-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać14
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2020-08-05
2020-03-21
2019-11-06
"I była chwila CISZY PRZED BURZĄ, gdy ziemia i niebiosa zamilkły z trwogi przed tym… co miało nastąpić"…
Aleksandrę Ostapczuk, przesympatyczną autorkę powieści „Smocze Dziecię: Cisza przed Burzą”, poznałam na Targach Książki w Warszawie. Za czytanie zabrałam się łapczywie, bo w końcu to fantastyka, a ten gatunek wielbię, kocham, wychwalam i zawsze wychwalać będę!
"Bo widzisz, naprawdę wielkich rzeczy dokonuje się nieświadomie".
Autorka wprowadza nas w magiczną historię smoków, a szczególnie jednego, najważniejszego, bo odgrywającego tutaj główną rolę. Draco jest synem smoka – Istoty Innej – i śmiertelniczki, lecz jego ojciec, Yevaud, pilnuje, aby ten fakt utrzymany był w ścisłej tajemnicy. Chłopiec wychowuje się z bratem – Piotrem, pod czujnym okiem opiekuna – Mistrza Miami. Choć nie łączą ich więzy krwi, są dla siebie rodziną. No a wiadomo, jak to z braćmi bywa, najczęściej okazują miłość podczas kłótni, bójek i przepychanek…
"Smoki bowiem nie są uwięzione w swej skrzydlatej, monstrualnej formie na zawsze. Każdy ma swoją własną postać o wyglądzie bardzo zbliżonym do ludzkiego, którą może przyjąć, kiedy tylko zechce."
Fabuła osadzona jest w średniowiecznych realiach, obfitych w wojny i przemoc, przez co nasi mali bohaterowie, oprócz uczęszczania na szkolne lekcje, ćwiczą umiejętności w rozmaitych sztukach walki, aby kiedyś stać się prawdziwymi wojownikami. I tu muszę dodać, że zabrakło mi odrobiny więcej szczegółów przedstawionego świata, bo nie do końca zrozumiałam, gdzie tak właściwie się znajdujemy. Byłam przekonana, że akcja powieści działa się w Japonii (mamy tam np. dojo), tymczasem polskie wstawki, jak chociażby wspomniane wcześniej imię chłopca czy też podawane do obiadu kluski (leniwe?), lekko zbiły mnie z tropu. Liczę, że w drugim tomie autorka sprytnie to wyjaśni!
Piotr był skałą. Skałą, która się nie zachwieje, nie ustąpi, nie wycofa, nie odpuści. Skałą, na której dwaj bracia zbudowali swój plan. A żadna armia nie będzie w stanie go przemóc".
W powieści znajdziemy mnóstwo ciekawostek oraz dość dobrze dopracowaną fabułę, która narzuca płynne tempo czytania. Do tego otrzymujemy niezwykłe opisy świata – tego smoczego, ale też i bardziej ludzkiego – miejscami może zbyt długie, jednak to już kwestia gustu. Styl autorki do mnie przemówił, jest przyjemny i plastyczny, a biorąc pod uwagę fakt, że nie dość, iż jest to debiutancka powieść, to jeszcze napisana przez nastolatkę!, sprawia, że wywołuje znacznie większe wrażenie. Wierzę, że za kilka lat Aleksandra osiągnie wiele, bo sukces jest jej po prostu pisany.
"– Wiesz, co jest główną cechą POTWORA? – spytał twardym, kamiennym głosem. – Nie wiesz. Dla ciebie potwór to każdy, kto nie jest taki jak ty".
Powieść z pewnością spodoba się fanom fantastyki, miłośnikom smoków, magii, legend oraz wszelkich istot nadprzyrodzonych. Polecam ją jednak osobom młodszym, ponieważ to właśnie one będą się bawić najlepiej. Słowne przepychanki, a także zawarty w książce humor, jest bowiem skierowany właśnie do nich. Ja byłam na to troszeczkę za stara :)
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2019/11/aleksandra-ostapczuk-smocze-dziecie.html
"I była chwila CISZY PRZED BURZĄ, gdy ziemia i niebiosa zamilkły z trwogi przed tym… co miało nastąpić"…
Aleksandrę Ostapczuk, przesympatyczną autorkę powieści „Smocze Dziecię: Cisza przed Burzą”, poznałam na Targach Książki w Warszawie. Za czytanie zabrałam się łapczywie, bo w końcu to fantastyka, a ten gatunek wielbię, kocham, wychwalam i zawsze wychwalać będę!
