-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński18
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2024-05-08
2024-05-04
2024-05-06
2024-05-05
2024-05-04
Kiedy byłam ,,początkującą" nastolatką namiętnie zaczytywałam się w osadzonych w dawnych czasach opowieściach miłosnych. I wiecie co? Nadal mi nie przeszło. Moją ukochaną książką było ,,Romeo i Julia", które nadal uwielbiam. Na drugim miejscu były ,,Dzieje Tristana i Izoldy" o których na jakiś czas zapomniałam. Postanowiłam ją sobie przypomnieć.
Fabuła jest wszystkim dobrze znana, ale pozwolę ją sobie przypomnieć - Tristan, młody i piękny książę loński przybywa na dwór swojego wuja, króla Marka. Szybko staje się jego ulubieńcem. Jego szczęście nie trwa jednak długo. Splot wypadków doprowadza do tego, że Tristan zakochuje się z wzajemnością w irlandzkiej królewnie, Izoldzie, która wkrótce zostaje żoną Marka.Para nadal bardzo się kocha i potajemnie spotyka, ale wokół nich jest wielu wrogów, którzy chcą się pozbyć Tristana i wykorzystać do tego celu Izoldę.
Pomysł z magicznym napojem, który sprawił, że Tristan i Izolda się w sobie zakochali, od początku wydawał mi się dziwny. Bo co to za miłość, którą sprawiła magia? Dopiero Kalissa swoją recenzją uświadomiła mi, że magiczny napój można potraktować symbolicznie. Każda miłość jest w pewnym sensie takim napojem, bo przecież nie wybieramy tych, w których się zakochujemy, i czasem nasza miłość przeczy wszelkiemu rozsądkowi. Tristan i Izolda w imię miłości dokonują wielu nierozważnych, okrutnych lub nieprzemyślanych czynów. A przecież łatwiej jest powiedzieć, że to sprawka napoju, niż przyznać się, że Izolda już wtedy, gdy dowiedziała się, że Tristan zdobył ją dla Marka, czuła rozgoryczenie. Miłość jednak prowadzi nas krętymi ścieżkami.
,,Dzieje..." to opowieść o miłości i tylko o miłości. Miłości, która rodzi się i trwa wbrew wszelkiej logice, która odbiera bohaterom wolną wolę, zmusza do wyrzeczeń i cierpień, ale nadal trwa. Nie jest to typowa średniowieczna miłość platoniczna, ale zakazany romans między królową a krewnym i poddanym jej męża. Tristan zdradził króla, Izolda zdradziła męża. A jednak autor cały czas jest po ich stronie i przedstawia ich jako niewinnych. Bo to przecież wina napoju. Bo przecież miłość nie wybiera. A jest to miłość opisana cudownie, pełna poświęceń, wyrzeczeń, w której obie strony oddałyby wszystko dla drugiej osoby, miłość po prostu piękna.
Joseph Bedier żył na przełomie XIX i XX wieku, ale w książce dobrze oddał atmosferę średniowiecza. Język, niewgłębiane się w szczegóły, elementy fantastyczne sprawiają, że wydaje się, że ,,Dzieje Tristana i Izoldy" zostały spisane w średniowieczu. Dawniej nie rozumiałam ostatnich słów skierowanych do czytelników. Teraz rozumiem. Miłość jest czymś, co doświadcza każdy z nas, czymś co łączy szczęście i gorycz, a każdy z nas mógłby być Tristanem lub Izoldą.
Teraz zacznę wymieniać minusy. A więc praktycznie jeden wątek, jak mówiłam, daje to średniowieczny klimat, ale czasem aż się prosi o zagłębienie się w szczegóły. Nie da się też ukryć, że kochankowie skrzywdzili wiele osób. Król Marek i Izolda o Białych Dłoniach nie byli niczemu winni, chcieli dobrze, ale ich starania o utrzymanie współmałżonków były skazane na porażkę. Jednak miałam wrażenie, że postać Marka jest niekonsekwentnie poprowadzona. Raz jest mądrym i szlachetnym władcą, oddanym mężem i wujem, ale nie przeszkadza mu to wydać Izoldy trędowatym, a potem przyjąć jej z powrotem z otwartymi ramionami. Chciał uszczęśliwić wszystkich wokół siebie, ale nie zabierał się do tego zbyt dobrze.
