Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Taki fajny pomysł, takie ciekawe tło, tylko czegoś mi zabrakło. Język mnie nie porwał, chwilami było jakoś tak byle jak.

Taki fajny pomysł, takie ciekawe tło, tylko czegoś mi zabrakło. Język mnie nie porwał, chwilami było jakoś tak byle jak.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiem!
Ja matkom zabraniam tego czytać! Mam 1,5 roczną córkę i krew mnie zalewała, gdy czytałam tę książkę. Miałam ochotę wziąć patelnie i tłuc po łbie wszystkich facetów. Za co? Za żywota!

Z drugiej strony..

Ja matkom nakazuję przeczytać tę książkę, żeby przekonać się, iż niebezpieczeństwo czyha wszedzie, że dziecko nawet w szpitalu nie może czuć się bezpiecznie.

Nie wiem! Cholera mnie bierze jeszcze, gdy myślę o tej historii.
I autorce współczuję bardzo.

Tyle w tym temacie.

Nie wiem!
Ja matkom zabraniam tego czytać! Mam 1,5 roczną córkę i krew mnie zalewała, gdy czytałam tę książkę. Miałam ochotę wziąć patelnie i tłuc po łbie wszystkich facetów. Za co? Za żywota!

Z drugiej strony..

Ja matkom nakazuję przeczytać tę książkę, żeby przekonać się, iż niebezpieczeństwo czyha wszedzie, że dziecko nawet w szpitalu nie może czuć się bezpiecznie.

Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Droga przez mękę. Skończyłam, ale z wielkim trudem i to tylko dlatego, że nie lubię gdy coś zaczynam i tego nie kończę.
Jednym słowem - nie polecam.

Droga przez mękę. Skończyłam, ale z wielkim trudem i to tylko dlatego, że nie lubię gdy coś zaczynam i tego nie kończę.
Jednym słowem - nie polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zdaję sobie sprawę, że nie należy zaczynać od końca, ale jestem pod tak wielkim wrażeniem zakończenia, że jeszcze nie doszłam do siebie po doznanym szoku. Po ponad pięciuset przeczytanych i wcale nienudnych stronach warto było dotrwać do tak niezwykłego finału. Akcja powieści rozgrywa się na trzech płaszczyznach czasowych. Tę niezwykłą podróż w czasie zaczynamy od zapoznania się z Laurel. Dziewczyna żyje w zgodnej, szczęśliwej rodzinie. Wymyka się z rodzinnej uroczystości, by spędzić samotne chwile w domu na drzewie, marzyć o Billim, nowopoznanym adoratorze. Sielski klimat spokojnego życia, radosny harmider, duża, szanująca się rodzina, dom na wsi, warzywa w ogródku, rozwieszona świeżo wyprana pościel, kury na podwórku. Niespodziewanie do domu zbliża się nieznajomy, puka do drzwi. Laurel obserwuje sytuację z okienka swojej kryjówki i staje się świadkiem strasznego wydarzenia. Oto jej spokojna, idealna matka, cudowna kobieta, chwyta w dłoń nóż i wbija go prosto w serce nieznajomego. Przyczynę tego, co się stało, Laurel postara się odkryć po wielu, wielu latach, gdy jej mama będzie już staruszką. Będzie chciała dowiedzieć się, kim była jej mama, zanim stała się mamą, jakie wiodła życie, jak ono wyglądało no i co ukrywa.
Kate Morton nadaje RZECZOM magicznego, romantycznego znaczenia. Kufry na strychu, korespondencja, pamiętniki, zdjęcia. Rzeczy są częścią ludzkiego bytu. Człowiek otacza się nimi przez całe życie i mogą stanowić dla niego dużą wartość. (Ile osób na pytanie „Gdybyś podczas pożaru mieszkania mógł wybrać tylko jedną rzecz, którą chciałbyś ocalić, to co by to było?”, odpowiedziałoby - album ze zdjęciami?). Z niektórymi rzeczami wiąże nas emocjonalna więź i trudno byłoby się z nimi rozstać. Rzeczy te po latach stają się strażnikami tajemnic, skarbnicami wspomnień. Choć znaczenie rzeczy również przemija, to właśnie one przypominają nam o innych czasach, o tym że świat to nie tylko „tu i teraz”, ale również i „kiedyś”.

Zdaję sobie sprawę, że nie należy zaczynać od końca, ale jestem pod tak wielkim wrażeniem zakończenia, że jeszcze nie doszłam do siebie po doznanym szoku. Po ponad pięciuset przeczytanych i wcale nienudnych stronach warto było dotrwać do tak niezwykłego finału. Akcja powieści rozgrywa się na trzech płaszczyznach czasowych. Tę niezwykłą podróż w czasie zaczynamy od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oh młodzieży!

Gdybym była kilkanaście lat młodsza i mogła powiedzieć, że do młodzieży właśnie się zaliczam, książka „Osobliwy dom pani Peregrine” byłaby z pewnością moją ulubioną. Zawiera wszystko to, czego jako nastolatka poszukiwałam w książkach czy filmach. A oto, co tworzy tak niezwykły i fascynujący klimat:

- DZIADEK – Opowiada swojemu wnukowi Jacobowi niezwykłe historie ze swojego dzieciństwa. Historie na tyle niezwykłe, że aż niewiarygodne. Dziwni przyjaciele dziadka, dziewczynka unosząca się w powietrzu, niewidzialny chłopiec, chudzielec bez wysiłku podnoszący skały kilkadziesiąt razy cięższe od niego. Te osobliwe postacie bez wątpienia byłyby tylko świadectwem tego, iż ukochany dziadek ma niebywałą wyobraźnię. Przecież każde dziecko w dzieciństwie bajek słucha. Tylko że bajki dziadka są potwierdzone autentycznymi fotografiami. Postać dziadka jest niezwykła, żyje on we własnym świecie. Dzięki swoim fantazjom sieje we wnuku ziarno odkrywcy. Odtąd marzeniem chłopca będzie pozostanie odkrywcą właśnie. Choć wszystkie miejsca na mapie świata zostały już odkryte, to on, Jacob, wyruszy we własna podróż, prowadzony poczuciem obowiązku wobec dziadka.
Dziadek na tyle jest fascynujący, iż jest Polakiem, co mi osobiście bardzo się podoba. Lubię, gdy autorzy powieści z tajemnicą wplatają motyw starego już Polaka, którego dotknęły wydarzenia z drugiej wojny światowej („Siedemdziesięcioletnie cierpienie wniknęło w niego niczym trujące dziedzictwo”). Podobny chwyt zastosowała na przykład Kate Morton w „Zapomnianym ogrodzie”. Myślę, że to potęguje klimat grozy, a mi – Polce, po prostu podobają się staruszkowie wspominający wojnę, gdyż sama takiego swojego staruszka kiedyś miałam.

- STRASZNY DOM – opuszczony, nawiedzony, w którym straciło życie kilkanaścioro dzieci. Dom, do którego bardzo trudno jest się dostać, a poznać jego tajemnicę mogą jedynie wybrańcy, osobliwcy. Dom, który jest przecież ….

- SIEROCIŃCEM. O tak, tak! Tego poszukiwałam, gdy byłam nastolatką. Historii, których akcja dzieje się w sierocińcu. Dzieci opuszczone przez rodziców, którymi zajmuje się wymagająca, siejąca postrach, koniecznie samotna, stara opiekunka, która własnych dzieci nie posiada, a kocha wszystkie, które są pod jej skrzydłem. Tutaj jest nią pani Peregrine. Peregrine – po łacinie znaczy „sokół”. No właśnie…

- PTAKI – Już sam Alfred Hitchcock wiedział, że ptaki sieją strach. Pani Peregrine jest dokładnie taka, jak wskazuje na to jej nazwisko. Jest jak sokół, zgarbiona, odziana w czarne suknie, okulary, włosy spięte w ściśniętego koka na czubku głowy, dzięki czemu głowa wydaje się być idealnie okrągła i gładka. W dodatku są sytuacje, w których pani Peregrine potrafi w tego sokoła się przeobrazić!
Motyw ptaków pojawia się w powieści jeszcze kilka razy. Ojciec Jacoba jest ornitologiem, którego niespełnionym marzeniem jest bycie pionierem w badaniach nad niezwykłymi gatunkami ptaków.

- WYSPA – Najciekawsze tajemnice rozgrywają się przecież na wyspach. Wszyscy znamy takie filmy jak „Krąg”, „Tajemnicza wyspa” czy „Sierociniec”. Wyspa jest odosobniona, to jak gdyby zamknięty obszar rządzący się swoimi prawami. Mogą nie docierać do niej zasady panujące na stałym lądzie, może mieć ona swoją historię i swoje – a jakże by nie – tajemnice. I oczywiście tak też dzieje się i w naszej powieści. Wyspa Cairnholm, na którą przyjeżdża Jacob, jest jakby nie z tego świata. Jest problem z prądem, na całej wyspie jest tylko jeden telefon, a dzieci dojeżdżają do szkoły promem. No, „dopływają” wypadałoby powiedzieć.

- KLIMAT – Wyszczególniam tu, co składa się na klimat powieści i mówię teraz, że na jej klimat składa się klimat? Otóż mam na myśli teraz ten atmosferyczny. Na wyspie wciąż panuje mgła, mrok, wilgoć, chłód. A jakże! Takie książki, to tylko w Anglii. Przecież historia ta nie byłaby ta sama, gdyby rzecz działa się na przykład w słonecznej i tropikalnej Jamajce. „Atmosfera była wręcz biblijna, bez trudu mogłem sobie wyobrazić umiarkowanie rozzłoszczony Bóg zsyła na Egipcjan plagę w postaci takiej właśnie mgły. Kiedy schodziliśmy po drugiej stronie, opary wydawały się coraz gęstsze, a słońce przygasło i wyglądało na blade i rozmyte. Wilgoć kleiła się do wszystkiego, osiadała mi na skórze i przenikała przez ubranie, temperatura wyraźnie spadła.”

- FOTOGRAFIE – Tutaj stanowią one swoiste źródło przekazu. Takie zjawisko nieczęsto spotyka się w literaturze, że gdy mowa jest o jakimś zdjęciu, czytelnik przewraca stronę i oto ma ową fotografię przed oczyma. Nie wiem, czy ten przekaz w literaturze jest nowatorski, musiałabym przeczytać wszystkie książki tego świata, by móc stwierdzić, że autor proponuje czytelnikom coś nowego, jednak ja na pewno spotykam się z czymś takim po raz pierwszy. I nie wiem sama co o tym myśleć. Przywykłam do tego, że czytanie książek rozwija wyobraźnię i obrazy rodzą się w mojej głowie według mojego życzenia. Wyobrażam sobie to zdjęcie, przewracam kartkę i co? I coś jest nie tak, jak w mojej wyobraźni. Co nie zmienia faktu, że zaprezentowane zdjęcia są naprawdę ciekawe i czytelnik zatrzymuje się przy nim na kilka chwil, by dobrze się mu przyjrzeć.

Oto co składa się na niezwykły i tajemniczy klimat powieści. Ale słówek dwa pragnę jeszcze powiedzieć o języku, który również bardzo mi się podobał. Na przykład takie neologizmy jak „babojagołap”. Lub dosyć zabawne porównania – „Kiedy opuszczaliśmy miasteczko, Dylan spotkał kumpla, starszego od nas chłopaka w oślepiająco żółtym dresie i łańcuchach z tombaku. Gdyby gość się przebrał za astronautę, pasowałby do Cairnholm mniej więcej w takim samym stopniu jak w tym dresie.” Tak, myślę, że autor pisze dosyć zabawnie i ciekawie. Język nie nudzi, nie ma przesady ani uproszczeń.

