-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant5
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz2
-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać2
Biblioteczka
„Za miłość złożoną z setek zdań i tysięcy słów…”
Ponownie mamy okazję zagłębiać się w burzliwe i zagmatwane życie Bradina i Ally. Po ostatnich wydarzeniach z drugiego tomu mogłoby się wydawać, że wszystko się ułoży, że główni bohaterowie w końcu będą razem na dobre i na złe oraz stworzą cudowną rodzinę. Nic bardziej mylnego. Autorka nie szczędziła im zawirowań w życiu. Sprawy bardzo się komplikują, gdy Bradin wyjeżdża w trasę koncertową, a Ally musi zostać całkiem sama. Podczas jego nieobecności wiele się zmienia. Czy im miłość przetrwa? Czy Violett pogodzi się z faktem, że Bradin nic do niej nie czuje? Czy marzenia rockmana i zwykłej dziewczyny o założeniu rodziny będą miały szansę się ziścić? Czy Tom pogodzi się ze stratą Ally?
Jak można pokochać i jednocześnie nienawidzić jakiejś książki? Już dawno nie poczułam czegoś takiego, choć to uczucie od zawsze jest zarezerwowane dla ostatnich części serii. Szykuje się długa recenzja o tym sprzecznych emocjach…
Dobrze wiecie, że nie zdarza mi się często wyrażać źle o jakiejś książce. Wręcz przeciwnie, ciągle jakąś chwalę! Ale przy III tomie „Ostatniej Spowiedzi”, a dokładniej po przeczytaniu 158 strony, rzuciłam książką o ścianę i przysięgałam sobie, że już nigdy więcej po nią nie sięgnę. Wybrałam numer przyjaciółki i gdy tylko odebrała telefon zaczął się mój słowotok. Myślałam, że się wszystko poukładało, że bohaterowie w końcu zaznają trochę spokoju. Ale nie, zepsujmy im jeszcze bardziej życie, będzie ciekawiej! Jak się domyślacie, nie dotrzymałam obietnicy i ponownie zaczęłam zagłębiać się w lekturę. Były momenty, że nie mogłam uwierzyć w to, co czytam, ale były też takie, które przypominały mi piękne chwile z poprzednimi tomami.
„- Dlaczego ona? Dlaczego właśnie ona…
-Bo żadna inna kobieta nie potrafi sprawić, żebym na myśl, że ją stracę, trafię do piekła i z powrotem.” (str. 39)
Rozumiem wielka miłość. Niespodziewane pierwsze spotkanie i od razu bach, spadło jak grom z jasnego nieba! Ale prawda jest taka, nie zliczę ile razy bohaterowie wciągu tych trzech części rozstawali się, schodzili, oskarżali bezpodstawnie lub też mając dowody (fałszywe czy nie) o zdradę, mówili sobie „żegnaj” i tym podobne. Czy po dziesiątym czy którymś tam razie nie robi się to nudne? Podobno, jeśli się ludzie nie kłócą to tak naprawdę im na sobie nie zależy, ale to, co dzieje się w „Ostatniej Spowiedzi” to już „lekkie” naginanie. Ponadto nie tylko takie wątki ciągle się powtarzają.
Bohaterowie zachowują się niedorzecznie. Chyba nie do końca zdają sobie sprawę, że dziecko to duża odpowiedzialność i trud, a przecież jeszcze nimi samymi trzeba się opiekować. Desperacko pragną czegoś, co w ich sytuacji jest nierozsądne. Są jakby nie patrzeć w niestabilnym związku, który tak naprawdę muszą ukrywać, a nie afiszować się z tym.
Jednak nadal jestem pod wrażeniem tego, w jaki sposób autorka pisze o miłości. Może gdyby to nie byli ci bohaterowie, wtedy bardziej odczułabym znaczenie tych pięknych słów. Jednak przy trzecim tomie straciłam serce do Ally, Bradina i Toma, choć nie powiem, zdarzały się chwile, gdy miałam łzy w oczach.
„Nigdy nie myślała, że nawet on potrafiłby to zrobić, ale wybrał fatalny moment, by jednym spojrzeniem pokazać Ally jej miejsce na ziemi.” (str. 271)
Wydarzenia są cóż… praktycznie nie znajdziemy tu nic nowego niż w poprzednich tomach. Może wszystkie zdarzenia są bardziej drastyczne i łamiące serce czytelnika jeszcze bardziej niż w I czy II tomie, ale mimo wszystko to nic nowego. Jednak zakończenie jest dużą niespodzianką. Dla niektórych dobrą, a dla innych złą. Co ja gadam! Nie zależnie, jak kto lubi, którego bohatera zakończenie według mnie nie należy do happy endów, ale to wy powinniście to ocenić.
W książce ponownie znajduje się ścieżka dźwiękowa, którą warto przesłuchać podczas czytania tej pozycji. Tak jak wychwalałam to przy pierwszej i drugiej części, nadal bardzo lubię. Dodaje to klimatu książce i nie wiem, dlatego, ale sprawia, że jest ona jeszcze bliższa sercu.
Trzeci tom zawiera pewne fragmenty „podsumowania” całej historii Ally, Bradina i innych bohaterów, w szczególności miłości głównej pary. Autorka wplata wiele cytatów z poprzednich części, nawet układając z nich całe dialogi. Muszę przyznać, że wyszło to cudownie!
Podsumowując. To jednak z książek, którą jest mi najtrudniej ocenić w skali od 1 do 6. Z jednej strony czuję duży sentyment do tej serii i historia Ally i Bradina pochłonęła mnie bez reszty. Ale też widzę, że wątki w kółko się powtarzają i zachowanie bohaterów wiele razy mnie denerwowało. Więc pół na pół? Dając 3 jednak czułabym, że krzywdzę tę książkę. Jak pogodzić fakt, że z jednej strony wzdycham z ulgi na myśl o tym, że już nigdy nie poznam dalszych losów bohaterów, a z drugiej strony żałuję, że autorka nie zostawiła sobie wiele pola do popisu w razie chęci na kontynuowanie serii. Na pewno wszystkim polecam zapoznanie się z pierwszy tomem, a tym, którym przypadnie do gustu, z kolejnymi.
„- Ale nigdy nie myślisz, że ostatni raz jest ostatnim razem. Myślisz, że będzie więcej. Myślisz, że masz wieczność, lecz nie masz…
- Wieczność znaczy „za zawsze”, a nie „zawsze”, Ally.”
„Za miłość złożoną z setek zdań i tysięcy słów…”
Ponownie mamy okazję zagłębiać się w burzliwe i zagmatwane życie Bradina i Ally. Po ostatnich wydarzeniach z drugiego tomu mogłoby się wydawać, że wszystko się ułoży, że główni bohaterowie w końcu będą razem na dobre i na złe oraz stworzą cudowną rodzinę. Nic bardziej mylnego. Autorka nie szczędziła im zawirowań w życiu....
O co chodzi w tym wszystkim… Colin jest niezwykłym nastolatkiem, tak zwanym „cudownym dzieckiem”. Ale nie mylmy tego określenia z „geniuszem”, bo wiele cudownych dzieci na takich wcale nie wyrasta. Chłopak ma dziwną manię do bycia rzucanym przez dziewczyny o imieniu Katherine. Przy pierwszym spotkaniu z bohaterem widzimy go w opłakanym stanie po zerwaniu z Katherine XIX (co to w ogóle za mania liczenia dziewczyn…). Jak to bywa w takich książkach, Colin wyrusza w podróż za namową dość szalonego araba, przyjaciela- Hassana. W końcu po krótkim postoju na obejrzenie grobu Franciszka Ferdynanda, zostają namówieni do zatrzymania się w Gutshot. I tu dopiero zaczyna się coś dziać. Chłopcy trafiają do wypicowanej Różowej Rezydencji, w której mieszka niejaka Hollis właścicielka fabryki sznurków do… tamponów. Poznają nowych ludzi, dostają pracę, ale Colinowi wciąż w głowie tylko Katherine i jego nowy pomysł na zaistnienie na świecie… Teoremat o zasadzie przewidywalności Katherine, czyli w skrócie, jak na wykresie pokazać miłość.
„Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcisz im uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość.”
Większość opinii na temat tej książki kończy się stwierdzeniem „moja przygoda z książkami Johna Greena kończy się właśnie na tej” lub „autor nie może wymyślić już nic oryginalnego”. Wiele osób uważa, że jego książki stają się każda kolejna bardzo podobne. Ja nadal uważam, że niezwykłości jego książek nikt nie przebije. Nadal nie rozumiem jakim cudem kocham jego dzieła, biorąc pod uwagę, że nie mają żadnych wątków fantastycznych.
Jeśli chodzi o bohaterów. Przyzwyczaiłam się już do mało wyrazistych charakterów jakie często spotykam w paranormal romance i tych które tylko wydają się takie wyjątkowe jak w dość często widzianych na półkach w księgarniach antyutopiach. W postaciach stworzonych przez Johna Greena uwielbiam to, że każda z nich ma jakieś swoje dziwactwo… albo cała jest dziwaczna. Weźmy takie Colina. Jak często macie okazję przeczytać książkę o „cudownym dziecku”, które próbuje udowodnić wzorem miłość? Na początku główny bohater wydaje się być zdesperowany, marudny, wymagający i zbyt… mądry. Ale jednak, autor podkreślił w książce coś ważne. Nigdy nie dojdziemy do sukcesu bez pracy, choćbyśmy urodzili się najbardziej zdolnymi dziećmi. Colin jest typem tych specyficznych osób, które może polubić tylko garstka ludzi. Ludzi takich jak Hassan. Najlepszy przyjaciel głównego bohatera. Mówi się, że przeciwności się przyciągają. Ci chłopcy są na to najlepszym przykładem. Hassan to moja ulubiona postać w tej książce. Czemu? Bo w uporządkowanym świecie Colina potrzebna była taka nieokrzesana, szalona osoba o całkowicie odmiennym myśleniu (a nawet religii i narodowości). Mimo, że cała książka opiera się na dziewiętnastu (a tak dokładniej osiemnastu) Katherinach, nie mam za wiele o nich do powiedzenia. Raczej skupmy się na Lindsey. To dziewczyna, której przyszłość łatwo zgadnąć. Jednak nieraz zaskakuje. Bez takiej Lindsey, choć nie zbyt oryginalnej, książka zapewne skończyła by się zupełnie inaczej.
„Jeśli człowiek zachowuje się jak kameleon przez całe życie, w końcu nic, co go dotyczy, nie jest już prawdziwe.”
Jak to w książkach Greena bywa, pościgów ani nic z tych rzeczy nie mamy. Są to powieści raczej spokojne, ale trafiające do serca. Myślę, że gdyby bohaterowie byli całkiem inni, tacy tandetni jakich nie mało, te książki były by do niczego. To właśnie bohaterowie dodają im tego czegoś. Moja rada jest taka, żeby nie rzucać tej książki po połowie, bo jak to u mnie było, docenia się ją dopiero po ostatniej stronie.
Jeszcze może trochę na temat stylu pisania autora. Mimo, że czasami porusza bardzo poważne i trudne, a kiedy indziej te nudne tematy, robi to w taki sposób, że nie sposób się oderwać. W „19 razy Katherine” szczególnie polubiłam przypisy. Tak! Dobrze czytacie, przypisy. Większość z nich była rozwinięciem jakiejś ciekawej historii lub dopowiedzeniem myśli bohaterów lub autora.
