-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać312
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2020-12-30
2020-12-25
2020-12-21
2020-12-17
2020-11-22
2020-11-17
2020-11-08
Czy znacie autorkę, której książki nigdy was nie zawiodły? Autorkę, której każda kolejna powieść jest jeszcze lepsza od poprzedniej? Autorkę, która za każdym razem ma coraz bardziej oryginalne pomysły wzbudzające w was zachwyt? Dla mnie taką autorką jest Danielle L. Jensen, więc kiedy doszły do mnie słuchy, że Mroczne niebo ma zostać u nas wydane, zaczęłam szaleć z radości. Akcja powieści toczy się w tym samym momencie co Mroczne Wybrzeża, dlatego możecie przeczytać te tomy w dowolnej kolejności. Nawet jeśli nie czytaliście Mrocznych Wybrzeży, nic nie stoi na przeszkodzie, abyście zaczęli od Mrocznego nieba, które zabierze was w niezapomnianą przygodę!
Nie lubię, kiedy w trakcie serii zmieniają się główni bohaterowie, dlatego początkowo miałam obawy, sięgając po Mroczne niebo... Ale Killiana i Lidię pokochałam całym sercem, chyba nawet bardziej niż Marka i Terianę! Zostałam wciągnięta w tę historię już od pierwszej strony i nie byłam w stanie jej odłożyć na bok, moje myśli ciągle krążyły wokół wydarzeń przedstawionych w powieści i tego, jakie przeszkody staną jeszcze na drodze naszych bohaterów. W tej historii nie ma żadnego zbędnego elementu, każde słowo ma znaczenie, wszystko pięknie się ze sobą łączy, tworząc niezwykle intrygującą i porywającą całość. Autorka nie daje nam ani chwili na złapanie oddechu, wir akcji oraz politycznych intryg pochłonął mnie od samego początku. Pierwszy rozdział zaczyna się od mocnego uderzenia i wydawało mi się, że później nastąpi spowolnienie fabuły... Nic bardziej mylnego! Napięcie z każdą stroną wzrastało coraz bardziej, prowadząc do zapierającego dech w piersiach finału, który zupełnie mnie zmiażdżył. Nie jestem pewna, czy w ogóle oddychałam w trakcie czytania tej książki!
W tej powieści jest tyle niesamowitych elementów: zaczynając od bohaterów, którzy są wielowymiarowi, którzy cierpią, zmagają się z własnymi demonami, ale każdego dnia walczą o coś lepszego, kończąc na niezwykle rozległej i przemyślanej budowie świata przedstawionego, który zauroczył mnie już od pierwszej strony. Rzadko zdarza się, żebym nie potrafiła wskazać w książce słabszego momentu czy uwierającej mnie wady, ale w przypadku Mrocznego nieba jest to po prostu niemożliwe, ta historia jest kompletna i porywająca. Autorka niesamowicie pogłębiła rzeczywistość znaną mi wcześniej z Mrocznych Wybrzeży, pokazując drugą stronę podzielonego globu i chociaż jest ona wypełniona desperacją oraz mrokiem w obliczu potężnych sił nadnaturalnego wroga, wciąż pozostaje piękna.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Danielle L. Jensen kreuje ten świat, a jeszcze bardziej tego, jak pozwala rozwijać się swoim postaciom. Killiana pokochałam od samego początku; to urodzony wojownik naznaczony przez samego boga wojny, nikt jednak nie rozumie, że Killian nie jest niezwyciężony i że jak wszyscy odczuwa strach. Przez cały czas jest on rozdarty pomiędzy swoim obowiązkiem a wolnością, honorem a pragnieniami, a do tego ma niezwykle miękkie serce. Do Lidii z kolei musiałam się przekonać, jednak to, jak rozkwita w trakcie trwania powieści... Kiedy ją poznajemy, jest arystokratką pozbawioną możliwości wyboru, która nie potrafi zawalczyć o zmianę własnego losu, zamiast tego woli odnajdować schronienie wśród ukochanych książek. Z czasem jednak Lidia wychodzi ze swojej skorupy, jej droga ku odnalezieniu siebie, swojego miejsca i celu jest nadzwyczajna. A do tego powoli rozwijający się wątek romantyczny, który jest ucieleśnieniem subtelności, a jednocześnie jest słodką torturą dla czytelnika...
