-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2017-06-10
2018-04-08
Przedpremierowo – Nora Katarzyna Puzyńska
Kolejny, bo już dziewiąty tom Sagi o Lipowie będzie miał premierę 17 kwietnia, ja dzięki współpracy z wydawnictwem Prószyński i S-ka miałam okazję przeczytać go wcześniej i czym prędzej śpieszę, z recenzją.
Fanów Kasi nie trzeba zachęcać do lektury kolejnych opowieści, a tym niezdecydowanym powiem, warto poświęcić kilkadziesiąt godzin, żeby poznać tą historię.
Książka Nora nawiązuje w dużej mierze do tego co działo się w Czarnych Narcyzach także nie radzę zaczynać przygody z bohaterami Lipowa, od tej pozycji, bo po prostu wiele stracicie. Kim jest Nora i jaka jest jej rola w opowieści dowiadujecie się stosunkowo późno, ale warto poczekać, bo intryga jest uknuta bardzo misternie. Do ostatnich stron książki autorka wodzi nas za nos.
Zastajemy bohaterów w momencie zakończenia śledztwa dotyczącego Czarnych Narcyzów.
Oczywiście książka rozpoczyna się zagadką, tym razem jest to zaginięcie bogatej nastolatki, która uczęszcza do SuperSzkoły miejsca bardzo elitarnego. Szkoła gromadzi młodzież z okolic, ale tylko tą która wykazuje jakiś talent. Sprawą zaginięcia zajmują się Daniel i Emilia, którzy pracują razem na komendzie w Brodnicy. Ich relacja nadal nie jest jasna, o ile Emilia nie boi się przyznać przed sobą co czuje do Daniela, ten nadal nie wie czego chce. Pracuje warunkowo, jeśli znowu zacznie pić zostanie bezapelacyjnie wywalony z komendy. Pilnuje się, chociaż przychodzi mu to z ogromnym trudem, picie kompensuje sobie nałogowym paleniem papierosów. Emilia też zostaje dostrzeżona przez przełożonych i ma przed sobą otwartą ścieżkę kariery.
W książce nie zabraknie również Klementyny, która chcąc nie chcąc, bawi się w matkę dla syna Teresy.
Kim jest Teresa, a właściwie kim była? Kochanką Klementyny. Za ten lesbijski wątek, Kasi należą się duże brawa. Biorąc pod uwagę przemianę jaką przechodzi obecnie autorka, zmiana fryzury, tatuaże, aż chce się zapytać ile z niej jest w Klementynie, i zapytałabym gdybym nie miała okazji poznać Kasi męża. Notabene bardzo fajnego faceta.
Wracając, syn Teresy jest zbuntowanym młodzieńcem z dość powikłaną przeszłością. Klementyna jest jedyną „bliską” mu osobą, rzeczywistość zmusza go do szukania u niej pomocy. Kobieta z początku bardzo negatywnie nastawiona do chłopaka pod wpływem czasu i okoliczności powoli zmienia swoje podejście. Klementyna jest na emeryturze, ale to nie przeszkadza jej w odnalezieniu pierwszego trupa, a w tym tomie trupów mamy pod dostatkiem.
Co chwila ktoś, gdzieś znika, ginie w niewyjaśnionych okolicznościach.
Jest też oczywiście nawiązanie do przeszłości, do wątku śmierci, która została uznana za wypadek, a czy tak było rzeczywiście wie tylko jedna osoba. Wątek z przeszłości wiąże się z zaginięciem BiBi ciekawskiej nastolatki i innymi trupami, których tożsamości zdradzić nie mogę, bo popsułabym Wam całą frajdę z czytania książki.
Wspomnę tylko, że Nowe Horyzonty ośrodek, który poznaliśmy w poprzedniej powieści nadal funkcjonuje i ma się dobrze, i odegra dużą rolę w intrydze. Sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana tym bardziej, że Weronika dowiaduje się że Valentine Blue, która panicznie bała się właściciela ośrodka Jana Kowalskiego, nie żyje. Psycholożka postanawia na własną rękę dowiedzieć się co takiego kryją Nowe Horyzonty.
Reszta na blogu zaniczka.pl
Przedpremierowo – Nora Katarzyna Puzyńska
Kolejny, bo już dziewiąty tom Sagi o Lipowie będzie miał premierę 17 kwietnia, ja dzięki współpracy z wydawnictwem Prószyński i S-ka miałam okazję przeczytać go wcześniej i czym prędzej śpieszę, z recenzją.
Fanów Kasi nie trzeba zachęcać do lektury kolejnych opowieści, a tym niezdecydowanym powiem, warto poświęcić kilkadziesiąt...
2016-06-09
Podchodziłam do tej książki z ogromnym wręcz sceptycyzmem. Po Dziewczynie z pociągu, na której się ogromnie zawiodłam, no może bardziej na Kingu, że to coś zarekomendował nie chciało mi się już sprawdzać tych "popularnych" i "modnych" książek.
Kiedy zobaczyłam Obce dziecko Rachel Abbott pozycję, która była równie dobrze reklamowana i zachwalana co książka Abbot, chciałam ją przeczytać. Nie wiem, czy to te oczy na okładce mnie przyciągnęły, czy napis na okładce:Czasem dobrzy ludzie robią złe rzeczy.
"Czasem dobrzy ludzie robią złe rzeczy"
Stwierdziłam, że jeśli ta pozycja mi się nie spodoba, to stracę zaufanie do swojego gustu literackiego.
"Mistrzowski thriller, sensacja rynku wydawniczego."
Ta, jasne, kolejne przewidywalno-nudne flaki i to jeszcze dość płytkie, bo żerujące na najpopularniejszych uczuciach tych do dziecka. Bo kogoż nie wzruszają dzieci, jeszcze te malutkie słodkie i niewinne. Czytając pierwsze strony, kiwałam głowa nad banalnością intrygi matka zabita, dziecko porwane - spokojnie to pierwsze strony książki. Potwierdzało się to co myślałam rozpoczynając lekturę, pomyślałam, że dalej będzie tylko gorzej. Niestety osoby których zdanie sobie cenię, względem literatury, jeszcze jej wtedy nie przeczytały musiałam sama doczytać ją do końca.
I tu niespodzianka, bo dosłownie z kartki na kartkę wsiąkałam coraz bardziej w historię, wkurzając się, że nie przewidziałam zwrotów akcji. Autorka przez 448 stron umiejętnie buduje napięcie, drażni się z czytelnikiem i na szczęście odchodzi od obecnie dość popularnej formy, ukazania intrygi oczami sprawcy. Świat jaki nam pokazuje, niestety istnieje, przytłacza i dusi ludzi z normalną psychiką. To co muszą przezywać ludzie kiedy, zrządzeniem losu, złymi decyzjami czy też przymuszeni koniecznością, znajdują się w nieodpowiednim miejscu i robią rzeczy, o które nie podejrzewaliby sami siebie.
