-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus9
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
Biblioteczka
2015-04-07
2015-03-24
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
Po książkę "Chłopak na studniówkę" sięgnęłam całkowicie spontanicznie. Po prostu spodobał mi się jej fragment, z którym miałam okazję się zapoznać. Uznałam, że będzie to taka lekka i przede wszystkim zabawna parodia zmagań przed-studniówkowych.
Do pamiętnego wieczoru, którym jest bal studniówkowy, zostały już tylko 2 miesiące i 2 tygodnie, a Malina wciąż nie ma z kim odtańczyć poloneza. Dziewczyna jest zdesperowana i całkowicie zmotywowana, żeby zdobyć partnera na studniówkę.
Akcja książki "Chłopak na studniówkę" ma formę pamiętnika, w którym główna bohaterka Malina chronologicznie - z uwzględnieniem czasu, który został do tego wielkiego wydarzenia oraz z aktualną godziną - opisuje swoje gorączkowe poszukiwania partnera.
Niestety pozycja ta okazała się zupełnie inna, niż z początku mi się wydawało. Imię i nazwisko autorki sugerowało, że jest to raczej dzieło jakiejś zagranicznej pisarki, co nie ma dla mnie kompletnie sensu, bo książka jest do bólu polska i zostały w niej opisane polskie realia, czasami trochę prześmiewczo.
Kolejną sprawą, która nie przypadła mi do gustu jest kreacja głównej bohaterki. Malina, bo tak właśnie nazywa się desperatka szukająca partnera na swoją studniówkę, poza tym, że nosi przedziwne imię, to sama w sobie jest mega dziwaczna. Ta postać jest pełna sprzeczności i irytujących cech, które z początku wydawały mi się dość zabawne, ale już po pewnym czasie marzyłam już tylko, by dobrnąć do ostatniej strony.... Na szczęście lektura jest cieniutka, przy odpowiednim zaparciu można ją wymęczyć w jeden dzień.
Malina potrzebuje partnera, by odtańczyć poloneza, bo w przeciwnym razie świat się zawali i... Pani od wychowania fizycznego będzie jej kazać tańczyć samej?! Szuka go na każdy możliwy sposób - przez rodzinę, znajomych, jest nawet gotowa by takiego wynająć! Desperatka nie ma prawie żadnych wymagań i pozwala na to, aby jej babcia szukała dla niej chłopaka... No sorry, ale coś tu jest nie tak chyba. Ponadto Malina to taki typ dziewczyny, która udaje, że nie interesuje jej opinia innych i śmieje się z ich zachowań, co na kilometr śmierdzi zazdrością i zawiścią. Po czym marudzi jaką to piękną studniówkę chciałaby mieć, a następnie nawet się nie stara by dobrze wyglądać... Jak dla mnie jest rozchwianą emocjonalnie, sarkastyczną, "wszystko mającą gdzieś" dziewczyną, czyli takim typem osoby, któremu nie wiem czy współczuć, czy raczej unikać.
Pomysł na książkę z początku wydawał mi się ciekawy, jednak wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Czytając o Malinie cały czas odczuwałam negatywne nastawienie do studniówki, co w głównej mierze spowodowało, że ja odczułam niechęć do tej książki. Nie chcę tu wysnuwać żadnych obraźliwych wniosków, ale całość odebrałam tak jakby autorka chciała przekazać jakim kiczem jest studniówka. Osobiście uważam, że komentowanie tego aspektu jest bez sensu, bo każdy uważa inaczej. Mi po prostu nie spodobał się sposób w jaki historia ta została przedstawiona, może dlatego, że jest napisana z punktu widzenia trochę takiej ofiary losu, do którego nigdy nie miałam dostępu. Na mojej studniówce bawiłam się bardzo dobrze i życzę wszystkim, którzy bal maturalny mają jeszcze przed sobą, by im również ten wieczór przyniósł wiele radości. I pamiętajcie - mimo iż czegoś takiego nie doświadczyłam - to jestem zdania, że lepiej iść samemu, niż z partnerem wyszukanym przez babcię lub "zamówionym" z internetu.
Autor: Kaya Herman
Gatunek: Młodzieżowa
Wydawnictwo: Nowy Świat
Liczba stron: 188
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
Po książkę "Chłopak na studniówkę" sięgnęłam całkowicie spontanicznie. Po prostu spodobał mi się jej fragment, z którym miałam okazję się zapoznać. Uznałam, że będzie to taka lekka i przede wszystkim zabawna parodia zmagań przed-studniówkowych.
Do pamiętnego wieczoru, którym jest bal studniówkowy, zostały już tylko 2 miesiące i 2...
2014-07-04
Po "MISSja Survival" planowałam sięgnąć od chwili pojawienia się jej zapowiedzi. Wcześniej miałam przyjemność zapoznać się z twórczością Libby Bray i wspominam ją bardzo dobrze. Poza tym tematyka nastoletnich Miss porzuconych na bezludnej wyspie wydawała mi się bardzo ciekawym i zabawnym tematem.
Nastoletnie Miss, przedstawicielki wszystkich stanów Ameryki, lecą by wziąć udział w finale konkursu "Miss Nastoletnich Marzeń". Niestety samolot się rozbija i garstka ocalałych dziewczyn zostaje uwięziona na z pozoru bezludnej wyspie. Finalistki muszą poradzić sobie w nowej, ekstremalnej sytuacji, a przy tym nie wyjść z formy, bo przecież czeka je finał konkursu Miss.
Przyznam, że do lektury zbierałam się kilkakrotnie, bo mimo pozytywnych recenzji i mojego ogromnego zainteresowania, nie byłam w stanie się wczuć w tę książkę nawet po kilkudziesięciu stronach. W trakcie lektury targały mną sprzeczne emocje, bo lubię parodie i z jednej strony byłam ciekawa tego jak rozwinie się sytuacja i jak te puste lale poradzą sobie bez fryzjera, a z drugiej strony nie do końca podobał mi się sposób w jaki zostało to przedstawione.