A wiecie jaką książkę chciałabym przeczytać?* O królu Marku i Brangien, służącej Izoldy. Jak wiedzą czytelnicy, Brangien zastąpiła Izoldę podczas nocy poślubnej z królem, żeby ukryć brak dziewictwa swojej pani. Krótka i szybka historia. A gdyby ją tak pociągnąć i pokazać, że to nie było takie proste i oczywiste? Gdyby pojawiło się między nimi coś więcej? Dobra, jestem dziwna, ale marzy mi się takie coś przeczytać albo chociaż obejrzeć(mam kilka pomysłów). Bo przecież miłość jest dla wszystkich, dlaczego mamy jej komuś odmawiać?
,,Dzieje Tristana i Izoldy" nie będą jedną z moich ulubionych historii miłosnych, ale na pewno jedną z tych najbardziej wzruszających i pobudzających wyobraźnię. Tyle wątków zostało pominiętych, kto wie, co siedziało w głowach drugoplanowym bohaterom... Ale dała mi też do myślenia i skłoniła do zastanowienia się, ile można wybaczyć i odpuścić w imię miłości. Zakończę cytatem z listu św. Piotra: ,,Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość, jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów"
,,(…) nadzieja(…) w sercu ludzi wyżywi się byle jaką strawą."
Edit: Książka nie trafi na półkę ,,Lektury humanistki", ponieważ moja polonistka jej nie lubi i omawialiśmy tylko fragmenty. Pozdrawiam ją, jeśli to czyta.
*(po dwóch latach od napisania recenzji) Jakiś czas temu dowiedziałam się, że nie ja pierwsza wpadłam na ten pomysł i że jest taka książka, ,,The Wite Raven", autorką jest Diana L. Paxson, który kontynuowała cykl ,,Mgły Avalonu" po śmierci Marion Zimmer Bradley. Została napisana dość dawno, ale wydaje mi się, że nie to byłoby przeszkodą w wydaniu jej w Polsce(seria Poldark została wydana po ponad pół wieku!), ale to że(co wywnioskowałam z recenzji na GoodReads i opisu) jest to książka dość mocno osadzona w tradycji celtyckiej i niektóre motywy pewnie byłyby niezrozumiałe dla większości polskich czytelników. Aczkolwiek nie tracę nadziei i liczę, że jakieś wydawnictwo w końcu zainteresuje się tą powieścią, zwłaszcza, że jeden fragment, który(dość nieudolnie) przetłumaczyłam dla siebie z angielskiego bardzo mi się spodobał.
Kiedy byłam ,,początkującą" nastolatką namiętnie zaczytywałam się w osadzonych w dawnych czasach opowieściach miłosnych. I wiecie co? Nadal mi nie przeszło. Moją ukochaną książką było ,,Romeo i Julia", które nadal uwielbiam. Na drugim miejscu były ,,Dzieje Tristana i Izoldy" o których na jakiś czas zapomniałam. Postanowiłam ją sobie przypomnieć.
Fabuła jest wszystkim...
2024-05-03
Jedna z wersji mitu o Dionizosie, który po dołączeniu do grona Olimpijczyków rusza w drogę po Grecji, by szerzyć swój kult. W końcu dociera do swojego ojczystego miasta, Teb, gdzie wraz z tytułowymi bachantkami ma odprawiać rytuały przez taniec, radość i szaleństwo. Nie wszyscy są zadowoleni z takiego celebrowania religii, włącznie z królem Penteusem, który odmawia uznania swojego krewniaka za boga.
