-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik249
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-10-14
2023-10-14
2023-10-14
2022-01-08
2019-11-18
2019-11-18
2019-11-23
2015-04-20
2014-07-01
Nie wiem!
Ja matkom zabraniam tego czytać! Mam 1,5 roczną córkę i krew mnie zalewała, gdy czytałam tę książkę. Miałam ochotę wziąć patelnie i tłuc po łbie wszystkich facetów. Za co? Za żywota!
Z drugiej strony..
Ja matkom nakazuję przeczytać tę książkę, żeby przekonać się, iż niebezpieczeństwo czyha wszedzie, że dziecko nawet w szpitalu nie może czuć się bezpiecznie.
Nie wiem! Cholera mnie bierze jeszcze, gdy myślę o tej historii.
I autorce współczuję bardzo.
Tyle w tym temacie.
Nie wiem!
Ja matkom zabraniam tego czytać! Mam 1,5 roczną córkę i krew mnie zalewała, gdy czytałam tę książkę. Miałam ochotę wziąć patelnie i tłuc po łbie wszystkich facetów. Za co? Za żywota!
Z drugiej strony..
Ja matkom nakazuję przeczytać tę książkę, żeby przekonać się, iż niebezpieczeństwo czyha wszedzie, że dziecko nawet w szpitalu nie może czuć się bezpiecznie.
Nie...
2014-04-27
Droga przez mękę. Skończyłam, ale z wielkim trudem i to tylko dlatego, że nie lubię gdy coś zaczynam i tego nie kończę.
Jednym słowem - nie polecam.
Droga przez mękę. Skończyłam, ale z wielkim trudem i to tylko dlatego, że nie lubię gdy coś zaczynam i tego nie kończę.
Jednym słowem - nie polecam.
2013-11-12
Zdaję sobie sprawę, że nie należy zaczynać od końca, ale jestem pod tak wielkim wrażeniem zakończenia, że jeszcze nie doszłam do siebie po doznanym szoku. Po ponad pięciuset przeczytanych i wcale nienudnych stronach warto było dotrwać do tak niezwykłego finału. Akcja powieści rozgrywa się na trzech płaszczyznach czasowych. Tę niezwykłą podróż w czasie zaczynamy od zapoznania się z Laurel. Dziewczyna żyje w zgodnej, szczęśliwej rodzinie. Wymyka się z rodzinnej uroczystości, by spędzić samotne chwile w domu na drzewie, marzyć o Billim, nowopoznanym adoratorze. Sielski klimat spokojnego życia, radosny harmider, duża, szanująca się rodzina, dom na wsi, warzywa w ogródku, rozwieszona świeżo wyprana pościel, kury na podwórku. Niespodziewanie do domu zbliża się nieznajomy, puka do drzwi. Laurel obserwuje sytuację z okienka swojej kryjówki i staje się świadkiem strasznego wydarzenia. Oto jej spokojna, idealna matka, cudowna kobieta, chwyta w dłoń nóż i wbija go prosto w serce nieznajomego. Przyczynę tego, co się stało, Laurel postara się odkryć po wielu, wielu latach, gdy jej mama będzie już staruszką. Będzie chciała dowiedzieć się, kim była jej mama, zanim stała się mamą, jakie wiodła życie, jak ono wyglądało no i co ukrywa.
Kate Morton nadaje RZECZOM magicznego, romantycznego znaczenia. Kufry na strychu, korespondencja, pamiętniki, zdjęcia. Rzeczy są częścią ludzkiego bytu. Człowiek otacza się nimi przez całe życie i mogą stanowić dla niego dużą wartość. (Ile osób na pytanie „Gdybyś podczas pożaru mieszkania mógł wybrać tylko jedną rzecz, którą chciałbyś ocalić, to co by to było?”, odpowiedziałoby - album ze zdjęciami?). Z niektórymi rzeczami wiąże nas emocjonalna więź i trudno byłoby się z nimi rozstać. Rzeczy te po latach stają się strażnikami tajemnic, skarbnicami wspomnień. Choć znaczenie rzeczy również przemija, to właśnie one przypominają nam o innych czasach, o tym że świat to nie tylko „tu i teraz”, ale również i „kiedyś”.
Zdaję sobie sprawę, że nie należy zaczynać od końca, ale jestem pod tak wielkim wrażeniem zakończenia, że jeszcze nie doszłam do siebie po doznanym szoku. Po ponad pięciuset przeczytanych i wcale nienudnych stronach warto było dotrwać do tak niezwykłego finału. Akcja powieści rozgrywa się na trzech płaszczyznach czasowych. Tę niezwykłą podróż w czasie zaczynamy od...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10-07
Oh młodzieży!
