-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus7
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
Równo sześćdziesiąt pięć dni minęło od wypadku samochodowego, w którym Juniper straciła starszą siostrę Camillę. Po tym tragicznym wydarzeniu jej rodzice nie mogą się pozbierać, tak jak zresztą ona sama. Teraz rozpoczyna się nowy rok szkolny i dziewczyna musi spróbować pogodzić się ze stratą Camilli. W torebce zmarłej siostry Juniper przypadkowo odkrywa list, w którym Cam zrywa z niejakim TY. Jest w szoku, ponieważ nie miała pojęcia o tym, że siostra miała chłopaka i w dodatku trzymała to w tajemnicy. Postanawia więc za wszelką cenę odkryć, kim jest tajemniczy TY i oddać mu list.
Ale to nie koniec problemów. Juniper niespodziewanie gubi jedną karteczkę ze swojego prywatnego indeksu szczęścia. Fiszka jest bardzo ważna, gdyż zawiera sekret, o którym nikt nie może się dowiedzieć. Zdesperowana Juniper zrobi wszystko, żeby ją odzyskać - nawet, jeśli oznacza to dosłowne grzebanie w śmieciach.
Julie Israel ukończyła studia na kierunku pisarstwo kreatywne. Nauczała języka angielskiego w Japonii, by po krótkim czasie wrócić do Stanów Zjednoczonych i zająć się pisarstwem. Uwielbia czytać i uczyć się nowych języków. "Indeks szczęścia Juniper Lemon" to jej debiutancka książka.
Wszyscy bohaterowie tej opowieści są bardzo interesujący, a na temat każdego z nich można by napisać oddzielną powieść. Niektórzy mają naprawdę barwne osobowości i intrygują swoją osobą. Główna bohaterka również zalicza się do tego grona, aczkolwiek trochę bardziej skupiłam się na jej nowo poznanych przyjaciołach. Mamy tu na przykład Gąbkę - chłopaka, który ma ponadprzeciętne umiejętności i potrafi zapamiętywać nawet najmniejsze detale z przeszłości oraz zakochaną w nieżyjących artystach Angelę.
Absolutnie uwielbiam relację, która zawiązała się pomiędzy Juniper a niejakim Bradem. Mogłabym stwierdzić, że Brad to taki trochę bad boy, ale nie właśnie nie do końca. Ma buntowniczy charakter, pali papierosy i często za karę zostaje po lekcjach, lecz kiedy Juniper bliżej go poznaje odkrywa, że w rzeczywistości jest nieco inny. I tutaj sprawdza się powiedzenie, by nie oceniać ludzi po pozorach i nie wyciągać negatywnych wniosków z niektórych zachowań, ponieważ ich motywy mogą okazać się zupełnie odmienne.
Podoba mi się idea indeksu szczęścia, który jest nazwą wypisywanych codziennie fiszek. W skrócie polega na tym, że każdego dnia na osobnej karteczce wypisuje się po trzy wydarzenia, które nas spotkały z podziałem na pozytywne i negatywne. Indeks wymyśliła Camilla, a po jej śmierci Juniper dalej go kontynuowała. To właśnie jedną z tych kartek główna bohaterka gubi, co doprowadza do wielkich poszukiwań i ciągu powiązanych ze sobą wydarzeń. Szczerze mówiąc, postanowiłam, że sama zacznę tworzyć taki indeks, bo wydaje mi się to ciekawym pomysłem.
Powieść jest napisana lekkim stylem i szybko się ją czyta, ale porusza też niewątpliwie ważne tematy. Historia Juniper to opowieść o stracie i sposobach radzenia sobie z nią, a także o tym, że dobrowolna pomoc nie zawsze jest odbierana z wdzięcznością. To także dowód na to, jak niespodziewane wydarzenia mogą zmienić nasze życie.
"Indeks szczęścia Juniper Lemon" jest moim zdaniem pozycją wyróżniającą się spośród młodzieżowych książek o podobnej tematyce. Nietypowe postacie i absorbująca fabuła czynią ją dobrą lekturą. Dzięki wątkowi z tajemniczym TY w niektórych momentach trzyma również czytelników w napięciu. Jak najbardziej polecam.
Równo sześćdziesiąt pięć dni minęło od wypadku samochodowego, w którym Juniper straciła starszą siostrę Camillę. Po tym tragicznym wydarzeniu jej rodzice nie mogą się pozbierać, tak jak zresztą ona sama. Teraz rozpoczyna się nowy rok szkolny i dziewczyna musi spróbować pogodzić się ze stratą Camilli. W torebce zmarłej siostry Juniper przypadkowo odkrywa list, w którym Cam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Audra wreszcie odkrywa, z jakiego powodu poddała się zabiegowi pamięci. Wie też już, kogo tak naprawdę ma chronić. Teraz ma jeden cel: znaleźć Historyka i być może spróbować zakończyć trwającą od wieków wojnę pomiędzy Potomkami a Dziedzicami. Z pomocą Luki oraz swoich najbliższych przyjaciół szuka sposobu na pokonanie wrogów. Dziewczyna również odkrywa, jak potężną, ale niebezpieczną w skutkach ma moc. Czas ucieka, a ona musi wyjść z sytuacji, w której się znalazła i zapewnić lepszą przyszłość Potomkom.
"Pierworodna" jest ostatnią częścią dwutomowego cyklu "Piętno Krwawej Hrabiny" autorstwa Toscy Lee. Potomkowie, czyli pierwszy tom z serii mnie zaciekawił, aczkolwiek do końca nie spełnił moich oczekiwań. Jak było tym razem?
Gdzieś tak do połowy książki fabuła nie za bardzo mnie pochłaniała. To dość dziwne, bo praktycznie od początku coś się dzieje, akcja ciągle pędzi i nie ustaje aż do samego końca. Pomimo tego jednak czytanie mi się trochę dłużyło. Natomiast w drugiej połowie nagle wszystkie wydarzenia zaczęły mnie bardzo interesować, a z bohaterami przeżywałam wszystkie emocje. Myślę, że po prostu dużo faktów mnie przytłoczyło i musiałam się do tego przyzwyczaić. Ale całościowo uważam, że wszystkie wątki w powieści są interesujące.
Podoba mi się relacja pomiędzy Audrą a Luką. W recenzji pierwszej części na nią narzekałam, aczkolwiek tutaj została ładnie przedstawiona. Oboje troszczą się o siebie nawzajem i byliby gotowi oddać życie za drugiego. Chociaż nie pamiętała, że go kochała, Audra zakochała się w Luce na nowo. Jej uczucia do niego jeszcze bardziej umacnia pewien sekret, o którym dziewczyna się dowiaduje.
W "Pierworodnej" nie brakuje niesamowitych pościgów niczym z prawdziwych filmów akcji. Bohaterka jest zmuszona do ciągłej ucieczki przed Dziedzicami, którzy tylko czekają na to, aż ona popełni błąd i dostanie się w ich ręce. To wszystko nie udałoby się, gdyby nie nadzwyczajne zdolności Audry do przekonywania ludzi. Skłonni do pomocy przyjaciele bohaterki także muszą nieustannie zmieniać miejsce pobytu, by nie zostać złapanym.
Nie byłoby tej opowieści, gdyby nie legendy krążące o Elżbiecie Batory, którą nazywa się także Krwawą Hrabiną. Ponoć wielokrotnie torturowała ona i zabijała swoje służące oraz kąpała się we krwi dziewic wierząc, że pomoże to zachować jej wieczną młodość. Krąży o niej wiele pogłosek, ale nikt do końca nie wie, czy są prawdziwe. Ostatecznie przeciwko hrabinie wytoczono proces sądowy i została zamurowana żywcem w zamku w Čachticach, gdzie zmarła. Jej historia zainspirowała Toscę Lee do napisania tejże powieści. Potomkowie tacy jak Audra są właśnie z linii rodu Elżbiety Batory.
Nie jestem jednak usatysfakcjonowana zakończeniem. Uważam, że rozegrało się za szybko. Ponadto autorka zostawiła kilka wątków niewyjaśnionych, co mnie akurat irytuje, bo chciałabym dowiedzieć się, co dalej się wydarzyło. Miało wyjść spektakularnie, wyszło... zwyczajnie. Jeden aspekt mnie zaskoczył, ale ostatecznie został potraktowany zupełnie po macoszemu. Rozstrzygnięciem tej historii jestem chyba najbardziej zawiedziona. Brakowało mi w nim wyjaśnień i przede wszystkim spójności oraz logiki. Niektórzy może powiedzą: ale hej, przecież to miało być częściowo otwarte zakończenie! Przykro mi, ale dla mnie i tak jest słabe.
"Potomkowie" i "Pierworodna" to książki z ciekawą fabułą i równie interesującymi postaciami. Osoby, które lubią czytać pozycje fantastyczne i zarazem przygodowe na pewno znajdą w nich coś dla siebie. Największą wadą jest jednak sam koniec, gdyż dla mnie wydaje się trochę za bardzo absurdalny, no ale cóż. Nie jest tak tragicznie, ale dobrze też nie. W każdym razie, jeśli nie zraża Was to nieszczęsne zakończenie, polecam oba tomy, bo pomimo tych wad to nieźle skonstruowana powieść młodzieżowa.
Audra wreszcie odkrywa, z jakiego powodu poddała się zabiegowi pamięci. Wie też już, kogo tak naprawdę ma chronić. Teraz ma jeden cel: znaleźć Historyka i być może spróbować zakończyć trwającą od wieków wojnę pomiędzy Potomkami a Dziedzicami. Z pomocą Luki oraz swoich najbliższych przyjaciół szuka sposobu na pokonanie wrogów. Dziewczyna również odkrywa, jak potężną, ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Tym razem Alcatraz znowu pakuje się w kłopoty. Chłopak kontaktuje się ze swoim dziadkiem, który mówi mu, iż znajduje się w Bibliotece Aleksandryjskiej i poszukuje ojca Alcatraza. Główny bohater bez zastanowienia postanawia udać się tam, by pomóc swojemu dziadkowi. W tej wyprawie towarzyszy mu Bastylia, jej matka oraz dwóch nowo poznanych kuzynów. Nie będzie to łatwa wyprawa, gdyż w Bibliotece Aleksandryjskiej znajdują się przerażający kustosze, należący do sekty Kości Skryby i będący najstraszniejszymi wśród Bibliotekarzy. Nic jednak nie cofnie Alcatraza przed uratowaniem dziadka oraz być może odnalezieniu ojca...