Myślę, że jest to jedna z trudniejszych i dziwniejszych tragedii antycznych. Całość odnosi się do faktycznego wprowadzania kultu Dionizosa, który podobno spotykał się z dużymi kontrowersjami i sprzeciwem. Głównym wątkiem jest odrzucenie czci danego boga i kara za to, co dla współczesnego człowieka jest raczej czymś egzotycznym (szczególnie że jesteśmy otoczeni kulturą, gdzie Bóg ma być kochający i miłosierny oraz chcieć by ludzie uwierzyli w niego dla własnego szczęścia). Wprawdzie pobrzmiewają tu echa tego, że Dionizos nienawidzi swojej ciotki Aguae(Agawy), ponieważ ta doprowadziła do śmierci jego matki, ale potem ten motyw osobistej krzywdy nie jest tak rozwinięty jak w ,,Elektrze” czy ,,Medei”. Nie oznacza to jednak, że całość źle się zestarzała. Pod otoczką mitu i kultu mamy bowiem historię o dwoistości natury ludzkiej – z jednej strony statecznej i uporządkowanej, z drugiej szalonej, żywiołowej i przekraczającej granice. Penteus reprezentuje skostniałość i sztywność, z kolei kult Dionizosa obiecuje radość i spełnienie, ale między szczęściem i zabawą a szaleństwem i dzikością granice okazują się być bardzo cienkie. Zapewne najlepiej jest być pośrodku.
Nie polecam tej pozycji dla osób, które chciałyby zacząć czytać literaturę tego typu, bo na pierwszy rzut oka tematyka wydaje się dziwaczna i dla nas obca. Ale dla mnie, kogoś, kto siedzi w tym temacie od lat, to była ciekawa przygoda.
,, Ktoś mądry dla głupiego zawsze będzie głupi.”
Jedna z wersji mitu o Dionizosie, który po dołączeniu do grona Olimpijczyków rusza w drogę po Grecji, by szerzyć swój kult. W końcu dociera do swojego ojczystego miasta, Teb, gdzie wraz z tytułowymi bachantkami ma odprawiać rytuały przez taniec, radość i szaleństwo. Nie wszyscy są zadowoleni z takiego celebrowania religii, włącznie z królem Penteusem, który odmawia uznania...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-01
2024-03-29
2024-05-01
2024-04-26
Trzeci tom Sagi Dworskiej. Julianna i Dominik od roku są małżeństwem, oczekują pierwszego dziecka. Mimo nowej szczęśliwej rodziny Dominik nie może zapomnieć o wydarzeniach, które wygnały go z Podhorowa i postanawia dowiedzieć się, co dzieje się w jego rodzinnym majątku. Tymczasem okazuje się, że jego pierwsza miłość Emilia wciąż żyje.
Jeśli miałabym uszeregować części tej serii, to pierwszy tom podobał mi się najbardziej, a ten jest na drugim miejscu. Fabuła jest chyba najbardziej wartka i pełna intryg, głównie za sprawą dochodzenia swoich praw przez Dominika oraz relacji Emilii z Brackim. Naprawdę z ciekawością przewracałam kartki i mimo lekkiego klimatu nie byłam pewna, jak całość się skończy. Bardzo podoba mi się droga, jaką przechodzi Julianna, jak dorasta i w swoich decyzjach zaczyna uwzględniać rodzinę i swoje nienarodzone dziecko. Julianna jest silna i zaradna, ale też wrażliwa i tkwi w niej ból odrzucenia przez rodziców, którzy po narodzinach syna prawie całkowicie ją od siebie odsunęli. Jestem bardzo ciekawa, jak ten wątek się skończy. Podobały mi się też przygody Józka i jego relacje miłosne, które chwilami zaskakiwały.
Ten tom mnie wciągnął, ale też frustrował. O ile Juliannę lubię coraz bardziej, tak Dominik strasznie mnie zirytował. Ma żonę, twierdzi, że ją kocha, ale cały czas myśli o swojej nawet nie pierwszej miłości, a szczeniackim zauroczeniu. Chwilami miałam wrażenie, że on bardziej próbuje przekonać samego siebie, że kocha Juliannę, a tak naprawdę na pierwszym miejscu stawia Emilię, co przy mojej niechęci do zakazanych romansów jest bardzo drażniące. Podejrzewam, że w kolejnym tomie ich relacja może zacząć przypominać tę między Rossem, Demelzą i Elizabeth w czwartym tomie Poldarku, ale Ross i Elizabeth przynajmniej naprawdę byli parą. Mam też mieszane uczucia co do zakończenia, za szybko się to rozwinęło i nie wiem, czy w czasie zaborów tak łatwo przyszłoby odzyskać majątek Polakowi. No i w ebooku było sporo błędów językowych.
