Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wschodni płomień to powieść zdecydowanie dla fanów lekkich i niewymagających lektur z wątkiem romantycznym. Nie potrafię powiedzieć, czy to na pewno dobre określenie, żeby ktoś przypadkiem nie poczuł się urażony. Napiszę jednak, że książka mimo iż nie jest w moich klimatach czytelniczych, nie jest zła. “Powiem” więcej — jest bardzo przyzwoicie napisana. Muszę przyznać, że styl autorki bardzo przypadł mi do gustu, ale sama historia już niekoniecznie.

Krótko o fabule
Sergiusz i Mei — on pół-Rosjanin, ona pół-Japonka — poznają się w szkole. Pierwsze spotkanie, jak nie ciężko się domyśleć nie należało do najlepszych. Z czasem jednak relacje między nimi ulegają zdecydowanej poprawie. Sergiusz i Mei zakochują się w sobie i za wszelką ceną pragną być ze sobą, bez względu na konsekwencje. Z powodu sytuacji, jaka miała miejsce w przypadku obu rodzin, postanawiają uciec. Niestety w ostatniej chwili ich plany ulegają rozpadowi. Szaleńczo zakochana Mei nie potrafi zrozumieć, co się stało, że Sergiusz nie stawił się w umówionym miejscu. Rozżalona sytuacją, mimo prób uzyskania jakichkolwiek informacji na temat ukochanego, daje się namówić ojcu na rozłąkę i wyjeżdża do Japonii.

Zrządzenie losu powoduje, że po 20 latach młodzi ponownie się spotykają. Ale czy uczucie, jakim się darzyli lata temu było nadal aktulane? Czy żal pielęgnowany wewnątrz pozwoli im się ponownie do siebie zbliżyć? Czy pomimo wyjaśnień i prób podjętych o nową lepszą miłość będą w stanie sobie wybaczyć?
Aby się tego dowiedzieć, musicie zapoznać się z książką.

Nadmiar goryczy i strachu
Wschodni płomień nie należy do lektur wymagających, jednak w dużej mierze porusza bardzo istotne problemy dnia codziennego. Utrata osoby bliskiej, odtrącenie, niezrozumienie, strach, żal, smutek, złość, bezsilność i wiele innych emocji, z którymi mierzy się człowiek na co dzień. W przypadku tych dwoje, mogę śmiało napisać, iż jest to jedna wielka kumulacja uczuć, która w pewnym sensie doprowadza oboje do szaleństwa.

Ale…
Miłość, jaką darzą się bohaterowie jest silna, jednak oni sami wykreowani są na dość infantylne postacie, mimo wieku, w jakim byli. Ciągłe pytania o to, dlaczego jedna bądź druga strona tak szybko odpuściła i zaprzestała poszukiwań odpowiedzi na nurtujące ich kwestie, była dość dziecinna. Owszem, oboje przeszli w życiu wiele, gdybym miała wartościować, być może Sergiej był zdecydowanie bardziej doświadczony przez niesprzyjający los i ludzi. Problemy, z jakimi przyszło mu się mierzyć były poważne, jednak jego podejście do sprawy pozostawiało wiele do życzenia. Oczywiście nie wolno oczekiwać od każdego człowieka takich samych zachowań, pomimo to uważam, że chłopakowi przypadłby się raczej dobry psychiatra, aniżeli wymaganie od niego zrozumienia sytuacji, w jakiej się znalazł.

Z jednej strony człowiek chce rozumieć postępowanie innych, szuka racjonalnego uzasadnienia ku temu. Pewne sytuacje utrudniają tę analizę, zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z osobami, których samoocena jest bardzo niska. Siergiej pomimo że znajdował się w trudnej sytuacji psychicznej, radził sobie dobrze do momentu, kiedy przestał sobie radzić. Żałuję, że temat został troszkę pobieżnie potraktowany, bez skrupulatnej analizy choćby pewnych wzorców u osób w ten sposób zaburzonych.

Podsumowanie
Fanką książki nie zostałam, ponieważ historia nie do końca spełniła moich wymagań. Jeżeli autorzy poruszają trudne tematy w powieściach, oczekuję od nich odrobinę więcej. Uważam, że czasem lepiej jest napisać mniej, ale bardziej skupić się na wątkach ważnych, aniżeli rozbudowywać powieść i po macoszemu obchodzić się z tematami wymagającymi większej uwagi.

Dla fanów tego typu książek myślę, że może to być całkiem przyjemne w odbiorze czytanie.

Wschodni płomień to powieść zdecydowanie dla fanów lekkich i niewymagających lektur z wątkiem romantycznym. Nie potrafię powiedzieć, czy to na pewno dobre określenie, żeby ktoś przypadkiem nie poczuł się urażony. Napiszę jednak, że książka mimo iż nie jest w moich klimatach czytelniczych, nie jest zła. “Powiem” więcej — jest bardzo przyzwoicie napisana. Muszę przyznać, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kuba, przyjaciel Krisa z dziecięcych lat, wyskakuje z okna swojego mieszkania w Krakowie. Kris, który ma stały kontakt z Kuby ojcem, nie może uwierzyć w to, co się stało. Postanawia pojechać do Krakowa, najpierw z ojcem przyjaciela, później sam, aby móc dowiedzieć się, co lub kto odpowiada za śmierć kumpla.

Paweł Fleszar i jego Powódź poruszają tematy ważne i szczerze mówiąc ciekawe z mojego punktu widzenia. Dark web jest jak studnia bez dna, w której kąpieli zażywają najczęściej ci, którzy mają najwięcej do ukrycia. Darknet to nie tylko nielegalne oprogramowania, bo ich i bez tego jest pełno, to sieć w sieci, najgorsza z możliwych, do której dostęp mają nieliczni.
Co z tym wszystkim miał wspólnego Kuba? Tego właśnie próbuje się dowiedzieć jego przyjaciel, Kris.

Opowieść jest dość krótka i nie chciałabym za wiele zdradzić. Przyznać jednak muszę, że przypadła mi do gustu. Autor całkiem nieźle poradził sobie ze światem wykreowanym w książce. Mam jedynie wątpliwości odnośnie głównego wątku, który został potraktowany po macoszemu. Czułam bardzo duży niedosyt. Same zdarzenia, z jakimi Kris musiał się mierzyć w niektórych przypadkach, też średnio realne, ale w jakimś stopniu na pewno możliwe.

Uważam jednak, że pomimo małych niedoskonałości Powódź pana Pawła zasługuje na uwagę. Świadczą o tym, chociażby styl autora i umiejętności opisowe, przede wszystkim otoczenia. Pisarz świetnie poradził sobie z relacją powodzi, jaka wtedy dokuczała mieszkańcom Krakowa, jak i samego miasta.

Kuba, przyjaciel Krisa z dziecięcych lat, wyskakuje z okna swojego mieszkania w Krakowie. Kris, który ma stały kontakt z Kuby ojcem, nie może uwierzyć w to, co się stało. Postanawia pojechać do Krakowa, najpierw z ojcem przyjaciela, później sam, aby móc dowiedzieć się, co lub kto odpowiada za śmierć kumpla.

Paweł Fleszar i jego Powódź poruszają tematy ważne i szczerze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzeczywistość nie do przyjęcia.
Jaka by była wasza reakcja, gdybyście pewnego dnia obudzili się w domu, niegdyś pełnym ludzi, tym razem jednak bez zdecydowanej większości mieszkańców? W budynku, z którego nie ma wyjścia, ponieważ świat za oknem nie sprzyja żywym organizmom, przynajmniej nie w takiej formie jak kiedyś? W miejscu, w którym rządzi jakaś niewidzialna siła niepozwalająca na opuszczenie bloku.

