rozwiń zwiń
Marta

Profil użytkownika: Marta

Gdańsk Kobieta
Status Autorka
Aktywność 2 lata temu
761
Przeczytanych
książek
842
Książek
w biblioteczce
249
Opinii
1 983
Polubień
opinii
Gdańsk Kobieta
Prywatnie mieszkam z mężem i córką w Gdańsku, w małym domku z ogrodem. Tutaj właśnie, w zaciszu drzew, zieleni i kwiatów, przy trelach ptaków i wieczornym cykaniu świerszczy, mieszkam, żyję, czytam i piszę :)

Opinie


Na półkach: ,

Po przeczytaniu pierwszego tomu “Uzdrowiciela” (moja opinia tutaj: www.papuziepioro.pl/?p=2085), w którym to tytułowy Wiwan ledwie uchodzi z życiem po heroicznej ucieczce z zamku przez gęste lasy królestwa, bardzo chętnie i z dużymi oczekiwaniami, sięgnęłam po tom drugi. Główną wadą tomu pierwszego był panujący z początku chaos i zbyt wielu bohaterów wprowadzonych na raz. Tutaj, od pierwszego rozdziału, wszystko jest poukładane, a po tamtym chaosie nie pozostaje nawet ślad.

Wiwan Beckert, już bezpieczny w domu, dochodzi do pełni sił w otoczeniu przyjaciół i rodziny. Tymczasem z miasteczka zaczynają znikać ludzie i początkowo nikt nie wie, dlaczego. Wkrótce okazuje się, że wielu bliskich uzdrowiciela zostało również porwanych. Niestety nikt nie wie, kto i dokąd ich porwał. Kiedy wychodzi na jaw, że uprowadziła ich załoga Ramseya, kapitana cumującej na morzu Cadelii, ruszają im na ratunek, wypływając w morze Hydrą. Wśród porwanych jest Ross – Czarodziej Klejnotu oraz Oliwier. To ich głównie będą chcieli uwolnić i sprowadzić do domu przyjaciele uzdrowiciela. Hydra wyrusza w pogoń za Cadelią i wkrótce załoga statku będzie mogła dokonać abordażu na statek Ramseya i stoczyć bitwę na śmierć i życie.

W powieści pojawia się pewna okrutna postać: Mayene, wiedźma bez serca i sumienia, silna i potężna, o wielkiej mocy, zła i podstępna. Chce koniecznie zabić Wiwana. Uzdrowiciel będzie się musiał zmierzyć z ogromnym koszmarem i jakoś ją powstrzymać, co niestety okaże się niezmiernie trudne. Wiwan sądzi nawet, że pokonanie jej będzie zwyczajnie niemożliwe. Ma on wprawdzie moc uzdrawiania oraz (w razie potrzeby) uśmiercania ludzi, jednak problem polega na tym, że Mayene nie jest człowiekiem i na domiar złego nie posiada bijącego serca, które Wiwan mógłby w chwili zagrożenia zatrzymać.

Poza znanym nam już z części pierwszej Wiwanem, jego bratem Pafianem oraz przyjaciółmi: Oliwierem, jego siostrą Julien, Selem, Rossem i Alaseiem, w książce pojawiają się też nowi bohaterowie, których wyjątkowo polubiłam. Są to elfy: rudowłosa Waszeba i jej brat Dinnaroth, przez przyjaciół zwany Dinnem. Waszeba, zauroczona młodym uzdrowicielem, zostaje wkrótce jego strażniczką, gotową oddać za niego życie.

Do historii nieoczekiwanie powraca również Tenan, związany okrutną klątwą z bransoletą, z której to powodu stał się zabójcą. Tenan od nikogo nie żąda przebaczenia, nie sądzi zresztą nawet, że na nie w ogóle zasługuje. Dowiadujemy się, kto trzyma go w szachu i dlaczego nadal każe mu zabijać.

“- (…)Zabijesz, nim się obudzi. To ma być nauczka. Niech płaczą i rozpaczają. Niech ciało będzie w takim stanie, że jego widok wstrząśnie nimi do głębi!
Milczał. Jeśli chciała, by to zrobił, musiała dać mu wyraźne polecenie. Takie było działanie klątwy. Z własnej woli nie robił niczego złego”.