"Bo...
2019-09-06
"Miłość jest dla dzieci, powiedziała dziewczynka.
Śmierć jest dla głupców, powiedział cień.
Ciemność jest moim przeznaczeniem, powiedział chłopiec.
Oddanie jest moją zgubą, powiedział orzeł.
Cierpienie jest naszym fatum, powiedziało piękno.
Ale żadne z nich nie miało racji".
Jakiś czas temu zarzekałam się, że „Toxyczne Dziewczyny” Rory Power to najlepsza powieść, po jaką sięgnęłam w tym roku. Myliłam się. „Łowcy Płomienia” Hafsah Faizal sprawili, że podskoczyłam z wrażenia, otwierałam szerzej oczy z niedowierzania i wstrzymywałam oddech, a także rozpływałam się nad fantastycznością przedstawionego świata. Nie mogę Wam obiecać, że powstrzymam się od małego zagłębiania w fabułę, bo bym skłamała. Postaram się natomiast nie zepsuć zabawy spoilerami.
"Marhaba, ciemności, mój stary druhu".
Zazwyczaj w recenzjach nie skupiam się zbytnio na szczegółach, ale tym razem złamię swoją zasadę. Aby choć odrobinę Wam przybliżyć, o co w tym wszystkim chodzi, muszę zacząć od tego, gdzie tak właściwie się znajdujemy (jeśli boicie się spoilerów, omińcie ten fragment): Arawiya podzielona jest na pięć kalifatów. Niegdyś Kraina Sułtana tętniła życiem i magią, aż któregoś dnia wszystko się zmieniło. Magia zniknęła, a zamiast niej pojawił się mroczny las zwany Arzem. W jego centrum, na pustynnej wyspie Sharr, leży więzienie mieszczące najgroźniejsze potwory, a gdzieś pośród nich ukryta jest stara księga – Dżałarat. Arz się rozrasta z dnia na dzień i niebawem pochłonie świat. Żeby temu zapobiec, trzeba odnaleźć zaginiony wolumen, po czym przywrócić magiczną moc. Nasi bohaterowie wyruszają w niebezpieczną i prawdopodobnie śmiercionośną podróż, by ocalić królestwo oraz jego mieszkańców.
"Była jak gazela na pustyni, bezbronna w obliczu stada lwów".
Główną bohaterką jest Zafira. Dziewczyna przebiera się za mężczyznę i pod postacią słynnego Łowcy raz za razem odwiedza Arz. Poluje, aby wykarmić mieszkańców swojego kalifatu – Demenhuru, gdzie panuje wieczna zima. Zafira jest jedyną osobą, której las nie robi krzywdy.
"Nie zamierzał bać się ciemności. On był ciemnością".
Nasir jest dziedzicem tronu Arawiyi, śmiercionośnym asasynem, zwanym przez wszystkich Księciem Ciemności. To bezwzględny morderca, który zawsze wykonuje zadania do końca. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
"Jesteśmy łowcami płomienia, światłem w ciemności, dobrem, na które ten świat zasługuje".
W powieści bardzo podobała mi się kreacja bohaterów. Poza naszymi głównymi postaciami są też drugoplanowe, które bez wątpienia zapadną każdemu w pamięć. Otrzymujemy grupę ludzi przemierzającą wspólnie nieznane pustynie, choć żadne nie darzy się sympatią ani zaufaniem. A jednak jest w nich coś, co sprawia, że łączące ich relacje szybko ewoluują w coś więcej. Autorka wie, jak manipulować emocjami. Jeśli o mnie chodzi, zrobiła to fenomenalnie!
"Kiedy nasze oczy przyzwyczają się do ciemności, dusza również się do niej dopasowuje".