Zło istnieje, funkcjonuje tuż obok nas. Często widzimy je i sami sobie tłumaczymy, że to nie moja sprawa, nie będę się wtrącać. A po fakcie, najczęściej złym fakcie, zaczyna się gdybanie. Gdyby kobieta nie jechała sama z dzieckiem, tylko z kimś jeszcze czy dziecko zostałoby porwane? Gdyby ojciec nie był biznesmenem doszłoby do tego? Czy status majątkowy ma tu jakieś znaczenie. Czy powinno się badać psychologicznie wszystkich którzy chcą mieć dzieci? Czy każdy zły czyn, popełniony przez nas, kiedyś się zemści?
"Jeden mroczny sekret. Jeden potworny akt zemsty. Finał, którego nie przewidział nikt."
Książkę bardzo dobrze się czyta, nie ma w niej nudnych momentów i opisów "okoliczności przyrody". Moim zdaniem wszystkiego jest w sam raz, ot takie dobrej klasy czytadło thillerowate. Odpowiednie tempo akcji, chociaż bohaterowie mogliby być trochę bardziej zarysowani (tak jestem upierdliwa), ale w końcu to nie podręcznik z psychopatologii tylko thriller. Odpowiednio zamotana intryga, która wielokrotnie kieruje nas w ślepe zaułki by w końcu sensownie zostać wyjaśniona.
To że czasami dobrzy ludzie robią złe rzeczy wiemy, no dobrze wiedzą ci którzy kochają kryminały, jeśli chcesz podjąć dyskusję czy można, czy warto, co może usprawiedliwić "zły" czyn przeczytaj książkę i wpadnij do mnie - podyskutujemy.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Filia Mroczna Strona, które udostępnia 20 stron thrillera na zachętę.
Czytasz na własną odpowiedzialność, ostrzegam, że możesz chcieć więcej.
Podchodziłam do tej książki z ogromnym wręcz sceptycyzmem. Po Dziewczynie z pociągu, na której się ogromnie zawiodłam, no może bardziej na Kingu, że to coś zarekomendował nie chciało mi się już sprawdzać tych "popularnych" i "modnych" książek.
Kiedy zobaczyłam Obce dziecko Rachel Abbott pozycję, która była równie dobrze reklamowana i zachwalana co książka Abbot, chciałam...
2016-04-18
Zaczyna się inaczej niż większość książek. Bohaterem prologu jest pies, który nocą coś słyszy i chce temu czemuś pomóc. Wie, czuje, instynkt mu podpowiada, że dzieje się coś niedobrego, że musi biec na ratunek. Razem z nim czują to inne psy które wyciem budzą cała pogrążoną we śnie wioskę.
Mija dwadzieścia lat. Pięknego słonecznego dnia wycieczka szkolna, spaceruje po ogrodzie zoologicznym, dzieci przyglądają się zwierzętom, śmieją się i żartują. Do czasu, kiedy to na jednym z wybiegów dostrzegają ludzką rękę.
Formuła jest trochę inna niż w typowym kryminale, tu sprawcę (teoretycznie) znamy już na początku książki. Do morderstwa przyznaje się pracownica ZOO, która zajmuje się hodowlą małych zwierzątek – wiecie słodziutkie białe myszki, szczurki itp., które służą za karmę dla większych zwierząt – ona je rozmnaża, dba o nie, a potem zabija. Osobiście nie przepadam za cyrkami i ogrodami zoologicznymi i nigdy wcześniej nie zastanawiałam się skąd pracownicy biorą pożywienie dla tych mięsożernych. Kiedyś myślałam, że po prostu kupują u rzeźnika jakieś resztki, ale to przecież takie nieekonomiczne.
Przyznanie się, przyznaniem, ale zawsze znajdzie się jakaś nadgorliwa osoba, której „coś nie pasuje” i zacznie szukać na własną rękę sprawiedliwości. I tak jest też w tym wypadku. Tą nadgorliwą jest niedowartościowana policjantka Sanela Beara, która nie dość, że jest imigrantką to jeszcze charakteryzuje się nadzwyczajną zaciekłością i odwagą. Wiecie taka mała upierdliwa co wszędzie nos swój wściubi i na dodatek ma niesamowita intuicję. Podobały mi się przebłyski wspomnień Saneli, to było niepokojące i intrygujące.
To zdecydowanie nieszablonowy kryminał, który wsysa czytelnika do swojego świata i nie pozwala mu odejść nawet na chwilę. Ciekawostką jest fakt przedstawienia procesu określania poczytalności mordercy przez psychologów, wcześniej z taką tematyką się nie spotkałam. I przyznam, że parę razy się mocno zdziwiłam czytając jak pracują tacy psychologowie.
Powiem tak, to jedna z lepszych książek jakie ostatnio przeczytałam, co prawda wkurzał mnie młody psycholog, który był kompletnie nieprofesjonalny i wręcz antypatyczny, ale przecież tacy idioci też żyją na świecie i często zajmują wysokie stanowiska. Podejrzewam, że miał wkurzać i wkurzał. Watek romantyczny też mnie wkurzał, ale to dlatego, ze mój romantyzm określam na minus 10.
Jest takie powiedzenie „Czym różni się fikcja od prawdy? Fikcja musi być prawdopodobna”. I ta fikcja mogła się wydarzyć. Istnieją takie opuszczone wioski, nawet w naszej Ojczyźnie, gdzie największym wspólnym dobrem jest święty spokój. I to co dzieje się za furtką, dzieje się i zostaje za furtką. Zresztą to nie jest reguła, która dotyczy tylko wsi, także w miastach ludzie nie reagują na krzywdę, która spotyka innych.
Serdecznie polecam i zachęcam do kupna.
Za możliwość przeczytania ebooka dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka
Zaczyna się inaczej niż większość książek. Bohaterem prologu jest pies, który nocą coś słyszy i chce temu czemuś pomóc. Wie, czuje, instynkt mu podpowiada, że dzieje się coś niedobrego, że musi biec na ratunek. Razem z nim czują to inne psy które wyciem budzą cała pogrążoną we śnie wioskę.
Mija dwadzieścia lat. Pięknego słonecznego dnia wycieczka szkolna, spaceruje po...
2016-04-26
Bieg po życie - musisz przeczytać.
Ta książka mnie sponiewierała, przeczołgała i podniosła. Ile człowiek, człowiekowi może zadać zła. Czym to jest podyktowane, że zachowujemy się tak barbarzyńsko wobec innej istoty? Nie wiem, czy cokolwiek jest w stanie usprawiedliwić takie zachowanie.
Miał zaledwie sześć lat, kiedy został porwany. Sudańscy rebelianci wydarli go z rąk matki i osadzili w przepełnionej chacie bez okien. Był za mały, by szkolić go na żołnierza. Każdego dnia patrzył więc, jak w odorze fekaliów jeden po drugim umierają jego przyjaciele…
Wybawieniem okazało się trzech „aniołów stróżów”, starszych kolegów, którzy zorganizowali ucieczkę. Przez trzy dni i trzy noce bez chwili wytchnienia biegł z nimi przez sawannę. Tylko po to, by trafić do obozu dla uchodźców w Kenii.
Kakuma stała się jego domem na długie lata, zanim dzięki adopcji trafił do Stanów Zjednoczonych. W nowej rzeczywistości bieganie było jedyną znaną mu rzeczą. To ono pozwoliło mu spełnić marzenie i wystartować w igrzyskach olimpijskich.
