-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2009-11-01
2009-12-09
"Niepokorna córka" to interesująca biografia Wietnamki Xuan Phuong. Niesamowite, ile człowiek może przecierpieć i pomimo tego wytrwać i nigdy nie upaść na duchu, zachować głęboki patriotyzm, a jednocześnie zdolność samodzielnego myślenia w samym centrum masowej propagandy.
Z książki można dowiedzieć się również nieco o historii Wietnamu i wojnach, jakie toczył naród wietnamski - najpierw w latach 1946 - 1954 przeciwko Francuzom usiłującym odzyskać dawne kolonialne panowanie, potem w latach 1965 - 1975 przeciw Amerykanom, usiłującym przeszkodzić zjednoczeniu północnej części kraju z południową, ponadto krótkotrwałą, lecz okrutną inwazję japońską pod koniec drugiej wojny światowej.
Tacy ludzie jak Phuong to niezwykłe jednostki. Jej biografia to obraz Wietnamu od wewnątrz, widziany oczyma walczącej, wietnamskiej kobiety. Kobiety niezwykle odważnej i ambitnej, która już w latach pokoju, będąc na emeryturze, wciąż nie bała się realizować swoich marzeń i żyć tak, jak pragnęła, nawet za cenę wielkich wyrzeczeń.
Polecam.
"Niepokorna córka" to interesująca biografia Wietnamki Xuan Phuong. Niesamowite, ile człowiek może przecierpieć i pomimo tego wytrwać i nigdy nie upaść na duchu, zachować głęboki patriotyzm, a jednocześnie zdolność samodzielnego myślenia w samym centrum masowej propagandy.
Z książki można dowiedzieć się również nieco o historii Wietnamu i wojnach, jakie toczył naród...
2009-08-26
Piękna powieść. Historia o spełnianiu swoich zapomnianych marzeń, poszukiwaniu własnej drogi, odnajdywaniu miłości. To książka o świetle i ciemności. Bardzo łagodna, ciepła, miękka - jeśli tak w ogóle można powiedzieć o książce. Napisana tak bardzo obrazowo i plastycznie, że można tę historię poczuć i zobaczyć. Pełna smaków, zapachów, uczuć, kolorów, gry światła, dźwięków. Historia tak piękna, że aż niewiarygodna. Momentami może ciut przesłodzona, ale czyż miłość nie jest czasami słodka?
Piękna powieść. Historia o spełnianiu swoich zapomnianych marzeń, poszukiwaniu własnej drogi, odnajdywaniu miłości. To książka o świetle i ciemności. Bardzo łagodna, ciepła, miękka - jeśli tak w ogóle można powiedzieć o książce. Napisana tak bardzo obrazowo i plastycznie, że można tę historię poczuć i zobaczyć. Pełna smaków, zapachów, uczuć, kolorów, gry światła, dźwięków....
więcej mniej Pokaż mimo to2009-11
To książka dla szukających spokoju i wyciszenia. Nie ma w niej wartkiej akcji. Narratorem jest sześćdziesięciosiedmioletni Trond, który trzy lata po śmierci żony właśnie zamieszkał w niewielkim domku nad jeziorem, daleko na wschodzie Norwegii.
Jest początek listopada, pada śnieg. Niedługo skończy się to tysiąclecie. Trond codziennie wstaje przed świtem, wychodzi z psem Lyrą na spacer, pali w piecu, pije kawę przy kuchennym stole, obserwuje ptaki przez szybę. Jest samotnikiem: "Przez całe życie tęskniłem za samotnością w takim miejscu jak to. Nawet gdy było najpiękniej, co wcale nie zdarzało się rzadko (...) A teraz mieszkam tu i jest prawie dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem". Przypadkowe spotkanie z sąsiadem przywołuje w nim wspomnienia z lata 1948 roku.
Książkę czyta się łatwo, może nawet zbyt łatwo. Wspomnienia Tronda przeplatają się z jego rzeczywistym życiem. Lato z zimą. Młodość ze starością. Przyjaźń z samotnością.