"Kości Skryby" to druga część serii "Alcatraz kontra Bibliotekarze". Pierwszy tom był według mnie niebanalny i dostarczył mi niemało rozrywki z czytania. Podobnie jest z tym, który śmiało dorównuje swojej poprzedniczce. Przygody Alcatraza, a głównie jego walka z podstępnymi Bibliotekarzami, są intrygujące. W tym miejscu muszę również pogratulować autorowi wyobraźni, bo to, co zawarł on w tej książce, jest z pewnością bardzo oryginalne.
Właściwie to Brandon Sanderson wcale nie napisał tej powieści. Jej autorem tak naprawdę jest sam główny bohater, Alcatraz Smedry. I to on przestrzega nas przed Bibliotekarzami, którzy rządzą światem. Nie dajcie się zwieść ich sztuczkom! Fałszują historię i naukę, ukrywają prawdziwe fakty. To przez nich książka ta musiała być wydana jako fantastyczna, podczas gdy przecież w rzeczywistości jest autobiografią. Alcatraz chce nam uświadomić, byśmy nie wierzyli we wszystko, co słyszymy.
Alcatraz to przykuwający uwagę narrator. Na początku każdego rozdziału zwraca się do czytelników, wyjaśniając niektóre sprawy lub podejmując zupełnie nieistotne tematy. Nazywa siebie kłamcą i całkiem przypadkowo ma tendencję do przerywania akcji w najbardziej emocjonującym momencie. Ale to przecież dzięki niemu ta opowieść jest taka niezwykła.
Poznajemy także kilku nowych bohaterów, na przykład matkę Bastylii. Jej relacje z córką nie są dość dziwne i zdecydowanie nie najlepsze, ale mam nadzieję, że to się jakoś zmieni, a ten wątek zostanie rozwinięty. W fabule pojawiają się także inni członkowie rodziny Smedrych, co z kolei owocuje nowymi dziwacznymi talentami, które dla zwykłych ludzi mogłyby być przekleństwem, a dla nich to prawdziwy dar.
Jeśli już o talentach mowa, muszę wspomnieć o Alcatrazie i jego skłonności do psucia różnych rzeczy. Chłopak teoretycznie nauczył się, jak kontrolować tę umiejętność, jednak wciąż w niektórych sytuacjach nie umie nad nią zapanować. Ten dar odgrywa także swoją większą rolę w książce.
Kontynuacja "Piasku Raszida" przypadła mi do gustu tak samo pierwszy tom. Teraz tylko czekam, aż pojawi się trzecia część i mam nadzieję, że będzie równie dobra jak jej poprzedniczki. Historia o Alcatrazie bawi i przynosi niezłą rozrywkę. Polecam ją absolutnie wszystkim, którzy są zainteresowani. Warto przecież sięgnąć po coś, co wyjawia prawdę o świecie i ostrzega przed Bibliotekarzami, czyż nie? ;)
Tym razem Alcatraz znowu pakuje się w kłopoty. Chłopak kontaktuje się ze swoim dziadkiem, który mówi mu, iż znajduje się w Bibliotece Aleksandryjskiej i poszukuje ojca Alcatraza. Główny bohater bez zastanowienia postanawia udać się tam, by pomóc swojemu dziadkowi. W tej wyprawie towarzyszy mu Bastylia, jej matka oraz dwóch nowo poznanych kuzynów. Nie będzie to łatwa...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kyra, z zawodu biolog morski, po wypadku podczas nurkowania traci pamięć. Zapomina kilka ostatnich lat swojego życia, ale też zdarza jej się nie pamiętać tego, co robiła dziesięć minut temu. Wraz z mężem Jacobem przeprowadza się na odizolowaną od świata wyspę, by powoli dojść do siebie. Kobieta w kwestii zapomnianej przeszłości musi zaufać Jacobowi, który cierpliwie odpowiada na jej wszystkie pytania. Szybko jednak Kyra zaczyna mieć wątpliwości i postanawia na własną rękę dowiedzieć się prawdy o wspomnieniach. Tym samym odkrywa, że wersja jej męża w znacznym stopniu różni się od rzeczywistości...
A.J. Banner to powieściopisarka, która urodziła się w Indiach, a wychowała w Ameryce Północnej. Zanim zaczęła na poważnie pisać, pracowała w różnych miejscach, m.in. w szkole prawniczej. Jej debiutancka książka psychologiczna "The Good Neighbor" trafiła na pierwsze miejsce listy bestsellerów Kindle'a na 34 dni. Jest fanką Agaty Christie. Obecnie mieszka z mężem i pięcioma kotami na Wybrzeżu Północno-Zachodnim.
"Mroczna toń" jest thrillerem psychologicznym, skupiającym się na Kyrze Whintrop i jej drodze do poznania prawdy o przeszłości. Chociaż jej mąż określa ich związek jako bardzo dobry, a wręcz idealny, kobiecie nie chce się wierzyć, że było jak w bajce. Jacob próbuje rozwiać wątpliwości Kyry, ale ona wciąż jest nieprzekonana. Momentami powracają jej urywki wspomnień stawiające pod znakiem zapytania opowieści własnego męża. Do tego jeszcze Kyra miewa nawracający koszmar z wypadku, który może być użyteczny w poznaniu prawdziwej wersji wydarzeń.
Ciągle do końca nie wiem, co mam myśleć o Jacobie. Przez większą część książki wydawał się raczej nudną postacią (i to pomimo tego, że zdaniem Kyry coś ukrywał). Dopiero pod koniec jego charakter zdecydowanie bardziej mnie zaciekawił. Myślę jednak, że ten bohater w zamyśle autorki już taki miał być, a jego zachowania, jeśli się nad tym zastanowić, mają głębokie podłoże psychologiczne.
Pojawiają się tutaj również inne postacie, które mniej lub bardziej przyczyniają się do odkrywania prawdy przez Kyrę. Każda z nich na swój sposób przyciąga uwagę i sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, czy główną bohaterkę łączyły z nimi w przeszłości silne więzy emocjonalne, gdyż niektóre wypowiedzi mogą na to wskazywać. Mnie osobiście najbardziej zaciekawił Doug, starszy mężczyzna mający na wyspie status dziwaka, któremu Kyra przypominała pewną ważną osobę z jego życia.
Z powieści dowiadujemy się także kilku interesujących faktów, szczególnie na temat biologii morskiej, bo w końcu taką specjalnością zawodowo zajmuje się Kyra. Pojawia się kilka łacińskich nazw roślin czy zwierząt oraz ciekawostek z ich życia. Może nie ma tego tak dużo, ale dodaje to całej historii smaczków.
Fabuła chwilami faktycznie trzyma w napięciu, jednak nie odczuwałam tego przez cały czas. Kyra ma przebłyski wspomnień, które często wplecione są w środek teraźniejszych wydarzeń, przez co sami musimy się domyślić, że to retrospekcje. Na końcu książki następują prawdziwe sceny akcji, co sprawia, że nie można oderwać się od lektury. Nie powiem, żebym niektórych spraw się nie domyśliła, ale muszę przyznać, że kilka innych rzeczy mnie zaskoczyło.
"Mroczna toń" bardzo mi się spodobała. Na pewno nie jest to wybitna książka, ale już sam fakt, że opowiada o amnezji powypadkowej, czyni z niej ciekawą pozycję dla czytelników. Zwykle nie czytam takiego rodzaju literatury, aczkolwiek po lekturze tej powieści chciałabym sięgnąć po więcej książek o tematyce psychologicznej połączonej z thrillerem. Polecam fanom tego gatunku, ale też osobom, które chcą po prostu sięgnąć po odmienną pozycję z innego rodzaju niż ten, który dotychczas czytali.
Kyra, z zawodu biolog morski, po wypadku podczas nurkowania traci pamięć. Zapomina kilka ostatnich lat swojego życia, ale też zdarza jej się nie pamiętać tego, co robiła dziesięć minut temu. Wraz z mężem Jacobem przeprowadza się na odizolowaną od świata wyspę, by powoli dojść do siebie. Kobieta w kwestii zapomnianej przeszłości musi zaufać Jacobowi, który cierpliwie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Elle pracuje w kancelarii prawniczej, ma chłopaka w tym samym zawodzie i wydawać by się mogło, że spokojne i poukładane życie. Ukrywa jednak pewien sekret z przeszłości, który chciałaby móc wymazać z pamięci. W jej nudnej, rutynowej codzienności zaczynają pojawiać się zmiany, kiedy kobieta poznaje Nica Huntera - słynnego zawodnika MMA. Nico przychodzi do jej biura w celu rozwiązania umowy o sponsoring, ale czy na pewno na tym się skończy? Elle jest nim zafascynowana od pierwszego spotkania, zresztą z wzajemnością. Czy dwójka ludzi z praktycznie innych środowisk może mieć ze sobą coś wspólnego? Ale w końcu jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają, prawda?
Vi Keeland to popularna amerykańska autorka romansów. Jest matką trzech dzieci i prawdziwym molem książkowym. W Polsce zasłynęła z trylogii MMA Fighter, w skład której wchodzi właśnie Walka.
I może już na wstępie napiszę, że jak się pewnie domyślacie, historia o Elle i Nicu to dość typowy romans. Fabuła przez większość czasu skupiona jest na naszej głównej parze, a do tego dochodzi jeszcze kilka pobocznych wątków. Podeszłam do tej lektury bez większych oczekiwań na jakieś niesamowite zwroty akcji czy też wyłamanie się ze schematu. Pomimo wszystko, "Walka" okazała się przyjemną książką na dwa wieczory.
Nico to facet, na którego punkcie szaleją kobiety. Przystojny, umięśniony zawodnik MMA ma tłumy fanek, ale to Elle skrada jego serce. Ich uczucie rozwija się bardzo szybko i powiedziałabym nawet, że odrobinę za prędko. Autorka serwuje nam jednakże dobrze opisane odczucia obojgu bohaterów, sprawiając, że zaczynamy mocno kibicować tej dwójce.
Vi Keeland pisze lekko, co sprawia, że powieść tę czyta się bardzo szybko. Rozdziały naprzemiennie są raz z perspektywy Elle, a następnie z punktu widzenia Nica. Dzięki temu zabiegowi możemy dowiedzieć się więcej o prywatnym życiu postaci, a także zdać sobie sprawę, że każde z nich skrywa jakąś ciężką tajemnicę z przeszłości.
Zabrakło mi w tej opowieści więcej ciekawostek z prawniczego świata. W końcu główna bohaterka jest prawniczką, więc pomyślałam, że może troszeczkę tego będzie, a okazało się, że zostało to potraktowane bardzo powierzchownie i płytko. Tak samo z niekorzystną umową o sponsoring, z którą Nico przychodzi do kancelarii - nie znamy praktycznie jej szczegółów. W końcu przez to Elle i Nico się poznali, toteż liczyłam, że sprawa ta będzie miała jakieś większe znaczenie. No dobra, ale w końcu to romans, więc może za dużo wymagam?