Nie sposób przestać porównywać drugiego tomu “Uzdrowiciela” z częścią pierwszą. Uznałam więc, że chyba po prostu to zrobię, żeby mieć to za sobą i żeby mnie więcej nie kusiło.

Pierwsza różnica to przede wszystkim postać samego Wiwana, którego było bardzo mało w pierwszej części. Tutaj wyraźnie widać, że jest to ta główna postać, nawet nie dlatego, że występuje w powieści najczęściej, ale przede wszystkim dlatego, że cała akcja i to, co się dzieje, kręci się właśnie wokół niego. Poznajemy go tu zdecydowanie lepiej, dopuszcza nas on do pewnych sekretów i tajemnic ze swojego życia. Do rozterek i wątpliwości. A obdarzony niezwykłym i potężnym darem, ma ich naprawdę sporo.

Drugą taką wyraźną różnicą pomiędzy książkami, jest strona techniczna. Podczas gdy w pierwszym tomie raził chaos, w drugim wszystko jest poukładane. Czytelnik nie gubi się już w zawiłościach akcji, a rozdziały, na ogół poświęcone raz bohaterom w miasteczku, a raz na statku, wprowadzają na tyle przejrzysty układ, by czytelnik czuł się tu komfortowo i nie kręcił się w kółko jak w labiryncie.

I kolejna istotna różnica: w pierwszej części autorka starała się bardzo szczegółowo scharakteryzować wszystkie niemal występujące w książce postaci. Było to dość trudne, bo przewijało się ich przez akcję naprawdę sporo i właśnie ten tłum bohaterów był przyczyną wszechobecnego bałaganu. W kontynuacji przygód Wiwana pani Magdalena skupiła się na kilku wybranych postaciach, które odgrywają w powieści najważniejszą rolę. Pobocznym również niczego nie brakuje, ale te pierwszoplanowe jak Wiwan, Ross, Waszeba czy Oliwier, zostały potraktowane z wyraźnym pierwszeństwem. To sprawia, że dokładnie wiemy, komu należy poświęcić najwięcej uwagi.

Podobnie jak po przeczytaniu pierwszego tomu, także i tutaj jestem po wielkim wrażeniem wykreowanych przez autorkę postaci. Nieprzeciętni bohaterowie, z bardzo dobrze nakreślonymi cechami charakteru, autentyczni i niezwykle namacalni, to jeden z największych atutów powieści. Każdy z nich jest inny, każdy w jakiś sposób się wyróżnia, każdy obdarzony jest tak bogatym zestawem cech charakteru, że aż trudno uwierzyć, że to wyimaginowane osoby, a całość to “tylko” fikcja literacka. Tutaj nikt nie jest idealny, tutaj każdy ma słabości. Nawet uzdrowiciel, ze swoim niezwykłym darem, nie wstydzi się powiedzieć, że jest przerażony. Wyczuwający nastroje i lęki innych, którzy go otaczają, ciągle boryka się z moralnym problemem “czy powinienem?”. I niezależnie od tego, czy to właśnie uzdrowiciel czy wojownik, mężczyzna czy kobieta, postać dobra czy negatywna, bije się ona z podobnymi dylematami.

“Bliskość uzdrowiciela otuliła jej zmysły niczym ciepły i miękki koc zimową nocą. Jego obecność, zapach, dotyk nawet, gdy położyła dłoń na jego dłoni, by sprawdzić czy jest ciepły, jednocześnie kierowana tajemniczą tęsknotą, uśpił jej instynkt. Wiwan nie robił tego świadomie. Tak działał na ludzi, gdy sam był w dobrym nastroju”.

Obok wątku głównego, jakim jest nieustanna walka z Mayene, znajdziemy tu wiele wątków pobocznych, które pozamykały parę spraw rozpoczętych w pierwszej części “Uzdrowiciela”. Najmocniejsze wrażenie wywarł na mnie ten mówiący o wzajemnych animozjach Rossa i jego matki – kobiety okrutnej, strasznej, podłej. Bywało, że zastanawiałam się, która z nich budzi we mnie bardziej negatywne odczucia: wiedźma Mayene czy może jednak Cadelia, matka Rossa.

