Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Sięgnęłam po tą książkę, gdy czułam, że potrzebuję się zrelaksować i poczytać coś naprawdę luźnego. Wybór Bad Boy’s Girl był strzałem w dziesiątkę, bo pomimo tego, że książka jest dość spora, to czyta ją się błyskawicznie. I jak na historię z Wattpada, gdzie popularność zdobywają naprawdę głupie historyjki, ta całkiem nieźle się prezentuje.

Tessa nie miała łatwego życia jak na nastolatkę z bogatej rodziny. Dla jej ojca liczyła się tylko kariera, matka przejmowała się samą sobą, a brat został alkoholikiem po tym jak wyleciał z uczelni i zostawiła go ukochana. Dziewczyna była pozostawiona sama sobie, a dodatkowo życia nie ułatwiała jej otyłość. Miała eks przyjaciółkę — Nicole — która w książce została przedstawiona jak stereotypowa kapitan drużyny cheerleaderek, czy typowa wredna zołza. Jej życia nie uratowało nawet to, że schudła — tak czy siak była gnębiona. W tym nieszczęściu znalazła jednak dwie przyjaciółki, Megan i Beth. Co by tu jeszcze dodać do tej mieszanki wybuchowej? Nieodwzajemnioną miłość do Jasona, chłopaka Nicole, i powrót jego brata, Cole’a, który był wrogiem numer jeden Tessy.

Cole Stone wyjechał do szkoły z internatem i w ten dzień życie Tessy stało się minimalnie znośniejsze, jednak nie mógł siedzieć tam wieczne i wrócił do miasta. Niespodziewanie wepchał się w życie przerażonej dziewczyny i całkowicie je zmienił… Jak to się dzieje, że wróg numer jeden potrafi zostać ogromną miłością? Co mnie pozytywnie zaskoczyło — w tej książce wszystko zostało dokładnie wyjaśnione, a nie wyssane z palca. Winy nie zostały przebaczone, ale odkupione i chłopak naprawdę zasłużył na szansę od Tessy.

Tak jak pisałam wcześniej — Bad Boy’s Girl czyta się błyskawicznie. To jedna z tych książek, od których nie można się oderwać, a zakochanie głównej bohaterki przeżywa się wraz z nią. Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po następne części!

Sięgnęłam po tą książkę, gdy czułam, że potrzebuję się zrelaksować i poczytać coś naprawdę luźnego. Wybór Bad Boy’s Girl był strzałem w dziesiątkę, bo pomimo tego, że książka jest dość spora, to czyta ją się błyskawicznie. I jak na historię z Wattpada, gdzie popularność zdobywają naprawdę głupie historyjki, ta całkiem nieźle się prezentuje.

Tessa nie miała łatwego życia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak okropnie mocno czekałam na kontynuację serii King, że gdy tylko dostałam książkę w swoje łapki — piszczałam z zachwytu. Nie powiem, byłam jednak nieco zdziwiona, może nawet rozczarowana, gdy dowiedziałam się, że ta część nie dotyczy historii Kinga i Doe, a Beara, ich przyjaciela. Ostatecznie jednak muszę stwierdzić, że ta część to najlepsza z całego cyklu historia, a postać Thii skradła moje serce.

Bear był już świetnym bohaterem w poprzednich częściach. Groźny motocyklista, następny przywódca, dobry i wierny przyjaciel. W tej części głębiej poznajemy jego postać i historię, która sprawiła, że zauroczyłam się nim niemal od razu. Bear po przejściach z „Tyrana” stał się smutnym i zagubionym mężczyzną, które swoje problemy rozwiązywał za pomocą alkoholu, narkotyków i kobiet. Ta ucieczka w zapomnienie nie miałaby miejsca, gdyby nie Thia — dziewczyna z przeszłości, którą poznał przez przypadek, gdy ta była jeszcze dzieckiem. Przez głupie, zdaniem Beara, niewinne kłamstwo, Thia wpadła w wielkie kłopoty i Bear czuł się zobowiązany jej pomóc, a jednocześnie musiał zmierzyć się z teraźniejszością, zawalczyć o przyszłość i przestać uciekać.

Thia — zdeterminowana i pewna swego dziewczyna o różowych włosach, tak bym ją opisała. Naprawdę polubiłam jej postać. Miała cięty język i nieszablonowe podejście do życia, które nie było wobec niej łaskawe. Na dodatek podarowało jej prezent w postaci Beara. Błogosławieństwo i przekleństwo jednocześnie.

Jeżeli uwielbiacie serię King tak mocno jak ja — koniecznie musicie sięgnąć po Lawless i nie przejmujcie się, że mało tutaj przystojniaka z poprzednich części. Ta historia była naprawdę dobra i mocna i… Frazier nie zawiodła — znowu uraczyła swoich czytelników wstrząsającym zakończeniem.

Tak okropnie mocno czekałam na kontynuację serii King, że gdy tylko dostałam książkę w swoje łapki — piszczałam z zachwytu. Nie powiem, byłam jednak nieco zdziwiona, może nawet rozczarowana, gdy dowiedziałam się, że ta część nie dotyczy historii Kinga i Doe, a Beara, ich przyjaciela. Ostatecznie jednak muszę stwierdzić, że ta część to najlepsza z całego cyklu historia, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie byłam pewna recenzji tomiku z poezją, dlatego, że to coś, co każdy odbiera inaczej i gusta są naprawdę różne. Bałam się też tej pozycji ze względu na to, że współczesne wiersze to często, dla mnie, przypadkowe słowa poprzedzielane masą niepotrzebnych enterów. Poetą w tych czasach może nazwać się każdy, poezja stała się czymś niesamowicie popularnym i łatwym. Martwiłam się, że Atticus to kolejny twórca tego pokroju. Nie mogę nazwać tomiku Miała dzikie serce swoim ulubionym, bo to dalej nie jest Mickiewicz, Białoszewski czy Baczyński — bo to są wiersze, które kocham, ale ta pięknie wydana książka to na pewno zbiór ładnych cytatów, które sprawiły, że uśmiechnęłam się kilka razy, gdy je czytałam.

Ciężko ocenić mi ten tomik jako całość. Nie jestem wielbicielką dłuższych wierszy Atticusa, ale te krótkie zestawienia słów, które autor zaserwował, bardzo mi się podobały i miały w sobie to coś. Generalnie kontent owych wierszy to miłość każdego rodzaju, przedstawiona z różnych perspektyw.

Warto wspomnieć też o wydaniu tej książki — jest naprawdę obłędne. Zdjęcia, ułożenie wierszy, zestawienie czerni i bieli. Okładkowe sroki będą mogły nacieszyć swoje oczy na długi, długi czas, bo mimo przejrzenia książki kilka razy — nadal mi się nie znudziła i nie przestała podobać.

Czy polecam? Tak, oczywiście, jednak nie obiecuję wam zadowolenia i satysfakcji. Mnie się podobało, ale poezja to naprawdę coś wyjątkowego i ciężko mi stwierdzić, czy spodoba się również Tobie.

Nie byłam pewna recenzji tomiku z poezją, dlatego, że to coś, co każdy odbiera inaczej i gusta są naprawdę różne. Bałam się też tej pozycji ze względu na to, że współczesne wiersze to często, dla mnie, przypadkowe słowa poprzedzielane masą niepotrzebnych enterów. Poetą w tych czasach może nazwać się każdy, poezja stała się czymś niesamowicie popularnym i łatwym. Martwiłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dawno nie czytałam czegoś lekkiego z kategorii Young Adult, dlatego gdy udało mi się złapać do recenzji książkę „Jej wysokość P.” byłam okropnie zadowolona i przygotowana na miłą, lekką lekturę i rzeczywiście coś takiego otrzymałam, ale miło też się zaskoczyłam tym, że książka daje nam z siebie coś więcej, niż kilka przyjemnych wieczorów. Joanne MacGregor naprawdę napisała kawałek dobrej historii i już tłumaczę dlaczego!