Na koniec powiem jeszcze jaki, według mnie, lektura „Osobliwego domu…” ma sens. Wydaje mi się, że w rezultacie mówi ona tak naprawdę o relacjach rodzinnych. Zawsze więź, która łączy dziadków i wnuków jest niebywała. Inne są relacje ojciec – syn, dziadek – wnuk. Ten sam człowiek może nie być idealnym ojcem, a dla wnuka będzie zawsze ideałem. „Rzecz jasna tata wcale się nie mylił – rzeczywiście wielbiłem dziadka i zależało mi na tym, aby pewne rzeczy, które o nim wiedziałem, były zgodne z prawdą. Cudzołożenie, rzecz jasna, do nich nie należało. Gdy byłem dzieckiem, fantastyczne opowieści dziadka świadczyły moim zdaniem o tym, że człowiek może wieść magiczne życie. Nawet jeśli przestałem wierzyć w te historie, i tak dostrzegałem w dziadku coś magicznego. Przetrwał nieprawdopodobne okropności, widział najciemniejszą stronę ludzkiej natury, przez co jego życie zmieniło się nie do poznania, a mimo wszystko pozostał, jak uważam, uczciwym, dobrym i odważnym człowiekiem. To była prawdziwa magia. Nie potrafiłem uwierzyć, że mógłby okazać się kłamcą i oszustem, a także złym ojcem. Jeśli dziadek Portman nie byłby uczciwy i dobry, to czy ktoś w ogóle mógłby taki być?”
Poza tym jeszcze jeden wydźwięk książki – w życiu chodzi o to, by odnaleźć siebie i robić to, co jest zgodne z własnym sumieniem, co podpowiada dusza. Trzeba odnaleźć swoje przeznaczenie i zgodzić się na nie, bo od niego uciec nie można.

Oh, młodzieży!

Gdybym była kilkanaście lat młodsza i mogła powiedzieć, że do młodzieży właśnie się zaliczam, książka „Osobliwy dom pani Peregrine” byłaby z pewnością oceniona u mnie na wszystkie gwiazdki. Ale że jestem troszkę starsza i postacie dziwnych stworków nie do końca przypadły mi do gustu, muszę tych gwiazdeczek dać troszkę mniej. Poza tym uważam, że w pewnym momencie autor się zagalopował, przesadził, przepotworkował, jak pewnie sam by powiedział, bo takie właśnie neologizmy zdarza mu się tworzyć. Nie mniej jednak gorąco polecam tę książkę!

Oh młodzieży!

Gdybym była kilkanaście lat młodsza i mogła powiedzieć, że do młodzieży właśnie się zaliczam, książka „Osobliwy dom pani Peregrine” byłaby z pewnością moją ulubioną. Zawiera wszystko to, czego jako nastolatka poszukiwałam w książkach czy filmach. A oto, co tworzy tak niezwykły i fascynujący klimat:

- DZIADEK – Opowiada swojemu wnukowi Jacobowi niezwykłe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiesz, jak to jest?
Czujesz się strasznie we własnej skórze i nie godzisz się z tym. Podczas wycieczki nie interesuje cię nic, poza tym, jak się prezentujesz. Myślisz, jak korzystnie ustawić się do zdjęcia. Pamiętasz, żeby dobrze ustawić nogi. Twoje odbicie w sklepowych wystawach cię upokarza. Widzisz go wszędzie i nie potrafisz uwolnić się od niego. Wszystko podporządkowujesz temu, że zwisa z każdej strony, że toczysz się jak piłka, że wleczesz się jak żółw. Nie potrafisz cieszyć się życiem. I pragniesz tylko jednego – SCHUDNĄĆ.
Wiesz, jak to jest?

Bo Jessica wie doskonale i postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Nigdy więcej nikt już jej nie upokorzy. Nie będzie śmiał się z niej, porównywał do niej innych grubasów, mówiąc, że owszem, są grubi, ale nieee… nie aż tak jak Jessica. Trzynastoletnia dziewczyna ma w sobie siłę i determinację, której każdy mógłby jej pogratulować i pozazdrościć. Zrobi wszystko, by odmienić swoje życie. Na lepsze, na pewno na lepsze, prawda? Przecież świat szczupłych jest idealny. Wszyscy w szkole ich lubią, nikt ich nie przedrzeźnia, wyglądają zawsze rewelacyjnie, mieszczą się w najmniejsze rozmiary. Ich życie jest znacznie łatwiejsze. Więc Jessica zrobi wszystko, by jej życie się zmieniło. Szkoda tylko, że zmieni się na gorsze.

Bohaterka „Chudej” to anorektyczka. Początkowo niewinne odchudzanie przeradza się w chorobę i rujnuje jej życie. Mechanizm jest prosty. Dziewczyna schudnie parę kilo, ktoś ją pochwali, pogratuluje, że ta potrafi schudnąć. Mama będzie z niej dumna. A ona pokaże, że stać ją na więcej. Dalej wszystko też toczy się jak w klasycznych przykładach. Ogranicza jedzenie, bezustannie ćwiczy i chudnie. Nadchodzi moment, gdy nie może uwolnić się z obsesyjnych myśli. Głos sumienia nie pozwala jej zjeść czegokolwiek, z obawy przed przybraniem na wadze. To psychiczna choroba, która może nawet doprowadzić do śmierci.
„Szaleństwo jest jak zgubienie drogi. Przy sprzyjającym splocie okoliczności zewnętrznych i wewnętrznych może się przytrafić każdemu.”