Również wątek powrotu Tenana związanego klątwą oraz jego nie do końca pewne uczucia do Julien, śledziłam z ogromną ciekawością. Tenan jest w ogóle ciekawą postacią, niby zły, ale fakt, że właściwie kieruje nim klątwa, czyni z niego postać ze wszech miar tragiczną.

Bardzo podoba mi się styl autorki. Jest lekki i przyjemny w odbiorze, z poetycką nutą, bez popadania w nadmierną ilość dziwnych związków frazeologicznych. Ponieważ książkę czytałam po wstępnej obróbce autorskiej, jeszcze przed wszelką korektą, nie będę czepiać się błędów, których tu trochę znalazłam. Myślę, że przed ukazaniem się na rynku wydawniczym, książka przejdzie odpowiednią, profesjonalną korektę.

Podobnie jak pisałam o tym w opinii o pierwszym tomie “Uzdrowiciela”, również tutaj nie brakuje skomplikowanej palety uczuć, jakie są udziałem naszych bohaterów. Bogactwo emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, uderza czytelnika w samo serce. Dynamicznym postaciom towarzyszą równie gorące uczucia. I nie zabraknie tu niczego: miłości, pożądania, pięknej przyjaźni, radości, ale również strachu, wyrzutów sumienia czy wątpliwości.

Bardzo spodobały mi się wszelkie opisy, autentyczne i realistyczne, niezależnie od tego, czy czytamy o gęstych lasach, o miasteczku, ludziach czy sunących po falach statkach. A najbardziej lubię w wykonaniu pani Magdaleny pełne dynamiki opisy walk, choćby jak ta stoczona na pokładzie Cadelii czy też te, które przyjdzie bohaterom stoczyć z okrutną wiedźmą lub ze smokiem. Żaden opis nie jest tu zbędny, żadna z walk nie nuży, a każde zdanie, każdy rozdział, pchają akcję mocno naprzód i czytelnik podczas lektury nie ma poczucia straty czasu. Autorka ma talent do opisywania miejsc i sytuacji w sposób bardzo plastyczny i sugestywny.

“Waszeba wyciągnęła strzałę z kołczanu, gdy smok zatoczył nad targowiskiem szersze koło, przelatując w ich pobliżu. Naciągnęła cięciwę i wypuściła strzałę”.

Bardzo polubiłam wątek związku Rossa z Klejnotem Nadziei, niejako kontynuację z pierwszej części książki. Ciekawie ujęte myśli samego klejnotu, który jest w stanie porozumiewać się z Rossem, a dzięki mocy, jaka jest teraz jego udziałem, Ross został przez ludzi nazwany Czarodziejem Klejnotu Nadziei. Potrafi on bowiem wpływać na myśli innych ludzi czy choćby oddziaływać na pogodę.

Przez większość lektury “Uzdrowiciela” jedna myśl nie dawała mi jednak spokoju, a mianowicie imię wiedźmy. Mayene – brzmi zbyt łagodnie, zwiewnie, delikatnie, jak na mój gust. Trochę śpiewnie, kolorowo niczym kwiaty. A przecież Meyene była okrutną wiedźmą, zupełnie nie liczącą się z uczuciami innych, podłą i paskudną, której krzywdzenie ludzi sprawiało nieopisaną przyjemność. Moim zdaniem imię wiedźmy jest zbyt łagodne. Z drugiej jednak strony być może tak właśnie jest dobrze? Takie zderzenie tego kwiecistego imienia z morderczymi zapędami jego właścicielki?

Ciężko tę książkę zamknąć w tych kilkunastu zdaniach. Czyta się ją szybko i lekko, a ogrom emocji w niej zawartych, nie pozwala się od niej oderwać. Trudno zapomnieć pełne wzruszeń przygody i bohaterów, których skomplikowane związki i moc cech charakteru, nie pozwalają przejść obok nich obojętnie.

To z całą pewnością książka dla miłośników fantasy, jednak wcale nie obfituje ona w setki stworzeń nie z tej ziemi, więc jeśli ktoś nie przepada za tym gatunkiem, ale lubi powieści przygodowe i lekko magiczne, to też się tu odnajdzie. Znajdziemy tu wprawdzie wiedźmę, elfy, nadprzyrodzone moce i niecodziennych bohaterów, pojawia się nawet smok, ale mnie – zagorzałego fana thrillera i kryminału – książka bardzo wciągnęła i bardzo mi się spodobała. Z pewnością jeszcze kiedyś do niej wrócę. Do obu części.