Peyton kończy w tym roku liceum, a to przecież ważne wydarzenie w życiu większości nastolatków. Nie tylko egzaminy i walka o późniejszą edukację, ale, dla niektórych przede wszystkim, bal maturalny! Bal maturalny to też okazja dla wielu, głupich i głupszych, zakładów, a Peyton złapała haczyk. Problemem dziewczyny jest… wzrost. Ma problem ze znalezieniem chłopaka wyższego od siebie, więc jak tu znaleźć partnera na bal?

Schematyczność. To pierwsze słowo, które opisuje tę książkę, ale uwaga, to wcale nie jest wada. Jeśli usłyszycie schemat: nietypowa dziewczyna —> zakład —> wielka miłość, która o zakładzie nie wie… No, od razu wiecie, co się stanie i żadnym spojlerem nie będzie to, że w kocu się dowie, ale uwaga — jestem zdania, że z każdej banalnej historii można zrobić naprawdę coś wspaniałego! Nie da się uniknąć utartych ścieżek, bo przecież większość rzeczy została już napisana, ale da się z tego wymodelować coś nowego i oryginalnego i Joanne MacGregor właśnie to zrobiła z książką „Jej wysokość P.”. Jeśli nie wierzycie, że można ze schematu zrobić zaletę, to musicie sięgnąć po tę pozycję.

Nie od początku jednak jest tak kolorowo, bo wiecie, też miałam chwilę o boże, jakie to schematyczne, a sama postać Peyton mnie irytowała, bo moim zdaniem dziewczyna mocno wyolbrzymiała swój problem, jakim był wzrost. Modelki są wysokie i jakoś żyją, a Peyton robiła ze swojej postaci dziwadło. Z drugiej strony rozumiałam to, bo przecież książka jest pisana narracją pierwszoosobową, a bohaterką jest dziewczyna, który ma ogromny kompleks i nie umiała sobie z nim poradzić do momentu, w którym ktoś nie pokazał jej, że warto akceptować siebie takim, jakim się jest i żyć dalej, po prostu. To proste, ale piękne przesłanie, które powinna zrozumieć każda osoba z jakimikolwiek wątpliwościami na temat swojego ciała.

Poza tym „Jej wysokość P.” to świetna i zabawna lektura, która rozbawi i wzruszy. Są w niej też poruszane cięższe tematy, takie jak rozstanie, tęsknota i brak nadziei, choroba i uzależnienie. Moim zdaniem naprawdę warto pokonać irytację, którą wywołują pierwsze strony tej historii, aby potem zanurzyć się w świecie „Jej wysokości P.”.

Dawno nie czytałam czegoś lekkiego z kategorii Young Adult, dlatego gdy udało mi się złapać do recenzji książkę „Jej wysokość P.” byłam okropnie zadowolona i przygotowana na miłą, lekką lekturę i rzeczywiście coś takiego otrzymałam, ale miło też się zaskoczyłam tym, że książka daje nam z siebie coś więcej, niż kilka przyjemnych wieczorów. Joanne MacGregor naprawdę napisała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znowu nadszedł czas na recenzję czegoś ostrzejszego, a oczywiście mowa tu o „Tyranie”. Jest to kontynuacja serii „King”, która porwała moje serce w historię pełną smutku, zagubienia, zapomnienia i erotyzmu. Miło jest wrócić do opowieści, którą się polubiło i z wytęsknieniem czekało na kontynuację, gdy zakończenie pierwszego tomu było tak szokujące. Nie zastanawiałam się ani chwili, gdy tylko „Tyran” wpadł w moje ręce, wzięłam się do czytania.

Doe wróciła do domu, który dla niej tak naprawdę jest nowym miejscem. Zostaje otoczona nowymi twarzami, rodziną, której nie pamięta. Dopiero po pewnym czasie w jej umyśle pojawiają się przebłyski z jej życia, które nie okazało się cudowne. Wszystko było tylko obłudą, udanym teatrem dla obserwatorów. Poza tym pojawia się Tanner, który niekoniecznie jest tym, za kogo się podaje, a znajomości, które znalazła po straceniu pamięci, okazały się nie być przypadkowe.

Tęskniłam za tymi bohaterami i za emocjami, jakie we mnie wywołują tego typu książki. King jest jednym z najniegrzeczniejszych mężczyzn, z którymi mogłam się zapoznać poprzez literaturę erotyczną i uwielbiam go. Doe w drugiej części wydawała się bardziej zagubioną i niepewną postacią, co było dość trafne. Znalazła się w miejscu, którego nie pamiętała. Co prawda nie budziła się przywiązana do ramy łóżka, jak to jej się już zdarzało, ale była w tak pięknym i nierzeczywistym świecie, że nie mogło okazać się to prawdą.

Bardzo podobały mi się wątki, które łączyły pewne sprawy w całość. Cała historia z wypadkiem Doe i jej zaginięciem okazała się o wiele bardziej złożona i skomplikowana, niż się spodziewałam. Autorka nie skupiła się tylko na części miłosnej i erotycznej między dwójką bohaterów. Różnica między pierwszym a drugim tomem jest dość duża, zdecydowanie zmiana na plus i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na tom trzeci.

Aha, i nie martwcie się. Nie zabrakło Preppy’ego. Złego licho nie bierze!

Znowu nadszedł czas na recenzję czegoś ostrzejszego, a oczywiście mowa tu o „Tyranie”. Jest to kontynuacja serii „King”, która porwała moje serce w historię pełną smutku, zagubienia, zapomnienia i erotyzmu. Miło jest wrócić do opowieści, którą się polubiło i z wytęsknieniem czekało na kontynuację, gdy zakończenie pierwszego tomu było tak szokujące. Nie zastanawiałam się ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przed przeczytaniem „Przedsmaku Zła” nie miałam pojęcia o cyklu z bohaterką Maggie O’Dell, a jak jest po przeczytaniu tomu 0,5 z serii „Dotyk Zła”? Jest tak, że jestem stuprocentowo pewna, że zostałam fanką O’Dell i zdecydowanie sięgnę po kontynuację tej serii. Nie przeczytałam wielu kryminałów w swoim życiu, ale zawsze trafiałam na te naprawdę świetne i z tą książką nie jest inaczej. Alex Kava wysuwa się na prowadzenie, jeśli chodzi o ten gatunek i niedługo na moim regale zalśni okazała seria.

Meggie O’Dell jest początkująca w FBI. Zawsze pomagała, tworzyła profile psychologiczne morderców, aż zasłużyła na coś więcej. W końcu dostała sprawę, w której mogła uczestniczyć, a nie tylko widzieć ją na zdjęciach i wyciągać wnioski z akt. Los chciał, że trafiła na makabryczną rzeźnię, w której morderca obrał sobie cel. Samą O’Dell, która postanowiła, że weźmie udział w tej zabawie i zatańczy razem z nim.

