-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel22
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel3
Biblioteczka
2020-04-21
2020-04-21
2020-04-21
2020-04-21
2020-04-21
2020-04-21
2020-04-21
Mam problem z tą powieścią. Z jednej strony jest to całkiem przyjemna pozycja, z drugiej, nie jest to dobra książka pod względem warsztatu. Jest to pierwsza i zdaje się, że na tę chwilę jedyna, książka, która wyszła spod pióra Wiesławy Maciejak. Pani Wiesława napisała ją będąc już na emeryturze. Wydaje mi się, że debiut w tym zaawansowanym wieku, sprawił, że oceny są nieco naciągane. O treści nie będę się rozpisywać, gdyż każdy może przeczytać sobie opis.
Co mi się podobało? Przede wszystkim pomysł na sagę. Sagę kobiecą, dziejącą się na przestrzeni, mniej więcej, 100 lat.
Początek był interesujący. Dalej robiło się nudnawo i irytująco, gdyż coraz silniej dawał się we znaki słaby warsztat autorki. Pani Wiesława poruszała jakiś wątek, aby po kilku zdaniach całkowicie go odrzucić i o nim zapomnieć. Przykład: Janusz odmawiający Teresie wspólnego sylwestra, wymigujący się wyjazdem, plotki o tym jakoby ktoś widział go szalejącego na parkiecie z szałową blondyną… i nic. Kilka stron po tym Teresa nadal jest z Januszem i absolutnie nic nie wskazuje na to, aby ten faktycznie puszczał ją kantem. Nie znajdujemy też wyjaśnienia tego dziwnego zachowania Janusza, nie rozumiem więc po co wątek rzekomego oszustwa w ogóle zotał poruszony. Niestety takich perełek jest tu znacznie więcej.
Kolejną rzeczą, która niesamowicie mnie drażniła to przeskoki w czasie, w których ciężko było się orientować, np. mamy stan wojenny, o czym dowiadujemy się ni z gruszki, ni z pietruszki, po czym w kolejnym akapicie jesteśmy już kilka lat później, a informację o tym fakcie dostajemy zresztą pod koniec tegoż kolejnego akapitu, przy okazji wspomnienia o kartkach na żywność. A w międzyczasie autorka pozostawia czytelnika zdezorientowanego. Inny przykład: Teresa jedzie z Janem samochodem, Jan jest zamyślony i małomówny. Rankiem Jana nie ma w domu. Po czym Teresa stoi w oknie zamyślona i wspomina życie z Janem. Na początku nie wiemy co się temu Janowi stało. Później okazuje się, że odszedł do innej kobiety i wydarzyło się już dość dawno temu. Czyli od pamiętnej jazdy autem do wspominek przy oknie minęło już sporo czasu, ale autorka wprowadza czytelnika w ten wątek znienacka, takim skokiem na główkę, rzekła bym. O tym, co się działo pomiędzy wspomnianą już ich wspólną podróżą i porankiem, podczas którego Jan zniknął, a tym, że para wzięła rozwód nie wiadomo nic. Takich skoków jest w powieści niezmiernie dużo, właściwie dzieją się one bez przerwy. Pomiędzy dwiema wojnami zupełnie się pogubiłam i nie wiedziałam, o której z wojen autorka w końcu pisze. Tak przy okazji tematu wojen, powrotu Polski na mapę Europy - temat potraktowano tak dramatycznie po macoszemu, że aż serce boli. Zdaje się, że mężczyźni nie brali udziału w żadnej z nich, a bohaterowie postrzegali wojnę jedynie przez pryzmat pustych garów.
Kolejny mankament to płytkość postaci. Tu znów posłużę się jednym przykładem, choć naprawdę można by było przytoczyć całkiem sporo. Teresa zostaje wezwana na dywanik do dyrektora i zbiera reprymendę za swoje wypowiedzi na minionym zebraniu, o którychś ktoś doniósł jej przełożonemu. I to wszystko na ten temat. Nie wiemy nic o orientacji politycznej Teresy, nie mamy pojęcia co mówiła, nie wiemy kto pod nią kopie dołki, nie wiemy czy Teresa jest zaangażowana w jakąś organizację podziemną walczącą z komuną czy nie. Nie dzieje się totalnie nic, co mogłoby dać nam jakikolwiek zarys jej postaci w tym temacie. Mamy jedynie tę rozmowę z dyrektorem - dlaczego więc ów wątek został w ogóle poruszony, jesli ani nie ma on wpływu na fabułę, ani nie pogłębia w żaden sposób postaci Teresy? Po jakimś czasie Teresa zostaje przeniesiona do innego działu, a szef posyła jej złośliwy uśmieszek. Nie wiemy dlaczego boss Teresy jej nie lubi, dlaczego ją przenosi, wiemy jedynie, że ma do niej jakieś „ale".
