-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2018-11-21
2017-06-13
Kiedy skończyłam czytać pierwszy tom "Zakrętów losu" po pierwsze byłam niezwykle oczarowana przedstawioną historią, a po drugie po prostu najzwyczajniej w świecie chciałam więcej i więcej. Więcej emocji, wydarzeń trzymających w napięciu, więcej bohaterów i ich dylematów. Autorka zaszczepiła we mnie ciekawość nie tylko zakończeniem pierwszej części, ale także, a może przede wszystkim, opisem kontynuacji historii braci Borowskich, zwłaszcza odkupieniem win Lukasa, którego dotychczasowe postępowanie, manipulacje i bezwzględność wywołały we mnie wiele negatywnych emocji.
"My nie zapominamy."
Po wielu dramatycznych wydarzeniach Kasia i Krzysiek starają się żyć w miarę normalnie, choć doskonale zdają sobie sprawę, że wróg jest jak cień, którego nie da się w żaden sposób pozbyć. Przeszłości nie da się wymazać z życiorysu, tak samo jak osoby, która była prowodyrem tego wszystkiego. Kaśka szczerze nienawidzi Lukasa i obwinia go o całe zło, którego doświadczyła, cieszy się, że wreszcie zniknął z ich życia. Krzysiek tak łatwo nie może zapomnieć o Łukaszu i mimo tego, co było, martwi się o swojego starszego brata. Niebawem mecenas Borowski dostaje propozycję, której choćby nawet chciał nie może odrzucić. Musi stanąć po stronie mafii, w przeciwnym razie oni zniszczą to co jest dla niego najcenniejsze. Jednak nie zostanie sam, bowiem policja wraz z Łukaszem vel. Lukasem wkroczą do akcji. Czy dwójka braci będzie w stanie zniszczyć sieć mafijnych powiązań, czy niczego nie świadoma Kasia wybaczy Łukaszowi błędy jego przeszłości, i czy wreszcie on sam będzie w stanie bez nienawiści do samego siebie spojrzeć w lustro? Jaką rolę w tym wszystkim odegra Magdalena? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie na kartach drugiej odsłony losów rodziny Borowskich.
Uwielbiam tę serię, a drugi tom tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. "Braterstwo krwi" to idealna kontynuacja, choć o wiele bardziej sensacyjna. Fabuła naszpikowana jest taką ilością wydarzeń, których nie powstydziłby się najlepszy film akcji. W tle nie zabraknie oczywiście miłosnych rozterek, doskonale wzbogacających całość. Pani Agnieszka w sposób wręcz fenomenalny poprowadziła bieg wydarzeń, do tego stopnia, że nawet na sekundę nie miałam ochoty rozstawać się z braćmi Borowskimi. No właśnie, bracia... o ile postać Krzysztofa od samego początku wzbudza w czytelniku pozytywne emocje, o tyle Łukasz już taki krystaliczny nie jest. Jednak pomimo moich wcześniejszych awersji, w tej części mogłam go bardziej poznać, a jego przemiana z bezdusznego gangstera, nie liczącego się z nikim i niczym, w odkupiciela win zrobiła na mnie przeogromne wrażenie. Podświadomie wiedziałam, że tak w końcu będzie, że dam mu drugą szansę, że zyska moją sympatię, i tak sobie myślę, że to właśnie dzięki niemu tak polubiłam tę serię. Jestem ogromnie ciekawa co jeszcze przede mną, jakie tajemnice odkryję, bo jestem pewna, że autorka jeszcze nie raz wprawi mnie w osłupienie. W końcu jestem dopiero na półmetku owej kwadrylogii :)
Czy ta seria ma jakieś wady? Według mnie NIE! Jestem nią bezwzględnie zachwycona i gorąco Wam ją polecam.
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2017/06/zakrety-losu-braterstwo-krwi-agnieszka.html
Kiedy skończyłam czytać pierwszy tom "Zakrętów losu" po pierwsze byłam niezwykle oczarowana przedstawioną historią, a po drugie po prostu najzwyczajniej w świecie chciałam więcej i więcej. Więcej emocji, wydarzeń trzymających w napięciu, więcej bohaterów i ich dylematów. Autorka zaszczepiła we mnie ciekawość nie tylko zakończeniem pierwszej części, ale także, a może przede...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-03-09
Niby nic nie znaczące pięć minut zmieniło życie młodziutkiej Eden w koszmar. Koszmar, który obdarł ją z niewinności, zniszczył wszystko to w co wierzyła, czemu ufała. Gwałt dokonany przez najlepszego przyjaciela brata Eden, niemal członka rodziny dziewczyny doprowadził do wielu zmian w jej życiu. Nie tylko utraciła niewinność, ale wiarę w innych, w siebie samą, w życie.
"Naprawdę zaczynam lubić ciszę. Została moją sojuszniczką. Rzeczy dzieją się w ciszy. Jeśli nie pozwolisz, żeby cię raniła, może uczynić cię silniejszą, zostać twoją niemożliwą do przebicia tarczą."
Świetna konstrukcja książki podzielona na kolejne lata liceum, powoduje, że towarzyszymy Eden od tej tragicznej nocy, poznajemy jej myśli, dylematy i motywy działań. Jesteśmy biernym obserwatorem jej dramatycznego wołania o pomoc. A choć sama nic nie mówi o tym, co ją spotkało, to jednak jej życie po gwałcie zamienia się w niemy krzyk. Najgorsze w tym jest to, że nikt nic nie zauważa. Rodzina i przyjaciele widzą tylko to co im pasuje, co im odpowiada, a ja mam wrażenie, że dziewczyna tylko czeka na jedno pytanie z ich strony. Może jestem niesprawiedliwa, może źle oceniam otoczenie nastolatki, bo przecież ja wiem, znam prawdę, niemniej jednak nie jestem w stanie tolerować tak płytkich relacji między dzieckiem a rodzicami, między skrzywdzoną siostrą, a starszym bratem.
"Co mnie zmieniło na zawsze" wręcz nasiąknięte jest negatywnymi emocjami, cierpieniem, bólem, gniewem na sytuację, na otoczenie, na samą siebie. To dramatyczna walka młodziutkiej osoby z demonami zgotowanymi przez innego człowieka, walką o każdy, najmniejszy okruch życia, oddech, zapomnienie. Książek o podobnej tematyce jest sporo, sama miałam możliwość przeczytania kilku takich pozycji, jednak z czymś tak realnym, tak dopracowanym nie miałam nigdy styczności. Autorka swoje niełatwe zadanie wykonała bezbłędnie. Skupiła się na jednostce, na skutkach jakie niesie za sobą gwałt dla kobiety, (nie!) dla dziecka, bo przecież czternastolatka to jeszcze dziewczynka, to moja córka za niespełna dziesięć lat... mam ciarki.
Czy polubiłam Eden? Nie wiem. Oczywiście nie aprobowałam jej zachowań i jej sposobu radzenia sobie z krzywdą jaka ją spotkała, ale nawet przez ułamek sekundy nie przyszło mi na myśl żeby ją oceniać. Oczywiście w idealnym świecie, Eden powiedziałaby o wszystkim, otrzymałaby wsparcie, pomoc, a gwałciciel poniósłby zasłużoną karę. Tylko idealny świat nie istnieje. Nawet na kartach książki, która przecież niby jest tylko fikcją literacką, ale czy na pewno?
"Bo teraz już nie pamiętam, gdzie kończą się kłamstwa, a zaczynam się ja. Linie są rozmyte. Wszystko nagle stało się takie poplątane, takie szare, takie niezdefiniowane i straszne. Jedyne co wiem, to to, że sprawy nie poszły zgodnie z planem. Plan był taki, że mi się poprawi, że poczuję się lepiej, że osiągnę to z użyciem wszelkich dostępnych mi środków. Ale nie czuję się lepiej. Czuję się pusta. Ciągle pusta i uszkodzona."
Kończąc, chciałabym tylko zaznaczyć, że jeszcze nigdy napisanie recenzji książki, którą przeczytałam jednym tchem, przy której płakałam i miałam ochotę po jej odłożeniu po prostu krzyczeć, nie sprawiło mi tyle trudności. To tak, jakby słowa nagle straciły jakikolwiek sens, bo jak opisać emocje, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć, jestem wewnętrznie rozdarta, rozszarpana na kawałki i wiem jedno nie będzie łatwo o tej książce zapomnieć.
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2017/03/co-mnie-zmienio-na-zawsze-amber-smith.html
Niby nic nie znaczące pięć minut zmieniło życie młodziutkiej Eden w koszmar. Koszmar, który obdarł ją z niewinności, zniszczył wszystko to w co wierzyła, czemu ufała. Gwałt dokonany przez najlepszego przyjaciela brata Eden, niemal członka rodziny dziewczyny doprowadził do wielu zmian w jej życiu. Nie tylko utraciła niewinność, ale wiarę w innych, w siebie samą, w życie....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-24
"Zawsze chciałam mieć dzieci, nawet kiedy byłam mała i nie wiedziałam, skąd się biorą. Doskwierało mi to, odkąd sięgam pamięcią - na kształt choroby, niezdrowej żądzy, która wypełnia członki, pulsowała w żyłach i drażniła miliardy zakończeń nerwowych, żądzy, która zaćmiewała mi umysł. Nie marzyłam o niczym więcej."
Claudia Morgan-Brown pracuje jako pracownik socjalny, ma odpowiedzialną i bardzo trudną pracę, jest szczęśliwą żoną i macochą dla Oskara i Noah. Do tego jest z zaawansowanej ciąży i już niedługo na świat przyjdzie jej upragniona córeczka. Jako, że James - mąż Claudii jest zawodowym marynarzem i wyjeżdża na misję, kobieta wkrótce ze wszystkim zostanie całkiem sama. Po wielu rozmowach Claudia i James postanawiają zatrudnić do pomocy nad bliźniakami nianię. I tutaj poznajemy Zoe Harper - nianię wręcz idealną, która potrafi zająć i zainteresować nieokrzesanych chłopców, a dodatkowo pomaga Claudii w obowiązkach domowych. Jednak coś jest nie tak. To jak Zoe patrzy na ciężarną, jej dziwne zachowanie, a kiedy dodamy jeszcze tajemnicze morderstwa ciężarnych kobiet to nic dziwnego, że Claudia czuje się niepewne w obecności niani.