A co, gdybym wam powiedziała dodatkowo, że każdy dzień wygląda identycznie? Ludzie zachowują swoją świadomość, pamięć z każdego jednego dnia, natomiast cała reszta wygląda tak samo – to samo jedzenie, te same wiadomości w TV, codziennie to samo rozmieszczenie przedmiotów, i wiele innych.
Tak właśnie wygląda życie w Izolacji, gdzie jednego dnia zabici, drugiego siedzą ponownie przy stole i zajadają śniadanie. Gdzie, z czasem wszystko staje się nudne i bardzo męczące. Miejsce, które powoli zaczyna przypominać więzienie, i ludzie, którzy próbują się z niego w końcu wydostać.

Warszawa w ruinach.
Rana na niebie sącząca swoją krew w postaci nieludzkiej mocy wpływającej na wszystkie organizmy żywe. Ludzie zmieniający się w potwory, zwierzęta w gigantyczne mutanty oraz rośliny, przybierające nietypowe kształty. Ale gdzieś pośród tego wszystkiego, nadal istnieje życie. Ludzie, którzy pomimo silnego oddziaływania na Ranę, nadal są ludźmi. Wszystko to, za sprawą Kształtujących – osób obdarzonych mocą, która potrafi zneutralizować działanie Rany.

Dystrykt Warszawa jako post-apo.
“Piękna” stolica Polski, niemalże doszczętnie zrujnowana. Dziwna skaza na niebie, wraz którą przyszło zniszczenie, chaos i śmierć setek tysięcy ludzi. Kształtujący, posiadający nabytą siłę po kataklizmie. W końcu, ludzie, chcący za wszelką cenę przetrwać w niesprzyjających warunkach.

Autor zafundował nam niesamowicie wciągającą powieść o zagładzie życia na Ziemi. Jest to sf w najczystszej postaci. Moce pochodzące nie z naszego wymiaru, nadludzkie siły, zapętlenie czasu i wyimaginowane stwory. Styl pisarza jest płynny i niewymagający, dzięki czemu, książkę czyta się bardzo szybko. Kilka wątków, nie do końca dopracowanych. W szczególności zakończenie pozostawia wiele do życzenia. Przy tak rozbudowanej fabule oczekiwałam tąpnięcia, tymczasem otrzymałam marną namiastkę efektu wow.
Nijakość i marazm, to jedyne słowa, jakie przychodzą mi do głowy, kiedy myślę o wielkim finale. Rozczarowanie jest tym większe, ponieważ jednak potwornie byłam ciekawa tego zakończenia.
Uważam, że śmiało mogła z tego powstać kolejna część, pozwalająca nasycić się światem stworzonym przez autora.

Nie ma tego złego.
Cóż, może tym razem nie wyszło, ale nie mówię zdecydowane nie autorowi. Uważam, że posiada bardzo duży potencjał. Pomimo “skiepszczenia” zakończenia powieści, całe jej rozwinięcie trzyma w napięciu. Dodatkowo, należałoby wspomnieć, iż poza fajną historią, autor porusza również inne, ciekawe i bardzo życiowe kwestie. Bohaterowie się rozwijają, na szczęście, uczą na własnych błędach. Jedynie kobiety, cóż, jak to w wielu przypadkach bywa, albo są strasznymi życiowymi “cip**”, albo za sprawą pewnych zdarzeń, stają się superbohaterkami.

Pomimo faktu, że nie wszystko zagrało tak, jak bym sobie tego życzyła, polecam. Nie uważam czasu poświęconego książce za zmarnowany.

Rzeczywistość nie do przyjęcia.
Jaka by była wasza reakcja, gdybyście pewnego dnia obudzili się w domu, niegdyś pełnym ludzi, tym razem jednak bez zdecydowanej większości mieszkańców? W budynku, z którego nie ma wyjścia, ponieważ świat za oknem nie sprzyja żywym organizmom, przynajmniej nie w takiej formie jak kiedyś? W miejscu, w którym rządzi jakaś niewidzialna siła...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czarownica jest kolejną częścią niesamowitych przygód trójki przyjaciół.
Świat pełen magi, Krasnoludów, Magów, Czarownic i niesłychanych stworzeń, jak Smoki, Nimfy, dostarczają niesamowitych wrażeń podczas czytania. Bohaterowie z każdym dniem dają się poznawać co raz lepiej. Likal, z dziewczynki z umiejętnościami magicznymi wyrasta na piękną kobietę, która nieustannie nabiera doświadczenia. Sodi, skupiony do tej pory na codziennym "uśmiercaniu" swoich towarzyszy wieczną paplaniną, zakochuje się (?). Pierwotny, powoli zaczyna zauważać w swojej podopiecznej nie tylko małą dziewczynkę. Nie pomaga mu to jednak traktować jej inaczej, jak do tej pory. Uświadamia sobie, że dla niego już zawsze będzie małą, słodką Likal.

Podróże małe i duże

Jak w przypadku pierwszej części, główni bohaterowie podróżują po całej Krainie. Często wpadają w tarapaty, z których muszą wzajemnie się ratować. Każda z przygód jest inna, lecz ściśle powiązana z poprzednimi, co w dalszym ciągu daje nam płynną historię. Bohaterowie się rozwijają i, ze względu na rozwój sytuacji, mamy możliwość poznania ich przeszłości. Dodaje to dodatkowego smaku powieści, ponieważ w dalszym ciągu nie wszystko zostaje wyjaśnione.

Jako mała zachęta, pozostawiam wam cytat, z którego chichrałam się jak wariatka:

"Bal już trwał. (...) Stroje zgromadzonych mieniły się kosztownościami, a — zgodnie z ostatnim krzykiem mody przygranicznych królestw — większość sukien uszyto z materiałów w intensywnych odcieniach zieleni.

— Nie no, żabi, cholera, festyn — zachichotał Sodi. — Jakem kiedyś na bagnach drogi pomylił, to ropuchy o równie cudacznym ubarwieniu też tak podrygiwały. No, zwłaszcza jakem jedną z buta potraktował... (...) Rozglądał się dalej, z ogromną radością, bo rzeczywiście zbite pośrodku sali towarzystwo, podskakując i wykrzywiając ciała to w jedną, to w drugą stronę, przypominało nieco konające płazy. — Widziałaś panna? Chyc, chyc, nie bój nic, w błotko plum, będzie bum!"

Tak przy okazji, całe życie wydawało mi się, że hyc pisze się przez samo "h", ale wyczytałam, że niby w gwarze poznańskiej chyc jest ujęte jako poprawne — prawda to?

Podsumowanie

Wracając do książki, polecam wam ją z całego serca. Autorka, widać, że z każdą kolejną powieścią rozwija się i, osobiście, liczę na dalszy rozwój zdarzeń w przypadku tej trójki, która de facto już nią nie jest. Z każdym dniem, grono przyjaciół się powiększa. Jedni z większym, drodzy z trochę mniejszym zapałem i zainteresowaniem podążają za głównymi bohaterami.

Pewne jest jednak to, że autorka zostanie ze mną na dłużej i z ogromną niecierpliwością będę wyczekiwała jej kolejnych książek.

Czarownica jest kolejną częścią niesamowitych przygód trójki przyjaciół.
Świat pełen magi, Krasnoludów, Magów, Czarownic i niesłychanych stworzeń, jak Smoki, Nimfy, dostarczają niesamowitych wrażeń podczas czytania. Bohaterowie z każdym dniem dają się poznawać co raz lepiej. Likal, z dziewczynki z umiejętnościami magicznymi wyrasta na piękną kobietę, która nieustannie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krótki zarys historii
Sodi de Gra Yudherthardere, Krasnolud, tytułowy Tropiciel, wraz z Yasą, Pierwotnym Magiem, na zlecenie Królowej wyruszają w podróż. Celem ich wyprawy jest wioska, w której od jakiegoś czasu dochodzi do śmiertelnych przypadków wśród miejscowych chłopców.
Przyjaciele odkrywają, kto jest odpowiedzialny za zabójstwa i jaki jest powód ich popełnienia. Przy okazji, dziewczynka, która staje na ich drodze, okazuje się być niezwykle utalentowaną Czarownicą. Pierwotny, postanawia zaopiekować się małą Likal, która z biegiem czasu zostaje jego podopieczną.

