji. Niemcy wyznaczyli normę dzienną dla dorosłego Polaka na 800 kcal, dla dzieci zaś na 500 kcal. Oczywiście było to za mało, aby można było funkcjonować, więc obudziło to kreatywność w naszych rodakach. Jedni wyprzedawali to co mieli, inni szmuglowali żywność, inni hodowali warzywa w przydomowych ogródkach bądź na balkonach, jeszcze inni zdecydowali się na trzymanie w domu królików bądź kóz.
Autorka opisuje jak powstawała mąka kasztanowa, którą po części można było zostąpić mąkę pszenną, kawa z kasztanów, cykorii, czy marchwii. Możemy się dowiedzieć co jadano podczas Powstania Warszawskiego, gdy już skończyły się zapasy.
Ciekawe jest to, że produkty kryzysowe, używane w czasie okupacji uważane są dziś za bardzo zdrowe i wskazane w żywieniu (ciemny chleb, płatki owsiane, kasze, kawa z cykorii),a jeszcze inne można kupić w sklepach ekologicznych, albo ze zdrową żywnością, jak np. mąkę kasztanową.
"Okupacja od kuchni" bardzo mi się podobała, na pewno będę do niej niejednokrotnie wracać. Autorka napisała ją w sposób bardzo ciekawy i każdy może po nią sięgnąć bez jakichkolwiek obaw. Serdecznie polecam.
Każdy powinien przeczytać tę książkę, gdyż żyjemy w epoce konsumpcjonizmu i nie zdajemy sobie sprawy ile trudu i wyrzeczeń wymagało od naszych przodków zdobycie pożywienia w czasie okupacji. Niemcy wyznaczyli normę dzienną dla dorosłego Polaka na 800 kcal, dla dzieci zaś na 500 kcal. Oczywiście było to za mało, aby można było funkcjonować, więc obudziło to kreatywność w...
więcej Pokaż mimo toCiociu, ciociu – zrób nam zupę z lebiody!
Pamiętam, jak z kuzynką, podekscytowane rewelacyjnym pomysłem nie wiadomo skąd wziętym, wpadłyśmy z impetem do kuchni, wykrzykując na zmianę niecodzienną prośbę i wymachując garściami pełnymi chwastu. Dzisiaj - chwastu. W czasie okupacji niemieckiej jednego z produktów, z których przyrządzało się posiłki. Jak bardzo powszechnie były stosowane w ówczesnym jadłospisie, świadczy fakt, że pamięć o ich jadalności zachowała się w pamięci i została przekazana najmłodszemu pokoleniu. Nieświadomie byłam jej dziedziczką, ale z pełną świadomością przejmowali ją z opowieści rodzinnych ci, którzy umieszczali w komentarzach portalu Ciekawostki Historyczne.pl, przepisy kulinarne z lat wojny. To właśnie na nie często powoływała się autorka tej publikacji.
Innym powodem sięgnięcia po tę książkę, trochę kontrowersyjnym, była wzmianka w ... o zjadanych kotach podczas Powstania Warszawskiego. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czym żywili się powstańcy, a tu taka zaskakująca informacja.
Chciałam wiedzieć więcej!
Jeśli jednak nastawiałam się na sensacyjne informacje mrożące krew w żyłach, to owszem, były, ale nie stanowiły one osi tematu książki. Podobało mi się to, że autorka wycieczkę kulinarną, wspartą wspomnieniami świadków tamtych lat, zaczęła od ogólnego problemu wyżywienia Polaków sztucznie i świadomie stworzonego przez niemieckiego okupanta. „To nie był system reglamentacji”, a Polki nie były szczupłe, ponieważ dbały o figurę, jak głosiła niemiecka propaganda. „Naziści z rozmysłem głodzili nie tylko Warszawę, ale całe polskie społeczeństwo” w jednym celu – podkreślała autorka, przedstawiając politykę żywieniową okupanta – osłabić ducha buntu w myśl zasady – Polak głodny, to Polak uległy.
Jak bardzo Niemcy mylili się w swoich założeniach, autorka udowodniła w pozostałych rozdziałach.
Bo Polak głodny, to Polak bardzo zaradny. Niezwykle twórczo kombinujący, jak zdobyć pożywienie w myśl zasady, która z czasem stała się naczelnym dogmatem okupacyjnej rzeczywistości polskiego społeczeństwa – „Kto nie kombinuje, ten nie je”, bo „teraz jest wojna, kto handluje, też żyje” – śpiewano w zakazanej piosence. Była stosowana tak powszechnie i z takim powodzeniem, że współcześni historycy są zgodni w jednym – „Warszawa bardzo szybko stała się najlepiej zaopatrzonym w żywność miastem w okupowanej Europie”. W kolejnych rozdziałach, czasami w sposób humorystyczny wynikający z absurdu sytuacji (martwa świnia udająca w człowieka w przebraniu pasażera),a czasami w sposób sensacyjny, pokazała oficjalny i nielegalny system dystrybucji produktów żywnościowych, tajniki szmuglera i czarnego rynku, samowystarczalne działania hodowlane i uprawowe na każdym, wolnym skrawku ziemi łącznie z balkonem i skwerami miejskimi, różnice w zaradności między inteligencją a resztą warstw społecznych, zjawisko powstawania wojennych, żywieniowych biznesów i fortun wspartych korupcją czy menu domowe i restauracyjne, zarówno w dniu powszednim , jak i świątecznym. Często i gęsto ilustrując tekst zdjęciami reklam erzaców produktów i handlujących, gotujących, hodujących, produkujących, przetwarzających jedzenie lub je spożywających, ludzi.