Kiedyś w młodzieńczych latach, kradnąc z przyjacielem konie, nie udało mu się schwycić wierzchowca, który pognał galopem pozostawiając za sobą tylko unoszący się w powietrzu pył. Czytając tę powieść miałam wrażenie, jakbym przez ten pył patrzyła na jej bohaterów, tak jakby byli rozmyci w przestrzeni. Podobał mi się jednak styl Pettersona. Jego "oszczędna, zaskakująca proza odbiera dech w piersiach jak silne uderzenie mroźnego wiatru" (Daily Express).
"Kradnąc konie" nie pozostawia po przeczytaniu szczególnie silnych wrażeń, a jednak w trakcie czytania wycisza, chłodzi, pozwala płynąć czasowi swoim niespiesznym rytmem. Dobra na listopadowy wieczór przy filiżance ciepłej herbaty.
To książka dla szukających spokoju i wyciszenia. Nie ma w niej wartkiej akcji. Narratorem jest sześćdziesięciosiedmioletni Trond, który trzy lata po śmierci żony właśnie zamieszkał w niewielkim domku nad jeziorem, daleko na wschodzie Norwegii.
Jest początek listopada, pada śnieg. Niedługo skończy się to tysiąclecie. Trond codziennie wstaje przed świtem, wychodzi z psem...
2009
2009-11-09
Murakami jak zwykle mnie nie zawiódł. Ba, powoli staje się jednym z moich ulubionych pisarzy, choć to dopiero jego trzecia książka, którą pochłonęłam. "Norwegian Wood" jest inna od pozostałych, jest na wskroś realna. Nie ma tu realizmu magicznego, który tak lubię, ale pomimo to podobała mi się.
Obok Murakamiego nie sposób przejść obojętnie. Jego powieści dotykają w jakiś dziwnie bolesny sposób mojej duszy, długo nie potrafię o nich zapomnieć. Ukazują samotność wśród ludzi.
"Norwegian Wood" to smutna powieść. Smutek czai się w niej na każdym kroku. Ale jest to smutek "uniwersalny", dotyczy każdego. Każe "zastanowić się, co do tej pory utraciłem, nad straconym czasem, nad ludźmi, którzy umarli albo odeszli, nad myślami, które już nie wrócą". Nad śmiercią: "Żyjąc, jednocześnie pielęgnujemy w sobie śmierć. Lecz jest to tylko jedna z prawd, jakie musimy poznać. Śmierć N. nauczyła mnie, że żadna prawda nie może uleczyć smutku po stracie ukochanej osoby. Nie może go uleczyć żadna prawda, żadna uczciwość, żadna siła, żadna dobroć. Przeżywszy ten smutek w pełni, możemy się jedynie czegoś z niego nauczyć, lecz to, czego się nauczymy, wcale nam się nie przyda, kiedy nadejdzie następny, niemożliwy do przewidzenia smutek."
Murakami, poruszając uniwersalne (i może się przez to wydawać że banalne) prawdy, pisze prosto i oszczędnie, żadne zdanie nie wydaje się zbędne, zbyt ukwiecone, "udekorowane" , jak ja to mówię. Ten styl do mnie przemawia i jednocześnie zachwyca. To proza godna uwagi.
Murakami jak zwykle mnie nie zawiódł. Ba, powoli staje się jednym z moich ulubionych pisarzy, choć to dopiero jego trzecia książka, którą pochłonęłam. "Norwegian Wood" jest inna od pozostałych, jest na wskroś realna. Nie ma tu realizmu magicznego, który tak lubię, ale pomimo to podobała mi się.
Obok Murakamiego nie sposób przejść obojętnie. Jego powieści dotykają w jakiś...
2009-11-11
"Są istoty, którym nic się nie udaje" - tymi słowami rozpoczyna się króciutka i wstrząsająca książka algierskiego pisarza tworzącego po francusku, Yasminy Khadry.
Autor nie nadał imienia głównemu bohaterowi, nie wiemy też, w jakim jest wieku. Żyje w Algierii w małej mieścinie o nazwie Duar Jatim. Jak sam mówi, dzieciństwo go nudziło, nie znosił szkoły, nie ma przyjaciół, nikt go nie odwiedza, ludzie budzą w nim niechęć, przyszłość go nie nęci.