Sprawą morderstw zajmuje się detektyw Lorriaine Fisher wraz ze swoim mężem Adamem, który tak się składa również jest doskonałym policjantem. Para detektywów oprócz trudnej zagadki do rozwiązania, ma swoje domowe problemy. Zdrada męża, dorastające córki to tylko wierzchołek góry lodowej.
Co interesujące narratorami całej historii są trzy w/w kobiety: Claudia, Zoe oraz Lorriaine, jednak rozdziały nie są opisane ich imionami, ale można się zorientować kto w danej chwili jest narratorem. Każda z nich wprowadza coś nowego do fabuły, w ten sposób, że sami poprzez swoje przemyślenia możemy próbować zgadnąć kim jest morderca. Jednak zakończenie zwala z nóg. Czegoś takiego nie byłam w stanie przewidzieć. Przy końcu książki, w jej najbardziej kulminacyjnym momencie, następuje zamierzone zamieszanie, po którym wreszcie poznajemy prawdę.
Historia, jak dla mnie, fenomenalna. A to, w jaki sposób książka jest napisana, język, bohaterowie, to zamierzone zamieszanie na końcu coś niebywałego. Książkę po prostu pochłania się jednym tchem, nie sposób jej odłożyć, bo tak nas wciąga. Podsumowując jednym słowem - majstersztyk, a po tej lekturze jestem jak najbardziej na tak, jeśli chodzi o ten gatunek literacki.
"Zawsze chciałam mieć dzieci, nawet kiedy byłam mała i nie wiedziałam, skąd się biorą. Doskwierało mi to, odkąd sięgam pamięcią - na kształt choroby, niezdrowej żądzy, która wypełnia członki, pulsowała w żyłach i drażniła miliardy zakończeń nerwowych, żądzy, która zaćmiewała mi umysł. Nie marzyłam o niczym więcej."
Claudia Morgan-Brown pracuje jako pracownik socjalny, ma...
2017-11-20
"Należy pamiętać, że wszystkie czyny, jakich dokonamy teraz, będą miały swoje skutki w przyszłości. A przeszłość, jak widać, bardzo szybko potrafi dogonić teraźniejszość, aby zniweczyć plany układane z myślą o przyszłości."
Przeszłość nie da się zmienić, a to ona wyznacza teraźniejszość. Historia Nel i Gilberta toczy się dalej. Miłość wygrywa, młodzi mimo przeciwności postanawiają zawalczyć o swoje w z góry zaplanowanym świecie. Lecz droga do ich szczęścia nie będzie łatwa, o ile w ogóle możliwa.
"Widmo grzechu" zachwyciło mnie dogłębnie. Końcowe wydarzenia wywołały szok, ale również iskierkę nadziei pomimo tego, że nadal nie poznałam skrzętnie skrywanej tajemnicy łączącej zwaśnione rodziny. Druga część zaczyna się spokojnie, chociaż dotyczy trudnych zagadnień. Nel zmaga się ze skutkami wydarzeń, które miały miejsce na urodzinowej imprezie u Wery. Będąc głównym tematem do szkolnych plotek, jest jednocześnie kompletnie ignorowana przez uczniów. Jak zawsze pozostaje przy jej boku Olga, która nie cofnie się przed niczym, by pomóc swojej najlepszej przyjaciółce, nawet jeśli to będzie otwarta walka z jej rodzicami, czy nawet utrata ukochanego. Gilbert także stanie murem w obronie swojej dziewczyny. Ich uczucie rozkwitnie, niczym najpiękniejszy kwiat, ale trudna przeszłość powróci i upomni się o swoje. Młodzi targani między uczuciem miłości, jaka ich połączyła a lojalnością wobec rodzin, staną przed nie lada wyborem.
Takiej kontynuacji absolutnie się nie spodziewałam. Anna Szafrańska wspięła się na wyżyny. "Grzech pierworodny" to już nie tylko młodzieżówka, opisująca koleje losu pierwszej, acz tragicznej miłości. To książka zahaczająca o wątki sensacyjne, które niejednokrotnie wprawiły mnie w osłupienie. Autorka długo każde czekać, zanim ujawni mroczną tajemnicę, która postawi wielu bohaterów w zupełnie innym świetle. Szybko okaże się, jak jedna błędna decyzja wpływa nie tylko na teraźniejszość, ale także na przyszłość, a kłamstwo zawsze prowadzi do tragedii.
"(...) był ktoś, komu mogłam całkowicie i bezwarunkowo zaufać. Kto ochroni mnie przed każdym zagrożeniem. Kto zajmie się mną i osłoni własnym ciałem. Kto zabierze mnie do naszego prywatnego świata, gdzie nikt nie będzie miał wstępu. Z kim mogłam otwarcie rozmawiać. Komu mogłam powiedzieć, że go kocham, a on odpowie mi tym samym."
Autorka kupiła mnie świetnym stylem, budowaniem atmosfery, odpowiedniego napięcia, ale przede wszystkim świetną kreacją bohaterów, których praktycznie pokochałam od pierwszego spotkania.
Co do samej Nel. Dziewczyna przejdzie wielką przemianę, z uległej, podporządkowanej innym dziewczynki stanie się pewną swoich decyzji, waleczną młodą kobietą. Oczywiście wszystko to będzie okupione niezliczoną ilością ran, tych wewnętrznych oraz zewnętrznych. Jednak dzięki swej niezłomności i wiary w miłość okaże się, że warto walczyć o siebie i swoje przekonania.
"Bo w pewnym momencie przychodzi taki czas, że spojrzymy na siebie w lustrze, zastanawiając się, kim tak naprawdę jesteśmy. Czego chcemy od życia i co chcemy dla siebie zrobić. (...) każdy ma prawo przeżyć swoje życie tak, jak sobie tego zażyczy. Bez stawianych na piedestale nieskazitelnych autorytetów, od których zamierzamy się uczyć i z których mamy brać przykład."
Jeśli Gilbert nie skradnie Waszego serca w pierwszej części, to z całą pewnością zrobi to w "Grzechu pierworodnym". Poznamy historię jego życia, dotrzemy do rodzinnych tragedii, odkryjemy kim tak naprawdę jest i o czym marzy. A ta wiedza sprawi, że z jeszcze większym zaangażowaniem będziemy chcieli, aby mu się udało, aby znalazł to czego szuka, pomimo, że jego los jest już praktycznie przesądzony.
"Gilbert Kraszewski. Młody mężczyzna obdarzony niebywałym urokiem osobistym i fantastycznie umięśnionym ciałem, obok którego żadna kobieta nie przeszłaby obojętnie. Tajemnicze ciemne oczy ciskające gromami, gdy tylko się wkurzył. Błyszczące tysiącami iskier pożądania, gdy na mnie patrzył. Nieustępliwy, wrogo nastawiony do świata, ogrodzony od niego grubym murem. Otworzył mi furtkę do swojego świata i mogłam zobaczyć, jaki jest opiekuńczy i pomocny. I najważniejsze chłopak, którego nieodwołalnie kochałam każdą komórką ciała."
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2017/11/grzech-pierworodny-anna-szafranska-book.html
"Należy pamiętać, że wszystkie czyny, jakich dokonamy teraz, będą miały swoje skutki w przyszłości. A przeszłość, jak widać, bardzo szybko potrafi dogonić teraźniejszość, aby zniweczyć plany układane z myślą o przyszłości."
Przeszłość nie da się zmienić, a to ona wyznacza teraźniejszość. Historia Nel i Gilberta toczy się dalej. Miłość wygrywa, młodzi mimo przeciwności...
2016-09-25
"Promyczek" rozdarł moje serce, płakałam jak bóbr, i jeszcze żadna książka nie była dla mnie tak emocjonalna, jak ona. Największe wrażenie jednak zrobiła na mnie relacja Kate i Gusa, ich miłość, przyjaźń, wzajemnie wsparcie, oddanie. Gus zawładną moim sercem i chyba każdy chciałby mieć taką osobę przy swoim boku. W końcu nadszedł czas na niego. Na jego opowieść, jego historię. Obawiałam się tego, ponieważ czułam jego ból, cierpienie każdą komórką mojego ciała, bałam się bo nie wiedziałam, czy wytrzymam ten ogrom emocji. Na szczęście Kim Holden znalazła złoty środek.
Cierpienie jest tłem dla pierwszej części książki, kiedy to Gus zmaga się z utratą Kate.
"Promyczek nie była jedynie moją najlepszą przyjaciółką, była jakby moją drugą połówką ... drugą połową mojego umysłu, mojego sumienia, mojego poczucia humoru, mojej kreatywności ... Była drugą połową mojego serca. W jaki sposób człowiek może wrócić do swoich zajęć, jeśli na zawsze stracił połowę siebie?"
Ból po stracie Promyczka wręcz wycieka z każdej ze stron i przechodzi na czytelnika. Uczestniczymy w tej smutnej drodze, którą przejść trzeba, jednak jest do droga, która prowadzi do samozniszczenia. Gus przyparty do muru, budzi się wreszcie z tego letargu, w który zapadł. To nie będzie proste, ale czy mu się uda?
Jak już wcześniej wspomniałam początek książki przesiąknięty jest cierpieniem i bólem, jest żałobą, którą trzeba przeżyć, by wreszcie znaleźć odkupienie i spokój. Odkupienie... słowo, które stanie się istotne dla głównego bohatera.
"Jeśli postarasz się wystarczająco mocno, każdy dzień może być legendarny. Każdy dzień to okazja, by tworzyć legendę. Kluczem jest włożony w to wysiłek."
W książce pojawiają się nowe postacie, nowi bohaterowie, którzy sprawiają, że "Gus" to także inna opowieść. Poznajemy dziewczynę imieniem Scout, nazywaną przez Gusa Niecierpliwą i jej kuzyna. Scout i Pax nie mieli łatwego życia, los nigdy ich nie rozpieszczał, schronienie znajdują w domu matki Gusa. Scout była dla mnie zagadką, nie potrafiłam stwierdzić czy ją lubię, czy nie, była dla mnie neutralna, jednak z czasem, z każdą odkrywaną tajemnicą, jakby stawała się dla mnie bardziej ludzka, bardziej przystępna. Z Paxem nie miałam tego problemu, ten nastolatek od pierwszej chwili zaskarbił sobie moją sympatię, swoją skromnością i wrażliwością.