Gdybym nie wiedziała, że autorem "MISSji Survival" jest Libba Bray, to nigdy bym nie powiedziała, że to ona za tym stoi. Co prawda, pomysł jest bardzo ciekawy, fabuła dość nieprzewidywalna, bohaterowie dobrze wykreowani, ale ten prosty styl w ogóle nie pasuje do autorki. Jednak mimo wszystko na korzyść książki i autorki działa sam fakt, że w sposób prześmiewczy traktuje nastoletnie piękności, współczesne media, reality show, celebrytów i inne tego typu zjawiska, choć chwilami lekko przegina, dlatego też trzeba podejść do tego z dystansem.
„(...) Niepełnosprawni mają przez cały czas być weseli i szlachetni,
by zdrowi ludzie mogli spokojnie czuć się szczęśliwcami.”
"MISSja Survival" jest tak specyficzną książką, że albo może zachwycić czytelnika, albo wręcz przeciwnie. To zależy od tego z jakim nastawieniem do niej podejdziemy. Jest to typowo młodzieżowa pozycja, z duża ilością satyry, specyficznego humoru, ale też chwilami jej poziom sięga bardzo nisko. Żarty, które bardzo często przewijają się w książce nie dla każdego są zabawne. Mi osobiście kojarzyły się z humorem z teraźniejszych kreskówek, których głupota głównie mnie drażni. Kolejną rzeczą, której było pełno w książce i która mi się nie podobała, to masa nazw różnych programów, postaci i innych rzeczy, które były tłumaczone. Moim zdaniem wprowadzało to chaos w trakcie czytania i było na siłę zabawne.
Wiem, że autorka chciała zwrócić uwagę na problemy współczesnego świata, jednak niestety mnie do końca nie przekonała. Może jestem już za stara na takie książki, albo winne jest moje specyficzne poczucie humoru. Nie zmienia to faktu, że uważam, iż większości nastoletnich czytelników, lubiących takie prześmiewcze produkcje przypadnie ta książka do gustu.
Autor: Libba Bray
Gatunek: Młodzieżowa
Seria / cykl wydawniczy: Uwaga młodość
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 444
Po "MISSja Survival" planowałam sięgnąć od chwili pojawienia się jej zapowiedzi. Wcześniej miałam przyjemność zapoznać się z twórczością Libby Bray i wspominam ją bardzo dobrze. Poza tym tematyka nastoletnich Miss porzuconych na bezludnej wyspie wydawała mi się bardzo ciekawym i zabawnym tematem.
Nastoletnie Miss, przedstawicielki wszystkich stanów Ameryki, lecą by wziąć...
2014-09-01
2014-10-06
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
Po "Czekając na Gonza" sięgnęłam, ponieważ zainteresował mnie opis, który napotkałam w różnych serwisach książkowych. Ku mojemu zdziwieniu - opis na tyle książki różni się od tego, z którym zapoznałam się wcześniej. Było to trochę mylące i przez chwilę zastanawiałam się czy to na pewno ta książka... Okazało się, że to dopiero początek niespodzianek, jakie ma w sobie "Czekając na Gonza".
Oz wraz z rodzinką przeprowadza się do miejscowości, która okazuje się być kompletną dziurą. Jest mu ciężko odnaleźć się w nowym środowisku. Zwłaszcza, gdy już pierwszego dnia w szkole popełnia straszną gafę, w związku z czym nie tyle robi nienajlepsze wrażenie, ale podpada miejscowej mafii, a jego jedynym kumplem zostaje hobbit. wszystko jeszcze bardziej się komplikuje, gdy Oz odkrywa tajemnicę swojej starszej siostry.
"Jeśli nicość ma jakiś środek, to właśnie znalazłem się w środku niczego.
(...) Życie nie toczy się tu powoli. Ono zatrzymało się kompletnie. Zamarło."
"Czekając na Gonza" to pewnego rodzaju dziennik, list do pewnego G., którego nadawcą jest główny bohater. Oz opisuje w nim pierwsze dni w nowym miejscu oraz to, jak wypakował się w wielkie tarapaty. Jednak przede wszystkim opisuje okres oczekiwania na tytułowego Gonza.
Jest to lekka młodzieżówka, która w sumie niby porusza tematykę nastoletniej ciąży, ale nie jest to jakoś dobitnie pokazane, jak mogłoby się wydawać. Co prawda cała akcja krąży wokół tej ciąży, ale historię opowiada nastoletni chłopak, więc w sumie nie zgłębienie tego tematu jest zrozumiałe... Bo co on tam może wiedzieć o tym zjawisku. Z racji tego, że to właśnie Oz jest narratorem historii, należy nastawić się na sporą dawkę śmiechu, zakłopotania z jego strony i masy problemów. Ciężko jest wytrzymać ze starszą siostrą, a jeszcze gorzej, gdy ta spodziewa się dziecka.
"- Ten jest podobny do Gonza z Muppetów! -
Wskazałem na szczególnie brzydkie, sine dziecko o wyłupiastych oczach.
- A co, jeśli twoje takie będzie?"
Kolejnym motywem, który wybijał się na tle całej historii przedstawionej w "Czekając na Gonza" były fragmenty nawiązujące do legendarnego "Władcy Pierścieni", który w tym wypadku został przedstawiony odrobinę prześmiewczo. Jednakże należy na to spojrzeć z przymrużeniem oka.
"- Panie Frodo!
Ktoś inny dorzucił:
- Nie wiedziałem, że autobus zatrzymuje się w Shire."
Całość czytało się błyskawicznie, gdyż lektura nie należy do najgrubszych, a styl autora jest przyjemny i przejrzysty. Co prawda - "Czekając na Gonza" nie wniosła praktycznie nic nowego do mojego życia, ale była rewelacyjną odskocznią, przy której mogłam się wyluzować i pośmiać.
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
Po "Czekając na Gonza" sięgnęłam, ponieważ zainteresował mnie opis, który napotkałam w różnych serwisach książkowych. Ku mojemu zdziwieniu - opis na tyle książki różni się od tego, z którym zapoznałam się wcześniej. Było to trochę mylące i przez chwilę zastanawiałam się czy to na pewno ta książka... Okazało się, że to dopiero...
2014-10-13
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Powód by oddychać" zaintrygował mnie od chwili, gdy pojawiły się jego zapowiedzi. Pierwsze recenzje i ogromne zachwyty nad tą pozycją utwierdziły mnie w tym, że warto sięgnąć po tę książkę. Interesująca, nietypowa tematyka w połączeniu z młodzieżowym klimatem i obietnicą masy emocji - takie właśnie były moje wyobrażenia przed sięgnięciem po tę lekturę.