Drugą część “Uzdrowiciela”, czyli książkę “Uzdrowiciel. Wiedźma”, oceniam znacznie wyżej niż pierwszą, głównie z racji braku bałaganu i napięcia, jakie stwarza czająca się gdzieś za plecami bohaterów czarownica. Książkę też lepiej i lżej się czyta.

Polecam gorąco. Głównie tym, którzy lubują się w gatunku fantasy oraz tym, którzy mają ochotę sięgnąć po coś rodzimego, z przygodą w tle i niezwykłymi bohaterami.

Za możliwość lektury bardzo dziękuję autorce, pani Magdalenie :)

*cytaty pochodzą z książki

Po przeczytaniu pierwszego tomu “Uzdrowiciela” (moja opinia tutaj: www.papuziepioro.pl/?p=2085), w którym to tytułowy Wiwan ledwie uchodzi z życiem po heroicznej ucieczce z zamku przez gęste lasy królestwa, bardzo chętnie i z dużymi oczekiwaniami, sięgnęłam po tom drugi. Główną wadą tomu pierwszego był panujący z początku chaos i zbyt wielu bohaterów wprowadzonych na raz....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

“Poczuł nagle ogarniający go spokój. Strach przed demonami odszedł. Znów był bezpieczny. Już nie mogły go dopaść, odnajdując go w ciemnościach (…).
Takim był dar jego przyjaciela.
Uzdrowiciela”.

Na finalny tom serii o Uzdrowicielu czekałam kilka lat. Po drugim tomie apetyt mi się mocno zaostrzył i uzbrojona w spore pokłady cierpliwości czekałam i czekałam. I wreszcie jest! I czytałam z przyjemnością, ale i z lekkim smutkiem wiedząc, że “Zatoka Niewolników” to już finał i przyjdzie mi pożegnać się z bohaterami. I na dodatek nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czy moi ulubieńcy przetrwają? Czy autorka postanowiła zakończyć wszystko szczęśliwie? Czy też jednak nie…

Czy warto było czekać tyle czasu? O tak! Po strokroć tak.

Książka ma ponad siedemset stron, jednak nie mogłaby być krótsza. Wszystkie wątki, bohaterowie oraz wydarzenia, jakie rozgrywają się na przestrzeni trzech tomów “Uzdrowiciela” potrzebowały owej przestrzeni, gdzie spokojnie i bardzo wyczerpująco mogły się zakończyć. I trzeba przyznać, że zakończyły się rzeczywiście, a niektóre z nich zostawiły mnie z rozdartą duszą i krwawiącym sercem. I już siedziałam z wiecznym piórem w dłoni, już miałam stawiać pierwsze litery tej opinii, a tu… pustka. Nie tyle, że pustka w głowie, że brak weny, że powieść zła. O nie, nic z tych rzeczy. Ja cały czas wiedziałam, co chcę napisać, ale nie jestem pewna, ile z tego, co chcę, mogę Wam zaprezentować.

I w końcu odkładałam to pióro, zamykałam notatnik, a potem w pracy układałam sobie w głowie fragmenty i treść recenzji. I tak schodził dzień za dniem. Przez wiele czasu. I w parze z tym szły wyrzuty sumienia, bo to przecież mój cudowny patronat, jeden z najważniejszych, bo książka wyczekana, bo zżyłam się z bohaterami, zwłaszcza z jednym (i wcale nie z Wiwanem), bo towarzyszę autorce już od dobrych kilku lat, a tu takie coś…

Ale cóż mogę powiedzieć… Droga Autorko, Magdaleno, sama jesteś temu winna. Składanie się na nowo w całość po lekturze “Zatoki Niewolników” to – jak widać – proces długotrwały. Nieraz bywa, że po przeczytaniu książki musimy się otrząsnąć, dojść do siebie, pożegnać się z bohaterami w taki czy inny sposób, poradzić sobie z emocjami, przeżyć je, uspokoić, wyciszyć. Już przy okazji pierwszego tomu cyklu pisałam, że “Uzdrowiciel” to powieść przesycona emocjami. Jest ich tu bardzo wiele; od przyjaźni i miłości, poprzez lojalność i wierność, aż do nienawiści i żalu. I tak jest nadal. Emocje towarzyszą bohaterom, towarzyszą również nam i zapewne towarzyszyły także samej autorce podczas tworzenia “Zatoki Niewolników”.