Kim Holden nie zapomniała o bohaterach, których dobrze znamy z wcześniejszej części. Poznajemy ich dalsze losy, zwłaszcza Kellera i Stelli. Druga część nie może się również obejść bez Kate, która niestety odeszła już z ziemskiego świata, jednak jej duch i wspomnienia są obecne i nadają jej swój wyjątkowy charakter.
Podsumowując muszę przyznać, że "Gus" to wspaniałe uzupełnienie i podsumowanie "Promyczka", ale także coś całkiem nowego. To właśnie ten złoty środek, który znalazła autorka. Kim Holden sprawiła, że "Promyczek" i "Gus" z dumą stają na szczycie w rankingu najlepszych książek, jakie do tej pory przeczytałam.
"Promyczek" rozdarł moje serce, płakałam jak bóbr, i jeszcze żadna książka nie była dla mnie tak emocjonalna, jak ona. Największe wrażenie jednak zrobiła na mnie relacja Kate i Gusa, ich miłość, przyjaźń, wzajemnie wsparcie, oddanie. Gus zawładną moim sercem i chyba każdy chciałby mieć taką osobę przy swoim boku. W końcu nadszedł czas na niego. Na jego opowieść, jego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-03-28
"Emocje uzależniają. Właśnie one stanowią klucz i odpowiedź na pierwsze pytanie Moniki: dlaczego tak lubisz się bać?"
"Inkub" to najnowsza powieść Artura Urbanowicza, laureata Nagrody Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego. To także moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. Zaciekawiona opisem z niewielkim przerażeniem patrzyłam na gabaryty powieści. Jak się szybko okazało zupełnie bezpodstawnie, bo 'nie taki diabeł straszny, jak go malują'. Artur Urbanowicz pokazał wielką klasę, a tym samym uświadczył mnie w przekonaniu, że nasi rodzimi pisarze potrafią pisać wciągające, trzymające w napięciu powieści, gdzie strach i poczucie grozy jest dodatkowym bohaterem. Przygotujcie się na recenzję pełną achów i ochów, bowiem już teraz wiem, że to będzie mój hit 2019 roku.
Akcja powieści toczy się dwutorowo, czyli tak jak lubię. Najważniejsze jednak jest to, że żadna z osi czasowych nie wybija się ponad tą drugą, a raczej idealnie ze sobą współgra. Z wielkim zaciekawieniem pochłaniałam kartki "Inkuba" wyczekując momentu, w którym uzyskam całościowy obraz tajemniczej i budzącej lęk wioski, w której wieczorami widać dziwne zielone błyski, ludzie dosłownie zamieniają się w popiół, a lata temu w jednym z domów ponoć mieszkała czarownica.
"Jeżeli za definicję czarów uznać oddziaływanie na innych za pomocą określonych słów-zaklęć, czarownikiem może zostać każdy z nas. Każdy potrafi wypowiadać słowa, które zadają ból."
Bez wątpienia przypadła mi do gustu atmosfera wytworzona przez autora. Poprzez wiele tajemniczych wydarzeń, sporą ilość niedopowiedzeń Jodoziory faktycznie zaczynają przerażać. Duszny, mroczny, złowieszczy wręcz demoniczny klimat położonej na odludziu wioski pochłania czytelnika bez reszty. Nad wsią roztacza się dziwna energia, nie wiadomo tylko co stanowi jej źródło i czy da się ją pokonać zanim będzie za późno? A może wszystkie wydarzenia jednak da się jakoś racjonalnie wytłumaczyć? W końcu pod wioską znajdują się rudy metali, które według uczonych mogą powodować nadpobudliwość, agresję i wzmożoną przemoc.
Dzięki zamieszczonej mapie Jodozior mogłam jeszcze bardziej wczuć się w topografię regionu. Dodatkowo była też ona pomocna w trakcie czytania, szczególnie na początku lektury. Takie miejsca, jak Jodoziory, ze swoimi tajemnicami, zabobonami, klątwami doskonale działają na wyobraźnię, aż człowiekowi jeżą się włosy na głowie. Dodatkowego smaczku dodają słowa autora zamieszczone w posłowiu. Ponoć taka wioska istnieje naprawdę, a wiele historii dziejących się na kartach powieści miało swoje odpowiedniki w rzeczywistości.
Choć w powieści liczącej ponad 700 stron można spotkać wielu bohaterów, to jednak w żaden sposób one nie przytłaczają czytelnika. Każda postać ma swoją rolę do odegrania, każda też wywołuje wiele emocji. Jest tu między innymi tajemnicza Pani Oś, która pojawia się zawsze tam, gdzie ma miejsce coś dziwnego, bezgranicznie zakochany mąż, który bezradnie patrzy na pogrążoną w szaleństwie ukochaną, tajemnicza Sylwia z jeszcze dziwniejszym ojcem, pracowity i bardzo uczynny, samotnie wychowujący trójkę dzieci mężczyzna, mała dziewczynka i jej agresywny brat i wreszcie jest on, główny bohater, policjant Vytautas Česnauskis. Zawodowo zdeterminowany, uparty, a przede wszystkim oddany bez reszty prowadzonemu śledztwu. Prywatnie nieśmiały, niewierzący w siebie, skrycie marzy o miłości, rodzinie. Polubiłam go, zwłaszcza w tym zawodowym wydaniu. Warto podkreślić, że niektórzy bohaterowie łączą obie perspektywy czasowe i to oni stanowią kluczowy element dający odpowiedzi na najważniejsze pytania.
"Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu jako błogosławieństwo. Niektórzy zaś jako lekcja."
"Inkub" to powieść idealna, wielowątkowa, trzymająca w napięciu, pełna niedopowiedzeń i nagłych zwrotów akcji. Wspaniałe połączenie horroru z kryminałem, bowiem Artur Urbanowicz przedstawia tutaj także dogłębną wiwisekcję prowadzonego śledztwa. Często stajemy się świadkami wewnętrznych rozważań głównego bohatera prowadzących do logicznego uporządkowania zabranych informacji. Możemy wraz z nim dochodzić do pewnych konkluzji, stawiać hipotezy. Ale tego, co otrzymamy w kulminacyjnym momencie nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Finalne rozstrzygnięcia choć dają odpowiedzi na podstawowe pytania, rozwiązują tajemniczą i mroczną zagadkę nawiedzonej wioski, to jednak pozostawiają czytelnika w wielkim szoku. Dlaczego? Bo autor zagrał nam na nosie, zadrwił sobie z nas, a prolog jest tego najlepszym dowodem. Dzięki tym pięciu stronom "Inkub" zyskuje zupełnie inne światło. Prolog stanowi jej idealne dopełnienie, zmusza do jeszcze głębszej analizy treści, a nawet do ponownego zagłębienia się w powieść. Sam autor namawia nas do przeczytania książki raz jeszcze, ale tym razem z uwzględnieniem jego wytycznych. Przyznam się Wam szczerze, że kiedy już przeczytałam ostatnie zdanie, miałam mieszane uczucia. Byłam zła na autora, a zarazem ogromnie mu wdzięczna. Ryzykowne posunięcie, ale jak widać na moim przykładzie opłaciło się. Dzięki temu tak łatwo o niej nie zapomnę, a nawet istnieje duże prawdopodobieństwo, że przeczytam ją po raz kolejny.
"Choćby wszystko ładnie zazębiało się w jedną spójną całość, trafi ją szlag, jeżeli na końcu wyjdzie, że opierano się na błędnych założeniach. Duży błąd na końcu najczęściej wynika z małego błędu na początku."
Artur Urbanowicz na swoim fanpage na facebooku ma dla swoich czytelników dodatkowy prezent w postaci "suplementu dla dociekliwych", gdzie wyjaśnia kilka tajemnic dotyczących fabuły "Inkuba". Jednak jest to tekst zawierający spoilery, więc jeśli jeszcze nie czytaliście najnowszej książki autora, nie powinniście tego czytać. To tak gwoli ścisłości.
"Emocje uzależniają. Właśnie one stanowią klucz i odpowiedź na pierwsze pytanie Moniki: dlaczego tak lubisz się bać?"
"Inkub" to najnowsza powieść Artura Urbanowicza, laureata Nagrody Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego. To także moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. Zaciekawiona opisem z niewielkim przerażeniem patrzyłam na gabaryty powieści. Jak...
2016-06-30
"Kiedy dorastamy, tworzymy własną osobowość. Kształtowana jest przez naszą rodzinę, przyjaciół, okolicę, nasze talenty, słabości, zwycięstwa i porażki. Na szczęście, kiedy stajemy się dorośli, wiemy już, kim jesteśmy. Niemal mi się to udało. Znajdowałam się na krawędzi poznania kim jestem. Wszystko to jednak zostało mi odebrane, ponieważ ktoś w jedną noc postanowił zniszczyć całą moją siłę. Muszę ją jakoś odbudować. Inaczej nic mi już nie pozostanie."
Kiedy zabierałam się do czytania książki autorstwa Lisy De Jong nie wiedziałam na jaki maraton emocjonalny się decyduję. Totalny rollercoaster uczuć, mieszanka wybuchowa, przy której płakałam jak bóbr. Książka ściska za serce, sprawia, że współczujemy bohaterom, a jednocześnie współodczuwamy każdą komórką naszego ciała cierpienia i radości, z jakim zmagają się Kate, Asher i Beau.
Z początku pojawiał się gniew i złość na Kate, jednak kiedy poznałam czemu podjęła taką decyzję, zrozumiałam ją. Ona uważała się za słabą, aczkolwiek dla mnie była strasznie silna, bo odsunąć od siebie wszystkich i wszystko, by w samotności cierpieć i przeżywać swój koszmar, trzeba mieć w sobie nie lada odwagę.
Kiedy w jej życiu pojawił się Asher, Kate zapragnęła żyć. Połączyły ich tajemnice, a jemu przyświecał tylko jeden cel sprawić, by ta smutna dziewczyna uśmiechała się.
"Asher sprawia, że czuję się bezpieczna. Cegła po cegle rozebrał wszystkie moje mury, a im mniej ich było, z tym większą ochotą go witałam."
Do tego jeszcze Beau. Cudowny przyjaciel, który pomimo odrzucenia jest nadal z Kate, kocha ją nie tylko jako przyjaciółkę, ale głównie jako jego przyszłość. Jednak kiedy w życiu Kate pojawia się Asher, on z bólem serca odsuwa się w cień, by później powrócić.
"Myśl o mnie, kiedy pada deszcz."
Ja z pewnością pomyślę o tej wspaniałej, rozdzierającej serce książce.