Szesnastoletnia Emma mieszka wraz ze swoim wujostwem i ich kilkuletnimi dziećmi. Mimo, że dziewczyna nie zachowuje się jak typowa nastolatka, nie sprawia kłopotów wychowawczych, ma idealne oceny i wiele osiągnięć sportowych, to samo to, że oddycha doprowadza jej ciotkę Carol do szewskiej pasji. I to w takim stopniu, że systematycznie się na nią znęca i zamienia jej życie w piekło. Zarówno Emma, jak i wszyscy domownicy zachowują ten fakt w tajemnicy. Życie dziewczyny zaczyna się zmieniać, gdy na swojej drodze spotyka Evana.
"Powód by oddychać" okazał się całkiem fajną książką, ale jak dla mnie, to nie miała nic wspólnego z tym, co o niej wcześniej czytałam. Nastawiłam się na coś emocjonującego, a w rezultacie tylko kilka stron mogłabym do takiego stanu zakwalifikować. Jak na taką obszerną lekturę takich momentów było zdecydowanie za mało. Znaczna większość lektury to typowa, bezmyślna młodzieżówka - miłosne wzloty i upadki, szkoła, szalone imprezy, spędzanie czasu z przyjaciółmi i liczne seanse filmowe. Z niecierpliwością czekałam na jakąś mocniejszą akcję, bo tego właśnie się spodziewałam po takich zachwytach i obietnicach wylanych łez i zasmarkaniu tony chusteczek. Niestety się nie doczekałam. Co więcej, lektura strasznie mi się dłużyła. Uważam, że spokojnie mogłaby być znacznie krótsza i może dzięki temu wywarłaby na mnie większe wrażenie, a tak to ta "trudna" tematyka była przytłumiona przez ciągłe akcje typowe dla mało ambitnych młodzieżówek. Strasznie mi się to ze sobą gryzło i brakowało jakiejś równowagi.
"Wolę zachować niesamowite wspomnienia z tych kilku dni spędzonych razem,
niż nie mieć ich w ogóle. Mimo świadomości, że ten czas już się nie powtórzy."
Kreacja postaci Emmy od początku wydawała mi się pełna sprzeczności. Niby dziewczyna jest wycofana, cicha, a jednak dosłownie każdy ją zna (i nawet wie jak woli być nazywana). Ale najbardziej niedorzeczną rzeczą, która bardzo mnie denerwowała, było jej podejście do całej sytuacji. Jej wytłumaczenie dlaczego znosi takie piekło było dla mnie co najmniej absurdalne.
Autorka skupiła się na opisywaniu ogólnego bogactwa, przepychu, oczywiście - kto gdzie mieszka i jak świetnie ma wyposażone wnętrze domu. Natomiast scenom, które najbardziej mnie zainteresowały, czyli tym dotyczących przemocy domowej, za każdym razem zostało poświęcone kilka linijek... Kolejna irytującą rzeczą były ciągłe przeskoki w czasie, by zaraz skupić się na jakiejś nic nie wnoszącej scenie w szkole. Dosłownie, jak Emma wychodziła z domu, to już widziałam, że minie sporo czasu, aż coś ciekawego się wydarzy. Akcja była bardzo przewidywalna i wręcz się powtarzała. Mam wrażenie, że autorka chciała stworzyć coś innego, ale napchała tam tyle młodzieżówki, że wyszedł niezły misz-masz.
''W rozrachunku między miłością a stratą to miłość
popychała mnie do walki o to, by... oddychać."
Mimo wszystko, "Powód by oddychać" jest fajną książką, ale w kategorii tych typowo młodzieżowych. Nie ma w niej tylu emocji, by wylewać morza łez. Mnie nawet nie wzruszyła... Jednak muszę powiedzieć, że ze wszystkiego w tej lekturze, to zakończenie było najgorsze z możliwych. Kompletnie nie pasowało do klimatu książki, nawet nie wywołało u mnie zaskoczenia, a jedynie irytację. Teraz rozbudziła się moja ciekawość odnośnie tego, co będzie dalej.
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Powód by oddychać" zaintrygował mnie od chwili, gdy pojawiły się jego zapowiedzi. Pierwsze recenzje i ogromne zachwyty nad tą pozycją utwierdziły mnie w tym, że warto sięgnąć po tę książkę. Interesująca, nietypowa tematyka w połączeniu z młodzieżowym klimatem i obietnicą masy emocji - takie właśnie były moje wyobrażenia przed...
2014-08-01
"Szczerze oddana" to książka z gatunku, którego zazwyczaj nie czytam, jednak uważam, że nie ma sensu zamykać się w jednym gatunku. Dlatego też chciałam spróbować tego thrillera psychologicznego pochodzącego z literatury fińskiej. Jednak nie jest to jedyny powód dlaczego mój wybór padł akurat ta tę lekturę. Przede wszystkim zainteresował mnie motyw Londynu w tle, a także mroczna, intrygująca fabuła.
W bagażniku samochodu, porzuconego w samym centrum Londynu zostaje odnalezione zmasakrowane ciało młodej kobiety. Lia jest świadkiem tej makabrycznej sceny, która odciska na niej swoje piętno. Młoda graficzka nie może przestać myśleć o tej zdrobni.
Lia poznaje Marię, dziewczynę z dość niecodziennym darem "czytania ludzi", która prowadzi równie nietypową działalność, polegającą na wymierzaniu sprawiedliwości w sprawach, w których policja jest bezradna. Wspólnie wkraczają na niebezpieczną drogę, jaką jest poszukiwanie mordercy.
"Szczerze oddana" jest debiutem Pekka Hiltunena i jednocześnie pierwszym tomem z serii. Należy przyznać, że pomysł autora na działalność Marii był bardzo ciekawy i jest jednocześnie najlepiej przedstawionym wątkiem w całej fabule. Balansowanie na granicy prawa wywoływało sporo napięcia i emocji, których właśnie oczekiwałam po tej lekturze.