Podsumowując, "Walka" jest książką, którą polecam wielbicielom historii miłosnych. Nie jest to opowieść wybitna, ale też nie zła - idealna na odstresowanie się po ciężkim dniu. Nie brakuje też w niej wad, lecz w ostateczności można by przymknąć na nie oko. Jeśli czujecie się zainteresowani, sięgnijcie i przekonajcie się, czy ta historia przypadnie Wam do gustu.
Elle pracuje w kancelarii prawniczej, ma chłopaka w tym samym zawodzie i wydawać by się mogło, że spokojne i poukładane życie. Ukrywa jednak pewien sekret z przeszłości, który chciałaby móc wymazać z pamięci. W jej nudnej, rutynowej codzienności zaczynają pojawiać się zmiany, kiedy kobieta poznaje Nica Huntera - słynnego zawodnika MMA. Nico przychodzi do jej biura w celu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ross Poldark wraca z amerykańskiej wojny do swojego domu w Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że podczas jego nieobecności wiele się zmieniło. Nie dość, że umarł mu ojciec, to jeszcze ukochana Rossa, Elizabeth, zaręczyła się z jego kuzynem. Mężczyzna usiłuje pogodzić się z tymi wydarzeniami. Zaczyna również odbudowywać majątek, który został zrujnowany podczas nieobecność Poldarka. Któregoś dnia postanawia zabrać do domu spotkaną na targu biedną dziewczynę o imieniu Demelza, co całkowicie odmienia jego życie.
Winston Graham był brytyjskim pisarzem i autorem wielu książek, głównie historycznych. Największą popularność przyniosła mu jednak saga o rodzie Poldarków. Urodził się w Manchesterze, a w wieku 17 lat przeprowadził się do Kornwalii. Został uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego oraz nagrodą Złoty Sztylet. Zmarł w 2003 roku.
Cykl o Poldarkach chciałam przeczytać od chwili, kiedy zobaczyłam serial. Telewizyjna adaptacja bardzo przypadła mi do gustu i czułam, że wersja pisana mi się spodoba. Obawiałam się jednak, że styl pisania Winstona Grahama będzie dla mnie za ciężki, ale okazało się wręcz przeciwnie. Ostatecznie muszę przyznać, że pierwszy tom tejże sagi jak najbardziej zasługuje na uwagę.
Akcja powieści toczy się w latach 1783-1787 w Kornwalii. Autor bardzo wyraziście opisał krajobrazy tamtejszych terenów, dzięki czemu w naszej wyobraźni powstaje obraz tych z pewnością pięknych miejsc. Oprócz tego, oczywiście zostały zachowane też wszystkie elementy świadczące o tym, że faktycznie mamy do czynienia z akcją osadzoną w XVIII wieku, m.in. stroje, obyczaje oraz język, którym posługują się bohaterowie. Te aspekty tworzą niezwykłą atmosferę otaczającą opowieść.
Bohaterów znajdziemy tutaj dość sporo, jednakże tym głównym jest sam Ross, chociaż w dalszej można by zaliczyć do tego jeszcze Demelzę. Wszystkich wykreowano bardzo wiarygodnie i każdy z nich posiada zarówno zalety, jak i wady. Ross początkowo denerwował mnie tym, że gdy rozmowa schodziła na niewygodne dla niego tematy, zmieniał temat i mówił o czymś zupełnie innym, udając, iż wcale nie usłyszał tego, co powiedział rozmówca. Demelza natomiast przekonała mnie do siebie już przy pierwszym pojawieniu się jej osoby - ach, ta dziewczyna ma naprawdę wspaniałą osobowość i energię!
Bardzo podoba mi się przedstawienie relacji pomiędzy Rossem a Demelzą. Dziewczyna jest zwykłą służącą, a Ross pochodzi z wyższej klasy, ale to nie przeszkadza w rozwoju uczuć pomiędzy nimi. Możemy obserwować zafascynowanie Demelzy Rossem, które potem także zostaje odwzajemnione i rodzącą się prawdziwą miłość między tą dwójką.
Jest to powieść wielowątkowa, w której każdy może znaleźć coś dla siebie. I może jej fabuła nie stanowi jakiegoś wielkiego przełomu, ale losy Poldarków (i nie tylko) czyta się z dużym zaciekawieniem. To przejmująca historia o godzeniu się z rzeczywistością, miłości, szukaniu swojego miejsca na ziemi i sprzeciwianiu się panującym zasadom. Niewątpliwie to także bogate źródło wiedzy życiu i kulturze ludzi w XVIII wieku.
"Ross Poldark" to znakomita lektura, która przenosi nas do malowniczej Kornwalii, gdzie wraz z bohaterami przeżywamy ich wzloty i upadki. Mnie osobiście książka ta ani odrobinę nie zawiodła. Chętnie sięgnę po kolejny tom z nadzieją, że będzie tak dobry jak ten. Polecam, jeśli lubicie rodzinne sagi z tłem historycznym.
Ross Poldark wraca z amerykańskiej wojny do swojego domu w Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że podczas jego nieobecności wiele się zmieniło. Nie dość, że umarł mu ojciec, to jeszcze ukochana Rossa, Elizabeth, zaręczyła się z jego kuzynem. Mężczyzna usiłuje pogodzić się z tymi wydarzeniami. Zaczyna również odbudowywać majątek, który został zrujnowany podczas nieobecność...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Alcatraz to młody chłopak z dziwacznym imieniem i równie osobliwym talentem do psucia różnych rzeczy. Błąka się on po rodzinach zastępczych, ponieważ po jego wyczynach nikt nie chce przyjąć go na stałe. Na trzynaste urodziny otrzymuje tajemniczą paczkę od nieżyjących rodziców, w której znajduje... woreczek z piaskiem. Szybko jednak pakunek zostaje skradziony, a jednocześnie w życiu Alcatraza pojawia się staruszek przedstawiający się jako jego dziadek Smedry. Chłopiec zostaje wciągnięty w świat, o którym dotychczas niemal nie miał pojęcia, gdzie rodzina Alcatraza wraz z pozostałymi członkami grupy walczy z groźnymi Bibliotekarzami mającymi pełną władzę nad światem. Razem mobilizują siły, żeby odebrać złej stronie piasek Raszida, który może pozwolić im na wyrządzenie niewyobrażalnych szkód.
Brandon Sanderson to amerykański pisarz fantastyczny i młodzieżowy. Dwukrotnie zdobył nagrodę Hugo. Całkiem niedawno odwiedził Polskę i uczestniczył w spotkaniu autorskim.
"Piasek Raszida" zaintrygował mnie od pierwszej strony swoją narracją. Narrator już bowiem na początku próbuje nam uświadomić, iż czytana książka to jego autobiografia, uznana w tym świecie za fantastykę. W treści w bezpośredni sposób zwraca się do czytelnika, niejednokrotnie z humorem czy ironią. Skojarzyło mi się to trochę z "Serią niefortunnych zdarzeń", gdzie także narracja była dość podobna. Ten aspekt w powieści jest jedną z najciekawszych rzeczy i sprawia, że odbiorca czuje się w pewien sposób zbliżony do narratora. Cieszę się, że autor postanowił na taki właśnie zabieg, który bardzo przypadł mi do gustu.
Świat przedstawiony został wykreowany niesamowicie interesująco. Nie ukrywam, że już od kiedy tylko przeczytałam przedmowę, czułam się zachęcona do dalszej lektury. Co to są Ciszlandy albo Wolne Królestwa? O co właściwie chodzi z tymi całymi Bibliotekarzami? Na niektóre pytania nie ma takiej oczywistej odpowiedzi, ale można łatwo domyślić się tego z kontekstu.
Główny wątek Bibliotekarzy sprawił, że z niecierpliwością przerzucałam kolejne strony, aby tylko poznać ich tajemnice i dowiedzieć się więcej o tej organizacji. Zresztą, tak samo jak ich system, ciekawi wyjątkowa rodzina Smedrych, posiadająca swoje użyteczne do walki z Bibliotekarzami zdolności. Każdy z tego rodu ma mniej lub bardziej znaczące talenty. Dla czytelników początkowo wydawać się one mogą absurdalne, ale jak się okazuje w dalszej części, są bardzo pomocne.
Warto również poświęcić uwagę bohaterom tej lektury. Wydaje mi się, że wszystkich z nich wykreowano tak, by swoim usposobieniem przyciągały zainteresowanie. Alcatraz, mimo iż mówi o sobie, że wcale nie jest dobry (a wręcz przeciwnie), przypadł mi swoim postępowaniem do gustu. Polubiłam także Bastylię, młodziutką dziewczynę, zobowiązaną chronić dziadka Smedry'ego. Ma z pozoru dość wredny charakter, ale i tak uwielbiam jej cięte riposty.
"Piasek Raszida" to książka, którą polecam wszystkim wielbicielom fantastyki i powieści młodzieżowych. Pozycja ta wciągnęła mnie w swój świat i zaciekawiła nietuzinkową fabułą oraz sposobem prowadzenia narracji. Wyczekuję kolejnego tomu z niecierpliwością i mam wrażenie, że spodoba mi się równie jak ta część.
Alcatraz to młody chłopak z dziwacznym imieniem i równie osobliwym talentem do psucia różnych rzeczy. Błąka się on po rodzinach zastępczych, ponieważ po jego wyczynach nikt nie chce przyjąć go na stałe. Na trzynaste urodziny otrzymuje tajemniczą paczkę od nieżyjących rodziców, w której znajduje... woreczek z piaskiem. Szybko jednak pakunek zostaje skradziony, a jednocześnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bridge, Tabitha i Emily są najlepszymi przyjaciółkami od kiedy tylko pamiętają. Bridge miała kiedyś wypadek, którego teoretycznie nie powinna była przeżyć, a teraz stara się zrozumieć, dlaczego wciąż żyje. Z nieznanych przyczyn zaczyna też nosić opaskę z kocimi uszami. Tab to zaciekła feministka, w każdej możliwej sytuacji walcząca o prawa kobiet. Em natomiast poznaje chłopaka, z którym zaczyna wymieniać się specyficznymi zdjęciami. Ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę, pytanie tylko, czy przetrwa? Sherm usiłuje pogodzić się z rozwodem swoich dziadków i wciąż ma żal o o odejście dziadka. Jamie z kolei zakłada się o coś z kolegą i za wszelką cenę próbuje ten zakład wygrać, a dla pewnej licealistki Walentynki okażą się najtrudniejszym dniem w życiu. Losy tych wszystkich bohaterów splatają się w niezwykłej historii pełnej nadziei.