Główna bohaterka to silna postać. Kobieta, która jest pewna tego, co robi i kocha swoją pracę, mimo niebezpieczeństw, które się z nią wiążą. Właściwie praca jest jej całym światem, a życie prywatne spycha na dalszy plan. Jej charakter jest w dużej części ukształtowany ciężką przeszłością i sytuacjami, które ją spotkały, gdy była małym dzieckiem. Pokochałam ją za zdecydowanie, dążenie do celu, wybicia się i walczenie do końca. Jej postać nie została jednak maszyną bez uczuć, ale kobietą, która starała się zachować swoje emocje dla siebie samej.
Z ekipy FBI polubiłam właściwie wszystkich, a szczególnie w pamięć zapadnie mi na pewno szef Meggie, Cunningham, który był jej autorytetem. Wyczułam pomiędzy nimi pewną więź, mimo że sama fabuła się na tym nie skupiała. Jego postać miała w sobie coś, co przyciągało czytelnika. Spokój i opanowanie, jakich można pozazdrościć w kryzysowych sytuacjach.

Jest też jednak ta zła strona — Stucky, nasz morderca kameleon, który do ostatnich stron książki pozostaje wielką niewiadomą. Zaintrygował mnie jego umysł, jego czyny i to z jaką dokładnością i precyzją wszystko planował. W pewnej części książki, pod koniec, zrobił nawet coś, co mnie wzruszyło i pokazało, że on, istna maszyna do zabijania, też ma uczucia, do czego sam nie chciał się przed sobą przyznać. Złapałam się na tym, że podczas czytania, sama analizowałam jego umysł pod różnymi kątami i próbowałam zrozumieć mechanizmy, jakie nim kierują, wykorzystując do tego wiedzę, jaką mam. Stucky to jednak człowiek zagadka, niemal morderca idealny.

Ta książka to strzał w dziesiątkę, jeżeli jesteście fanami kryminałów. Jeżeli nie — mam wrażenie, że mogłaby zmienić waszą opinię na temat tego gatunku. Naprawdę gorąco polecam. Gwałtowna akcja i emocjonalna karuzela? Gwarantowane.

Przed przeczytaniem „Przedsmaku Zła” nie miałam pojęcia o cyklu z bohaterką Maggie O’Dell, a jak jest po przeczytaniu tomu 0,5 z serii „Dotyk Zła”? Jest tak, że jestem stuprocentowo pewna, że zostałam fanką O’Dell i zdecydowanie sięgnę po kontynuację tej serii. Nie przeczytałam wielu kryminałów w swoim życiu, ale zawsze trafiałam na te naprawdę świetne i z tą książką nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłam, i nadal jestem, zakochana w pierwszej części trylogii Firebird, więc po czasie sięgnęłam po kontynuację, czyli „Dziesięć Tysięcy Słońc nad Tobą” i ponownie przepadłam w historii, którą zaserwowała mi Claudia Gray. Kwestią czasu jest to, kiedy sięgnę po trzecią, ostatnią część, serii. Jednak… Tak, pojawia się jakieś „jednak”, uważam że pierwsza część była troszkę lepsza. Może to dlatego, że wiedziałam już, czego mniej więcej się spodziewać?

Margueritte Caine, córka wynalazców Firebirda, została postawiona przed kolejnym zadaniem, które ma przysporzyć jej sporo kłopotów, a wszystko to za sprawą Conley’a, który chce ją zaciągnąć w swoje szeregi. Dusza Paula zostaje rozszczepiona na cztery kawałki, umieszczona w czterech różnych światach, i dziewczyna musi zrobić coś strasznego w wymiarach, w których została uwięziona, po to, aby odzyskać ukochanego i zdobyć lek dla Theo. W każdym świecie czyha na nią niebezpieczeństwo. Wraca także do jednego ze znanych wymiarów, w którym nieźle namieszała i mocno to daje jej do myślenia. Czy to, co wyprawia w innych swoich ciałach zostaje bezkarne? Czy inne Margueritte nie mają o tym pojęcia?

Fabuła książki jest niezaprzeczalnie oryginalna i porywa czytelnika. W dodatku styl pani Gray sprawia, że z łatwością chłonęłam kartka po kartce, rozdział po rozdziale i miałam problem z oderwaniem się od lektury. Margueritte to jedna z lepszych nastoletnich bohaterek. Nie jest stereotypową Mary Sue, ale jej wieczny pech i to, że w każdym świecie wpada w ogromne tarapaty, wydaje się zbyt wielkim zbiegiem okoliczności. Jeśli jej postać ciągle, przez całe swoje życie, miała tyle kłopotów to naprawdę — cud, że dożyła wieku siedemnastu lat! Jednak… Te zdarzenia sprawiają, że nie idzie się nudzić, czytając tę książkę.

Ciężko wyrobić mi zdanie o dwóch bohaterach. O Paulu, bo właściwie go w tej książce nie było. Zawsze pojawiał się jakiś inny Paul, ale nie ten nasz. Bohaterka przekonuje się, że nie każdy Paul, to jej Paul, a czytelnik, że właściwie nie ma pojęcia o tym jej chłopaku, bo możemy wyrobić sobie o nim zdanie tylko na podstawie przemyśleń i wspomnień Margueritte.
Drugim bohaterem, który namieszał mi w głowie, jest Conley. Niby czarna osobowość, a jednak nie w każdym wymiarze, co było dla mnie okropnym zaskoczeniem i w pewnych światach skłaniałam się ku myśli, że nawet tego gościa lubię.

Zakończenie jednak przeważyło wszystko i zagwarantowało mi sięgnięcie po kolejną część. Tak nie można kończyć! Zżera mnie ciekawość, co stanie się dalej i nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejną część. Mimo kilku wątpliwości, uważam że „Dziesięć Tysięcy Słońc nad Tobą” to świetna książka, a seria Firebird to jedna z najlepszych trylogii młodzieżowych, jakie miałam w swoich rękach.

Byłam, i nadal jestem, zakochana w pierwszej części trylogii Firebird, więc po czasie sięgnęłam po kontynuację, czyli „Dziesięć Tysięcy Słońc nad Tobą” i ponownie przepadłam w historii, którą zaserwowała mi Claudia Gray. Kwestią czasu jest to, kiedy sięgnę po trzecią, ostatnią część, serii. Jednak… Tak, pojawia się jakieś „jednak”, uważam że pierwsza część była troszkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wyśnione życie” było dla mnie książką niespodzianką, którą wygrałam na Instagramie Wydawnictwa Kobiecego i jakże się cieszę, że tak się stało! Gdy tylko przyjechał kurier, a ja otworzyłam paczkę i spojrzałam na tę książkę, poczułam między nami to coś. Wiem, że to brzmi paskudnie śmiesznie, ale przysięgam, że naprawdę tak było! Zaczęłam czytać powieść Swanson z takim pozytywnym nastawieniem, że właściwie po pierwszej stronie byłam okropnie na tak! Przeczucie mnie nie zawiodło, bo ta lektura okazała się genialna! Była strzałem w dziesiątkę na mój zastój czytelniczy i zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia.

Kitty Miller jest starą panną, a przynajmniej za taką się uważa i nie widzi dla siebie innego życia, niż niezależna kobieta z kotem — Aslanem — i współwłaścicielka księgarni, którą prowadzi z Friedą, swoją przyjaciółką od liceum. Ma kochających rodziców, którzy są na wakacjach na Hawajach i czyta kartki od matki, która nie może doczekać się powrotu do córki. Jej życie jest stabilne, monotonne, ale szczęśliwe i wtedy pojawiają się sny, w których… W których jest całkowicie inną osobą. Katharyn Andersson to matka, szczęśliwa żona i wzorowa pani domu. Nie ma tam Kitty, ona dawno przeszła metamorfozę. Pani Andresson ma wszystko, o czym Kitty skrycie marzy, a z czasem, gdy sny są coraz bardziej realne nie wiadomo, do którego świata naprawdę należy nasza bohaterka.

