-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać14
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2020-04-15
2020-03-21
"Jeremi uśmiecha się szeroko. Uwaga, zabójczy dołeczek!!! Heart attack alert!".
Jest i ona! (Nie)zdobyta w drugiej odsłonie. Powieść, której naprawdę wyczekiwałam i którą z dumą mogę określić najlepszą historią, jaką przeczytałam od lat. Tu przemawia do mnie po prostu wszystko! Język, bohaterowie, klimat, sceneria, fabuła i cała masa emocji. Jesteście gotowi? Zapraszam na opinię.
"Powiedziałam Jagnie, że myślę o tym, żeby UPRAWIAĆ SELER BEZ ZOBOWIĄZAŃ".
Julia i Jeremi powracają, by na stałe wryć się w naszą pamięć. Kto czytał już pierwszy tom, wie, że czeka ich nie tylko niebezpieczna wyprawa w nieznane, ale też walka z własnymi uczuciami. No i powiem, że nie dają łatwo za wygraną. Otrzymujemy tu całą masę emocji, niezbyt jasno wysyłanych sygnałów oraz mnóstwo, mnóstwo miłości. Naprawdę nie wiem, jak przekazać Wam wspaniałość tej historii, by nie narobić spoilerów, ale spróbuję.
"Nie potrafię znieść tego cholernego milczenia między nami, tych zdawkowych zdań, napiętej atmosfery, braku wzajemnego porozumienia".
W dużym skrócie: Julia i Jeremi wspólnie przygotowują się do wyprawy w Karakorum. Czasu jest coraz mniej, a zdecydowanie nie pomaga fakt, że kiedy dziewczyna powinna się skupić na poprawie kondycji fizycznej, wolałaby zadbać o serce. JJ nawiedza ją w snach, kusi na jawie, a po tym, co między nimi zaszło na ostatnich stronach pierwszego tomu, naprawdę trudno jest jej trzymać ręce przy sobie i nogi razem :)
"Jezu.... Na bank mam poważne zaburzenia hormonalne, skoro podnieca mnie wzrok faceta patrzącego na moje odbicie w telewizorze".
W (Nie)zdobytej otrzymujemy przede wszystkim profesjonalnie opisane fragmenty związane z alpinizmem, co nadaje powieści wiarygodności i czyta się ją tak, jakby historia wydarzyła się na serio. Świetnie stworzone sceny zbliżeń, doskonale wykreowani bohaterowie z krwi i kości, a czytanie o ich perypetiach wielokrotnie powoduje, że się uśmiechamy, współczujemy, czasem nawet mamy ochotę krzyczeć i przeżywamy razem z nimi wszystko, co ich spotyka. Idealny dla mnie styl pisania Melissy dodatkowo sprawił, że (Nie)zdobyta na długo zapadnie mi w pamięć, a już zdecydowanie jest jedną z najlepszych powieści, jakie ostatnio miałam przyjemność czytać.
"– Ale… – Ja pierniczę, to mnie zażył. – A ta ratowniczka ze schroniska? Jak ona miała na imię…? – Udaję, że nie pamiętam. Oczywiście, że pamiętam. Wszystko, kuźwa, pamiętam".
Wady? Czy ja wiem… Czy arcydzieła mogą mieć wady? Ha, ha, ha. Jedynym minusem jest to, że się tak szybko skończyła i mam zamiar zamęczać Autorkę, aby dała nam kiedyś jakiś ciąg dalszy, bo zdecydowanie na to zasługuje. Szczególnie po tym, co otrzymujemy na zakończenie! Wierzcie mi na słowo, ostatnie strony będziecie czytać jak ja: z szeroko otwartymi z niedowierzania oczami. Było po prostu bosko, cudownie i o mniom, mniom, chcę więcej!
"Nie jestem głupia, wiem przecież, że na skale nie znajdę takich udogodnień jak na hali, ale, do jasnej anielki, ściana, przed którą stoimy, jest płaska jak mój biust w szkole podstawowej".
Powieść polecam szczególnie fanom obyczajówek, romansów, a także książek z elementami przygodowymi. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić! No i decydowane must have dla tych, którzy są już po lekturze pierwszej części. Jeśli myślicie, że tam dostaliście wiele, tutaj dopiero się przekonacie, co to znaczy prawdziwa jazda bez trzymanki. (Nie)zdobytą kocham szczególnie za to, że dała mi Jeremiego. Wzdycham do niego po cichu i jeszcze ciszej planuję jakąś wyprawę na K2, co by takiego dla siebie znaleźć. Kto wyrusza ze mną?
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2020/04/melissa-darwood-niezdobyta-2.html
"Jeremi uśmiecha się szeroko. Uwaga, zabójczy dołeczek!!! Heart attack alert!".
Jest i ona! (Nie)zdobyta w drugiej odsłonie. Powieść, której naprawdę wyczekiwałam i którą z dumą mogę określić najlepszą historią, jaką przeczytałam od lat. Tu przemawia do mnie po prostu wszystko! Język, bohaterowie, klimat, sceneria, fabuła i cała masa emocji. Jesteście gotowi? Zapraszam na...
2020-02-16
"Musiał przyznać, że poczuł dumę, mogąc kochać taką kobietę – mocną, niezależną i dla niego nieskończenie piękną".
Jeśli chodzi o mnie, fantastyki nigdy dość. A jeszcze gdy dorwę coś naprawdę wartego przeczytania, to już w ogóle jestem przeszczęśliwa! Tak właśnie było z powieścią „Zemsta pachnie wilkiem” J. G. Latte. Przymierzałam się do niej dość długo, aż udało mi się ją zdobyć na Krakowskich Targach Książki. I cudownie, że tak się stało, bo było MEGA!
'Spojrzała na niego. Jego piękna twarz wyrażała ból i współczucie, ale było tam coś jeszcze: chęć zabijania, rosnąca agresja".
Nie będę kłamać, moje początki z powieścią nie należały do udanych, a to za sprawą dość obrazowo opisanej sceny gwałtu, którą autorka częstuje nas już na pierwszych kartach książki. Nasłuchała się, biedulka, moich pojękiwać w wiadomościach prywatnych, oj nasłuchała, bo od tego typu wątków trzymam się z daleka na całe kilometry. Na szczęście się nie poddałam, ponieważ straciłabym naprawdę wiele.