"Mój ranek jest równie smutny jak pusty; wyspa zagubiona w ogromnym morzu rezygnacji. Jego słońce mnie pali, jego widoki przyprawiają mnie o mdłości. Wstaję, i co potem? Aby dokąd iść? Aby co robić? Moja jednostronna szyba jest moją szklaną klatką. Mogę w nią stukać do upadłego, nikt mnie nie usłyszy. Zresztą nie istnieję tu dla nikogo."
"Nie wiem, po co przyszedłem na świat, dlaczego muszę go opuścić. O nic nie prosiłem. Nie mam nic do zaofiarowania. Jedynie dryfuję ku czemuś, co mi się nieustannie wymyka."
W puste dni i noce powraca pamięcią do swojego samotnego, pełnego strachu dzieciństwa. Matka bohatera - bogata, surowa, oschła i władcza kobieta, ślepo zapatrzona w najstarszego syna, jego nie zauważa. Nie poświęca mu uwagi, nie interesuje się jego życiem. Ojca nie ma - odebrał sobie życie. Tytułowa "kuzynka K." to dziewczynka bywająca w ich domu i którą obdarza młodzieńczą miłością. Miłością, z której ona szydzi i drwi. Samotność, odrzucenie przez bliskich, tęsknota za miłością, cierpienie - to wszystko rodzi w nim nienawiść i szaleństwo prowadzące do zbrodni...
Yasmina Khadra mówi w tej powieści nie tylko o beznadziejnym życiu jednostki w swoim kraju. Ukazuje również życie całego algierskiego społeczeństwa, jego rezygnację, biedę i brak perspektyw.
"Jest lato. Długie lato Maghrebu, z jego nieopisanym skwarem, w którym topi się jak w rozżarzonym piecu wszelka chęć do działania, i z jego ołowianym niebem, o które się kruszą wszelkie błagania i zaklęcia. Ani jeden liść się nie porusza, ani jeden ptak nie zaćwierka (...) Nienawidzę tego kraju. Nigdy nie przestanę się wystrzegać tej mieściny, gdzie nic nie trwa, gdzie karły, które w niej mieszkają, zamiast rosnąć, tylko się starzeją. Młodzi odjechali gdzie indziej, polować na jednorożca. Pozostali biadają nad swoim nędznym bydłem i nad niewdzięcznością pól; ich dusza jest niemrawa, ich wiara jest nieszczęściem i nie mają już czego kochać."
Książka kończy się wieloznacznym dla mnie stwierdzeniem: "Wciąż sobie powtarzam w głębi mojego nieszczęścia, że nawet gdybym naprawdę chciał, niczego bym nie zmienił." I to zdanie rodzi pytania: nie zmieniłby, bo nie chce zmienić? Bo nie dano mu możliwości dorastania i życia w innych warunkach? Bo nie wie, jak to zmienić? Czy, bo taki jest jego los i przeznaczenie...?
"Są istoty, którym nic się nie udaje" - tymi słowami rozpoczyna się króciutka i wstrząsająca książka algierskiego pisarza tworzącego po francusku, Yasminy Khadry.
Autor nie nadał imienia głównemu bohaterowi, nie wiemy też, w jakim jest wieku. Żyje w Algierii w małej mieścinie o nazwie Duar Jatim. Jak sam mówi, dzieciństwo go nudziło, nie znosił szkoły, nie ma przyjaciół,...
2009-12-05
Po "Śnieg" Pamuka sięgnęłam z nadzieją, iż będzie to kawałek dobrej prozy (w końcu to noblista). No i wypadałoby od czasu do czasu przeczytać coś bardziej ambitnego. Tak sobie myślałam... Niestety, rozczarowałam się. Dziwny język, zupełnie do mnie nie trafiał. Nie, ja nie czytałam po turecku. Jakieś to wszystko było topornie drewniane, czy może tłumaczenie kulawe.