Fenomen biegania rozpowszechnia się, zataczając coraz większe kręgi nawet tu w naszym blogerskim środowisku. Wiecie, że ja pamiętam jak biegłam, śni mi się to czasami. Po łące jak byłam u dziadków i chodziłam jeszcze. Zapewne nie było to ani zbyt piękne, ani zbyt szybkie, ale pamiętam to uczucie trawy pod stopami i lekkości, uczucie, którego na razie nie mogę doświadczać, ale kto wie… :)
Tak magię biegania opisuje Lopez:
"Kiedy biegłem, nie myślałem o moim pustym brzuchu ani o tym, jak wylądowałem w tym miejscu. Nad niewieloma rzeczami w moim życiu miałem kontrolę. Pracownicy ONZ-etu decydowali o dostawie żywności, o tym, kiedy z kranów płynęła woda, nawet o tym kiedy mogliśmy się dożywić ich śmieciami. A kiedy biegłem, byłem jedyną osobą, która miała kontrolę nad moim życiem. Biegłem dla siebie. Nie miałem butów, lecz bieganie boso łączyło mnie z ziemią. Jakby ścieżka pod moimi stopami i moje ciało stawało się jednym."
Lopez w wieku 16 lat został adoptowany przez rodzinę z USA, rodzinę która zaadoptowała jeszcze czterech afrykańskich chłopców. Jedną z pierwszych próśb chłopca była możliwość pobiegania i pogrania w piłkę. Kiedy się okazało, że te „pobieganie” to dystans 30 kilometrów, rodzice natychmiast zaprosili trenera biegów przełajowych. W książce jest sporo wątków humorystycznych, wywołujących u nas czytelników śmiech przez łzy.
"To była najzimniejsza woda. jaką czułem w życiu. Skakałem dookoła, usiłując umyć się i nie zmarznąć, bezskutecznie, Nic dziwnego, że ci ludzie są tacy biali. Branie prysznica każdego dnia w tak zimnej wodzie musiało ich wybielić."
To książka o determinacji o walce i o aniołach. Czasami tak się dzieje, że bez względu na geny, na środowisko w którym się wychowują, na przeciwności jakie napotykają na drodze – ludzie robią rzeczy wielkie. Ludzie, po których nie spodziewalibyśmy się i nie dalibyśmy za nich tzw. „funta kłaków”, wygrywają olimpiady, zdobywają doktoraty, są wybitnymi naukowcami. Lopez miał szczęście i trafił na dobrych ludzi, na ludzi którzy go pokochali i wspierali cały czas obdarzając ogromną miłością i dzięki temu i swojemu charakterowi osiągnął tak wiele.
"Opowieść Lopeza Lomonga jest dowodem na to, że wystarczy kilka osób dobrej woli, żeby zmienić świat na lepsze. Każdy z nas może wesprzeć działania dające szansę rozwoju mieszkańcom sudańskich wiosek. Z własnego doświadczenia wiem, że to wcale nie takie trudne. Im więcej dobra damy innym, tym więcej będzie go w nas samych.
Janina Ochojska, Polska Akcja Humanitarna"
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non
Bieg po życie - musisz przeczytać.
Ta książka mnie sponiewierała, przeczołgała i podniosła. Ile człowiek, człowiekowi może zadać zła. Czym to jest podyktowane, że zachowujemy się tak barbarzyńsko wobec innej istoty? Nie wiem, czy cokolwiek jest w stanie usprawiedliwić takie zachowanie.
Miał zaledwie sześć lat, kiedy został porwany. Sudańscy rebelianci wydarli go z rąk...
2015-10-25
Gdy słyszę stwierdzenie „francuski kryminał” od razu na myśl przychodzi mi Louis de Funes i jego żandarm w wielu odsłonach. Kryminalna komedia, którą się zachwycałam wieki temu nie znając innych. Francuski pisarz kryminałów? Zero skojarzeń, ba nawet uważam to za kiepski żart. Jak może Francuz napisać dobry kryminał? Phii. Z takim nastawieniem poznaję Bernarda Miniera i jego „Bielszy odcień śmierci” i zakochuję się od pierwszych słów książki.
Uwielbiam za całokształt, za skomplikowaną zagmatwaną wielowątkową fabułę i jak nie lubię zimy to w tej książce mnie zachwyca.
Grudzień 2008 roku, dolina w Pirenejach. Wczesnym rankiem pracownicy elektrowni wodnej znajdują na górnej stacji kolejki linowej okaleczone ciało konia.
Tego samego dnia młoda absolwentka psychologii obejmuje posadę w ściśle strzeżonym zakładzie psychiatrycznym dla przestępców, położonym w tej samej dolinie.
Zaczyna się ciekawie prawda? A potem jest tylko lepiej.
Minier stworzył postać czterdziestoletniego komendanta Martina Servaza. Policjant jest człowiekiem z krwi i kości, żaden tam super bohater. Wręcz przeciwnie rozwiedziony z dorastająca córką masą niepozałatwianych spraw, ale za to z dużym doświadczeniem i intuicją. Lubię takich „normalnych” funkcjonariuszy (i tu dygresja: odstępstwem jest postać przerysowanego Jacka Reacher, ale o tym w innym poście), zmagających się z przestępcami i będącymi ciągle na służbie.
Poza dobrze zarysowanymi bohaterami dużym plusem powieści jest szpital psychiatryczny-więzienie. Szpital z którego nie da się uciec, bo procedury przejścia z jednego skrzydła na drugie są tak skomplikowane, że nie ma praktycznie żadnej szansy żeby ktoś się z niego wydostał i zaczął znowu zagrażać „normalnym” ludziom. Młoda psycholożka próbuje swoich umiejętności na najgroźniejszym psychopacie. Chce ustalić skąd wzięły się jego biologiczne ślady na miejscu zbrodni.
Autor wodzi nas za nos przekierowując nasze podejrzenia raz w jedną, a za chwile w inną stronę. Za to właśnie lubię kryminały za nieprzewidywalność. Już Ci się wydaje, że wiesz, że jesteś pewna kto zabija i z politowaniem kiwasz głową, nad nieudolnością autora by za kilka kartek przepraszać go w myślach wyzywając siebie od półgłówków.
Gdy słyszę stwierdzenie „francuski kryminał” od razu na myśl przychodzi mi Louis de Funes i jego żandarm w wielu odsłonach. Kryminalna komedia, którą się zachwycałam wieki temu nie znając innych. Francuski pisarz kryminałów? Zero skojarzeń, ba nawet uważam to za kiepski żart. Jak może Francuz napisać dobry kryminał? Phii. Z takim nastawieniem poznaję Bernarda Miniera i jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-03
Z elektrycznością jest tak jak z tlenem, z obecnością bliskich osób. Niby wiemy, że są, ale dopiero jak ich zabraknie zauważamy jak wiele dobrego robią. Potrafisz sobie wyobrazić życie bez prądu? Ja nie. Jeżdżę na elektrycznym wózku inwalidzkim, używam wind, podnośników itp. Wody ze studni sama nie nabiorę, że nie wspomnę o rąbaniu drewna, a co dopiero z jego rozpaleniem, bo niby gdzie na środku salonu?