Niestety muszę przyznać, że tych ekscytujących emocji, których się spodziewałam - bo są wspominane na okładce książki - nie zaznałam aż tyle, jak można byłoby się spodziewać po obszerności książki. Większą część książki zajmuje relacja Lii i Marii, ich liczne rozmowy na trudne tematy, które w większości nie wnosiły nic do fabuły. Jednakże trzeba zaznaczyć, że dzięki temu można się było z nich dowiedzieć wielu interesujących rzeczy o Finlandii. Mimo tego uważam, że nie jest to do końca to, czego oczekuje czytelnik po takim opisie książki, no a przynajmniej nie w takich ilościach. "Szczerze oddana" mogłaby być spokojnie skrócona o wiele, wiele stron i nic by na tym nie straciła. Wręcz przeciwnie - akcja nie byłaby tak rozwleczona i zadowoliłaby tych bardziej rządnych wrażeń czytelników.
"Szczerze oddana" jest dosyć ciężką, surową pozycją, w której trzeba się przedrzeć przez wiele stron, by akcja zaczęła być wartka. Mimo wszystko jest bardzo klimatyczna, i gdy już przyjdzie czas na "ten moment", to jest on naprawdę mocny i nie raz potrafi przysporzyć o gęsią skórkę. Szkoda tylko, że trzeba tyle na to czekać. Lektura tej książki przypomina mi moją przygodę z pierwszym tomem "Millennium", gdzie akcja zaczynała być naprawdę interesująca dopiero po wielu stronach, podczas których niejednokrotnie się nudziłam, ale gdy to w końcu minęło byłam niesamowicie zachwycona. W "Szczerze oddanej", nie można co prawda mówić o zachwycie, ale uważam, że była to dobra książka, która z pewnością spodoba się niejednemu czytelnikowi, który gustuje w literaturze fińskiej, czy dopiero chciałby się z nią zapoznać.
Autor: Peka Hiltunen
Gatunek: Thriller psychologiczny/ Literatura fińska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 508
"Szczerze oddana" to książka z gatunku, którego zazwyczaj nie czytam, jednak uważam, że nie ma sensu zamykać się w jednym gatunku. Dlatego też chciałam spróbować tego thrillera psychologicznego pochodzącego z literatury fińskiej. Jednak nie jest to jedyny powód dlaczego mój wybór padł akurat ta tę lekturę. Przede wszystkim zainteresował mnie motyw Londynu w tle, a także...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-05
Tekst ukazał się na www.recenzjum.pl
"Fashion Book. Zaprojektuj własną kolekcję", jak już sama nazwa wskazuje, nie jest typową książką. Jest to poradnik dla osób, które chcą rozpocząć przygodę w świecie mody. Osobiście może i nie marzę o karierze sławnej projektantki, ani nie śledzę tego co się dzieje na wybiegach, jednak książka ta naprawdę bardzo mnie zainteresowała i dużo się dzięki niej dowiedziałam. Dla osób, które wiążą swoją przyszłość z modą, ale nie wiedzą jak ją rozpocząć, ta książka będzie idealnym przewodnikiem. Ale i taki laik jak ja znajdzie w niej coś dla siebie.
Pozycja ta stworzona została przez Marie Vendittelli, która już od 20 lat tworzy własne projekty, ubrania i dodatki, a także przez ilustratorkę Sophie Griotto. Griotto tworzyła między inni dla Diora i Clarins oraz czasopism takich jak ELLE i Galeries Lafayette.
Książka ta zaczyna się bardzo ciekawymi, motywującymi słowami, po których można się już spodziewać, że będzie to naprawdę interesująca i konkretna lektura. "Fashion Book" podzielona jest na kilka głównych rozdziałów, a w każdym znajduje się wiele rad, ćwiczeń oraz informacji. Pierwszy rozdział poświęcony został nauce rysowania sylwetki. Za pomocą prostych obrazów, mnóstwa wskazówek i przedstawienia proporcji ciała i twarzy, autorki książki przeprowadzają czytelnika przez podstawy, które powinien opanować projektant. Kolejny, już trochę dłuższy i bardziej skomplikowany, rozdział skupia się na projektowaniu stroju. Tu również nie brakuje masy ćwiczeń, rad i ciekawostek ze świata mody, jednak tym razem dotyczą one głównie kolorów i tkanin.
Gdy przejdzie się już przez te dwa pierwsze rozdziały i opanuje podstawy, zaczyna się prawdziwa praca projektanta, gdyż kolejna część skupia się na określaniu swojego stylu i wymyślaniu kolekcji wiosna-lato oraz jesień-zima. Te dwa typy kolekcji rządzą się swoimi prawami, a dzięki temu poradnikowi czytelnik dowie się jakie typy tkanin czy modele najlepiej pasują do obranej pory roku. Jest to książka o modzie i projektowaniu ubrań dlatego też nie mogło w niej zabraknąć przedstawienia różnych typów ubrań.
Po zaprojektowaniu kolekcji, a przynajmniej po zapoznaniu się z zasadami i wieloma ciekawymi wskazówkami, pora na krótką historię domów mody - haute coutre, a następnie co nieco o najważniejszym wydarzeniu projektanta - pokazie mody. Na koniec czytelnik, przyszły projektant mody, otrzymuje garść informacji i ćwiczeń dotyczących makijażu oraz fryzur, które dopełniają naukę przedstawiania modelek. No i oczywiście w takiej pozycji nie mogłoby zabraknąć szkicownika na samym końcu.
Uważam, że jest to naprawdę dobry poradnik. Wszystko w nim jest bardzo przejrzyste, zrozumiałe i na pewno pomocne. Świetne w "Fashion Booku" jest to, że nie jest to tylko sucha teoria. Mamy tu tak wiele praktyki i całe mnóstwo ćwiczeń różnego rodzaju, które nie skupiają się tylko na rysowaniu, ale także na doborze elementów i poszukiwaniach. Między nauką i ćwiczeniami czytelnik poznaje również postacie największych projektantów i pełno informacji o świecie mody.
"Fashion Book" już na pierwszy rzut oka prezentuje się naprawdę ciekawie. W środku znajduje się mnóstwo świetnych ilustracji zarówno modelek, strojów, dodatków, jak i na pozór mało ważnych elementów - takich jak np. taśma klejąca, na której zaczepiona jest rada. Wszystkie obrazki zostały przedstawione dosyć szczegółowo, każdy jest inny i to wszystko nadaje tej książce naprawdę niesamowity klimat, inspiruje i pobudza wyobraźnię - aż chcę się tworzyć!