Rebecca Stead zadebiutowała powieścią "First Light", która znalazła się na liście Best Books for Teens. Ma w swoim dorobku kilka innych książek dla młodzieży, m.in. "When You Reach Me" oraz "Kłamca i szpieg" (ta ma ukazać się w Polsce w maju tego roku). Pisarka zdobyła też nagrody Guardian Prize for Children's Fiction, Newberry Medal i Boston Globe-Horn Award. Razem z rodziną mieszka w Nowym Jorku.
"Całkiem obcy człowiek" to książka opowiadająca przede wszystkim o problemach współczesnych nastolatków. Jej bohaterowie to młodzi ludzie, zmagający się że swoimi kłopotami i dylematami. Przeważają w niej takie motywy jak przyjaźń i miłość, które są wspólnym czynnikiem dla wszystkich historii tutaj przedstawionych. Postacie próbują uporać się ze zmartwieniami, jednocześnie dowodząc, że praktycznie z każdej sytuacji jest wyjście i nie ważne, jak wydaje nam się, że jest źle, zawsze istnieje światełko na końcu tunelu. Myślę, że naprawdę warto o tym pamiętać w trudnych sytuacjach.
Wydaje mi się, że w treści przeważają wydarzenia z życia przyjaciółek: Bridge, Em i Tab. I każda z nich jest w jakiś sposób połączona z innym bohaterem pojawiającym się na kartach powieści. Niewątpliwie wszyscy z nich warci są uwagi, bo piszą oni osobno swoją własną historię. Mnie najbardziej zaciekawiła tajemnicza licealistka, pojawiająca się w rozdziałach pisanych w narracji drugoosobowej. Dopiero na końcu poznajemy jej tożsamość, więc przez resztę czasu możemy się tylko domyślać, kto to.
Początkowo odniosłam wrażenie dość chaotycznie rozpisanej fabuły. Rozdziały z narracją trzecioosobową przeplatają się z drugoosobową oraz z osobnymi listami jednego z bohaterów. Odrobinę mnie to przytłoczyło, ale potem się do tego przyzwyczaiłam. Ciągle mam jednak pewne wątpliwości co do sposobu, w jakim autorka napisała tę książkę. Z jednej strony jest nawet ciekawy (a tak swoją drogą, pierwszy raz spotkałam się z drugoosobową narracją, co było dla mnie interesującym doświadczeniem), ale z drugiej natomiast coś mi w tym nie pasuje. Tak czy siak, pani Stead należy się plus za kreatywność.
W książce znajduje się bardzo dużo dialogów. Zbędnych opisów nikt także się nie dopatrzy. To taka lekka opowieść na jeden czy dwa wieczory, ale niosąca też przesłanie, żeby nigdy się nie poddawać.
"Całkiem obcego człowieka" polecam szczególnie młodzieży, która być może wyniesie coś z lektury. Obawiam się, że starszym czytelnikom mogłaby tak bardzo nie przypaść do gustu. Jeśli jednak jesteście nią zainteresowani, sięgnijcie - a nuż wam się spodoba?
Bridge, Tabitha i Emily są najlepszymi przyjaciółkami od kiedy tylko pamiętają. Bridge miała kiedyś wypadek, którego teoretycznie nie powinna była przeżyć, a teraz stara się zrozumieć, dlaczego wciąż żyje. Z nieznanych przyczyn zaczyna też nosić opaskę z kocimi uszami. Tab to zaciekła feministka, w każdej możliwej sytuacji walcząca o prawa kobiet. Em natomiast poznaje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Miasteczko Darkmord nigdy nie cieszyło się dobrą sławą. Turyści omijają to miejsce szerokim łukiem, a jeśli już się tam przez przypadek znajdą, jak najszybciej stamtąd wyjeżdżają. Darkmord charakteryzuje się jeszcze jedną, najważniejszą cechą: to do tej mieściny regularnie przedostają się potwory, a ściślej mówiąc Legendy. Przychodzą z innego świata przez portale mogące pojawić się właściwe w każdym zaułku miasta, niebezpieczne i groźne, by siać zniszczenie. Jednak nie myślcie sobie, że nikt z tym nic nie robi - co to, to nie. Od tego są Łowcy Legend.
Dwunastoletni Finn od najmłodszych lat był szkolony na przyszłego łowcę. Chłopiec należy do pradawnego rodu Łowców Legend, a jego ojciec jest w tym fachu już prawie że legendarny. Teraz on ma skończyć swoją karierę, a jego syn go zastąpić. I tak się jakoś niefortunnie składa, że ich rodzina jest ostatnim aktywnym pokoleniem łowców, gdyż w innych miejscach na świecie przestały się one już dawno pojawiać. Przypadek? A może ukryte jest za tym coś więcej?
Finn marzy o normalnym życiu, ale nie ucieknie od swojego przeznaczenia. Musi postarać się i ukończyć szkolenie, żeby w końcu zostać oficjalnym Łowcą Legend. Niestety, ostatnio w świecie pogromców Legend zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a kreatury atakują jeszcze częściej. Chłopiec wraz ze swoją nowo poznaną koleżanką Emmie musi odkryć, co za tym stoi i spróbować uratować mieszkańców przed potworami.
Shane Hegarty urodził się w Skerries w Irlandii. Publikował swoje teksty w gazecie "The Irish Time". Popularność przyniosła mu jednak seria książek o miasteczku Darkmord. Obecnie mieszka w Skerries wraz ze swoją żoną i dziećmi.
Czytając opis po raz pierwszy, od razu na myśl przyszedł mi serial "Supernatural", gdzie również główni bohaterowie polowali na potwory. Jako że jestem fanką przygód braci Winchester, to małe podobieństwo zachęciło mnie do sięgnięcia po "Miasteczko Darkmord". Jednak w świecie wykreowanym przez Shane'a Hegarty'ego mechanizm działania Łowców Legend jest zupełnie inny, a stwory odmienne. Tak więc na tym zbieżności się kończą.
Książka ta to zdecydowanie opowieść skierowana do młodszych czytelników, napisana prostym, lecz mimo tego ciekawym językiem. Chociaż chyba już trochę wyrosłam z takich powieści, to jednak nie odebrało mi to satysfakcji z lektury. Od początku wciągnęłam się w fabułę, w związku z czym dość szybko moja przygoda z tym tomem się zakończyła, a końcowe wydarzenia sprawiły, że chętnie sięgnę po następną część, by poznać ciąg dalszy losów bohaterów.
Autor bardzo dobrze przedstawił wątek historii Łowców Legend i ich funkcjonowania przez lata. Pomiędzy poszczególnymi rozdziałami pojawiają się co jakiś czas strony z książki opowiadającej o wszystkich łowcach, co stanowi urozmaicenie lektury. Same Legendy również niezwykle intrygują Przez powieść przewija się dużo ich nazw i szczerze powiedziawszy, chciałabym dowiedzieć o nich czegoś więcej, niż to, co zostało opisane.
Oprawa graficzna powieści jest naprawdę godna podziwu. Bardzo podoba mi się twarda okładka oraz połączenie zielonego i czarnego koloru, dające nieco upiorne wrażenie. Duży plus także za czarne wykończenia stron, które dzięki temu wyglądają oryginalnie. Warto wspomnieć jeszcze o ilustracjach w środku książki, przewijających się co kilka lub kilkanaście stron.
"Miasteczko Darkmord" to powieść młodzieżowa, która spodoba się niewymagającym czytelnikom. I chociaż teoretycznie opowiada o potworach, to uwierzcie, że nie ma w niej żadnych krwawych scen, więc spokojnie mogę polecić ją dzieciom zaczynającym swoją przygodę z czytaniem. Nietypowy klimat, nietuzinkowa fabuła i fascynujący bohaterowie czynią tę opowieść bardzo dobrą i nawet niektóre przewidywalne zdarzenia tego nie psują.
Miasteczko Darkmord nigdy nie cieszyło się dobrą sławą. Turyści omijają to miejsce szerokim łukiem, a jeśli już się tam przez przypadek znajdą, jak najszybciej stamtąd wyjeżdżają. Darkmord charakteryzuje się jeszcze jedną, najważniejszą cechą: to do tej mieściny regularnie przedostają się potwory, a ściślej mówiąc Legendy. Przychodzą z innego świata przez portale mogące...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jamie wychodzi z poprawczaka, by w końcu zacząć prowadzić w miarę normalne życie. Obiecuje sobie, że tym razem raz na zawsze zerwie z kryminalną przeszłością, ale okazuje się nie być to takie łatwe. W nocnym klubie poznaje Ellie. Między tą dwójką szybko zaczyna iskrzyć i chociaż dziewczyna początkowo nie chce angażować w poważny związek, to wkrótce uświadamia sobie, że właśnie z Jamiem chciałaby spędzić resztę życia. Wspólnie snują marzenia i plany na dalszą przyszłość. Ellie jest jednak nieświadoma tego, jakimi sprawami za jej plecami zajmuje się Jamie. Czy w końcu chłopak odważy się to wyznać? I czy kryminalna przeszłość da tak łatwo o sobie zapomnieć?
Kirsty Moseley urodziła się w Herdfortshire w Anglii, a w 2000 roku przeniosła się do Norfolk, gdzie poznała swojego męża. Obecnie jest szczęśliwą żoną i matką syna. Swoją pierwszą powieść - "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" - wydała w 2012 roku. Od tej pory zdążyła napisać kilka książek dla młodzieży i kobiet. Była nominowana do Goodreads Choice Awards w kategorii Best Young Adult Fiction.
Historia Jamie i Elliego na pewno nie wnosi nic świeżego do literatury romansu. To kolejna schematyczna opowieść o bad boyu i dziewczynie, którzy od pierwszego wejrzenia zakochują się w sobie na zabój. Od początku można domyślić się, jak potoczą się wydarzenia, więc elementu zaskoczenia tutaj raczej brakuje. Niektóre aspekty również momentami mnie denerwowały, ale mimo tego wszystkiego w ostateczności stwierdzam, że książkę tę czytało mi się całkiem przyjemnie.
Główni bohaterowie są dość dobrze wykreowani, ale jednak momentami odnosiłam wrażenie, że ich zachowanie jest nieco zbyt sztuczne, a oni sami zbyt papierowi. W szczególności miałam takie uczucie w przypadku Ellie. Z jednej strony niby ją polubiłam, ale z drugiej znów przez wgląd na niektóre zachowania wydawało mi się, że za bardzo starała się z grzecznej dziewczynki stać się tą złą. Jeśli chodzi o Jamiego, to on początkowo niemiłosiernie denerwował mnie tym, jak podniecał się (specjalnie użyłam tego słowa, powtarzanego dosłownie co kilka zdań) na widok samochodów. Dobrze, naprawdę rozumiem, że to jego pasja i tak dalej, ale przez to traci w moich oczach. Może gdyby autorka opisała jego zachwyt nad autami w inny sposób, spojrzałabym na ten element z innej strony.