Dla mnie „Wyśnione życie” jest książką, która daje do myślenia. Pokazuje nam, jakie życie potrafi być przewrotne, a umysł figlarny, gdy nie potrafimy poradzić sobie z pewnymi sytuacjami, które nas dotykają. Jest o potrzebie przyjaźni, miłości i o stracie czegoś cennego, czego nic, ani nikt, inny nie zastąpi, a także o przetrwaniu, gdy los nie serwuje nam samych szczęśliwych chwil.

Bywały takie momenty, gdy kończyłam rozdział i myślałam sobie „aha, wiem, co dalej się stanie” i faktycznie, często moje teorie się sprawdzały, ale wcale nie przeszkadzało mi to w lekturze, wręcz przeciwnie. Czytałam ją, czekając na to, czy moje domysły okazały się trafne. Poza tym styl pisania autorki jest bardzo przyjemny, płynnie się czyta to, co chce nam przekazać. Uwielbiam takie debiuty, jestem pod ogromnym wrażeniem!

Czy polecam? Po stokroć — oczywiście, że tak! Mam nadzieję, że przeczytacie i będziecie tak samo zachwyceni jak ja! Jeśli już czytaliście to koniecznie dajcie znać — jestem ogromnie ciekawa waszych opinii! Ja, szczerzę mogę powiedzieć, długo nie zapomnę o tej książce i o uroku, jakim na mnie rzuciła.

„Wyśnione życie” było dla mnie książką niespodzianką, którą wygrałam na Instagramie Wydawnictwa Kobiecego i jakże się cieszę, że tak się stało! Gdy tylko przyjechał kurier, a ja otworzyłam paczkę i spojrzałam na tę książkę, poczułam między nami to coś. Wiem, że to brzmi paskudnie śmiesznie, ale przysięgam, że naprawdę tak było! Zaczęłam czytać powieść Swanson z takim...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mój pierwszy bal Holly Black, Libba Bray, Rachel Cohn, Dan Ehrenhaft, John Green, David Levithan, E. Lockhart, Sarah Mlynowski, Ned Vizzini, Melissa de la Cruz, Cecily von Ziegesar
Ocena 5,7
Mój pierwszy bal Holly Black, Libba ...

Na półkach:

Gdy pierwszy raz natknęłam się na zapowiedź tej książki, pomyślałam sobie, że to naprawdę może być ciekawa pozycja. Mój pierwszy bal to książka opracowana przez wielu autorów, między innymi przez Johna Greena, które dotyczą jednego wydarzenia — amerykańskiego balu, a przecież wiadomo, że w USA to jest naprawdę wielkie wydarzenie dla nastolatków, ale! Głównym powodem, dla którego po nią sięgnęłam, była właśnie jej budowa. Wielu autorów? Czy to się mogło udać? W pewnym stopniu tak.

Nie mogę powiedzieć, że Mój pierwszy bal mi się nie podobał, ale nie jestem też pewna słów tak, podobało mi się — ale to raczej oczywiste. Książka jest wytworem kilkunastu pisarzy i niemożliwym byłoby, aby styl każdego z nich przypadł mi do gustu. Opowiadania nie były złe — co prawda niektórych z nich nie rozumiałam, nie mogłam wyłapać ich puenty, ale niektóre od razu mnie porwały i było mi smutno, gdy się kończyły, a ja musiałam w tempie ekspresowym przestawić się na nowy świat, nowych bohaterów i nową sytuację. Opowiadania nie łączą się w całość, nie tworzą jedności, łączy je po prostu motyw balu.

Książka ta jednak ma swój urok. Czyta się ją szybko — opowiadań jest wiele, ale są krótkie, a przez to cały czas powtarzałam sobie no to jeszcze jedno, a potem zauważyłam, że następne też nie grzeszy długością i no te już będzie ostatnie! Takim sposobem książkę można połknąć na raz.

Ogromnie polecam ten zbiór opowiadań osobom, które kochają amerykańską rzeczywistość i życie w tamtym świecie, bo, o tak, jest zdecydowanie inny od naszego, ale jeśli ktoś nie lubi tamtych klimatów i istnego życia stylem american dreams, to nie będzie zachwycony lekturą.

Gdy pierwszy raz natknęłam się na zapowiedź tej książki, pomyślałam sobie, że to naprawdę może być ciekawa pozycja. Mój pierwszy bal to książka opracowana przez wielu autorów, między innymi przez Johna Greena, które dotyczą jednego wydarzenia — amerykańskiego balu, a przecież wiadomo, że w USA to jest naprawdę wielkie wydarzenie dla nastolatków, ale! Głównym powodem, dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawsze miałam sceptyczne podejście do książek, które głoszą hasła: „Myślisz, że trudno jest zmienić świat?”, „ Możesz mieć wpływ na to, jak żyjemy” i inne temu podobne, ale zaciekawiła mnie postać, która książkę o takim haśle napisała. Admirał McRaven, dowódca armii Stanów Zjednoczonych — kompletnie nie wiedziałam, czego się po tej pozycji spodziewać i powiem wam, że naprawdę miło mnie ta mała książeczka zaskoczyła.

William H. McRaven głosi w tej książce proste, uniwersalne hasła, który każdy z nas zna, ale nie daje porad, jak dojść do tego, aby było lepiej bez odpowiednich argumentów. Każde hasło jest tak naprawdę tytułem, wstępem do krótkiej historii, z jego życia, która pokazuje, że naprawdę warto. Od ścielenia łóżka, po wiosłowanie i pączki w cukrze (brzmi przepysznie, prawda?). Proste rzeczy, proste przekonania naprawdę mogą nam pomóc w najtrudniejszych chwilach, wystarczy tylko chcieć.

Wiem, że to wszystko, co napisałam, brzmi bardzo infantylnie. Pomyślicie: kolejna książka z hasłami, które każdy zna, ale naprawdę daje do myślenia. Make Your Bed to przyjemna lektura, czyta się ją lekko, a historyjki w niej zawarte są naprawdę krótkie — są to wspomnienia admirała lub sytuacje, które przytrafiły się ludziom, którzy go otaczali.

Myślę, że jest to uniwersalna książka. Każdy daną historię odbierze na swój własny sposób, zależnie od tego, w jakiej sytuacji życiowej się znajduje. Mnie akurat trafił się czas sesji — głowa do góry, codziennie ścielenie łóżka i nie myślenie o porażce — ale jednocześnie musiałam mieć siłę oderwać się od Make Your Bed i poczytać notatki. Czy polecam? Oczywiście, że tak. Przeczytajcie i koniecznie dajcie znać, co o niej sądzicie!

Zawsze miałam sceptyczne podejście do książek, które głoszą hasła: „Myślisz, że trudno jest zmienić świat?”, „ Możesz mieć wpływ na to, jak żyjemy” i inne temu podobne, ale zaciekawiła mnie postać, która książkę o takim haśle napisała. Admirał McRaven, dowódca armii Stanów Zjednoczonych — kompletnie nie wiedziałam, czego się po tej pozycji spodziewać i powiem wam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam romanse, a te z dobrą szczyptą erotyzmu są najlepsze. Kiedy moim oczom ukazał się opis książki King wiedziałam, że muszę ją mieć na swojej półce i nie myliłam się — to był strzał w dziesiątkę. King to literatura, którą niegdyś czytałam na potęgę i okropnie miło było mi do tego wrócić. Co więcej, nie mogę się doczekać kontynuacji, a przede wszystkim — ostatnie strony tej historii złamały moje serce.