Tropiciel Małgorzaty Lisińskiej to zbiór opowiadań, w których dwójka przyjaciół podróżuje po Krainie, i na zlecenia Królowej udzielają pomocy poddanym. Historie najczęściej są nietypowe i wymagające znajomości czarów lub siły. Jak nie ciężko się domyśleć, specjalistą od czarów jest Mag. Sodi, natomiast, jest najlepszy we władaniu toporem. Krasnolud posiada również drugie oblicze — alter ego, które umożliwia namierzenie magicznych sił.

Podsumowanie
Książka jest niesamowicie ciekawie napisana. Dawno nie miałam przyjemności czytania czegoś podobnego. Osobiście lubuję się w krótkich opowiadaniach, które prezentują różne historie, jednak jako całość są spójne. Każda z przygód jest niesamowicie inna, lecz ściśle powiązana z poprzedzającą. Dzięki czemu, dodatkowo mamy możliwość poznania bohaterów, ich charakterów, sposobów bycia i zachowań w różnych sytuacjach.
Rubaszne poczucie humoru, zaklęcia, te prawdziwe i te mniej, niejednokrotnie przyprawiły mnie o dosłowny ból brzucha.

Uważam, że książka jak najbardziej zasługuje na uwagę. Jako debiut, wypadła wyśmienicie. Polecam, w szczególności fanom fantasy.

Krótki zarys historii
Sodi de Gra Yudherthardere, Krasnolud, tytułowy Tropiciel, wraz z Yasą, Pierwotnym Magiem, na zlecenie Królowej wyruszają w podróż. Celem ich wyprawy jest wioska, w której od jakiegoś czasu dochodzi do śmiertelnych przypadków wśród miejscowych chłopców.
Przyjaciele odkrywają, kto jest odpowiedzialny za zabójstwa i jaki jest powód ich popełnienia. Przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Beata Tyszkiewicz, główna bohaterka, córka zmarłego w tragicznym wypadku samochodowym małżeństwa. Zmaga się ze stratą rodziców.
Podczas pogrzebu, ciotka, jedyny członek jej najbliższej rodziny, słabnie i zostaje przetransportowana do szpitala. Na czas nieobecności ciotki Matyldy, Beata podejmuje się opieki nad jej kotami.
Podczas jednej z wizyt w domu Mat, znajduje dzienniki. Zaczyna czytać, i powoli odkrywa mroczne oblicze swojej własnej ciotki. Dodatkowo, w międzyczasie, dowiaduje się, że wypadek rodziców, w cale nie był zwykłym wypadkiem. Policja ma pełne prawo sądzić, iż ktoś przyczynił się do ich śmierci.

Książka jest napisana w dojść, hmm, nietypowy sposób. Porusza tematy bardzo trudne, życiowe. Jednak patologiczne stosunki rodzinne, oraz chore zachowania rodziców względem dzieci, stanowią główny wątek.

Muszę być szczera w stosunku do siebie i was wszystkich. Książka średnio mi przypadła do gustu, ale tylko i wyłącznie ze względu na główną bohaterkę. Czytając, miałam wrażenie, że podejście do sprawy i ogólne postępowanie dziewczyny były zupełnie oderwane od rzeczywistości. Gdybym miała jakoś to podsumować, powiedziałabym, że główna bohaterka naczytała się za dużo kryminałów. Jak dla mnie, zabieg zupełnie niepotrzebny.
Nie mogę jednak jednoznacznie napisać, że książka nie jest warta przeczytania. Wręcz przeciwnie, myślę, że dla osób, które chciałyby się dowiedzieć czegoś więcej na temat np. zespołu Münchausena, czy też zastępczego/przeniesionego zespołu Münchausena, ta książka może okazać się całkiem przydatnym źródłem informacji. Dość dobrze przedstawia psychikę chorych na tę przypadłość ludzi.

Beata Tyszkiewicz, główna bohaterka, córka zmarłego w tragicznym wypadku samochodowym małżeństwa. Zmaga się ze stratą rodziców.
Podczas pogrzebu, ciotka, jedyny członek jej najbliższej rodziny, słabnie i zostaje przetransportowana do szpitala. Na czas nieobecności ciotki Matyldy, Beata podejmuje się opieki nad jej kotami.
Podczas jednej z wizyt w domu Mat, znajduje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto z nas nie zaznał nigdy tytułowego wykolejenia? Dopuszczając się niekoniecznie zdrady nam najbliższych. Ale takiego zwyczajnego, gdzie przez pewne wydarzenia, zboczyliśmy ze ścieżki dobrze nam znanej, utartej w codzienności, ścieżki pewnej, bezpiecznej (?).

W książce mamy do czynienia z pewnego rodzaju stereotypem faceta dojrzałego, męża, ojca, dobrze sytuowanego. Mężczyźnie całe dnie mijają bez większych zmian, co w rezultacie powoduje, że w względnie poukładane życie wkradła się stagnacja, i jedynym przerywnikiem jest choroba córki.
Pewnego dnia, zupełnie przez przypadek, główny bohater, Charles, spóźnia się na pociąg, zmuszony jest podróżować kolejnym. Niestety w tym momencie poranny rytuał zostaje zaburzony, nikt nie spodziewa się jak bardzo.
Następujące po sobie zdarzenia są niewyobrażalne. Człowiek siedzi i zastanawia się, jak można tak bardzo spieprzyć sobie i całej rodzinie życie. Chwila "zapomnienia" i ogromny egoizm pozwalają podjąć ryzyko.

Ale do czego jest zdolny doprowadzony do ostateczności człowiek, by choć trochę naprawić swoje błędy?

Podsumowanie

Książka jest świetnie napisana, trzyma w napięciu. Ciekawie przedstawiono bohaterów — wraz z nimi można przeżywać, analizować i zastanawiać się nad ciągiem dalszego postępowania. Zwroty akcji oraz plan działania Charles'a w pewnym momencie zaskakują. Główny bohater ewoluuje i w końcu daje się poznać z tej bardziej przebiegłej strony. 
Uważam, że warto poświęcić czas na przeczytanie tej powieści, ponieważ w wielu momentach można podumać na samym sobą. Nasze życie to ciągła niewiadoma, bez względu na to, jak bardzo byśmy chcieli, aby było inaczej. Czasami małe, drobne pogubienie się może wywołać lawinę zdarzeń, z którymi później ciężko nam sobie poradzić. 

Kto z nas nie zaznał nigdy tytułowego wykolejenia? Dopuszczając się niekoniecznie zdrady nam najbliższych. Ale takiego zwyczajnego, gdzie przez pewne wydarzenia, zboczyliśmy ze ścieżki dobrze nam znanej, utartej w codzienności, ścieżki pewnej, bezpiecznej (?).

W książce mamy do czynienia z pewnego rodzaju stereotypem faceta dojrzałego, męża, ojca, dobrze sytuowanego....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ojciec mówił na mnie Birdie, powtarzał, że jestem jego małym ptaszkiem. Dla wszystkich wokół byłam córką zegarmistrza. Edward nazywał mnie swoją muzą, przeznaczeniem. Ludzie zapamiętali mnie jako złodziejkę i oszustkę.

Nikt już nie pamięta mojego prawdziwego imienia. I nikt nie wie, co naprawdę stało się tamtego lata".

Córka zegarmistrza przeplata przeszłość z teraźniejszością
Elodie Winslow, córka zmarłej znanej i szanowanej wiolonczelistki, pracownica archiwum Stratton, Cadwell & Co. w Londynie, znajduje szkicownik artysty i zdjęcie pięknej kobiety. Oszołomiona jej wdziękiem zaczyna zmagać się z dziwnymi uczuciami i chęcią poznania jej historii. Pośród szkiców znajduje również obraz domu, który wydaje się jej dziwnie znajomy. Od tego momentu “przepada”, pomimo znajomości zasad panujących w firmie, najpierw zabiera ukradkiem wizerunek kobiety, później cały szkicownik. Na własną rękę próbuje ustalić, kim byli: urokliwa kobieta ze zdjęcia oraz rzeczony artysta, i dom, który dla Elodie okazuje się być czymś więcej, jak zwykłym szkicem.