Takie warunki stworzył Mark Elsberg w swojej książce. O ile jest to fikcja, jak na razie, to przyznam się, że w czasie jej słuchania kilka razy zastanowiłam się nad tym ile mam w domu wody, jedzenia, które udałoby się zjeść bez obróbki termicznej. Że nie wspomnę o tym, iż wielokrotnie powstrzymywałam się przed pisaniem do Artura z bloga Powoli po prostu z prośbą o rady jak przygotować się do takiego kataklizmu. Mój mąż mnie skutecznie od tego odwodził twierdząc, że to i tak by nic nie dało. Ja tam wierzę, że zapasy się przydają, ale wracamy do książki.
Zimą w Europie zaczyna brakować prądu. Nie są to chwilowe wyłączenia fazy jak w PRL-owskie Alternatywach 4 tylko kompletne odcięcia, miast, regionów. Nagle nic nie działa. Nie ma wody, nie ma prądu, nie ma ciepła. Ludzie na początku wspierają się sumiennie, na początku. Im dłużej trwa kryzysowa sytuacja, tym charaktery ciężej znoszą tą próbę. A to dopiero początek, najgorszym zagrożeniem są elektrownie, które nagle przestają być chłodzone co może skończyć się globalna katastrofą.
Przyznam, że na początku trochę mnie zdziwił fakt, że wystarczy kilka dni, żeby praktycznie wszystko legło w gruzach. Jednakże jakby się nad tym lepiej zastanowić i wziąć pod uwagę, że spory procent ludzkości nie gotuje w domach, a nawet jeśli to ma część, sporą część produktów pomrożonych, czyli po jednym dniu nie nadają się do spożycia. Druga sprawa, jak korzystać z toalet skoro nie ma wody do spłukiwania. Do tego brak łączności, brak komunikacji – brakuje tylko zombie.
Mamy bohatera, jednego który może nie tyle uratować świat, co odkryć kto za tym stoi. I przyznam się, że w pewnym momencie na głos powiedziałam no sorry i jeszcze to? Autor nie oszczędza bohatera, ale na szczęście przedstawia nam w miarę wiarygodne wyjścia z opresji.
Kto stoi za ta awarią, czy można i uda się zapobiec katastrofalnym skutkom odłączenia?
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zauważyła pewnych dłużyzn i niepotrzebnych wstawek, ale to są sprawy marginalne.
Ogólnie książkę oceniam jako wartą przeczytania i z niecierpliwością oczekuję na jej ekranizację i w planach mam przeczytanie ZERO tego samego autora.
Z elektrycznością jest tak jak z tlenem, z obecnością bliskich osób. Niby wiemy, że są, ale dopiero jak ich zabraknie zauważamy jak wiele dobrego robią. Potrafisz sobie wyobrazić życie bez prądu? Ja nie. Jeżdżę na elektrycznym wózku inwalidzkim, używam wind, podnośników itp. Wody ze studni sama nie nabiorę, że nie wspomnę o rąbaniu drewna, a co dopiero z jego rozpaleniem,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-17
Grimm City Wilk! - baśń kryminalna?
Nie przepadam za twórczością Jakuba Ćwieka, miałam kilka podejść do jego utworów i nie… to zdecydowanie nie jest to co mi się podoba.
Nie chcąc trwać uparcie przy swoim zdaniu, które wyrobiłam sobie kiedyś tam, zainteresowałam się jego nową powieścią zakwalifikowaną jako kryminał sf.
Miasto Grimm – ponura, spowita obłokami tłustej czerni metropolia to miejsce, gdzie o sprawiedliwość równie trudno, co o bezchmurne niebo. Zbudowane na ciele olbrzyma, napędzane jego smolistą krwią i odłamkami węglowego serca trwało w dawno ustalonym porządku. Do teraz. Na przestępczą scenę wkracza właśnie bezkompromisowo Nowy Gracz, a oficer policji Wolf zostaje brutalnie zamordowany we własnym domu. Czy te fakty się łączą? I czy czerwony płaszcz z kapturem zaobserwowany u głównej podejrzanej w sprawie zabójstwa czyni ze sprawy zbrodnię na tle religijnym?
Jakub Ćwiek tym razem funduje nam gorzki, brutalny kryminał noir w niezwykłym świecie inspirowanym amerykańskim podziemiem przestępczym lat dwudziestych i trzydziestych. W mieście, w którym rządzi strach i… opowieść.
W tym mieście nie wybacza się żadnych błędów!
Gorzki i brutalny kryminał noir uwielbiam takie. Ćwiek ma pomysł na tą książkę od porządku do jej tajemniczego zakończenia. Daje nam uniwersum, którego jeszcze nie było. Uwiarygadnia je na stronach książki do tego stopnia, że wchodzimy w to bez chwili wahania i jak w moim przypadku „dusimy się”. Musiałam robić sobie przerwy, bo czułam jak smog okrywa mnie całą, zalepia mi nos i usta.
Miasto, w którym dzieje się akcja książki autor stworzył od podstaw, dlatego też opisy dzielnic np. Pępek, Flaki, Podpaszka, czy też więzienia jako Domku Trzeciej Świnki na początku wzbudzają konsternację, dopóki nie zrozumiemy, że miasto jest zbudowane na olbrzymie. I już pod powiekami mam Guliwera przywiązanego mnóstwem lin i linek i oblezionego przez malutkie ludki. Kreacja całości – dopracowanie szczegółów, ropowego deszczu, czy filtrów w taksówkach, które muszą być wymieniane – zachwyca. Zachwyca też zamiana boga na Bajarza – tak, religia opiera się na bajkach. Nie ma znanych nam pieniędzy są tylko dijmarowe file nie ma ….. nic już nie napiszę, gdyż takich smaczków jest w książce o wiele więcej, doczytajcie sami.
Bohaterowie są skrojeni na miarę, realistyczni, z przywarami, które obserwujemy u siebie lub swoich znajomych i oczywiście najważniejszy z nich niczym nie wyróżnia się tłumu, całkowicie przypadkowo zostaje wmieszany w tą całą kabałę. Do tego stróże prawa, dociekliwa dziennikarka, wszystko to już było, ale u Ćwieka zostało podane w sposób bardzo przystępny No dobra według mnie nazwanie jednego z bohaterów Mortimerem i skracanie jego imienia do Mort to przegięcie – wywołuje zbyt dużo skojarzeń.
Powiecie, no ok nawiązuje do bajek do tego co już ktoś stworzył – owszem nawiązuje – w umiejętny sposób, który zachwyca spójnością i świeżością. Czytając Grimm City nie czujemy się jakby ktoś nam serwował odgrzewane kotlety (lub rybę). Na bazie tego co już znamy tworzy zupełnie nowa jakość. Pokazuje miasto, jego zaułki, religię i panujące zasady, bez tej otoczki książka byłaby bardzo płaska i niewiarygodna. A on robi to na tyle umiejętnie, że nie czujemy się przytłoczeni ogromem opisów (tych nikt nie lubi, prawda), a motyw morderstw choć istotny, nie jest przytłaczający.