Rewelacyjnie widać długą drogę i żmudną pracę, jaką pani Magdalena włożyła w pisanie tego cyklu. Od chaotycznego z początku tomu pierwszego (“Uzdrowiciel tom I. Cienie przeszłości”), po – już solidnie poukładany – tom drugi (“Uzdrowiciel tom II. Wiedźma”), aż do tego finalnego, trzeciego, napisanego po prostu REWELACYJNIE.

To doskonale skrojona powieść przygodowa z elementami fantasy. Z wieloma elementami fantasy. Przygodowa, to właściwie mało powiedziane, bo tutaj akcja goni akcję, a bohaterowie co rusz muszą walczyć o życie swoje oraz swoich bliskich. To powieść na wskroś piracka: statki, ocean i morskie potwory są tutaj na porządku dziennym.

str. 286 – “Szkuner pękł na dwoje pod uderzeniem potężnego ogona. Załoga podniosła rozpaczliwy krzyk, gdy wielki gadzi łeb wychylił się z wód oceanu. To, co wydobyło się z jego gardzieli, było głośnym sykiem. Potężny wąż morski zacisnął ogon w pętlę na nieszczęsnym szkunerze, aż poleciały deski. Ostre zęby zalśniły w promieniach słońca, gdy rozpoczął polowanie”.

Poszczególne opisy to majstersztyk. Wyobrażenie sobie walki na morzu nie sprawia czytelnikowi żadnych trudności. Cudownie lekkie pióro autorki jest tak przystępne dla każdego, że oczy suną bez wysiłku po tekście, a w głowie pojawiają się obrazy. Jeden za drugim. Bogate, kolorowe, piękne. Cała plejada postaci, scenerii, nawet potworów. To wszystko wraz z ładunkiem emocjonalnym tworzy bajeczną wręcz powieść o niewiarygodnie dopracowanych detalach. Akcja rozgrywa się na statkach i na lądzie, w przeróżnych, ciekawych miejscach, ale mnie najbardziej porywały opisy morskich wojaży oraz bitew.

Cały czas zastanawiam się, co mam napisać o samej akcji książki, by nie zdradzić zbyt wiele. Mimo swej obszerności, książka nie jest rozwleczona, a historia biegnie wartko i nie nuży. Oczywiście czytać całość należy po kolei. Nie ma sensu zaczynać trzeciego tomu bez znajomości pozostałych.

Tym razem o Wiwanie usłyszy pewien barbarzyński król, Azram. Postać to nietuzinkowa, gdyż na swoich usługach ma nawet same demony. Azram pożąda krwi Uzdrowiciela i zrobi wszystko, by go dostać w swoje ręce.

W całej książce najmocniej poruszająca jest niezwykła więź, jaka za sprawą Klejnotu Nadziei łączy obu przyjaciół: Rossa i Wiwana. Nigdy jeszcze nie była ona tak silna. Jak dotąd mogli się tylko porozumiewać, a teraz widzą, czują i przeżywają to, co ten drugi.

str. 257 – “I nagle poczuł. Więź.
W tym jednym słowie zawierało się tak wiele.
Dotyk. Ciepło. Miłość. Smutek. Radość. Siła. Pamięć…”.

To sprawia, że czytelnik mocniej wczuwa się w emocje bohaterów, silniej się z nimi utożsamia i głębiej przeżywa wszystko, co jest udziałem Wiwana i reszty jego przyjaciół. A więzi w tej historii są niezwykle istotne. Mamy tu do czynienia nie tylko z tą, która łączy Uzdrowiciela i Rossa za sprawą Klejnotu, ale również z tymi, które łączą matkę z dzieckiem, kochanków, rodzeństwo czy też wieloletnich przyjaciół.

“Zatoka Niewolników” to jedna z tych książek, po których trudno dojść do siebie ot tak, zaraz po jej odłożeniu. Mnie było ciężko. Właściwie nadal jest. Nie mogę się pogodzić z niektórymi wydarzeniami, które wystąpiły w powieści. Są dla mnie zupełnie nie do zaakceptowania. Dlatego też dużo nadal o książce rozmyślam i analizuję wątki, mimo że skończyłam ją czytać już jakiś czas temu. I to również jest powodem tego długiego czasu, w jakim publikuję tę recenzję.