Widać, że autor po prostu nie otworzył Worda i nie zaczął pisać tej książki od tak sobie. Ta powieść jest naprawdę dobrze przemyślana. Widać, że Green włożył w nią wiele starań, no ale w końcu wymaga się czegoś niezwykłego po autorze takich dzieł jak „Gwiazd naszych wina”.
„Morał z tej historii jest taki, że nie pamiętamy co się stało. To, co pamiętamy, staje się tym, co się wydarzyło.”
O co chodzi w tym wszystkim… Colin jest niezwykłym nastolatkiem, tak zwanym „cudownym dzieckiem”. Ale nie mylmy tego określenia z „geniuszem”, bo wiele cudownych dzieci na takich wcale nie wyrasta. Chłopak ma dziwną manię do bycia rzucanym przez dziewczyny o imieniu Katherine. Przy pierwszym spotkaniu z bohaterem widzimy go w opłakanym stanie po zerwaniu z Katherine XIX (co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Nie jestem wojowniczką taka jak ty, im szybciej przegram, tym szybciej będzie po wszystkim. Chcesz umrzeć?
Chce być wolna"
Życie Saby staje do góry nogami, gdy czterej tajemniczy jeźdźcy porywają jej brata bliźniaka, Lugh. Dziewczyna zdążyła mu tylko obiecać, że go odnajdzie. Wraz z znienawidzoną przez siebie młodszą siostrą- Emmi, którą obwinia o śmierć matki, wyrusza śladem porywaczy. Saba przemierza bezwzględną pustynię Morze Piasku, by dotrzeć do Miasta Nadziei. Tam może dowiedzieć się, gdzie w tej chwili znajduje się jej brat. Jednak wszystko toczy się inaczej i wraz z siostrą wpadają w wielkie tarapaty. Na szczęście bohaterki na swojej drodze spotykają nie tylko nieprzyjaciół, ale i sprzymierzeńców.
Ostatnio początek każdej książki bardzo mnie rozczarowuje. Nareszcie nastąpiło jakaś zmiana. „Krwawy szlak” od początku do końca ukazuje świat, którego dotąd w żadnej z powieści nie spotkałam. W księgarniach ciągle natrafiamy na dystopie, ostatnio to bardzo popularny gatunek. Jednak ta książka czymś się wyróżnia…
W głównej bohaterce podobało mi się to, że nie była wyidealizowana. Zazwyczaj spotykamy się z opisem dziewczyny o pięknych długich włosach, wyjątkowym uśmiechu i niespotykanych oczach. Czasami trudno się z taką bohaterką utożsamić. Przez te lata czytałam o tych długowłosych dziewczynach, a teraz trudno było mi wyobrazić sobie Sabę z ogoloną głową (okrutny świat w tej książce). Na początku nie przepadałam za nią, jednak z biegiem czasu zaczęła mnie do siebie przekonywać. Agresywna, zdeterminowana, niewdzięczna, lekko szalona, uparta jak osioł- to chyba wystarczy, by ją opisać. Saba to jedna z tych bohaterek, które rzeczywiście mają mocny i wyrazisty charakter, a nie tylko taki udawany. Postawiła sobie jasny cel. Uratować brata. Nic ani nikt nie mógł jej powstrzymać. W pewnych momentach mogłoby się zdawać, że myśli irracjonalnie, bo szła po trupach (dosłownie) do celu. Czasami chciałam powiedzieć: „Dziewczyno daj na luz! Oddech, wydech.” O Lugh nie można dowiedzieć się zbyt wiele. W całej książce chodzi właśnie o niego, o to, żeby go uratować. Jednak jedyne co jest non stop podkreślane to, to że jest dobry i opiekuńczy. Saba wspomina, że ona jest tak cień, a on jak słońce. Mimo, że są bliźniętami, całkowicie się równią i dopełniają nawzajem. Można by uznać Lugh za czysty ideał.
Poza bliźniętami oczywiście są też inni bohaterzy. Emmi- równie uparta jak siostra. Wyobrażacie sobie takie dwa uparciuchy w książce? Istne szaleństwo! Żadna nie ustąpi, brak kompromisu. Wolne Jastrzębie. Naprawdę lubię każdą z członkiń tej bandy. Gdyby nie one książka skończyłaby się pewnie gdzieś w połowie. Saba wiele im zawdzięcza. Och! O mały włos, a bym zapomniała o najważniejszym! Mianowicie o Jacku. Cóż to za książka bez odrobiny miłości. Relacja Saby z tym bohaterem jest co najmniej dziwna. Ale ich kłótnie i rozmowy są jednym z największych plusów tej książki. Jack po prostu mnie oczarował. No cóż, jak tu nie lubić kogoś tak wygadanego, wkurzającego, a jednocześnie słodkiego. Może wydawać się banalną postacią, ale uwierzcie, wcale taki nie jest.
„Jeśli uratujesz komuś życie trzy razy, odtąd jego życie należy do ciebie. Dzisiaj ocaliłaś mi życie, to raz. Jeszcze dwa razy i będę cały twój.”
Koniec o bohaterach! Czas na fabułę. Pewne wątki mogą przypominać inne książki. Weźmy na przykład taki motyw bliźniaków będących jak cień i słońce. Było? Raczej tak. Jednak każda strona książki była dla mnie jak wielka przygoda i nie mam serca czepiać się, że to jest podobne do tego, a to do tamtego.
Tak naprawdę nie spodziewałam się jakiegoś zaskoczenia po tej książce. Leżała u mnie na półce sporo czasu całkowicie nie ruszona. Patrzyłam się na okładkę, czytałam opis i cóż… zdanie „oczywisty wybór dla fanów Igrzysk śmierci” nie do końca mnie przekonało. Ale jak już się za nią wzięłam to nie mogłam się oderwać. Ledwo odłożyłam książkę na półkę, a w przeglądarce już wyszukiwałam informacji o następnym tomie.
Podsumowując. Nie ma potrzeby za dużo się rozpisywać o tym jak bardzo podobała mi się ta książka, bo już po drugim akapicie można to wywnioskować. Na pewno bohaterowie na długo zostaną w mojej pamięci, a do samej książki jeszcze nie raz wrócę. Dynamiczna akcja i mnóstwo niespodzianek- czego więcej chcieć!
"Wiedziałaś, że za każdym razem, kiedy coś tworzysz, wnika w to część twojej duszy?, pyta.
Nie. Nie wiedziałam.
Cóż, tak jest. Dlatego... powinnaś zadbać, żeby to była dobra część ciebie, a nie zła."
"Nie jestem wojowniczką taka jak ty, im szybciej przegram, tym szybciej będzie po wszystkim. Chcesz umrzeć?
Chce być wolna"
Życie Saby staje do góry nogami, gdy czterej tajemniczy jeźdźcy porywają jej brata bliźniaka, Lugh. Dziewczyna zdążyła mu tylko obiecać, że go odnajdzie. Wraz z znienawidzoną przez siebie młodszą siostrą- Emmi, którą obwinia o śmierć matki, wyrusza...
"Może nie istnieje stare ja, którym mogę pozostać. Może jest tylko nowe ja, które muszę dopiero odnaleźć. Może jest ono właśnie tutaj. W lesie."
Jari jest zwykłym osiemnastolatkiem chłopak ze świata wykrochmalonych koszul i serwetek, który na wakacje wybrał się w góry. Planował samotne wędrówki wśród dzikiej natury. Jednak podczas swojej podróży spotyka najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek widział. Jascha kompletnie zawraca mu w głowie i chłopak zostaje z nią w leśnym domu. Jari wie o plotkach, które są rozpowiadane w najbliższej wiosce. O tym, że w tym lesie dzieją się dziwne rzeczy, a podczas mgły można się tam zgubić i zostać znalezionym już rozszarpanym przez wilki lub niedźwiedzicę. Chłopak poznaje prawdziwe piękno, uczucie upojenia i błogości. Jednak nie wszystko jest tu takie, jakie powinno być. Jascha jest częścią wielkiej i mrocznej tajemnicy, którą Jari chce odkryć za wszelką cenę. Las skrywa sekrety, o jakich nawet nie śnił.
Wiele razy w swoich recenzjach używałam słów: książka ma w sobie to „coś”. Ale w większość może nie było to trafne. „Dopóki śpiewa słowik” jest naprawdę wyjątkową książką i najdziwniejszą (oczywiście w tym pozytywnych sensie) jaką kiedykolwiek czytałam. Odkładając już lekturę na półkę, zaczęłam się zastanawiać nad gatunkiem tej książki. Szczerze? Nie mam pojęcia, do czego ją zaliczyć. Niezwykłość tej powieści polega właśnie na tym, że nie wiadomo czy to świat rzeczywisty czy może fantastyczny. Wszystko wydaje się takie czarodziejskie, mroczne i piękne, że aż nierealistyczne. Ale każde tajemnicze i magiczne wydarzenie ma swoje wytłumaczenie w najzwyklejszych przedmiotach. Każda iluzja to z jednej strony magia, a z drugiej coś tak logicznego i rzeczywistego, że nie mogłoby by fantastyczne. Może te zdania wydają się wam nieskładne, jakbym pisała to w jakimś amoku. Ale prawda jest taka, że do opisania tej książki trudno znaleźć jakieś sensowne słowa. Opowiedzenie tego, co się czuje po jej przeczytaniu nigdy nie wyrazi prawdziwych uczuć. Dlatego sami musicie się o tym wszystkim przekonać.
„Bycie samotnym jest straszne- powiedziała Jascha.- Kiedy jesteś sam, na dworze wieje wiatr, skarżąc się i płacząc w konarach. Zimno staje się nie do zniesienia zimne, a ciemność nie do zniesienia ciemna. I w kątach czai się strach. Kiedy jesteś sam w lesie, wariujesz. I wtedy jesteś stracony. Zostawiony na pastwę losu. Bezbronny. Wtedy pożera cię noc”.
W książce jest pełno opisów. Z jednej strony to dobrze, bo można lepiej poczuć klimat w powieści, a z pewnością jest on największym plusem książki. Ale…bo zawsze jest jakieś „ale”, wydłuża to pewne sceny, gdzie akurat te kilka dodatkowych zdań jest zbędne.
Książka ma niesamowity, mroczny klimat. Z początku miałam trudności ze style autorki i samą fabułą. Pierwsze sto stron szło mi raczej opornie. Akcja jako tako była ciekawa, ale nie tak jak oczekiwałam po opisie, a prawdziwa aura tajemnicy pojawiła się w połowie książki. Mimo, że źle zaczęłam „znajomość” z tą książką, później chłonęłam każde słowo autorki (nawet opisy!). W każdym kolejnym zdaniu przecież mogła pojawić się jakaś podpowiedź, jakaś istotna rzecz niezauważona z początku przez głównego bohatera, która pomogłaby mi rozwiązać niezwykłą zagadkę tej powieści.