"Wiem, wiem, przepraszam. Po prostu nie przywykłam do stania z boku, gdy akcja rozgrywa się gdzie indziej".
Główną bohaterką powieści jest Marta, odważna i wojownicza właścicielka firmy ochroniarskiej, która przez przypadek staje się ofiarą odszczepieńca. Kobieta wpada nagle w sam środek wilczych porachunków, magiczny świat fantasy, o którym jej się nawet nie śniło, odnajduje szczęście, bezpieczeństwo, no a przede wszystkim: krwawą zemstę.
"Drapieżnik teraz rządził, dominując nad człowiekiem, który nosił go w sobie".
Co najbardziej urzekło mnie w powieści? Nieoczekiwanie, ale wątek romantyczny. Nasar – wybawca Marty, a jednocześnie także alfa wilczego stada – pała do niej miłością od pierwszego wejrzenia. Ona to uczucie szybko odwzajemnia i wydawałoby się, że to niemożliwe, że to za szybko, że za wcześnie, a jednak było to tak świetnie i plastycznie odpisane, że nie tylko w to uwierzyłam, ale też kibicowałam im do samego końca! Poza tym powieść daje nam wiele fajnych opisów walki, magicznych rytuałów czy zwrotów akcji, a do tego wszystko stworzone jest ładnym, spójnym językiem, że aż chce się czytać dalej. Mamy też całą gamę wspaniale wykreowanych bohaterów, czy to pierwszo, czy drugoplanowych, dzięki czemu z przyjemnością poznaje się ich losy i tajemnice. Podobało mi się również to, że akcja powieści dzieje się w naszym świecie, a ten mistyczny istnieje równolegle, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wszystko tu pasowało. Nawet ta znienawidzona przeze mnie scena z początku książki, na którą narzekam, ale wiem, że była potrzebna. W końcu dzięki niej dostajemy naszą tytułową zemstę, a ta była naprawdę dobrze rozegrana. No i okładka jest piękna – nie zapominajmy o niej!
"Wspomnienia już nie bolą. Pomarańczowowłosa zabrała cały ból. Jedyne, co teraz czuję, to czysta i zimna chęć zemsty'".
Okej, to teraz krótko o tym, co mam powieści do zarzucenia. Krótko, bo głównie to, że skończyła się tak szybko (hi, hi). Był też jeden dość niezrozumiały dla mnie wątek w jednym z końcowych rozdziałów, który ciężko mi poruszyć, żeby nie narobić spoilerów. Na około napiszę więc, że chodzi mi o odrzucenie przez Nasara pomocy ze strony wampirzego przywódcy. Jego propozycja była dla mnie logiczna i sensowna, dziwiłam się zatem, że mężczyzna z niej nie skorzystał. Ta część była jakby wrzucona do fabuły bez większej potrzeby, skoro nic z tego nie wynikło. Jak dla mnie mogłoby jej tam wcale nie być, bo zrodziła jedynie wątpliwości i pytania. To oczywiście tylko malutka zadra w całym morzu wspaniałości.
"Pociągnęła go w stronę kominka, a konkretnie na puchaty dywan (…). W towarzystwie trzaskającego ognia z paleniska, gdzie jasna i ciepła łuna podgrzeje jeszcze scenerię, miejsce to było idealne. Romantyczne i tematycznie banalne, ale, cholera jasna, każda kobieta choć raz w życiu chciałaby, żeby jakiś facet ją przeleciał w takim miejscu".
Podsumowując, „Zemsta pachnie wilkiem” to niezwykle świetny i udany debiut. Gwarantuję, że nikt nie będzie żałował, że po niego sięgnął, a ja zacieram już łapki na kolejne projekty autorki. Powieść szczególnie polecam fanom fantastyki, książek akcji, magii, wilkołaków, lekkich wątków romantycznych, miłośnikom dobrej literatury z elementami erotyki i humoru. Warto, wierzcie mi na słowo!
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2020/02/j-g-latte-zemsta-pachnie-wilkiem.html
"Musiał przyznać, że poczuł dumę, mogąc kochać taką kobietę – mocną, niezależną i dla niego nieskończenie piękną".
Jeśli chodzi o mnie, fantastyki nigdy dość. A jeszcze gdy dorwę coś naprawdę wartego przeczytania, to już w ogóle jestem przeszczęśliwa! Tak właśnie było z powieścią „Zemsta pachnie wilkiem” J. G. Latte. Przymierzałam się do niej dość długo, aż udało mi się ją...
2020-01-24
„Usiłowałam sobie wmówić, że się boję. Że powinnam od niego uciekać, jak to miałam w zwyczaju. Przerwać to, póki jestem w stanie. Prawda jednak była taka, że wcale nie czułam strachu. Byłam podekscytowana, serce dławiło mnie w gardle, napięcie opanowało całe moje ciało”.
„Sentymentalną bzdurę” po raz pierwszy poznałam kilka lat temu. Pamiętam, że zaczytywałam się w niej długimi godzinami. Teraz, gdy sięgnęłam po nią ponownie, spodobała mi się jeszcze bardziej, choć nawet nie sądziłam, że to możliwe. Ludka Skrzydlewska potrafi wciągnąć czytelnika. Oj, potrafi!
„Cholera. Czyżby moje kłamstwa właśnie miały mnie dogonić?”.
Główna bohaterka – Veronica – zwana też Królową Śniegu, od pięciu lat nie odwiedzała rodzinnych stron. Niestety jej plan zawziętego unikania powrotu do miejsca, które przywołuje bolesne wspomnienia, bierze w łeb, kiedy zostaje zaproszona na ślub starszej siostry. Nie chcąc dawać rodzicom szansy na swatanie jej ze znienawidzonym mężczyzną z przeszłości, decyduje pojawić się na uroczystości w towarzystwie jakiegokolwiek faceta, który tylko zgodzi się przez parę dni udawać jej narzeczonego. I tutaj akcja się zagęszcza. Z pomocą przychodzi współlokator dziewczyny, Tony, a tak właściwie – jego brat…
„– Już jestem, Tony! Gdzie ta dziewica w opałach?”.