Bardzo miło będę wspominać "Fashion Book", mimo iż nie na pewno nie wiążę swojej przyszłości z modą. W tej książce znalazłam wiele świetnych inspiracji modowych, które na pewno wykorzystam. Jednak przede wszystkim w końcu zyskałam wiele wskazówek i rad dotyczących rysowania postaci. Polecam ten poradnik. Może i nie jest on za gruby, ale posiada mnóstwo istotnych informacji i z pewnością jest wart swojej ceny.
Autor: Marie Vendittelli, Sophie Griotto
Gatunek: Poradnik
Wydawnictwo: IUVI
Liczba stron: 128
Tekst ukazał się na www.recenzjum.pl
"Fashion Book. Zaprojektuj własną kolekcję", jak już sama nazwa wskazuje, nie jest typową książką. Jest to poradnik dla osób, które chcą rozpocząć przygodę w świecie mody. Osobiście może i nie marzę o karierze sławnej projektantki, ani nie śledzę tego co się dzieje na wybiegach, jednak książka ta naprawdę bardzo mnie zainteresowała i...
2014-05-05
Tekst ukazał się na www.recenzjum.pl
"Tajemnice Ali" to oficjalny prequel serii "Pretty Little Liars", autorstwa Sary Shepard. Akcja tej książki rozgrywa się jeszcze przed zaginięciem Alison i w całości skupia się na jej osobie. Jednak nie należy od niej rozpoczynać swojej przygody z tą serią. Ujawnione zostają w niej największe tajemnice, których rozwiązania Kłamczuchy szukają przez wiele tomów.
"- Jestem Ali - powiedziała do swojego odbicia.
- I jestem fantastyczna."
Alison DiLaurentis całkowicie odmieniła życie czwórki zwykłych dziewczyn zamieszkujących Rosewood. Aria, Emily, Hanna i Spencer były nikim do czasu, aż pewnego dnia znalazły się pod domem państwa DiLaurentis. Dla Ali również był to wyjątkowy dzień...
Pojawiają się tu pierwsze sekrety dziewczyn, które mimo iż są przez nie pilnie strzeżone, to Ali doskonale zna ich treści - Aria dowiaduje się o romansie ojca, Hanna ukrywa swój problem z jedzeniem, Emily przekonuje się o swojej orientacji, a Spencer jak zwykle interesuje się chłopakiem swojej siostry. Kłamczuchy jednak nie znają żadnej z tajemnic Ali. Jednak ktoś inny zna jej każdy sekret, a w dodatku życzy jej śmierci....
Książka ta zmieniła całkowicie moje spojrzenie na Kłamczuchy. Uważam, że to właśnie one są źródłem swoich późniejszych problemów, a nie Alison. Przez wszystkie części Ali była ukazywana jako przebiegła, mściwa manipulatora. Oczywiście nie mówię, że tak nie jest, bo jest w tym część prawdy. Jednak po bliższym poznaniu tej dziewczyny oraz jej historii zrozumiałam jej postępowanie oraz motywy, jakie nią kierowały. Aria, Emily, Spencer i Hanna nie były takimi idealnymi przyjaciółeczkami, za jakie od zawsze się uważały. To one pierwsze zaczęły odsuwać od siebie Ali.
"Tajemnice Ali" w większości przedstawiają zdarzenia, o których była już mowa w przeróżnych częściach "Pretty Little Liars". Jednak tym razem pokazane są z punktu widzenia najpopularniejszej dziewczyny z Rosewood, a nie tylko tak, jak pamiętają to Kłamczuchy. Zostaje wyjaśnione wiele tajemnic związanych z Alison, a przede wszystkim co tak naprawdę stało się w noc zaginięcia Ali i... dlaczego "-A" mści się na dziewczynach. Co więcej - można się domyślać z czyjej pomocy korzysta ich prześladowca.
"Na naszym drzewie genealogicznym rośnie mnóstwo zgniłych jabłek
- powiedziała nieznajoma, która najwyraźniej też rozwikłała całą tajemnicę."
Zdecydowanie jest to najlepszy tom całej serii "Pretty Little Liars", jednak ze względu na liczne tajemnice jakie ujawnia, myślę, że najbezpieczniej przeczytać ją dopiero około 9-10 tomu serii. Kiedy przejdziemy już przez jeden z najważniejszych wątków - dotyczący bliźniaczek. W "Tajemnicach Ali" zostaje on dokładnie wyjaśniony. Autorka pokazuje jak doszło do zamiany Ali i Courtney, z którą tak naprawdę przyjaźniły się Kłamczuchy, a także czemu właśnie z nimi.
Serdecznie polecam ten dodatek, który jest oficjalnym prequelem całej serii. Z pewnością nie jest to jakiś zapychacz, ponieważ od dawna czekałam na taki tom. Jest po prostu fantastyczny. Uważam, że dopiero po zapoznaniu się z "Tajemnicami Ali" możemy mieć pełny obraz tego, co tak naprawdę dzieje się w Rosewood. Zwłaszcza, że wydarzenia z tej książki odbiegają daleko od serialowej adaptacji "Pretty Little Liars".
Autor: Sara Shepard
Gatunek: Młodzieżowa
Seria / cykl wydawniczy: Pretty Little Liars, t. #0,5
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 304
Tekst ukazał się na www.recenzjum.pl
"Tajemnice Ali" to oficjalny prequel serii "Pretty Little Liars", autorstwa Sary Shepard. Akcja tej książki rozgrywa się jeszcze przed zaginięciem Alison i w całości skupia się na jej osobie. Jednak nie należy od niej rozpoczynać swojej przygody z tą serią. Ujawnione zostają w niej największe tajemnice, których rozwiązania Kłamczuchy...
2014-04-07
Tekst ukazał się na www.Recenzjum.pl
Premiera: 30 kwietnia 2014
Nie jestem fanką serialu lekarze, czy innych tego typu produkcji. Chociaż przyznam, że zawsze byłam odrobinę ciekawa jak wygląda życie lekarzy oraz tego, co ich popchnęło w tym kierunku. Uważam, że są to ludzie, w większości, o niesamowitych zdolnościach, którzy często są niedoceniani, ale przede wszystkim - są tylko ludźmi. Właśnie książka "Recepta na miłość" - która mimo swojej jednoznacznej nazwy, nie jest głupawym romansidłem - przedstawia codzienne życie i problemy nie tylko lekarzy, czy stażystów i przyszłych lekarzy, ale także ich najbliższych.