„Dopóki śpiewa słowik” to z pewnością oryginalnie napisana książka. Wiele razy mamy okazję przenieść się w przeszłość, w istotne dla fabuły momenty. Poznajemy przez to bliżej postać Jaschy. Dziewczyna wiele przeszła w życiu. Pokazuje Jariemu piękno natury. Silna, młoda i niezależna. Jej domem jest las. Tam zdobywa jedzenie, spędza całe dnie. Zna go jak własną kieszeń, każdy zakamarek i norkę. Bez przeszkód znika we mgle i pojawia się jak gdyby nigdy nic. Uwodzicielką i atrakcyjna, nie wiadomo czy Jari rzeczywiście coś do niej czuje czy tylko myśli o zaspokojeniu swoich seksualnych potrzeb. A jeśli już mowa o głównym bohaterze. To jedyna rzecz, za którą dałabym tej książce minus. Wolę silnych męskich bohaterów, a Jari raczej do nich nie należy. Z drugiej strony, gdyby nie on i jego uległość, książka byłaby zupełnie inna, może nawet gorsza. Jari przechodzi dużą przemianę w lesie. Nie da się opisać bohaterów i ich zachować nie zdradzając po części fabuły, więc zostawię Wam lekki niedosyt.
Pamiętajcie, nigdy nie myślcie, że to już koniec, dopóki nie dojdziecie do ostatniego słowa. Tutaj wydaje się, że już wszystko się rozwiązało, a jednak największe tajemnice ujawniane są dopiero na sam koniec. Dlatego radę nie czytać tej książki od końca, tak jak wielu to robi. Pozostawcie sobie tę otoczkę tajemnicy i nierozwiązanych zagadek, a będzie warto.
Podsumowując. „Dopóki śpiewa słowik” to oryginalna i nie często spotykana książka. Klimat jest największym atutem powieści, tak jak kobiece postaci. Tajemnica za tajemnicą. Piękno natury i las mgieł. Poznaj sekret skrywany pośród drzew. Polecam!
„Nikt nigdy nie może być niczego pewien. Wszystko jest niepewne. Zawsze wszystko może się zdarzyć”.
"Może nie istnieje stare ja, którym mogę pozostać. Może jest tylko nowe ja, które muszę dopiero odnaleźć. Może jest ono właśnie tutaj. W lesie."
Jari jest zwykłym osiemnastolatkiem chłopak ze świata wykrochmalonych koszul i serwetek, który na wakacje wybrał się w góry. Planował samotne wędrówki wśród dzikiej natury. Jednak podczas swojej podróży spotyka najpiękniejszą...
Miles Halter- chłopak, w którego życiu nie dzieje się zbyt wiele, zaczyna naukę w szkole z internatem w Alabamie. Już na początku zaprzyjaźnia się z Chipem (pseudonim Pułkownik), swoim współlokatorem. Po raz pierwszy ma przyjaciela, a do tego poznał najcudowniejszą dziewczynę na świecie- Alaskę Young. Ma nadzieję, że jakoś mu się tu wszystko ułoży. Bo co może pójść nie tak? Dzięki nowym znajomym poznaje inny świat i ma duże szanse na odkrycie tak od dawna poszukiwanego swojego Wielkiego Być Może.
Sięgnęłam po tę książkę dość spontanicznie. Byłam ciekawa, co takiego nadzwyczajnego ludzie widzą w powieściach tego autora. Z początku nie podzielałam ich zachwytu. Każda strona w pewien sposób była ciekawa, ale nie tak jak to sobie wyobrażałam. Dopiero może w połowie, może już pod koniec, zdałam sobie sprawę jak oryginalna jest ta książka. Ma ona w sobie to „coś”. Tak więc nie będę jej teraz oceniać przez pryzmat pierwszych rozdziałów, ale jako całość. Właśnie tak powinno się patrzeć na tę książkę, bo dopiero przebrnięcie przez wszystkie strony uświadamia piękno i wspaniałość.
"Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości."
Trochę o bohaterach. O dziwo, jakoś nie polubiłam tytułowej Alaski. Może to dlatego, że czuję się bardziej przykładną dziewczyną niż buntowniczką, którą jest bohaterka. Miles za to kompletnie mnie oczarował, z resztą tak jak Pułkownik i Takumi. Według mnie ta męska część postaci jest o wiele lepsza. Szczególnie spodobały mi się takie małe „dziwactwa” głównego bohatera i jego współlokatora. Miles uwielbiał biografie i zapamiętywał ostatnie, przedśmiertne słowa ludzi, a Pułkownik… cóż, gdy tylko było mu źle lub czuł wszechogarniające znużenie uczył się stolic, nazw państw czy nawet liczby ludności krajów na całym świecie- podziwiam go, bo przydałaby mi się ta umiejętność na geografii. O Takumim w książce jest trochę mniej, ale mimo tego, uwielbiam go. Choć nie zawsze był fair wobec swoich kolegów .
Już przy pierwszej stronie zaintrygował mnie sposób, w jaki są oznakowane rozdziały- np. „122 dni PRZED”. Ale czym jest „przed”, co jest po i do czego dąży autor? Tego nie wiedziałam. Widać, że autor wie, co robi. Książka jest bardzo dobrze przemyślana. Język powieści jest stylizowany na lekki, młodzieżowy, dostosowany do wydarzeń i bohaterów z pozycji. Jednak nie można powiedzieć, że autor w tej swojej młodzieżowości przesadził, jest jej tyle ile trzeba, co sprawia, że starszym czytelnikom czyta się równie dobrze tę książkę, co młodym.
"umieranie nie może być trudniejsze niż bycie zostawionym przez umarłego"
Mimo, że pozycja opowiada o nastolatkach, ich uzależnieniach i ryzykownych akcjach, jest to zdecydowanie mądra książka. Wiele można z niej wynieść. Prawd życiowych, ale i takich rzeczy, które może do niczego nam się nie przydadzą, ale będziemy mieli satysfakcję, że wiemy. Same akcja może nie jest zbyt wartka. Pewne rzeczy się dłużą, a o niektórych chciałoby się czytać więcej. Jednak książka jest ciekawa dzięki bohaterom i ich pomysłom.
Podsumowując. Bohaterowie są świetnie wykreowani. Każdy ma swój odrębny charakter. Wydarzenia są intrygujące, a sam styl autora zasługuję na uznanie. Kto by pomyślał, że za tak niepozorną okładką kryje się coś niezwykłego. Jest to książka, którą można zapamiętać na całe życie.
Miles Halter- chłopak, w którego życiu nie dzieje się zbyt wiele, zaczyna naukę w szkole z internatem w Alabamie. Już na początku zaprzyjaźnia się z Chipem (pseudonim Pułkownik), swoim współlokatorem. Po raz pierwszy ma przyjaciela, a do tego poznał najcudowniejszą dziewczynę na świecie- Alaskę Young. Ma nadzieję, że jakoś mu się tu wszystko ułoży. Bo co może pójść nie tak?...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bilbo Baggins jest zwyczajnym hobbitem. Mieszka sobie spokojnie pod Pagórkiem. Jego dotychczas przewidywalne i mało emocjonujące życie, zakłóca wizyta Gandalfa i trzynastu krasnoludów. Proponują mu podróż w nieznane przez hobbita krainy, w roli Włamywacza. Tak Bilbo dołącza do Kompanii Thorina Dębowej Tarczy i wraz z towarzyszami pokonuje wiele przeszkód i niebezpieczeństw, by dojść do celu wyprawy- Samotnej Góry, niegdyś przywłaszczonej wraz ze skarbem znajdującym się w niej, przez smoka Smauga. Krasnoludy chcą odebrać to, co zostało im skradzione.
„Gdzieś w dolinie bije dzwon
Ludzie patrzą z wszystkich stron,
A gniew Smoka ciska gromy
Na struchlałe, kruche domy. „
Nie ma osoby, która by nie kojarzyła Tolkiena. Jego nazwisko ciągle przewraca się w rozmowach ludzi, księgarniach, szkołach. Każdy zna krasnoludy i elfy, a stworzony przez autora hobbit (szczególnie ostatnio) zdobył wielką sławę. Przy okazji drugiego filmu musiałam sobie odświeżyć pamięć i przeczytać książkę. Moje wrażenia są takie…
Pierwsze co mnie zraziło był napis na okładce mojego wydania „teraz wielki przebój filmowy”. Doprawdy? Nie domyśliłabym się słysząc o filmie trzydzieści razy dziennie i widząc wszędzie plakaty itp. Książka odstrasza mnie jeśli pisze na niej o jej ekranizacji. Teraz biorąc tę pozycję do ręki będę widzieć tylko postacie stworzone przez Petera Jackson, a nie przez samego Tolkiena. Ale zostawmy w spokoju wydanie, to nie jest najważniejsze.
Czytałam książkę już po obejrzeniu filmu, więc większość porównuję do ekranizacji. Brakowało mi w lekturze walki podczas spływu beczkami, która w filmie była niezwykle ekscytująca. Brakowało mi rozwinięcia pewnych scen, niektóre rzeczy przychodziły krasnoludom zbyt ławo. „Hobbit…” z porównaniem do ekranizacji wyszedł dość banalnie i czarno-biało. Wiem, że film bardziej działa na naszą wyobraźnie i może niektórzy uważają, że był do niczego. Jednak dzięki dodanym wątkom, scenom, bohaterom było o wiele ciekawiej. Szczególnie zwróciłam uwagę na ograniczenie co do wątków. Tolkien skupia się na wyprawie krasnoludów i ciągle im towarzyszy. Tylko na kilka stron opuścił ich i przeszedł do opisywania sytuacji w Mieście nad Jeziorem. Nie ma tu wytłumaczenia dlaczego Gandalf nagle musiał opuścić kompanię. Nie jesteśmy z nim podczas jego podróży ani przez moment. Tylko krasnoludy, krasnoludy i jeszcze raz krasnoludy.
„Przygody! To znaczy: nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad.”
Ostatnio zaczęłam czytać „Władcę Pierścieni” i muszę przyznać, że również porównując z nim „Hobbita”, wypada słabiutko. Pozycja jest lekka, bez zbędnych opisów. Nazwałabym go książką dla dzieci, które nie dorosły jeszcze do przeczytania losów Froda.
Ale zaraz dotąd tylko marudziłam, a przecież oceniam tę książkę wysoko. Dlaczego? Pokochałam bohaterów. Poczucie humoru krasnoludów po prostu mnie urzekło. Choć niektóre ich zachowania były denerwujące. Ich wieczne marudzenie i jakoś taki mało widoczną wolę sięgnięcia do broni i ruszenia w bój. Jednak każdego polubiłam za coś innego. Bilbo również zdobył moją sympatię. Na początku nie doceniany, ale potem wiele razy pomógł krasnoludom. Tajemniczego Gandalfa również będę miło wspominać, choć z nim raczej się nie żegnam, bo spotykam do we „Władcy Pierścieni”.
Podziwiam Tolkiena za to co stworzył. Świat całkowicie od podstaw. Zrobił coś wielkiego z niczego. Wcale się nie dziwię, że ma tylu fanów na świecie. To od niego zaczęły się krasnoludy, elfy i inne podobne stwory w literaturze. Od samego początku zwracałam uwagę na jego styl pisania, który w „Hobbicie” jest niesamowity. Autor opowiada wszystko tak lekko. Ma w głowie całą historię i czasami zdradza nam co stanie się dalej. Widać, że sprawnie posługiwał się piórem.