Rycerz na lśniącym koniu, przystojny i zabawny prawnik imieniem Henry (aj, mniam, mniam), wywraca życie Vee do góry nogami. Szybko udowadnia jej, że nie wszyscy faceci są tacy sami, a jeśli tylko mu pozwoli, sprawi też, że poczuje się kochana i bezpieczna. Mężczyzna otacza ją opieką i idealnie odgrywa rolę życia, podając się za jej narzeczonego. Jest czuły, delikatny, a przy tym piekielnie pewny siebie.
„Jego dotyk nie przypominał dotyku innych mężczyzn. Był stanowczy, ale równocześnie delikatny, jakby Henry bał się, że może mnie skrzywdzić”.
Powieść posiada w sobie jakąś taką magię, od której ciężko się oderwać. Napisana jest lekkim i przyjemnym językiem, wprowadza miły powiew świeżości, a szalone pomysły i zwroty akcji nie pozwalają nam się nudzić nawet przez chwilę. Fajnie wykreowani bohaterowie nie dają się nie lubić – szczególnie Henryczek – z kolei delikatne elementy erotyki dają nam wszystko, czego oczekujemy po lekkim romansie na chłodne, zimowe wieczory. Ogromny plus wędruje również za sporą dawkę humoru. Natomiast fakt, że fabuła ma w sobie coś z mojego ulubionego filmu „Pretty Man, czyli chłopak do wynajęcia”, sprawił, że czytało mi się ją jeszcze lepiej!
„I wcale nie chciałam, żeby myślał o mnie negatywnie albo żeby sądził, że rzeczywiście taka jestem. Chłodna. Opanowana. Niedostępna. To wszystko kojarzyło mi się z Królową Śniegu i chociaż faktycznie taka stałam się po wyjeździe do Londynu, wcale mi się to nie podobało”.
Czy istnieje coś, co uznałabym za minus? Chcąc być szczerą ze sobą, powiem, że tak, jednak nie jest to nic wielkiego. Odrobinę denerwowało mnie zachowanie Vee, która momentami zbyt wyolbrzymiała niektóre rzeczy i przesadzała z reakcją. Z jednej strony ją rozumiałam, bo przydarzyło jej się coś nieprzyjemnego, przez co stała się twarda i nieufna, a z drugiej miałam ochotę nią potrząsnąć, żeby przestała się nad sobą użalać i zaczęła żyć! Dziwiła mnie też lekko postawa jej rodziny, która zamiast bronić córki bez względu na wszystko, wydawała się… stać przeciwko niej. Są to jednak tylko maleńkie krople w całym morzu przyjemności, jaką funduje nam autorka, więc praktycznie wcale nie wpłynęło to na mój odbiór całości.
„Zaśmiałam się, chociaż pod koniec śmiech trochę ugrzązł mi w gardle, a krew napłynęła mi do twarzy, gdy zorientowałam się, że on wcale nie żartuje. Nie wiedziałam, czy to bardziej groźba, czy obietnica”.
Powieść polecam przede wszystkim miłośnikom kobiecej literatury, romansów, lekkiej fabuły z elementami komedii, fanom wciągających obyczajówek, a także każdemu, kto ma ochotę na trochę odwiedzić londyńskie klimaty i zarwać kilka wieczorów, bawiąc się razem z bohaterami. Niezwykle udany debiut, który zapowiada, że po kolejne historie Ludki Skrzydlewskiej możemy sięgać bez zastanowienia. Ja już robię na nie miejsce w swojej prywatnej biblioteczce.
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2020/02/ludka-skrzydlewska-sentymentalna-bzdura_4.html
„Usiłowałam sobie wmówić, że się boję. Że powinnam od niego uciekać, jak to miałam w zwyczaju. Przerwać to, póki jestem w stanie. Prawda jednak była taka, że wcale nie czułam strachu. Byłam podekscytowana, serce dławiło mnie w gardle, napięcie opanowało całe moje ciało”.
„Sentymentalną bzdurę” po raz pierwszy poznałam kilka lat temu. Pamiętam, że zaczytywałam się w niej...
2019-06-08
Skończyłam. Jeju, ale to było dobre!
„Czasami, kiedy zamykam oczy, zapominam, że coś się zmieniło. Raxter nie jest już gorączką głodu i prochu strzelniczego. Jest nudą i głęboko zakorzenioną bezczynnością”.
Żeby w pełni zrozumieć i poznać świat Toxycznych dziewczyn Rory Power, trzeba samemu sięgnąć po lekturę, bo ciężko to porównać do czegokolwiek, co już powstało. Mogłabym spróbować określić powieść mianem fantasy z domieszką science fiction, thrillera, dramatu, horroru, a nawet odrobiny romansu, jednak gdy to wszystko połączymy, wciąż czegoś nam zabraknie. Ktoś powiedział, że to feministyczny Władca much i na pewno miał trochę racji. Dla mnie to z całą pewnością najlepsza książka, jaka od dawna wpadła w moje ręce. Wciąga od pierwszej strony, aż chcesz więcej, więcej i więcej!
„Tox nie przydarzył się wyłącznie nam. Przydarzył się wszystkiemu”.
Na wyspie Raxter znajduje się prywatna szkoła dla dziewcząt, którą Marynarka Wojenna objęła kwarantanną ze względu na epidemię tajemniczego wirusa, zwanego Toxem. Czym jest ów wirus, nikt do końca nie wie, znane są za to jego skutki – sprawia, że wszystko na wyspie dziczeje i ewoluuje, by się dostosować do nowej sytuacji. Dziewczyny zamknięte w więzieniu, które kiedyś nazywały domem, przestają być sobą. Niektóre z nich zmarły przez zmiany chorobowe, inne zostały zabite, gdy Tox sprowadził na nie szaleństwo, pozostałe otrzymały w prezencie coś całkiem odmiennego.
„Nasłuchujemy, jak jęczy, jej ciało wygina się i dygocze. Zastanawiam się, co otrzyma, jeżeli cokolwiek. Skrzela jak Mona? Pęcherze jak Cat? Może kości jak Byatt? Albo rękę jak Reese? Niestety czasem Tox nie daje nic – tylko zabiera i zabiera. Zostawia cię wycieńczoną i usychającą”.