"Tętniące emocjami życie barcelońskich lekarzy."
Ostatnio w życiu Magdy nie dzieje się najlepiej. Aby od tego uciec, dziewczyna postanawia wyjechać na praktyki do Barcelony. W katalońskim szpitalu poznaje Juana, który skrywa się ze swoimi prawdziwymi uczuciami, Mai - przemiłą pielęgniarkę oraz Roia, typowego niegrzecznego chłopca.
Magda ma nadzieję rozpocząć tu "nowe życie", z dala od poczucia winy. Jednak okazuje się, że to nie takie łatwe. Zwłaszcza w takim otoczeniu. Otoczeniu pełnym kryzysów, skrywanych dramatów, tajemnic, intryg i konsekwencji zakazanego romansu...
"Bycie lekarzem to jak codzienna klasówka. Pacjent opisuje, co mu dolega,
gdzie boli, jakie ma objawy, a ty musisz znaleźć przyczynę jego złego samopoczucia.
Nie jest to jednak trudne, bo ciało ludzkie bywa przewidywalne.
To, co nieprzewidywalne, siedzi w głowach."
"Recepta na miłość" opowiada o losach kilku osób - Magdy, Juana, Roia, Mai, Irene, Irati oraz Bel. Ich historia przedstawiona jest z punktu widzenia trzeciej osoby, wszystkowiedzącego narratora. Tak duża ilość bohaterów spowodowała, że przez dłuższy czas miałam problemy w połapaniu się kto jest kim i jaka była jego historia. Każda z tych postaci skrywa jakąś tajemnicę, o której głośno się nie mówi. Czy to wewnętrzne pragnienie tłumione przez wymagania rodziców, zagubienie własnego ja przez wieloletnie problemy w domu, uczucie odrzucenia przez najbliższych, czy zwyczajne uzależnienie.
Paula Roc w swojej książce porusza wiele delikatnych tematów i problemów. Wplata je w losy bohaterów, po czym wiele rzeczy w pewnym sensie łączy się ze sobą. A wszystko to pośród szpitalnych sal.
"[...] Uważasz, że możemy decydować kto ma prawo do życia i dostania drugiej szansy,
a kto nie? Czyżbyśmy w szpitalu byli bogami?"
Niestety zabrakło mi tu typowo hiszpańskiego klimatu, a jedyne co mi przypominało, że akcja toczy się w Barcelonie, to tylko dość popularne imiona i nazwiska niektórych postaci. Szkoda, że autorka o to nie zadbała, ponieważ miejsce akcji było jednym z powodów, dla których sięgnęłam po tę książkę. Pod tym względem jestem rozczarowana.
Jak już pisałam - "Recepta na miłość" nie jest jakimś tam podrzędnym romansidłem, jak może wskazywać na to tytuł. Oczywiście, wątek miłosny pojawia się i to nawet nie raz, ale nie jest schematyczny i przesłodzony, jak to zwykle bywa w tego typu książkach. Wręcz przeciwnie - w tych miłosnych wątkach jest pełno dramatów, kłamstw i niedopowiedzeń, co w sumie czyni tę książkę trochę smutną. Smutną, ale także realistyczną.
Powieść czytało mi się w miarę szybko, ale całkowicie przyjemnie. Paula Roc pisze w dość lekki, prosty sposób i nie zamęcza medycznym słownictwem. Co prawda fabuła nie była jakaś porywająca, akcja chwilami się przedłużała, ale źle nie było. Autorka zdołała mnie zainteresować i po takim debiucie myślę, że ma potencjał.
"Recepta na miłość" z pewnością przypadnie do gustu fanom produkcji typu "Lekarze", czy "Chirurdzy". Mimo że ja się do takich nie zaliczam, to i tak będę miło wspominać losy tych młodych stażystów, barcelońskich lekarzy.
Autor: Paula Roc
Gatunek: Romans
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 256
Tekst ukazał się na www.Recenzjum.pl
Premiera: 30 kwietnia 2014
Nie jestem fanką serialu lekarze, czy innych tego typu produkcji. Chociaż przyznam, że zawsze byłam odrobinę ciekawa jak wygląda życie lekarzy oraz tego, co ich popchnęło w tym kierunku. Uważam, że są to ludzie, w większości, o niesamowitych zdolnościach, którzy często są niedoceniani, ale przede wszystkim -...
2014-01-18
Recenzja pochodzi z www.Recenzjum.pl
Holly - Jane Rahlens jest z pochodzenia Amerykanką, jednak największy sukces osiągnęła na rynku europejskim, zwłaszcza w Niemczech, gdzie w 2003 roku udało się jej zdobyć nagrodę Jugendliteraturoreus. Jej powieści ukazały się w siedmiu językach, w piętnastu krajach.
Jest rok 2264. Technologia i nie tylko posunęły się niesamowicie do przodu. Praktycznie wszystko zostało skomputeryzowane. Nawet człowiek. Przy pomocy komputera wbudowanego w głowę, tzw. "mózgołącza", jest w stanie robić niesamowite rzeczy. Taki rozwój ma też swoją cenę. Tym razem były to przede wszystkim uczucia. Aby wszystko działało jak należy, wyeliminowany został zaimek osobowy "ja", a ludzie zostali wychowani wedle pewnych reguł. W rezultacie czego dobro własne nigdy nie jest na pierwszym miejscu. Dlatego też ten świat nie jest miejscem sprzyjającym miłości...
Finn to dwudziestosześcioletni historyk i tłumacz martwego języka niemieckiego. Pewnego dnia otrzymuje nietypowe zadanie. Zostaje poproszony o przetłumaczenie dziwnego przedmiotu, jakim jest różowy dziennik dziewczyny z XXI wieku. Z biegiem czasu tłumacza i Elianę, autorkę dziennika, zaczyna łączyć niespodziewana relacja...