Piosenka "Everything" zespołu Lifehouse - przeczytajcie książkę, a zrozumiecie.
"Kiedy dorastamy, tworzymy własną osobowość. Kształtowana jest przez naszą rodzinę, przyjaciół, okolicę, nasze talenty, słabości, zwycięstwa i porażki. Na szczęście, kiedy stajemy się dorośli, wiemy już, kim jesteśmy. Niemal mi się to udało. Znajdowałam się na krawędzi poznania kim jestem. Wszystko to jednak zostało mi odebrane, ponieważ ktoś w jedną noc postanowił...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-20
Obok tej książki nie da się przejść obojętnie, nie da się jej przeczytać i zapomnieć, wkrada się do naszego serca i duszy, burzy je na milion kawałków, a potem skleja, jednak już nic nie będzie takie jak wcześniej. Każda szczelina, każde pęknięcie zostanie wypełnione słowem z tej książki i pozostanie z nami na zawsze.
Romans nauczyciela z uczennicą - coś co już przecież było, jednak takiej książki, jak "Kochając pana Danielsa" nie da się z niczym porównać. To perełka, to złoto, którego szukamy.
"Każdy z nas ma jakieś złoto. To może być cokolwiek: piosenka, książka, zwierzę, człowiek. Cokolwiek, co sprawia, że czujesz się tak szczęśliwy, że twoja dusza płacze z czystej radości. To uczucie jak po zażyciu narkotyków, tyle że lepsze, bo to naturalny odlot. Szekspir jest moim złotem."
Owszem romans między nauczycielem a uczennicą jest, ale stanowi on swego rodzaju tło dla całej reszty. Dla walki z cierpieniem po stracie bliskich, siostry i przyjaciółki, ukochanej dziewczyny, przyjaciela, rodziców. Dla miłości pod najróżniejszą postacią. Dla akceptacji przez innych, dla szukania samej/samego siebie.
"(...) udawanie szczęścia to niemal jego odczuwanie. Przynajmniej póki nie przypomnisz sobie, że to tylko pozory. Wtedy jest smutno. Naprawdę smutno. Bo noszenie na co dzień maski jest bardzo trudne. A po jakimś czasie jesteś trochę przestraszony, bo maska staje się twoją częścią."
Książka tak nasiąknięta jest cierpieniem, że jakby to było możliwe, wycisnęlibyśmy z niej całe oceany łez. Jednak tuż za bólem kroczy walka, zrozumienie i wybaczenie, sprawia to, że powoli przesuwamy się bliżej światła. Kiedy bohaterowie zdają się wreszcie odnaleźć spokój, radość i szczęście następuje taki zwrot akcji, że szczęka opada z wrażenia, a my krzyczymy, JAK?!, JAK TO JEST MOŻLIWE?! Zostajemy w strzępach i wraz z bohaterami staramy się złożyć na nowo.
Obok tej książki nie da się przejść obojętnie, nie da się jej przeczytać i zapomnieć, wkrada się do naszego serca i duszy, burzy je na milion kawałków, a potem skleja, jednak już nic nie będzie takie jak wcześniej. Każda szczelina, każde pęknięcie zostanie wypełnione słowem z tej książki i pozostanie z nami na zawsze.
Romans nauczyciela z uczennicą - coś co już przecież...
2017-05-07
Julia i Julita to dwie bliźniaczki, zewnętrznie różni je kilka maleńkich szczegółów, wewnętrznie wielka przepaść. Julia wpada z jednej miłostki w drugą, mając przy tym wymarzony dom, męża i maleńkiego synka, zaś Julita leczy rany po nieudanym związku z żonatym mężczyzną, mając po cichu nadzieję na powrót ukochanego. Obie inaczej traktują też macierzyństwo. Dlatego często zamieniają się miejscami. Podczas gdy Julia jako Julita korzysta z wolności, Julita staje się matką dla ukochanego siostrzeńca. Wszystko po to by Julia, już wkrótce mogła bez problemu rozwieść się z ciągle nieobecnym mężem, nie zostając przy tym z przysłowiowym kwitkiem. Przed zamianą, która zmieni całe życie głównych bohaterów, Julia wyznaje siostrze, że się zakochała miłością jakiej jeszcze nigdy nie poczuła. Nikt jednak nie wie, że podczas tej zamiany ról Julia oraz jej kochanek zostaną brutalnie zamordowani w mieszkaniu Julity. Przerażona Julita spontanicznie postanawia dalej prowadzić tę osobliwą grę, po trosze z obawy przed czyhającym mordercą, ale przede wszystkim z miłości do tego niespełna rocznego chłopczyka. Jednak nie zdaje sobie sprawy jak będzie to trudne, a to dopiero początek.
"Nieobecna" to fantastyczna mieszanka, która zadowoli czytelnika pod każdym względem. Połączenie mocnego kryminału, thrillera psychologicznego z lekką obyczajówką w tle, nie pozwala na nudę. Jedynie sam wstęp może trochę zbyt długi, nie trzyma w napięciu tak jakbyśmy tego oczekiwali, ale z każdą stroną jest coraz lepiej, a kiedy nadchodzi ten kulminacyjny moment, gdy ginie Julia, nawet nie mamy chwili oddechu, przepadniemy z tą historią bez reszty. Świetny pomysł na fabułę, a przy tym wręcz idealna kreacja głównych bohaterów, oraz psychopatyczny morderca to bez wątpienia największe zalety tej książki.
Autorka z niezwykłą precyzją odsłaniała kolejne karty prowadzące do poznania prawdy, czasem nawet cofając akcję wstecz, do młodzieńczych lat Julii i Julity. Kiedy poznamy już całą historię, morderca zostanie ujawniony, wtedy nabierzemy przekonania, że wszystko, nawet ten przydługi wstęp znalazł się tam nie bez przyczyny.
Dla mnie osobiście najlepsze podczas czytania okazało się odkrywanie prawdy wspólnie z Julitą o zamordowanej siostrze , dzięki temu dużo bardziej wczułam się w akcję, byłam jakby jej towarzyszem. Szczerze polubiłam Julitę, kibicowałam jej, trzymałam kciuki, aby jej kłamstwo nie wyszło na jaw, a jednocześnie współczułam, z każdą chwilą gdy odkrywała brudne sekrety Julii. A ta choć nie jest obecna ciałem w tej powieści, jest bezapelacyjnie jedną z najlepiej wykreowanych postaci.
"Zaakceptowałam już fakt, że strach stanie się na jakiś czas moim nieodłącznym towarzyszem. Aż do schwytania zabójcy. W sumie nie była to żadna nowość. Żyłam ze strachem jak z mężczyzną, za dnia i w nocy, odkąd zginęła Julia. Rzecz w tym, że ten miał inną jakość. Tamten był lękiem przed karą, przed więzieniem i odebraniem mi dziecka. Ten był panicznym , zwierzęcym strachem o życie. Z dwojga złego wolałam tamten."
Tajemniczości fabule dodają maile od samego mordercy, który doskonale rozgryzł Julitę i zna całą prawdę. Miałam kilka przypuszczeń, kto może być owym zabójcą, czasem czułam się wywiedziona w pole i prawie do samego końca nie byłam pewna czy moje przypuszczenia się potwierdzą.
Podsumowując mam wielką nadzieję, że Agnieszka Olejnik jeszcze nie raz stworzy coś tak mocnego, trzymającego w napięciu, bowiem jak dla mnie "Nieobecna" to literackie mistrzostwo. Jeśli nie czytaliście szczerze Was zachęcam, przeczytajcie bo warto!
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2017/05/nieobecna-agnieszka-olejnik.html
Julia i Julita to dwie bliźniaczki, zewnętrznie różni je kilka maleńkich szczegółów, wewnętrznie wielka przepaść. Julia wpada z jednej miłostki w drugą, mając przy tym wymarzony dom, męża i maleńkiego synka, zaś Julita leczy rany po nieudanym związku z żonatym mężczyzną, mając po cichu nadzieję na powrót ukochanego. Obie inaczej traktują też macierzyństwo. Dlatego często...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-04
"Słowa potrzebują wypowiedzenia. Ciało dotyku. A umysł snu. Mamy na to wszystko naprawdę mało czasu, zanim zostawi mnie znów na kolejny rok."
Po książki Colleen Hoover mogę sięgać w ciemno, każda stworzona przez nią historia ma w sobie to magiczne "coś", jakąś siłę przyciągania, której nie sposób się oprzeć. Poza tym jej pozycje nasączone są mnóstwem różnorodnych emocji, a przede wszystkim dają Czytelnikowi to co najważniejsze - wielką przyjemność z czytania.
9 listopada - data jakich wiele w kalendarzu, a jednak na głównych bohaterach odcisnęła swoje piętno. Zmieniła ich, pozostawiła blizny widoczne dla wszystkich na zewnątrz, ale przede wszystkim te ukryte głęboko w nich, a takie blizny ciężko zauważyć, a jeszcze ciężej uleczyć. I chociaż czytając wiemy, że Ben stara się za wszelką cenę uzdrowić Fallon, to nawet nie zdajemy sobie sprawy, że on sam cierpi i potrzebuje ocalenia.
Już od pierwszych chwil pokochałam Fallon i Bena całym sercem. Najpierw wzbudzili moją sympatię zabawnymi dialogami i ciętym językiem. Po prostu śmiałam się w głos. Z czasem przyszedł czas na złość i rozczarowanie, że tak łatwo rezygnują, czy podejmują decyzję za drugą osobę. Aż w końcu ból jaki odczuwali przytłoczył także i mnie. Współczułam im, było mi ich żal, chciałam w jakikolwiek sposób złagodzić ich cierpienie, wejść do środka książki i po prostu ich przytulić, pocieszyć, okazać wsparcie. To bohaterowie, których nie można nie polubić, wywołują same pozytywne emocje.
Świetna kreacja bohaterów dotyczy nie tylko ich osobowości i charakteru, ale także zainteresowań. To szczególnie tyczy się pisarza Bena. Wspaniały pomysł na postać i równie świetne wykonanie. Jego sposób myślenia i słowa, które wypowiada trafiają prosto w serce i pozostają na długo.
Podsumowując, chyba to najlepsza książka w dorobku Hoover jaką przyszło mi poznać.