Doe miała największego pecha na świecie, gdy straciła pamięć i los zepchnął ją w najmroczniejsze i najbardziej upadłe ulice miasta. Zagubiona dziewczyna musiała jakoś poradzić sobie z życiem, które nagle dostała bez żadnej powrotnej furtki do wcześniejszych wspomnień. Los pchnął ją w progi domu byłego więźnia — Brantleya Kinga — i jego wiernego przyjaciela — Samuela Clearwatera, tudzież Preppy’ego, którym daleko było do ideału. Jak to mówią, wpadła z deszczu pod rynnę.

Łatwo pokochać tę książkę. Nie jest to górnolotna literatura, a pozycja dla osób, które lubią nieco pikanterii. Banalne historie często wychodzą najlepiej i tak jest w tym przypadku. To opowieść typowo kobieca, niegrzeczna i gorąca. Akcja jest dynamiczna, ale to nie męczy czytelnika, przeciwnie. We mnie budziło wiele emocji od wzruszenia po rozbawienie. Poza tym polubiłam kreacje bohaterów. King to typowy zły chłopiec, który wpadł po uszy i nie umie poradzić sobie z uczuciem, które go ogarnęło. Preppy to najbardziej zwariowana postać z jaką w ostatnich czasach miałam styczność — pokochałam go całą sobą. Uwielbiam tak radosne i pełne życia kreacje! Doe za to była największym polem do popisu, bo miała białą kartę. Mogliśmy zastanawiać się, jaka była przed stratą pamięci i porównać do tego, co dostaliśmy w teraźniejszości.

Tak jak mówiłam — nie jest to książka dla każdego. Polecam tę pozycję dla każdej miłośniczki literatury gorącej, która z umiłowaniem zaczytuje się w erotykach z niegrzecznymi panami, którzy skradają serca wbrew woli pań. Moje znowu zostało porwane, a na końcu zgniecione. I teraz czekam w napięciu na kolejną część.

Uwielbiam romanse, a te z dobrą szczyptą erotyzmu są najlepsze. Kiedy moim oczom ukazał się opis książki King wiedziałam, że muszę ją mieć na swojej półce i nie myliłam się — to był strzał w dziesiątkę. King to literatura, którą niegdyś czytałam na potęgę i okropnie miło było mi do tego wrócić. Co więcej, nie mogę się doczekać kontynuacji, a przede wszystkim — ostatnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moja Lady Jane Brodi Ashton, Cynthia Hand, Jodi Meadows
Ocena 7,4
Moja Lady Jane Brodi Ashton, Cynth...

Na półkach:

Moja Lady Jane to książka, która w okresie wakacyjnym królowała na bookstagramie. Widziałam ją prawie wszędzie, wyskakiwała niemal z każdego książkowego gniazdka i trafiła też do mnie. Z opóźnieniem, ale jednak!

Szczerze powiem, że zawsze mam mieszane uczucia do książek, które są sprawką kilku autorów. Po prostu, moim zdaniem, nie każdy potrafi się zgrać. W tej książce autorkom, w moim odczuciu, wyszło to całkiem nieźle — lubiłam humorystyczne wstawki od nich. Może nie był to do końca mój humor, ale jestem pewna, że taki rodzaj żartu trafił do dużego grona odbiorców. Ja bardziej lubuję się w czarnym humorze.

Żart, komedia i historia. Wyczyny króla Henryka VIII same w sobie były niezłym kawałem — ja całkiem lubiłam tę cząstkę historii, ale nigdy bym nie wpadła na to, aby wyczynić z nim coś takiego.

Król Edward jest śmiertelnie chory i koniecznie potrzeba kogoś, kto przejmie po nim tron. Wspaniałą kandydatką wydaje się jego kuzynka Lady Jane, która zostaje wydana za Gifforda Dudley’a, syna pomocnika króla, który ma mistyczną moc. Nic jednak nie jest takie proste, jakim się być wydaje. W królestwie nigdy nie może być spokojnie, a wróg nigdy nie śpi. Spiski, konspiracje i oszustwa, a do tego szczypta magii i… Dużo siana.

Uwielbiam Anglię i książki, których akcja jest osadzona w tamtym miejscu. Do książek z akcją w dawnych czasach przekonałam się dopiero niedawno i choć Moja Lady Jane przypadła mi do gustu, cieszę się, że nie była jedną z pierwszych opowieści z wątkiem historycznym, w moim życiu. Czytało mi się ją dobrze, mimo wroga, jakim była praca i studia. Polubiłam bohaterów, a przede wszystkim zaczytaną i zadziorną Lady Jane. To typowa kobietka, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Jej postać naprawdę mnie bawiła, choć upór rudowłosej momentami irytował. Edward za to był idealnym przeciwieństwem która, a Gifford bywał uroczy i na pewno skradnie serce niejednej czytelniczki.

Jeśli ktoś od Mojej Lady Jane oczekuje dużego tła historycznego… To nie. Dla mnie jest to książka fantastyczna, która w dużej mierze skupia się na wątku romantycznym, mimo tego, że cały czas dzieje się akcja związana z oszustwami i spiskami. Jest to literatura typowo kobieca, coś lekkiego. Przyjemnie można spędzić z Jane i G kilka wieczorów. I to tyle.

Moja Lady Jane to książka, która w okresie wakacyjnym królowała na bookstagramie. Widziałam ją prawie wszędzie, wyskakiwała niemal z każdego książkowego gniazdka i trafiła też do mnie. Z opóźnieniem, ale jednak!

Szczerze powiem, że zawsze mam mieszane uczucia do książek, które są sprawką kilku autorów. Po prostu, moim zdaniem, nie każdy potrafi się zgrać. W tej książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziś na głównej książka, która na początku okropnie mnie irytowała, a potem powaliła na łopatki emocjami, jakie można z niej wyciągnąć. Mowa tutaj o książce Goodbye Days od Wydawnictwa Jaguar.

Carver był zwykłym nastolatkiem z pasjami — nie różnił się niczym od większości ludzi. Miał ekipę przyjaciół, która nosiła honorową nazwę Brygady Sos i czekał go kolejny rok w szkole dla uzdolnionych artystycznie dzieciaków, jednak koniec wakacji całkowicie go zaskoczył i zmienił. Jeden esemes, trzech przyjaciół mniej, stos wyrzutów sumienia i napady paniki w gratisie.

Opis książki intryguje i to właśnie dlatego po nią sięgnęłam. Jak poradzić sobie z taką tragedią w tak młodym wieku? Zapewne nie ma na to odpowiedniej recepty — Carver z początku nie widział dla siebie żadnego wyjścia. Niemal nikt nie stał po jego stronie, wszyscy winili go za to, co się stało i… Tu wpada wątek, który mnie irytował. Ludzie w tej książce traktowali chłopaka jak mordercę, jakby zabił z zimną krwią, a nie nieświadomie wysłał wiadomość, która doprowadziła do tragedii. Kilka razy zdarzyło mi się zamknąć książkę i warknąć pod nosem, dając upust irytacji, która się we mnie gotowała. Ba! Napisałam nawet do Karoliny (come.book), czy ta książka będzie tak irytująca pod względem obwiniania Carvera. Tak było i musiałam się do tego przyzwyczaić, bo, poza tym aspektem, książka była naprawdę cudowna.