Głównym bohaterem "Śniegu" jest poeta Ka, który po dwunastu latach spędzonych na emigracji w Niemczech wraca do ojczystej Turcji. We Frankfurcie utrzymywał się z zasiłku dla uchodźców, choć wcale nim nie był. Stracił twórczą wenę i nie napisał ani jednego wiersza. Poza tym oglądał filmy pornograficzne i został zaproszony na kilka wieczorków autorskich, na których recytował tureckim emigrantom swoje stare wiersze. Pewnego dnia wraca do kraju. Wraca z kilku powodów - na pogrzeb matki, poza tym postanawia znaleźć sobie turecką żonę oraz jako reporter laickiej, lewicowej, stambulskiej gazety ma obserwować wybory samorządowe oraz napisać artykuł o dziewczynach popełniających jedna po drugiej samobójstwo z powodu zakazu noszenia muzułmańskich chust w szkołach. Dociera do przygranicznego miasteczka Kars, które z powodu intensywnych opadów śniegu zostaje odcięte od świata.
Ka jest rozdarty wewnętrznie, jak sam mówi: "Chcę wierzyć w Boga i być zwykłym obywatelem, jak wy. Ale człowiek Zachodu, który we mnie tkwi, nie pozwala mi na to."
W tym zamkniętym, odizolowanym od świata anatolijskim miasteczku, w padającym wciąż śniegu, toczy się akcja powieści. Zimne, śnieżne noce, rozlana krew, stan wojenny, islamiści, policjanci, tajni agenci, huk wystrzałów... a w samym środku tego przedziwnego świata poeta Ka, jego filozofia, rozdarcie, poszukiwanie Boga i miłości... Dosyć, starczy. Nie trawię takiego języka, ciężkiego jak zwały śniegu zalegające Kars. Nie chodzi mi o to, że temat jest polityczny i niełatwy. Dużo wyżej oceniłam książki choćby Yasminy Khadry o pokrewnych tematach. Ale, de gustibus non est disputandum.
"Śniegu" polecać nie będę.
Po "Śnieg" Pamuka sięgnęłam z nadzieją, iż będzie to kawałek dobrej prozy (w końcu to noblista). No i wypadałoby od czasu do czasu przeczytać coś bardziej ambitnego. Tak sobie myślałam... Niestety, rozczarowałam się. Dziwny język, zupełnie do mnie nie trafiał. Nie, ja nie czytałam po turecku. Jakieś to wszystko było topornie drewniane, czy może tłumaczenie kulawe.
Głównym...
2009-11-22
Dopiero teraz przeczytałam notę wydawcy, i dzięki Bogu, bo chyba nie sięgnęłabym po tak opisaną książkę, a szkoda by było... Pomyślałabym pewnie, że to jakaś durnowata historia i odłożyłabym książkę z powrotem na biblioteczną półkę. A ta historia wcale taka nie jest.
W "Kafce nad morzem" są tajemnice, jest groza i humor, namiętność i pożądanie, niesamowite historie i akcja intrygująca do tego stopnia, że żal mi było odłożyć na chwilę książkę i zająć się czymś innym. Murakami operuje symbolami, posługuje się metaforą, sięga nawet do pojęcia mitycznego labiryntu i historii o Edypie. Świat realny splata się ze światem onirycznym. Rzeczywistość jest złożona i wielopoziomowa. Obok głównego bohatera, piętnastoletniego Kafki, co pewien czas pojawia się chłopiec zwany Kawką, symbolizujący jego wewnętrzny głos lub alter ego. I znów mamy dwa równoległe światy, które swobodnie się nawzajem przenikają. Jeden świat jest lustrzanym odbiciem drugiego.
Autor mnoży w powieści zagadki, których wcale nie rozwiązuje, gdyż, jak sam mówi, jego książka jest jak zagadka, której rozwiązanie znajduje się w innych zagadkach.
W świecie realizmu magicznego, na granicy jawy i snu wszystko jest możliwe - z nieba spadają pijawki, można przemieszczać się w czasie, spotykać w snach, rozmawiać z kotami i poszukiwać kamienia otwierającego wejście. Jednym taki świat się spodoba, innym wyda się idiotyczny. Bardzo spodobało mi się stwierdzenie: "Świat jest pokręcony i przez to powstaje trójwymiarowa głębia. Jak ktoś chce mieć wszystko proste, powinien żyć w świecie opartym na ekierce."