Ta saga ma pewne wady, ale nie da się ukryć, że świetnie się ją czyta i jest w niej coś przyciągającego. Polecam ją tym, którzy lubią klimaty polskich dworków i perypetii szlachty walczącej o swoją ziemię, ale nie oczekują nowych klasyków, tylko potrzebują czegoś lekkiego i rozluźniającego.
,, (…) ludzie, mówiąc ,,kocham cię”, mają często na myśli bardzo różne rzeczy i nie dla każdego to słowo oznacza to samo.”
Trzeci tom Sagi Dworskiej. Julianna i Dominik od roku są małżeństwem, oczekują pierwszego dziecka. Mimo nowej szczęśliwej rodziny Dominik nie może zapomnieć o wydarzeniach, które wygnały go z Podhorowa i postanawia dowiedzieć się, co dzieje się w jego rodzinnym majątku. Tymczasem okazuje się, że jego pierwsza miłość Emilia wciąż żyje.
Jeśli miałabym uszeregować części tej...
Starożytni twórcy nie musieli się martwić o to, że ktoś nazwie ich twórczość mało oryginalną albo (jeszcze gorzej) odmówi wystawienia sztuki w dawnym teatrze, bo jest ,,fanfickiem". Przeciwnie, poruszanie znanych tematów i motywów świadczyło o odwadze i inteligencji, chęci współzawodnictwa z innymi w ukazaniu znanej historii. Toteż mamy aż dwie tragedie pod tytułem ,,Elektra" - jedną autorstwa Sofoklesa, a drugą Eurypidesa. Obie podchodządo tematu trochę inaczej i powinny być traktowane jako osobne uniwersa, chociaż pewnie nie obejdzie się bez kilku porównań.
Po latach nieobecności książę Orestes przybywa do ojczystych Myken, aby pomścić śmierć ojca na matce Klitajmestrze. Pozorując własną śmierć, obserwuje swoją siostrę Elektrę, która jest dręczona przez matkę i ojczyma, co prowadzi do tego, że samodzielnie zaczyna planować zemstę. Jej siostra Chrysotemis próbuje ją od tego odwieść, szukając zgody zarówno z matką, jak i Elektrą.
Tragedia Sofoklesa różni się od Eurypidesa głównie tym, że jest bardziej ,,klasyczna", więcej tu roli bogów i przeznaczenia, więcej też morałów (Sofokles podobno powiedział, że on przedstawia ludzi takimi, jacy powinni być, a Eurypides takimi, jacy są), chociaż paradoksalnie chyba jest też więcej samego zła i przemocy dla przemocy (mam wrażenie, że on musiał chwilami żałować, że nie może pokazać krwi i ludzkich zwłok na scenie). Konflikty są mniej niejednoznaczne, zarówno te między poszczególnymi bohaterami, jak i te, które przechodzi się we własnym wnętrzu. Orestes i Elektra nie mają żadnych wątpliwości, że ich matka jest zła i zasługuje na karę, a akcja toczy się w sposób, który nie pozwala czytelnikowi na inne wnioski (nie dochodzimy jeszcze do motywu Eryni ścigających matkobójców). Sama Klitajmestra, która u Eurypidesa ma swoje motywacje i można jej współczuć, tutaj jest typową występną żoną i matką, a nawet wzmianka o tym, że zabiła Agamemnona z powodu własnych krzywd nie pozwala na większą głębię tej postaci - bo nie mamy tu wątku ze zmuszeniem jej do ślubu i zabiciem jej pierwszej rodziny, a bohaterowie w prostych słowach informują nas, że Ifigenia przecież żyje, więc tak naprawdę Agamemnon nie zrobił nic złego. Całość sprowadza się do bardzo prostego podziału na winę i wymierzenie kary, psychologia postaci też nie jest szczególnie głęboka i mam wątpliwości, na ile niektóre decyzje postaci są realne, głównie przez ukazanie stosunku Klitajmestry do rodziny (rozumiem, że tu jej dzieci nie pochodzą z gwałtu, ale nadal jest dla mnie nielogiczne, że ogólnie to ona kocha wszystkie poza Elektrą i to tylko nad nią czuje potrzebę znęcania się).