Pełna recenzja tutaj:
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2016/12/november-9-colleen-hoover.html
"Słowa potrzebują wypowiedzenia. Ciało dotyku. A umysł snu. Mamy na to wszystko naprawdę mało czasu, zanim zostawi mnie znów na kolejny rok."
Po książki Colleen Hoover mogę sięgać w ciemno, każda stworzona przez nią historia ma w sobie to magiczne "coś", jakąś siłę przyciągania, której nie sposób się oprzeć. Poza tym jej pozycje nasączone są mnóstwem różnorodnych emocji, a...
2016-12-18
"Życie jest zbyt krótkie, by przejść przez nie samotnie. Proszę, po prostu bądź."
Paulina to młoda dziewczyna wychowująca się na wsi. Jej całym światem był rodzinny dom i gospodarstwo, w którym się wychowywała. Rodzice mieli wobec niej określone oczekiwania, miała wyjść za mąż, pozostać w pobliżu starzejących się rodziców i pomagać im. Jednak kiedy dziewczyna zasmakowała odrobiny wolności, zobaczyła jak może wyglądać jej życie poza wsią, że może rozwijać swoje zdolności, marzyć i starać się je złapać, wówczas zapragnęła dla siebie czegoś więcej. Z pomocą przyjaciela Paulina dostaje się na studia, co jest całkowicie sprzeczne z tym, czego chcą jej rodzice. Ostatecznie pokłócona z matką i ojcem, bez wsparcia finansowego wyjeżdża do Gdańska, aby spełniać swoje marzenia. Jedynym sprzymierzeńcem jest Adrian, niedoszły mąż, przyjaciel, na którego zawsze może liczyć. Ale jak to ma się równać ze wsparciem ze strony najbliższych, najważniejszych: matki, ojca, sióstr? Paulina, choć zdeterminowana, by iść swoją drogą, czuje się bardzo samotna. Wkrótce do jej drzwi, zupełnie nieoczekiwanie zapuka miłość. Aleksander, jej wykładowca stanie się jej całym światem, otoczy ją płaszczem bezpieczeństwa i miłości, wsparcia i zrozumienia, tego wszystkiego za czym tęskni i o czym marzyła. Niestety przekorny los, nie zawsze pozwala nam na beztroskę, on zawsze w najmniej oczekiwanym momencie potrafi z naszego szczęścia zadrwić, zaśmiać nam się w twarz i rzucić nas w otchłań bólu, smutku i rozpaczy. Poli niestety to nie ominęło, ale pozostał przy niej ktoś, wierny przyjaciel.
"Myślałam sobie, że jest jednak ktoś, kto czuwa nad tym, by nie było zupełnie źle. By pomiędzy czarnymi chmurami na niebie życia czasem było widać słońce. By wicher zmian był na tyle silny, aby potrafił odsłonić błękitne niebo na dłużej."
Historia, którą stworzyła Magdalena Witkiewicz trafiła prosto do mojego serca. Bohaterowie i ich losy z każdą stroną stawali się coraz bardziej realni, coraz bardziej rzeczywiści. Jednak największą zaletą, największym fenomenem tej książki są emocje. Emocje tak skrajne, a przy tym tak prawdziwe, że wręcz wyciekają z każdego zdania. Nie zawsze łatwo nam się z tymi uczuciami zmierzyć. Czasem potrzebujemy czasu, aby je przetrawić. Ale jedno wiem na pewno, nie potrafimy przejść obok nich obojętnie.
"Zapomniałam, że miłość to uczucie podobne do puszystej i miękkiej pierzynki, którą człowiek okrywa się w chłodne, zaśnieżone wieczory. Uczucie, którym człowiek owija się niczym ciepłym szalem. Z drugiej strony miłość jest krucha niczym lód. A po lodzie należy stąpać bardzo ostrożnie. Trochę strachu, euforia szczęścia. Niepokój i zachwyt. Życie."
Nie znam twórczości Autorki, aż tak dokładnie, ale jednego jestem pewna, że "Po prostu bądź" to pełna mądrości, znajomości życia opowieść, która nie tylko wiele nas nauczy, ale także wskaże pewne drogowskazy, dzięki którym będzie nam łatwiej odnaleźć szczęście. Szczęście do którego wszyscy dążymy, które jest naszym celem. Wielokrotnie prowadzi do niego ciężka, usłana wieloma przeszkodami droga, czasem utkniemy w jakiejś ciemnej uliczce, z której zdaje się nie być wyjścia, ale jeśli będziemy wytrwali i niezwykle spostrzegawczy znajdziemy maleńkie światełko nadziei.
"Najtrudniejsze to chyba być z kimś szczęśliwym do końca swoich dni. Fajnie byłoby mieć mapę z zaznaczonym miejscem, gdzie leży szczęście. Człowiek się musi bardzo namęczyć, by je znaleźć na mapie życia. By wybrać właściwą drogę, minąć bagno łez, rozpaczy, przekopać się przez kamienie problemów i znaleźć tabliczkę z napisem <szczęście>. W życiu nie ma GPS-u, który w momencie, gdy obierzemy niewłaściwą drogę, powie nam: <Zawróć, gdy to tylko możliwe>."
Bohaterowie, których lubimy, do których przywiązujemy się i kibicujemy im na każdym kroku, są tak świetnie wykreowani, autentyczni w swoich wyborach, wręcz namacalni w swojej konstrukcji. Autorka wykazała się niezwykłą znajomością ludzkiej psychiki, wrażliwością i empatią. Scena ze swetrem dotknęła mnie dogłębnie, do tego stopnia, że wtulałam się w koc i wycierałam łzy płynące po policzkach.
Jeśli macie ochotę na piękną, naszpikowaną uczuciami historię o miłości, walce o swoje marzenia, a także wybaczaniu i istocie komunikacji, to polecam Wam tę pozycję. To historia, która Was wzruszy, natchnie nadzieją, wywoła radość, ale też wyciśnie wiele łez. Pełen kalejdoskop uczuć ujęty w pięknym, ale przejrzystym stylu, czy jesteście na nie gotowi?
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2016/12/po-prostu-badz-magdalena-witkiewicz.html
"Życie jest zbyt krótkie, by przejść przez nie samotnie. Proszę, po prostu bądź."
Paulina to młoda dziewczyna wychowująca się na wsi. Jej całym światem był rodzinny dom i gospodarstwo, w którym się wychowywała. Rodzice mieli wobec niej określone oczekiwania, miała wyjść za mąż, pozostać w pobliżu starzejących się rodziców i pomagać im. Jednak kiedy dziewczyna zasmakowała...
2016-08-09
Na tę książkę czekałam długo i miałam wobec niej wielkie oczekiwania. Jestem wzruszona, wstrząśnięta, zdruzgotana, a jednocześnie zachwycona i szczęśliwa. Kiedy przeczytałam opis wiedziałam, że to będzie to, że tą książką autorka przypieczętuje swój talent. Nie zawiodłam się.
"(...) czasami juro nie nadchodzi i zostają nam jedynie wspomnienia z wczoraj."
Co dzieje się z człowiekiem, kiedy straci sens życia, straci swoje serce i duszę? Dusi się, brakuje mu powietrza, zasysa go ciemność i mrok. Tak dzieje się z dwójką głównych bohaterów, którzy w wypadku samochodowym stracili cząstkę siebie. Tristan miał żonę i synka, był u progu realizacji swoich marzeń. Elizabeth miała męża i szczęście. On nie ma już nic, ją przy życiu trzyma mała pięcioletnia córeczka. On zmienił się w potwora, który na nowo otwiera swoje rany, by nie zapomnieć. Ona dla córki walczy, zachowuje pozory normalności, choć wewnętrznie krwawi. Ich drogi się krzyżują, są dla siebie zbawieniem, bo widzą siebie, swoje poranione dusze i serca, które już na zawsze naznaczyły blizny.
Mieszkają w małej miejscowości, w której rządzi plotka, wszyscy o wszystkim wiedzą, więc nic dziwnego, że każdy ostrzega Elizabeth przed tym dziwakiem, jednak ona w jego burzowych oczach widzi niebo. On ją rozumie, jest przy niej w najgorszych momentach, ona tym samym jest dla niego. Są dla siebie powietrzem, którego tak bardzo potrzebują.
"To złe dni sprawiają, że dobre są takie cudowne."
Język oraz styl autorki jest naturalny, szczery i nieprzytłaczający. Dzięki temu pochłania się ją w jednym momencie. Bohaterowie są tak perfekcyjnie wykreowani, że ma się wrażenie iż są z krwi i kości. Brittainy C. Cherry wciągnęła czytelnika w tę trudną podróż, pełną rozpaczy i bólu, szukania sensu życia po utracie bliskich, jednak potrafiła też go zaskoczyć. Autorka wie, jak dozować napięcie, i kiedy już wszystko ma się ku dobremu, następuje nagły zwrot akcji, który uruchamia lawinę kolejnych wydarzeń.
Książka jest pełna emocji i to najróżniejszych. Czytając niejednokrotnie łzy płynęły po policzkach, wiele razy też śmiałam się w głos, czułam żal i gniew, miałam ochotę krzyczeć. Wszystkie te uczucia, były szczere, gdyż ta historia taka właśnie jest. "Powietrze, którym oddycha" to także zbiór cennych mądrości, które zmuszają do refleksji. Obok takiej książki nie da się przejść obojętnie, a po jej przeczytaniu od tak odłożyć na półkę. Takie książki najbardziej sobie cenię, właśnie za to, że nie mogę ich wyrzucić ze swojej głowy. I jeszcze ta piękna okładka.
Na tę książkę czekałam długo i miałam wobec niej wielkie oczekiwania. Jestem wzruszona, wstrząśnięta, zdruzgotana, a jednocześnie zachwycona i szczęśliwa. Kiedy przeczytałam opis wiedziałam, że to będzie to, że tą książką autorka przypieczętuje swój talent. Nie zawiodłam się.
"(...) czasami juro nie nadchodzi i zostają nam jedynie wspomnienia z wczoraj."
Co dzieje się z...
2016-08-06
O tej książce słyszał chyba każdy miłośnik gatunku NA. Mnóstwo pozytywnych opinii, cudowna okładka, to sprawiło, że ja także musiałam sięgnąć po "Promyczka".
"Nie mówię, że nie powinieneś realizować celów i spełniać marzeń. Po prostu nie rezygnuj z tego, co dzieje się teraz, dla nieznanej przyszłości. Może ominąć cię wiele szczęścia, kiedy będziesz czekała na lata, które mogą nigdy nie nadejść. Nie trać czasu, bo przegapisz chwilę obecną, a przyszłość wcale nie jest taka pewna."