Mroczne niebo jest nie tylko jedną z najlepszych książek, jakie przeczytałam w 2020 roku, to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam w życiu! Koniecznie musicie poznać tę historię, która kompletnie zawładnie waszym sercem. Gwarantuję, że nie będziecie w stanie jej odłożyć na bok, że ten świat całkowicie was pochłonie. To przepięknie napisana powieść fantasy z niesamowitymi bohaterami, których nie da się nie pokochać, wypełniona jest po brzegi magią, mrokiem oraz walką, a wszystko to jest okraszone pięknym stylem autorki, który trafia wprost do serca. Błagam, przeczytajcie tę książkę. Naprawdę warto.
Instagram: @booksbygeekgirl
Czy znacie autorkę, której książki nigdy was nie zawiodły? Autorkę, której każda kolejna powieść jest jeszcze lepsza od poprzedniej? Autorkę, która za każdym razem ma coraz bardziej oryginalne pomysły wzbudzające w was zachwyt? Dla mnie taką autorką jest Danielle L. Jensen, więc kiedy doszły do mnie słuchy, że Mroczne niebo ma zostać u nas wydane, zaczęłam szaleć z radości....
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-30
2020-10-29
2020-05-27
2020-06-26
https://szept-stron.blogspot.com
Instagram: @booksbygeekgirl
Tusz to pierwsza część trylogii będąca wprowadzeniem do całego dystopijnego świata wykreowanego przez Alice Broadway. Błyszcząca okładka przyciąga wzrok, sprawiając, że czytelniczym srokom trudno będzie się trzymać z daleka od pięknej oprawy graficznej, ja byłam jednak niezwykle ciekawa tego, jak autorka wplecie motyw tatuażu w swoją historię.
Pomysł na całą trylogię jest niesamowity. Leora żyje w świecie, w którym całe życie człowieka zostaje zapisane za pomocą tuszu i maszynki do tatuowania; zarówno bohaterskie czyny, jak i podłe uczynki są upamiętniane na skórze, z której po śmierci tworzy się księgę skóry i przekazuje się ją bliskim zmarłego, aby go upamiętnić. Z jednej strony jest to niezwykle oryginalna idea, z drugiej strony zdarzają się ponure, wręcz makabryczne opisy sposobu przyrządzania podobnej księgi, na szczęście nie ma ich wiele. Alice Broadway wykreowała od podstaw nowy świt wraz z wierzeniami ludu, lecz momentami wydawał mi się on być... pusty. Zwłaszcza na początku, kiedy okazało się, że niewiele jest w tej powieści fantasy, spodziewałam się większej ilości magicznych elementów wplecionych w fabułę, tymczasem rzeczywistość przedstawiona niemal niczym nie różniła się od naszej z wyjątkiem obowiązku tatuowania. Przez pierwsze sto stron dostajemy głównie nudne opisy zwykłego życia nastolatki, która chodzi do szkoły, zdaje egzaminy i spotyka się ze swoją jedyną przyjaciółką, ta część była praktycznie pozbawiona dialogów, przez co ciężko się ją czytało i zaczynałam mieć obawy, że lektura zupełnie mi się nie spodoba. Na szczęście po stu stronach Tusz nabrał tempa, pojawiło się kilka nowych wątków, które tak mnie wciągnęły w powieść, że nie mogłam jej odłożyć na bok. Przede wszystkim zauroczyły mnie niesamowicie barwne opisy tatuaży, mogłabym czytać je w nieskończoność, niestety czuję niedosyt w tym zakresie – Leora pragnie zostać tatuażystką, cała fabuła też jest silnie związana z tą sztuką, więc żałuję, że dostaliśmy tak niewiele fragmentów związanych z obrazami tworzonymi tuszem na skórze.
