Dziedzic z Redclyffe Charlotte Mary Yonge 6,2
![Dziedzic z Redclyffe](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/5069000/5069142/1071135-352x500.jpg)
ocenił(a) na 825 tyg. temu „Dziedzic z Redclyffe” Charlotte Mary Yonge.
„Dziedzic z Redclyffe” Charlotte Mary Yonge, to napisany w XIX wieku romans obyczajowy epoki wiktoriańskiej, a więc prezentujący pruderyjny, konserwatywny obraz społeczeństwa brytyjskiego z wyższych sfer. I świetnie jest to w tej powieści oddane.
Główni bohaterowie, to wyśmienici członkowie angielskich wyższych sfer, a tytułowym dziedzicem z Redclyffe jest młody baronet Walter Morville. Walter był wychowywany przez swojego dziadka, który zmarł nagle, gdy Walter miał 18 lat. Ponieważ w Anglii dziewiętnastowiecznej mężczyzna osiągał wiek dojrzały dopiero, gdy ukończył 25 lat, to opiekę nad Walterem przejęli jego dalecy krewni, rodzina Edmonstone z Hollywell.
Państwo Edmonstone mieli trzy córki, Laurę, Amelię i Charlotte oraz niepełnosprawnego syna Karola. Walter, gdy zamieszkał w Hollywell zaprzyjaźnił się z Karolem oraz ze wszystkimi dziewczętami, a pana i panią Edmondstone traktował jak swoich rodziców, których nigdy nie poznał. Nie mógł natomiast znaleźć wspólnego języka z Filipem Morvillem, częstym bywalcem w domu w Hollywell, który jednocześnie był bratem stryjecznym Waltera oraz siostrzeńcem pani Edmonstone. Tak więc wszyscy tam byli spokrewnieni.
Charlotte Mary Yonge, to pisarka, która według wszelkich źródeł pisała „to the service of church”, czyli „w służbie kościoła”, tu oczywiście kościoła anglikańskiego, który w większości swoich obrządków jest bardzo zbliżony do kościoła katolickiego, z wyjątkiem uznawania zwierzchności papieża (a to wszystko z winy Henryka VIII ).
Jest to bardzo widoczne w treści powieści. Wszyscy bohaterowie książki „Dziedzic z Redclyffe” są głęboko wierzącymi chrześcijanami, wszyscy regularnie uczęszczają do kościoła i modlą się, kobiety są niemalże ubezwłasnowolnione i muszą bezgranicznie być posłuszne Bogu, rodzicom i mężowi. Jeśli kobieta lub mężczyzna nie przestrzega tych zasad, to zostaną ukarani za swoją pychę, czy to poważną chorobą i/lub śmiercią, czy też inną karą, która wpłynie istotnie na ich wyrzuty sumienia i doprowadzi do głębokiej przemiany duchowej.
Nie twierdzę, że taka fabuła jest zła, tylko zbyt wyidealizowana i nieżyciowa. Ale zapewne w XIX wieku w pełni oddawała potrzebę pokuty za grzechy społeczne.
Filip Morville odgrywa w tej powieści negatywną rolę, przynajmniej na początku. Z racji urodzenia, jako potomek drugiego syna dziedzica z Redclyffe, nie dziedziczy on ani majątku, ani tytułu szlacheckiego. Ma jednak taką szansę, jeśli Walter Morville umrze bezpotomnie lub, gdy nie będzie miał syna. Nie do końca uświadomione poczucie zazdrości i niesprawiedliwości społecznej powoduje, że Filip nie toleruje Waltera, stara się na każdym kroku go krytykować, zdewaluować jego uczciwość i dobre imię, nawet wbrew faktom. I udaje mu się to do pewnego stopnia, zwłaszcza w oczach osób, na których i Filipowi, i Walterowi najbardziej zależy.
Filip jest nośnikiem najbardziej negatywnych, nietolerowanych przez chrześcijan (i nie tylko) cech. Musi wobec tego zostać ukarany, aby zadośćuczynić moralizatorskim walorom powieści. Musi ponieść karę, aby uzyskać boskie i ludzkie przebaczenie. I oczywiście nie jest to tylko kara cielesna, lecz głównie duchowa. Jaka? To musicie sami przeczytać.
Kiedyś bardzo lubiłam tego typu powieści angielskich autorek, np. Jane Austen, Charlotte i Emily Brontë itp., historii typowych dla dziewiętnastowiecznych pisarek. Wzruszałam się do łez nad losem ich dramatycznych bohaterów czy bohaterek, nie znosiłam postaci negatywnych, które były przyczyną tragedii bohaterów pozytywnych. Nadal dość chętnie je czytam, ale teraz już mniej emocjonalnie, z dystansem do narzuconych przez autora/autorkę opinii.
Albowiem realistycznie są tu przedstawione tylko wady człowieka. Zalety są tu natomiast zbyt przerysowane, wyidealizowane, aż do granic nienaturalności. Bohaterowie pozytywni są w tego typu powieściach i w tej książce również chodzącymi ideałami, odważni, w każdej dziedzinie życia sprawiedliwi, szczodrzy, wybaczający i odpuszczający winy swoim adwersarzom, niemal święci od urodzenia. Jeśli mają jakiekolwiek niedociągnięcia charakteru, to intensywnie nad sobą pracują, aby je jak najszybciej wyeliminować. I zawsze z sukcesem. Raczej niemożliwe, prawda? Niemniej dobrze się takie historie czyta, a na pewno mają dobry wpływ na czytelnika, który chętnie się z pozytywnymi postaciami utożsamia.
A taka z pewnością była intencja Charlotte Mary Yonge.
W powieści „Dziedzic z Redclyffe” Charlotte Mary Yonge, jak i w innych tego typu powieściach podoba mi się język i styl powieści, trącący myszką, staroświecki, lecz nadal szlachetny, niczym dobrze wyleżakowane wino. Niemniej zawiodła tu co nieco korekta. Jest sporo błędów, czasem wprowadzających w osłupienie lub sprawiających wrażenie tłumaczenia przez komputerowego translatora: „Wkrótce każdy mógł rozpoznać łatwo, gdy się wznosiły na szczyty fal lub też zgłębiały w otchłań, niekiedy tak długo, że ob Towarzysze więc Waltera awiano się, czy nie znikły już na zawsze.” (s. 217) lub „Po śniadaniu Laura chciała iść do East Hill, a reszta towarzystwa z chęcią dołączyła do jej.” (s. 243, her – jej/niej). A takich błędów jest dużo więcej.
Powieść „Dziedzic z Redclyffe” Charlotte Mary Yonge jest powieścią obyczajową z tak już dla nas odległej epoki, że z pewnością nie trafi do gustu każdego czytelnika. Dla niektórych ludzi obyczaje panujące w okresie, którego powieść dotyczy mogą być już tak przestarzałe, że aż nie zrozumiałe, a nawet czasami irytujące. Niemniej warto po nią sięgnąć, nawet dlatego, aby wzbogacić swoją wiedzę o życiu naszych przodków, o ich zachowaniach, manierach, podejmowanych decyzjach, sposobie prowadzenia rozmów, stosunkach międzyludzkich. Można się czasem zadziwić, zadumać, wzruszyć i wylać kilka łez oraz wyciągnąć wnioski, zostawiając sobie czas na refleksję o przemijaniu.
Książkę otrzymałam z serwisu Sztukater