Książkę czyta się bardzo lekko i szybko. Można ją pochłonąć w jeden dzień. Zawiera spory zakres wiedzy o żywieniu, dzięki czemu jest bardzo wiarygodna.

Osobiście uważam, że to jedna z tych książek, które ratują życie. To nie tylko zwykła opowieść o czyichś losach, ale i ostrzeżenie. Na mnie działa. Szanuję życie i boję się je zmarnować. To książka jak „My, dzieci z dworca ZOO” Christiane Felscherinow – po której przeczytaniu wiedziałam, że nie sięgnę po Narkotyki. Teraz wiem, ze przy odchudzaniu nie dopuszczę do szaleństwa. Trzeba wierzyć w zdrowy rozsądek i pamiętać, że lina, po której się stąpa, jest bardzo cienka.

Trochę irytują mnie takie dziewczęta. Życie przynosi często wielkie tragedie, wielkie. I to, że ktoś jej odbierze wagę, że przez jakiś czas nie będzie sprawdzać masy swojego ciała, to nie jest nic strasznego. Świat zwariował, co nie?

Wiesz, jak to jest?
Czujesz się strasznie we własnej skórze i nie godzisz się z tym. Podczas wycieczki nie interesuje cię nic, poza tym, jak się prezentujesz. Myślisz, jak korzystnie ustawić się do zdjęcia. Pamiętasz, żeby dobrze ustawić nogi. Twoje odbicie w sklepowych wystawach cię upokarza. Widzisz go wszędzie i nie potrafisz uwolnić się od niego. Wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mistrzowskie rozczarowanie

Pominę straszną fabułę (tandetna, tania, przewidywalna). Pominę to, iż powieść nie klasyfikuje się do żadnego gatunku literackiego. Ot, zwykła brazylijska telenowela. Pominę również bohaterów (czytelnik ma podane na tacy, czy dany bohater jest pozytywny czy negatywny, żadnej psychoanalizy, ale to żadnej! Żadnych rozterek i przemyśleń. Totalne szufladkowanie).
Pominę to wszystko, kpię, ubolewam.

I powiem tylko parę słów o języku. STRASZNY. Jak można posługiwać się takim językiem? Michalak cały czas się powtarza. Dobór słownictwa jest wręcz żałosny.

Wiem, że tak robić nie wypada, ale proszę, spójrzcie na to:

Paullina Simon „Pieśń o poranku” – „Teraz ona nie mogła wydusić słowa. Nie była przygotowana na taki atak, na wszędobylskie dłonie, na usta szukające jej ust, na język liżący jej piersi, zaczekaj, zaczekaj, powtarzała, próbując go powstrzymać, pieścić, utrzymać go jeszcze przez chwilę w zaskoczonych czułych dłoniach, poczekaj, poczekaj, a on pytał na co?, wchodząc w nią głębiej i głębiej.”

Ana de Lis „Pięćdziesiąt twarzy Greya” – „Nachyla się i całuje mnie, a jego palce dalej poruszają się rytmicznie wewnątrz mnie, kciuk masuje i uciska. Drugą dłoń zanurza w mych włosach i unieruchamia głowę. Jego język naśladuje ruchy palców. Nogi zaczynają mi sztywnieć, gdy napieram na jego dłoń.”

Władimir Nabokov „Lolita” – „bo nigdy nie raczyłaś uwierzyć, że mogę bez konkretnych zamiarów pragnąć twarz wtulić w twoją kraciastą spódnicę, kochanie! Kruchość twych gołych ramion – jakże pragnąłem objąć je, spowić uściskiem wszystkie cztery kształtne, kryształowe członki, zwinąć się jak źrebię, wziąć twoją głowę w niegodne dłonie, odciągnąć do tyłu skórę na obu dłoniach, ucałować chińszczyznę twych oczu i …”

A teraz Katarzyna Michalak „Mistrz”:
„Uniósł ją, posadził na biurku, rozwarł jej szczupłe opalone uda i, podwijając obcisłą sukienkę, którą dziś założyła, uśmiechnął się z aprobatą: pod spodem nie miała nic. Nic oprócz chętnej, lśniącej wilgocią, rozpalonej cipki.”
I jeszcze jedno. W jednym z opisów Soni Michalak pisze, że w porównaniu z Andżeliką ta „nie sięgała jej nawet do pięt. A raczej cipki.”

STRASZNE! Widać różnicę? Czy naprawdę o „Mistrzu” można powiedzieć, że to wybitna powieść erotyczna?

Gdy czytasz dobrą książkę o romansie między dwojgiem ludzi, przechodzą cię dreszcze, czujesz ciarki na całym ciele. Podoba ci się to, co przeczytałeś i zrobisz to jeszcze raz. Bo to było piękne, głębokie i porywające
„Nie sięgała do cipki?” – co to miało być? Ograniczone wulgaryzmy. Nie jestem cnotką, nie chwytam się z oburzeniem za usta, gdy w książce natknę się na wyraz „cipka”, ale taki splot wyrazów jak „nie sięgać komuś do cipki” jest wulgarny i szczeniacki. Wart zbuntowanych czternastolatek, które dziś wręcz prześcigają się w tym, kto zaszpanuje jakimś świetnym wyrażeniem, a o seksie wiedzą więcej, niż w tym wieku powinny. Mniemam, że ten „erotyk” skierowany jest do takich właśnie czytelników, bo do dojrzalszych raczej nie. Ani to dobry thriller, ani romans, ani powieść erotyczna. Ot, zwykła bajeczka dla trochę większych dzieci.

A kilka stron dalej ktoś komuś nie sięga do chuja! Hmmm… Michalak zapomniała wspomnieć, że ci, co nie sięgają, są po prostu bardzo niscy, tak? To o to tu chodzi? O zgrozo!