To co czytamy na stronach książki mi osobiście przypomina trochę mi trochę Sin City, chodzi mi oczywiście o klimat, o wszechobecną korupcję, o mafię, która swoimi mackami sięga wszędzie, o przytłaczającą wręcz atmosferę dramatyczności.
To mroczna książka, nawet jak pojawiają się „dobre” momenty nie maja one nic wspólnego z bajkami i ich sielankowością. Tak więc jeśli spodziewasz się baśni….. :)
Polecam :)
Grimm City Wilk! - baśń kryminalna?
Nie przepadam za twórczością Jakuba Ćwieka, miałam kilka podejść do jego utworów i nie… to zdecydowanie nie jest to co mi się podoba.
Nie chcąc trwać uparcie przy swoim zdaniu, które wyrobiłam sobie kiedyś tam, zainteresowałam się jego nową powieścią zakwalifikowaną jako kryminał sf.
Miasto Grimm – ponura, spowita obłokami tłustej...
2016-01-05
Kocham Reichs z nabożną wręcz miłością. Wszystkie jej książki czytam powoli delektując się każda literką. Kości zaginionych – nie zawiodły mnie.
Jest tam misternie spleciona intryga, jest tajemnica, jest niezwykłe zacięcie i chęć poznania prawdy. I jest przede wszystkim Tempe, którą polubiłam już w pierwszym tomie serii o kościach. Pani antropolog to przede wszystkim normalna, dojrzała kobieta z dorosłą (ciągle ją zaskakującą) córką, niepoukładanym życiem prywatnym, kotem indywidualistą, pożyczoną papugą i eks mężem pałętającym się po jej życiu niczym przysłowiowy smród po gaciach. Ma swoje wady, ma swoje przyzwyczajenia i życie bardzo odbiegające od kreowanego przez mass media wzorce. Dzięki tym wszystkim cechom jej niesamowity wręcz intelekt nie odstrasza, jest to tak doskonale wypośrodkowane, że chłoniemy książkę, akceptujemy to co autorka nam pokazuje bez żadnego sprzeciwu i co najważniejsze nic nam się nie kłoci ze sobą.
Najnowsza książka opowiada o codziennej pracy antropolog, tym razem bada zwłoki bezimiennej nastolatki, która została znaleziona na poboczu drogi. W tym wypadku „normalna sekcja” nie była już możliwa i nasza antropolog musi określić przyczyny zgonu. Czy to był wypadek? Nasza Tempe z zapałem maniaka próbuje rozwiązać zagadkę, na której rozwiązanie nikt nie czeka. Niestety jak zawsze nie może się skupić tylko na jednej sprawie, przełożeni dorzucają jej zbadanie zmumifikowanych peruwiańskich piesków – musi stwierdzić czy aby pieski są na 100% pieskami. No i na dodatek i zadanie specjalne, które wymaga nie tylko wiedzy, delikatności, ale i sprytu od naszej antropolog.
Tym zadaniem jest pomoc wojskowym organom śledczym w ustaleniu czy amerykański żołnierz na pewno zabił w obronie własnej dwóch afgańskich cywili.
Nic nie jest takie jakim na początku wydawać by się miało. Przeczytaj sam, sprawdź, czy rozwikłasz intrygę.
Kocham Reichs z nabożną wręcz miłością. Wszystkie jej książki czytam powoli delektując się każda literką. Kości zaginionych – nie zawiodły mnie.
Jest tam misternie spleciona intryga, jest tajemnica, jest niezwykłe zacięcie i chęć poznania prawdy. I jest przede wszystkim Tempe, którą polubiłam już w pierwszym tomie serii o kościach. Pani antropolog to przede wszystkim...
2015-12-29
Prywatność to kradzież
Wiecie jakie to fantastyczne uczucie czytać coś razem z osobą, którą się kocha? Ja wiem :) Czytaliśmy wiele książek z mężem w tym samym czasie, teraz niechcący czytaliśmy razem Krąg – Dave Eggersa. Niesamowite uczucie, jak mijaliśmy się w treści, najpierw ja go wyprzedziłam – on dopytywał, potem on mnie – ja dopytywałam, a na koniec wymieniliśmy opinię :)
Wyobraźcie sobie Utopię. Miejsce, w którym wszyscy są dla siebie mili, interesuje ich Wasze zdanie, zależy im na utrzymywaniu kontaktu z Wami taki idealny świat dla nas blogerów, mamy tysiące obserwatorów, nasze posty są wręcz zlizywane z monitorów. Otaczamy się chwałą, kobiety nas podziwiają a mężczyźni chcą być tacy jak my – bądź odwrotnie :) Jesteśmy w sieci prawie 24 h. Książka porusza tematykę sieci społecznościowych. Tak można najkrócej. Niedługa przyszłość, wiele rzeczy jest w „Kręgu” prywatnej firmie, która dba o dobre samopoczucie i oferuje usługi społeczeństwu – firma działa przez internet – to taka alternatywa – nie to, taki rozbudowany Facebook. Prywatność to kradzież - Krąg - Dave Eggers
Nasza bohaterka Mae Holland otrzymuje tam pracę dzięki swojej przyjaciółce, która jest delikatnie mówiąc szychą – należy do „Bandy Czterdzieściorga” – tworu, który podejmuje najbardziej kluczowe decyzje odnośnie tego, w która stronę Krąg ma się rozwinąć. Na dzień dobry z jej osobistego laptopa zostają zgrane dane do nowego, lepszego zajebistrzego firmowego cacka, a wszystkie jej dane – zdjęcia, ulubiona muzyka, preferowane formy spędzania czasu – wszystko co tam miała zostaje umieszczone w chmurze i każdy ma do tego dostęp. Na początku pracuje na najniższym szczeblu – ankieterki, która ma badać zadowolenie klientów. Jeśli nie dostanie oceny 100% to, powinna wysłać ankietę uzupełniająca z zapytaniem co zrobiła nie tak, aby podnieść notę do 100% zadowolenia klienta z wykonanej usługi.
Wykonuje swoją prace bardzo sumiennie i zaczyna powoli dostawać coraz to nowe i ciekawe DODATKOWE zadania. W czasie kiedy wysyła ankiety, szkoli nowych pracowników, odpowiada na pytania odnośnie swoich preferencji, czyli jest testerką, kreuje rzeczywistość – coś Wam to przypomina?
Do tego musi, tak musi uczestniczyć w życiu społecznym firmy. To że jest to sprawa priorytetowa przekonuje się na własnej skórze jak zostaje wezwana na dywanik, bo nie przyszła na imprezę, na która się zapisała i potwierdziła swoja obecność. Musi mieć odpowiedni poziom partycypacji – czyli udzielania się na forach, rozdawania uśmieszków i dezaprobat, budowania swojej sieci społecznościowej.
Jak się pewnie domyślacie na niewiele innych rzeczy pozostaje czas. Ale na to Krąg też znalazł rozwiązanie – można przenocować w firmie w tzw. internacie – bo to, że są sklepy, baseny, siłownie i inne usługi to już chyba nie muszę wspominać. :) Zapomniałabym o służbie zdrowia i szeroko rozumianej profilaktyce. Mae dostaje bransoletkę monitorująca jej funkcje życiowe, wszystko jest zapisane, jej radość, złość, podniecenie… Jest tak fantastycznym pracownikiem, że – nie to już chyba za dużo, więcej Wam nie napiszę.