Podsumowując. „Hobbit, czytali tam i z powrotem” jest ciekawą, niepowtarzalną książką. Tolkien jest autorem obowiązkowym, więc jeśli ktoś nie ma ochoty na „Władcę Pierścieni”, a chciałby się zapoznać z książkami autora, niech zacznie od niej. Potem sam będzie chciał sięgać po inne pozycje Tolkiena. Bohaterom nie brak humoru. Każdy ma swój inny charakter. Fabuła jest prosta, mało wymagające fantasy. Jednak styl autora nadrabia wszystkie braki. Polecam!
„[...] kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.”
Bilbo Baggins jest zwyczajnym hobbitem. Mieszka sobie spokojnie pod Pagórkiem. Jego dotychczas przewidywalne i mało emocjonujące życie, zakłóca wizyta Gandalfa i trzynastu krasnoludów. Proponują mu podróż w nieznane przez hobbita krainy, w roli Włamywacza. Tak Bilbo dołącza do Kompanii Thorina Dębowej Tarczy i wraz z towarzyszami pokonuje wiele przeszkód i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Po przeczytaniu Darów Anioła i zakochaniu się do szaleństwa w Nocnych Łowcach przyszedł czas na prequel. I to nie byle jaki. Po przeczytaniu kilkunastu... kilkudziesięciu recenzji nie mogłam uwierzyć, że seria o losach bohaterów sprzed czasów Jace'a i Clary, jest lepsza. Jak można przebić już a i tak cudowne Dary Anioła? Uwierzycie, że jednak jest to możliwe? Diabelskie Maszyny nie zmieniły zbytnio mojego nastawienia do pierwszej serii autorki. Uwielbiałam ją i nadal uwielbiam przede wszystkim za bohaterów i Alicante. Za to prequel, Londyn w najcudowniejszych czasach wiktoriańskich z niezwykle oryginalnymi wydarzeniami, trochę to przebija. Widać, że seria jest porządnie przemyślana. Nie ma wciskania na siłę pewnych wydarzeń, jak w Darach Anioła, gdzie mimo cudowności całej serii, niektórzy zauważają, że autorka pisze, pisze i pisze, ale w pewnym momencie seria przestanie mieć sens (i tylko to sprawia, że popieram pomysł skończenia serii na 6 tomie). Ale do rzeczy, a mianowicie o co chodzi...
"-Zawsze trzeba być ostrożnym z książkami - stwierdziła Tessa. I z tym, co w nich jest, bo słowa mają moc zmieniania ludzi."
Tessa Gray przemierza ocean, by odnaleźć swojego brata. Tak właśnie znajduje się w Anglii. Jednak już na samym początku przygody czeka ją nieprzyjemna niespodzianka. Okazuje się, że jej brat zaginą w tajemniczych okolicznościach, a ją porwały Mroczne Siostry. Już sama ich nazwa nie wróży nic dobrego. Czarownice przetrzymują dziewczynę wymuszając na niej używanie swojego daru. A Tessa miała taki, oj miała. Zmieniać postać to jest coś, ale dziewczynę bardzo to wykańczało. Z opresji wybawił ją rycerz (czyt. Nocny Łowca) w złotej zbroi (czyt. czarnym stroju). Tak poznajemy Williama Herondale i resztę mieszkańców Londyńskiego Instytutu. Od przybycia Tessy zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Jak nigdy Nocni Łowcy zaczynają słyszeć o tajemniczym Mistrzu i dziwacznym Klubie Pandemonium, który prowadzi. W Londynie nie jest już tam bezpiecznie, bo Mistrz ma plan. Nie dość, że chce dostać w swoje ręce Tessę to jeszcze zagraża wszystkim Nocnym Łowcom.
Opisać fabułę, nawet w skrócie, tej książki jest bardzo trudno. Z pozoru zwykła fantastyka. Jednak świat Nocnych Łowców jest dość rozbudowany, a każde wydarzenie ma pewien wpływ na kolejne i na kształtowanie historii tej rasy. Poza tym ta książka to nie tylko łowcy demonów, ale i istoty ze świata tak zwanego Podziemnego. Wampiry, wilkołaki, czarownicy i faerie. O tych ostatnich prawie w ogóle się nie mówi w tej książce, a szkoda, bo według mnie to najciekawsze istoty.
"-Czasami nasze życie zmienia się tak szybko,że za tą zmianą nie nadążają nasze umysły i serca."
Tessa różni się od Clary pod pewnymi względami, ale też czasami zachowuje się lekkomyślnie i bohatersko jak bohaterka Darów Anioła. Jednak Tessa od razu zdobyła moją sympatię. Szczególnie podoba mi się to, że nie jest kolejną Nocną Łowczynią, ale Podziemną, co dodatkowo utrudnia wszystkie sprawy. Nie wiadomo skąd ma dar i kim jest, ale przecież to logiczne, że nie jest zwykłą istotą typu wampir czy nawet czarownik. Znamy wszyscy współczesną literaturę i jej tendencje do niezwykłych, obrażonych niepowtarzalnymi i potężnymi mocami dziewcząt.
Kim by była, gdybym w swojej recenzji nie przeznaczyła co najmniej akapitu Williamowi i Jem'owi. Pisząc o Darach Anioła zawsze rozpływałam się nad Jace'em, a teraz? Tragedia! Moje serce bije dla dwóch! ;) Will i Jem to dwie postacie o skrajnie różniących się charakterach. W sumie jak patrzę na to z perspektywy czasu, to jest to całkiem normalne. Zwykle, gdy w książce pojawia się trójkącik miłosny to jeden mężczyzna jest dobry, uroczy, uczynny, a drugi to tak zwany bad boy. Cassandra Clare nie odchodzi od tego schematu. Jednak jej postacie są nad zwyczajne. Bardzo dobrze wykreowane. Jem mający urodzę aniołka o srebrnych oczach i włosach, nie jest tak doskonały. Uzależniony od demonicznych narkotyków powoli umiera. Ale to sprawia, że porusza on nawet najbardziej stwardniałe serca kobiet. Mimo swojej choroby (do której się nie przyczynił, lecz jest ona spowodowana przez demony), jest pełen życia i dobroci dla innych. Za to Will... Will jest specyficzny. Odpycha wszystkie osoby, które próbują go wesprzeć czy pokochać. Nikt nie wie dlaczego uciekł z domu i przyszedł do Instytutu. Nikt też nie domyśla się jaki sekret urywa ta czarnowłosa postać.
"-Cóż, nie reaguje na moje awanse, więc musi być martwa.-stwierdził z udawaną lekkością.
-Albo ma dobry gust i trochę rozsądku."
Jeśli chodzi o akcję, to już po tylu książkach miałam okazję poznać styl pani Clare, więc jak zwykle jest ona bardzo wartka. Może nie jest tak jak w Darach Anioła, że co drugą stronę dzieje się coś ważnego, co ma wielki wpływ na dalsze losy bohaterów. Jednak jest to zrozumiałe. Pierwsza część opiera się głównie na wprowadzeniu czytelnika w nowe czasy Nocnych Łowców. Chce przybliżyć mu więcej ciekawostek o świecie Podziemnych i zasadach kierowanych Łowcami. Nie robi to serii źle. Zapewne pierwsza to wprowadzenie, poznanie sytuacji i zagrożenia, ale w drugiej zacznie się dziać. Oj zacznie, można mi wierzyć.
Żeby Was dłużej nie zanudzać... "Mechaniczny anioł" to pozycja obowiązkowa dla fanów Darów Anioła. Zachowania i charaktery bohaterów są niezwykle intrygujące, a wydarzenia wciągnął Was zapewne już po kilku stronach. Moja rada to: migiem do księgarni po książkę i zarezerwujcie sobie dużo czasu, bo od tej pozycji nie można tak po prostu odejść.
"-Ludzie strzegą swoich tajemnic,Tesso, czasami nawet przed tymi, których kochają."
Po przeczytaniu Darów Anioła i zakochaniu się do szaleństwa w Nocnych Łowcach przyszedł czas na prequel. I to nie byle jaki. Po przeczytaniu kilkunastu... kilkudziesięciu recenzji nie mogłam uwierzyć, że seria o losach bohaterów sprzed czasów Jace'a i Clary, jest lepsza. Jak można przebić już a i tak cudowne Dary Anioła? Uwierzycie, że jednak jest to możliwe? Diabelskie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Co byście zrobili gdybyście nagle trafili do miasta pisarzy? Miejsca, którego położenia na mapie nie zna nikt oprócz jego mieszkańców? Gdzie Emily Bronte wraz z siostrami przemierza ulice udając się z wizytą do Szekspira? Gdzie nauka w szkole nie opiera się na geografii i chemii, ale na umiejętnym operowaniu słowem? Może nie umielibyście się znaleźć jak Odessa? Dziewczynka trafia do magicznego Skrybopolis po tym jak na własne oczy widzi porwanie swojej matki (jak się okazje jest ona największą muzą- Kaliope, oskarżaną o zdradę pisarzy) przez obleśne Gnorki, a w pogoń za nią wyruszają Szperacze. Odessa chcąc udowodnić niewinność swojej matki zapisuje się na „sprawdzian”, który ma wyłonić trzech najlepszych uczniów. Wyruszą oni bowiem do zamku Mabaraka, gdzie ich zadaniem będzie odnaleźć skradzioną Tytanową Moździerz, dzięki której mieszkańcy mogą produkować Pył Muz, niezbędny do przetrwania Skrybopolis.
Czy Odessie uda się odbić matkę? Czy spełni ona swoje marzenie o odnalezieniu ojca? Czy przepowiednia o wybranku mającym uratować Skrybopolis jest prawdziwa?
„Odessa sypnęła Pyłem.
Książka rozdzierała się dalej, pojawiła się głowa konia. Powstawał chwiejnie, wstrząsany dreszczami, a jego szara sierść błyszczała jak lustro. Srebrzysta grzywa lśniła w świetle. „ str. 272
Już sam opis niezwykle intryguje, a co dopiero zawartość. Miasto pisarzy, tego jeszcze nie było. Książka nie dość, że niezwykle wciągająca, to jeszcze wiele można z niej wynieść. W świecie wykreowanym przez autora mitologia grecka miesza się z postaciami historycznymi, a nawet tymi z dramatów Szekspira. Z takiej wybuchowej mieszanki nie może wyjść coś nudnego.
Niestety, książka jest trochę za bardzo przewidywalna. Już na samym początku można się domyślić niejako zakończenie, albo przynajmniej rozwiązania jednej z większych zagadek. Poza tym te godziny, które przeznaczyłam na czytanie o losach Odessy były jednymi z najlepszych w tym roku. Miałam okazję poznać świat, w którym dotąd nie byłam. Gdzie mogłam znaleźć elementy fantastyki, ale i realnego świata. Podziwiam autora już za sam pomysł na fabułę, a to jak swoje myśli przelał na papier jest jeszcze bardziej godne uwagi.