Myślę sobie – przeczytam coś Katarzyny Michalak. Poczytna autorka, oceny bardzo wysokie. Zapewne wybitna pisarka. Wybrałam „Mistrza”, bo erotyczną literaturę po prostu lubię, bo dzieło ma ocenę bardzo wysoką, potwierdzoną głosami wielu czytelników. Zapewne warto.
Dziś wiem, że nie przeczytam już nic Katarzyny Michalak nigdy więcej. Szkoda czasu. NIGDY WIĘCEJ.

Bo ona dobrym (nawet dobrym, już nie mówię, że znakomitym) pisarzom nie sięga do PIĘT.


* Cytaty pochodzą z:
- De Lis A., Pięćdziesiąt twarzy Greya, Katowice 2012, s. 189.
- Nabokov W., Lolita, Warszawa 1997, s.153.
- Simons P., Pieśń o poranku, Warszawa 2013, s. 192.
- Michalak K., Mistrz, Poznań 2013, s. 53.

Mistrzowskie rozczarowanie

Pominę straszną fabułę (tandetna, tania, przewidywalna). Pominę to, iż powieść nie klasyfikuje się do żadnego gatunku literackiego. Ot, zwykła brazylijska telenowela. Pominę również bohaterów (czytelnik ma podane na tacy, czy dany bohater jest pozytywny czy negatywny, żadnej psychoanalizy, ale to żadnej! Żadnych rozterek i przemyśleń. Totalne...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Genitologia. Wróżenie z genitaliów Seymore Klitz, Ima Peeper
Ocena 5,9
Genitologia. W... Seymore Klitz, Ima ...

Na półkach:

Uwaga, to książka naukowa na humorystyczną nutę.
Nie przeczytałam w niej niczego, co powaliłoby mnie na kolana, nie dokonałam niesamowitego odkrycia, ale, doprawdy, nieźle się ubawiłam.
Czy genitalia to temat tabu? Chyba nie... Już kilka tysiącleci przed naszą erą okazywano jawne zainteresowanie genitaliami. Świadczą o tym różnego pochodzenia rysunki skalne, freski, egipskie papirusy, malunki na wazach, gdzie eksponowana jest nagość postaci, ze szczególnym uwzględnieniem genitaliów. Przez tysiąclecia zainteresowanie nimi nie maleje. Jest to rzecz naturalna i oczywista. Dzieci przecież z zaciekawieniem sprawdzają, co kryje się pod ubraniem. Ci więksi sprawdzają to w pornografii. .
Autorzy dokonują analizy genitaliów i klasyfikują je wyróżniając osiem rodzajów penisa i pięć rodzajów pochew. Absolutnie wszystkie części genitaliów opisane są bardzo, bardzo wnikliwie. Do tego posiadacz danego typu fallusa ma określony typ charakteru (pokaż mi swojego penisa, a powiem ci, kim jesteś), przedstawiono znanych ludzi, którzy prawdopodobnie posiadają takie a takie genitalia. Jaki jest typowy zawód dla posiadaczki np. Szparki.
Po wnikliwym omówieniu wszystkich cech genitaliów czytelnik wypełnia test, by określić jakie on i jego partner/partnerka posiadają genitalia. Teraz przystępujemy do "wróżenia", by przekonać się, w jakim stopniu się dopasowaliśmy.
Książka, oczywiście, z przymrużeniem oka. Do zabicia czasu, do przeczytania w 45 minut, do odprężenia i zabawy.

Uwaga, to książka naukowa na humorystyczną nutę.
Nie przeczytałam w niej niczego, co powaliłoby mnie na kolana, nie dokonałam niesamowitego odkrycia, ale, doprawdy, nieźle się ubawiłam.
Czy genitalia to temat tabu? Chyba nie... Już kilka tysiącleci przed naszą erą okazywano jawne zainteresowanie genitaliami. Świadczą o tym różnego pochodzenia rysunki skalne, freski,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Pieśń o poranku” to niezwykła, obszerna opowieść o, wydawać mogłoby się, zwykłej kobiecie. Główna bohaterka to czterdziestoletnia Larissa Stark. Jest pracowita, poukładana, dokładna, zaradna i – co stwierdzam po przeczytaniu całej powieści – bardzo silna psychicznie. Od siedemnastu lat jest żoną Jereda i mają razem trójkę dzieci. Mąż – dyrektor w firmie, który wiecznie jest poza domem. Ciągle przebywa w pracy, jada lunche biznesowe i sporą część dnia poświęca pracy. Dzięki temu jego rodzinie niczego nie brakuje. Żyją w luksusie, stać ich na wiele, nie mają materialnych problemów i czują się bezpieczni. Dzieci chodzą do szkoły, a później biorą udział chyba we wszystkich możliwych zajęciach pozalekcyjnych. Lekcje wiolonczeli, karate, gitara… Wszyscy w tej rodzinie żyją, oddają się czemuś z pasją. Tylko ona, Larissa, nie ma swojego życia, nie ma nawet czasu, by oddać się lekturze. Wciąż pogłębiona jest w obowiązkach rodzinnych, z których wywiązuje się wzorowo.
Pewnego dnia Larissa spotyka w supermarkecie chłopaka, który zmieni jej życie. Zupełnie przypadkowe spotkania staną się bardziej planowane, aż w końcu między nią, a dwadzieścia lat młodszym Kayem rozkręci się gorący romans.