Nie tylko postać Teresy napisana jest płasko i bez wyrazu, spotyka to niestety każdą postać, chyba poza Marianną jedynie, której poświęcono najwięcej miejsca. Zasadniczo, choć autorka zaznajamia nas z wieloma kobietami, z żadną tak naprawdę nie można się związać bliżej, gdyż, jak już wspomniałam, wszystkie są straszliwie płaskie, żadnej właściwie nie da się jakoś jasno scharakteryzować, do żadnej nie można poczuć szczególnej sympatii, z żadną nie da się „zaprzyjaźnić”. Brakuje uzasadnień dla ich decyzji, zachowań i wyborów. Jedyną postacią, która na początku wzbudza sympatię i chciałoby się z nią pozostać na dłużej to Marianna. Ale tylko w czasie gdy jest ona dzieckiem i nastolatką. Później Marianna staje się wredną heterą. Ta jej przemiana też nie jest w żaden sposób uzasadniona.
Ogólnie - tak, jak na początku. Pozycja do przeczytania i szacun dla autorki, za to, że zrealizowała swoje marzenia o napisaniu o książki. Ale nie jest to rzecz, która zapadnie w pamięci na dłużej, nie jest to książka, którą czyta się z wypiekami na twarzy i niestety, bardziej drażni niż zachwyca.
Mam problem z tą powieścią. Z jednej strony jest to całkiem przyjemna pozycja, z drugiej, nie jest to dobra książka pod względem warsztatu. Jest to pierwsza i zdaje się, że na tę chwilę jedyna, książka, która wyszła spod pióra Wiesławy Maciejak. Pani Wiesława napisała ją będąc już na emeryturze. Wydaje mi się, że debiut w tym zaawansowanym wieku, sprawił, że oceny są nieco...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kurczę, nie gra mi tu właściwie wszystko. Mam wrażenie, że książka została napisana na kolanie, jakby autora gonił dedline. Masa wątków jakoś tak mocno nieprzemyślana. Aron. Pierwsze spotkanie Anny i Arona w pociągu - chłopak jest tak mały, że biega "pomiedzy nogami pasażerów", a przy drugim jest już młodym chłopakiem. Przy ich pierwszym spotkaniu mógł więc mieć w takim razie 4/5, maksymalnie 6 lat. Nawet jeśli od ich pierwszego spotkania minęły 4, niech będzie 5 lat, to nadal byłby dzieciakiem. Dlatego też nie grają mi kompletnie te ich rozmowy, zbyt dojrzałe słownictwo nawet, jak na obozowego dzieciaka, który musiał szybko dorosnąć. Nawet jeśli Annie miesza się w głowie, to przecież dziennik był spreparowany, dlaczego w takim razie Arona /Stanisława w nim tak przedstawiono? Kolejna kwestia niedokończona, jakaś taka bezsensowna, to zabranie Anny przez Rotta. Po co? Co miało się wydarzyć w związku z tym? Być może miała to być jakaś forma kary? Żeby w została znienawidzoną Niemrą? Ale to chyba musiałby być jakimś jasnowidzem. Matka Anny, gdy spotkała Rotta w obozie nie poznała w nim kolesia polującego wraz z jej mężem? Absurdów jest więcej i choć myślę, że autorowi miały one służyć tylko jako tło, to jednak tło także ma znaczenie. Niektóre wątki, słowa Anny kierowane do ojca, momentami pisane były chyba tylko po to, aby dobić do założonej wstępnie literówki. Sam koniec też jakoś do mnie nie przemawia. To moje pierwsze spotkanie z Panem Czornyjem, ciut rozczarowujące, niemniej spróbuję jeszcze raz. Być może przekona mnie do swojej twórczości bardziej.
Kurczę, nie gra mi tu właściwie wszystko. Mam wrażenie, że książka została napisana na kolanie, jakby autora gonił dedline. Masa wątków jakoś tak mocno nieprzemyślana. Aron. Pierwsze spotkanie Anny i Arona w pociągu - chłopak jest tak mały, że biega "pomiedzy nogami pasażerów", a przy drugim jest już młodym chłopakiem. Przy ich pierwszym spotkaniu mógł więc mieć w takim...
więcej Pokaż mimo to