Goodbye Days porusza bardzo delikatne tematy — śmierć, samotność, wyrzuty sumienia i żałoba. To nigdy nie będzie nic lekkiego i przyjemnego, nie łatwo przez to przejść i każdy musi sam się z tym uporać i pogodzić z okropnym losem. Carver miał tylko garstkę ludzi, którzy mu pomagali. Poza tym sam bardzo chciał pomóc ludziom, którzy stracili bliskie osoby.

Gorąco polecam. Nie zdradzę wam wiele z tej powieści, bo ciężko ubrać to w słowa, a nie chcę wam też nic spojlerować. Po prostu to trzeba przeczytać.

Dziś na głównej książka, która na początku okropnie mnie irytowała, a potem powaliła na łopatki emocjami, jakie można z niej wyciągnąć. Mowa tutaj o książce Goodbye Days od Wydawnictwa Jaguar.

Carver był zwykłym nastolatkiem z pasjami — nie różnił się niczym od większości ludzi. Miał ekipę przyjaciół, która nosiła honorową nazwę Brygady Sos i czekał go kolejny rok w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już na wstępie powiem, że nie spodziewałam się po tej książce za wiele. Liczyłam na coś przyjemnego, na raz i szykowałam się na fabułę podobną do popularnego Grey’a w polskim wydaniu. Czy dostałam coś takiego? Owszem. Przyznam jednak, że, mimo wszystko, spodziewałam się czegoś więcej po Snach Morfeusza.

Fabuła naprawdę miała potencjał, mimo tego, że zaczynało się dość oklepanym schematem. Młody i seksowny szef Adam, nowa i piękna pracownica Cassandra, początek nowego życia w wielkim mieście — jednak gdzieś w tym pojawił się wątek tajemniczego Morfeusza, który w życiu codziennym był całkowicie kim innym, niż pod osłoną mroku. I seks — dużo zmysłowego seksu, którego potem było za dużo.

Jak sama fabuła miała jakiś smaczek tak bohaterowie… Kompletnie nie umiem opisać ani jednego bohatera. Dlaczego? Ano dlatego, że ze zdania na zdanie każdy z nich potrafił całkowicie zmienić swój charakter. Tak, jakby każda postać spod pióra Haner cierpiała na rozdwojenie (albo rozmilionowanie) osobowości. Momentami wyglądało to tak, jakby autorka zapomniała jaką postać kreuje i w ciało tej samej osoby wszczepiała inną osobowość, albo tak jakby nagle w połowie wątku ktoś zmienił zdanie. I tak w kółko, i w kółko, i w kółko. Przykład? Ktoś ośmiesza naszą bohaterkę w miejscu publicznym, robią niezłe show, a dzień później idą na randkę jak normalni kumple. Poza tym główna bohaterka zmienia zdanie na „tak”, gdy tylko ktoś dotknie ją między nogami.

Seks. A i owszem, był. I jak pierwszy opis mi się podobał, tak następne dość często omijałam, czytając tylko dialogi. Dlaczego? Bo czułam się tak, jakby ta scena była kopiuj/wklej ze zmianą scenerii. Poza tym słowo „penis” powtarza się, co drugą linijkę.

Ale wiecie jak to jest… Takie książki mają być odmóżdżaczami, a nie żadną wysokolotną literaturą i w ostatecznym rozrachunku Sny Morfeusza przeczytałam w tempie błyskawicznym. Na swój dziwny sposób książka mnie relaksowała, bo mogłam małymi głupotkami oderwać się od nauki, pracy i życia w biegu. Sięgnę po następne części i będę śledzić, czy coś się zmieniło na lepsze. Czy polecam? Nie wszystkim, bo pewnie znaczna część z was będzie sobie włosy z głowy wyrywać przez charakter bohaterów, ale na pewno znajdą się osoby, którym się spodoba!

Już na wstępie powiem, że nie spodziewałam się po tej książce za wiele. Liczyłam na coś przyjemnego, na raz i szykowałam się na fabułę podobną do popularnego Grey’a w polskim wydaniu. Czy dostałam coś takiego? Owszem. Przyznam jednak, że, mimo wszystko, spodziewałam się czegoś więcej po Snach Morfeusza.

Fabuła naprawdę miała potencjał, mimo tego, że zaczynało się dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałam tę książkę dość długo ze względu na brak czasu i sto stron męczyłam z pięć dni, ale dwa dni temu tak naprawdę przysiadłam do lektury i… Pochłonęłam ją w całości wieczorami. Z niektórymi książkami już tak jest, że nie można ich sobie dawkować, tylko czytać większymi partiami i Pocałunek Zdrajcy jest właśnie taką książką. Czytało ją się też bardzo szybko ze względu na krótkie rozdziały. Niektórzy tego nie lubią, a ja wręcz przeciwnie — pomaga mi to w czytaniu.

Sage Fowler jest sierotą, ale pamięta o ojcu, który zawsze powtarzał jej, że może być tym, kim chce. Innego zdania jest wuj, który przejął opiekę nad dziewczyną i chce ułożyć jej życie wedle swoich zasad, ale wychowanka pozostaje nieposkromiona. Sage nie chce być ułożoną panną, nie chce też wychodzić za mąż, więc przyjmuje propozycje asystentki swatki. Sprawy komplikują się, gdy zaprzyjaźnia się z jednym z żołnierzy, którzy eskortują piękne damy na wyswatanie. Poza tym zadaniem żołnierzy nie jest tylko zadbanie o bezpieczeństwo dziewcząt, ale pod tą błahą misją kryje się wielka zdrada, a poza tym nikt nie jest tym, za kogo się podaje.

Czytając tę książkę czułam się jak w jednym wielkim spisku. Szpiedzy, tajne plany, kryptonimy i wielka, wielka ostrożność. Co prawda… Jednym minusem jest to, że domyśliłam się w pewnym momencie kto kogo udaje, aczkolwiek nie przeszkodziło mi to w świetnej lekturze i zagrywkach bohaterów. Uwielbiam takie klimaty, w których wszystko jest owiane pewną tajemnicą, a jeśli dochodzi do tego miłość! Tak, to zdecydowanie coś dla mnie. Wszyscy fani niebanalnych romansów i przyjemnych młodzieżówek na pewno będą zadowoleni tą pozycją.

Jak to w książkach z wątkami romantycznymi bywa... Są trójkąty, ale tutaj ten trójkąt jest dość nietypowy. Dziewczyna zakochana w dwóch mężczyznach, ale czy na pewno? Strasznie podobało mi się zagranie autorki w tej książce i naprawdę nie mogę doczekać się kontynuacji. Z pewnością po nią sięgnę, jak tylko zostanie wydana i myślę, że to bardzo dobrze świadczy o tej pozycji.