Kay to chłopak, który mimo zaledwie dwudziestu lat mógłby pochwalić się naprawdę szokującym życiorysem. Lubi wyzwania i Larissa stanowi jedno z nich. Chciał ją zdobyć i się o to postarał. Paullina Simons brawurowo przedstawia, jak rozkręca się zakazany romans. Kay mówi rzeczy, które ją zaskakują. Imponują jej jego literackie zainteresowania. Jest pod wrażeniem jego wrażliwości. A on – Kay – wie, jak zdobyć kobietę. Każdą. Nawet Larissę. Larissa – idealna żona i matka, perfekcyjna pani domu i szanowana pani reżyser w teatrze wpadła po uszy i zakochała się bez opamiętania.
„Nie mogła się już cofnąć, na to było za późno. Nie mogła pozwolić, by tak ją całowano, dotykano, a potem potraktować płonące serce chłodnym dotykiem rozsądku. Płonęła w środku i na zewnątrz i żadne wiadro lodowatej logiki nie było w stanie ugasić tego pożaru, nie mogło zwyciężyć z nią w walce, nie o to, by ją ocalić, lecz zniszczyć. Pragnęła tylko jednej rzeczy i każda synapsa jej ciała domagała się tylko jednego.”

Nie ma w tej książce rzeczy niewiarygodnych, choć niektórzy mogliby tak pomyśleć. Życie przynosi niespodzianki i nie potrzebuje do tego niezwykłej scenerii. Zrobi to nawet w supermarkecie. Jeśli pisane jest ci kogoś spotkać niezwykłego, to stać może się to zawsze i wszędzie. Historia ta mogłaby zatem przydarzyć się każdej kobiecie.

Powieść nie jest pisana w pierwszoosobowej narracji, zatem czytelnik nie wnika w psychikę bohaterki. Obserwuje jedynie jej zorganizowane życie. Ogląda dni wypełnione co do minuty. Nie może jednak przewidzieć, co zrobi Larissa i jakiego dokona wyboru. Tym bardziej druga część książki zaskakuje czytelnika, bo dowiaduje się on o nowych rzeczach i pyta „Jak to?”. Przecież przez trzysta stron śledziliśmy bacznie poczynania Larissy, a teraz okazuje się, że nie wiedzieliśmy o tym, o tamtym i jeszcze o tamtym. Według mnie to świetny chwyt literacki.

Po przeczytaniu lektury czytelnik odpowiada sobie na pytanie, jaką wartość stanowi rodzina. Czytając odnosimy wrażenie, że nie stanowi żadnej wartości, że więzi rodzinne niewiele liczą się w życiu. Czytelnik czasem nawet zamyśli się, jak można tak postępować, jak można tak lekceważąco pisać o rzeczach najważniejszych. Czytasz i oburzony pytasz samego siebie „A co z rodziną?”. Larissa spotyka się z kochankiem („A co z rodziną?”), wyjeżdża na koniec świata („A co z rodziną?), oddaje się bez reszty szalonym pomysłom („Halo! A co z rodziną?”). Do samego końca, czytelniku, będziesz się tak oburzał. Będziesz do ostatnich stron zadawał to pytanie wstrząśnięty.

A na końcu przemyślisz jeszcze raz, całe sześćset stron stanie ci przed oczami. I zrozumiesz, że ktoś mówił ci to przez cały twój czas, który poświęciłeś lekturze. Mówił ci, jasno przemawiał do ciebie, choć wydawało ci się, że było zupełnie odwrotnie.
A na końcu zamkniesz książkę i oddasz się głębokiej zadumie, znając, że oto ktoś właśnie wyjaśnił ci, co w życiu jest najważniejsze. W każdym życiu, w życiu niemal każdego człowieka, w każdym, absolutnie każdym miejscu na świecie.
A ma końcu oddasz pokłon Paullinie Simons raz jeszcze, za kolejny arcymistrzowski chwyt.

„Pieśń o poranku” to niezwykła, obszerna opowieść o, wydawać mogłoby się, zwykłej kobiecie. Główna bohaterka to czterdziestoletnia Larissa Stark. Jest pracowita, poukładana, dokładna, zaradna i – co stwierdzam po przeczytaniu całej powieści – bardzo silna psychicznie. Od siedemnastu lat jest żoną Jereda i mają razem trójkę dzieci. Mąż – dyrektor w firmie, który wiecznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Można znaleźć dużo ciekawostek i zaskoczyć nimi w szkole, czy na wykładach z filologii. Ilustracje również ciekawe.

Można znaleźć dużo ciekawostek i zaskoczyć nimi w szkole, czy na wykładach z filologii. Ilustracje również ciekawe.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnęłam po tę książkę, bo lubię literaturę wojenną, obozową, a spodobała mi się jeszcze bardziej, gdyż jest to historia prawdziwa. Prawdziwa historia rozgrywająca się w moim mieście - Rzeszowie. Choć kiedyś o wojnie opowiadał mi nieżyjący już dziadek, to dzięki tej książce byłam z dziadkiem na wojnie! Bo czytałam i wyobrażałam sobie dokładnie, bardzo dokładnie. Rynek, synagoga, Most Lwowski, rzeszowskie getto...
Mały, żydowski chłopiec i wojna widziana jego oczami. Ukrywająca się przed Niemcami żydowska rodzina. Praca przymusowa, głód starców, by zjedli młodzi i silni, strach, śmierć, bezradność, strach, ciemność, cisza, strach, poświęcenie, modlitwa, strach...

Sięgnęłam po tę książkę, bo lubię literaturę wojenną, obozową, a spodobała mi się jeszcze bardziej, gdyż jest to historia prawdziwa. Prawdziwa historia rozgrywająca się w moim mieście - Rzeszowie. Choć kiedyś o wojnie opowiadał mi nieżyjący już dziadek, to dzięki tej książce byłam z dziadkiem na wojnie! Bo czytałam i wyobrażałam sobie dokładnie, bardzo dokładnie. Rynek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak dla mnie - obleśna, obrzydliwa, wstrętna książka!
Nie wiem, doprawdy nie wiem, jak ktoś mógł napisać całą książkę na temat d.py! I po co? To najważniejsze pytanie, po co? Dla rozgłosu? By być pionierem w pisaniu o zadzie? Bo żadnych wartości literackich ta książka nie wnosi. Chciałam napisać "powieść nie wnosi", ale według mnie na miano powieści to coś nie zasługuje. Żadnej fabuły, jest początek, zakończenie, a w środku - D.UPA!