Jak na finalny tom przystało, Wiwan Beckert odkrywa w sobie o wiele więcej niż dotąd dał nam poznać. Bijący od niego blask i intensywny błękit jego oczu, wyraźnie wskazują, że rozwinął swe umiejętności jeszcze bardziej, a jego dar przechodzi pewnego rodzaju metamorfozę. Jednak ten wspaniały dar, jest również jego przekleństwem, o czym nieraz się przekonamy. I im więcej siebie samego oddaje innym, tym bardziej cierpi i tym mocniej pogrąża się w smutku. Smutek zaś działa na niego destrukcyjnie i gdyby nie wspierający go przyjaciele, Wiwan zginąłby przepełniony i przytłoczony żalem oraz rozpaczą.

Moja od zawsze ulubiona postać, od pierwszego tomu, Ross Hope, kapitan, bardzo się zmienił, odkąd go poznaliśmy. Jego przeszłość i bardzo smutne dzieciństwo, pełne głodu, bólu i zimna, miały olbrzymi wpływ na to, jaki jest teraz. Pewność siebie budował latami, odwaga przyszła z czasem, a połączenie z Klejnotem Nadziei wzmogło jego dobroć, szlachetność i wierność, zarówno wobec przyjaciół, jak i ideałom, w które wierzy. Ross to jedna z barwniejszych i ciekawszych postaci “Zatoki Niewolników”, a ponieważ należy do moich ulubionych, wszelkie wstawki w tekście o jego przeszłości i dzieciństwie, były dla mnie wyjątkowo intrygujące i wciągające. I z całą pewnością Ross Hope jest tym bohaterem, który nie jeden raz zaskoczy czytelnika. Niezwykła więź z Wiwanem, dzięki której mogą się oni ze sobą porozumiewać, to jedna z ciekawszych wizji autorki.

O tej książce można już śmiało powiedzieć, że jest to powieść fantasy. Nie brakuje tu istot nie z tej ziemi, nietuzinkowych bohaterów, elfów, potworów, a nawet demonów. A ich opisy sprawiają, że czytelnika przenika dreszcz.

str. 518 – “Długie, błoniaste skrzydła w kolorze błota przemieszanego z bielą. Ciemne jak sama noc, ukośne oczy i długi pysk ze zbyt długim, wijącym się jęzorem”.

Każda akcja na morzu to kwintesencja powieści o tematyce pirackiej. Opisy walk, broni, strojów, a nawet samego statku i jego części sprawiają, że wszystko razem nabiera niesamowitej autentyczności. Realizm postaci – mimo, że przecież wymyślonych – jest wręcz namacalny. Bohaterowie żyją, czują, przeżywają rozterki. Bywają zagubieni. Czasem wybuchają gniewem. Chwilami bywają nieprzewidywalni. Ta autentyczność pozwala nam czuć razem z nimi. Smucić się i radować. Czasem bijący z nich żal jest tak przejmujący, że w oczach stawały mi łzy… Dzięki realizmowi postaci wszystkie ich emocje są również naszym udziałem. I chwilami wcale nie jest to dla czytelnika komfortowe. Ale cóż, taki właśnie jest Uzdrowiciel. Jego dar wpływa nie tylko na przyjaciół, na wrogów i na ludzi wokół, wygląda na to, że działa również na czytelnika.

str. 224 – “Kapitan uderzył ponownie, odczekując jedynie, by ofiara poczuła uderzenia.
Potem kolejny raz. I kolejny. Raz za razem rozlegały się głośne smagnięcia. W szale pragnął jedynie tego, by katowany przez niego człowiek wypełnił jego uszy upragnionym krzykiem. To bolało coraz bardziej”.

A przecież wiadomo, że Wiwan jest człowiekiem na wskroś niezwykłym. Otaczający go ludzie także nie mogliby być zwyczajni. Dar, który posiada, potrafi ludzi zarówno jednoczyć, jak i ze sobą poróżnić.

str. 63 – “Nikt poza nim nie odczuwał świata w ten sposób…
Wszystkie emocje odczuwał głębiej. Jednocześnie, mocno”.