Główna bohaterka ma specyficzny charakter. Jest jedną z tych postaci, które jednych denerwują, a innych ściskają za serce i sprawiają, że nie da się ich nie lubić. Odessa jest bardzo zdeterminowaną dziewczynką, ale z racji jej młodego wieku nie można wymagać od niej logicznego myślenia. Bohaterka najbardziej w świecie pragnęła odnaleźć ojca, poświęciłaby wszystko, aby móc się do niego przytulić i powiedzieć mu, że go kocha. Działa bardzo impulsywnie, niektóre jej decyzje są w ogóle nie przemyślane. Czasami chciałam krzyczeć do niej „Opanuj się dziewczyno, nie widzisz, że rozwiązanie masz przed nosem? Co ty robisz?!”. Jednak wszystko to co denerwowało mnie w Odessie, wynagrodził mi Lode A. Pewien mały, zadziorny kanarek, który rzucał się na wszystkich, którzy nazywali go wróblem. Ten gadający ptaszek od początku pomagał głównej bohaterce. Charakter miał niezwykły. Wyobraźcie sobie takiego kanarka uzależnionego od cygar, który uważa, że wszystko mu się należy i wszystko może. Który podskoczy i sprytem wygra walkę nawet z cyklopem! Skoro jest i taki mądraliński, musi być też ktoś, kto będzie to równoważył. Orfeusz. Tak, właśnie, mowa tu o TYM Orfeuszu. Zapewne nie jednemu jest znana historia z mitologii greckiej o Orfeuszu i Eurydyce. To jedna z najcudowniejszych postaci. Miły, uczynny i to wcale nie tak sztucznie. Zrobiłby wszystko by móc odzyskać ukochaną Eurydykę, i w tym jest problem…
Książka jest przepełniona różnymi odnośnikami czy aluzjami do dzieł słynnych pisarzy i ich bohaterów. Jest nawet fragment, gdy Lode A. śpiewa piosenkę z musicalu Deszczowa piosenka i West Side Story. Nie brakuje również słynnych cytatów jak „I ty Brutusie, przeciw mnie?”.
Podsumowując. Książka jest obowiązkową lekturą dla wszystkich moli książkowych. Wciągnie Was w świat, gdzie wszyscy słynni pisarze spacerują sobie po ulicach jak gdyby nigdy nic i wystawiają sztuki na ulicach Skrybopolis. „Odessa i tajemnica Skrybopolis” to wyjątkowa książka z godnymi uwagi motywami i postaciami. Akcja trzyma w napięciu od samego początku do końca. Nie zawiedziecie się!
Co byście zrobili gdybyście nagle trafili do miasta pisarzy? Miejsca, którego położenia na mapie nie zna nikt oprócz jego mieszkańców? Gdzie Emily Bronte wraz z siostrami przemierza ulice udając się z wizytą do Szekspira? Gdzie nauka w szkole nie opiera się na geografii i chemii, ale na umiejętnym operowaniu słowem? Może nie umielibyście się znaleźć jak Odessa? Dziewczynka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Świat Ally wali się, gdy jej ukochany Bradin zostaje postrzelony na koncercie. Dziewczyna odchodzi od zmysłów, dzień i noc czuwając przy jego łóżku w szpitalu. Jego życie stoi pod znakiem zapytania, a najgorsze okazuje się to, że może umrzeć ze świadomością, że Ally i jego brat- Tom zrobili mu najgorsze świństwo. Gdy chłopak się ocknął nie chce widzieć żadnego z nich. Ally próbuje mu wszystko wyjaśnić. Szybko oboje zdają sobie sprawę, że nie potrafią żyć oddzielnie. Jednak pobyt Bradina w szpitalu i jego ciężki stan, nie były najgorszym co ich spotka. Los wystawia ich na próbę. Czy przeszłość da się we znaki? Czy ich miłość przetrwa największą próbę? Czy Tom zrezygnuje z kogoś kogo pragnie?
Walka o miłość. Zazdrość. Intrygi. Sława.
"Poczuj, jak kocha ten, którego kochają tysiące…"
Na ten tom czekałam rok... Dość długi rok... Jakie są moje wrażenia po ukończeniu tak wyczekiwanej pozycji? Na razie w skrócie. Jedyne co zdołałam zrobić po godzinach czytania i odłożeniu książki na stolik, to otworzyć szeroko buzie, pokręcić głową z niedowierzaniem i wydobyć z siebie jedno, wielkie "wow". Mogłoby się wydawać, że ta książka najzwyczajniej w świecie nie może być lepsza od poprzedniej, a tu takie zaskoczenie. Wszystkie zalety, które doceniałam w pierwszy tomie, w drugim są jeszcze większe. Show-biznes w książce, jego wszystkie wady i to jak potrafi zniszczyć człowiekowi życie, został jeszcze bardziej szczegółowo ukazany. Miłość, której byłam taką wielką fanką podczas pierwszej części jest jeszcze bardziej namiętna i pełna poświęceń. Fabuła z każdą kolejną stroną zagęszcza się, a czytelnik jest wiecznie w stanie niepewności i czyta, czyta by dowiedzieć się jak to w końcu się skończy.
Ally, jak mało, którą główną bohaterkę, bardzo lubię. Wszyscy znamy te jakże popularne główne kobiece postacie, o silnych charakterach. Ally jest jedną z nich, lecz ona dużo przeszła, nie wzięła sobie tego znikąd. Jest też delikatna i wrażliwa, jak każda kobieta w środku. Z wielką chęcią poznałabym bohaterkę "Ostatniej spowiedzi" w realnym życiu. Skoro mowa o dziewczynie to i czas na chłopaka...a raczej chłopców. Bradin i Tom. Dwie tak różniące się, a jednocześnie podobne osobowości. Bradin jest jednym z moich ukochanych bohaterów. To taki mężczyzna, na którym mogłabym wzorować swój ideał. Stara się, zależy mu. Jego uczucia to nie zwykłe zauroczenie, on patrząc na Ally widzi swoją przyszłość z nią. Zrobiłby wszystko, żeby główna bohaterka czuła się bezpieczna. Która dziewczyna nie marzy o takim chłopaku...? Za to Tom jest bezczelnym cwaniakiem. Chyba nikogo nie zdziwi, gdy wspomnę o tym, że przy Ally mięknie.
„Co to znaczy, że należymy do siebie? To znaczy, że jesteśmy połączeni funkcją odwrotnych emocji. Ktoś dotyka ciebie... a to ja czują ból.”
W tej części pojawia się dużo wątków pobocznych. Urozmaica to fabułę, co skutkuje tym, że książka robi się jeszcze ciekawsza. Nieprawdopodobne, a jednak. "Ostatnią spowiedź. Tom II" pochłaniałam jak małe dziecko czekoladę. Gdybym tylko mogła, zjadłabym tę książkę razem z okładką i zachowała ją gdzieś tak, w okolicach serca, na zawsze.
Kilka słów o wydaniu. Okładka pierwszego tomu bardziej mi się podobała, co nie znaczy, że ta nie jest ładna. Najbardziej rzucają mi się w oczy żółto-brązowe oczy Ally, bo przecież bohaterka ma niebieskie, wyraziste tęczówki. Czcionka , w miarę grube kartki i wszystko inne jest idealne.
Warto wspomnieć o pewnej rzeczy, która wyróżnia tę książkę od innych tego pokroju. Ci, którzy czytali pierwszą część wiedzą, że mam na myśli soundtrack. Pierwszy raz, tak jak już wspomniałam w recenzji poprzedniego tomu, spotkałam się z czymś takim w książce. Autorka wybrała utwory i wplotła je do powieści w najbardziej interesujących momentach. Tak, więc można włączyć sobie muzykę i czytać.
"Jeżeli on nie ma siły, ty musisz stać się jego siłą, bo na tym właśnie polega miłość!"
To nie koniec niespodzianek. Książka została niezwykle oryginalnie napisana. Nie mówię tu już o fabule czy muzyce. Nie brakuję tu inspirujących, często wzruszających przemyśleń bohaterów. To zwykli ludzie, którzy, żeby mieć to czego naprawdę pragnął muszę się poświęcić. Autorka świetnie wczuła się w każdą postać. Nikt nie jest tu bez wyrazu, pustą skorupą, nie mającą swojej roli.
Podsumowując. Choć mogłabym mówić o tej książce godzinami, zostawię Was z tymi kilkoma akapitami. Boję się, że gdybym zaczęła pisać dalej, poniosłoby mnie i zdradziłabym Wam fabułę, która ma być dla Was niespodzianką. Myślę, że nikt czytając moją recenzję, nie pomyślał, że nie polecam tej książki. To pozycja warta wszelkich zarwanych nocy, każdej myśli jej poświęconej. Jeśli ktoś poszukuje dla odmiany książki bez wampirów, ludzi o nadprzyrodzonych mocach, to ta powieść z pewnością przypadnie mu do gustu. A fani fantastyki znajdą równie magiczną historię zawartą w tych 350 stronach, co w kilkudziesięciu paranormalach. Zachęcam Was do sięgnięcia po tę serię. Nie zawiedziecie się.
„Kiedyś jest bezludną wyspą, zawsze bliższą niż "nigdy" i zawsze zbyt daleką od "teraz". Czekając na dzień odliczasz godziny. Czekając na "kiedyś" śledzisz zapamiętane myśli i niespełnione sny.”
Świat Ally wali się, gdy jej ukochany Bradin zostaje postrzelony na koncercie. Dziewczyna odchodzi od zmysłów, dzień i noc czuwając przy jego łóżku w szpitalu. Jego życie stoi pod znakiem zapytania, a najgorsze okazuje się to, że może umrzeć ze świadomością, że Ally i jego brat- Tom zrobili mu najgorsze świństwo. Gdy chłopak się ocknął nie chce widzieć żadnego z nich. Ally...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Scarlet Benoit do tego pory miała normalne życie. Mieszkała z kochaną babcią, prowadziła farmę i dostarczała warzywa i owoce. Jednak wszystko się wali, gdy jej najbliższa osoba zostaje porwana. Scarlet za wszelką cenę postanawia uratować swoją babcię. Nie jest to łatwe zważywszy na to jakie mroczne sekrety ukrywała przed swoją wnuczką. W poszukiwaniach pomaga jej tajemniczy Wilk, którzy jest w pewien sposób powiązany z porywaczami. Jednak czy jest on tym za kogo się podaje? I czy Scarlet jest przy nim bezpieczna?
Na innym kontynencie, po drugiej stronie kuli Ziemskiej Linh Cinder ucieka z więzienia, w którym jest przetrzymywana do momentu przekazania jej Królowej Levanie. Ma to nastąpić niebawem, a dziewczyna-cyborg jako zaginiona księżniczka Luny nie może pozwolić, żeby Levana dostała ją w swoje ręce. Uciekając zabiera ze sobą kapitana Thorna, który dzięki swojemu wcześniej skradzionemu statkowi pomaga jej wydostać się z Ziemi. Cinder musi teraz podjąć ważną decyzję. Co robić dalej? Dziewczyna-cyborg postanawia znaleźć kobietę, która była wmieszana w jej dawne przybycie na planetę.
Historię tych dwóch zagubionych dziewczyn zazębiają się, co doprowadzi do wstrząsającego spotkania i wyjaśnienia wszystkich niewiadomych.
„Nie wiedziała, że wilk jest przebiegłym i niegodziwym zwierzęciem, i nie obawiała się go.”
Saga Księżycowa jest niezwykle oryginalną książką. W każdym razie, jeszcze nie miałam okazji przeczytać żadnej choć w pewnym stopniu podobnej pozycji. Bardzo dobrze wykreowany, wyrazisty świat. Autorka dopracowała każdy szczegół. Między innymi opisała działanie statków, awiarów i całej tej nowoczesnej mechanizacji, która prawdopodobnie za jakieś kilkadziesiąt, może set lat się u nas pojawi. Wymyśliła mnóstwo nowych urządzeń i ich zastosowań. Również, żeby stworzyć taki świat jak ten w Sadze Księżycowej trzeba mieć głowę pełną pomysłów. Spotkamy się tutaj z nową rasą- Lunarami, już wspomnianą przeze mnie nowoczesną mechanizacją, ale i całkiem innymi charakterami.