Głównymi bohaterkami powieści są trzy przyjaciółki – Hetty, Byatt oraz Reese. Dziewczyny z dnia na dzień próbują przetrwać w oczekiwaniu na lekarstwo, które wciąż nie nadchodzi. Odizolowane od dawnego świata oraz rodzin, głodujące, wycieńczone i coraz bardziej zniszczone, muszą dać sobie radę w nowej rzeczywistości. Całość komplikuje się jeszcze mocniej, kiedy jedna z dziewczyn znika, a pozostałe dwie zrobią wszystko, aby ją odnaleźć. Nawet jeśli będzie się to równało z naruszeniem jedynej i najważniejszej zasady rządzącej szkołą – złamaniem kwarantanny. To by jednak oznaczało, że muszą opuścić znane im miejsce, a następnie wkroczyć w czyhający na ich życia, barbarzyński i nieprzenikniony las.
„Tak to u nas wygląda, wszystkie takie jesteśmy. Chore albo, jak kto woli, niezwykłe z niewiadomej przyczyny. Coś rozrywa nas od środka. Części ciała odpadają i zanikają. To nas hartuje. Przyzwyczajamy się i jakoś sobie z tym radzimy”.
Toxyczne dziewczyny to przede wszystkim opowieść o niezwykłej przyjaźni, walce o przyszłość i poszukiwaniu szczęścia. Zdecydowanym plusem historii jest jej oryginalność, świat przedstawiony oraz nieprzewidywalność. Wsiąkałam w nią strona po stronie, za każdym razem odkrywając nowe tajemnice. Bardzo podobał mi się wyjątkowo subtelny i delikatny wątek romantyczny, a także opisy szalejącego i gwałtownego lasu, który sprawiał wrażenie, jakby chciał zagarnąć wszystkie żyjące istoty dla siebie. Postacie zostały wykreowane w bardzo ciekawy sposób, styl powieści jest łatwy i przyjemny w odbiorze. Nic dodać, nic ująć.
„Kolejne osoby upadają pod ciężarem tego miejsca, kłamstwo goni kłamstwo”.
Powieść polecam przede wszystkim miłośnikom fantastyki, fanom dreszczyku emocji, wielbicielom dobrej i zaskakującej lektury, pasjonatom świeżości i oryginalności, oraz każdemu, kto ma ochotę zagubić się na moment w świecie Toxycznych dziewczyn. Już sama okładka hipnotyzuje i zachęca do zapoznania się z historią Rory Power, a ja dodatkowo gwarantuję, że będzie to niezapomniana przygoda. Teraz tylko pozostaje mi mieć nadzieję, że doczekam się kontynuacji, bo jest to jedna z tych książek, które zdecydowanie na nią zasługują.
Życzę przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2019/08/rory-power-toxyczne-dziewczyny.html
Skończyłam. Jeju, ale to było dobre!
„Czasami, kiedy zamykam oczy, zapominam, że coś się zmieniło. Raxter nie jest już gorączką głodu i prochu strzelniczego. Jest nudą i głęboko zakorzenioną bezczynnością”.
Żeby w pełni zrozumieć i poznać świat Toxycznych dziewczyn Rory Power, trzeba samemu sięgnąć po lekturę, bo ciężko to porównać do czegokolwiek, co już powstało....
2019-09-06
"Miłość jest dla dzieci, powiedziała dziewczynka.
Śmierć jest dla głupców, powiedział cień.
Ciemność jest moim przeznaczeniem, powiedział chłopiec.
Oddanie jest moją zgubą, powiedział orzeł.
Cierpienie jest naszym fatum, powiedziało piękno.
Ale żadne z nich nie miało racji".
Jakiś czas temu zarzekałam się, że „Toxyczne Dziewczyny” Rory Power to najlepsza powieść, po jaką sięgnęłam w tym roku. Myliłam się. „Łowcy Płomienia” Hafsah Faizal sprawili, że podskoczyłam z wrażenia, otwierałam szerzej oczy z niedowierzania i wstrzymywałam oddech, a także rozpływałam się nad fantastycznością przedstawionego świata. Nie mogę Wam obiecać, że powstrzymam się od małego zagłębiania w fabułę, bo bym skłamała. Postaram się natomiast nie zepsuć zabawy spoilerami.
"Marhaba, ciemności, mój stary druhu".
Zazwyczaj w recenzjach nie skupiam się zbytnio na szczegółach, ale tym razem złamię swoją zasadę. Aby choć odrobinę Wam przybliżyć, o co w tym wszystkim chodzi, muszę zacząć od tego, gdzie tak właściwie się znajdujemy (jeśli boicie się spoilerów, omińcie ten fragment): Arawiya podzielona jest na pięć kalifatów. Niegdyś Kraina Sułtana tętniła życiem i magią, aż któregoś dnia wszystko się zmieniło. Magia zniknęła, a zamiast niej pojawił się mroczny las zwany Arzem. W jego centrum, na pustynnej wyspie Sharr, leży więzienie mieszczące najgroźniejsze potwory, a gdzieś pośród nich ukryta jest stara księga – Dżałarat. Arz się rozrasta z dnia na dzień i niebawem pochłonie świat. Żeby temu zapobiec, trzeba odnaleźć zaginiony wolumen, po czym przywrócić magiczną moc. Nasi bohaterowie wyruszają w niebezpieczną i prawdopodobnie śmiercionośną podróż, by ocalić królestwo oraz jego mieszkańców.
"Była jak gazela na pustyni, bezbronna w obliczu stada lwów".
Główną bohaterką jest Zafira. Dziewczyna przebiera się za mężczyznę i pod postacią słynnego Łowcy raz za razem odwiedza Arz. Poluje, aby wykarmić mieszkańców swojego kalifatu – Demenhuru, gdzie panuje wieczna zima. Zafira jest jedyną osobą, której las nie robi krzywdy.
"Nie zamierzał bać się ciemności. On był ciemnością".
Nasir jest dziedzicem tronu Arawiyi, śmiercionośnym asasynem, zwanym przez wszystkich Księciem Ciemności. To bezwzględny morderca, który zawsze wykonuje zadania do końca. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
"Jesteśmy łowcami płomienia, światłem w ciemności, dobrem, na które ten świat zasługuje".