Zdarzenia w książce przeplatają się między rokiem 2017 a latami 60 IXX wieku. Autorka w umiejętny sposób opisuje historię z perspektywy kilku osób. Na początku wszystko wydaje się odrobinę zagmatwane, niejasne, ale z czasem zaczyna nabierać sensu.
Młoda archiwistka powoli odkrywa, iż właścicielem szkicownika był Edward Radcliffe. Po dalszych poszukiwaniach dowiaduje się, że kobieta ze zdjęcia to Lily Millington, nie tylko modelka artysty, ale również jego muza. Elodie wytrwale próbuje sondować przeszłość. Za sprawą przyjaciółki wchodzi w posiadanie książki, dzięki której dowiaduje się czegoś więcej na temat samej piękności. Niestety jest to historia, która posiada przykre zakończenie dla samej Lily i młodego malarza.

Piękno i brzydota świata
Córka zegarmistrza jest moją pierwszą powieścią pani Morton, z jaką miałam przyjemność się zapoznać. Nie ukrywam, że okładka i tytuł wywarły na mnie ogromne wrażenie. Natomiast kiedy przeczytałam opis książki, wiedziałam, że będę musiała zaznajomić się z jej treścią.

Autorka w niesamowity sposób posługuje się językiem pisanym. Bardzo mocno przypadł mi do gustu jej styl. Do tego stopnia, iż nie potrafiłam przeczytać wszystkiego od razu. Dawkowałam sobie historię, zatracając się w niej coraz bardziej. Wątek miłosny, szczęścia i nieszczęścia w połączeniu z tajemniczością potęgowały chęć poznania losów bohaterów. Piękne opisy natury, ludzi, otoczenia, wyszukane słownictwo, na miarę dawnych czasów utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie jest to moja ostatnia książka tej autorki.

Reasumując
Spotkałam się z różnymi opiniami na temat książki, że przekombinowana, za dużo opisów, za dużo postaci, że można się pogubić, wszystkiego za. Oczywiście nie zgadzam się z nimi. Uważam, że książka posiada w sobie piękno, którego często nam brakuje w życiu codziennym. Miłości, takiej na zabój, gdzie odkrywamy w człowieku człowieka, wydobywamy z jego wnętrza wszystko, co najlepsze. Nadziei, która pomimo całego zła wokoło pozwala przetrwać i uwierzyć, że po każdej burzy wychodzi słońce. Miejsca, które tak samo jak muzyka, czy smaki powodują nasze powroty do przeszłości, do wspomnień, tych miłych, wyjątkowych. Czas i jego ponadczasowość, czyli całe piękno uwiecznione za pomocą zdjęć, rysunków, obrazów, które pozwalają nam odkrywać czasy nam nieznane.

Uważam, że nieliczni potrafią cieszyć się tak drobnymi, pozornie nie mającymi znaczenia szczegółami naszego jestestwa

"Ojciec mówił na mnie Birdie, powtarzał, że jestem jego małym ptaszkiem. Dla wszystkich wokół byłam córką zegarmistrza. Edward nazywał mnie swoją muzą, przeznaczeniem. Ludzie zapamiętali mnie jako złodziejkę i oszustkę.

Nikt już nie pamięta mojego prawdziwego imienia. I nikt nie wie, co naprawdę stało się tamtego lata".

Córka zegarmistrza przeplata przeszłość z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Perfidia Valdemar Baldhead jest to zbiór opowiadań, historyjek napisanych przez Waldemara Łysiaka pod pseudonimem.

Książkę wydano lata temu —wydanie, które posiadam jest z 1980 roku. Można dopatrzyć się kilku błędów, ale nie ujmują one w żaden sposób treści i przekazowi. Osobiście jestem nią zachwycona, ponieważ jeszcze do tej pory nie miałam okazji czytać czegoś podobnego. Łysiak fantastycznie manipuluje informacjami i bohaterami opowiadań. Styl i język autora oraz lekkość z jaką przedstawia poszczególne historie jest niesamowity. Już od samego początku można zgadywać, kto kogo w rzeczywistości wystawi do wiatru. Moje pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi na myśl, to tekst Pazury, wcielającego się w rolę Freda z filmu Chłopaki nie płaczą. Aktor stoi przed lustrem i rzecze: " Chcieliście wydymać Freda? — to teraz Fred wydyma was".
Dosłownie każde opowiadanie kończy się zmianą ról. Niektóre są do przewidzenia, niektóre niekoniecznie. Nie zawsze wszystko jest jasno przedstawione na początku każdej historii, lecz nadaje to książce dodatkowego "smaczku".

Jeżeli kiedykolwiek wpadnie wam w ręce — polecam bardzo.

Perfidia Valdemar Baldhead jest to zbiór opowiadań, historyjek napisanych przez Waldemara Łysiaka pod pseudonimem.

Książkę wydano lata temu —wydanie, które posiadam jest z 1980 roku. Można dopatrzyć się kilku błędów, ale nie ujmują one w żaden sposób treści i przekazowi. Osobiście jestem nią zachwycona, ponieważ jeszcze do tej pory nie miałam okazji czytać czegoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna część przygód Emilii Przecinek w końcu za mną. W końcu, tylko dlatego, ponieważ prace ogrodowe pochłaniają większość mojego czasu, a wieczorami sił zostaje tyle, co nic.

Wracając do książki, i tym razem się nie zawiodłam. Autorka wyśmienicie opisuje życie z paniami starszymi, konkretnie z matką i teściową, która de facto prawnie już nią nie jest. Dziećmi, które nie rzadko wyciągają matkę ze świata jej wyobraźni oraz agentką, która twardo stąpa po ziemi i zna Emilię, jak nikt inny.
Nie zabrakło również przysłowiowego “trupa w szafie”, małych i dużych zawirowań miłosnych i humoru, który w znacznym stopniu przeważa w całej powieści.

Relaks przy tej książce gwarantowany.
Polecam, bardzo, a sama zabieram się za poszukiwania kolejnego cyklu autorki -Natalii 5.

Kolejna część przygód Emilii Przecinek w końcu za mną. W końcu, tylko dlatego, ponieważ prace ogrodowe pochłaniają większość mojego czasu, a wieczorami sił zostaje tyle, co nic.

Wracając do książki, i tym razem się nie zawiodłam. Autorka wyśmienicie opisuje życie z paniami starszymi, konkretnie z matką i teściową, która de facto prawnie już nią nie jest. Dziećmi, które nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cóż miałabym więcej napisać od innych, którzy swoimi przemyśleniami się z nami już zdążyli podzielić.
Kopińska ma dość lekkie pióro, dlatego też szybko i “przyjemnie” się czyta jej reportaże. Książka składa się z kilku opowieści, każda inna, każda równie dramatyczna, ponieważ nie miałabym odwagi ich wartościować. Nie mogę również ukrywać, że trzy historie szczególnie przykuły moją uwagę.

Historia nr 1
Pierwsza z nich to historia żony Trynkiewicza. Według analiz psychologicznych, jest ON osobą bardzo inteligentną, oczytaną, uzdolnioną artystycznie: malującą pejzaże, piszącą wiersze oraz opowiadania. Żona Trynkiewicza, natomiast, jest osobą…, ciężko właściwie mi ją określić. W mojej opinii, powinna zostać poddana badaniom psychologicznym i nie dlatego, że jest zafascynowana własnym mężem, bo jakoś tak bywa, że człowiek czasem jest ciekaw tego, co drugiemu siedzi w głowie. W jej opinii, ci zamordowani chłopcy, byli sami sobie winni, gdyż jak twierdzi, ona sama też była ofiarą gwałtu i ma świadomość tego, iż to była tylko i wyłącznie jej wina. Miejscem ich podróży poślubnej będzie las w Piotrkowie Trybunalskim- tam, gdzie dokonano mordu. Żona Trynkiewicza nie zauważa w tym niczego złego, będzie to jedynie powrót do jego dzieciństwa.