Tajemnice to kłamstwa. Gdy jesteśmy bezkarni zachowujemy się gorzej. Tajemnice skłaniają do spekulacji. A gdy człowiek wie że jest obserwowany ukazuje swoje lepsze oblicze. Jeśli jakieś drzwi są zamknięte na klucz zaczynam snuć najprzeróżniejsze historie o tym co może się za nimi znajdować. Mam wrażenie, że to jakaś tajemnica i to sprawia, że puszczam wodze fantazji. Jeśli jednak wszystkie drzwi są otwarte w sensie fizycznym i metaforycznym jest tylko jedna prawda. Gdy drzwi są otwarte jest tylko jedna prawda.
W świecie w którym zło nie jest możliwe wszyscy musimy być dobrzy.
Prywatność to kradzież
Jak na to reaguje Mae? Jak daleko w życie społeczeństwa wchodzi krąg?
Odnośnie tej książki nasze zdania są podzielone. PO – uważa że to chłam straszny, że dużo w niej takich niedociągnięć, że aż boli i ma rację. Pewne sprawy są przedstawione wręcz z infantylnością dziecka, bez jakiegokolwiek ładu i składu, i to wkurza. Jednakowoż mimo niedociągnięć (bardzo rażących) i pewnej amerykańskiej naiwności ja tą książkę polecam, jako ciekawostkę, jako ostrzeżenie?
Prywatność to kradzież
Wiecie jakie to fantastyczne uczucie czytać coś razem z osobą, którą się kocha? Ja wiem :) Czytaliśmy wiele książek z mężem w tym samym czasie, teraz niechcący czytaliśmy razem Krąg – Dave Eggersa. Niesamowite uczucie, jak mijaliśmy się w treści, najpierw ja go wyprzedziłam – on dopytywał, potem on mnie – ja dopytywałam, a na koniec wymieniliśmy...
2015-10-25
Ja wychowana na Detektywie, książkach Ekspresu Reporterów z zainteresowaniem obserwuję to co dzieje się na polskiej scenie literatury kryminalnej. Ajć jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać wspaniałe kryminalne powieści wysoko oceniane przez większość blogerek – recenzentek, które to po otrzymaniu darmowego egzemplarza piszą swoją opinię o książce.
Obawiam się, że nawet nastał obecnie taki czas, że nie wypada niepochlebnie wypowiadać się na ten temat. Książki te zaczęły się pojawiać po zalaniu nas literatura skandynawską. Wyrastają niczym grzyby po deszczu. Swego czasu niedługo po sukcesie Brigdet Jones na naszym podwórku rozkwitła literatura kobieca mająca w fabule 30-40 letnie singielki-rozwódki, zakochane-odkochane, zazwyczaj z super śmiesznymi perypetiami. Pisanina banalna do wyrzygania, nijaka językowo i treściowo do tego niestety przewidywalna do bólu.
Po sukcesie Lackeberg, Larssona, Nesbo, Nessera ożywili się nam polscy autorzy albo wydawcy :)
Na początek chciałabym Wam przedstawić Katarzynę Puzyńską Kasia jest delikatną kobietą z dobrym serduchem i w jej książkach to serducho czuć. Oprócz pisana książek prowadzi bardzo aktywnie swojego Fanpage, instagrama – jest przy nas, przy czytelnikach i.. brak słów pod palcami. Słodka, ciepła, pełna wdzięku dziewczyna, która tak samo pisze jak się zachowuje. Czyli jak zapytacie? Niewymuszenie, jej książki pochłania się w ekspresowym tempie. Saga z Lipowa przypomina, powtarzam przypomina, nam sagę z Fielbaki. Dotąd wydane zostały: Motylek, Więcej Czerwieni, Trzydziesta Pierwsza, Z jednym wyjątkiem i niedługo 3 listopada będzie premiera Utopców.W sieci macie mnóstwo opisów i recenzji każdej z tych książek ja chciałabym napisać o wrażeniu jakie wywołuje we mnie (prawie) całość. :) Mi osobiście brakuje krwi i flaków, czyli czarnych charakterów i prawdziwego zła. W Sadze nawet, jeśli poznajemy mordercę nie jest on typowym szwarc charakterem tylko kimś uwikłanym w coś i to spowodowało, że zachował się tak, a nie inaczej. Powiem wam, że nawet czasem żal nam tych złych bohaterów, że tak ich życie doświadczyło, że musieli no po prostu, musieli zabić.
Kasia jest z wykształcenia psychologiem, ale na szczęście w książkach tego „nie czuć” – nie ma przeintelektualizowanej gadki motywacyjnej, bohaterów z rozbuchanym ego jest za to mnóstwo ludzkich słabości i obaw, które dotykają każdego z nas. Są układy, w które ciężko nie popaść żyjąc w tak małej społeczności i mamy tu nadopiekuńczą mamę, chamskich kolegów z pracy, męża-kolegę maltretującego rodzinę….. i mnóstwo innych spraw na, które natykamy się w takich środowiskach. I tam też rozgrywa się dramat – zbrodnia, zbrodnia, która dzieje się obok, tu za płotem. I to przeraża nas najbardziej, fakt że nic nie jest takie jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, czasami warto czemuś przyjrzeć się bliżej.
Ja wychowana na Detektywie, książkach Ekspresu Reporterów z zainteresowaniem obserwuję to co dzieje się na polskiej scenie literatury kryminalnej. Ajć jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać wspaniałe kryminalne powieści wysoko oceniane przez większość blogerek – recenzentek, które to po otrzymaniu darmowego egzemplarza piszą swoją opinię o książce.
Obawiam się, że nawet...
2016-01-01
Nie mam pojęcia dlaczego prawie przez pół książki myślałam, że to będzie horror.
Z wypiekami na twarzy czytałam i o oczekiwałam że w końcu coś się stanie. Stało się a i owszem i to sporo, ale nie w horrorowym stylu. Chociaż tak jak Stefan powiedział mi w Wojsławicach „to co siedzi w drugim człowieku, jest często straszniejsze niż największy horror” i nawet wtedy nie załapałam, że odszedł od mojego ulubionego gatunku na rzecz drugiego ulubionego gatunku.
Zabij mnie tato – to bardzo dobra książka, przemyślana, rozważna, budująca napięcie i powodująca, że nie mamy ochoty ma odłożenie jej na bok. Wchodzimy w świat małego miasteczka, wchodzimy w życie ludzi, których codziennie mijamy na drodze. Nie jest to wejście z butami, bo autor czuwa nad tym, żeby powoli pokazywać nam ich drobne tajemnice. Narracja powoduje, że czujemy się jak obserwatorzy akcja rozgrywa się na naszych oczach, ale poza nami.