W powieści bardzo podobała mi się kreacja bohaterów. Poza naszymi głównymi postaciami są też drugoplanowe, które bez wątpienia zapadną każdemu w pamięć. Otrzymujemy grupę ludzi przemierzającą wspólnie nieznane pustynie, choć żadne nie darzy się sympatią ani zaufaniem. A jednak jest w nich coś, co sprawia, że łączące ich relacje szybko ewoluują w coś więcej. Autorka wie, jak manipulować emocjami. Jeśli o mnie chodzi, zrobiła to fenomenalnie!
"Kiedy nasze oczy przyzwyczają się do ciemności, dusza również się do niej dopasowuje".
Gdzieś w czeluściach internetów rzuciła mi się w oczy opinia, w której było napisane, że Łowcy Płomienia to powieść o tym, jak bohaterowie idą, idą, idą – bam, potwór. Idą dalej, idą, idą – bam, kolejny potwór. Idą, idą, koniec. Faktycznie, po lekturze mogę powiedzieć, że coś w tym jest, ale dla mnie nie chodzi o to, że idą, ale JAK idą! Co rusz napotykają na swojej drodze jakieś przeszkody, lecz to jedynie sprawia, że się do siebie przywiązują. Ta podróż ich zbliża, tworzy z nich drużynę, która będzie gotowa poświęcić życie dla towarzyszy. Jesteśmy też świadkami, jak pomiędzy Zafirą i Nasirem budzi się uczucie. Mężczyzna jest dla dziewczyny mordercą wywołującym w niej odrazę, z kolei ona dla niego oznacza wyłącznie narzędzie, przy pomocy którego będzie mógł zyskać w oczach ojca, mimo wszystko nie potrafią przejść obojętnie obok tego, jak na siebie działają. Otrzymujemy ukradkowe spojrzenia, dreszcze, gdy któreś z nich niechcący stanie zbyt blisko drugiego, tlące się pożądanie. Zapewniam, powieść daje nam też coś więcej – najcudowniejszą scenę pocałunku, jaką kiedykolwiek czytałam, a także opisy walki tak realistyczne, że nie sposób nie mieć ich przed oczami. Dla mnie wow!
"Był ciemnością. Był pustynnym wiatrem bez poczucia kierunku".
Zazwyczaj, gdy czytam książkę, mam problem z wybraniem z niej cytatów, które zrobiłyby na mnie wrażenie. Tutaj sypały się one jeden za drugim. Język użyty w powieści jest bardzo piękny, miejscami wręcz poetycki, co sprawiło, że czasem zatrzymywałam się na moment, aby zapamiętać fragment na dłużej. Podobało mi się również wplecenie do fabuły mitycznych stworzeń, a także pozostawienie oryginalnych, arabskich słówek. Powieść przesycona jest elementami bliskowschodniej kultury. Bohaterowie są ubrani w kandury i chaledżi, noszą luźne sirłale, siadają na madżlisie, piją kahłę z dalla z zakrzywionym dzióbkiem czy też posługują się charakterystyczną bronią – dżambiją. To wszystko razem wzięte powoduje, że byłam sobie w stanie wyobrazić świat takim, jakim chciała nas zaczarować Autorka. No i mnie zaczarowała.
"Łatwo o tym zapomnieć, ale serca biją dla miłości, prawda? Być może życie bez celu to nie życie. Jednak życie bez miłości… to również nie jest życie. To egzystencja".
Komu polecam? Przede wszystkim fanom fantastyki, powieści przygodowych, Assassin Creed, Aladyna, a także Igrzysk Śmierci. Książka powinna przypaść też do gustu miłośnikom arabskich klimatów, jak również każdemu, kto ma ochotę na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć w świecie magii. „Łowcy Płomienia” to pierwsza część dylogii, pozostaje mi więc czekać do przyszłego roku (premiera oryginału zaplanowana jest na maj 2020 – tak, stalkuję Autorkę) i mieć nadzieję, że otrzymamy jej polski przekład. Chcę wiedzieć, co będzie dalej!
Życzę przyjemnego czytania,
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2019/09/hafsah-faizal-owcy-pomienia.html
"Miłość jest dla dzieci, powiedziała dziewczynka.
Śmierć jest dla głupców, powiedział cień.
Ciemność jest moim przeznaczeniem, powiedział chłopiec.
Oddanie jest moją zgubą, powiedział orzeł.
Cierpienie jest naszym fatum, powiedziało piękno.
Ale żadne z nich nie miało racji".
Jakiś czas temu zarzekałam się, że „Toxyczne Dziewczyny” Rory Power to najlepsza powieść, po jaką...
2019-12-23
"Góry potrafią złamać psychikę i ciało, ale to ludzie jako jedyni są w stanie złamać serce".
Dziś przychodzę do Was z recenzją niesamowitej książki, która wciągnęła mnie jak wir rzeczny, bardzo niebezpieczny. Zarwałam dla niej nockę, czytać kończyłam pod biurkiem w pracy, pochłaniając sercem i oczami każde zdanie. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego, zabawnego i naszpikowanego wiszącym w powietrzu pożądaniem. O jakiej powieści mowa? (Nie)zdobyta Melissy Darwood całkowicie zdobyła moją miłość. CHCĘ WIĘCEJ, DUŻO WIĘCEJ!
"Nazywamy ją „polską górą”, bo do tej pory stanęło na niej czternastu Polaków, ale nikt nie dokonał tego zimą. Czogori w zimowej odsłonie jest niezdobyta".
Miotam się i zastanawiam, od czego by tu zacząć, żeby jak najlepiej przekazać Wam niesamowitość tej powieści. Zacznę więc od sprawy oczywistej – Jeremi „Iniemamocny” Janson, w skrócie JJ. Kochani, co to jest za facet! Przystojny, umięśniony, zabójczo tajemniczy, słodki, opiekuńczy, dobry i do tego piekielnie pewny siebie. Niejedna kobita straciłaby dla niego głowę (i zapewne tez kilka części garderoby). Jeremi na co dzień zajmuje się wycinką drzew oraz pracami na wysokościach, zarabiając w ten sposób na spełnianie marzeń. Jest himalaistą, a jego największe pragnienie to zdobycie szczytu K2 zimą. Samemu. Bez pomocy.