Gdzieś w czeluściach internetów rzuciła mi się w oczy opinia, w której było napisane, że Łowcy Płomienia to powieść o tym, jak bohaterowie idą, idą, idą – bam, potwór. Idą dalej, idą, idą – bam, kolejny potwór. Idą, idą, koniec. Faktycznie, po lekturze mogę powiedzieć, że coś w tym jest, ale dla mnie nie chodzi o to, że idą, ale JAK idą! Co rusz napotykają na swojej drodze jakieś przeszkody, lecz to jedynie sprawia, że się do siebie przywiązują. Ta podróż ich zbliża, tworzy z nich drużynę, która będzie gotowa poświęcić życie dla towarzyszy. Jesteśmy też świadkami, jak pomiędzy Zafirą i Nasirem budzi się uczucie. Mężczyzna jest dla dziewczyny mordercą wywołującym w niej odrazę, z kolei ona dla niego oznacza wyłącznie narzędzie, przy pomocy którego będzie mógł zyskać w oczach ojca, mimo wszystko nie potrafią przejść obojętnie obok tego, jak na siebie działają. Otrzymujemy ukradkowe spojrzenia, dreszcze, gdy któreś z nich niechcący stanie zbyt blisko drugiego, tlące się pożądanie. Zapewniam, powieść daje nam też coś więcej – najcudowniejszą scenę pocałunku, jaką kiedykolwiek czytałam, a także opisy walki tak realistyczne, że nie sposób nie mieć ich przed oczami. Dla mnie wow!
"Był ciemnością. Był pustynnym wiatrem bez poczucia kierunku".
Zazwyczaj, gdy czytam książkę, mam problem z wybraniem z niej cytatów, które zrobiłyby na mnie wrażenie. Tutaj sypały się one jeden za drugim. Język użyty w powieści jest bardzo piękny, miejscami wręcz poetycki, co sprawiło, że czasem zatrzymywałam się na moment, aby zapamiętać fragment na dłużej. Podobało mi się również wplecenie do fabuły mitycznych stworzeń, a także pozostawienie oryginalnych, arabskich słówek. Powieść przesycona jest elementami bliskowschodniej kultury. Bohaterowie są ubrani w kandury i chaledżi, noszą luźne sirłale, siadają na madżlisie, piją kahłę z dalla z zakrzywionym dzióbkiem czy też posługują się charakterystyczną bronią – dżambiją. To wszystko razem wzięte powoduje, że byłam sobie w stanie wyobrazić świat takim, jakim chciała nas zaczarować Autorka. No i mnie zaczarowała.
"Łatwo o tym zapomnieć, ale serca biją dla miłości, prawda? Być może życie bez celu to nie życie. Jednak życie bez miłości… to również nie jest życie. To egzystencja".
Komu polecam? Przede wszystkim fanom fantastyki, powieści przygodowych, Assassin Creed, Aladyna, a także Igrzysk Śmierci. Książka powinna przypaść też do gustu miłośnikom arabskich klimatów, jak również każdemu, kto ma ochotę na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć w świecie magii. „Łowcy Płomienia” to pierwsza część dylogii, pozostaje mi więc czekać do przyszłego roku (premiera oryginału zaplanowana jest na maj 2020 – tak, stalkuję Autorkę) i mieć nadzieję, że otrzymamy jej polski przekład. Chcę wiedzieć, co będzie dalej!
Życzę przyjemnego czytania,
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2019/09/hafsah-faizal-owcy-pomienia.html
"Miłość jest dla dzieci, powiedziała dziewczynka.
Śmierć jest dla głupców, powiedział cień.
Ciemność jest moim przeznaczeniem, powiedział chłopiec.
Oddanie jest moją zgubą, powiedział orzeł.
Cierpienie jest naszym fatum, powiedziało piękno.
Ale żadne z nich nie miało racji".
Jakiś czas temu zarzekałam się, że „Toxyczne Dziewczyny” Rory Power to najlepsza powieść, po jaką...
2019-12-23
"Góry potrafią złamać psychikę i ciało, ale to ludzie jako jedyni są w stanie złamać serce".