Gdybym była kilkanaście lat młodsza i mogła powiedzieć, że do młodzieży właśnie się zaliczam, książka „Osobliwy dom pani Peregrine” byłaby z pewnością moją ulubioną. Zawiera wszystko to, czego jako nastolatka poszukiwałam w książkach czy filmach. A oto, co tworzy tak niezwykły i fascynujący klimat:
- DZIADEK – Opowiada swojemu wnukowi Jacobowi niezwykłe historie ze swojego dzieciństwa. Historie na tyle niezwykłe, że aż niewiarygodne. Dziwni przyjaciele dziadka, dziewczynka unosząca się w powietrzu, niewidzialny chłopiec, chudzielec bez wysiłku podnoszący skały kilkadziesiąt razy cięższe od niego. Te osobliwe postacie bez wątpienia byłyby tylko świadectwem tego, iż ukochany dziadek ma niebywałą wyobraźnię. Przecież każde dziecko w dzieciństwie bajek słucha. Tylko że bajki dziadka są potwierdzone autentycznymi fotografiami. Postać dziadka jest niezwykła, żyje on we własnym świecie. Dzięki swoim fantazjom sieje we wnuku ziarno odkrywcy. Odtąd marzeniem chłopca będzie pozostanie odkrywcą właśnie. Choć wszystkie miejsca na mapie świata zostały już odkryte, to on, Jacob, wyruszy we własna podróż, prowadzony poczuciem obowiązku wobec dziadka.
Dziadek na tyle jest fascynujący, iż jest Polakiem, co mi osobiście bardzo się podoba. Lubię, gdy autorzy powieści z tajemnicą wplatają motyw starego już Polaka, którego dotknęły wydarzenia z drugiej wojny światowej („Siedemdziesięcioletnie cierpienie wniknęło w niego niczym trujące dziedzictwo”). Podobny chwyt zastosowała na przykład Kate Morton w „Zapomnianym ogrodzie”. Myślę, że to potęguje klimat grozy, a mi – Polce, po prostu podobają się staruszkowie wspominający wojnę, gdyż sama takiego swojego staruszka kiedyś miałam.
- STRASZNY DOM – opuszczony, nawiedzony, w którym straciło życie kilkanaścioro dzieci. Dom, do którego bardzo trudno jest się dostać, a poznać jego tajemnicę mogą jedynie wybrańcy, osobliwcy. Dom, który jest przecież ….
- SIEROCIŃCEM. O tak, tak! Tego poszukiwałam, gdy byłam nastolatką. Historii, których akcja dzieje się w sierocińcu. Dzieci opuszczone przez rodziców, którymi zajmuje się wymagająca, siejąca postrach, koniecznie samotna, stara opiekunka, która własnych dzieci nie posiada, a kocha wszystkie, które są pod jej skrzydłem. Tutaj jest nią pani Peregrine. Peregrine – po łacinie znaczy „sokół”. No właśnie…
- PTAKI – Już sam Alfred Hitchcock wiedział, że ptaki sieją strach. Pani Peregrine jest dokładnie taka, jak wskazuje na to jej nazwisko. Jest jak sokół, zgarbiona, odziana w czarne suknie, okulary, włosy spięte w ściśniętego koka na czubku głowy, dzięki czemu głowa wydaje się być idealnie okrągła i gładka. W dodatku są sytuacje, w których pani Peregrine potrafi w tego sokoła się przeobrazić!
Motyw ptaków pojawia się w powieści jeszcze kilka razy. Ojciec Jacoba jest ornitologiem, którego niespełnionym marzeniem jest bycie pionierem w badaniach nad niezwykłymi gatunkami ptaków.
- WYSPA – Najciekawsze tajemnice rozgrywają się przecież na wyspach. Wszyscy znamy takie filmy jak „Krąg”, „Tajemnicza wyspa” czy „Sierociniec”. Wyspa jest odosobniona, to jak gdyby zamknięty obszar rządzący się swoimi prawami. Mogą nie docierać do niej zasady panujące na stałym lądzie, może mieć ona swoją historię i swoje – a jakże by nie – tajemnice. I oczywiście tak też dzieje się i w naszej powieści. Wyspa Cairnholm, na którą przyjeżdża Jacob, jest jakby nie z tego świata. Jest problem z prądem, na całej wyspie jest tylko jeden telefon, a dzieci dojeżdżają do szkoły promem. No, „dopływają” wypadałoby powiedzieć.
- KLIMAT – Wyszczególniam tu, co składa się na klimat powieści i mówię teraz, że na jej klimat składa się klimat? Otóż mam na myśli teraz ten atmosferyczny. Na wyspie wciąż panuje mgła, mrok, wilgoć, chłód. A jakże! Takie książki, to tylko w Anglii. Przecież historia ta nie byłaby ta sama, gdyby rzecz działa się na przykład w słonecznej i tropikalnej Jamajce. „Atmosfera była wręcz biblijna, bez trudu mogłem sobie wyobrazić umiarkowanie rozzłoszczony Bóg zsyła na Egipcjan plagę w postaci takiej właśnie mgły. Kiedy schodziliśmy po drugiej stronie, opary wydawały się coraz gęstsze, a słońce przygasło i wyglądało na blade i rozmyte. Wilgoć kleiła się do wszystkiego, osiadała mi na skórze i przenikała przez ubranie, temperatura wyraźnie spadła.”
