-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
„Wytrwaj przy mnie” daję mocne 9/10 👌 Przede wszystkim nie jest kalką romansów, które obecnie zdominowały rynek, ani nie powieka ich schematów. Osobiście zniechęcają mnie książki, w których wątki, akcja, a czasem i historia bohaterów, są podobne do dziesiątek innych już wydanych powieści. Pod tym względem „Wytrwaj przy mnie” potrafi zaskoczyć czytelnika, a to chyba najważniejsza cecha dobrej książki. Plus - jest to romans z morałem, a nie zwykła romantyczna historyjka, o której się zapomni zaraz po odłożeniu książki.
„Wytrwaj przy mnie” daję mocne 9/10 👌 Przede wszystkim nie jest kalką romansów, które obecnie zdominowały rynek, ani nie powieka ich schematów. Osobiście zniechęcają mnie książki, w których wątki, akcja, a czasem i historia bohaterów, są podobne do dziesiątek innych już wydanych powieści. Pod tym względem „Wytrwaj przy mnie” potrafi zaskoczyć czytelnika, a to chyba...
więcej mniej Pokaż mimo toAnna Bellon kolejny raz udowodniła, że nie ma sobie równych jeśli chodzi o tworzenie słodkich, romantycznych historii rodem z amerykańskich seriali. California Boy jest gorącym niczym kalifornijskie słońce romansem, gdzie wzloty i upadki budującego się związku Lizzy i Danny"ego łapią czytelnika za serce i sprawiają, że bez opamiętania zatraca się w lekturze. Polecam wszystkim, którzy wierzą, że prawdziwa miłość potrafi pokonać wszelkie przeciwności losu i dzięki której jesteśmy w stanie pokochać samych siebie.
Anna Bellon kolejny raz udowodniła, że nie ma sobie równych jeśli chodzi o tworzenie słodkich, romantycznych historii rodem z amerykańskich seriali. California Boy jest gorącym niczym kalifornijskie słońce romansem, gdzie wzloty i upadki budującego się związku Lizzy i Danny"ego łapią czytelnika za serce i sprawiają, że bez opamiętania zatraca się w lekturze. Polecam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Obecnie mamy do czynienia z rozkwitem nowego gatunku zwanego "romansem mafijnym", gdzie erotyka i pseudogangsterka przeplatają się wzajemnie, niejednokrotnie tworząc jedynie płytkie podłoże do niezbyt lotnego wątku fabularnego. To sprawia, że dość sceptycznie i z pewnym rozczarowaniem patrzę na nowości. Jednak, gdy Agnieszka Lingas-Łoniewska Pisarka napisała do mnie w środku nocy "musisz koniecznie przeczytać tę książkę!", w mojej głowie zaświeciła się lampka ostrzegawcza. Czyżby światełko w tunelu? Powiew świeżości i całkiem nowe spojrzenie na romans mafijny?
Przeczytałam. I muszę to napisać: Co. To. Była. Za. Książka! Kartki ubywały w oka mgnieniu, a zmyślnie poprowadzona fabuła sprawiła, że nie mogłam oderwać się od czytania. A gdy już to robiłam, to z rozdrażnieniem napędzanym frustracją. Historię Marty Małeckiej, zaginionej córki góry rosyjskiej bratwy, czytałam z wypiekami na twarzy, naprzemiennie z niewybrednymi przerywnikami w postaci rozluźniających słów z literką "r" w środku. Dziewczyna zostaje uprowadzona i wywieziona do Sankt Petersburga, gdzie poznaje prawdę o swoim pochodzeniu. Zostaje wplątana w rodzinne intrygi, staje się marionetką w rękach ojca, przy czym nie traci zimnej krwi i mimo wszystko stara się uciec. Jest też wątek miłosny między Martą, tytułową Matrioszką, a Nikołajem, jej ochroniarzem, a jednocześnie egzekutorem w bratwie. Na prawdziwy laur uznania zasługuje konstrukcja postaci Marty, która zachowuje przytomność umysłu, a jej zachowanie jest realne, rzeczywiste. Paulina Jurga mocno weszła w środowisko rosyjskich worów. Merytoryka, która odbija się w powieści, znajomość środowiska świadczy o dogłębnym researchu, czym autorka zaskarbiła sobie moje serce i uznanie. Co najbardziej mnie zaskakuje? To debiut. Debiut i to tak oszałamiający, że wykracza poza wszelką skalę. Fabuła jest dopracowana, tło rzetelnie odwzorowane, wiedza ugruntowana, związek przyczynowo-skutkowy na zaskakująco dobrym poziomie, a bohaterowie wykreowani na autentycznych i... przerażających. Jeszcze żaden debiut nie wprowadził mnie w tak pozytywne osłupienie.