W książce, zresztą nie po raz pierwszy u Murakamiego, ważną rolę odgrywa muzyka, zarówno popularna (np. Kafka słuchający Prince`a, jak i poważna (pan Hoshino zachwycony Beethovenem).
I na koniec jeszcze jeden cytat:
"-Wszyscy ciągle tracimy różne ważne dla nas rzeczy - mówi, gdy telefon milknie. - Ważne okazje, możliwości, doznajemy uczuć, których nie da się odwrócić. Na tym między innymi polega znaczenie życia. Lecz w naszych głowach, przypuszczam, że to jest w naszych głowach, znajduje się niewielki pokój do gromadzenia takich rzeczy jako wspomnień. Na pewno wygląda jak pokój z księgozbiorem tej biblioteki. I żeby dokładnie poznać stan własnego serca, musimy ciągle katalogować zbiory w tym pokoju. Trzeba też tam sprzątać, wietrzyć, zmieniać wodę w wazonach z kwiatami. Innymi słowy, będziesz wiecznie żył we własnej bibliotece."
Murakami oczarowuję swoją magią.
Dopiero teraz przeczytałam notę wydawcy, i dzięki Bogu, bo chyba nie sięgnęłabym po tak opisaną książkę, a szkoda by było... Pomyślałabym pewnie, że to jakaś durnowata historia i odłożyłabym książkę z powrotem na biblioteczną półkę. A ta historia wcale taka nie jest.
W "Kafce nad morzem" są tajemnice, jest groza i humor, namiętność i pożądanie, niesamowite historie i...
2009-11-01
Zapadła francuska wioska w Bordo, w sercu najpopularniejszego we Francji regionu produkcji win. W niej osiemnastowieczna posiadłość, chateau, z własną winnicą, sadem, jeziorem, rozległymi gruntami...
Kirby Monckton, niewielkie pogórnicze miasteczko na północy Anglii i dzielnica Pog Hill Lane z trakcją kolejową, kopalnią odkrywkową i starym kanałem, wyludniona i zapuszczona okolica.
W tych dwóch miejscach rozgrywa się akcja powieści.
Obydwa miejsca mają swój urok, nie ma to jednak jak francuska wieś - słońce, piękne pejzaże, winnice, oliwki, zapach ziół i lawendy w ogródkach, , proste przyjemności jak wypicie z przyjaciółmi butelki wina czy filiżanki kawy w małej, przytulnej kawiarence... a opowieść snuje Fleurie, rocznik 1962 - "zuchwałe, pełne treści wino, radosne i odrobinę zawadiackie, z pikantnym posmakiem czarnej porzeczki". A jak wszystkim wiadomo, wino gada - rozwiązuje języki, wyciąga na światło dzienne tajemnice, których wcale nie zamierzało się nikomu zdradzać, wyciąga wspomnienia, opowiada o wielkich planach, marzeniach, strasznej zdradzie i tragicznej miłości, wino śmieje się i chichocze...
Całkiem przyjemnie było posłuchać, co miało do opowiedzenia.
Zapadła francuska wioska w Bordo, w sercu najpopularniejszego we Francji regionu produkcji win. W niej osiemnastowieczna posiadłość, chateau, z własną winnicą, sadem, jeziorem, rozległymi gruntami...
Kirby Monckton, niewielkie pogórnicze miasteczko na północy Anglii i dzielnica Pog Hill Lane z trakcją kolejową, kopalnią odkrywkową i starym kanałem, wyludniona i zapuszczona...
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
Kuki Gallman spełniła swoje młodzieńcze marzenia - zamieszkała w sercu Afryki, w Kenii. Zapłaciła za to wysoką cenę - straciła tam najpierw męża Paola, potem syna Emanuela. Przepełniona ogromnym bólem i cierpieniem zaczęła pisać wspomnienia.
Czytając jej powieść przeniosłam się oczyma wyobraźni do Kenii, w dziewicze afrykańskie lasy pełne egzotycznych roślin, ptaków, owadów i węży, na rozległe otwarte przestrzenie, sawanny, nad strumienie, w których stada słoni i nosorożców gasiły pragnienie. Powiew egzotyki, jakże obcy nam, Europejczykom.