Dziś przychodzę do Was z recenzją niesamowitej książki, która wciągnęła mnie jak wir rzeczny, bardzo niebezpieczny. Zarwałam dla niej nockę, czytać kończyłam pod biurkiem w pracy, pochłaniając sercem i oczami każde zdanie. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego, zabawnego i naszpikowanego wiszącym w powietrzu pożądaniem. O jakiej powieści mowa? (Nie)zdobyta Melissy Darwood całkowicie zdobyła moją miłość. CHCĘ WIĘCEJ, DUŻO WIĘCEJ!
"Nazywamy ją „polską górą”, bo do tej pory stanęło na niej czternastu Polaków, ale nikt nie dokonał tego zimą. Czogori w zimowej odsłonie jest niezdobyta".
Miotam się i zastanawiam, od czego by tu zacząć, żeby jak najlepiej przekazać Wam niesamowitość tej powieści. Zacznę więc od sprawy oczywistej – Jeremi „Iniemamocny” Janson, w skrócie JJ. Kochani, co to jest za facet! Przystojny, umięśniony, zabójczo tajemniczy, słodki, opiekuńczy, dobry i do tego piekielnie pewny siebie. Niejedna kobita straciłaby dla niego głowę (i zapewne tez kilka części garderoby). Jeremi na co dzień zajmuje się wycinką drzew oraz pracami na wysokościach, zarabiając w ten sposób na spełnianie marzeń. Jest himalaistą, a jego największe pragnienie to zdobycie szczytu K2 zimą. Samemu. Bez pomocy.
"Jestem w takim szoku, że brak mi słów. JJ jest naprawdę wysportowany. Mięśnie jego rąk są napięte, na wnętrzu przedramion pojawiają się uwypuklone żyły. Wygląda zjawiskowo – zwinny jak lampart, szybki jak gepard. Nie mogę oderwać od niego oczu".
Julia tymczasem jest dziennikarką w powoli sięgającej upadłości gazecie. Aby ratować się przed bezrobociem, kiedy internet pomału wykańcza czasopismo za czasopismem, postanawia napisać opartą na faktach powieść, która powali rynek wydawniczy na kolana. Jak się zapewne domyślacie, wpada na trop JJ-a i to właśnie jego historii chce poświęcić czas. Nie jest to niestety łatwe zadanie, bo obiekt jej zainteresowania stroni od rozgłosu, sławy i poklasku. Jest samotnikiem. Dzikusem.
"Moje ciało spina się, jakby chroniło się przed upadkiem, z drugiej zaś strony staje się bezwładne. To jak namiastka latania. Lekki powiew powietrza, przyspieszony łomot serca, ostatnie odepchnięcie stopami i staję na materacu".
(Nie)zdobyta naszpikowana jest mnóstwem ciekawych faktów o alpinizmie. Widać, że Autorka zadbała o autentyczność, spędzając zapewne długie godziny na riserczu, co ogromnie doceniam. Jako osoba, która ze zdobywaniem szczytów ma niewiele wspólnego (dwa razy weszłam – a raczej „doczołgałam się” byłoby trafniejszym określeniem – na Masyw Ślęży na Podgórzu Sudeckim (718 m n.p.m.). Ale za to popełniłam kiedyś licencjat z turystyki i rekreacji, więc też nie powiem, żeby temat był mi całkowicie obcy) bawiłam się świetnie. Powieść pochłonęłam jednym tchem. Było zabawnie, było ciekawie, było intrygująco i romantycznie.
"Jestem zazdrosna. Oczywiście nie o Jansona, tylko o sierściucha, który szczędzi mi na co dzień takich pieszczot. Patrzę zszokowana, jak przesuwa łbem po żuchwie pokrytej króciusieńką brodą. Mruczy, pręży się. Mimowolnie zastanawiam się, jak by to było poczuć szorstki zarost Jansona na swojej twarzy, jego muśnięcia na szyi, dekolcie, nagich piersiach. Stop!".