Sam wątek miłosny, czyli główny temat powieści, rozwija się zdecydowanie za szybko, ale mogę przymknąć na to oko. Podoba mi się stosunek Jamiego do Ellie, który jest gotowy zrobić wszystko, byleby tylko ją chronić. Widać, że bardzo mu na niej zależy. Ellie tak samo troszczy się o Jamiego i kiedy ten opowiada o swoich traumatycznych wydarzeniach z przeszłości, wspiera go i pociesza. Nie są idealni, ich miłość tak samo nie jest idealna, ale przecież ideały nie istnieją. Oboje, pomimo przeciwności, pasują do siebie.
Powieść czyta się bardzo szybko. Pani Moseley ma lekki styl pisania. Nie umieszcza żadnych zbędnych opisów, właściwie w treści znajduje się bardzo dużo dialogów. Rozdziały pisane są z perspektywy zarówno Ellie, jak i Jamiego. Autorka dobrze odnajduje się w myślach swoich bohaterów i potrafi ładnie opisać ich uczucia, sprawiając, że czytelnik angażuje się emocjonalnie w to, co dzieje się na kartach lektury.
"Chłopak, który chciał zacząć od nowa" to co prawda szablonowa opowieść i nie zawierająca większych morałów, ale za to dobra na tak zwane odmóżdżenie. Sięgnijcie, jeśli chcielibyście przeczytać coś lekkiego i odpocząć od cięższych pozycji. I oczywiście, jeśli lubicie romanse, bo komuś, kto nie może znieść takich miłosnych historyjek, ta z pewnością nie przypadnie do gustu.
Jamie wychodzi z poprawczaka, by w końcu zacząć prowadzić w miarę normalne życie. Obiecuje sobie, że tym razem raz na zawsze zerwie z kryminalną przeszłością, ale okazuje się nie być to takie łatwe. W nocnym klubie poznaje Ellie. Między tą dwójką szybko zaczyna iskrzyć i chociaż dziewczyna początkowo nie chce angażować w poważny związek, to wkrótce uświadamia sobie, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wylie i Cassie przyjaźnią się, chociaż ich relacje nie zawsze idealnie się układają. Obie dziewczyny mają też niemałe problemy w życiu osobistym. Wylie popada w depresję po śmierci matki i praktycznie odgradza się od wszystkich, jej przyjaciółka zaś zbyt dużo imprezuje i obraca się w niewłaściwym towarzystwie. Pewnego dnia okazuje się, że Cassie zaginęła, a Wylie dostaje od niej SMS-a z rozpaczliwą prośbą o pomoc i prośbą, by nikomu nie mówiła o tej wiadomości. Dziewczyna decyduje się pokonać swoje lęki i pomóc koleżance. Na poszukiwanie wyrusza wraz z chłopakiem Cassie, Jasperem, do którego Wylie nie jest zbyt przychylnie nastawiona, ale oboje muszą zjednoczyć siły i spróbować odszukać Cassie, nim będzie za późno.
Kimberly McCreight to amerykańska autorka, mieszkająca w Park Slope na Brooklynie z mężem i córkami. Była nominowana do nagród Edgard Awards i Goodreads Choice Awards. "Outliersi" to pierwsza część jej trylogii dla młodzieży, której kolejny tom ma ukazać się już w maju tego roku.
Powieść już na samym początku swoim niezwykle intrygującym prologiem zaciekawia czytelnika i zachęca go do dalszego czytania. A na dalszych stronach historia coraz bardziej się rozwija, zaskakując swoimi częstymi zwrotami akcji i prowadząc ją do równie nieprzewidywalnego zakończenia, a właściwie urwania akcji w akurat najbardziej absorbującym momencie. Wszystko tutaj ma swój sens, a szczegóły, które w dalszej części mają stać się bardzo istotne, są powoli dawkowane. Trzeba tylko umieć je dostrzec i połączyć fakty, by przekonać się, że będą miały ogromny wpływ na fabułę.
Niewątpliwie od od samego początku zaciekawiła mnie główna bohaterka. Wylie przeżywa niewyobrażalny ból po stracie matki, z którą, jak wspomina, miała zawsze lepszy kontakt niż z ojcem. Zamyka się w sobie aż tak bardzo, że potrzebna jest pomoc psychologa. Decydując się odszukać Cassie, musi przezwyciężyć swoje największe lęki. Dzięki temu, iż jest narratorką, można jeszcze bardziej się do niej zbliżyć i dowiedzieć się więcej szczegółów. Myślę, że Wylie jest dobrym przykładem na to, że chcieć to móc. Tak bardzo zależało jej na przyjaciółce, że odważyła się zmierzyć ze swoimi demonami. Myślę, że to tylko dowodzi jej lojalności i dobroduszności.
Wątek przyjaźni w książce został przedstawiony bardzo wiarygodnie. Wylie i Cassie, mimo że są najlepszymi przyjaciółkami, nie zawsze dobrze się dogadują. Po czyjej stronie leży wina? Właściwie zaczyna się od Cassie, która coraz to bardziej zaczyna oddalać się od Wylie, zaczynając ostro imprezować i zdecydowanie z tym przesadzać. Kiedy przyjaciółka chce jej pomóc i ostrzega ją przed tym, ona nie chce tego słuchać, bagatelizując sprawę i zaczynają się częste kłótnie. Mimo to sądzę, że gdyby to role się odwróciły, gdyby Wylie była w tarapatach, Cassie postąpiła by podobnie do niej i za wszelką cenę próbowałaby pomóc.
Jak wspominałam na początku, wydarzenia w tej książce są dość nieprzewidywalne. Kiedy wydawało mi się, że już wszystko się wyjaśniło, nagle pojawiała się jakaś sytuacja, która odwracała to do góry nogami i okazywało się, że nic nie było takie, jakie się wydawało. To tyczy się także niektórych bohaterów, najpierw wydających się tymi dobrymi, a potem wręcz przeciwnie. Ta opowieść gra na emocjach - i to dosłownie! Fundowała mi chwilami niezły emocjonalny rollercoaster.
Tytuł powieści to "Outliersi". Na pewno zastanawiać i jednocześnie intrygować może fakt, kim tak właściwie ci outliersi są. Przez długi czas pozostaje to tajemnicą, aczkolwiek ostatecznie wszystko się sensownie wyjaśnia i łączy z fabułą. Nie chcę dużo spoilerować, aczkolwiek muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawy aspekt.
"Outliersi" to thriller młodzieżowy, który spodoba się czytelnikom lubiącym nagłe zwroty akcji i dreszczyk emocji podczas czytania. Lektura porusza również ważne tematy, takie jak przyjaźń, alkoholizm, umiejętność radzenia sobie ze stratą czy wreszcie akceptowanie siebie. Gorąca polecam, jeśli jesteście zainteresowani, a ja już z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji.
Wylie i Cassie przyjaźnią się, chociaż ich relacje nie zawsze idealnie się układają. Obie dziewczyny mają też niemałe problemy w życiu osobistym. Wylie popada w depresję po śmierci matki i praktycznie odgradza się od wszystkich, jej przyjaciółka zaś zbyt dużo imprezuje i obraca się w niewłaściwym towarzystwie. Pewnego dnia okazuje się, że Cassie zaginęła, a Wylie dostaje od...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ally mieszka na pustkowiu, ale nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Jej rodzice prowadzą kemping Moon Shadow, a sama dziewczyna interesuje się astrologią i uwielbia patrzeć w gwiazdy. Bree, mieszkająca w dużym mieście, to natomiast jej całkowite przeciwieństwo - uwielbia świat mody i przyszłość wiąże z karierą modelki. No i jest jeszcze Jack - chłopak przy kości oraz samotnik, który lubi rysować kosmitów. Tę trójkę z pozoru nic nie łączy, ale kiedy spotykają się, by obserwować niezwykłe zaćmienie Słońca, okazuje się, że czekają ich wielkie zmiany, które zbliżą nastolatków do siebie.
Wendy Mass zadebiutowała powieścią "Mango, nie mów nikomu", za którą zdobyła nagrodę ALA Schneider Family Award. Jej historie to w większości opowieści kierowane do młodzieży. Autorce udało się nawet stworzyć książkę pisaną wierszem - "Heaven Looks a Lot Like Mall". Prywatnie Wendy Mass mieszka w New Jersey ze swoim mężem, bliźniakami i kotem.
Sama okładka tej historii wskazuje na to, iż jest to powieść skierowana do młodszych czytelników. Potrzebowałam czegoś lekkiego na odstresowanie się, a książka swoją fabułą całkiem mnie zainteresowała, dlatego też zdecydowałam się ją przeczytać. I chociaż opowieść nie niesie ze sobą jakichś filozoficznych przesłań, to bardzo miło spędziłam czas na jej lekturze.
Bardzo podoba mi się motyw astronomii, który pojawia się w książce i właściwie jest jednym z głównych jej tematów. Ally, pomimo swojego młodego wieku, zna doskonale wszystkie konstelacje gwiazd i o wiele więcej ciekawostek na temat nieba i gwiazd. Jestem pod wrażeniem jej wiedzy, ale biorąc pod uwagę, że praktycznie od małego mieszka na kempingu z rodzicami parającymi się tymi tematami, nie wydaje się to już takie dziwne. Oczywiście, w historii większą rolę odgrywa zaćmienie Słońca, o którym również wiele informacji się tutaj pojawia. Dzięki temu dowiedziałam się dużo interesujących informacji, wprowadzonych do fabuły w absorbujący czytelnika sposób.
Tak jak wspomniałam na początku, główni bohaterzy mają całkowicie odmienne charaktery. Pomimo tego, udaje im się znaleźć nić porozumienia i zaprzyjaźnić. Możemy obserwować, jak rozwijają się ich relacje i jak bardzo stają się do siebie przywiązani. Ally, Bree i Jack to trójka naprawdę dobrze wykreowanych postaci, których nie sposób nie lubić chociaż odrobinę. Losy każdego z osobna mogłyby nadawać się na osobną historię, ale razem tworzą dopasowaną całość.
Warto dodać, że rozdziały pisane są naprzemiennie z perspektywy Ally, Bree i Jacka. Dzięki takiemu rozwiązaniu możemy dowiedzieć się, co naszym postaciom siedzi w głowie i poznać więcej szczegółów na ich temat. Autorka ponadto pisze w bardzo przyjemny i nie nużący sposób, który na pewno spodoba się młodym czytelnikom.