Powiem Wam, że dopiero jak przeczytałam w książce zwrot: „Zabij mnie tato” dotarł do mnie dramat, którego byłam świadkiem przez tyle stron. Dramat jakiego doświadczają bohaterowie, który może wydarzyć się w każdej rodzinie. Nie mamy na to wpływu. Ile razy zagapimy się gdzieś, pozwolimy na coś dziecku – bo blisko, bo przecież mam go na oku. Gucio prawda, 100 razy możemy pozwolić mu samemu biegać do kiosku po gazetę, a 101 raz coś się stanie – ktoś go porwie, samochód go potrąci – coś się stanie. Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie przewidzieć i żeby się waliło i paliło to nic na to nie poradzimy. Tak samo jak niewiele jesteśmy w stanie poradzić na to, że gdzieś tam w czyimś chorym umyśle roi się masakryczny plan zniszczenia naszego normalnego świata. Nic nie poradzimy na to, że socjopatów pełno i że nie mamy środków na to, żeby ich adekwatnie ukarać.
Wielki, ale to wielki buziak za zakończenie śledztwa, za sprawiedliwość.
Książka nauczyła mnie, że nic nie trwa wiecznie ani ból, ani rozpacz, ani strach, nawet żałoba wszystko przemija.
Brawo Stefan to naprawdę dobra, mroczna książka, która pokazuje nam, nie tylko to, że ludzie są zdolni do największych okropieństw, ale przede wszystkim daje nam nadzieję.
Nie mam pojęcia dlaczego prawie przez pół książki myślałam, że to będzie horror.
Z wypiekami na twarzy czytałam i o oczekiwałam że w końcu coś się stanie. Stało się a i owszem i to sporo, ale nie w horrorowym stylu. Chociaż tak jak Stefan powiedział mi w Wojsławicach „to co siedzi w drugim człowieku, jest często straszniejsze niż największy horror” i nawet wtedy nie...
2016-06-05
Bardzo ubolewałam, że nie mogłam zakupić Łaskuna Katarzyny Puzyńskiej na Warszawskich Targach Książki. To największa impreza moli książkowych, a tu brak na stoisku książki czołowej autorki Wydawnictwa Prószyński? Podejrzewam, że to był celowy zabieg, bo przecież najmilsza jest chwila przed zjedzeniem miodziku. Wydawnictwo trochę poprawiło swój wizerunek w moich oczach kiedy okazało się, że dział promocji zrobił mi (i wielu innym blogerom-recenzentom) niespodziankę i miałam przyjemność przedpremierowo przeczytać ebooka.
W atmosferze „nie ma mnie dla świata, nie przeszkadzać” zaczęłam czytać i… zaczęłam się wkurzać. Co ta cholera nawywijała. Cholera czyli Podgórski. Do tej pory pierdołowaty, tak nie bójmy się tego słowa, pierdołowaty Ciapulek nagle zrobił zwrot o 180 stopni i stał się bandytą, obłudnikiem i chamem. Cóż takiego uczynił? Ano poza tym, iż zrujnował życie kobiecie, którą kocha, po drodze poranił wszystkich, których mógł i którzy dla niego coś znaczą, to stał się głównym obwinionym w sprawie dość makabrycznego zabójstwa.
Morderca stworzył instalację z rozczłonkowanych ciał kobiety i mężczyzny. Połączył je na szybko zszywaczem tapicerskim, a na miejscu zbrodni technicy odkryli dowód, który obciąża Daniela i robi z niego priorytetowego podejrzanego. Zaczyna się pościg za naszym ciapulkiem, który już ciapulkiem nie jest. Czy Daniel zabił? Jeśli tak, to dlaczego? Co takiego się stało w jego mózgu, że dokonał tak koszmarnego czynu? A jeśli nie jest winny, to czy ktokolwiek wstawi się za nim? W takich chwilach nie wiadomo kto przyjaciel, a kto wróg, na kogo uważać, a czyją pomoc można przyjąć. Mazurskie lasy, jeziora, zarośla doskonale się nadają na kryjówkę, ale czy aby na pewno?
Kasia przyzwyczaiła nas do sielskości, spokoju, spokojnego jeziora, szumu drzew i delikatnej mżawki. Niby jakieś morderstwo, ale to wszystko podszyte było spijaniem sobie z dzióbków słodyczy życia. Utopce dały zapowiedź zmiany klimatu, ale szczerze mówiąc myślałam, że Kasia wróci do stylu z poprzednich książek. A tu taka niespodzianka. Jak dla mnie rewelacja, lubię konkret, przeciwności losu, fatum i niespodziewane zbiegi okoliczności. W Łaskunie dużo jest psychologicznych aspektów, które uwiarygadniają zarysowaną fabułę. Książka wywołuje emocje, wkurza, powoduje momentami odruch obrzydzenia, nie dowierzamy, że zło które zostało opisane istnieje. Postaci, które stworzyła są spójne, mają wielowymiarowe osobowości, skomplikowaną psychikę, mnóstwo w nich szarości i ukrytych tajemnic, które wychodzą na światło dzienne wtedy kiedy najmniej się tego spodziewamy – jak w życiu. Są dopracowani w każdym calu, wiarygodni i niezwykli zarazem. Projektant i psychiatra skradli moje serce, to dopiero oryginały. Przemawia do mnie „zmechrany” życiem Daniel, lubię go o wiele bardziej, niż młodszego aspiranta Podgórskiego z brzuszkiem i mamusią stojąca z pachnącym ciastem za jego plecami.
Intryga jak zwykle wielowątkowa, wielowymiarowa i uknuta z taka precyzją, że po przeczytaniu książki jedyne co nam się nasuwa na usta to „nieźle Kaśka, jak mogłaś mnie tak oszukać”.
Zachęcam do przeczytania książki, nawet tych, którzy nie znają jeszcze powieści Puzyńskiej.
Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka
Bardzo ubolewałam, że nie mogłam zakupić Łaskuna Katarzyny Puzyńskiej na Warszawskich Targach Książki. To największa impreza moli książkowych, a tu brak na stoisku książki czołowej autorki Wydawnictwa Prószyński? Podejrzewam, że to był celowy zabieg, bo przecież najmilsza jest chwila przed zjedzeniem miodziku. Wydawnictwo trochę poprawiło swój wizerunek w moich oczach...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-03
Wszyscy jesteśmy manipulowani – Anders de la Motte Geim, Buzz, Bubble – z czystym sumieniem polecam cykl Anders de la Motte o Henriku HP Petterssonie.
Geim Buzz Bubble to książki do końca trzymające poziom.
Jednym z bohaterów Geima jest HP – to, pisząc kolokwialnie, po prostu wałkoń, cwaniaczek, żyjący od imprezy do imprezy. Bez stałej pracy i celu w życiu, chce jak najwięcej zarobić w jak najkrótszym czasie. Nie obchodzą go inni, uważa jest niedoceniany przez społeczeństwo i że zasługuje na wiecej. Typ, przed jakim mamusie ostrzegają nastoletnie panienki, a one właśnie taki uwielbiają, bo wierzą że miłością zmienią go w ciepły pantofel na swojej stópce. Drugim bohaterem książki jest inspektor Rebecca Normen, zupełnie inna niż HP. Chorobliwie wręcz ułożona, ze stałą pracą, rozwijająca się karierą i brakiem żyłki hazardzisty. Jedyna skazą na jej czyściutkim obliczu jest jej przeszłość, która w dziwny sposób daje o sobie znać.