Historia nr 2
Kolejna historia opowiada o perfidnych i wyrachowanych poczynaniach policji i prokuratury w przypadku zgwałconej kobiety.
Aleksandra, tłumacz językowy, podczas wyjazdu służbowego zostaje molestowana przez jednego mężczyznę oraz dwukrotnie zgwałcona przez kolejnego. To co dzieję się później przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Jednym z argumentów prokuratury jest:

Musimy też brać pod uwagę, że zachowanie mężczyzn po alkoholu nie jest w pełni świadome.

Mogę się jedynie domyślać, iż wymiar sprawiedliwości musi dokonać analizy, zakwalifikować daną zbrodnię zanim postawi zarzuty i zapewne każdy szczegół ma znaczenie. Jednak w mojej opinii takie stwierdzenia, jak wyżej, nigdy nie powinny mieć miejsca, w taki sposób można by tłumaczyć każdą zbrodnie pod wpływem.

Historia nr 3
Ostatnią historia wywołała u mnie wyjątkowy smutek, ponieważ dotyczyła, większości znanej, siostry Bernadetty z ośrodka wychowawczego Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu i tego, jak potwornie traktowała swoich wychowanków. Ten rozdział mojego wywodu pozostawiam póki co otwarty, ponieważ jestem w trakcie reportażu “Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?”

Zanim zabrałam się za “Czy Bóg wybaczy…?”, aby lepiej poznać życie kobiet żyjących w zakonach, podążyłam za radą koleżanki i zapoznałam się z książką Marty Abramowicz “Zakonnice odchodzą po cichu”. Niestety nie mogę ukrywać, że wynudziłam się przy niej strasznie, ale faktycznie coś niecoś się dowiedziałam.

Reasumując, pozycję mogę z czystym sumieniem polecić. Nie znajdziecie w niej żadnej analizy, czy też oceny jako takiej samej autorki, jedynie w niektórych pytaniach można wyczuć jej stanowisko i podejście do tematu.

Cóż miałabym więcej napisać od innych, którzy swoimi przemyśleniami się z nami już zdążyli podzielić.
Kopińska ma dość lekkie pióro, dlatego też szybko i “przyjemnie” się czyta jej reportaże. Książka składa się z kilku opowieści, każda inna, każda równie dramatyczna, ponieważ nie miałabym odwagi ich wartościować. Nie mogę również ukrywać, że trzy historie szczególnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kocham tę powieść, choć głęboko wierzę, że nie jest jedną z najlepszych, aczkolwiek moim zdaniem najważniejszych. Jeśli ktoś interesował się życiem autorki ten wie, że akurat Te chwile jest w dużej mierze autobiografią.

Niestety nie miałam jeszcze okazji czytać pozostałych powieści autorki, stąd też powyższe stwierdzenie, że głęboko wierzę, iż inne są lepsze - zwyczajnie ufam opiniom osób mi bliskich.

Te chwile to powieść opowiedziana przez główną bohaterkę. Opowieść, gdzie młoda dziewczyna doznaje cielesnej krzywdy wyrządzonej przez własnego ojca. Dziewczyny, która staje się kobietą, żoną i matką. Kobiety doświadczonej szowinizmem w najczystszej postaci. Żony, która boi się, ale zarazem chce i w końcu potrafi walczyć o swoje szczęście. Matki, która mimo bagażu doświadczeń oraz olbrzymich ambicji stara się stworzyć bezpieczny świat dla swoich dzieci.


W książce żadna historia nie jest rozciągnięta, zbędnych literek również nie uświadczycie, wszystko na swoim miejscu, skrupulatnie przemyślane. Serce jak ma dłoni przy każdym jednym zdaniu, które de facto są krótkie i bardzo głębokie. Dotykają wnętrza tak, jak powinny, tak, jak życzyła sobie tego autorka.

Kocham tę powieść, choć głęboko wierzę, że nie jest jedną z najlepszych, aczkolwiek moim zdaniem najważniejszych. Jeśli ktoś interesował się życiem autorki ten wie, że akurat Te chwile jest w dużej mierze autobiografią.

Niestety nie miałam jeszcze okazji czytać pozostałych powieści autorki, stąd też powyższe stwierdzenie, że głęboko wierzę, iż inne są lepsze - zwyczajnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opis jest ciekawy, a temat bliski mojemu sercu, dlatego też zdecydowałam się na zakup książki.
Spodziewałam się, wręcz oczekiwałam pięknych opisów, takich, które faktycznie odzwierciedlają trud pracy i życia w bardzo ciężkich warunkach. Niestety, przeliczyłam się…

Złowroga przyszłość, w której przyszło żyć nastoletniemu chłopcu. Naier, bo tak brzmi jego imię, jest złomiarzem, który pracuje w “lekkiej” ekipie przy wydobywaniu miedzi z porzuconych statków. Historia opisuje jego codzienne życie pełne bólu, stresu oraz obaw przed jutrem.
Stawiane na szali z jednej strony, ludzkie życie, z drugiej zaś ewentualny zarobek, to codzienność młodego złomiarza. Przemyślenia chłopca w tej kwestii są bardzo mądre, biorąc pod uwagę otoczenie i ludzi, z jakimi obcuje na co dzień.
Pewnego dnia, po kolejnych ciężkich zmaganiach, nastolatek odkrywa rozbity na skałach kliper. Od tego momentu rozpoczyna się jego walka z samym sobą, swoimi słabościami oraz wiecznie nie zaspokojonymi potrzebami.

Jest to jedna z książek, która w mojej opinii wymagała głębokich opisów. Temat jest bardzo ciężki i dotyczy również naszych obecnych czasów. Jak już wspomniałam na wstępie, bardzo się rozczarowałam, być może dlatego, iż moje oczekiwania były zbyt wysokie.
Polecam tę książkę jako “przecinek” postawiony pomiędzy innymi, bardziej ambitnymi lekturami.

Opis jest ciekawy, a temat bliski mojemu sercu, dlatego też zdecydowałam się na zakup książki.
Spodziewałam się, wręcz oczekiwałam pięknych opisów, takich, które faktycznie odzwierciedlają trud pracy i życia w bardzo ciężkich warunkach. Niestety, przeliczyłam się…

Złowroga przyszłość, w której przyszło żyć nastoletniemu chłopcu. Naier, bo tak brzmi jego imię, jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Eksterminacja ludności.

7 kwietnia 94 roku Rwanda, piekło na Ziemi. Bo jak inaczej można nazwać to, co się wydarzyło w środkowowschodniej Afryce, gdzie już od wielu miesięcy przed tą datą dokonywano zbrodni na ludności. Takiej małej, symbolicznej. Takiej, która pozwalała odczuć oddech na plecach oraz udowodnić tym innym, gorszym, że ich życie jest niewiele warte. W książce panuje chaos, totalny rozpizdziel, zupełnie, jak w mojej głowie. Po pierwszych kilku zdaniach wyłam, jak bóbr, na przemian zadając sobie pytania, co tam się stało i dlaczego, kto na to pozwolił. Dlaczego Świat wiedział i nikt nic nie zrobił w kierunku powstrzymania bestialskiego mordu? Był krzyk, niewyobrażalny krzyk, teraz jest cisza, równie mrożąca krew w żyłach.

Szybki zarys.

Historia jest dość łatwa i prosta w zrozumieniu, kto i dlaczego mordował, niezrozumiałe są jedynie motywy, dla których ci ludzie to czynili. Dawne czasy, trzy plemiona, jedno Tutsi, określani mianem panów, wysocy, szczupli o dobrych rysach twarzy i pięknym kolorze skóry, niczym bogowie egipscy. Hutu, ci mniej piękni, ale równie ważni, pełnili rolę pomocników swych panów, doglądali zwierząt oraz uprawiali ziemię i w końcu Twa- pigmeje, parobkowie, służący. Z pewnych względów można powiedzieć, iż tworzyli jedno wspólne społeczeństwo podzielone na klasy. Zazwyczaj dobierali się w pary między swoimi, ale z biegiem czasu częściej można było spotkać mieszane małżeństwa, gdyż po wielu latach zacierała się granica między krajanami. Prowadzili normalne życie, na miarę swoich możliwości radzili sobie jak mogli, kiedy wymagała tego sytuacja, wspólnie walczyli o niepodległość swojego terenu. Jak we wszystkich państwach, miastach, wsiach, mniejszych, czy większych społeczeństwach zachodziły zmiany, zmiany wprowadzane za sprawą białych ludzi.