"Jestem w takim szoku, że brak mi słów. JJ jest naprawdę wysportowany. Mięśnie jego rąk są napięte, na wnętrzu przedramion pojawiają się uwypuklone żyły. Wygląda zjawiskowo – zwinny jak lampart, szybki jak gepard. Nie mogę oderwać od niego oczu".
Julia tymczasem jest dziennikarką w powoli sięgającej upadłości gazecie. Aby ratować się przed bezrobociem, kiedy internet pomału wykańcza czasopismo za czasopismem, postanawia napisać opartą na faktach powieść, która powali rynek wydawniczy na kolana. Jak się zapewne domyślacie, wpada na trop JJ-a i to właśnie jego historii chce poświęcić czas. Nie jest to niestety łatwe zadanie, bo obiekt jej zainteresowania stroni od rozgłosu, sławy i poklasku. Jest samotnikiem. Dzikusem.
"Moje ciało spina się, jakby chroniło się przed upadkiem, z drugiej zaś strony staje się bezwładne. To jak namiastka latania. Lekki powiew powietrza, przyspieszony łomot serca, ostatnie odepchnięcie stopami i staję na materacu".
(Nie)zdobyta naszpikowana jest mnóstwem ciekawych faktów o alpinizmie. Widać, że Autorka zadbała o autentyczność, spędzając zapewne długie godziny na riserczu, co ogromnie doceniam. Jako osoba, która ze zdobywaniem szczytów ma niewiele wspólnego (dwa razy weszłam – a raczej „doczołgałam się” byłoby trafniejszym określeniem – na Masyw Ślęży na Podgórzu Sudeckim (718 m n.p.m.). Ale za to popełniłam kiedyś licencjat z turystyki i rekreacji, więc też nie powiem, żeby temat był mi całkowicie obcy) bawiłam się świetnie. Powieść pochłonęłam jednym tchem. Było zabawnie, było ciekawie, było intrygująco i romantycznie.
"Jestem zazdrosna. Oczywiście nie o Jansona, tylko o sierściucha, który szczędzi mi na co dzień takich pieszczot. Patrzę zszokowana, jak przesuwa łbem po żuchwie pokrytej króciusieńką brodą. Mruczy, pręży się. Mimowolnie zastanawiam się, jak by to było poczuć szorstki zarost Jansona na swojej twarzy, jego muśnięcia na szyi, dekolcie, nagich piersiach. Stop!".
Czy trafiłam na coś, co mi się nie podobało? Mój mały minus wędruje do Julii. Kreacja tej bohaterki była z pewnością przemyślana, niestety ja jej do końca nie kupiłam. W pewnym momencie odrobinę zaczęło mnie irytować jej ciągłe marudzenie czy zrzędzenie i gdybym stała obok niej, porządnie bym nią potrząsnęła, bo czasem odnosiłam wrażenie, że zamierza zdobywać szczyty w klapkach. Na szczęście ten mały szczegół totalnie ginie na tle Jeremiego, świetnego języka, jakim napisana jest powieść, oraz wplecionych w fabułę sytuacyjnych żartów, z których chichrałam się do monitora.
"– Hej, Julka. Nie wiedziałem, że wstąpiłaś do lotnictwa. – Rechocze, podrzucając kluczyki od auta, po czym wychodzi z budynku, zanim zdążam uraczyć go bystrą ripostą.
Palant. Widzisz go i wiesz, że to taki typ, który lajkuje na Facebooku fanpejdże w stylu „Dupy, dupeczki, ciasne szpareczki”.
Cieszę się, że miałam okazję poznać (Nie)zdobytą, ponieważ jest to jedna z lepszych książek, jakie ostatnio przeczytałam. Jasne, zdarzały się tam małe potknięcia, ale nie ma powieści idealnych. Ta jednak na tyle mnie pochłonęła, że czuję, iż na długo zapadnie mi w pamięć. Dlaczego? Bo jest nieszablonowa, odważna, przesycona interesującymi faktami, porusza ciekawe zagadnienia, nie powiela utartych schematów, a daje przyjemny powiew świeżości. Poproszę więcej takich tekstów!
"To było coś, czego nie da się opisać. To uczucie, kiedy ostatkiem sił wdrapujesz się na szczyt, kiedy stajesz na nogach trzęsących się od wysiłku i strachu, kiedy wiesz, że dałeś z siebie wszystko i zmusiłeś swoje ciało do maksymalnego wysiłku. Wiatr odgarnia z czoła twoje spocone włosy, chłodzi kark i mokre plecy, widzisz wokół siebie to, czego inni nie dostrzegają. I czujesz, że dokonałeś czegoś niesamowitego, że wszedłeś tam, gdzie większość nie miałaby odwagi i siły wejść. Dociera do ciebie, że możesz w życiu osiągnąć więcej, wejść wyżej, poczuć intensywniej".
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Melissy Darwood, ale zdecydowanie nie ostatnie! Z niecierpliwością czekam na kontynuację (Nie)zdobytej, zaciskając kciuki i przebierając nerwowo nogami. Powieść polecam przede wszystkim fanom lekkiej literatury, romansów, obyczajówek z elementami podróżniczymi, entuzjastom dobrej zabawy i fabuły z humorem, oraz oczywiście każdemu, kto tylko ma ochotę oderwać się na chwilę od rzeczywistości. Mam nadzieję, że spodoba Wam się równie mocno jak mnie.
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2019/12/melissa-darwood-niezdobyta-recenzja.html
"Góry potrafią złamać psychikę i ciało, ale to ludzie jako jedyni są w stanie złamać serce".
Dziś przychodzę do Was z recenzją niesamowitej książki, która wciągnęła mnie jak wir rzeczny, bardzo niebezpieczny. Zarwałam dla niej nockę, czytać kończyłam pod biurkiem w pracy, pochłaniając sercem i oczami każde zdanie. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego, zabawnego i...
2020-01-17
"Kobieta jest jak broń. Nie wolno się nią bawić".
Postaram się, naprawdę się postaram nie zamienić tej opinii w pieśń pochwalną, ale ostrzegam, że będzie to nie lada wyzwanie, jako że „Niebezpieczna gra” Emilii Szelest wywarła na mnie niesamowicie duże wrażenie.
"Co za kawał kutasa z tego Reja. Przemądrzały bufon. Wielki aktor, kurwa jego mać".