"My, gwiazdy i reszta świata" to lekka książka z humorem przede wszystkim o młodzieży i dla młodzieży. W tej opowieści można dopatrzeć się też głębszych znaczeń, takich jak trudna sztuka dojrzewania, umiejętność zaakceptowania trudnych decyzji, zawieranie przyjaźni i szukanie swojego miejsca w społeczeństwie. Polecam, szczególnie tym młodym osobom, które jeszcze nie wiedzą, kim tak naprawdę są i powoli odkrywają swoje miejsce na tym świecie.
Ally mieszka na pustkowiu, ale nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Jej rodzice prowadzą kemping Moon Shadow, a sama dziewczyna interesuje się astrologią i uwielbia patrzeć w gwiazdy. Bree, mieszkająca w dużym mieście, to natomiast jej całkowite przeciwieństwo - uwielbia świat mody i przyszłość wiąże z karierą modelki. No i jest jeszcze Jack - chłopak przy kości oraz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Margo żyje w ponurym miasteczku Bone, gdzie każdy ma swoje tajemnice. Wraz z matką cierpiącą na depresję mieszka w starym domu, który nazywa pożeraczem. Jej rodzicielka praktycznie się do niej nie odzywa i traktuje ją jako służącą. Dziewczynie doskwiera samotność. Wkrótce poznaje Judaha, chłopaka na wózku inwalidzkim, dzięki któremu odkrywa świat, jakiego dotąd nie znała. Kiedy w pobliżu ginie siedmioletnia dziewczynka, oboje zastanawiają się nad tym, kto mógł jej to zrobić. Margo zaczyna czuć pragnienie zemsty i ukarania mordercy. Od tego czasu rozpoczyna desperackie polowanie na zło, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów.
Tarryn Fisher jest autorką bestsellerowych powieści dla kobiet i młodzieży. Napisała serię książek o miłosnym trójkącie: "Mimo moich win", "Mimo twoich łez", "Mimo naszych kłamstw". W Polsce ukazała się także "Never Never", którą stworzyła wraz z Collen Hoover. Ze swoją rodziną mieszka w Waszyngtonie. Uwielbia ludzi, deszcz i coca-colę. Razem z przyjaciółką prowadzi blog o modzie.
"Margo" to książka, którą byłam zainteresowana natychmiast po samym przeczytaniu opisu. Czułam, że będzie to coś innego, odbiegającego od schematów i niemal poruszającego. Nie myliłam się, bo ta powieść jest naprawdę oryginalna, ale też dość szokująca. Przybliża nam sprawy, o których może boimy się myśleć, ale one istnieją i istnieć będą. Po przeczytaniu ostatniego zdania wiedziałam, że długo nie zapomnę o tej zaskakującej historii, a główna bohaterka pozostanie w mojej pamięci jako doskonale wykreowana postać.
Margo nigdy nie miała w życiu łatwo. Od dzieciństwa musiała walczyć o przetrwanie i nauczyć się samodzielnie żyć. Dopiero Judah uświadamia jej, że może jest jeszcze dla niej szansa. Jednocześnie głęboko w niej cały czas istnieje ciemność, która nie raz wychodzi na zewnątrz. Dziewczyna postanawia bronić słabszych i zemścić się na ich prześladowcach. Jest zdolna do najbardziej radykalnych kroków, jakie tylko możemy sobie wyobrazić. Kiedy byłam pewna, że poznałam ją na tyle, by przewidzieć jej kroki, ona robiła coś zupełnie odwrotnego. To szalenie nieprzewidywalna bohaterka, próbująca dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest.
W powieści intryguje niesamowity i jednocześnie przerażający klimat Bone, rodzinnego miasteczka Margo. Tam wszyscy mieszkańcy bardzo dobrze się znają, ale jednocześnie okazuje się, że większość z nich ma także swoje brudne sekrety. Niektórzy handlują narkotykami, a inni bezustannie piją alkohol. To wszystko sprawia, że Bone jest specyficznym miejscem, a turyści omijają je szerokim łukiem. Kto urodził się w Bone, już chyba zawsze będzie o nim pamiętać, niezależnie od miejsca na świecie, w którym się znajdzie.
Fabuła porusza wstrząsające tematy, które niekiedy wręcz są tabu. Autorka zadziwia czytelników niespodziewanymi zwrotami akcji i trzyma w napięciu aż do końca. Tarryn Fisher przedstawia narodziny zła i serwuje odbiorcom historię na naprawdę wysokim poziomie, która nie pozwala o sobie zapomnieć.
"Margo" nie należy do lektur lekkich. By zrozumieć główną bohaterkę i jej postępowanie trzeba intensywnie pomyśleć nad fabułą, wytężając swoje szare komórki. Zaraz potem pojawiają się pytania. Pytania, na które sami musimy sobie odpowiedzieć. Myślę, że cząstka tej opowieści w jakiś sposób powiązana jest z każdym z nas i żeby to dokładnie zrozumieć, trzeba porządnie przemyśleć całość. Jeśli lubicie takie psychologiczne pozycje skłaniające do refleksji, ta zdecydowanie jest dla Was.
Margo żyje w ponurym miasteczku Bone, gdzie każdy ma swoje tajemnice. Wraz z matką cierpiącą na depresję mieszka w starym domu, który nazywa pożeraczem. Jej rodzicielka praktycznie się do niej nie odzywa i traktuje ją jako służącą. Dziewczynie doskwiera samotność. Wkrótce poznaje Judaha, chłopaka na wózku inwalidzkim, dzięki któremu odkrywa świat, jakiego dotąd nie znała....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mara Dyer budzi się, nie pamiętając gdzie się znajduje. Odkrywa, że jest przetrzymywana w lustrzanym pokoju i powoli zaczyna zapominać swojego ukochanego. Leki podawane przez doktor Kells pozbawiają jej szczególnej umiejętności, a głos w głowie nakazuje ucieczkę z tego miejsca. Nie jest to jednak takie proste. Mara mimo wszystko podejmuje wyzwanie, obiecując sobie, że w końcu nadeszła pora na zemstę...
To już ostatnia część trylogii o Marze Dyer. Po zachwycającym drugim tomie z niecierpliwością wyczekiwałam na finał tej historii, która tak mnie zainteresowała. Moje oczekiwania co do niego były bardzo wysokie. Czy pani Michelle Hodkin sprostała tym wymaganiom?
I już na początku odpowiem, że tak. "Mara Dyer. Zemsta" okazała się bardzo pasjonującą i zapierająca dech w piersiach lekturą, podobnie jak jej poprzedniczki. Po tylu domysłach mogłam wreszcie poznać zakończenie opowieści i odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Przykro mi, że to już koniec, ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
Mara Dyer w tym tomie jest jeszcze bardziej zdecydowana i gotowa na zemstę. Dziewczyna przeszła wiele, ale to tylko ją zdeterminowało do dalszego działania. Wie, że musi pomścić to, co spotkało ją i jej przyjaciół i odważy się posunąć nawet do najbardziej radykalnych celów. Bardzo lubię tę postać i niejednokrotnie zdarzały się momenty, w których byłam co do niej pełna podziwu.
Wątek romantyczny zepchnięty został na jeszcze dalszy plan niż w Przebudzeniu. Tym razem bohaterowie mają inne priorytety. Na końcu jednak się pojawia - i to w jakim stylu! Uczucia Mary i Noaha opisane są naprawdę wzorowo, tak że podczas lektury możemy na własnej skórze doświadczyć ekscytacji, jaką niosą za sobą niektóre miłosne sceny. Mara i Noah pozostają jedną z moich ulubionych par literackich, które zawsze będę miło wspominać.
Zapamiętam także innych bohaterów, a szczególnie Jamiego, przyjaciela Mary, który tak jak ona posiada pewne nadnaturalne umiejętności. To świetnie skonstruowana postać, a przede wszystkim wnosząca do historii dużo humoru. Inni występujący w powieści nie są gorsi. Każdy ma w sobie coś interesującego lub skrywa jakąś tajemnicę, dzięki czemu staje się obiektem domysłów czytelników.
''Mara Dyer. Zemsta'' to mrożące krew w żyłach finałowe zakończenie trylogii, które zdecydowanie sprostało moim zdaniem. Cała seria o Marze Dyer jest trzyma zresztą dość wysoki poziom i na długo zostanie ona w mojej pamięci.
Mara Dyer budzi się, nie pamiętając gdzie się znajduje. Odkrywa, że jest przetrzymywana w lustrzanym pokoju i powoli zaczyna zapominać swojego ukochanego. Leki podawane przez doktor Kells pozbawiają jej szczególnej umiejętności, a głos w głowie nakazuje ucieczkę z tego miejsca. Nie jest to jednak takie proste. Mara mimo wszystko podejmuje wyzwanie, obiecując sobie, że w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mara Dyer próbuje robić wszystko, aby powrócić do normalnego i wymazać tragiczne wydarzenia z przeszłości. Wszyscy dookoła niej, włącznie z lekarzami, ciągle są przekonani, że jej wizje to efekt tramy, jakiej doznała po wypadku w ruinach zakładu psychiatrycznego. Dziewczyna jednak wie, że jest zupełnie inaczej... Tylko jej chłopak, Noah, który jej wierzy, może być dla niej oparciem. Kiedy dookoła zaczynają dziać się dziwne rzeczy, Mara jest zmuszona poznać prawdę o sobie i o tym, kim naprawdę jest.
O ile pierwsza część serii o Marze Dyer uznałam za bardzo udaną, o tyle ta jest jeszcze bardziej dopracowana i muszę przyznać, że jestem nią dosłownie zachwycona. Michelle Hodkin tym tomem podniosła sobie poprzeczkę zdecydowanie wysoko. To pełna napięcie książka z mieszanką thrilleru i horroru, której nie da się tak łatwo zapomnieć.
Uwielbiam kreację głównej bohaterki w tej części. Zagubiona dziewczyna z nadprzyrodzonymi mocami próbuje dowiedzieć się prawdy o sobie. I owszem, może to brzmi trochę schematycznie, ale jest w tym coś takiego, co odróżnia tę historię od pozostałych. Mara, pomimo wszystko, dzielnie podchodzi do czekających ją wyzwań. Nie brakuje jej determinacji i zawsze może liczyć na pomoc Noaha, który również wydaje się interesującą postacią.