Coś Europo najlepszego uczyniła?

W pewnym momencie swego istnienia Rwanda stała się kolonią niemiecką, gdzie już wtedy rasa panów została mianowana tymi lepszymi, bo przecież ktoś tak inny, musi być kimś, a nie jakimś zwykłym "czarnuchem". Wraz z Niemcami przyszedł Kościół katolicki- księża wprowadzili naukę pisma, uczyli uprawiać ziemię oraz kształcili cieśli, murarzy, kamieniarzy etc. Budowali nie tylko kościoły, ale szkoły i szpitale. Po pierwszej wojnie światowej Rwanda przeszła pod panowanie Belgów, którzy swoim postępowaniem w znacznym stopniu przyczynili się do podziału ludności w kraju. Z biegiem lat sytuacja ulegała ciągłemu pogorszeniu, aż w końcu

kraj tysiąca wzgórz i miliona uśmiechów zamienił się nagle w kraj miliona śmierdzących trupów.

Ból, strach, żal — emocjonalna tortura.

To, co ten reportaż ze mną zrobił, nie umiem opisać słowami. To jest tak straszna i okrutna historia, która nie kończy się na końcowej stronie książki, ona cały czas trwa, do dziś i nigdy nie zginie. Przeraża mnie to o tyle, że nawet w tej chwili dochodzi do ludobójstwa, chociażby w Republice Południowej Afryki, gdzie biali ludzie z powodów przede wszystkim rasowych są poddawani eksterminacji. Ludzie odpowiedzialni za te zbrodnie nawołują się w social mediach, do których i my mamy dostęp, i ponownie- wszyscy patrzą, ale nie widzą, czy oby na pewno (?). Koszmar.

Eksterminacja ludności.

7 kwietnia 94 roku Rwanda, piekło na Ziemi. Bo jak inaczej można nazwać to, co się wydarzyło w środkowowschodniej Afryce, gdzie już od wielu miesięcy przed tą datą dokonywano zbrodni na ludności. Takiej małej, symbolicznej. Takiej, która pozwalała odczuć oddech na plecach oraz udowodnić tym innym, gorszym, że ich życie jest niewiele warte. W książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam spory problem z tym autorem, ponieważ w mojej opinii jego powieści są dobre, ale brakuje mi w nich czegoś, w zasadzie bardzo ważnego, a mianowicie lekkości.
Zdarzają się zgrzyty, lub też momenty wywracania oczami, ale ogólnie książkę oceniam dość wysoko.

Nie będę pisała dokładnie o czym jest książka, ponieważ najmniejszy zdradzony szczegół może zepsuć przyjemność z czytania, o ile w przypadku tej książki można mówić o jakiejkolwiek przyjemności 😇 Plugawy spisek zdecydowanie skierowany jest do osób o mocnych nerwach, którzy lubią poczytać o flakach, krwi, czy też ciekawi są, co takie człowieki, socjo, czy psychopaci mają w głowach.
Nie zrażajcie się proszę, bo to nie kolejna część Piły, gdzie mamy noga, ręka, mózg na ścianie, tj. w sumie mamy 😊, ale jest to wyważone odpowiednio i człowiek nie czuje przesytu.
Nie często mi się zdarza, ale tym razem miałam momenty zgrozy w życiu codziennym, w szczególności, kiedy czytałam ją w nocy, lub kiedy wyobrażenia zabójstw przenosiły się na członków rodziny.

Jako ciekawostka, dodam, iż w książce całkiem spory wątek poświęcony jest naszej kochanej Polsce, a dokładnie Wieliczce. Co tam się wydarzyło, mamusiu, ciarki przechodzą. Dobry jest skubany w tych swoich opisach.
Niestety w tym konkretnym momencie wkurzyła mnie jedna rzecz, mianowicie przedstawienie nas, Polaków, jako ludzi bardzo religijnych, wręcz bogobojnych. Jest w tym jakaś prawda, ale osobiście wolałabym, abyśmy nie byli w ten sposób kojarzeni w świecie, mimo, iż mam świadomość, że latami ciężko pracowaliśmy ta ten wizerunek. Dla mnie to takie za mocne uogólnienie.

Jak zaznaczyłam na wstępie, mam problem z autorem i to nie mały. Być może się czepiam, ale niestety sposób pisania autora nie do końca mi odpowiada. Nie zrozumcie mnie źle, w tej książkę jest wszystko, porządny research, świetne opisy, napięcie i ogromna ciekawość tego, co będzie dalej. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, ale uważam, że w pisaninie autora brakuje tej lekkości, gdzie literki jedne za drugimi tworzą zlepek płynnych zdań. W celu wyjaśnienia, pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasunęło, to wypowiedzenie słowa motyl w różnych jezykach, i mamy, w j.ang. butterfly, francuskim papillon, hiszpańskm mariposa, włoskim farfalla i dochodzimy do takiego niemieckiego SCHMETTERLING 😫😇 No sami widzicie, że coś tu nie gra 😄

Książka ma swoją kontynuację w kolejnej części pt. Cierpliwość diabła. Przeczytałam początek i powiem, że z grubej rury traktuje czytelnika. Zapowiada się naprawdę ciekawie.

Tak więc, mimo jakichś tam moich dziwadeł, polecam, o ile lubicie się czasem bać.

Mam spory problem z tym autorem, ponieważ w mojej opinii jego powieści są dobre, ale brakuje mi w nich czegoś, w zasadzie bardzo ważnego, a mianowicie lekkości.
Zdarzają się zgrzyty, lub też momenty wywracania oczami, ale ogólnie książkę oceniam dość wysoko.

Nie będę pisała dokładnie o czym jest książka, ponieważ najmniejszy zdradzony szczegół może zepsuć przyjemność z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako kolejna część, wypada zdecydowanie lepiej, jak w przypadku “plugawego spisku”.
Mamy tutaj to, co lubię, ludzi chorych psychicznie, diabły, demony- przede wszystkim te nasze wewnętrzne, które przy lekkiej manipulacji potrafią wydobyć z nas najstraszliwsze żądze, pragnienia i zamienić je w zgniliznę otaczającego nas świata.

To nic, kiedy główna bohaterka poznaje pierwszy raz człowieka, który później okazuje się być poszukiwanym demonem, od tego momentu wiem, kim tak naprawdę jest, to nic, że ponownie zdarzyło mi się wywracać kilka razy oczami, że według mojej opinii pani Vancker- żandarm prowadząca sprawę, powinna zarobić zdrowego pstryczka w nos za swoją nieodpowiedzialność i lekkomyślność. To naprawdę nic wielkiego w porównaniu z tym, co autor prezentuje w książce.

Nie obyło się bez drastycznych, zatrważających, wręcz obrzydliwych momentów, ponownego obdzierania ze skóry, przemyśleń psycholi na temat przyjemności czerpanej z zabijania małych dzieci- im okrutniej, tym lepiej oraz wiele, wiele innych, do których człowiek jako najwyżej postawione zwierzę w hierarchii jest zdolne.

Motyw diabła, demona siejącego spustoszenie, potrafiącego wejść tak głęboko w zakamarki naszego umysłu, zasiać ziarno nienawiści i cierpliwie czekać aż wykiełkuje, jest dodatkowym i najlepszym według mnie motywem powieści.

Jako kolejna część, wypada zdecydowanie lepiej, jak w przypadku “plugawego spisku”.
Mamy tutaj to, co lubię, ludzi chorych psychicznie, diabły, demony- przede wszystkim te nasze wewnętrzne, które przy lekkiej manipulacji potrafią wydobyć z nas najstraszliwsze żądze, pragnienia i zamienić je w zgniliznę otaczającego nas świata.