Zacznę może od Przemka-Remka, czyli jednego z głównych bohaterów powieści, oraz postaci, dzięki której wsiąknęłam w nią na całego. Aktor, rzecz jasna nieziemsko przystojna gadzina, jak to na telewizyjnych amantów przystało, jednak to nie jego wygląd, który oczywiście mogłam sobie jedynie wyobrazić, a charakter mnie do niego przyciągnął. Z pozoru twardy, zawzięty i cholernie uparty mężczyzna, skrywający przed światem całą masę ciepła i dobroci. I udowadnia to niejeden raz, ale tylko dla niej…
"Miała interesujące ruchy, przypominające bardziej dziewczynę tańczącą całe życie taniec uliczny niż policjantkę".
Weronika to boleśnie skrzywdzona przez los policjantka, dla której ostatnio liczy się wyłącznie zawartość kieliszka. Jej życie wywraca się do góry nogami, kiedy zostaje przydzielona do zlecenia w charakterze osobistej ochrony Przemka – pod przykrywką jego nowej ukochanej. No i w tym momencie wszystko zamienia się w walkę o przetrwanie, ponieważ kobieta – chcąc nie chcąc – zostaje wplątana w prawdziwie „Niebezpieczną grę”.
"Miała prawo uwierzyć, że mógłby ją kochać, ale czy ona potrafiłaby kochać jego? Czy byłaby w stanie dać mu wszystko, czego by oczekiwał"?
Za co mogę powieść pochwalić? Przede wszystkim za wyśmienity styl, w jakim została napisana, bo chłonęłam dosłownie zdanie po zdaniu, przewracając kartkę za kartką. Ogromnie podobała mi się relacja pomiędzy głównymi bohaterami, a także ich początkowa, dość zabawna niechęć do siebie. Dużym plusem dla mnie był też sam pomysł na fabułę oraz kreacja postaci. Było mrocznie, było niebezpieczne, ale chwilami również romantycznie i wesoło, a więc dostałam dokładnie to, czego szukam w powieściach. Wsiąknęłam w tę historię od pierwszych stron i moje zaciekawienie nie malało, wręcz przeciwnie – rosło z każdym kolejnym rozdziałem. No i na koniec: Bieszczady, które niezmiennie kojarzą mi się z „Watahą”, dzięki czemu książkę czytało mi się podwójnie przyjemnie.
"Spojrzeli na siebie dokładnie w tej samej chwili. W pomieszczeniu unosiły się nadzieja, miłość i namiętność, które przyciągały ich do siebie jak niewidzialna nić".
Co przemawia na niekorzyść? Dość spora przewidywalność. Powieść – mniemam – specjalnie została tak skonstruowana, by czytelnik domyślał się prawdy, ponieważ autorka zostawiała w tekście całkiem jasne podpowiedzi, jednak ja wolałabym odrobinę więcej tajemnicy. Przez cały czas zastanawiał mnie też wątek tego, dlaczego Przemek ani razu nie wspomniał o tym, że jest smutny z powodu straty kumpla, co w zaistniałych okolicznościach normalny człowiek by przeżywał, chociaż odrobinę, a w jego przypadku byłoby wręcz wskazane, tak dla zachowania pozorów. Ja niestety nie wyczułam, żeby było mu jakoś superprzykro z tego tytułu. No i ostatnie: co dalej z koszulką Małej Mi? Czekałam na ten wątek i czekałam, ale się nie doczekałam :)
"Twoja matka czeka na relację. Masz powiedzieć, że było romantycznie w chuj".
Niebezpieczna gra to świetna historia opowiadająca o walce ze złem, dążeniu do odkupienia, poszukiwaniu miłości i szczęścia. Zdecydowanie polecam ją miłośnikom powieści akcji, romansów, sensacji i thrillerów. Na pewno świetnie będą się przy niej bawić także fani zagadek kryminalnych oraz motywu love-hate. Zachęcam też oczywiście każdego, kto ma ochotę na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zatracić się w świecie Emilii Szelest. Ja nie żałuję ani sekundy i już zacieram łapki na drugi tom. Premiera „Układu idealnego” już w lutym! Łiiiii!
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2020/01/emilia-szelest-niebezpieczna-gra.html
"Kobieta jest jak broń. Nie wolno się nią bawić".
Postaram się, naprawdę się postaram nie zamienić tej opinii w pieśń pochwalną, ale ostrzegam, że będzie to nie lada wyzwanie, jako że „Niebezpieczna gra” Emilii Szelest wywarła na mnie niesamowicie duże wrażenie.
"Co za kawał kutasa z tego Reja. Przemądrzały bufon. Wielki aktor, kurwa jego mać".
Zacznę może od...
2017-09-30
2019-08-12
Czytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie kiepskiego serialu, lecz jeśli ktoś bazuje tylko na tym, nie wie nic. Polecam zapoznać się z książką ;)
Czytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie kiepskiego serialu, lecz jeśli ktoś bazuje tylko na tym, nie wie nic. Polecam zapoznać się z książką ;)
Czytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie kiepskiego serialu, lecz jeśli ktoś bazuje tylko na tym, nie wie nic. Polecam zapoznać się z książką ;)
Czytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie kiepskiego serialu, lecz jeśli ktoś bazuje tylko na tym, nie wie nic. Polecam zapoznać się z książką ;)
Czytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie kiepskiego serialu, lecz jeśli ktoś bazuje tylko na tym, nie wie nic. Polecam zapoznać się z książką ;)
Czytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie kiepskiego serialu, lecz jeśli ktoś bazuje tylko na tym, nie wie nic. Polecam zapoznać się z książką ;)
Czytałam całą serię dość dawno temu, więc nie jestem na bieżąco, ale jakieś tam przemyślenia mam po czasie ;) Książki zdecydowanie mi się podobały. Nie są arcydziełem dla mnie, bo nie przepadam za motywem "dzieciaki ratują świat", ale sam pomysł na fabułę, wykonanie, wykreowani bohaterowie i świat to świetna robota. Książka doczekała się fatalnej ekranizacji i równie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPaulo Coelho jest moim ulubionym pisarzem, więc nie potrafię być obiektywna... Kocham wszystko, co wychodzi z pod jego pióra. Każda książka jest inna, każda ma coś do przekazania, każda jest dla mnie arcydziełem. Polecam gorąco!