"Jedyną właściwą odpowiedzią wydaje się ta,
że pomijając czystą przyjemność płynącą z lektury,
czytanie historii sprawia, że ten czytelnik nie czuje się samotny,
wiedząc, że jego myśli i uczucia zostały już kiedyś pomyślane i przeżyte."
Szczerze mówiąc, gdy sięgałam po "Nieskończoność" jej treść wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. Byłam pewna, że będzie to młodzieżówka, z dobrze już znanymi mi elementami, przez co także odrobinę przewidywalna... Niesamowicie się myliłam. Po zakończeniu mam bardzo mieszane uczucia wobec tej lektury. Z jednej strony bardzo ciężko mi się ją czytało, a z drugiej - było wiele fragmentów, które naprawdę mnie urzekły!
Jednak z pewnością nie urzekła mnie postać młodej Eliany. Co prawda, na całe szczęście, była bardzo dojrzała jak na nastolatkę piszącą w różowym pamiętniku. Niestety jej uczucia nigdy nie wydawały mi się do końca szczere. Przez ilość chłopaków o jakich pisała, jej rzekoma wielka miłość wydawała mi się tylko kolejnym zauroczeniem. To bardzo psuło mi klimat, a jej wybranka chwilami uważałam za niespełna rozumu, że tego nie widzi.
"Wyobrażać sobie życie bez niego to jakby wyobrażać sobie życie, którego się nie przeżyło".
Język w "Nieskończoności" bywa skomplikowany, gdyż autorka ma specyficzny styl. Ogólnie początek nie był dla mnie prosty i przyjemny w odbiorze. Myślę, że było to spowodowane tym, że zarówno książka jak i styl autorki odbiegają bardzo od tych znanych mi dotychczas. Zupełnie nowa wizja przyszłości odrobinę mnie przytłaczała, przez co wielokrotnie robiłam przerwy w lekturze, a opisy mi się dłużyły i wiele pomniejszych akcji uważałam za zwykłe zapychacze. Jednak uważam, że warto przebrnąć przez ten początek, gdyż potem robi się ciekawiej.
"Tak stworzyłabym niebo, gdybym mogła - pełne światła, ludzi, książek."
Fabuła jest bardzo przemyślana, co widać, gdyż jest to jedna z tych książek, która kryje w sobie wiele tajemnic. Tajemnic, które autorka po kolei po trochu nam zdradza. Chwilami, trzeba być naprawdę bystrym czytelnikiem by się w tym wszystkim połapać, gdyż zupełnie nowy świat, rządzący się swoimi zasadami niczego tu nie ułatwia. Od momentu przeczytania ostatniej strony, męczy mnie jedna rzecz, która nie została ujawniona, a o jej rozwiązaniu mogę snuć tylko domysły...
Uważam, że "Nieskończoność" nie jest książką dla każdego, a tym bardziej nie jest zwykłą, lekką lekturą, którą pochłonie się w jeden wieczór. Wkraczając do świata H. J, Rahlens trzeba mieć oczy szeroko otwarte, gdyż naprawdę wiele się tam dzieje!
Autor: Holly-Jane Rahlens
Seria/cykl wydawniczy: Poza czasem
Gatunek: Sience Fiction
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 456
Recenzja pochodzi z www.Recenzjum.pl
Holly - Jane Rahlens jest z pochodzenia Amerykanką, jednak największy sukces osiągnęła na rynku europejskim, zwłaszcza w Niemczech, gdzie w 2003 roku udało się jej zdobyć nagrodę Jugendliteraturoreus. Jej powieści ukazały się w siedmiu językach, w piętnastu krajach.
Jest rok 2264. Technologia i nie tylko posunęły się niesamowicie do...
2011-01-01
2011-01-01
2011-01-01
2011-01-01
2013-09-26
Recenzja pochodzi z www.recenzjum.pl
Powieść autorstwa Clare Dowling, która jednocześnie jest scenarzystką kultowego serialu "Fair City" - czyli po prostu irlandzkiej opery mydlanej o ponad 2500 odcinkach. Wydaję mi się, że wspominany serial miał odrobinę wpływu na jej bestsellerową powieść.
DWIE SIOSTRY I DWIE TAJEMNICE
- CZY ICH WYJAWIENIE SPRAWI,
ŻE ZNÓW SOBIE ZAUFAJĄ?
Ali i Emma w dzieciństwie były najlepszymi przyjaciółkami. Jednak, gdy starsza siostra postanowiła porzucić rodzinę i ułożyć sobie życie na innym kontynencie, ich stosunki się oziębiły.
Po wielu latach spędzonych w Stanach, Ali wraz z trójką dzieci ucieka od swojego męża do Irlandii. W nadziei, że zostanie ciepło przyjęta i znajdzie schronienie u rodziny.
Jednak nie jest tak pięknie, jak Ali sobie wyobrażała. Przez szesnaście lat wiele się zmieniło. Rodzice mają już swoje lata i własne problemy, przez co nie są w stanie jej pomóc. Siostra Emma ułożyła sobie życie i nie cieszy jej myśl o krewnych wywracających jej mieszkanie do góry nogami. Ponadto nabawiła się już własnych zmartwień i sekretów, którymi niekoniecznie chce się dzielić. Mimo tego, siostry próbują odbudować dobre relacje i dzielą się ze sobą brzemieniem sekretów, które skrywają.
"Sekrety sióstr", moim zdaniem, to przede wszystkim opowieść o radzeniu sobie z trudnościami losu. Obie bohaterki, a także ich rodzice, spotkali na swojej drodze pewne przeszkody, które nie tak łatwo im ominąć, i które mogą zadecydować w dużej mierze o ich życiu. Autorka porusza kilka trudnych tematów, jednocześnie zachowując optymizm.
W treści przeplatają się rozdziały opowiadające raz o Ali, raz o Emmie, a także korespondencja z czasów sprzed i po wydarzeniach przedstawionych w książce. Bardzo spodobał mi się ten sposób zaznajomienia czytelnika z tym, co nastąpiło wcześniej. Dzięki temu zrozumiałam dlaczego stosunki sióstr wyglądają tak, a nie inaczej. Natomiast wiadomości z czasów zakończenia akcji wywarły na mnie duże wrażenie. Bardzo podobała mi się możliwość poznania dalszych losów bohaterek, bez przedzierania się przez kolejne tomy.