To nic, kiedy główna bohaterka poznaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Komedio — drama.
Emilia Przecinek, niewysoka, z lekką nadwagą pisarka powieści dla kobiet. Matka dwójki dzieci, zdradzona żona.
Główna bohaterka, jak sama siebie określa, jest typową kobietą porzuconą przez męża. Pan mąż, z imienia Cezary, rosły, tęgi jegomość z dobrze płatną posadą.

Pewnego dnia, dzwoni telefon, Emilia odbiera i dowiaduje się, że pan, jeszcze mąż nie wróci więcej do domu, ponieważ postanowił budować przyszłość z inną panią, jeszcze nie żoną. Od tego momentu, względnie ułożone życie Emilii ulega rozpadowi.
Do tej pory bujająca w obłokach autorka kobiecych czytadeł musi zejść na ziemię i uporać się z rzeczywistością — a ta potrafi być wyjątkową francą.
Postawiona pod murem, zaskakuje wszystkich elokwencją i zaradnością — w szczególności samą siebie.

Z pomocą wrednej matki, jeszcze gorszej teściowej i dwójki nastoletnich dzieci postanawia znaleźć sposób na odnalezienie wyrodnego uciekiniera.
Okoliczności i los nie wydają się sprzyjać Emilii. Z każdym dniem sprawy coraz bardziej się komplikują i nie oszczędzają bohaterki. Ale kobieta się nie poddaje, walczy do końca, niczym lwica, czai się, aby w odpowiednim momencie zaatakować. Z tą różnicą, że po schwytaniu ofiary, to ona będzie ucztowała jako pierwsza.

Śmiesznie i w żadnym wypadku nieżałośnie.
Książka Olgi Rudnickiej to prawdziwy wybuch po tytułowym granacie. Opowiada słodko — gorzką historię kobiety, od której uciekł mąż, zostawiając ją samą z dziećmi, niepłaconym przez kilka miesięcy kredytem hipotecznym oraz z ekscentrycznymi matkami.

Publiczna eskalacja pana męża, panie starsze od lat nienawidzące się wzajemnie, we wspólnym celu dochodzące ostatecznie do porozumienia, i w końcu śmierć kochanki uciekiniera i defraudacja grubych pe el enów to tylko część historii przedstawionych w książce. Wszystko okraszone niesamowitym humorem, wywołującym salwy śmiechu. Jest to książka, której zdecydowanie nie polecam czytać w miejscach publicznych, chyba że nie przeszkadzają wam zdumione spojrzenia innych.

Pełnia szczęścia 😀
W końcu, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że znalazłam lekką, przyjemną i niewymagającą powieść. Odpowiednia pozycja na poprawę humoru i relaks po ciężkim dniu. Osobiście jestem zachwycona i zapewne Granat poproszę! nie będzie ostatnią książką pani Olgi, jaką przeczytam.

Komedio — drama.
Emilia Przecinek, niewysoka, z lekką nadwagą pisarka powieści dla kobiet. Matka dwójki dzieci, zdradzona żona.
Główna bohaterka, jak sama siebie określa, jest typową kobietą porzuconą przez męża. Pan mąż, z imienia Cezary, rosły, tęgi jegomość z dobrze płatną posadą.

Pewnego dnia, dzwoni telefon, Emilia odbiera i dowiaduje się, że pan, jeszcze mąż nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Początki bywają trudne.
Miewacie czasem tak, pomimo, iż bardzo tego nie chcecie, zasiadacie do książki i macie już jakieś swoje oczekiwania w stosunku do niej, czy też z góry zakładacie, że będzie to coś dobrego, albo wręcz przeciwnie?

Cóż, przepraszam panie autorze, zupełnie nie mam pojęcia skąd to się wzięło, ale faktycznie, tym razem miałam założenia i wcale nie były one dobre 😉 Winę zrzucam na kiepskie samopoczucie i fakt, że ostatnio nie miałam szczęścia do książek autorów mi zupełnie nie znanych.

Do brzegu.
Teraz czas na tą przyjemniejszą część.
Fakt, napisałam powyżej, że autor nie był mi znany i podtrzymuje swoje zdanie. Nie oznacza to jednak, że nie miałam pojęcia o jego istnieniu. Otóż, na mojej niekończącej się liście książek do przeczytania, znajdują się dwie powieści tegoż autora: Złe i Zrobiłbym coś złego.
Po wielu pozytywnych opiniach, z jakimi się spotkałam w sieci, czułam się na tyle zachęcona, aby móc z czystym sumieniem uznać, że autor warty uwagi. Ale jak to zazwyczaj bywa, lista rośnie w zastraszającym tempie i kolejne pozycje nieustannie są spychane na bok. Niestety tak samo było w przypadku książek pana Michała.

Nie pozostało mi nic innego jak powiedzieć grzecznie — przepraszam.

Indygo jako thriller w wersji “light”.
Jestem fanką zdecydowanie thrillerów psychologicznych, albo tych przeze mnie zwanych “ręka, noga, mózg na ścianie”.
W przypadku Indygo, ciężko mi zakwalifikować go do którejkolwiek z tych kategorii. Nie sposób jednak spełnić oczekiwań wszystkich czytelników. Osobiście staram się być zawsze obiektywna w ocenie i wiernie trzymać się swoich “wymagań”, jakie stawiam pisarzom.
I pomimo braku w Indygo tego, co lubię, nie oceniałam książki tylko ze względu na ten jeden fakt.

Dzieci, rodzice, społeczeństwo Baskin i on.
Kusak, od lat nie popełniający błędów bezwzględny morderca. Przebiegły, bystry i skrupulatnie analizujący swoje działania, na co dzień niepozorny, niczym szczególnym nie wyróżniający się mężczyzna. Czy nie może być gorzej?
Przestępcy zawsze w końcu popełniają błędy, ale nie on, on jest pewny swoich umiejętności i nigdy nie pozwolił na najmniejsze zawahania swojego idealnego planu. Kusak jako bóg decydujący o czyimś życiu lub śmierci.
Społeczeństwo i rodzice, zastraszeni, w obawie o swoje pociechy, próbujący od lat rozwikłać zagadkę zaginięć dzieci.
I w końcu dzieci, występujące w roli zwierzyny.

Poza typową atmosferą grozy, autor prezentuje nam również życie. Takie codzienne, gdzie czas płynie powoli, gdzie rozwijają się przyjaźnie, pierwsze miłości szkolne, gdzie dzieci i dorośli borykają się z przeszłością i teraźniejszością. Żadnego zakłamania, jedynie sama, czasem trudna rzeczywistość. A to wszystko dodatkowo przemieszane zjawiskami nadprzyrodzonymi 😉

Chapeau bas panie Michale.
Wbrew moim oczekiwaniom, lubościom czy nie, uważam, że autor zasługuje na uwagę. Styl i lekkość pisania, płynność w tworzeniu kolejnych wątków oraz wykreowanie całego świata pozostawiają po sobie bardzo miłe wrażenia.
Dzięki Indygo, tym bardziej czuję się zachęcona do zapoznania z pozostałymi powieściami pana Michała.

Myślę, że jeszcze nie jedna książka przed nami, gdzie każda następna będzie potęgowała rozwój i nieustanną chęć tworzenia czegoś lepszego. Szkoda by było zmarnować taki potencjał.

Początki bywają trudne.
Miewacie czasem tak, pomimo, iż bardzo tego nie chcecie, zasiadacie do książki i macie już jakieś swoje oczekiwania w stosunku do niej, czy też z góry zakładacie, że będzie to coś dobrego, albo wręcz przeciwnie?

Cóż, przepraszam panie autorze, zupełnie nie mam pojęcia skąd to się wzięło, ale faktycznie, tym razem miałam założenia i wcale nie były...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opinia zawiera przekleństwa 😇

Część z was, zapewne, mieszka w różnych częściach Świata na tzw. przeze mnie – “wygnaniu”. Jako ciekawostka dodam, że drugą nazwą dla mojego bloga, nad którą się zastanawiałam było właśnie hasło “na wygnaniu” – ze względu na fakt, że faktycznie przyszło mi na nim żyć.