Jak dla mnie - obleśna, obrzydliwa, wstrętna książka!
Nie wiem, doprawdy nie wiem, jak ktoś mógł napisać całą książkę na temat d.py! I po co? To najważniejsze pytanie, po co? Dla rozgłosu? By być pionierem w pisaniu o zadzie? Bo żadnych wartości literackich ta książka nie wnosi. Chciałam napisać "powieść nie wnosi", ale według mnie na miano powieści to coś nie zasługuje....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam! Nawet kilka razy :)
I zapamiętałam dużo i wciąż sobie przypominam.
Pomaga zrozumieć mężczyznę - jak głosi okładka. Żyję w zgodnym związku, ale dzięki tej książce jest on zgodny BARDZIEJ :)

Gdy się posprzeczamy - pamiętam, że "wina leży po obu stronach".

Gdy kącik oczka ucieknie mu na ułamek sekundy i zawiśnie na udzie pięknej blondynki - nie awanturuję się, pamiętam, że "mężczyzna to wzrokowiec".

Pamiętam, żeby czasem go niespodziewanie zaskoczyć, zrobić coś "prawie" spontanicznie i zaczynam tańczyć na środku pokoju w rytm ulubionej piosenki.

Pamiętam, by pomalować usta i mieć zadbane dłonie.

Och! A o ilu rzeczach pamiętam w "TYCH" sytuacjach!

No i o uśmiechach, tak, tak, tak, duuuuużo uśmiechów.

Kobietki! Polecam gorąco! Książka napisana przez mężczyznę, więc facet wie co mówi i czego faceci chcą.
A ja przeczytam ją jeszcze raz! A czemu by nie?

Przeczytałam! Nawet kilka razy :)
I zapamiętałam dużo i wciąż sobie przypominam.
Pomaga zrozumieć mężczyznę - jak głosi okładka. Żyję w zgodnym związku, ale dzięki tej książce jest on zgodny BARDZIEJ :)

Gdy się posprzeczamy - pamiętam, że "wina leży po obu stronach".

Gdy kącik oczka ucieknie mu na ułamek sekundy i zawiśnie na udzie pięknej blondynki - nie awanturuję się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dlaczego, dlaczego i jeszcze raz – dlaczego? Czemuż ta cudna książka nie cieszy się zainteresowaniem? Żadnym! A powinna, bo daje do myślenia, och, daje!

Przede wszystkim apeluję o nowe wydanie książki! O nową okładkę, przyciągające uwagę hasło promocyjne, opinię kogoś ważnego i mądrego! Pragnę, by ktoś zwrócił uwagę na tę pozycję literacką, by ktoś dał jej drugie życie, by – jak to się stało w moim przypadku – zbudziła wiele emocji i skłoniła do refleksji wielu czytelników.

Autor książki to kanadyjski dziennikarz Gil Courtemanche. Jest on współczesnym pisarzem i jednocześnie ekologiem, biorącym czynny udział w polityce trzeciego świata. Interesują go trudne tematy, które dla przeciętnego Europejczyka czy Amerykanina zdają się być odległe i go nie dotyczą. Stąd też Gil Courtemanche współtworzy filmy dokumentalne o ludobójstwie w Rwandzie, o AIDS, o trądzie na Haiti, o edukacji dzieci i niepełnosprawnych mieszkańców Tajlandii. Cierpienie, ból, choroby, niemoc wobec tego, co przynosi los – oto tematy, których dotyka pisarz.

„Piękna śmierć” to króciutka historia o umieraniu. Do wigilijnego stołu zasiada rodzina, składająca się z wielu członków. Narratorem powieści jest najstarszy syn William, który obserwuje swoich krewnych i snuje refleksje. Jego ojciec jest śmiertelnie chory. Choroba Parkinsona zawładnęła jego ciałem. Człowiek, który przed laty był despotą siejącym postrach rodziny, który nigdy nie okazywał uczuć, który zawsze był silny i dumny, dziś jest staruszkiem nie mogącym sprawnie wstać z krzesła, rozpiąć koszuli, wypowiedzieć płynnie jednego zdania. Choroba ogranicza jego ruchy, powoduje straszliwą niemoc. Chory wymaga opieki i pomocy, której udziela mu zawsze wierna i posłuszna żona, jakże zmęczona życiem staruszka.

Książka jest bardzo refleksyjna, dosyć smutna. Powoduje, że jest mi żal starców, boję się starości. Schyłek życia powinien dawać radość, spokój i zasłużony odpoczynek, a tymczasem bardzo często to męka i zmaganie duszy z ciałem. To przykre, że przychodzi czas, gdy człowiek staje się ciężarem dla bliskich. Gdy choroba wyniszcza cały organizm, chory chce już tylko jednego – przynoszącej ulgę śmierci.

„Akceptowaliśmy nieuchronność bliskiej śmierci, ale nie domyślaliśmy się jej brzydoty, a przede wszystkim tego, że poprzedzi ją nieustająca agonia, zagrażająca życiu mamy. Myśleliśmy, że tata umrze jak przystoi, nie zawracając nikomu głowy, najlepiej we śnie, albo zgodnie z tym, co podają roczniki statystyczne, w wyniku trzeciego zawału; że spędzi parę dni w szpitalu, po czym pewnego dnia wczesnym rankiem ktoś stamtąd zadzwoni, niedługo potem odbędzie się pogrzeb, ten i ów uroni parę łez, a wszyscy będą mieli poczucie spełnionego obowiązku. Liczyliśmy w głębi duszy, że śmierć zakradnie się i ulotni po cichu jak złodziej. Ale na nieszczęście taty, mamy i w pewnym sensie reszty rodziny złodziej, zamiast uciec z łupem, zadomowił się u nas na dobre”.