Kate to młoda, piękna, zabawna, przekorna i niezwykle utalentowana dziewczyna, rozpoczynająca studia na uniwersytecie Grant w małym miasteczku w Minnesocie. Życie Kate nie rozpieszczało, a pomimo wielkich życiowych tragedii pozostaje promienna i radosna, niczym promyk słońca, a co najważniejsze swoją radością zaraża innych. Pełna optymizmu nie pozwala sobie tylko na jedno, miłość. Wie, że płatki róż i serduszka nie są dla niej. Jednak, kiedy poznaje Kellera mimo wszystko nie przestaje o nim myśleć. Są przeciwieństwem, a jak wiadomo przeciwieństwa się przyciągają. W końcu poddają się i dają sobie tyle ile, są w stanie, jednak ta miłość nie ma szczęśliwego zakończenia.
W życiu Kate od dzieciństwa uczestniczył Gus - najlepszy przyjaciel, przyszła gwiazda rocka. "Promyczek" to także historia o nim, o jego uczuciu do Kate, relacjach ich łączących, miłości do muzyki. Gus zostaje w rodzinnym San Diego, skąd wkrótce wyjeżdża w trasę koncertową ze swoim zespołem Rook.
Kiedy skończyłam czytać tę, jak dla mnie przerażającą książkę, nasuwało się jedno pytanie. Jak to możliwe, że ktoś - Kim Holden - pisząc słowa, łącząc je w wyrazy, potrafi stworzyć coś tak wyjątkowego, taką wspaniałą, rozdzierającą serce historię. Przerażającą, bo dotykającą takich emocji, jakich nikt chyba jeszcze nie dotknął. Po tej lekturze byłam emocjonalnym wrakiem.
Do tego playlista na końcu ... i ta jedna piosenka Imagine Dragons - Nothing Left To Say, w kontekście tej historii to dreszcze na całym ciele.
O tej książce słyszał chyba każdy miłośnik gatunku NA. Mnóstwo pozytywnych opinii, cudowna okładka, to sprawiło, że ja także musiałam sięgnąć po "Promyczka".
"Nie mówię, że nie powinieneś realizować celów i spełniać marzeń. Po prostu nie rezygnuj z tego, co dzieje się teraz, dla nieznanej przyszłości. Może ominąć cię wiele szczęścia, kiedy będziesz czekała na lata, które...
2016-07-27
Echo Emerson obecnie jest uważana za świruskę, outsiderkę, czasem sama też tak o sobie mówi. Kiedy ją poznajemy stara się wszystkich zadowolić, jej życie to tylko pozory, nikt nie wie i nie stara się wejść głębiej. Każdy, ojciec, macocha i przyjaciele pragną dziewczyny, którą była dawniej. Gdy jeden tragiczny wieczór, zniszczył normalność, a pozostawił blizny na ciele, duszy i w sercu. Echo wyparła z pamięci cały tragiczny w skutkach wieczór i stara się wypełnić tę lukę, jednak sama musi do tego dojść. Sama także walczy z bólem po stracie ukochanego brata.
Noach Hutchins to nieokiełznany przystojniak, któremu na niczym nie zależy, liczy się dla niego trawka i dziewczyny na jedną noc. Taka jest jego poza dla innych, w głębi duszy to mądry, poraniony i zagubiony chłopak. W pożarze zginęli jego rodzice, jego marzenia i szanse na przyszłość. Został rozdzielony z braćmi, dodatkowo po kilku niefortunnych wydarzeniach wszyscy uważają go za niebezpiecznego i agresywnego. Zniszczony wewnętrznie wie, że normalność go nie dotyczy, nie potrafi się otworzyć, każdego dorosłego traktuje jak wroga, nie ufa mu.
"(...) dorastanie oznacza konieczność dokonywania trudnych wyborów, a robienie tego, co należy, nie zawsze oznacza, że jest nam z tym dobrze."
Znając tylko to, co pozwalają zobaczyć innym, Echo i Noach nie pałają do siebie sympatią, jednak kiedy zmuszeni są spędzić ze sobą więcej czasu, odsłaniają przed sobą swoje tajemnice. Wspólny cel sprawia, że z czasem pojawia się między tą dwójką poranionych ludzi uczucie. Ale czy miłość wystarczy i pozwoli im znaleźć choć namiastkę normalności?
"Najgorszy rodzaj płaczu to nie ten, który wszyscy widzą - zawodzenie na ulicy, rozdzieranie szat. Nie, najgorzej jest, kiedy szlochem zanosi się dusza, i bez względu na to, co się zrobi, nie sposób jej ukoić. Jej część więdnie i staje się blizną na tym fragmencie, który przeżył. W duszach ludzi takich jak ja czy Echo więcej było blizn niż życia."
"Przekroczyć granice" to piękna, wzruszająca do granic możliwości historia młodych dorosłych, których los postanowił nie oszczędzać. Katie McGarry w lekki sposób, bez zmuszania, bez zbędnych wypełniaczy wprowadziła czytelnika w świat najróżniejszych emocji, bólu, nieufności, pozorów, ale także radości z najmniejszych sukcesów, wielkiej pracy nad sobą i wreszcie pierwszej, prawdziwej miłości. Takiej, która rozrywa serce, bez której nie można żyć, jak bez powietrza. Myślałam że ta książka mnie zawiedzie, kolejna para z wielkim bagażem doświadczeń, jednak pomimo, iż tak jest, to forma, język, a przede wszystkim kreacja bohaterów, pozwalają uznać tę książkę jako perełkę w morzu, czy wręcz oceanie, innych książek z gatunku NA.
Echo Emerson obecnie jest uważana za świruskę, outsiderkę, czasem sama też tak o sobie mówi. Kiedy ją poznajemy stara się wszystkich zadowolić, jej życie to tylko pozory, nikt nie wie i nie stara się wejść głębiej. Każdy, ojciec, macocha i przyjaciele pragną dziewczyny, którą była dawniej. Gdy jeden tragiczny wieczór, zniszczył normalność, a pozostawił blizny na ciele,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-16
"To właśnie musi być to - odkrywa twoje tajemnice, obawy, słabości - po czym obraca je przeciwko tobie. Zrobił to Celine. A teraz robi to mnie."
K. A. Tucker zachwyciła mnie serią "Dziesięć płytkich oddechów", co z kolei sprawiło, że wręcz musiałam sięgnąć po kolejną książkę jej autorstwa. Nie oczekiwałam, że będzie to tak inna książka, ale jednocześnie utrzymana w stylu do jakiego mnie przyzwyczaiła. Autorka zaintrygowała mnie od samego początku i moje zainteresowanie utrzymywało się aż do ostatnich stron, kiedy wreszcie wszystko się wyjaśniło. Momentami, aż z nadmiaru emocji i wielu niewiadomych nie mogłam usiedzieć w miejscu. Czasem miotałam się, tak samo, jak główna bohaterka, czasem zostałam wręcz wyprowadzona w pole i aż nie dowierzałam, że dałam się tak wmanewrować, aby dociec prawdy. Ale zacznijmy od początku...
Maggie przyjeżdża do Nowego Jorku, aby spakować rzeczy należące do jej nieżyjącej przyjaciółki Celine. Od samego początku Maggie nie może uwierzyć, że dziewczyna, która była dla niej jak siostra, którą znała do wczesnego dzieciństwa. sama targnęła się na swoje życie. Kiedy przegląda jej osobiste rzeczy, jej przypuszczenie o tym, że ktoś zamordował Celine tylko się umacnia. Odkryte zdjęcia półnagiego mężczyzny, tajemniczy liścik oraz kwiaty, i wreszcie słowa "Ten mężczyzna był moim zbawieniem. Teraz przez niego zginę" utwierdzają ją w tym przeświadczeniu. Maggie z zawziętością stara się dowieść swojej tezie, jednak sama nie zdaje sobie sprawy z tego, iż szukając odpowiedzi pozna wiele szczegółów z życia swojej przyjaciółki, o których nie miała bladego pojęcia.
"Nikt nie jest idealny, niczyje życie nie jest doskonałe. A u najbliższych - ludzi, których kochamy najbardziej - najszybciej zauważamy wady. Najłatwiej ich osądzamy. Może godzimy się na ich niedoskonałość. Może czasami czujemy wrogość. Jednak skrywamy krytyczne myśli - myśli, które mogą ranić, i uśmiechamy się, śmiejemy się z nimi, ofiarując wsparcie, kochając ich."
"Przez niego zginę" to fantastyczna, trzymająca w napięciu historia jakiej jeszcze nie było. Fabuła nie jest jednostajna, pomimo iż dotyczy wyjaśnienia śmierci Celine, nabiera rozpędu, czasem zatacza błędne koło, trafia na ślepe uliczki, aby wreszcie doprowadzić do mety. Przez całą książkę towarzyszymy Maggie w jej prywatnym dochodzeniu, i z każdym kolejnym rozdziałem uzyskujemy więcej informacji z życia denatki, ale jednocześnie mamy więcej niedomówień i niewiadomych. Możemy poczuć się jak prywatny detektyw i stawiać swoje hipotezy. Ja przyznam się, że zostałam wyprowadzona w pole, a zakończenie całej sprawy kompletnie mnie zaskoczyło. Autorka nawet przez moment nie pozwala nam na oddech, ciągle podsuwając nowy ślad, nową poszlakę, przez co napięcie tylko wzrasta. Jednocześnie nie umyka nam to co najważniejsze, czyli wyjaśnienie zagadki śmierci Celine, która pomimo iż nie jest żyjącą postacią, jest główną bohaterką tej książki.
Zatem gorąco zachęcam Was do zapoznania się z tą książką, bo na prawdę warto.
"To właśnie musi być to - odkrywa twoje tajemnice, obawy, słabości - po czym obraca je przeciwko tobie. Zrobił to Celine. A teraz robi to mnie."
K. A. Tucker zachwyciła mnie serią "Dziesięć płytkich oddechów", co z kolei sprawiło, że wręcz musiałam sięgnąć po kolejną książkę jej autorstwa. Nie oczekiwałam, że będzie to tak inna książka, ale jednocześnie utrzymana w stylu...