Styl autorki, myślę, że podpasowałby każdemu. Jest lekki, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko. Wręcz w zastraszającym tempie. Choć pierwsza część bardziej mnie wciągnęła.
Cinder i Scarlet to dla mnie dwa przeciwieństwa. Może te różnice nie są aż tak widoczne, ale jednak są. Cinder zawsze ucieka. Mimo, że w pierwszej części zaskarbiła sobie moje serce swoją odwagą i poświęceniem, teraz nie jestem pewna co do niej. Ucieka przed obowiązkiem i odpowiedzialnością. Za to Scarlet idzie po trupach do celu. Postanowiła coś i tego dokona, szczególnie jeśli chodzi o rodzinę.
Na samym początku trochę się przestraszyłam, że w tej części Cinder będzie gdzieś tam na trzecim planie, jako mało ważna postać. Jednak szybko przekonałam się, że narracja przechodzi od jednej głównej bohaterki do drugiej.
Historie bohaterów są intrygujące, a akcja książki wartka. Nie brak tu pościgów, intryg, podejmowania trudnych decyzji, sekretów i kłamstw, bijatyk i zapowiedzi wojny.
Podsumowując. Książka ze względu na swoją oryginalność zasługuje na bycie światowym bestsellerem. Jest to lektura, która wciągnie nawet najbardziej opornych. Z pewnością obowiązkowa dla tych, który przeczytali pierwszą część. „Cinder” zapewne nie jednemu czytelnikowi zrobiła smaka na kolejny tom, który jest znacznie bogatszy w treści.
Jestem naprawdę ciekawa czym autorka zaskoczy mnie w kolejnej książce. Nowa postać + nowa historia = nowe wyzwanie, a ja z chęcią zobaczę jak poradzi sobie z nim Marissa.
„Czerwony Kapurek był łakomym kąskiem i wilk wiedział, że będzie on jeszcze smaczniejszy niż jej babcia.”
http://mylittlelibrary-gumciobook.blogspot.com/2013/09/saga-ksiezycowa-scarlet-marissa-meyer.html
Scarlet Benoit do tego pory miała normalne życie. Mieszkała z kochaną babcią, prowadziła farmę i dostarczała warzywa i owoce. Jednak wszystko się wali, gdy jej najbliższa osoba zostaje porwana. Scarlet za wszelką cenę postanawia uratować swoją babcię. Nie jest to łatwe zważywszy na to jakie mroczne sekrety ukrywała przed swoją wnuczką. W poszukiwaniach pomaga jej tajemniczy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Spaliłby cały świat, żeby móc wykopać cię z popiołów”
Clary i wszystkie jej najbliższe osoby są zdesperowani, aby znaleźć Jace’a. Nie wiedzą co się z nim dzieje, ani gdzie przebywa. Podejrzewają, że jest więźniem Sebastiana, który niespodziewanie odżył. Dziewczyna wybiera się do Królowej Jasnego Dworu prosząc o pomoc. Jednak wszystkie dotychczasowe przypuszczenia zdają się naprawdę odległe od prawdy, a plany Clary nie mają już sensu, gdy w jej domu pojawia się Jace. Jest szczęśliwy, uśmiechnięty, taki jak kiedyś. Próbuje namówić Clary do dołączenia się do niego i Sebastiana. Chłopcy znikają tak szybko jak się pojawili, raniąc w międzyczasie Luka. Clary jednak szybko obmyśla nowy plan i z jednym z pierścieni faerii dołącza do ukochanego i brata.
„Możecie również dobrze zastanowić się nad sensem poszukiwania waszego przyjaciela. Bo często tak się zdarza z tym co cenne i utracone- kiedy go znajdziecie, może nie być taki sam jak wcześniej.”
To zadecydowanie najlepsza część serii. Jest w niej wszystko co można znaleźć w poprzednich częściach. Humor i tajemnice jak w „Mieście Kości”, zakazaną namiętność jak w „Mieście popiołów”, walkę jak w „Mieście Szkła”, kłamstwa i manipulowanie jak w „Mieście Upadłych Aniołów”. Wszystko to dodatkowo spotęgowane składa się na "Miasto Zagubionych Dusz".
Autorka mimo, że to już 5 część „trylogii” nadal potrafi czytelnika zaciekawić. Każdy wie, że niekończące się serie i ich coraz to kolejne tomy są zazwyczaj niewypałami. Od razu na myśl przychodzi mi Dom Nocy, który jak dla mnie zdecydowanie powinien skończyć się na czwartym, najwyżej piątym tomie. Każda kolejna część coraz bardziej uwłacza w moich oczach serii i to co było kiedyś interesujące oraz ekscytujące teraz jest powodem moich śmiechów i ironii. Mogę Was zapewnić, że jeśli chodzi o twórczość pani Clare taka sytuacja się jeszcze nie zdarzyła. Kto by pomyślał, że piąta część będzie bez dwóch zdań najlepsza z serii?
"-Chcesz iść na randkę?
-Co?
-Randka-powtórzył Jace.- Propozycja piekielnie gorącego wieczoru ze swoim jedynym."
Tu powraca trochę zanikły humor Jace’a. Jego teksty ponownie rozśmieszają mnie do łez, czego trochę mi brakowało w czwartej części. Clary jak zwykle działa impulsywnie, lekkomyślnie. Ale co by to było, gdyby nasza kochana główna bohaterka trzydzieści razy zastanawiała się czy zaufać danej osobie czy wbić jej nóż w plecy. Simon, który przez poprzedni tom zdobył moją sympatie, zyskuje dodatkowo w moich oczach przez swoją odwagę i poświęcenie. W Izzy zaszły pewne zmiany, spowodowane niepokojącymi ją i dotąd nieznanymi uczuciami do…Chodzącego Za Dnia. Nie tylko relacje Isabelle i Simona oraz Clary i Jace’a będą skomplikowane, wystawione na próbę. Alec będzie spotykał się z kimś na boku, z kimś kto nieźle namieszał w czwartym tomie. I w końcu Sebastian… chyba mam słabość do czarnych charakterów, bo nawet go polubiłam.
Książkę czyta się w ekspresowym tempie. Można tu znaleźć mnóstwo interesujących cytatów, wiele z nich stało się moimi ulubionymi, do których będę wracać z uśmiechem na twarzy. Styl autorki nic się nie zmienił. Nadal mamy książkę napisaną przystępnym językiem, który szybko urzeka czytelnika. Może okładki serii nie są najlepsze. Uważam, że tak cudowna treść powinna być oprawiona w coś o wiele piękniejszego, na miarę Dotyku Julii czy Trylogii Czasu.
Do sięgnięcia po serię namawiam każdego lubującego się w fantastyce, wątkach miłosnych oraz tych walki. Znajdziecie tu wampiry, wilkołaki, czarowników, ale i również faerie, z którym warto poświęcić chwilę uwagi. Nocni Łowcy i ich historia z pewnością wciągną nawet najbardziej opornych.
Teraz pozostaje mi tylko z niecierpliwością czekać na kolejny tom serii. Jak dalej potoczą się wydarzenia? Odpowiedź na to pytanie na razie zna tylko autorka.
„Czarny do polowania w nocy,
Na śmierć i smutek- kolor biały,
Złoty dla panny młodej w sukni weselnej,
Czerwony do rzucania czarów.”
„Spaliłby cały świat, żeby móc wykopać cię z popiołów”
Clary i wszystkie jej najbliższe osoby są zdesperowani, aby znaleźć Jace’a. Nie wiedzą co się z nim dzieje, ani gdzie przebywa. Podejrzewają, że jest więźniem Sebastiana, który niespodziewanie odżył. Dziewczyna wybiera się do Królowej Jasnego Dworu prosząc o pomoc. Jednak wszystkie dotychczasowe przypuszczenia zdają...
Cinder nie jest zwykłym człowiekiem. Właściwie to nawet nie można powiedzieć, że nim jest. Jej ciało w mniejszej części jest zbiorem kabli i metalu. Niektórzy ludzie odsuwają się od niej dowiadując się, że mają do czynienia z cyborgiem. Cinder na co dzień pracuje na targu jako mechanik- najlepszy w Nowym Pekinie. Jej życie się komplikuje, gdy na jej stoisko przychodzi książę Kai z prośbą o naprawienie androida, a jej siostra zostaje zarażona i niedługo ma umrzeć na letumosis- chorobę dziesiątkującą ludzi na Ziemi. Cinder jest zmuszona przez swoją prawną opiekunkę do stawienia się w laboratorium królewskim, gdzie testowano na cyborgach nowe lekarstwa na chorobę. Żaden z jej pobratymców nie wrócił stamtąd żywy.
Jak dalej potoczą się losy Cinder? Czy między cyborgiem a księciem będzie możliwe głębsze uczucie? Czy naukowcy odkryją lekarstwo na letumosis? Czy Cinder jest tylko nic nie wartym cyborgiem?
„Czy istoty twojego pokroju wiedzą, czym jest miłość? Czy ty w ogóle coś odczuwasz, czy to jedynie kwestia... oprogramowania?”
Oto jedyna i niepowtarzalna futurystyczna wersja Kopciuszka. Czy mnie zaciekawiła? Czy spodobała mi się bardziej od oryginału? Z pewnością tak. Książka zaskoczyła mnie pod wieloma względami. Choć fabuła była do bólu przewidująca, ale przecież z grubsza znamy historię Kopciuszka, więc czego niby mamy się spodziewać, że niby to nie skończy się balem i tak dalej? No nie! Byłabym naprawdę zniesmaczona, gdyby autorka nie wzięła pod uwagę wydarzeń, które są dla Kopciuszka charakterystyczne. Na szczęście nie zostały one pominięte.
„Wieczorem, gdy była już zupełnie wyczerpana pracą, zabrały jej łóżko i zmusiły, by położyła się w popiele przy palenisku.”
Postać Cinder od samego początku zdobyła moją sympatię. Jest jedną z tych bohaterek książkowych, które walczą do końca. Nie zawsze utrzymują brzemię spoczywającej na nich odpowiedzialności, ale nigdy się nie poddają. Cinder mimo, że różniła się od innych i często musiała być na uboczu przez uprzedzenia ludzi, w ostateczności potrafiła narazić swoje życie dla ich dobra. Jeszcze jeden silny i niepowtarzalny charakterem w książce miała królowa Levana, władczyni Luny. Tym razem nie mamy doczynienia z niedobrą macochą, lecz z królową istot o magicznych zdolnościach zamieszkałych na… Księżycu. I tu właśnie objawia się nam inność tej powieści.
Co sprawiło, że w ogóle sięgnęłam po tę pozycję? Swój maleńki wpływ miał element, który przykuwa wzrok czytelnika od razu po wzięciu książki w rękę- czyli idealnie wpasowana w treść okładka. Lecz szalę przeważył opis i ciekawość Nowego Pekinu.
Książka jest naprawdę wciągająca i mimo, że fabuła jest przewidywalna to a i tak do ostatniej strony zostaje ciekawość. Żałuję, że historia Cinder nie ma więcej stron, bo zapoznanie się z jej światem było dla mnie największą przyjemnością.