- FOTOGRAFIE – Tutaj stanowią one swoiste źródło przekazu. Takie zjawisko nieczęsto spotyka się w literaturze, że gdy mowa jest o jakimś zdjęciu, czytelnik przewraca stronę i oto ma ową fotografię przed oczyma. Nie wiem, czy ten przekaz w literaturze jest nowatorski, musiałabym przeczytać wszystkie książki tego świata, by móc stwierdzić, że autor proponuje czytelnikom coś nowego, jednak ja na pewno spotykam się z czymś takim po raz pierwszy. I nie wiem sama co o tym myśleć. Przywykłam do tego, że czytanie książek rozwija wyobraźnię i obrazy rodzą się w mojej głowie według mojego życzenia. Wyobrażam sobie to zdjęcie, przewracam kartkę i co? I coś jest nie tak, jak w mojej wyobraźni. Co nie zmienia faktu, że zaprezentowane zdjęcia są naprawdę ciekawe i czytelnik zatrzymuje się przy nim na kilka chwil, by dobrze się mu przyjrzeć.
Oto co składa się na niezwykły i tajemniczy klimat powieści. Ale słówek dwa pragnę jeszcze powiedzieć o języku, który również bardzo mi się podobał. Na przykład takie neologizmy jak „babojagołap”. Lub dosyć zabawne porównania – „Kiedy opuszczaliśmy miasteczko, Dylan spotkał kumpla, starszego od nas chłopaka w oślepiająco żółtym dresie i łańcuchach z tombaku. Gdyby gość się przebrał za astronautę, pasowałby do Cairnholm mniej więcej w takim samym stopniu jak w tym dresie.” Tak, myślę, że autor pisze dosyć zabawnie i ciekawie. Język nie nudzi, nie ma przesady ani uproszczeń.
Na koniec powiem jeszcze jaki, według mnie, lektura „Osobliwego domu…” ma sens. Wydaje mi się, że w rezultacie mówi ona tak naprawdę o relacjach rodzinnych. Zawsze więź, która łączy dziadków i wnuków jest niebywała. Inne są relacje ojciec – syn, dziadek – wnuk. Ten sam człowiek może nie być idealnym ojcem, a dla wnuka będzie zawsze ideałem. „Rzecz jasna tata wcale się nie mylił – rzeczywiście wielbiłem dziadka i zależało mi na tym, aby pewne rzeczy, które o nim wiedziałem, były zgodne z prawdą. Cudzołożenie, rzecz jasna, do nich nie należało. Gdy byłem dzieckiem, fantastyczne opowieści dziadka świadczyły moim zdaniem o tym, że człowiek może wieść magiczne życie. Nawet jeśli przestałem wierzyć w te historie, i tak dostrzegałem w dziadku coś magicznego. Przetrwał nieprawdopodobne okropności, widział najciemniejszą stronę ludzkiej natury, przez co jego życie zmieniło się nie do poznania, a mimo wszystko pozostał, jak uważam, uczciwym, dobrym i odważnym człowiekiem. To była prawdziwa magia. Nie potrafiłem uwierzyć, że mógłby okazać się kłamcą i oszustem, a także złym ojcem. Jeśli dziadek Portman nie byłby uczciwy i dobry, to czy ktoś w ogóle mógłby taki być?”
Poza tym jeszcze jeden wydźwięk książki – w życiu chodzi o to, by odnaleźć siebie i robić to, co jest zgodne z własnym sumieniem, co podpowiada dusza. Trzeba odnaleźć swoje przeznaczenie i zgodzić się na nie, bo od niego uciec nie można.
Oh, młodzieży!
Gdybym była kilkanaście lat młodsza i mogła powiedzieć, że do młodzieży właśnie się zaliczam, książka „Osobliwy dom pani Peregrine” byłaby z pewnością oceniona u mnie na wszystkie gwiazdki. Ale że jestem troszkę starsza i postacie dziwnych stworków nie do końca przypadły mi do gustu, muszę tych gwiazdeczek dać troszkę mniej. Poza tym uważam, że w pewnym momencie autor się zagalopował, przesadził, przepotworkował, jak pewnie sam by powiedział, bo takie właśnie neologizmy zdarza mu się tworzyć. Nie mniej jednak gorąco polecam tę książkę!
Oh młodzieży!
Gdybym była kilkanaście lat młodsza i mogła powiedzieć, że do młodzieży właśnie się zaliczam, książka „Osobliwy dom pani Peregrine” byłaby z pewnością moją ulubioną. Zawiera wszystko to, czego jako nastolatka poszukiwałam w książkach czy filmach. A oto, co tworzy tak niezwykły i fascynujący klimat:
- DZIADEK – Opowiada swojemu wnukowi Jacobowi niezwykłe...
2000-01-01
Taki fajny pomysł, takie ciekawe tło, tylko czegoś mi zabrakło. Język mnie nie porwał, chwilami było jakoś tak byle jak.
Taki fajny pomysł, takie ciekawe tło, tylko czegoś mi zabrakło. Język mnie nie porwał, chwilami było jakoś tak byle jak.
Pokaż mimo to