Gallmann tak opisuje początki nowego życia w Kenii: "Niewiele rzeczy daje mi tak silne poczucie spełniania się jak tworzenie z niczego, budowanie w nienaruszonym środowisku naturalnym miejsca, które chciałabym nazwać swoim domem. Będzie to dzieło miłości i pokory wobec majestatu afrykańskiej przyrody. Obowiązek respektowania piękna tej ziemi stanowi bowiem nieuchwytną, zarazem naczelną zasadę duchową i estetyczną, która towarzyszy mi w procesie tworzenia."
Książka pełna jest refleksji o przemijaniu:
"Miłość jest nieśmiertelna, śmierć zaś to tylko horyzont, a horyzont to tylko ograniczenie naszych oczu."
"Człowiek przywiązuje wielką wagę do tego, gdzie zostanie złożony po śmierci. Miejsce, w którym pracował i żył, gdzie leżą jego przodkowie i pewnego dnia on sam spocznie, jest święte. Jeżeli nie można wybrać miejsca urodzenia, to przynajmniej każdy powinien miec prawo do wyboru miejsca swego pochówku. Dlatego na grobie Paola zasadziłam jego ukochane drzewo akacji (...). Pewnego dnia korzenie dosięgną jego ciała i żywiąc się nim, drzewo przeistoczy się w Paola, który stanie się żywą częścią ukochanego krajobrazu."
Jedyne, co mnie raziło w tej książce, to zbyt wyidealizowanie opisy urody męża i syna Kuki. Można to jednak autorce wybaczyć i zrozumieć, iż dla niej były to najpiękniejsze istoty na świecie.
Po śmierci dwóch najbliższych osób, przy wsparciu oddanych przyjaciół Kuki Gallmann zakłada fundację na rzecz ochrony środowiska naturalnego. Ochrona przyrody i ginących gatunków zwierząt staje się jej priorytetem. "Zastanawiałam się nad przyszłością Afryki. Wyrastało nowe pokolenie, w którego rękach wkrótce będą leżały losy Kenii. Bałam się o jej przyszłość. Młodzi dojrzewali na peryferiach miast, gdzie nie zostało już nic z dzikiej przyrody. Ich umysły były zaśmiecone obcymi ideami i religiami, biedą i brakiem wartościowych celów. Nie umieli docenić piękna własnego kraju (...). Jedynym rozwiązaniem była edukacja. Musieliśmy udowodnić, że można i powinno się koegzystować z dziką przyrodą... że można i powinno uczyć się, jak wykorzystywać Naturę, nie niszcząc jej, a jednocześnie chronić ją przed cywilizowanym człowiekiem. Afryka żądała tego od nas. Powinniśmy jej byli oddać hołd, przede wszystkim ziemi i tradycji przodków tych ludzi, którzy zamieszkiwali ją w wieczystej symbiozie ze zwierzętami i roślinami."
Po przeczytaniu tej książki spojrzałam, choć przez chwilę, inaczej na otaczający mnie świat. Świadomie. Żyję wśród betonowych domów i zasadzonych ręką człowieka drzew, a nad głową mam szare od spalin niebo. Kuki Gallmann miała to szczęście, że doświadczyła życia wśród dziewiczej, afrykańskiej przyrody, patrząc na dzikie zwierzęta polujące lub pasące się swobodnie. W swojej książce podzieliła się tym doświadczeniem z nami, czytelnikami. Odkryła przed nami kawałek Afryki, magię Kenii, ukazała bogactwo przyrody, wypalony słońcem krajobraz, ból, samotność, żałobę, piękno i dramat, śmierć i odrodzenie...
Kuki Gallman spełniła swoje młodzieńcze marzenia - zamieszkała w sercu Afryki, w Kenii. Zapłaciła za to wysoką cenę - straciła tam najpierw męża Paola, potem syna Emanuela. Przepełniona ogromnym bólem i cierpieniem zaczęła pisać wspomnienia.
więcej Pokaż mimo toCzytając jej powieść przeniosłam się oczyma wyobraźni do Kenii, w dziewicze afrykańskie lasy pełne egzotycznych roślin, ptaków, owadów...