Z tego całościowego obrazu niezwykłej pomysłowości Polaków (a zwłaszcza Polek, jak głosi podtytuł) na zdobycie produktów i sporządzenie z nich w miarę jadalnego posiłku, najbardziej zaciekawiły mnie rozdziały końcowe poświęcone substytutom i składnikom zastępczym, z których sporządzano dania.
Wbrew pozorom, wyśmienite i sycące!
Moje pierwsze wyobrażenie o tym, że takie jedzenie z substytutów bez wyjątku jest niedobre, rozwiało się, kiedy autorka opisała wrażenia smakowo-zapachowe po osobistym sprawdzeniu wojennych przepisów w domu lub spróbowaniu ich na warsztatach kuchni okupacyjnej. Podczas wymieniania potraw takich, jak ciastka z mąki żołędziowej i dyniowej, tort fasolowy, chleb wypiekany z mąki i ziemniaków, ciasto pietruszkowe czy marmolada z czerwonych buraków słodzona sacharyną, moje zaciekawienie sięgnęło zenitu, a ogromna chęć spróbowania tych specjałów, zaskoczyła mnie samą. Drugie moje wyobrażenie o tym, że zamienniki nieosiągalnych produktów nie pojawiały się już na polskich stołach po wojnie, również rozwiało się. Wprawdzie ciocia zupy z lebiody nam nie ugotowała, wyrażając swoje niezadowolenie, bo kto to widział, aby w dzisiejszych czasach zielsko dla krów jadać, ale rosół i mięso z gołębia już tak! To z tej pozycji dowiedziałam się, że wiele produktów, jak właśnie mięso gołębia czy olej słonecznikowy i rzepakowy gości powszechnie na naszych stołach dzięki doświadczeniom wojennym. Potrawy z gołębi są wręcz rarytasem w ekskluzywnych restauracjach.
Ale największą atrakcją w tej publikacji była dla mnie „Okupacyjna książka kucharska” umieszczona na końcu książki!
Opublikowano w niej przepisy do wypróbowania w domowej kuchni. Zwłaszcza że niektóre produkty są łatwo dostępne na rynku, część można samemu przygotować (są podane dokładne przepisy na przykład na zrobienie mąki żołędziowej),a jeszcze inne kupić gotowe i ugotować budyń z kapusty czy tort z fasoli. A przy okazji sprawdzić praktycznie, na czym polegała pomysłowość gotowania „zupy z gwoździa”. Polacy osiągnęli w tym takie mistrzostwo świata obfitujące wysypem przewodników i poradników kulinarnych na okupacyjnym rynku wydawniczym, na które zresztą często powoływała się autorka, że jeden z nich - „Polska wojenna książka kucharska” - doczekał się nawet wydania angielskiego, służąc doświadczeniem Polek mieszkankom „tych krajów, do których wojna dotarła z opóźnieniem”. I pomimo że ta pozycja jest przede wszystkim o jedzeniu, to przy okazji kreśli skrajnie trudną codzienność lat okupacji dostosowującej się do survivalowych wręcz warunków, tworząc „kuchnię bez uprzedzeń”, w której królowała mąka z nasion perzu, kawa z żołędzi lub marchwi czy herbata z obierzyn jabłkowych. Chociaż niektórzy jedząc, woleli nie wiedzieć, co jedli, zadowalając się samym faktem pełnego żołądka. To także obraz niezwykłej przedsiębiorczości, pomysłowości i zaradności Polek w kuchni będącej swoistym frontem walki z okupantem. Na każdym etapie zdobycia pożywienia – jego produkcji, pozyskiwania, dystrybucji, szmuglowania, handlu i przyrządzania – groził wyrok śmierci.
Który wykonywano!
Zdobycie pożywienia było tak samo ważne i tak samo ryzykowne, jak aktywna walka w konspiracji czy Powstaniu Warszawskim. „Kula mogła powstańca dosięgnąć na barykadzie, ale równie dobrze na grządce z rydlem w garści. Strach był taki sam, jak w otwartej walce. Poczucie misji też.” – zapewnia autorka.
O sukcesie w omijaniu głodowego systemu kartkowego okupanta świadczyły osiągnięcia na froncie żywnościowej walki. Polacy może nie byli najedzeni do syta, ale jedli. A Polak nie do końca syty, to Polak niebezpieczny. A stąd jeden krok do obalenia mitu, że Polak najedzony to Polak leniwy. Okazuje się, a historia to zaświadcza i książka udowadnia, że Polak głodny, to Polak zły, a jak zły to bardzo myślący i piekielnie niebezpieczny.
http://naostrzuksiazki.pl/
Ciociu, ciociu – zrób nam zupę z lebiody!
więcej Pokaż mimo toPamiętam, jak z kuzynką, podekscytowane rewelacyjnym pomysłem nie wiadomo skąd wziętym, wpadłyśmy z impetem do kuchni, wykrzykując na zmianę niecodzienną prośbę i wymachując garściami pełnymi chwastu. Dzisiaj - chwastu. W czasie okupacji niemieckiej jednego z produktów, z których przyrządzało się posiłki. Jak bardzo powszechnie...