2016-06-18
"Różnica między brzydką a piękną stroną miłości jest taka, że ta piękna jest o wiele jaśniejsza. Sprawia, że czujesz, jakbyś dryfował. Podnosi cię na duchu. Opiekuje się tobą. Piękne części miłości trzymają cię ponad resztą świata. (...) Brzydkie części miłości nie mogą cię podnieść na duchu. One ciągną cię W DÓŁ. Trzymają cię poniżej. Topią cię."
Drogi Tate i Mailsa stykają się. Ona jest wrażliwa, delikatna, chcąca kochać całym sercem i całą sobą. On to przystojny, arogancki dupek, który chce tylko seksu, wyznaje dwie zasady, nie pytaj o przeszłość i nie oczekuj przyszłości. Niby tak różne osoby, oczekujące od życia czegoś zupełnie innego, a jednak jakaś magiczna siła przyciąga ich ku sobie z taką mocą, że nie potrafią się jej przeciwstawić, choć sami dobrze wiedzą jak to się skończy. Ale nie dajcie się zwieść, to tylko pozory. Hoover wiedziała jak wykreować głównego bohatera, i na początku miałam ochotę krzyczeć na Tate, aby trzymała się jak najdalej od tego zarozumialca, jednak z każdą przeczytaną stroną zmieniałam o nim zdanie, by na końcu szczerze go pokochać. Skuteczny w tym okazał się zabieg, jaki autorka wykorzystała. Otóż, książka napisana jest z perspektywy zarówno Tate i dotyczy teraźniejszości, jak i samego Mailsa, gdzie akcja toczy się w przeszłości, a dokładnie 6 lat wcześniej. Dzięki temu książka jest bardzo przejrzysta i nie miesza w głowie, a jedynie odsłania kolejne fakty, by na koniec wstrząsnąć do granic możliwości. To wspaniałe zagranie sprawdza się doskonale, co więcej prowadzi do tego, że nie mamy ochoty nawet na chwilę przestać czytać, aby przypadkiem coś nam nie umknęło. Autorka wie, jak pisać, abyśmy doznali najróżniejszych uczuć i emocji, począwszy od humoru i radości, poprzez złość, smutek, żal, a na rozpaczy kończąc.
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2016/06/ugly-love-colleen-hoover.html
"Różnica między brzydką a piękną stroną miłości jest taka, że ta piękna jest o wiele jaśniejsza. Sprawia, że czujesz, jakbyś dryfował. Podnosi cię na duchu. Opiekuje się tobą. Piękne części miłości trzymają cię ponad resztą świata. (...) Brzydkie części miłości nie mogą cię podnieść na duchu. One ciągną cię W DÓŁ. Trzymają cię poniżej. Topią cię."
Drogi Tate i Mailsa...
2016-10-29
"Kto ma oczy, ten widzi. Kto ma uszy, ten słyszy. Kto ma serce, ten czuje."
Kiedy skończyłam czytać te 548 stron, jedno na co było mnie stać to WOW, ale to było mocne. Czegoś tak dobrego się nie spodziewałam, napięcie rosło z każdą chwilą, a ostatnie dwieście stron to totalna jazda bez trzymanki. Elisabeth Herrmann stworzyła tak drobiazgowo całą powieść, że ja nie mam się do czego przyczepić. Bohaterowie, fabuła, stopniowanie informacji, wielowymiarowość całej powieści, zaskakujące zakończenie, powodują, że "Wioskę morderców" czyta się z zapartym tchem. Morderstwo w ogrodzie zoologicznym to tylko wierzchołek góry lodowej, a im bardziej się zagłębiamy, tym więcej odkryjemy tajemnic, które wydarzyły się dwadzieścia lat temu w tytułowej wiosce.
Oprócz kryminalnej strony powieści na uznanie zasługuje też sfera psychologiczna. Poznajemy niektóre meandry ludzkiej psychiki, wyparcie z podświadomości traumatycznych przeżyć, reakcje prowadzące do autodestrukcji, czy zemsta.
"Wioska morderców" to bardzo ciekawa pozycja, dopracowana w każdym szczególe, aż nie chce się wierzyć, że jest to książkowy debiut. Skoro z takim impetem Elisabeth Herrmann wkroczyła do literackiego świata, to czego mogę spodziewać się po kolejnej powieści autorki. Nie wiem, ale wiem tylko tyle, zdecydowanie chcę więcej.
Gorąco polecam wszystkim miłośnikom kryminałów, thrillerów, ale nie tylko. Książka z całą pewnością dostarczy Wam niesamowitych emocji, zmrozi krew w żyłach i zaskoczy.
"Kto ma oczy, ten widzi. Kto ma uszy, ten słyszy. Kto ma serce, ten czuje."
Kiedy skończyłam czytać te 548 stron, jedno na co było mnie stać to WOW, ale to było mocne. Czegoś tak dobrego się nie spodziewałam, napięcie rosło z każdą chwilą, a ostatnie dwieście stron to totalna jazda bez trzymanki. Elisabeth Herrmann stworzyła tak drobiazgowo całą powieść, że ja nie mam się...
2019-05-07
Książek o miłości jest cała masa, czasem mam wrażenie, że nic nowego, obalającego schematy w tym zakresie nie da się już stworzyć. A jednak, Beth O'Leary takim stwierdzeniom wbiła przysłowiowego ćwieka. Zaczyna się typowo, ona po niespodziewanym rozstaniu szuka mieszkania, nie mając zbyt wielkich funduszy ma dwa wyjścia. Albo zamieszka w obskurnej kawalerce razem z grzybami i wszechobecną pleśnią, albo odpowiedzieć na pewne nietypowe ogłoszenie i zostać współlokatorką kogoś, z kim będzie dzielić łóżko, ale nie osobiście. I od tego momentu zaczyna się nietypowo. Tiffy i Leon zostają tytułowymi współlokatorami, dzielą wspólną przestrzeń rozmijając się w ciągu dnia i nocy. Kiedyś w końcu musi dojść do spotkania, tym bardziej, że z upływem czasu stają się sobie coraz bliżsi. Czy rzeczywistość okaże się taka sama jak ich wyobrażenia o sobie nawzajem? Cy ich nietypowa przyjaźń przetrwa, a może przerodzi się w coś więcej?
Do tej pory możecie sobie pomyśleć, że historia Tiffy i Leona jest tak słodka, że na samą myśl zaczynają boleć zęby, a wizyta u dentysty jest wręcz konieczna. Nic z tych rzeczy. "Współlokatorzy" mają swoim czytelnikom dużo więcej do zaoferowania. Przede wszystkim O'Leary znalazła też miejsce na dużo poważniejsze zagadnienia. Przestaje być słodko i różowo, jest życiowo i z trudnościami, gdzie na mecie czeka szczęście.
W pozytywnym odbiorze debiutanckiej książki początkującej autorki pomagają sami bohaterowie, których dosłownie nie sposób nie polubić. Są sympatyczni, charyzmatyczni, i szybko zapadają w pamięć. Mają swoje sekrety, przed którymi uciekają, swoje obawy i troski, swoje słabości. Leon to typowy introwertyk, cichy, wycofany, nielubiący zmian, dlatego tak trudno radzi sobie z sytuacją w jakiej znalazł się jego brat, dlatego jest w związku, który ma więcej wspólnego z przyzwyczajeniem niż miłością. Tiffy to jego totalne przeciwieństwo, choć sama nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Przebywanie w toksycznym związku odbiło na niej swoje piętno i teraz pełna obaw rusza w dalszą drogę. Zobaczcie jak wiele mogą sobie dać wzajemnie Leon i Tiffy.
"Współlokatorzy" to jedna z tych książek, którą czyta się z wielką przyjemnością, a po jej zakończeniu chce się wrócić do początku i zacząć wszystko raz jeszcze. Lekki i ujmujący styl, świetne, pełne humoru dialogi sprawiają, że książkę czytamy w tempie ekspresowym. Smaczku lekturze dodaje dwutorowa narracja, którą w tego typu powieściach po prostu uwielbiam. Zatem jeśli chcecie poznać niesztampową historię miłosną z ciekawymi bohaterami, pełną humoru i ciepła, to śmiało sięgnijcie po "Współlokatorów", którzy swoją premierę mają 15 maja. To z pewnością będzie hit tego roku!
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2019/05/wspolokatorzy-beth-oleary-recenzja.html
Książek o miłości jest cała masa, czasem mam wrażenie, że nic nowego, obalającego schematy w tym zakresie nie da się już stworzyć. A jednak, Beth O'Leary takim stwierdzeniom wbiła przysłowiowego ćwieka. Zaczyna się typowo, ona po niespodziewanym rozstaniu szuka mieszkania, nie mając zbyt wielkich funduszy ma dwa wyjścia. Albo zamieszka w obskurnej kawalerce razem z grzybami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-06
"Niestety, życie nie jest takie proste, a los nie zawsze usłużnie spełnia marzenia ludzi, którzy chcą nim kierować. Los idzie swoją drogą i często wpada w ostry zakręt, lecąc długą drogą w dół..."
Odkąd zaczęłam czytać książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i wśród postaci pobocznych pojawiali się bracia Borowscy stwierdziłam, że wręcz MUSZĘ poznać ich historię. Zaintrygowali mnie, jednak nie wiedziałam na co się piszę. Istny rollercoaster i to zarówno od strony fabuły, jak i towarzyszących jej uczuć. A wszystko zaczyna się bardzo spokojnie...
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza dotyczy wydarzeń z młodzieńczych lat głównych bohaterów, ich decyzji i wyborów. Kaśka właśnie przeprowadza się do domu swojej macochy i jej córki. Wie, że ojciec po latach wdowieństwa wreszcie jest szczęśliwy, więc ona nie ma zamiaru mu tego szczęścia odbierać. Zmienia się jej całe dotychczasowe życie. Przybrana siostra z którą niewiele ją łączy, obcy dom i nowa szkoła, w dodatku tuż przed maturą. Jakby tego jeszcze mało na horyzoncie Kaśki pojawia się przystojny Krzysiek, chłopak Małgośki. Sytuacja już teraz wydaje się jak na tak młodą dziewczynę nieźle pokręcona, a to dopiero początek, bowiem Kaśkę i Krzyśka w końcu połączy miłość. Miłość, która odciśnie swoje piętno na życiu każdego z nich. Ach! nie zapominajmy jeszcze o starszym bracie Krzyśka - Łukaszu i początkach jego mafijnej kariery.