Ludzie z różnych powodów decydują się na wyjazd z Polski. Jedni dla pieniędzy, drudzy dla lepszego, spokojniejszego życia, a jeszcze inni uciekają przed czymś lub przed kimś. Wyobrażenia nasze na temat życia poza ojczyzną bywają różne. Co ciekawe, najczęściej najwięcej do powiedzenia na ten temat mają osoby, które nigdy nie wyściubiły nosa poza swoje bezpieczne centrum dowodzenia na dłużej, jak na kilka tyg. Mało też kto, zastanawia się, jakim kosztem i jakich poświęceń wymaga taka tułaczka po świecie.
Ponoć w końcu każdy ma to, na co zasłużył.

Krótka historia smutnego życia.
Książka Piotra Czerwińskiego, to opis życia Polaków żyjących na obczyźnie. Autor w bardzo groteskowy, ale i zarazem dosadny sposób opowiada, jak to “pierdo***” żyje się na wygnaniu.

“Dali mu ticket z jeszcze innym numerem i kazali czekać przez następne trzy godziny, co nie było najbardziej pierdoliste z powodu jego pęcherza. Social Welfare nie posiadał publicznej toalety, nie było też takowej w okolicy. (…) W końcu odlał się w najbliższym kuldesaku między kontenerami na śmieci, i zamachał do kamery ce ce ti wi, która wisiała nad jego głową. Był tak ubawiony machaniem, że nasikał na swoje buty, najlepsze, oczywiście. Ludzie zabierają na emigrację tylko najlepsze rzeczy. Prędzej czy później życie zmusza ich, by na nie nasikali.

I tell you, na wypadek gdyby ktoś zapomniał: to wszystko działo się z powodu wiejskiego patałacha o imieniu Gracjan, niech go trafi jasny fuck, a złe moce wszechświata niechaj dymają go w brudną sra** for koorva ever”.

Niestety prawdą jest, że najczęściej ci najlepiej wykształceni mają największy problem ze znalezieniem pracy. Ciężko im zrozumieć, że nierzadko ich dotychczasowe doświadczenie zdobyte w Polsce jest niewiele warte w kraju, do którego wyemigrowali.

Jak to naprawdę wygląda.
Książka w odbiorze jest różna. Raz utożsamiałam się z bohaterami, aby zaraz nimi potrząsnąć. Autor w dość bezwzględny sposób dzieli Polaków na dwie kategorie. Na takich, którzy ledwo opuścili swój rodzimy kraj i uważają, że coś potrafią i są pewni swojej “zajebistości” oraz na takich, którzy od dłuższego czasu przebywają pośród “obcych” i, poniekąd, pogodzili się z byciem nikim, mimo uprzednio zdobytych osiągnięć.

Ten właśnie podział, powodował u mnie niezrozumienie. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że życie jest albo czarne albo białe. Fakt, jest “pierdoliste”, ale czy aż tak bardzo, żeby wylewać żale na innych?

Książka, zapewne jak już zdążyliście zauważyć, napisana jest ponglishem, z przeogromną dozą humoru. Autor opowiada historię w taki sposób, jakby prowadził rozmowę z najlepszym kumplem.

Opinia zawiera przekleństwa 😇

Część z was, zapewne, mieszka w różnych częściach Świata na tzw. przeze mnie – “wygnaniu”. Jako ciekawostka dodam, że drugą nazwą dla mojego bloga, nad którą się zastanawiałam było właśnie hasło “na wygnaniu” – ze względu na fakt, że faktycznie przyszło mi na nim żyć.

Ludzie z różnych powodów decydują się na wyjazd z Polski. Jedni dla...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wychudzone, słaniające się na nogach dziecko.
Najdek, porzucony w lesie chłopiec, który za sprawą dobrych ludzi trafia pod opiekę mnichów, gdzie odnajduje schronienie oraz niezbędne do przeżycia dobra. Powoli uczy się funkcjonowania pośród klasztornej atmosfery i wymagających “przełożonych”. Z czasem, wraz z wiekiem, zaczyna poszukiwać siebie w tym zamkniętym środowisku, które jest dostępny tylko nielicznym. W końcu pragnie robić coś więcej od patrolowania klasztornych wrót czy usługiwaniu innym. Ciekawy świata i życia wymyka się coraz częściej do pobliskiej wioski. Obserwuje ludzi, tak innych, tak nieprzewidywalnych, dalekich sobie, a zarazem tak bliskich. Fascynacja chłopca powoli wymusza na nim bunt. Już sama obserwacja przestaje wystarczać, pragnie zostać kimś przydatnym, znaczącym nie tylko dla siebie, ale i dla innych.

Zmiana ról.
Mały błąd powoduje, że zostaje w końcu zauważony przez samego Mistrza zakonu, który ma dla niego zadanie wymagające dużego poświęcenia.
W pobliżu klasztoru upada anioł, który wymaga pomocy. Zostaje mu ona udzielona przez starca, który z niewiadomych powodów kilka dni wcześniej postanawia zamieszkać w jednej z jaskiń, nieopodal miejsca, gdzie dochodzi do upadku. Wieści rozchodzą się bardzo szybko po okolicy, ponieważ ów starzec zostaje w posiadaniu łaski. Dar przeznaczony nie dla wszystkich, ponieważ nie każdy ma na tyle czyste serce, aby móc udźwignąć ciężar, jaki on ze sobą niesie. Najdka zadaniem jest udać się do jaskini i zostać uczniem starca i nie pozwolić, aby łaska dostała się w niepowołane ręce.

Ciężka droga ku końcowi.
Osobiście mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do powieści, jaką zaprezentował nam autor. Powyżej streściłam fragment książki, który jest bardzo obszerny. Aby doczytać się do tych informacji, trzeba przejść bardzo długą drogę. Z jednej strony może to i fajnie, bo historia jest dość potężnie rozbudowana. Z drugiej zaś strony mam nieodparte wrażenie, że dałoby się ją odrobinę skrócić. Nadmiar liter niestety powoduje przesyt, historia bardzo długo się rozkręca, po to, aby zakończyć się w najmniej spodziewanym momencie. W wielu miejscach, akcja nabiera rozpędu, odczuwałam wtedy pewną ekscytację, że to już, teraz, będzie to bum. Niestety, tak szybko, jak rzeczona sytuacja się rozwijała, upadała niestety tak samo szybko.
Dla mnie, jako “starego wyżeracza” fantastyki, wszystkiego było za – albo za mało akcji, albo za mało emocji.

Plusy też się znalazły 🙂
Jednego, czego nie można odmówić autorowi to umiejętności pisarskich, które są na bardzo wysokim poziomie. Dobór słownictwa i jego odpowiednie zastosowanie powodują niesamowitą przyjemność z czytania.
Takie to dość nietypowe, wiem, bo niby z jednej strony było mi czegoś za mało, albo za dużo, a mimo wszystko odczuwałam przyjemność z czytania. Wydaje mi się, że to dobrze, bo zdecydowanie lepiej przyjąć powieść niedopracowaną pod jakimiś względami, aniżeli męczyć się z łopatologicznym słownictwem czy opisami.
Dlatego też, nie miałabym serca powiedzieć, że nie polecam, ponieważ uważam, że autor warty uwagi. Myślę, że chętnie zapoznałabym się z jego innymi powieściami, chociażby po to, aby mieć jakiś punkt odniesienia.

Co do Otchłani, wybór i tak należy do was 🙂

Wychudzone, słaniające się na nogach dziecko.
Najdek, porzucony w lesie chłopiec, który za sprawą dobrych ludzi trafia pod opiekę mnichów, gdzie odnajduje schronienie oraz niezbędne do przeżycia dobra. Powoli uczy się funkcjonowania pośród klasztornej atmosfery i wymagających “przełożonych”. Z czasem, wraz z wiekiem, zaczyna poszukiwać siebie w tym zamkniętym środowisku,...

więcej Pokaż mimo to