Największym minusem Tuszu są bohaterowie. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że są dość słabo zarysowani, brakowało im charakterystycznych cech, które odróżniałyby ich od całości. Mogliby się wymienić imionami, a dla mnie nie byłoby najmniejszej różnicy. Największy problem mam z Leorą, która jest bardzo gwałtowna i zdaje się nie mieć własnego zdania, bardzo łatwo jest nią manipulować i ciągle przechodzi na różne strony w zależności od tego, kto i co jej powiedział, nawet jeśli brakuje dowodów na poparcie tych słów. Sama siebie kreuje na brzydką, szarą myszkę, podczas gdy w rzeczywistości jest piękna i słyszy ciągle komplementy ze strony innych osób, więc niestety Leora wpada w pewien schemat young adult, chociaż wiele jej brakuje do moich ulubionych bohaterek z tego gatunku. Nie polubiłam najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki, Verity – jej imię często pojawiało się na łamach powieści, ale nie wywarła na mnie dobrego wrażenia. Wydaje mi się, że najlepszą postacią pozostaje Obel, który skrywał w sobie mnóstwo tajemnic, jego motywacja była wyjątkowa i jego charakter wydawał się być najbardziej spójny. Muszę jeszcze ponarzekać na temat wątku romantycznego, ponieważ według mnie lepiej by było, gdyby ta relacja w ogóle nie zaistniała – Oscar i Leora spotykają się dosłownie dwa razy, a już jest to wielka miłość. Według mnie można by było usunąć cały ten wątek i powieść nie tylko by na tym nie straciła, ale wręcz by zyskała.
Tusz to historia, która ma w sobie potencjał. Zaskoczyła mnie oryginalnym pomysłem, oczarował mnie sposób, w jaki przedstawiła tatuaże, pięknie opisanymi baśniami inspirowanymi między innymi Śpiącą Królewną, dziejami Izydy czy puszką Pandory inteligentnie wplecionymi w fabułę i unikatowym klimatem, którego nie znajdziecie w żadnej innej książce młodzieżowej. Jest to powieść, którą czyta się szybko przez wzgląd na przyjemny styl autorki, ale mam nadzieję, że w przyszłych częściach Alice Broadway popracuje nad kreacją swojego świata i poprawi sylwetki bohaterów.
https://szept-stron.blogspot.com
Instagram: @booksbygeekgirl
Tusz to pierwsza część trylogii będąca wprowadzeniem do całego dystopijnego świata wykreowanego przez Alice Broadway. Błyszcząca okładka przyciąga wzrok, sprawiając, że czytelniczym srokom trudno będzie się trzymać z daleka od pięknej oprawy graficznej, ja byłam jednak niezwykle ciekawa tego, jak autorka wplecie...
2020-07-01
2020-07-01
2020-10-22
2020-10-20
2020-10-18
2020-10-08
2020-10-03
2020-09-21
2020-09-15
Już początki z Nic więcej były dla mnie trudne. Nie spodziewałam się, że pomiędzy głównymi bohaterami pojawi się tak duża różnica wieku, lecz starałam się nie nastawiać negatywnie – jest to motyw, który odpowiednio poprowadzony, potrafi być naprawdę ciekawy, ale według mnie w tym przypadku nie został wykorzystany. Cała ta historia miała w sobie dość duży potencjał, jednak żaden z motywów użytych przez autorkę nie doczekał się rozwinięcia, na które by zasługiwał. Momentami miałam wrażenie, jakbym czytała scenariusz opery mydlanej, gdzie połowa wątków jest wciśnięta na siłę tylko po to, by wprowadzić odbiorców w błąd i później sztucznie stworzyć element zaskoczenia, gdy kolejne rewelacje wychodzą na jaw. Objętościowo Nic więcej nie jest zbyt dużą książką, a mimo to znalazło się miejsce na zdrady (tak, w liczbie mnogiej, wszyscy wszystkich zdradzają), wypadki samochodowe, pożary, nieobecnych ojców, ojców, którzy w rzeczywistości nie są ojcami, romanse, które nie są romansami, ale jednak są... Im głębiej zanurzałam się w fabułę, tym bardziej absurdalne wydawały mi się być kolejne rozwiązania, a przy tym zupełnie zabrakło emocji. Autorka tak sucho opisuje kolejne sceny, nie zagłębiając się w psychikę głównej bohaterki, że nic nie czułam... Może z wyjątkiem narastającej frustracji zachowaniem poszczególnych postaci, ponieważ rozdrażnienie towarzyszyło mi od pierwszej strony do samego końca.