Największym plusem jest tu zdecydowanie główna bohaterka. Mimo że teoretycznie jest tu po tej ,,dobrej" stronie, nie jest kryształowa. Przeciwnie - od początku wprost mówi, że nienawidzi matki i życzy jej najgorszego, atakuje też siostrę, gdy ta próbuje ostudzić jej gniew, dyszy żądzą zemsty i złością. Jej czyny są umotywowane, bo autor przedstawia nam różne okropne sposoby, którymi Klitajmestra próbowała zmusić córkę do uległości, ale nadal Elektra zdecydowanie odchodzi od wzorca delikatnej, dobrej księżniczki. Przypomina trochę Medeę z tragedii Eurypidesa - robi wiele złego i jest tego świadoma, dlatego otwarcie mówi, że do zła skłoniła ją brutalność ze strony matki. Wiem, że niektórzy zarzucali tej postaci, że tak naprawdę nic nie robi, tylko czeka na brata i płacze. Prawda jest jednak taka, że trzeba tu uwzględnić kontekst kulturowy - w społeczeństwie greckim kocieta miała siedzieć cicho i nie irytować swoimi przeżyciami otoczenia, więc to, że tu Elektra pozwala sobie na doznawanie gwałtownych i skrajnych emocji, już moim zdaniem stawia ją w rzędzie tych bardziej wyemancypowanych kobiet, o czym mówi sam Orestes, porównując ją do Aresa. Mimo że zdecydowanie bardziej przemawia do mnie wizja jej czynów w późniejszej tragedii, to tutaj również da się jej współczuć i przerazić nie tyle złem dokonywanym przez Elektrę, co tym co ją do tego zła skłoniło. I uświadomić sobie, że sam w sobie ten mit nie opowiada o żądzy krwi będącej wynikiem klątwy rodowej, ale o odrzuceniu przez najbliższych i jego tragicznych konsekwencjach.
,,(…) rozumiem, że działam
Nad wiek i płonę nieprzystojnym gniewem,
Lecz twa złość przecież i twoje to czyny
Mnie popychają do gwałtu i winy,
Bo złe postępki są złego posiewem."
Starożytni twórcy nie musieli się martwić o to, że ktoś nazwie ich twórczość mało oryginalną albo (jeszcze gorzej) odmówi wystawienia sztuki w dawnym teatrze, bo jest ,,fanfickiem". Przeciwnie, poruszanie znanych tematów i motywów świadczyło o odwadze i inteligencji, chęci współzawodnictwa z innymi w ukazaniu znanej historii. Toteż mamy aż dwie tragedie pod tytułem...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-24
2024-04-24
2024-04-23
2024-04-21
2024-04-19
Od zakończenia poprzedniego tomu cyklu ,,Między światami” minęły dwa lata. Agata stworzyła związek z Bartkiem i właśnie szykują się do ślubu. Jednak Agata odkrywa, że półdemon Dawid, z którym łączyła ją magiczna więź, po raz kolejny naraża się światu Iskier i impulsywnie postanawia go odnaleźć i jeszcze raz mu pomóc. Sprawę komplikuje fakt, że jej narzeczony stracił wszelkie wspomnienia związane z magią i nie może wiedzieć, czym w trakcie przygotowań do wesela zajmuje się jego wybranka.