Paulo Coelho jest moim ulubionym pisarzem, więc nie potrafię być obiektywna... Kocham wszystko, co wychodzi z pod jego pióra. Każda książka jest inna, każda ma coś do przekazania, każda jest dla mnie arcydziełem. Polecam gorąco!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPaulo Coelho jest moim ulubionym pisarzem, więc nie potrafię być obiektywna... Kocham wszystko, co wychodzi z pod jego pióra. Każda książka jest inna, każda ma coś do przekazania, każda jest dla mnie arcydziełem. Polecam gorąco!
Paulo Coelho jest moim ulubionym pisarzem, więc nie potrafię być obiektywna... Kocham wszystko, co wychodzi z pod jego pióra. Każda książka jest inna, każda ma coś do przekazania, każda jest dla mnie arcydziełem. Polecam gorąco!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPaulo Coelho jest moim ulubionym pisarzem, więc nie potrafię być obiektywna... Kocham wszystko, co wychodzi z pod jego pióra. Każda książka jest inna, każda ma coś do przekazania, każda jest dla mnie arcydziełem. Polecam gorąco!
Paulo Coelho jest moim ulubionym pisarzem, więc nie potrafię być obiektywna... Kocham wszystko, co wychodzi z pod jego pióra. Każda książka jest inna, każda ma coś do przekazania, każda jest dla mnie arcydziełem. Polecam gorąco!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Zerknęłam przelotnie na ochroniarza wpatrzonego w drzwi. Za każdym razem, gdy się otwierały, wstawał i kładł dłoń na pistolecie. To było denerwujące i… seksowne".
O mniom, mniom. Jakie to było dobre! Po przeczytaniu debiutanckiej powieści Meg pt. Architektura uczuć mówiłam Wam, że kiedy doczekam się kolejnej, na pewno powali mnie na kolana. I nie pomyliłam się nawet odrobinę. Ochroniarz to niesamowicie wciągająca książka, którą koniecznie musicie wpisać na swoje czytelnicze listy, a najlepiej zamówić ją od razu!
"– Będę stał cały dzień pod pani biurem, pani Mejer – wyszeptał z satysfakcją. – I zrobię to z przyjemnością – dodał, uśmiechając się mrocznie".
Główna bohaterka – Lena – zaczyna otrzymywać pogróżki i niezbyt przyjemne „prezenty”. W obawie o swoje życie postanawia zatrudnić firmę ochroniarką, na którą namawia ją przyjaciółka. Wśród pilnujących jej bodyguardów pojawia się on – tajemniczy, seksowny i piekielnie pewny siebie Nikolaj zwany także Sokołem. Od pierwszej chwili para pała do siebie niechęcią oraz… silnym przyciąganiem.
"Przytaknąłem i podszedłem do baru po coś do picia. Inaczej zrobiłbym jej krzywdę. Albo bym ją przeleciał. Ewentualnie to i to".
W powieści otrzymujemy przede wszystkim świetnie wykreowanych bohaterów, którzy aż krzyczą, aby ich wyjąć spośród kart i spotkać w prawdziwym życiu. Bardzo podobała mi się relacja Leny i Niko, jak również ich historia, bo każde z nich skrywa w sobie jakieś demony przeszłości. Otrzymujemy tu wiele fantastycznie wykreowanych i opisanych scen zbliżeń, ciekawy wątek kryminalny, co połączone w spójną całość sprawia, że chcemy więcej i więcej!
"– Czego ode mnie chcesz?!
– Prawdy… Ciebie. Niekoniecznie w tej kolejności".
Ogromny plus za lekki i plastyczny język powieści, za który wręcz kocham Meg. Potrafi tak manipulować słowem, że tworzone przez nią zdania się dosłownie połyka. Oprócz głównych bohaterów mamy też kilka drugoplanowych postaci, których nie sposób nie zapamiętać. Potyczki słowne między Sokołem i Igorem wywołują masę śmiechu, a niebezpieczne sytuacje przyspieszają oddech i bicie serca. Do tego dodajmy jeszcze niesamowicie trzymające w napięciu oraz zaskakujące zakończenie, i mamy powieść doskonałą! Naprawdę. W tym roku miałam przyjemność przeczytać dwie GENIALNE książki i Ochroniarz zdecydowanie jest jedną z nich. Zapada w pamięć, robi bałagan w głowie i zostawia nas z ogromną ochotą na kolejne powieści spod pióra Meg.
"Był dla mnie wszystkim: życiem ,śmiercią, radością i cierpieniem. Pragnęłam wyłącznie jego".
Wady? No bezczelni! Choćbym się tu głowiła, dwoiła i troiła, ciężko byłoby mi znaleźć w niej jakieś minusy. Treść jest nieprzewidywalna, świetnie napisana, dopracowana w każdym szczególe. Trudno pokusić się tutaj o jakieś elementy, które przemawiałyby na jej niekorzyść. Po prostu chce się więcej takich historii!
"On nie całował. Pochłaniał. Brał w posiadanie i nie przyjmował sprzeciwu".
Nowa powieść Meg Adams to absolutnie obowiązkowa pozycja dla każdego fana obyczajowych romansów z odrobiną erotyki, romansu i niebezpieczeństwem w tle. Przepadłam bez reszty, chłonęłam każde zdanie i z niecierpliwością czekam na to, czym Autorka zaskoczy nas następnym razem. Ja już zacieram łapki, a Wam mówię jedno: lećcie do księgarń po Ochroniarza!
Przyjemnego czytania!
D. B. Foryś
https://dbforys.blogspot.com/2020/04/meg-adams-ochroniarz-przedpremierowo.html
"Zerknęłam przelotnie na ochroniarza wpatrzonego w drzwi. Za każdym razem, gdy się otwierały, wstawał i kładł dłoń na pistolecie. To było denerwujące i… seksowne".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toO mniom, mniom. Jakie to było dobre! Po przeczytaniu debiutanckiej powieści Meg pt. Architektura uczuć mówiłam Wam, że kiedy doczekam się kolejnej, na pewno powali mnie na kolana. I nie pomyliłam się nawet...