Cinder nie jest zwykłym człowiekiem. Właściwie to nawet nie można powiedzieć, że nim jest. Jej ciało w mniejszej części jest zbiorem kabli i metalu. Niektórzy ludzie odsuwają się od niej dowiadując się, że mają do czynienia z cyborgiem. Cinder na co dzień pracuje na targu jako mechanik- najlepszy w Nowym Pekinie. Jej życie się komplikuje, gdy na jej stoisko przychodzi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wojna się skończyła. Clary wraca do Nowego Jorku. Sytuacja na pierwszy rzut oka się uspokaja. Czeka ją szkolenie na Nocnego Łowcę, a u swojego boku ma Jace’a, którego w końcu może nazwać swoim chłopakiem. Sielanka jednak nie może trwać wiecznie. Na terenach Podziemnych zostają zabijani Nocni Łowcy, a nikt nie wie kto tego dokonał. Jace oddala się od Clary, męczą go ciągłe koszmary, które powoli go wykańczają. Pod pretekstem chronienia Simona, przed niewiadomym zagrożeniem, unika dziewczyny. Clary martwi się już nie tylko o Jace’a, ale i o Simona, który ukrywa przed wszystkimi znajomość z pewną starożytną wampirzycą.
"Im bardziej starasz się stłumić swoją prawdziwą naturę, tym większą ma ona nad tobą władzę. Bądź sobą. Nikt, kto naprawdę kocha, nie przestanie cię kochać."
W tej części pojawia się kilka nowych postaci, z pewnością kluczowych. Namieszają one w życiu, szczególnie, Simona. Wszystkie problemy i kłopoty w które ciągle wpada w tej części są spowodowane jego znakiem Kaina. Nie dość, że nieśmiertelny, Chodzący Za Dnia to jeszcze każdy kto podniesie na niego rękę otrzyma siedmiokrotną pomstę z nieba?! No nie, tak nie może być, ktoś- jakiś zły charakter- zawsze musi wykorzystać coś takiego do swoich celów. Nie wyjdzie to na dobre Simonowi.
Cassandra Clare jest jedną z moich ulubionych autorek. Świat przez nią stworzony zdążyłam wychwalać już wiele razy. Nadal uważam, że to co zrodziło się w głowie pani Clare jest niesamowite. Z każdą książką pojawiają się nowe wątki, poznajemy coraz lepiej świat Nocnych Łowców, odkrywamy ich sekrety i tradycje. Mimo, że mam już cztery tomu serii Dary Anioła za sobą, ciągle jestem zaskakiwana. To jedna z niewielu serii, które jak dla mnie mogą ciągnąć się w nieskończoność, bo jestem pewna, że autorka nie wpadnie w schematyczność i co rusz będzie serwować inne rzeczy. Najwyraźniej niektórym ludziom wyobraźnia się nie kończy.
"Nie mam męskiej dumy, na której mógłbyś grać i nie interesuje mnie walka jeden na jednego. To jest słabość Twojej płci, nie mojej. Jestem kobietą. Użyję każdej broni, żeby dostać to, czego chcę."
W tym tomie pisarka zwróciła naszą uwagę szczególnie na Simona. Oczywiście nie brakuje wiecznych rozterek Clary czy ironicznego Jace’a. Na początku wcale nie miałam ochoty poznawać bliżej Simona. Wyrobiłam sobie już o nim opinię przyjaciela wampirka po uszy zakochanego w tym kim nie trzeba, słabego a jednocześnie umiejącego się poświęcić. Teraz będę patrzeć na Simona trochę inaczej, zacznę go doceniać. Kto wie, może niedługo polubię go jak Jace’a.
Tej książki nie da się czytać inaczej niż jednym tchem. Bierzesz do ręki, otwierasz na pierwszej stronie, a w głowie „jeszcze tylko skończę rozdział” i tak upływają godziny.
Polecam fanom fantastyki. Świata, gdzie zabijanie demonów dla niektórych jest na porządku dziennym, gdzie wampiry, wilkołaki, czarodzieje i fearie chodzą po ulicy praktycznie niezauważone, gdzie współczesność miesza się ze starożytnością. Zagłęb się w świecie Nocnych Łowców, poznaj ich historię i zapamiętaj ją na zawsze.
"- Chodzi o to, że należy trzymać się blisko przyjaciół, a wrogów jeszcze bliżej?
- Sądziłem, że należy trzymać się blisko przyjaciół, żeby miał cię kto podwieźć, kiedy zakradasz się nocą do domu wroga i rzygasz do jego skrzynki na listy."
Wojna się skończyła. Clary wraca do Nowego Jorku. Sytuacja na pierwszy rzut oka się uspokaja. Czeka ją szkolenie na Nocnego Łowcę, a u swojego boku ma Jace’a, którego w końcu może nazwać swoim chłopakiem. Sielanka jednak nie może trwać wiecznie. Na terenach Podziemnych zostają zabijani Nocni Łowcy, a nikt nie wie kto tego dokonał. Jace oddala się od Clary, męczą go ciągłe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Julia próbuje się zaaklimatyzować w nowym miejscu. W Punkcie Omega jest traktowana jak prawdziwy człowiek. To pierwsze miejsce, w którym mogłaby poczuć się jak w domu. Trwają przygotowania do walki, a wszyscy mieszkańcy Punktu potrzebują jej pomocy w wygraniu wojny z Komitetem Odnowy. Julia stara się odsunąć na drugi tor swoje myśli o odrzuceniu i byciu potworem, ale trudno jej jest to zrobić przy wydarzeniach, które ją wciąż spotykają. Relacje jej i Adam psują się, gdy odkrywa jak to możliwe, że chłopak może jej dotknąć. Na domiar złego pojawia się Warner. Julia spostrzega, że z każdą minutą staje się on w jej oczach bardziej ludzki. Nadchodzi czas walki!
"Zupełnie, jakby spełniły się 3 moje życzenia: dotknąć, posmakować, poczuć. Jak najdziwniejsze zjawisko. Jak szalony szczęśliwy sen zawinięty w bibułkę, przewiązany wstążeczką i ukryty głęboko w moim sercu."
Jeśli chodzi o główną bohaterkę, mam mieszane uczucia co do jej osoby. Jednym razem ją lubię. Zdaje się taka silna, intensywnie myśli nad zmianą swojego życia i zachowania. Innym razem po prostu chcę ją udusić. Praktycznie cały czas, gdy tylko spojrzy na Warnera czy Adama momentalnie zapomina o wszystkich swoich wcześniejszych przemyśleniach. ¼ książki to użalanie się jej nad sobą lub to jak inni mówią jej, żeby przestała płakać w kącie i wzięła się w garść. Oczywiście nie obyło się bez ulubionego schematu współczesnych autorów czyli trójkącika miłosnego. Jak zwykle wydaje się on żałosny. Jeden, Adam, czuły, dbający i kochany. Drugi, Warner, niebezpieczny, biorący co tylko chce, manipulujący. Chyba każdy wie, co dzieje się z tym „złym” chłopakiem w takich książkach. Ale kogo w końcu wybierze główna bohaterka? Czy w ogóle kogoś wybierze? To mimo oklepanego tematu nurtujące pytania. W tej części zdecydowanie moim ulubionym bohaterem stał się Kenji. Jego humor rozjaśniał ponurość książki spowodowaną przez myśli Julii i całą wojenną atmosferę i fabułę. Był takim promyczkiem szczerości i radości, a za razem umiał być poważny i dowodzić innymi.
Interesujące jest to, że Julia ma dość specyficzne myśli i… zainteresowania. Bohaterka wszystko liczy, w każdym razie ja mam takie wrażenie. Każdy oddech, sekundę. Tak jak w pierwszej części spotkaliśmy się z jej liczeniem dni w celi psychiatryka czy odliczaniem każdego stuknięcia, puknięcia.
W tym tomie autorka uzupełnia naszą wiedzę na tematy, o których prawie w ogóle się nie myślało przy pierwszej części. Do tego odkrywane są tajemnice z poprzedniej książki. Ale autorka mimo tego pozostawia wiele niewiadomych. Jestem bardzo ciekawa czy te zagadki z „Sekretu Julii” zostaną rozwiązane w kolejnym tomie.
„Wiedziałam, do czego jestem zdolna. Dobrze znałam moc swojego dotyku i zlekceważyłam ją. Pozwoliłam sobie na zapomnienie, lekkomyślność, chciwość i głupotę, pragnęłam czegoś, czego nie mogłam mieć. Chciałam wierzyć w bajki, w szczęśliwe zakończenia i w to, że wszystko jest możliwe. Chciałam udawać, że jestem lepsza, ale zamiast tego udało mi się dowieść, że jestem oprawcą, za którego zawsze mnie brano.”
Początek nie zapowiadał fantastycznej lektury, ale raczej przeciętną kontynuację. Po kilku rozdziałach, które są w całej książce dość krótkie co ułatwia czytanie, fabuła zaczęła się rozkręcać. To pierwsza książka od pewnego czasu, w którą mogłam się zagłębić i po prostu marzyłam, żeby tylko usiąść na fotelu i kontynuować czytanie. Nareszcie, dzięki niej, się odblokowałam. Zakończenie książki zostawia sobie wiele do życzenia. Ostatnie dwa rozdziały to niezwykle szybka akcja, trudna do ogarnięcia. Wszystko dzieje się naprędce, jakby autorka chciała koniecznie wpleść dodatkowo kilka ważnych zdarzeń. Dlatego też koniec książki jest niejednoznaczny, sprawia, że od razu chce się sięgnąć po kolejny tom.
Warto zwrócić uwagę na styl pisania autorki. Jest on z pewnością jednym z najoryginalniejszych. Skreślone słowa czy zdania, których Julia chciała się wyprzeć rozmyślając, pojawiają się tak samo jak w pierwszej części. Dużo powtórzeń, które dodają dynamiczności, sprawiają, że lepiej przeżywa się i rozmyśla czytając. Tutaj wielki plus dla wydawcy, który zadbał o to, żeby dodać więcej dramatyzmu zaczynając niedokończone zdania od nowej linijki lub pozostawić ostatnią myśl w rozdziale kilka linii niżej. Pewnie niektórzy zrezygnowaliby z takich dodatków, ale to sprawia, że książka jest jeszcze lepsza. Do tego piękna okładka. Od razu chce się wziąć tę książkę w ręce i wodzić po niej palcem.
Wszystkich którzy przeczytali „Dotyk Julii” zachęcam do sięgnięcia po drugą część, a pozostałym, dla których historia Julii jest obca polecam pierwszy tom. Zdecydowanie warto zapoznać się z magicznym a jednocześnie przerażającym dotykiem głównej bohaterki, z jej rozterkami, przyjaciółmi i całą historią, która wciągnie nie jednego wybrednego czytelnika.
„Kończą mi się litery. Nie mam już ani słowa. Ktoś obrabował mnie z całego słownika. Wiem, że słowa potrafią ranić. Ale nie sądziłam, że mogą zabić.”