Jeśli jest coś, co naprawdę lubię w tej serii, to zdecydowanie jest to humor. W tym tomie jest go najmniej, czego żałuję, ale nadal uwielbiam te docinki bohaterów, niektóre skojarzenia i pewną wariackość całości. Pisałam nie raz, że ja lubię fantastykę bardziej baśniową, ,,dworską”, z dala od współczesności, ale tutaj bardzo mi się podobają nawiązania popkulturowe i cały pomysł na ukazanie funkcjonowania magicznych ludzi w naszym środowisku. Jest to ciekawe i świeże, a zarazem stanowi dla autorki impuls do rozważań nad odmiennością i koegzystencją skrajnie różnych grup. Myślę, że świat ma naprawdę duży potencjał i chętnie przeczytałabym jeszcze coś w nim – może już nie z Agatą w roli głównej, ale pokazującego jak magia i Iskry działają w innych miejscach. Jeśli chodzi o postacie, to całkiem fajny okazał się Ksawery, który wnosił trochę zdystansowania i rozsądku do szaleństw głównej bohaterki. Ale moją ulubienicą jest mała Marta – początkowo nieco przerażająca, ,,diabelska” dziewczynka, zdystansowana, która tak naprawdę kryje w sobie ogromną potrzebę bliskości i czułości i szuka tego u swoich najbliższych, chociaż ich rodzina nie funkcjonuje zbyt tradycyjnie. Nie jestem jakąś fanką wątków związanych z dziećmi, ale tutaj czekałam na sceny z Martą i byłam urzeczona jej portretem psychologicznym. Podoba mi się też pokazanie Angeli i jej niejednoznacznych postaw, zakończenie tego wątku i reakcje Agaty były bardzo dobrze opisane i w pewien sposób mnie poruszyły.
Niestety, ten tom podobał mi się najmniej i trudno mi o tym pisać, bo poznałam autorkę i wiem, że to przeczyta, ale chcę być uczciwa. Osobiście żałuję, że nie został utrzymany klimat z pierwszego tomu, bardziej lekki i komediowy. Dodanie mroku i ,,szarości” wniosło pewne pozytywy, ale dla mnie zmniejszyło unikatowość tej historii. Największy problem miałam z wątkiem miłosnym. Z recenzji oraz sociali autorki wywnioskowałam, jak to się skończy, więc czytałam bardziej z myślą, czy zmienię zdanie na temat tego, co nie leżało mi w poprzedniej części, ale niestety nie. Agata i Dawid mają dobrą chemię i wierzę w ich pociąg do siebie, ale nie widzę ich jako pary ze wspólnym życiem, dla mnie za dużo złego się między nimi za działo, było za dużo ,,hate” w ,,hate-love” i też nie za bardzo widziałam, gdzie ten pociąg mógł przejść w prawdziwą miłość i jak przepracowali pewne kontrowersyjne kwestie. Sam trójkąt miłosny był dla mnie przewidywalny, a Bartek, który w drugiej części wydawał się barwną i przyjemną postacią, tutaj sprawiał wrażenie nijakiego i ciapowatego, niemogącego konkurować z Dawidem. I chyba wolałabym, żeby tak sympatyczna postać z potencjałem po prostu zniknęła z książki. W poprzednich częściach lubiłam Agatę, jej niezdarność i brak rozsądku mnie bawiły, ale też podziwiałam, jak troszczy się o bliskich. Natomiast tutaj trochę zrozumiałam jej ,,anyfanów” – dziewczyna stała się kompletnie zaślepiona zakochaniem, wszystkie inne wartości i relacje wydawały się dla niej nie istnieć, nie widziałam też u niej refleksji nad własnym postępowaniem, a wiecie, że takie wątki zazwyczaj mnie denerwują. Ale to moja personalna opinia i wiem, że jestem w mniejszości, więc jeśli sięgniecie po ,,Między światami”, to statystycznie jest większa szansa, że wątek romantyczny i zakończenie się Wam spodobają 😉
Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że ta trylogia mi się nie podobała. Uważam, że jako całość to jest świetna polska fantastyka, z pomysłem, humorem, dobrze wykorzystująca słowiańską mitologię i mieszająca ją z współczesnością. Nie wszystkie elementy ułożyły się tak, jakbym chciała, ale w mało której książce tak jest. Ostatecznie bardzo dobrze bawiłam się z całą serią i polecam ją osobom, które chcą się przekonać, że polska fantastyka może być świetna. A w tych trzech tomach jest tyle motywów, wątków i konwencji, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.
,, Nie jestem bohaterem. Nigdy nie chciałem nim być. I potrzebuję kogoś, kto przy mnie po prostu będzie. Na dobre i na złe. Nawet w chwili, gdy kończy się świat.”