Jeśli chodzi o wątek miłosny pomiędzy Marą a Noahem, to nie jest on aż tak bardzo wysunięty na pierwszy plan jak w "Tajemnicy", ale to nie znaczy, że pojawia się rzadko. Przeciwnie, ta para na kartach powieści występuje często i my, czytelnicy, możemy obserwować rozwój tego uczucia. Noah wie, że nigdy już nie opuści dziewczyny, z kolei ona, że nie zostawi Noaha. Z jednej strony to sprawia wrażenie przereklamowanego kiczu miłosnego, z drugiej jest bardzo, ale to bardzo... romantyczne, chwilami wzruszające. Ja osobiście z całego serca im kibicuję, uwielbiam tę dwójkę.
Fabuła przez cały czas trzyma w napięciu i to aż do ostatniego zdania. Momentami naprawdę nie można rozróżnić, co jest rzeczywistością, a co tylko wymysłem i halucynacjami Mary. Pełno tutaj nieco mrocznej atmosfery i tajemnic. Na niektóre sekrety poznajemy odpowiedź, na inne wciąż jeszcze nie. Rozdziały są pisane w taki sposób, że kończąc jeden, natychmiast chcemy przeczytać drugi, gdyż albo jakaś sytuacja jest urywana, albo dowiadujemy się czegoś szokującego.
"Mara Dyer. Przemiana" to wspaniała kontynuacja. Zostałam nią ogromnie pozytywnie zaskoczona. Jeśli jesteście po lekturze pierwszego tomu, nie wahajcie się i sięgajcie po ten, gdyż jest tego wart.
Mara Dyer próbuje robić wszystko, aby powrócić do normalnego i wymazać tragiczne wydarzenia z przeszłości. Wszyscy dookoła niej, włącznie z lekarzami, ciągle są przekonani, że jej wizje to efekt tramy, jakiej doznała po wypadku w ruinach zakładu psychiatrycznego. Dziewczyna jednak wie, że jest zupełnie inaczej... Tylko jej chłopak, Noah, który jej wierzy, może być dla niej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bea ma 53 lata i rok temu straciła męża, zostając wdową. Prowadzi swoją dochodową kafejkę w Sydney i próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Niedługo przed Bożym Narodzeniem kobieta otrzymuje list z zaproszeniem do grupy właścicieli podobnych knajp do takiej, jaką ona zarządza. Bea zaczyna internetowo korespondować z nadawcą listu, który, jak się okazuje, mieszka w Szkocji. Wkrótce postanawia wraz z wnuczką Florą odbyć przedświąteczną podróż do Edynburga, gdzie czeka na nich wiele zaskoczeń.
Powieść Amandy Prowse zabiera nas najpierw do Australii, gdzie wiecznie panują wysokie temperatury, święta spędza się na plaży, a o śniegu można tylko pomarzyć. Kiedy już przyzwyczaimy się do tego dość nietypowego klimatu, akcja przenosi się do Szkocji, gdzie panują warunki pogodowe już bardziej porównywalne do tych w Polsce. Myślę, że połączenie takich skrajnych środowisk jest ze strony autorki dobrym zabiegiem. Dzięki temu możemy zaznajomić się z innymi kulturami i prawie na własnej skórze odczuć te różnice.
"Świąteczna kafejka" to książka, która ma dużo wątków. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj utracona miłość Bei z przeszłości, o której nie potrafi ona zapomnieć i często ją wspomina. Mimo że ten aspekt wypada raczej schematycznie, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zakończenie go napawa swego rodzaju nadzieją. A jeśli o miłości mowa, to jeszcze obserwować możemy rozwój innej relacji pomiędzy pewną dwójką, co uważam za tak zwany smaczek podczas lektury, gdyż naprawdę kibicowanie im sprawiało mi ogromną satysfakcję. Oprócz tego opowieść pełna jest rodzinnych problemów, dotyczących głównie nastoletniej Flory i relacji pomiędzy rodzicem a dzieckiem.
Niektórzy występujący bohaterowie są naprawdę charakterystyczni i warci zapamiętania. Bea cechuje się pozytywnym nastawieniem i tym, że prawie na wszystko ma jakąś dobrą radę. Jej trzynastoletnia wnuczka, taka młoda kobietka, jeszcze z wielu rzeczy nie zdaje sobie sprawy, ale momentami potrafi nieźle rozśmieszyć i pocieszyć. Kim i Tait, pracownicy kafejki Bei, to również ciekawe osoby. Takich postaci jest jeszcze kilka, co tylko dowodzi, że pani Prowse postarała się, kreując swoich bohaterów na realnych ludzi.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że temat świąt wśród wszystkich zdarzeń zszedł gdzieś na trzeci plan. Owszem, występuje trochę świątecznych akcentów, ale mimo wszystko sądziłam, że będzie to jakoś wyraźniej zaznaczone i Boże Narodzenie odegra kluczową rolę. Niestety, tak się nie wydarzyło. Pod tym względem odrobinę się zawiodłam.
Początkowo nie mogłam przekonać się co do stylu autorki. Miałam wrażenie, że jest zdecydowanie za ciężki, co spowalniało czytanie. Gdzieś tak po kilkunastu stronach jednak przestało mi to przeszkadzać i chyba się przyzwyczaiłam, bo bardzo szybko skończyłam całość. Myślę, że po prostu wczułam się w tę historię, zaciekawiona jej dalszym ciągiem.
"Świąteczna kafejka" spodoba się wszystkim, który szukają ciepłej opowieści na zimowe wieczory. To historia o poszukiwaniach utraconej miłości, nieoczekiwanych przeszkodach, nadziei i szczęściu. Mnie osobiście zauroczyła, pomimo że faktycznie brakowało tej magicznej, świątecznej atmosfery. I teraz, chociaż już po świętach, zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję. Może w tą śnieżną i mroźną zimę ogrzeje Wasze serca?
Bea ma 53 lata i rok temu straciła męża, zostając wdową. Prowadzi swoją dochodową kafejkę w Sydney i próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Niedługo przed Bożym Narodzeniem kobieta otrzymuje list z zaproszeniem do grupy właścicieli podobnych knajp do takiej, jaką ona zarządza. Bea zaczyna internetowo korespondować z nadawcą listu, który, jak się okazuje, mieszka w Szkocji....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lisa Paxa z Peterem łączy niezwykła więź. Odkąd chłopiec uratował osieroconego Paxa, oboje są praktycznie nierozłączni. Żaden z nich nie wyobraża sobie, by zabrakło tego drugiego. Jednak wkrótce nadchodzi czas rozstania... Ojciec Petera idzie do wojska, a swojemu synowi nakazuje wypuszczenie lisa do lasu, gdyż chłopak ma zamieszkać ze swoim dziadkiem. Peter nie może znieść tęsknoty za małym przyjacielem i już pierwszej nocy pobytu u staruszka wymyka się na poszukiwanie Paxa. W tym czasie lis musi nauczyć się przetrwać w dziczy. Czy Peter i Pax w końcu się odnajdą?
Książka od początku urzekła mnie swoją oprawą graficzną, dzięki której jeszcze bardziej pragnęłam poznać historię, którą ukryto w środku. Ta okładka z liskiem jest naprawdę śliczna i przyciągająca wzrok, a ilustracje Jona Klassena wewnątrz, choć czarno białe, również są miłe dla oka i urozmaicają one lekturę. Sama treść nie jest gorsza - po przeczytaniu ostatniej strony żałowałam, że to już koniec, bo naprawdę bardzo miło spędziłam czas, zagłębiając się w świat wykreowany przez autorkę.
Rozdziały napisane są z dwóch perspektyw: Petera i Paxa i występują naprzemiennie: najpierw rozdział oczami liska, potem chłopca, następnie znów Paxa, itd. To daje nam możliwość dowiedzenia się o tym, co akurat któregoś z nich dręczy i poznania ich myśli. Dość interesujące są fragmenty z punktu widzenia Paxa, ponieważ jest on zwierzęciem i wiadomo, że na otoczenie patrzy inaczej niż człowiek. Lis ukazuje nam zupełnie inny stosunek do świata, czasami wręcz lekko szokujący, ale jednocześnie brutalnie prawdziwy.
Relacja pomiędzy lisem a Peterem przedstawiona jest niezwykle intrygująco. Widać, że to, co ich łączy, to więź bardzo zażyła. Oboje są ze sobą emocjonalnie związani. Ta wyjątkowa przyjaźń pomiędzy chłopcem a Paxem może być dowodem na istnienie dużego przywiązania pomiędzy ludźmi a zwierzętami, przez które jesteśmy w stanie zdobyć się nawet na z pozoru niewykonalne czyny, tak jak Peter odważył się wyruszyć na poszukiwanie swojego przyjaciela. I chociaż miał wiele kilometrów do przebycia, a po drodze nie raz spotykały go różne przeszkody, nie poddawał się. Myśl o tym, że znowu będzie razem z lisem, dodawała mu motywacji.
Jestem pod wrażeniem tego, jak Sara Pennypacker wykreowała fabułę. Już sam opis brzmi niezwykle, a słowa z tyłu okładki To opowieść o chłopcu i jego lisie (lub lisie i jego chłopcu) zdecydowanie zwracają uwagę. Autorka na kartach tej powieści wyczarowała fascynujący i wręcz magiczny klimat, który sprawia, iż książkę czyta się bardzo przyjemnie. W tym wszystkim zawarła także ważne wartości i sentencje.
"Pax" to bez wątpienia książka, która ukazuje nam wyjątkową historię. To opowieść o pięknej przyjaźni pomiędzy chłopcem a jego lisem, o odkrywaniu swojej prawdziwej natury, ale też w pewnym sensie o poszukiwaniu szczęścia. Choć kierowana jest do dzieci, to zawiera ona w sobie rozważania na temat ludzkiej natury, skłaniające do przemyśleń. Uważam, że może spodobać się zarówno młodszym czytelnikom, jak i tym nieco starszym. Jeśli chcecie przeczytać ciepłą, wzruszającą i momentami zabawną pozycję, sięgnijcie właśnie po tę historię.
Lisa Paxa z Peterem łączy niezwykła więź. Odkąd chłopiec uratował osieroconego Paxa, oboje są praktycznie nierozłączni. Żaden z nich nie wyobraża sobie, by zabrakło tego drugiego. Jednak wkrótce nadchodzi czas rozstania... Ojciec Petera idzie do wojska, a swojemu synowi nakazuje wypuszczenie lisa do lasu, gdyż chłopak ma zamieszkać ze swoim dziadkiem. Peter nie może znieść...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Emily wybudza się po zabiegu usunięcia pamięci. Ma 21 lat i nie pamięta prawie nic ze swojej przeszłości. Zaczyna życie od nowa, w nowym miejscu i z nowymi ludźmi. Znajduje także list od siebie sprzed wymazania wspomnień, w którym wyraźnie jest napisane, by nie próbowała przypominać sobie ostatnich lat, gdyż od tego zależy życie jej i innych ludzi. Jednak przeszłość nie daje tak łatwo o sobie zapomnieć...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduje się prawdy. Okazuje się, że jest potomkinią Krwawej Hrabiny, czyli Elżbiety Batory, słynnej zabójczyni. Przez to znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie, bo pewna organizacja pragnie śmierci wszystkich spokrewnionych z Elżbietą Batory. Emily musi rozpocząć szaleńczą ucieczkę przed mordercą i walkę o przetrwanie.