http://pattzy-reads.blogspot.com

Czytałam tę książkę dość długo ze względu na brak czasu i sto stron męczyłam z pięć dni, ale dwa dni temu tak naprawdę przysiadłam do lektury i… Pochłonęłam ją w całości wieczorami. Z niektórymi książkami już tak jest, że nie można ich sobie dawkować, tylko czytać większymi partiami i Pocałunek Zdrajcy jest właśnie taką książką. Czytało ją się też bardzo szybko ze względu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książki z fabułą umieszczoną w przeszłości to nie moja bajka, a przynajmniej tak myślałam. Ostatnio coraz częściej przekonuję się, że nie powinnam w kategorii książkowych za wiele analizować, bo dochodzę do błędnych wniosków. Tak samo z polskimi autorami, którym kilka miesięcy nie ufałam, a teraz — uwielbiam! Byłam dość sceptycznie nastawiona do Rozalii, gdy się za nią wzięłam. Pierwsze kartki szły mi dość opornie ze względu na dawne słownictwo, ale z każdą następną kartką, kolejnym rozdziałem, zakochiwałam się w tej historii i było mi autentycznie smutno, że tak szybko skończyłam tą książkę. Tytułowa Rozalia to polska patriotka, ma siedemnaście lat i dość bujne wyobrażenie o obronie Polski spod zaborów. Chce walczyć za ojczyznę, ale agresywny ojciec ma inne plany na jej przyszłość. Chce ją wydać za starego Moskala, więc ta z pomocą krewnych ucieka do rodziny szlacheckiej, w której pełni rolę damy do towarzystwa. Poznaje całą szlachecką rodzinę, inne życie na wsi, wolność i miłość, a także przerażające legendy, które nieźle namieszają w jej życiu. Poza tym państwo, u których pomieszkuje skrywają pewną tajemnicę, a odważna i ciekawska Rozalia chce dowiedzieć się, co takiego kryje się za pogłoskami. Co jest zabobonem, a co prawdą. Zakochałam się w tej książce. Właściwie na początku, mimo trudnego wbicia się w fabułę, urzekły mnie pewne zdarzenia w tej książce. Mianowicie autorka w Rozalii wspominała o prawdziwych wydarzeniach z kart polskiej historii, a także, co wspaniałe dla mnie, dała małą rolę Dziadom Mickiewicza. Małe, a cieszy i naprawdę ubarwia całą historię. Poza tym poznajemy życie szlachciców w tamtych czasach, ich codzienność i obowiązki z innych źródeł, niż lekcje historii i w bardziej ludzkim, rzeczywistym wydaniu, dla mnie w o wiele bardziej zobrazowanym. Podobała mi się główna bohaterka, Rozalia, która nie chciała być, jak inne dziewczęta, panną na wydaniu. Nie marzyła o sukniach, wielkiej posiadłości, mężu. Chciała sięgnąć o wiele dalej, jednak kobiety nie były brane pod uwagę jako osoby godne rozmów politycznych i musiała wszystkiego dowiadywać się z innych źródeł. Była uparta i zawzięta, co mocno podkreślało jej osobowość, nie była mdła. Inne postaci też były nakreślone pozytywnie, miały charakterek. Rozalia, moim zdaniem, to przyjemna lektura na dwa jesienne wieczory przy herbacie. Miło spędzicie czas, trochę nauczycie, wciągnięcie w miłą fabułę i odłożycie książkę na półkę z uśmiechem na ustach. Przynajmniej tak było w moim wypadku i mam nadzieję, że jeśli sięgniecie po tą pozycję, to będziecie mieli takie same wrażenia. Zdecydowanie polecam!

http://pattzy-reads.blogspot.com

Książki z fabułą umieszczoną w przeszłości to nie moja bajka, a przynajmniej tak myślałam. Ostatnio coraz częściej przekonuję się, że nie powinnam w kategorii książkowych za wiele analizować, bo dochodzę do błędnych wniosków. Tak samo z polskimi autorami, którym kilka miesięcy nie ufałam, a teraz — uwielbiam! Byłam dość sceptycznie nastawiona do Rozalii, gdy się za nią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Romanse to książki, które łamią moje serce i myślałam, że nigdy nic mnie bardziej nie wzruszy — myliłam się. Prawdziwa Ginny Moon w żadnym stopniu nie jest romansem, chociaż opowiada o trudnej miłości, o jej poszukiwaniu. Głos mi się łamał po ostatnich kartkach tej powieści i do teraz ściska mnie w gardle, gdy o tym myślę. Ta powieść jest cudowna w swojej rzeczywistości i pokazuje jak bardzo ciężko pokochać trudne dziecko.

Tytułowa Ginny Moon ma czternaście lat i od pięciu poszukuje szczęścia i miłości w różnych rodzinach zastępczych. Ginny ma autyzm. Jest mądra, inteligentna i sprytna, ale również bardzo chora i odbiera świat na swój własny sposób, czego wiele ludzi nie może zaakceptować. W końcu trafia do rodziny Moon, którzy od dawna starają, bezskutecznie, starają się o dziecko. W końcu im się jednak udaje, ale czy autystyczna Ginny to dobra kandydatka na starszą siostrę? Poza tym Ginny ciągle próbuje kontaktować się ze swoją biologiczną matką, która krzywdziła dziewczynkę, ale ta za wszelką cenę chcę odzyskać swoją Lalkę, mimo strachu przed toksyczną matką.

Pierwsze strony książki są ciężkie. Trudno zrozumieć wiele rzeczy, ponieważ narratorką jest autystyczna czternastolatka, która świat odbiera inaczej od normalnych ludzi. Zdania są proste, często, dla nas, nielogiczne, bo mała Ginny nie rozumie wszystkiego, a wiele rozumie na opak. Idzie jednak do tego przywyknąć i po kilkunastu stronach stałam się jednością z Ginny i przeżywałam z nią wszystkie emocje (ja bardziej, niż ona, bo dziewczynka miała problem z emocjami). Przy każdym odrzuceniu autystycznego dziecka myślałam źle o bohaterkach tej książki, ale z drugiej strony rozumiałam, bo sama nie wiem, czy poradziłabym sobie z wychowaniem takiego dziecka.

Właśnie, bohaterowie. Ta książka jest brutalnie prawdziwa, bo pokazuje jak bardzo matka może kochać i nienawidzić, jak wiele jesteśmy w stanie zrobić na swojego dziecka i jak cierpią na tym dzieci adoptowane, które nagle są spychane na drugi plan. Szczególnie, jeśli są upośledzone i nie mogą znaleźć swojego miejsca w świecie. Ginny jest właśnie takim dzieckiem. Książka porusza ciężki temat, bardzo kontrowersyjny i chwytający za serce i… Wychodzi z tego rewelacyjna historia.

Czy polecam? Tak. Prawdziwa Ginny Moon to świetna książka, mam po niej masę przemyśleń. Ludzie potrzebują bliskości i miłości. Każdy z nas, nawet jeśli tego nie pokazuje.

Romanse to książki, które łamią moje serce i myślałam, że nigdy nic mnie bardziej nie wzruszy — myliłam się. Prawdziwa Ginny Moon w żadnym stopniu nie jest romansem, chociaż opowiada o trudnej miłości, o jej poszukiwaniu. Głos mi się łamał po ostatnich kartkach tej powieści i do teraz ściska mnie w gardle, gdy o tym myślę. Ta powieść jest cudowna w swojej rzeczywistości i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja naga prawda jest taka, że musiałam się zmusić do skończenia tej książki. Nie dlatego, że była zła, ale dlatego, że miażdżyła moje serce, a w ostatecznym rozrachunku zostawiła je roztrzaskane na milion kawałeczków. To było moje pierwsze spotkanie z panią Hoover i mimo bezsennej nocy, papki emocjonalnej, ścisku w gardle i łez — nie żałuję. Romanse zawsze mocno na mnie działają, ale It Ends With Us zajęło specjalne miejsce w moim sercu, ponieważ temat, który poruszała autorka nie jest dla mnie obcy. I naprawdę wiele ludzi zamyka oczy na zło, które dzieje się w niektórych domach.

Lily Bloom nie miała łatwego dzieciństwa, ale ma nadzieję na lepszą przyszłość. Poznajemy jej teraźniejsze życie, zakochujemy się wraz z nią w neurochirurgu imieniem Ryle i zachowujemy w sercu każdą nagą prawdę bohaterów. Równocześnie z kart pamiętnika Lily dowiadujemy się też o jej przeszłości, o bezdomnym chłopaku, który był jej pierwszą miłością i o tym, że program Ellen DeGeneres to świetne show. Aha, no i jeszcze tego, że ci, których kochamy najmocniej, najmocniej ranią.