Od zakończenia poprzedniego tomu cyklu ,,Między światami” minęły dwa lata. Agata stworzyła związek z Bartkiem i właśnie szykują się do ślubu. Jednak Agata odkrywa, że półdemon Dawid, z którym łączyła ją magiczna więź, po raz kolejny naraża się światu Iskier i impulsywnie postanawia go odnaleźć i jeszcze raz mu pomóc. Sprawę komplikuje fakt, że jej narzeczony stracił...
więcej mniej Pokaż mimo to
Akcja dzieje się pod koniec XXI wieku, gdy Ameryka przeszła drugą wojną secesyjną – Południe znów próbowało odciąć się od Północy. Narrator, Benjamin, zajmuje się historią tego konfliktu, co prowadzi go do poznania życiorysu jego ciotki Sarat, która jako mała dziewczynka uciekała z rodzicami z Luizjany i po jakimś czasie została głową swojej rodziny.
,,Ameryka w ogniu” jest dystopią, ale nie przepełnioną akcją i nową wizją świata, nie skupia się na futuryzmie, a na polityce i tym, jak wpływa ona na zwykłych ludzi. Realia nowych Stanów poznajemy przez krótkie wycinki między rozdziałami, dzięki temu rozumiemy, jak funkcjonuje ten świat i co dzieje się ,,na górze”. Natomiast w fabule śledzimy uciekinierów, uchodźców i po prostu ludzi, którzy starają się przeżyć i prowadzić godziwa egzystencję. Omar El Akkad zwraca uwagę, że większość ludzi dotkniętych wojną to nie bohaterowie, nie bojownicy, a przeciętni ,,Kowalscy”, którzy nie rozumieją co się dzieje. Teoretycznie przedstawiona tu historia mogłaby się dziać w dowolnym miejscu ogarniętym obecnie konfliktem, ale przez umiejscowienie w przyszłości jest jednocześnie uniwersalna i realistyczna. Mamy tu też wątek zemsty, podziałów, które trwają nawet po zawarciu pokoju, oraz terroryzmu. El Akkad nie moralizuje, pokazuje, jak skrajne sytuacje prowadzą do skrajnych zachowań, ale też nie romantyzuje i zwraca uwagę na konieczność brania odpowiedzialności za swoje wybory. Podczas czytania miałam sporo skojarzeń z książką ,,Nasze winy”.
,,Ameryka w ogniu” to pozycja bardzo wartościowa i skłaniająca do refleksji, ale przyznam, że spodziewałam się, że ze względu na tematykę wstrząśnie mną bardziej, że będę odkładać książkę, żeby się uspokoić i pomyśleć o jej treści. Tymczasem tutaj często czułam dystans i taką ,,suchość”, brakowało mi opisów przemyśleń i emocji bohaterów. Ale może taki był cel, żeby skupić się na działaniu, a warstwę ,,filozoficzną” zostawić do odczytania czytelnikowi? I może to ukazuje sposób rozumowania ludzi w kryzysie?
,,Ameryka w ogniu” jest zaliczana do fantastyki, ale nie szukajcie w niej nowych światów i rozbudowanej wizji ludzkości za kilka dekad. Natomiast jeśli interesują Was problemy społeczne i polityczne, to jest pozycja dla Was.
,, (…) jedynym znanym ludzkości naprawdę powszechnie czytelnym językiem jest cierpienie czasu wojny. Rodzimi użytkownicy tej mowy zamieszkują różne części świata, modlitwy, które zanoszą, i puste przesądy, których kurczowo się trzymają, są i zarazem nie są wszędzie identyczne. Wojna niszczy ich wszystkich w taki sam sposób, wzbudza w nich strach, złość i pragnienie zemsty – bez żadnej różnicy.”
Akcja dzieje się pod koniec XXI wieku, gdy Ameryka przeszła drugą wojną secesyjną – Południe znów próbowało odciąć się od Północy. Narrator, Benjamin, zajmuje się historią tego konfliktu, co prowadzi go do poznania życiorysu jego ciotki Sarat, która jako mała dziewczynka uciekała z rodzicami z Luizjany i po jakimś czasie została głową swojej rodziny.
więcej Pokaż mimo to,,Ameryka w ogniu”...