Książka jest pełna kontrastów. Boże Narodzenie, rodzi się Bóg, a w przeciętnej rodzinie umiera zwykły człowiek. Przy wigilijnym stole panuje radosny harmider, a w sercach strach, smutek i obawa. Niedomagający starcy, których ruchy są ograniczone i radość, beztroska niczego nieświadomych jeszcze wnucząt. A czytelnik czyta i co kilka stron zastanawia się i duma o istocie życia, o tym, do czego się ono sprowadza.

Mimo, że powieść wiernie ukazuje, jak ciężkie jest umieranie, to jednak zatytułowana została „Piękna śmierć”. Przecież nie było tu mowy o pięknie śmierci, wręcz przeciwnie. Zatem, czy w tej sytuacji śmierć może być piękna? Niech czytelnik przekona się sam.

Dlaczego, dlaczego i jeszcze raz – dlaczego? Czemuż ta cudna książka nie cieszy się zainteresowaniem? Żadnym! A powinna, bo daje do myślenia, och, daje!

Przede wszystkim apeluję o nowe wydanie książki! O nową okładkę, przyciągające uwagę hasło promocyjne, opinię kogoś ważnego i mądrego! Pragnę, by ktoś zwrócił uwagę na tę pozycję literacką, by ktoś dał jej drugie życie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na prawdę praktyczne rady. Książka jest podzielona alfabetycznie, łatwo można znaleźć konkretny problem. Plama, karaluchy, cieknący kran, jak odmierzać produkty bez posiadania wagi, jakie przyprawy pasują do jakiego jedzenia....itd.
Warto mieć taką pozycję.

Na prawdę praktyczne rady. Książka jest podzielona alfabetycznie, łatwo można znaleźć konkretny problem. Plama, karaluchy, cieknący kran, jak odmierzać produkty bez posiadania wagi, jakie przyprawy pasują do jakiego jedzenia....itd.
Warto mieć taką pozycję.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Interesująca historia. Bardzo przekrojowa, zarówno pod względem geograficznym jak i historycznym.
Muszę również przyznać, że ta książka jest po prostu pouczająca. Dla kobiet, oczywiście. Ja po lekturze wyniosłam kilka istotnych lekcji. Mogę sugerować się informacjami z tej książki przy zakupie tuszu do rzęs, lakieru do paznokci czy kremu do twarzy. Mam teraz większe pojęcie o markach takich jak Rimmel, HR, Maybelline, Max Factor.
Nie jest to wiedza, bez której bym nie mogła się obejść, ale dobrze jest wiedzieć. W końcu jestem kobietą.

Interesująca historia. Bardzo przekrojowa, zarówno pod względem geograficznym jak i historycznym.
Muszę również przyznać, że ta książka jest po prostu pouczająca. Dla kobiet, oczywiście. Ja po lekturze wyniosłam kilka istotnych lekcji. Mogę sugerować się informacjami z tej książki przy zakupie tuszu do rzęs, lakieru do paznokci czy kremu do twarzy. Mam teraz większe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przykro mi, chciałabym lepiej ocenić tę książkę, ale troszkę mnie zmęczyła.

Przykro mi, chciałabym lepiej ocenić tę książkę, ale troszkę mnie zmęczyła.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sięgnęłam po tę książkę, gdyż uwielbiam tajemnicze historie rodzinne. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką i bardzo się cieszę, że przebiegło tak pomyślnie! Przepiękna okładka, która oddaje klimat całej powieści. Muszę również zaznaczyć, że tytuł jest niezwykle trafiony. Chyba nie mógł być lepszy.
Rzadko zdarza mi się trafić na książkę, która zainteresowałaby mnie od pierwszej od ostatniej strony. Dosłownie. Zaczęło się niezwykle ciekawie, młoda kobieta dowiaduje się, że posiada inną tożsamość, niż zdawało jej się do tej pory. Wyrusza w miejsce swojego dzieciństwa, by krok po kroku odkrywać tajemnice swojego rodu. Postacie i wydarzenia opisane w książce sprawiały mi nie raz dreszczyk emocji i gęsią skórkę. Choć przez powieść przewija się wiele postaci, jest ona uporządkowana i trudno się od niej oderwać.
Książka spodoba się fanom gatunku powieści gotyckiej. Język jest prosty, niewyszukany, pozbawiony przeobrazowań, męczących opisów a nawet aforyzmów. Dzięki temu czytelnik skupia się na fabule, która wystarczająco tworzy klimat grozy.
Polecam gorąco!
Ja marzę teraz o tym, by powstała ekranizacja tej książki.

Sięgnęłam po tę książkę, gdyż uwielbiam tajemnicze historie rodzinne. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką i bardzo się cieszę, że przebiegło tak pomyślnie! Przepiękna okładka, która oddaje klimat całej powieści. Muszę również zaznaczyć, że tytuł jest niezwykle trafiony. Chyba nie mógł być lepszy.
Rzadko zdarza mi się trafić na książkę, która zainteresowałaby mnie od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rewelacja!
Jestem zachwycona zarówno tą książką Kate Morton, jak i pozostałymi dwiema. Z niecierpliwością czekam na ukazanie się w Polsce "Strażnika tajemnic". Nie mam żadnych wątpliwości, że to również będzie cudowna opowieść.

Rewelacja!
Jestem zachwycona zarówno tą książką Kate Morton, jak i pozostałymi dwiema. Z niecierpliwością czekam na ukazanie się w Polsce "Strażnika tajemnic". Nie mam żadnych wątpliwości, że to również będzie cudowna opowieść.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Te historię będę miała długo w pamięci.

Te historię będę miała długo w pamięci.

Pokaż mimo to