Tosca Lee ujęła mnie swoim pomysłem i koncepcją na tę książkę. To z pewnością dość niezwykła i oryginalna historia, która może zaciekawić młodzież. Usuwanie pamięci, tajne stowarzyszenia i ona - Elżbieta Batory, wielokrotnie wspominana na kartach powieści, ponieważ to od niej wszystko się zaczęło - te wszystkie aspekty niebywale intrygują czytelnika. Mimo tego w tej całej opowieści czegoś mi zabrakło i mam wrażenie, że potencjał mógł być trochę lepiej wykorzystany.
Główna bohaterka Emily (właściwie to nie jest jej prawdziwe imię, ale wolę nie psuć przyjemności z czytania) wydaje się miłą i sympatyczną dziewczyną. Na początku jest zagubiona, potem stara się poznać prawdę i odkryć swoją tożsamość. Obserwujemy, jak zamienia się w silną i zdeterminowaną postać. Reszta pojawiających się tutaj osób jest również bardzo dobrze wykreowana. Bardzo spodobało mi się to, że w przypadku kilku bohaterów tak naprawdę do końca nie wiadomo, kto jest dobry, a kto zły. Kiedy byłam prawie stuprocentowo pewna, że dana postać jest tą dobrą, następował zwrot akcji i okazywało się, że było wręcz przeciwnie.
Akcja jest bardzo ważną częścią fabuły. Niemal nieustannie coś się dzieje i ktoś jest w niebezpieczeństwie. Niektóre sprawy są pełne zawirowań i przyznam, że momentami się gubiłam. Ostatecznie jednak wszystko się wyjaśniało. Nie ma więc w tej historii nudy, ciągle pojawia się coś nowego, niezwykłego i nierzadko zaskakującego.
Autorka pisze lekko i przyjemnie. Dużo dialogów i mało długich opisów to zdecydowanie zaleta, przynajmniej dla mnie. Lektura ponad trzystu stron powieści mija bardzo szybko i nawet nie zorientowałam się, kiedy dotarłam do ostatniej strony.
Muszę jednak jeszcze wspomnieć o tym, co mnie zawiodło i to w dużym stopniu, a chodzi wątek romantyczny pomiędzy Emily a niejakim Luką. To uczucie rozwinęło się w błyskawicznym tempie i nie potrafię nawet wskazać momentu, w którym stali się parą. Rozumiem, że przed zabiegiem usunięcia pamięci łączyły ich bardzo silne więzy, ale przecież po nim dziewczyna nawet go nie rozpoznała, a kiedy się poznali, prawie od razu rzucili się sobie w ramiona. Bardzo brakowało mi tych opisów zakochania i motyli w brzuchu. Właściwie gdyby nie pewne gesty, nie domyśliłabym się, że przeszli w głębszą relację. Emily jako narratorka o tym milczy.
Podsumowując, Potomkowie to dobra i ciekawa książka. Byłaby lepsza, gdyby tylko nie ten nieszczęsny wątek romantyczny i jeszcze kilka drobnych niuansów. Jeśli przymknąć na to oko, wychodzi z tego porywająca lektura. Polecam, jeśli macie ochotę.
Emily wybudza się po zabiegu usunięcia pamięci. Ma 21 lat i nie pamięta prawie nic ze swojej przeszłości. Zaczyna życie od nowa, w nowym miejscu i z nowymi ludźmi. Znajduje także list od siebie sprzed wymazania wspomnień, w którym wyraźnie jest napisane, by nie próbowała przypominać sobie ostatnich lat, gdyż od tego zależy życie jej i innych ludzi. Jednak przeszłość nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Panna Drake jest naprawdę upartym i zrzędliwym smokiem. Tak się składa, że pod jej skrzydła trafia nowy pupil, Winnie. Przed smoczycą trudne zadanie - musi wychować tę dziewczynkę z upartym charakterem na idealną towarzyszkę. O dziwo, Winnie myśli natomiast, że to ona jest właścicielką panny Drake. Razem zmierzą się ze swoimi temperamentami. Kiedy Winnie przypadkowo wypuszcza na świat magiczne i niebezpieczne szkicelungi, obie zmuszone są położyć kres chaosowi. Podczas tego zadania będą próbowały zjednoczyć się jeszcze bardziej i dać początek nowej, wspaniałej przyjaźni.
Z literatury dziecięcej wyrosłam już dawno. Kiedy sięgnęłam jednak po tę książkę, miałam nieodparte przeczucie, że pomimo tego spodoba mi się ta historia. Nie myliłam się, ponieważ "Poradnik dla smoków. Żywienie i wychowanie ludzi" okazał się naprawdę ciekawą i zajmującą pozycją, z której młode osoby mogą wynieść pozytywne wartości. Opowieść ta przeniosła mnie znów w beztroski świat dzieciństwa.
Motyw smoków bardzo mi się spodobał, tym bardziej, że o tych stworzeniach mogłabym czytać w nieskończoność. Tutaj zostały one według mnie przedstawione w dość interesujący sposób. Ich świat i funkcjonowanie były jednym z zajmujących aspektów podczas lektury. Tak samo jest z pupilami smoków, ludźmi - ten wątek również uważam za udany.
Winnie i Panna Drake to duet idealny, chociaż na początku można mieć co do tego duże wątpliwości. Winnie, jak na młodziutką osóbkę, ma silną osobowość. Panną Drake cechuje uporczywość i wybredność, ale okazuje się, że czasami te cechy są przydatne. Ich usposobienie i charaktery niezwykle ze sobą współgrają i sądzę, że razem mogłyby rozwiązywać nawet najtrudniejsze zagadki. Powoli poznają siebie nawzajem, a pomiędzy nimi zacieśniają się więzi i zaczyna rozwijać przyjaźń.
Książkę napisano prostym językiem, więc jest ona z pewnością całkowicie zrozumiała dla dzieci. Nie znajdziemy w niej oczywiście jakichś nie wiadomo jak wielkich zwrotów akcji, ale fabuła i tak się broni, sprawiając, że nie można oderwać się od czytania, dopóki nie pozna się zakończenia tej historii. Poza treścią w powieści na początku każdego rozdziału znajdziemy małą ilustrację.
"Poradnik dla smoków. Żywienie i wychowanie ludzi" to wartościowa pozycja, która pobudza wyobraźnię. Polecam ją szczególnie młodszym czytelnikom, bo to właściwie do nich jest ona głównie skierowana. Dorośli także mogą sięgnąć, jeśli mają ochotę, ponieważ to niezły sposób na powrót do minionych lat.
Panna Drake jest naprawdę upartym i zrzędliwym smokiem. Tak się składa, że pod jej skrzydła trafia nowy pupil, Winnie. Przed smoczycą trudne zadanie - musi wychować tę dziewczynkę z upartym charakterem na idealną towarzyszkę. O dziwo, Winnie myśli natomiast, że to ona jest właścicielką panny Drake. Razem zmierzą się ze swoimi temperamentami. Kiedy Winnie przypadkowo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wydawać by się mogło, że po tym, jak Winnie i smoczyca panna Drake uratowały San Francisco przed ożywionymi rysunkami, nastanie wreszcie koniec niebezpiecznych przygód. Jednak jak się okazuje, to dopiero początek innych kłopotów. Winnie zaczyna uczęszczać do Akademii Spriggs - niezwykłej szkoły dla magicznych i niemagicznych dziewczynek. Poznaje tam nowe koleżanki, ale też i wrogą Nanette, która zrobiłaby wszystko, byleby tylko ją upokorzyć. W dodatku wygląda na to, że dziadek Winnie knuje plan porwania wnuczki...
To już druga część historii o pannie Drake i jej pupilce, bo smoczyca tak właśnie określa swoją ludzką przyjaciółkę Winnie. Więź, jaka wytworzyła się pomiędzy tymi dwiema postaciami jest wyjątkowa. Obie ufają sobie nawzajem i wiedzą, że mogą na siebie liczyć. Panna Drake ponadto opowiada Winnie o rożnych niesamowitych doświadczeniach oraz zabiera ją na latanie na swoim grzbiecie, przy okazji odwiedzając zaczarowane miejsca. Kto nie chciałby mieć takiego smoka?
Winnie jest zafascynowana magią, którą odkrywa w nowej szkole. Sama jest jednak tylko człowiekiem i nie posiada żadnych nadzwyczajnych umiejętności, ale może właśnie to w jakiś sposób czyni ją wyjątkową? Zresztą, jak dziewczynka dowiaduje się od nauczycielki, każda ludzka istota ma w sobie odrobinę magii. Wystarczy tylko ją odkryć.
O ile w pierwszy tomie świat czarów mieliśmy tylko z grubsza zarysowany, o tyle w tym bardziej w niego wkraczamy i poznajemy magiczne istoty. W Akademii Spriggs kształci się bardzo dużo wyjątkowych dzieci, na przykład krasnoludków czy też czarodziejek. Kadra nauczycielska zresztą też nie jest przeciętna, a jednym z nauczycieli jest tam nawet słynny Izaac Newton, który, jak się okazuje, wcale nie zmarł i ma się nadzwyczajnie dobrze.
Opowieść napisano z dwóch perspektyw: Winnie i panny Drake. Fabuła specjalnie zaskakująca nie jest, ale na pewno dostarcza sporo zabawy, a w pewnym momencie odrobiny wzruszenia. Po raz kolejny główni bohaterowie udowadniają, że razem stanowią nieprześcigniony duet. Ponadto wątek magicznych nadaje opowieści niepowtarzalny klimat.
Drugi tom "Poradnika dla smoków" okazał się nie gorszy od pierwszego i bardzo mi się spodobał. Ten cykl polecam przede wszystkim młodszym czytelnikom, którzy uwielbiają czytać o magicznych Myślę, że im ta historia najbardziej przypadnie do gustu.
Wydawać by się mogło, że po tym, jak Winnie i smoczyca panna Drake uratowały San Francisco przed ożywionymi rysunkami, nastanie wreszcie koniec niebezpiecznych przygód. Jednak jak się okazuje, to dopiero początek innych kłopotów. Winnie zaczyna uczęszczać do Akademii Spriggs - niezwykłej szkoły dla magicznych i niemagicznych dziewczynek. Poznaje tam nowe koleżanki, ale też...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to