Czy trafiłam na coś, co mi się nie podobało? Mój mały minus wędruje do Julii. Kreacja tej bohaterki była z pewnością przemyślana, niestety ja jej do końca nie kupiłam. W pewnym momencie odrobinę zaczęło mnie irytować jej ciągłe marudzenie czy zrzędzenie i gdybym stała obok niej, porządnie bym nią potrząsnęła, bo czasem odnosiłam wrażenie, że zamierza zdobywać szczyty w klapkach. Na szczęście ten mały szczegół totalnie ginie na tle Jeremiego, świetnego języka, jakim napisana jest powieść, oraz wplecionych w fabułę sytuacyjnych żartów, z których chichrałam się do monitora.
"– Hej, Julka. Nie wiedziałem, że wstąpiłaś do lotnictwa. – Rechocze, podrzucając kluczyki od auta, po czym wychodzi z budynku, zanim zdążam uraczyć go bystrą ripostą.
Palant. Widzisz go i wiesz, że to taki typ, który lajkuje na Facebooku fanpejdże w stylu „Dupy, dupeczki, ciasne szpareczki”.
Cieszę się, że miałam okazję poznać (Nie)zdobytą, ponieważ jest to jedna z lepszych książek, jakie ostatnio przeczytałam. Jasne, zdarzały się tam małe potknięcia, ale nie ma powieści idealnych. Ta jednak na tyle mnie pochłonęła, że czuję, iż na długo zapadnie mi w pamięć. Dlaczego? Bo jest nieszablonowa, odważna, przesycona interesującymi faktami, porusza ciekawe zagadnienia, nie powiela utartych schematów, a daje przyjemny powiew świeżości. Poproszę więcej takich tekstów!
"To było coś, czego nie da się opisać. To uczucie, kiedy ostatkiem sił wdrapujesz się na szczyt, kiedy stajesz na nogach trzęsących się od wysiłku i strachu, kiedy wiesz, że dałeś z siebie wszystko i zmusiłeś swoje ciało do maksymalnego wysiłku. Wiatr odgarnia z czoła twoje spocone włosy, chłodzi kark i mokre plecy, widzisz wokół siebie to, czego inni nie dostrzegają. I czujesz, że dokonałeś czegoś niesamowitego, że wszedłeś tam, gdzie większość nie miałaby odwagi i siły wejść. Dociera do ciebie, że możesz w życiu osiągnąć więcej, wejść wyżej, poczuć intensywniej".
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Melissy Darwood, ale zdecydowanie nie ostatnie! Z niecierpliwością czekam na kontynuację (Nie)zdobytej, zaciskając kciuki i przebierając nerwowo nogami. Powieść polecam przede wszystkim fanom lekkiej literatury, romansów, obyczajówek z elementami podróżniczymi, entuzjastom dobrej zabawy i fabuły z humorem, oraz oczywiście każdemu, kto tylko ma ochotę oderwać się na chwilę od rzeczywistości. Mam nadzieję, że spodoba Wam się równie mocno jak mnie.
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2019/12/melissa-darwood-niezdobyta-recenzja.html
"Góry potrafią złamać psychikę i ciało, ale to ludzie jako jedyni są w stanie złamać serce".
Dziś przychodzę do Was z recenzją niesamowitej książki, która wciągnęła mnie jak wir rzeczny, bardzo niebezpieczny. Zarwałam dla niej nockę, czytać kończyłam pod biurkiem w pracy, pochłaniając sercem i oczami każde zdanie. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego, zabawnego i...
"Jeremi uśmiecha się szeroko. Uwaga, zabójczy dołeczek!!! Heart attack alert!".
Jest i ona! (Nie)zdobyta w drugiej odsłonie. Powieść, której naprawdę wyczekiwałam i którą z dumą mogę określić najlepszą historią, jaką przeczytałam od lat. Tu przemawia do mnie po prostu wszystko! Język, bohaterowie, klimat, sceneria, fabuła i cała masa emocji. Jesteście gotowi? Zapraszam na opinię.
"Powiedziałam Jagnie, że myślę o tym, żeby UPRAWIAĆ SELER BEZ ZOBOWIĄZAŃ".
Julia i Jeremi powracają, by na stałe wryć się w naszą pamięć. Kto czytał już pierwszy tom, wie, że czeka ich nie tylko niebezpieczna wyprawa w nieznane, ale też walka z własnymi uczuciami. No i powiem, że nie dają łatwo za wygraną. Otrzymujemy tu całą masę emocji, niezbyt jasno wysyłanych sygnałów oraz mnóstwo, mnóstwo miłości. Naprawdę nie wiem, jak przekazać Wam wspaniałość tej historii, by nie narobić spoilerów, ale spróbuję.