Akcja książki rozpoczyna się w momencie, gdy HP wracając z melanżu znajduje komórkę, bierze ją z zamiarem sprzedania rzecz jasna, i wchodzi w wirtualny świat manipulacji i popularności. To co go motywuje to kasa, później dochodzi do tego popularność i to, że w końcu ktoś (czytaj tłumy fanów) go docenia. Nagrody są coraz cenniejsze, a zadania coraz mniej etyczne, ale HP to nie przeszkadza.
Rebeeca także zostaje wplątana w grę, w grę której zasad złamać nie wolno.
Uciążliwością, która w następnych tomach daje się jeszcze bardziej we znaki jest postać HP. Bezmyślnego, mało inteligentnego egocentryka, który jakimś cudem ogarnia się i dożywa do kolejnego tomu. Jego język to splot wulgaryzmów i angielskich wtrąceń, mało przekonywujących frazeologizmów, które niektórych mogą irytować.
Nie polubiłam HP jak dla mnie to pasożyt, z tym większym więc zdziwieniem ocknęłam się gdy, za jednym zamachem przeczytałam ostatnia kartkę pierwszego tomu i sięgnęłam po kolejny.
Geim, później Buzz i Bubble opisują cos co może istnieć, coś co nas otacza na co dzień, coś czemu poddajemy się bez zastanowienia, bo kto z nas poddaje w wątpliwość treści zamieszczane przez media?
Wszyscy jesteśmy manipulowani – Anders de la Motte Geim, Buzz, Bubble – z czystym sumieniem polecam cykl Anders de la Motte o Henriku HP Petterssonie.
Geim Buzz Bubble to książki do końca trzymające poziom.
Jednym z bohaterów Geima jest HP – to, pisząc kolokwialnie, po prostu wałkoń, cwaniaczek, żyjący od imprezy do imprezy. Bez stałej pracy i celu w życiu, chce jak...
Musiałam ochłonąć po przeczytaniu Czarnych Narcyzów Kasi Puzyńskiej, żeby w miarę sensownie zrecenzować Ci tę książkę. Przyznaję, że tym razem nie dawkowałam jej sobie tylko przeczytałam ją najszybciej jak mogłam. Często zarywając noce.
Dla niewtajemniczonych (chociaż nie wiem czy są jeszcze tacy, którzy nie znają Lipowa) to już ósmy tom sagi o Lipowie. To seria książek, w których mamy do czynienia ze grupą bohaterów i na przestrzeni tomów-lat poznajemy ich. Jesteśmy świadkami rozwoju osobowości i doświadczamy wraz z nimi różnych zawirowań życiowych.
Zawsze ten wątek obyczajowy jest w jakiś sposób połączony z wątkiem kryminalnym. Jedno przenika do drugiego, jak w życiu. Jeśli w życiu ktoś ostro zabaluje, to ma niższą wydajność w pracy i nie ma na to mocnych. Często okazuje się, że ten kogo mamy za dobrego człowieka, wcale takim nie jest. Puzyńska doskonale radzi sobie z kreowaniem postaci, mają one odpowiednią głębię i żyją nie tylko na kartach książki, ale i w wyobraźni czytelników. Potrafi w rozsądny sposób wytłumaczyć nierozsądne zachowania bohaterów. Jest doskonałą obserwatorka ludzi i umiejętnie przenosi ich zachowania do świata fikcji.
O czym są Czarne narcyzy? To opowieść o tym co kryje dusza ludzka. Jak wiele w niej tęsknot i zła. Opowiada o tym do czego zdolni są ludzie z własnej nieprzymuszonej woli i dlaczego zawsze wybierają kłamstwo od prawdy. To książkach o tym co ludzie lubią i ukrywają najmocniej czyli ich tajemnice. Na tajemnicę natykamy się na każdym kroku począwszy od pierwszych stron książki.
W tajemniczym domu leśniczego, który stoi pośrodku niczego i nazywa się Diabelec odkryte zostają zwłoki młodej dziewczyny i coś jeszcze, coś co mrozi krew w żyłach.
Daniel z ciapciulka stał się po prostu pijakiem. Jego relacje (jakie relacje??) z ludźmi są bardzo sporadyczne i niezwykle powierzchowne. Już nawet jego ukochana Mama nie jest w stanie wytrzymać tego, że stoczył się na dno. Nastoletni syn nie chce mieć z nim nic wspólnego. Daniel przypadkiem znajduje się na brodnickim Święcie Policji i tam poznaje dziewczynę w sukience w groszki, która twierdzi, że jest w stanie mu pomóc wrócić do pracy w policji. Daniel oczywiście podchodzi do tego sceptycznie, ale kiełkuje w nim iskierka nadziei. Tym bardziej, że te informacje są powiązane z ostatnią nierozwiązana sprawą śmierci bezdomnych.
W tym samym czasie Weronikę, za pośrednictwem medium społecznościowego ktoś błaga o pomoc i spotkanie. Psycholożka próbuje skonfrontować się z tą osobą, jednakże spotkanie nie dochodzi do skutku bo...
Ciężko jest pisać recenzję tak dobrej książki z tak wielowątkowa fabułą, żeby przypadkiem czegoś nie zdradzić i nie popsuć Ci frajdy z lektury.
Tak naprawdę wszyscy są podejrzani i wszyscy kłamią. Jak w takiej sytuacji Daniel może (i czy może) rozwiązać trudną sprawę, tym bardziej, że nie ma się już takich środków jak wtedy gdy był policjantem. Dreszczyku historii dodaje fakt, że autorka tak sprawnie zagmatwała historię, że poszła ona w kierunku okultyzmu.
Co ma z tym wszystkim wspólnego siekiera i sukienki w groszki? Czy jest jeszcze ktoś kto może pomóc Danielowi i wybaczy mu to co zrobił ze swoim życiem? Jak potoczy się wątek miłosny? Kogo w końcu Daniel wybierze, a może spotka kogoś nowego? Czy sprawa bezdomnych ma coś wspólnego z zabójstwem młodej dziewczyny? No i o co chodzi z wahadełkami?
Podoba mi się język jakim pisana jest książka, tak jak w życiu niektórzy z nas w chwilach wzburzenia używają wulgaryzmów i mają swoje powiedzonka, które wypowiadają nieświadomie. Takie dopracowanie szczegółów nadaje wiarygodności książce. Bardzo polecam, a jeśli jeszcze nie znasz powieści Kasi Puzyńskiej to koniecznie nadrób zaległości i zacznij od Motylka.
Musiałam ochłonąć po przeczytaniu Czarnych Narcyzów Kasi Puzyńskiej, żeby w miarę sensownie zrecenzować Ci tę książkę. Przyznaję, że tym razem nie dawkowałam jej sobie tylko przeczytałam ją najszybciej jak mogłam. Często zarywając noce.
więcej Pokaż mimo toDla niewtajemniczonych (chociaż nie wiem czy są jeszcze tacy, którzy nie znają Lipowa) to już ósmy tom sagi o Lipowie. To seria...