Czy polecam? Oczywiście, że TAK! Szczególnie czytelnikom, którzy cenią sobie wielowątkowość oraz mieszanie gatunków – romans, sensacja, dramat, thriller... Według mnie to must have tego roku. I jestem przekonana, że kolejny tom "Marionetka" również zagości na mojej półce. Innej opcji nie ma. Autorce gratuluję z całego serca (mentalna owacja na stojąco) i czekam na drugi tom!
Polecam!!!
Obecnie mamy do czynienia z rozkwitem nowego gatunku zwanego "romansem mafijnym", gdzie erotyka i pseudogangsterka przeplatają się wzajemnie, niejednokrotnie tworząc jedynie płytkie podłoże do niezbyt lotnego wątku fabularnego. To sprawia, że dość sceptycznie i z pewnym rozczarowaniem patrzę na nowości. Jednak, gdy Agnieszka Lingas-Łoniewska Pisarka napisała do mnie w...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-05
2020-05-03
„The love hypothesis” ma ogromny potencjał, by pretendować najlepszej książki tej jesieni. Dlaczego zawiesiłam poprzeczkę tak wysoko? Otóż zrobiła to sama autorka. Przede wszystkim miejsce akcji osadziła na Wydziale Biologii Uniwersytetu Stanforda. Sądzicie, że nie ma nic bardziej nudnego? Błąd. Oczywiście, mamy do czynienia z bohaterami, dla których nauka i stały rozwój to główny cel w ich życiu, jednak za zamkniętymi drzwiami laboratorium, do którego mają dostęp jedynie nieliczni, rozwinęła się całkiem interesująca historia. Otóż z dnia na dzień głównym tematem rozmów studentów, doktorantów oraz profesorskiej kadry stał się romans młodej doktorantki Olive Smith z doktorem Carlsenem – postrachem studentów i głównym bohaterem ich koszmarów zarówno na jawie, jak i w śnie. Jednak jest pewien haczyk – ich związek jest „udawany”. A przynajmniej właśnie tak sądzi Olive.
Cała książka utrzymuje się w klimacie romansu, gdzie (przez liczne perypetie bohaterki oraz zabawne komentarze i porównania) mocno zarysowany jest wątek komediowy, jednak istotny jest również poruszony przez autorkę temat równouprawnienia na wydziałach uczelnianych, w szczególności zdominowanych przez mężczyzn. Właśnie to stanowi ważną cześć tej historii. Dowiadujemy się, jakich nieprzyjemnych sytuacji doświadczają doktorantki ze strony kolegów z wydziału, a nawet poruszony jest problem mobbingu w relacji student-promotor.
Siłą napędowa jest niezaprzeczalnie Olive i jej silny charakter (chociaż panikująca wersja Olivie również jest urocza). Od samego początku między nią a doktorem Carlsenem daje się wyczuć napięcie, które przyprawia o zawrót głowy. Natomiast TO co się dzieje pod koniec rozdziału piętnastego oraz pewne zdanie, które pada z ust doktora Carlsena (zbereźnicy, tak o TO chodzi!) to już absolutny kosmos. Słowem - puszczają wszelkie hamulce. Mnie przyszło jedynie wachlować sobie dłonią - na zmianę z przeklinaniem wydawnictwa, bo umowny się, to wszystko ich wina. Dalej uważam, że pewne książki powinny posiadać ostrzeżenie – Polityka „jeszcze jeden rozdział i idę spać” nie istnieje w przypadku tej książki!. Ale do samej autorki pretensji mieć nie będę – wręcz przeciwnie! Kocham jej styl, historię skąpaną w prężnej dawce błyskotliwego humoru, a także sposób w jaki wykreowała postacie Olive i Adama (rozmarzone westchnienie). Z niecierpliwością czekam na jej kolejną książkę!
„The love hypothesis” polecam. Must read tej jesieni.
„The love hypothesis” ma ogromny potencjał, by pretendować najlepszej książki tej jesieni. Dlaczego zawiesiłam poprzeczkę tak wysoko? Otóż zrobiła to sama autorka. Przede wszystkim miejsce akcji osadziła na Wydziale Biologii Uniwersytetu Stanforda. Sądzicie, że nie ma nic bardziej nudnego? Błąd. Oczywiście, mamy do czynienia z bohaterami, dla których nauka i stały rozwój to...
więcej Pokaż mimo to