Julia próbuje się zaaklimatyzować w nowym miejscu. W Punkcie Omega jest traktowana jak prawdziwy człowiek. To pierwsze miejsce, w którym mogłaby poczuć się jak w domu. Trwają przygotowania do walki, a wszyscy mieszkańcy Punktu potrzebują jej pomocy w wygraniu wojny z Komitetem Odnowy. Julia stara się odsunąć na drugi tor swoje myśli o odrzuceniu i byciu potworem, ale trudno...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Świat Leny ponownie staje do góry nogami. Powrót Alexa, porządkowi w Głuszy, walka rządu z ludźmi do drugiej stronie murów i jeszcze Julian, którego wcześniej uratowała i nie jest pewna jakim uczuciem go darzy. Grupa Odmieńców, którzy postanowili uciec do Głuszy przed remedium wraz z Leną, Raven, Alexem i Julianem wyrusza na wyprawę. Po drodze spotyka ich wiele nieszczęść.
Po drugiej stronie muru, w Portland mieszka Hana. Ma niedługo wyjść za burmistrza miasta, mieć piękne życie, o którym marzyła i o na i jej matka. Tylko, że zabieg Hany nie do końca się udał. Dziewczyna zaczyna coraz częściej myśleć o Lenie i jej rodzinie.
Zupełnie różne, tak samo wyboiste drogi obu dziewczyn wkrótce się skrzyżują. Co zrobię, gdy całkiem już odmienione spotkają się i dowiedzą o wielu dzielących ich sekretach?
„Taka jest właśnie przeszłość: unosi się, potem osiada i gromadzi warstwami. Jeśli się straci czujność, pogrzebie cię.”
Oto finał jednej z najwspanialszych trylogii jakie miałam okazję przeczytać. Na początku nie byłam przekonana do serii, ale pisząc już pierwszą recenzję zdałam sobie sprawę jak niezwykła jest ta książka. Autorka wykreowała świat od samych podstaw. Stworzyła postacie jednocześnie tak normalne i intrygujące. Z każdą częścią zagęszczała akcję tak, że siłą nawet nie można było odciągnąć mnie od lektury. Wplotła w sceny, nawet takiej wydającej nam się, zwykłej ucieczki słowa, które można pamiętać do końca. Można nimi kierować życie. Choć mam lekki niedosyt po zakończeniu ostatniej części i nawet z radością przyjęłabym wiadomość, że jest to jedna z tych serii, które mając być trylogią zmieniły się (zapewne dla kasy, a niby dlaczego innego) w większą serię, to cieszę się z tego jak posunęły się wydarzenia. Zakończenie nie jest do końca jasne, co daje pole do popisu nieograniczonej wyobraźni ludzkiej, czytelników tej trylogii.
W tej części spotykamy się z narracją ze strony Leny jak i Hany. Dzięki tego można głębiej wczuć się w wydarzenia po obu stronach mury. Jeśli chodzi narrację z punktu widzenia drugiej dziewczyny to był to dla mnie nie mały szok. W drugiej części mało było wzmianek o przyjaciółce Leny z „poprzedniego życia”. Także myślałam, że została ona odsunięta na drugi tor i zapomniana, a tu takie zaskoczenie. W gruncie rzeczy cieszę się, że to właśnie ją autorka wybrała na praktyczne drugą główną bohaterkę w tej części. Tak jak wspomniałam to pozwoliło rozeznać się w sytuacji tych mieszkających w miastach, po przejściu remedium i Odmieńców. Tyle uwagi poświęconej Hanie w tym tomie sprawiło, że można było lepiej poznać ją samą, jak i jej zachowania, myśli oraz (bez tego by się nie obeszło) jej brudne sekreciki.
„Nie przestaje mnie zdumiewać, że ludzie są nowi każdego dnia. Że nigdy nie są tacy sami. Trzeba ich ciągle wymyślać. Zresztą oni też muszą ciągle wymyślać samych siebie.”
Ponownie zaskoczył mnie świat stworzony przez autorkę. Jego okrutność. Nie zabrakło scen ucieczek przed porządkowymi, duszenia nieprzechylnej osoby czy ostrej walki o przetrwanie. To brutalny świat, w którym trzeba walczyć o swoje przekonania, wolność i miłość. Oczywiście to ostatnie to motyw główny książki. Przecież oto chodziło w remedium, aby uwolnić się od amor deliria nervosa- tak dobrze nam znanej „chorobie”, uczucia, pięknego i niepokonanego. Choć Lena zastanawia się w tej części czy aby wiedza, którą wpajano jej przez całe życie jest tak bezużyteczna jak myślała i czy w naukach rządu nie ma ziarnka prawdy. I tu na samą myśl przychodzi mi Alex i Julian. Zapewne nie tylko ja byłam niezmiernie ciekawa jak dalej potoczą się sprawy. Lena oczywiście jest rozdarta, a kto by nie był? Ma przy sobie jednego ukochanego, którego kocha ponad życie, dzięki któremu uwierzyła w miłość i który zaprowadził ją do Głuszy, oraz drugiego, którego uratowała przed śmiercią, dzięki któremu mogła zapomnieć o Aleksie, który na jej oczach giną w płomieniach. Był moment, na którym jawnie płakałam. Oczywiście związany z rozterkami Leny, ale cicho, sza, nie mogę nic zdradzić!
W tym tomie pojawia się wiele nowych postacie. Są to głównie Odmieńcy, których spotykała grupa Leny na swojej drodze. Niektórzy od razu zyskiwali moją sympatię, a niektórzy sprawiali, że na wzmiankę o nich zaciskałam pięści. Tak wiec, mamy barwną paletę charakterów. Od tych najtwardszych i opanowanych, po tych niezdecydowanych i strachliwych, aż po nieudaczników i ofiary losu.
Co mogę jeszcze napisać o tej książce? Chyba tylko tyle, że grzechem byłoby nie zapoznać się z tą serią. Może wydawać się ona banalna, ale tak naprawdę myślę, że zachwyci każdego fana fantastyki. Naprawdę polecam! POLECAM i jeszcze raz polecam!
„Wy wszyscy, gdziekolwiek jesteście: wy w strzelistych miastach i wy w małych wioskach. Znajdźcie w sobie to, co najtwardsze, kamienne bryły, żelazne pręty i ogniwa, i wyrzućcie precz. Umówmy się tak: zrobię to, jeśli i wy to zrobicie, teraz i na zawsze. Zburzcie mury.”
Świat Leny ponownie staje do góry nogami. Powrót Alexa, porządkowi w Głuszy, walka rządu z ludźmi do drugiej stronie murów i jeszcze Julian, którego wcześniej uratowała i nie jest pewna jakim uczuciem go darzy. Grupa Odmieńców, którzy postanowili uciec do Głuszy przed remedium wraz z Leną, Raven, Alexem i Julianem wyrusza na wyprawę. Po drodze spotyka ich wiele nieszczęść....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz.”
Quentin – dla przyjaciół Q – od zawsze podkochuje się w niesamowitej i zaskakującej Margo Roth Spiegelman. Gdy pewnego dnia dziewczyna pojawia się pod jego oknem i namawia go na przeżycie niepowtarzalnej i nielegalnej przygody, chłopak dołącza do niej. Następnego dnia Quentin dowiaduje się, że Margo zniknęła. Chłopak czuje, że tylko on może ją odnaleźć. Dziewczyna zostawia wskazówki, które mają pomóc mu odnaleźć do niej drogę.
Do książki zabierałam się dość długo. Miałam ją na swojej półce pół roku, ale dopiero ostatnio zmusiłam się, żeby ją zacząć. Jak już zaczęłam, to nie mogłam się oderwać, tak to z Greenem bywa…
Jak to w książkach Greena bywa, mamy lekko przynudzającego głównego bohatera, szalonego przyjaciela starającego się zdemoralizować tego pierwszego oraz wyjątkową dziewczynę, która bynajmniej nie jest aniołkiem. Ten schemat już znamy. Co sprawia, że mimo szablonowości nadal kochamy książki Johna Greena? Mimo wszystko, bohaterowie są inni niż w przeciętnych młodzieżówkach. Mają w sobie to „coś” i każdy posiada jakieś swoje dziwactwa. Weźmy taką Margo. Czyż nie jest trochę podobna do Alaski z „Szukając Alaski”? Pociągająca, ale nie idealna. Ma błysk w oku, ale mimo to widać, że jest przygnębiona. Pragnie odosobnienia i ucieczki. To historia sprawia, że jednak są innymi osobami. Margo z jednej strony polubiłam, z drugiej – denerwowała mnie. Rozumiem, chciała wyjechać, zniknąć. Tylko czy nie można było zrobić tego w innym sposób? Zachowała się nie fair w stosunku do swoich przyjaciół i rodziny. A Quentin, co tu dużo mówić. Ślepy na wszystko, próbował za wszelką cenę ją odnaleźć. Nie zastanawiał się nad tym, że zaraz egzaminy, koniec roku, studia. Naprawdę polubiłam przyjaciół Quentina. Radar i Ben to prawdziwie oddani kumple, którzy pomagali Q nawet w bezsensownym przeszukiwaniu opuszczonych osiedli.
„Chodzi mi o to, że w którymś momencie będziesz musiał przestać wpatrywać się w niebo, bo inaczej pewnego dnia spojrzysz z powrotem w dół i zorientujesz się, że ty także uleciałeś gdzieś w przestworza.”
Lubię książki Greena ze względu na to, że są to pojedyncze tomy, nie serie. Zaczynam książkę i kończąc ją, kończę daną historię. Czasami zastanawiam się, co by znalazło się w kontynuacji takiej powieści, ale zawsze dochodzę do wniosku, że dobrym posunięciem było pozostawienie lekkiego niedosytu czytelnikowi. Jeśli chodzi o styl autora, to już wypowiadałam się na jego temat w recenzjach innych książek. Powiem tylko tyle, że uwielbiam sposób w jaki pisze. Humor bohaterów i ich niezwykłe pomysły to wszystko dzięki niemu.
Książka porusza wiele tematów. Jest tu prawdziwa przyjaźń, ale też i ta fałszywa. Miłość, marzenia i dążenie do ich spełnienia. Tak jak w każdej książce Greena, pięknych cytatów i sentencji jest tak wiele, że brakuje miejsca do zostawiania karteczek w książce. Sama się o tym przekonałam. Poruszane poważne tematy pomieszane z humorem charakterystycznym dla nastolatków. Zazwyczaj nie wychodzi to dobrze, chyba, że jest się Johnem Greenem – wtedy wszystko jest możliwe.
Podsumowując. „Papierowe Miasta” to pozycja obowiązkowa dla wielbicieli Hazel i Gusa. Nie będzie to to samo, ale mimo wszystko nie zawiedziecie się. Historia Quentina to mieszanka literatury młodzieżowej z wątkami detektywistycznymi. Bohaterowie są mocną stroną tej książki, ale same wydarzenia wciągają i nie pozwolą Ci się oderwać od lektury nawet na minutę. Chcesz rozwiązać zagadkę Margo? Dołącz do Quentina i zobacz jaka jest tajemnica papierowych miast!
„Pamiętaj, że czasami nasze wyobrażenie drugiej osoby niewiele ma wspólnego z tym, kim ona naprawdę jest".
„Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toQuentin – dla przyjaciół Q – od zawsze podkochuje się w niesamowitej i zaskakującej Margo Roth Spiegelman. Gdy pewnego dnia dziewczyna pojawia się pod jego oknem i namawia go na przeżycie niepowtarzalnej i nielegalnej przygody, chłopak dołącza do niej. Następnego dnia Quentin dowiaduje się, że Margo zniknęła....