Jedną z wad, które zauważyłam jest to, że prawie czterysta stron to trochę za dużo jak na taką fabułę. Chwilami książka mi się dłużyła i z początku nie mogłam się w nią wczuć. Na szczęście z czasem było już całkiem dobrze i uważam, że warto było przeczytać tę książkę, chociażby dla ostatnich wiadomości... Poza tym niestety nie jest to książka zapadająca w pamięć, choć może wpłynąć na osąd czytającego.
"Sekrety sióstr" to przyjemna lektura, o dość prostym języku. Sekrety, które ukrywają siostry rozpalają ciekawość, przez co czyta się z zainteresowaniem, chociaż bywają nudne momenty. Jeśli chodzi o zwroty akcji, czy elementy zaskoczenia to nie ma ich wiele, ale są. Zwłaszcza jeśli chodzi o zawsze ułożoną, młodszą siostrę.
Mimo iż autorka poruszyła trudne tematy, jest to lekka lektura, która z pewnością umili nie jeden wieczór. "Sekrety sióstr" skierowane są raczej do kobiet, dojrzałych czytelników, którzy lubią książki o życiu i o niespodziankach, które szykuje.
Recenzja pochodzi z www.recenzjum.pl
Powieść autorstwa Clare Dowling, która jednocześnie jest scenarzystką kultowego serialu "Fair City" - czyli po prostu irlandzkiej opery mydlanej o ponad 2500 odcinkach. Wydaję mi się, że wspominany serial miał odrobinę wpływu na jej bestsellerową powieść.
DWIE SIOSTRY I DWIE TAJEMNICE
- CZY ICH WYJAWIENIE SPRAWI,
ŻE ZNÓW SOBIE...
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Althea & Oliver", to kolejna książka z kategorii real life, która przedstawia historie dwójki nastolatków z problemami. Można by pomyśleć, że to kolejna oklepana książka, gdzie młodzież ma typowe problemy dla wieku dojrzewania. Jednak nie tym razem, "Althea & Oliver" opisuje nastoletnie życie i zmagania z nietypową chorobą - zespołem Kleinego-Levina.
Althea i Oliver są nierozłącznymi przyjaciółmi od zawsze. Nawet dziwna przypadłość, która dotyka Olivera nie jest w stanie ich od siebie odstraszyć. W końcu Althea zdaje sobie sprawę, że czuje do swojego przyjaciela coś więcej. On natomiast coraz dotkliwiej odczuwa negatywne strony choroby i pragnie by wszystko pozostało bez zmian. Jednak nie tak łatwo przejść do codzienności kiedy przesypia się kilka tygodni życia.
Akcja książki toczy się w połowie lat 90, gdzie królują punkowe klimaty, alkohol i inne ogólnodostępne używki. Althee i Oliviera czeka nie tylko podróż z małego miasteczka, w którym żyją od wielu lat, do Nowego Jorku, ale także bardziej metaforyczna, niż prawdziwa, podróż w dorosłe życie.
Po "Althea & Oliver" sięgnęłam dlatego, że byłam ciekawa tzw. syndromu śpiącej królewny, na który cierpi główny bohater. Nazwa "zespół Kleinego-Levina", już nie raz obiła mi się o uszy, lecz nigdy nie wiedziałam na czym polega. Co prawda książki młodzieżowe to może nie najlepszy sposób wzbogacania swojej wiedzy medycznej, ale nie planuję być lekarzem, więc to chyba najłatwiej przyswajalny sposób zdobywania takich informacji.
"Althea robi co może, żeby nie zasnął przed powrotem do domu. Szyby są opuszczone i wnętrze samochodu wypełnia rześkie marcowe powietrze, w którym włosy dziewczyny łopoczą wściekle wokół jej twarzy, niczym skrzydła. Z głośników sączy się skrzekliwy punkowy lament. Althea próbuje przekrzyczeć muzykę, podczas gdy Oliver, z głową opartą o zagłówek, walczy z opadającymi powiekami."
Niestety muszę wyznać, że czytając tę książkę całkiem sporo się wynudziłam i kompletnie nie mogłam się wczuć przez co lektura jej zajęła mi bardzo dużo czasu. W "Althea & Oliver" bardzo dużo się dzieje, temu nie mogę zaprzeczyć, ale mimo, że tak wiele się dzieję, to i tak miałam wrażenie, że im dalej, tym to ma coraz mniejsze znaczenie. Czytając nie odnalazłam żadnego sensownego przesłania, które uważam, że powinno być w tego typu książkach dla młodzieży. "Althea & Oliver" teoretycznie jest książką o dorastaniu. Dorastaniu tutaj opiera się na kłamstwach, alkoholu, papierosach i innych używkach, co kompletnie mnie nie dziwi z uwagi na to, że akcja powieści osadzona jest w połowie lat 90. Jednakże nie ukrywam, że sposób w jaki zostało to przedstawione, oraz zakończone, po prostu mi się nie spodobał.
Mimo, że imienia głównej bohaterki - Althei nie mogłam zapamiętać przez wiele dni, to jej kreacja na pewno na długo pozostanie mi w pamięci. Zdecydowanie nie jest to wyidealizowana bohaterka, która podbija serca czytelników i na pewno nie jest wzorem do naśladowania. Jej postępowanie często było dla mnie niezrozumiałe, jednak jej postać jest niezwykle prawdziwa. Pomijając może wątek miłosny, który uważam za całkowicie sztuczny i stworzony na siłę. Osadzenie tej powieści w punkowym klimacie było ciekawym zabiegiem, bardzo interesującym i przedstawiony z dużą dbałością o szczegóły.
"Althea & Oliver" to ciekawa książka, jednak bez fajerwerków, emocji i przesłania dającego "kopa" i motywującego do jakiś zmian w życiu.
Autor: Cristina Moracho
Gatunek: Młodzieżowa/Real life Wydawnictwo: Feeria Young Liczba stron: 399
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Althea & Oliver", to kolejna książka z kategorii real life, która przedstawia historie dwójki nastolatków z problemami. Można by pomyśleć, że to kolejna oklepana książka, gdzie młodzież ma typowe problemy dla wieku dojrzewania. Jednak nie tym razem, "Althea & Oliver" opisuje nastoletnie życie i zmagania z nietypową chorobą -...