"Nie potrafię znieść tego cholernego milczenia między nami, tych zdawkowych zdań, napiętej atmosfery, braku wzajemnego porozumienia".
W dużym skrócie: Julia i Jeremi wspólnie przygotowują się do wyprawy w Karakorum. Czasu jest coraz mniej, a zdecydowanie nie pomaga fakt, że kiedy dziewczyna powinna się skupić na poprawie kondycji fizycznej, wolałaby zadbać o serce. JJ nawiedza ją w snach, kusi na jawie, a po tym, co między nimi zaszło na ostatnich stronach pierwszego tomu, naprawdę trudno jest jej trzymać ręce przy sobie i nogi razem :)
"Jezu.... Na bank mam poważne zaburzenia hormonalne, skoro podnieca mnie wzrok faceta patrzącego na moje odbicie w telewizorze".
W (Nie)zdobytej otrzymujemy przede wszystkim profesjonalnie opisane fragmenty związane z alpinizmem, co nadaje powieści wiarygodności i czyta się ją tak, jakby historia wydarzyła się na serio. Świetnie stworzone sceny zbliżeń, doskonale wykreowani bohaterowie z krwi i kości, a czytanie o ich perypetiach wielokrotnie powoduje, że się uśmiechamy, współczujemy, czasem nawet mamy ochotę krzyczeć i przeżywamy razem z nimi wszystko, co ich spotyka. Idealny dla mnie styl pisania Melissy dodatkowo sprawił, że (Nie)zdobyta na długo zapadnie mi w pamięć, a już zdecydowanie jest jedną z najlepszych powieści, jakie ostatnio miałam przyjemność czytać.
"– Ale… – Ja pierniczę, to mnie zażył. – A ta ratowniczka ze schroniska? Jak ona miała na imię…? – Udaję, że nie pamiętam. Oczywiście, że pamiętam. Wszystko, kuźwa, pamiętam".
Wady? Czy ja wiem… Czy arcydzieła mogą mieć wady? Ha, ha, ha. Jedynym minusem jest to, że się tak szybko skończyła i mam zamiar zamęczać Autorkę, aby dała nam kiedyś jakiś ciąg dalszy, bo zdecydowanie na to zasługuje. Szczególnie po tym, co otrzymujemy na zakończenie! Wierzcie mi na słowo, ostatnie strony będziecie czytać jak ja: z szeroko otwartymi z niedowierzania oczami. Było po prostu bosko, cudownie i o mniom, mniom, chcę więcej!
"Nie jestem głupia, wiem przecież, że na skale nie znajdę takich udogodnień jak na hali, ale, do jasnej anielki, ściana, przed którą stoimy, jest płaska jak mój biust w szkole podstawowej".
Powieść polecam szczególnie fanom obyczajówek, romansów, a także książek z elementami przygodowymi. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić! No i decydowane must have dla tych, którzy są już po lekturze pierwszej części. Jeśli myślicie, że tam dostaliście wiele, tutaj dopiero się przekonacie, co to znaczy prawdziwa jazda bez trzymanki. (Nie)zdobytą kocham szczególnie za to, że dała mi Jeremiego. Wzdycham do niego po cichu i jeszcze ciszej planuję jakąś wyprawę na K2, co by takiego dla siebie znaleźć. Kto wyrusza ze mną?
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2020/04/melissa-darwood-niezdobyta-2.html
"Jeremi uśmiecha się szeroko. Uwaga, zabójczy dołeczek!!! Heart attack alert!".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJest i ona! (Nie)zdobyta w drugiej odsłonie. Powieść, której naprawdę wyczekiwałam i którą z dumą mogę określić najlepszą historią, jaką przeczytałam od lat. Tu przemawia do mnie po prostu wszystko! Język, bohaterowie, klimat, sceneria, fabuła i cała masa emocji. Jesteście gotowi? Zapraszam na...