Nic więcej jest dla mnie książką niezwykle problematyczną, zwłaszcza pod względem moralnym i etycznym. Wystarczy jedno spotkanie, pięć zdań wypowiedzianych nad kubkiem herbaty, by Igor oraz Sylwia wyznawali sobie dozgonną miłość, chociaż ona ma narzeczonego i pozostaje w wieloletnim związku, a on jest pięćdziesięcioletnim facetem, który swoje już przeszedł. Już na początku trudno było mi przełknąć fakt, że od razu poczuli taką fascynację względem siebie, chociaż nie mieli ku temu żadnych powodów, jednak później było tylko gorzej – autorka nie zrobiła nic, by pogłębić ich znajomość, nie łączyło ich absolutnie nic. Wszystkie ich rozmowy były dla mnie płytkie i pozbawione sensu, ciągle obracały się wokół jednego tematu – tego, jak to niby nie mogą bez siebie żyć, ale jednocześnie nie powinni być razem (chociaż absolutnie nie miało to związku z tym, że ona miała narzeczonego, po prostu nie mogli, bo nie mogli). Rozstawali się, po kilku dniach nie mogli bez siebie wytrzymać, więc znowu się spotykali, by dojść do wniosku, że ich związek nie ma przyszłości, więc kończyli znajomość, która za chwilę znowu się odnawiała, ponieważ tak bardzo za sobą tęsknili i tak bez końca. Zarówno Sylwia, jak i Igor są dorosłymi ludźmi, chociaż on ma nieco więcej życiowego doświadczenia, jednak zachowywali się jak niezdecydowane, rozkapryszone bachory. Nic nie jest w stanie usprawiedliwić zdrady, lecz autorka nawet nie starała się nas przekonać, że między nimi faktycznie mogło być tak głębokie uczucie, że zdecydowali się na podobny akt.
Denerwuje mnie to, jak ogromną egoistką była Sylwia – ani razu nie czuła wyrzutów sumienia w związku ze swoim romansem, w ogóle nie myślała o swoim narzeczonym, który starał się bardziej zaangażować, w każdej sytuacji myślała tylko o sobie. W dodatku w przeszłości randkowała ze swoim nauczycielem matematyki i poczuła się skrzywdzona oraz opuszczona, gdy on odszedł z pracy w szkole i wyjechał do innego miasta, a przecież to właśnie przez nią zawaliło mu się życie! Liczyło się tylko to, że ona była samotna, to zaledwie jeden przykład jej egoizmu, było tego o wiele więcej, lecz nie chcę za bardzo spojlerować. Dziwi mnie to, że autorka przedstawiła podobną relację jako coś normalnego, podczas gdy taki związek łamie wszelkie zasady etyki. Rzeczy, które dla mnie są absolutnie nie do przyjęcia, w tej książce uchodziły za coś naturalnego. Jednocześnie Nic więcej jest książką, która stara się uchodzić za coś więcej, niż jest w rzeczywistości – były tutaj wplecione wątki rasizmu i nietolerancji względem czarnoskórej przyjaciółki Sylwii, Aniki. Według mnie ten wątek był zbyt przekoloryzowany i nie oddawał głębi problemu. Mam zastrzeżenia także do dialogów, które na siłę próbowały uchodzić za piękne i poetyckie, ale ta kwiecistość była sztuczna, pozbawiona delikatności oraz wdzięku.
Nic więcej to książka, która kompletnie mnie zawiodła. Bohaterowie są mdli, pozbawieni charakteru czy charyzmy, jest w nich za to mnóstwo egoizmu i niezdecydowania. Niby sporo się wydarzyło i autorka starała się zawrzeć w tej historii dużo różnorodnych wątków, ale mam wrażenie, jakbym przeczytała opowieść o niczym. Relacja między głównymi bohaterami dla mnie nie istnieje, zupełnie w nią nie uwierzyłam. Do tego nie potrafię zaakceptować tego, że Sylwia tak po prostu wdała się w romans i zwodziła swojego narzeczonego przez 2/3 książki. Od dawna nie czułam takiej frustracji w trakcie czytania jakiejś powieści, a Nic więcej to według mnie jedna z najgorszych historii, za jakie zabrałam się w tym roku.
https://szept-stron.blogspot.com
@booksbygeekgirl
Już początki z Nic więcej były dla mnie trudne. Nie spodziewałam się, że pomiędzy głównymi bohaterami pojawi się tak duża różnica wieku, lecz starałam się nie nastawiać negatywnie – jest to motyw, który odpowiednio poprowadzony, potrafi być naprawdę ciekawy, ale według mnie w tym przypadku nie został wykorzystany. Cała ta historia miała w sobie dość duży potencjał, jednak...
więcej Pokaż mimo to