Druga część to spotkanie po latach i rachunki jakie przyjdzie im wszystkim zapłacić za błędy młodości. Czy w obliczu śmierci, wieloletniej rozłąki, gangsterskich porachunków i rodzinnych zobowiązań Kaśka i Krzysiek mogą sobie zaufać? Czy ich miłość przetrwa? A co z Łukaszem? Odpowiedzi na te pytania szukajcie na kartach "Zakrętów losu".
Uwielbiam książki, które dostarczają czytelnikowi różnych, a jednocześnie zupełnie sprzecznych emocji. Tutaj znajdziemy wszystko. Radość i łzy, szczęście i rozrywający ból, tęsknotę i namiętność, strach i odwagę, miłość i nienawiść. Łzy przeplatane z ulotnymi chwilami szczęścia, gniew i lęk nasilony do granic możliwości, a przy tym złość na niesprawiedliwość tego wyimaginowanego świata. Istny kalejdoskop uczuć, o jakim nawet nie marzyłam. Nic więc dziwnego, że Panią Agnieszkę nazywają dilerką uczuć.
Oprócz emocji, które jak dla mnie stanowią esencję całej książki, mamy jeszcze fabułę, która nawet na moment nie pozwala na chwilę wytchnienia. Autorka umiejętnie wprowadza nowe wydarzenia, czasem stopniowo dozując napięcie, by później bez ostrzeżenia uderzyć z przysłowiowej grubej rury.
Postacie stworzone przez Panią Agnieszkę są świetnie przemyślane. I nie chodzi mi tylko o te najważniejsze, pierwszoplanowe, ale także o te niby mało istotne. Zwłaszcza, wtedy, gdy mają tak wielki wpływ na tok wydarzeń. Oczywiście bezapelacyjnie prym wiedzie starszy z braci, którego za każdym razem miałam ochotę udusić, ale sądzę, że nie tylko ja jedna ;)
Kończąc napiszę tylko tyle, że jest to rewelacyjna książka, łącząca w sobie romans i sensację, miłość i świat mafijnych porachunków, jednym słowem wspaniały początek serii.
https://czytelniapatrycji.blogspot.com/2017/06/zakrety-losu-agnieszka-lingas-oniewska.html
"Niestety, życie nie jest takie proste, a los nie zawsze usłużnie spełnia marzenia ludzi, którzy chcą nim kierować. Los idzie swoją drogą i często wpada w ostry zakręt, lecąc długą drogą w dół..."
Odkąd zaczęłam czytać książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i wśród postaci pobocznych pojawiali się bracia Borowscy stwierdziłam, że wręcz MUSZĘ poznać ich historię....
"Już zapomnieliśmy jak to było (...) Jak to jest: walczyć o dominację, zabijać by przetrwać. Zalaliśmy betonem naturę i wydaje nam się, że jesteśmy bezpieczni. Że kontrolujemy każdy zielony skrawek na mapie. Siedzimy w warowniach ze stali i szkła i nawet nie przyjdzie nam do głowy, że era dominacji człowieka może być zagrożona. Że może nadejść czas, kiedy będziemy musieli odszukać w sobie i na nowo rozbudzić te pierwotne instynkty. Na powrót stać się Myśliwymi. Nie możemy wyrzec się tego wcielenia. Jeśli to zrobimy, ryzykujemy zagładę naszego gatunku."
Christian Forebs to młody i dobrze rokujący student zoologii, członek elitarnego Klubu Zoologów, w którym znany jest jako tytułowy Adler. Na zaproszenie sir Georga Wyatta przybywa do Pelham, małej mieściny położonej nieopodal Londynu, aby zbadać dość osobliwą sprawę, bardzo niepokojącą wspomnianego arystokratę. Adler stopniowo poznaje nie tylko tajemnice lasów Sussex, ale także mentalność mieszkających tam ludzi, ich zwyczaje i dość intrygujące spojrzenie na świat. Kolejne odkrycia młodego zoologa potwierdzają obawy sir Goerga Wyatta, a z czasem obrót spraw stanie się dużo bardziej mroczny i trudny do zrozumienia dla przeciętnego laika, ale nie dla Adlera. Co takiego się dzieje? Skąd na ziemiach położonych nieopodal niczym nie wyróżniającego się miasteczka tak dziwne zjawiska i ich równie nietypowi bohaterowie? Jaką rolę odgrywa położony na bagnach zamek i jego nowy właściciel?
"Adler. Tajemnica zamku Bazina" to debiut literacki Marty Merryday, dla której lata spędzone w Anglii stały się inspiracją do napisania recenzowanej książki. Mroczny klimat tamtejszej przyrody, jej surowość oraz wnikliwa obserwacja zwykłej codzienności mieszkańców stanowią rdzeń powieści. Wyraźnie czuć, że autorka wie o czym pisze, umiejętnie operując słowem, przenosi czytelnika w miejsca osnute mgłą, gdzie świat flory i fauny miesza się ze światem wyjętym ze straszliwych baśni o krwiożerczych bestiach. Przygotowanie do podejmowanej tematyki, umiejętność tworzenia wyrazistych postaci, czy włożenie czegoś więcej niż tylko pracy i energii, ale swojej pasji, osobowości budzą mój zachwyt, udowadniając jednocześnie, że debiuty młodych polskich pisarzy potrafią być na bardzo dobrym poziomie.
Choć książka przypisana jest do kategorii fantastycznej, to jednak nie do końca mogę się z tym zgodzić, bowiem "Adler. Tajemnica zamku Bazina" to zlepek wielu kategorii literackich. Mamy tu elementy powieści przygodowej, thrillera, a nawet mrożącego krew w żyłach horroru, a ich połączenie dało idealny obraz świata młodego zoologa i jego fascynacji przyrodą.
"Tylu spraw nie dało się pogodzić. Na tym świecie współistniały istoty rozumne i obłąkane, zjawiska tajemnicze i opisane w najmniejszych detalach, aż nudne. Racjonalna Maya Green i szalona doktor Shephard. Wyrachowany profesor Reid i fanatyczni członkowie Klubu Zoologów. A Christian Forbes? Kim on tak naprawdę był i po której stał stronie? Czy można być jednocześnie miłośnikiem Przyrody i mordercą zwierząt? Naukowcem i fantastą?"
Bohaterowie, których poznamy są dość specyficzni. Tytułowy Adler to mieszanka naukowca i fantasty, człowieka, który w swoim działaniu powinien kierować się rozumem i dowodami potwierdzającymi wysunięte wnioski, a jednocześnie wierzącego, że nasz świat zamieszkują istoty magiczne, baśniowe. Jego fascynacja światem przyrody, a zarazem chęć odkrycia tego co jeszcze nie zostało odkryte, pchają go w rejony osnute tajemnicą, straszne i często na pierwszy rzut oka niewytłumaczalne. Bez wątpienia wielką sympatię wzbudzają także mieszkańcy Pelham, arystokraci, dumni i pyszałkowaci, ale zawsze gotowi stanąć w obronie swojej społeczności. Dzięki nim nie raz na naszych twarzach zagości uśmiech. Dawka humoru, jaką serwują czytelnikowi jest idealnie wyważona. Przyjrzymy się ich problemom, czasem trywialnym, a innym razem dużo poważniejszym, prowadzących do tragicznych w skutkach zdarzeń.
"Ludzie z fantazją (...) często źle kończą. Znikają w okolicznościach, które sami sobie wymyślili..."
Autorka postawiła na często spotykane w literaturze oddawanie narracji każdemu z bohaterów (prym oczywiście wiedzie główny bohater). Taki zabieg pozwala dogłębniej poznać wszystkie okoliczności, oczywiście także stanowi pewne urozmaicenie, ale mnie najbardziej urzekł sposób ukazania tożsamych sytuacji oczami poszczególnych postaci i towarzyszący im ładunek emocjonalny. Inne spojrzenie przedstawia Adler, bardziej analityczne, badawcze i wnikliwe, a jego zdumienie i ciekawość są zrozumiałe zważywszy na jego profesję. Inne natomiast zaobserwujemy u mieszkańców miasteczka, przepełnione strachem, niedowierzaniem i niepewnością. Oba świetnie się uzupełniają, dając przy tym nietuzinkową całość.
Debiutancka powieść Marty Marriday jest dopracowana w każdym najmniejszym szczególe. Opisy flory i fauny fascynują, ukazując świat mroczny i złowieszczy, w którym niczego nie możemy być pewni, a który stanowi wspaniałe tło dla fabuły. Nawet prozaiczne opisy codzienności mieszkańców Pelham, ich życie, rytuały i problemy nie przytłaczają swoją obszernością. Rzeczą, na którą muszę zwrócić uwagę, jest doskonale przemyślana forma, która w odpowiednim momencie zapętla akcję, dając przy tym obraz spójny i wiarygodny. Dodatkowo autorka każdy z rozdziałów opatrzyła pasującym do treści w nim zawartym tytułem i cytatem. Zaś u dołu strony niejednokrotnie znajdziemy przypisy wyjaśniające trudne zagadnienia, słownictwo, tudzież wydarzenia. A staranne wydanie w grubej oprawie tylko wzmacniają pozytywny odbiór powieści. Na uwagę zasługuje też język i styl jakim posługuje się autorka, dostosowany do okoliczności, postaci, często finezyjny i pobudzający wyobraźnię, a czasem wręcz dosadny i gruboskórny.
Książkę pomimo swoich dość obszernych gabarytów czytało mi się bardzo przyjemnie. Poruszana tematyka idealnie wpasowała się w moje czytelnicze upodobania. Swoją drogą przypomniałam sobie czasy, kiedy to w liceum moim ulubionym przedmiotem była właśnie biologia, a nawet w mojej głowie zrodziła się wówczas myśl, aby studiować głębiej ten zakres wiedzy. Stało się inaczej, jednak sentyment do tej dziedziny pozostał. Dlatego z jeszcze większym zapałem śledziłam odkrycia Adlera i z niecierpliwością będę wypatrywała kolejnego tomu.
"Już zapomnieliśmy jak to było (...) Jak to jest: walczyć o dominację, zabijać by przetrwać. Zalaliśmy betonem naturę i wydaje nam się, że jesteśmy bezpieczni. Że kontrolujemy każdy zielony skrawek na mapie. Siedzimy w warowniach ze stali i szkła i nawet nie przyjdzie nam do głowy, że era dominacji człowieka może być zagrożona. Że może nadejść czas, kiedy będziemy musieli...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to