Uwielbiam postaci, które poznałam w tej książce. Lily nie była mdłą, zakochaną panną, a przynajmniej nie do końca. Zmieniła się przez uczucie, które ją spotkało. Ta książka pokazuje, że miłość, z pozoru najpiękniejsze uczucie, potrafi ranić najmocniej i być najbardziej toksyczną rzeczą w życiu. Ryle od początku był… Dziwny. Jego podejście do świata mnie zaciekawiało, ale od razu czułam, że coś z nim będzie nie tak. Atlas to postać, która zmiękcza serca każdego i nie da się jej nie lubić, a Allysa to najlepsza przyjaciółka, jaką można sobie wymarzyć.

Książka jednak nie jest bez wad. Od razu zauważyłam, że autorka uległa pewnym schematom, które są doskonale znane czytelnikom romansów. Na przykład trójkąt miłosny. Zakochana ona, zakochany on i dodatkowe plus jeden. Przewidziałam też zakończenie, ale w ogólnym zarysie w ogóle mi to nie przeszkadzało, bo, owszem — wiedziałam jak się skończy, ale pewne rzeczy, które do tego końca prowadziły były dla mnie zaskoczeniem. I to takim wyciskającym łzy.

Czy polecam It Ends With Us? Zdecydowanie, ale jeśli ktoś ma miękkie serce i przeżywa uczucia bohaterów tak silnie jak ja… To niezła przejażdżka emocjonalnym rollercoasterem przed wami, ale definitywnie warta swojej ceny.

Moja naga prawda jest taka, że musiałam się zmusić do skończenia tej książki. Nie dlatego, że była zła, ale dlatego, że miażdżyła moje serce, a w ostatecznym rozrachunku zostawiła je roztrzaskane na milion kawałeczków. To było moje pierwsze spotkanie z panią Hoover i mimo bezsennej nocy, papki emocjonalnej, ścisku w gardle i łez — nie żałuję. Romanse zawsze mocno na mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli szukacie spokojnej lektury, pełnej przemyśleń i wolnej od szybkiej akcji, to mam wspaniałą, pełną myśli egzystencjalnych autobiografię silnej kobiety, która pokazała jak wiele może, gdy inni nie dawali jej cienia szansy. Lab Girl to z pewnością pozycja nietypowa, aczkolwiek godna przeczytania i naprawdę ciężko wyrazić to, co myślę o tej powieści. Cała książka jest pełna kolorowych karteczek, którymi zaznaczałam piękne cytaty i tutaj przedstawię namiastkę tego, co możecie sami odkryć.

Ciężko opisać fabułę tej książki, ponieważ nie ma w niej żadnej fabuły. Jest to, jak już wspominałam, autobiografia Hope Jahren — kobiety naukowca i, jak się okazuje, pisarza. W książce tej poznajemy, kartka po kartce, całe jej życie, przebieg jej kariery, odnajdujemy się w jej otoczeniu i uczymy, bo bardzo przystępnie zostały opisane różne, biologiczne procesy. Nie zostało to opisane byle jak, bo autorka wplatała w naukę myśli egzystencjalne, które naprawdę mocno do mnie trafiały.

Nie przeczytałam historii pani Hope jednym tchem. Powoli poznawałam jej świat. Jej, jej przyjaciela Billa, który swoją osobowością odludka skradł moje serce, oraz wszystkich ludzi, których poznała. Rodzinę, osoby z pracy, studentów… Nie umiałabym tej książki przeczytać na raz. Sama musiałam oswajać się z jej historią i myśleć nad tym, co działo się w jej życiu. Autorka nawiązywała też do problemów, które dotyczą wszystkich ludzi, do przeciwności, które stawia przed nami los.

Jeśli szukacie spokojnej lektury, pełnej przemyśleń i wolnej od szybkiej akcji, to mam wspaniałą, pełną myśli egzystencjalnych autobiografię silnej kobiety, która pokazała jak wiele może, gdy inni nie dawali jej cienia szansy. Lab Girl to z pewnością pozycja nietypowa, aczkolwiek godna przeczytania i naprawdę ciężko wyrazić to, co myślę o tej powieści. Cała książka jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Magiczna, porywająca, zaskakująca i wciągająca wszystkie wymiary — taka była dla mnie książka "Tysiąc Odłamków Ciebie". Szczerze przyznam, że po dwóch przeczytanych stronach spodobał mi się styl pisania autorki i wiedziałam, miałam przeczucie, że będzie to dobra lektura. I wiecie co? Nie myliłam się, bo książka pani Gray naprawdę skradła moje serduszko i jestem taka szczęśliwa, że dziś odwiedził mnie listonosz z drugą częścią "Dziesięć Tysięcy Słońc nad Tobą", które to jutro ma swoją premierę!

Wracając do "Tysiąca Odłamków Ciebie" — Marguerite Caine jest jedną z dwóch córek wybitnych naukowców, którzy odnaleźli Firebirda — naszyjnik do podróży między równoległymi wymiarami. Wszystko komplikuje się, gdy jeden z studentów małżeństwa, Paul, niszczy dane i morduje ojca dziewczyny. Marguerute wyrusza z drugim praktykantem, Theo, w pogoń za Paulem, który ukrywa się w innym wymiarze i przeżywa wiele wspaniałych chwil w swoich innych wcieleniach, które całkowicie różnią się od rzeczywistości. No i miłość… Tak, miłość tu naprawdę wiele komplikuje.

Jeszcze raz powtórzę, że ta książka skradła moje serce niemal od razu. To jedna z tych historii, w których zakochujemy się od razu i aż przewala się w żołądku od emocji, które przeżywamy z główną bohaterką, razem z nią przebijamy się przez rozterki miłosne. Poza tym świat w tej książce jest niesamowity, bo to nie jest jeden świat, nie dwa — kilka dopracowanych wymiarów, a każdy inny od poprzedniego. Wszystko jest dobrze wyjaśnione, nie pozostawia niedopowiedzeń i luk. Poza tym mechanizm Firebirda i działania podróży między wymiarami jest przedstawiony tak, że każdy human (w tym ja) zrozumie jak to jest zrobione i na czym polega.

Kreacja bohaterów bardzo mi odpowiada. Każdy z nich jest inny, nie ma mdłej postaci, która nie wniosłaby czegoś do fabuły książki. Sama bohaterka ma moją sympatię, bo nie jest pustą, piękną dziewczynką i dość trzeźwo ocenia sytuację, w której się znajduje. Poznaje wiele wcieleń siebie i przeżywa życia swoich innych wcieleń z wspaniałymi emocjami, które mocno mnie satysfakcjonowały. Czytanie tej książki było dla mnie przyjemnością, nie mogłam się od niej oderwać.


Czy polecam Tysiąc Odłamków Ciebie? Oj, tak. Zdecydowanie tak i życzę wam miłej lektury!

Magiczna, porywająca, zaskakująca i wciągająca wszystkie wymiary — taka była dla mnie książka "Tysiąc Odłamków Ciebie". Szczerze przyznam, że po dwóch przeczytanych stronach spodobał mi się styl pisania autorki i wiedziałam, miałam przeczucie, że będzie to dobra lektura. I wiecie co? Nie myliłam się, bo książka pani Gray naprawdę skradła moje serduszko i jestem taka...

więcej Pokaż mimo to