“Zatoka Niewolników” to powieść przygodowa. Tu na każdej stronie coś się dzieje. Akcja nieustannie trzyma w napięciu, nie pozwala się od książki oderwać i niejednokrotnie potrafi wbić czytelnika w fotel. Walki i sceny na morzu, opisy targu niewolników, kopalni, lochów czy zamków, robią na czytającym ogromne wrażenie. Wywołują dreszczyk ekscytacji, powodują, że książkę trudno odłożyć. Autorka nie ma problemu z przykuciem uwagi czytelnika do historii, jaką snuje.

str. 185 – “- Kto nie słyszał jeszcze o Wiedźmie? O kapitanie budzącym lęk wśród marynarzy. Ludziach, którzy schwytani przez niego znikali bez śladu. Trupach, które po sobie zostawiał…”.

Tom III “Uzdrowiciela” to bardzo dynamiczna, doskonale napisana opowieść. Pełna nagłych zwrotów akcji, bogatych opisów, emocjonalnych postaci, cudownych bohaterów, okrutników i barbarzyńców. Zderzenie demonicznych, wykrzywionych złością pysków i anielskich, słodkich twarzyczek dzieci. Ból i rozpacz Wiwana, kiedy okrucieństwo ludzi zwraca się ku innym ludziom i przeciwko niemu. Przeżywamy to razem z nim… I do tego atmosfera powieści… Zupełnie niczym w szantach śpiewanych przez Nathana Evansa: “Wellerman” (do posłuchania i obejrzenia na YT TUTAJ) i ze scenami z Jackiem Sparrowem w tle. I za każdym razem, gdy słyszę tę piosenkę w radio, oczyma wyobraźni widzę statek i stojącego na mostku kapitana Rossa Hope. Ten specyficzny klimat utrzymuje się przez cały czas, a my znajdujemy się w samym środku tej wspaniałej przygody.

Niejednokrotnie już wspominałam, że bardzo lubię styl autorki. Lekkie pióro i utrzymanie współczesnego języka w świecie fantasy, sprawdziło się idealnie. Po raz kolejny autorce udało się utrzymać to specyficzne napięcie, które towarzyszy przez cały czas zarówno bohaterom, jak i czytelnikowi. Pościg, porwanie, ucieczka, nieustannie wiszące nad Wiwanem niebezpieczeństwo – to właśnie dzięki temu czytamy i czytamy i ciągle nie mamy dość.

“Zatoka Niewolników” to powieść o miłości. O miłości Wiwana do ludzi, których ten, pomimo wyrządzonych mu krzywd, nigdy kochać nie przestał. O miłości Rossa do Sela, pełnej wyrzeczeń i poświęceń, pełnej ciepła, kompromisów i czułości. To również powieść o sile przyjaźni tak wielkiej, że jest ona w stanie pokonać prawie wszystkie przeciwności losu: ból, smutek, rozpacz, niewolę, chorobę, a nawet śmierć. O przyjaźni, która scala serca, umacnia więzi, wiąże ludzi ze sobą na zawsze, na całe życie, trwale i na tyle mocno, by nic nie mogło tych więzi zerwać. Bo pomimo wielu przeszkód, problemów i czyhającego zewsząd zła, to właśnie człowiek pozostaje najważniejszy, a od tego, jak go potraktujemy, zależy, czy i my pozostaniemy do końca człowiekiem. I to właśnie przekazuje nam Uzdrowiciel Wiwan Beckert. A to wartość ponadczasowa. I choć:

str. 32 – “Wieczność to bardzo długo…”

to ta wartość pozostanie jedną z najważniejszych.

Trzeci tom “Uzdrowiciela” zamyka całość bardzo dokładnie i wyczerpująco. Nie pozostawia już niczego do wyjaśnienia. I niczego więcej do powiedzenia. Historia Wiwana dobiegła końca, a nam pozostaje wracać do niego w książkach i wspominać świetne widowisko, jakim jest “Zatoka Niewolników”. Osobiście z otwartymi ramionami przygarnę jeszcze wszystkie trzy książki w formie audiobooków. Tak więc gorąco polecam, czytajcie, bo książki warte są zainteresowania i wciągają niezwykle mocno, jak na przygodowe fantasy przystało. Ode mnie powieść otrzymuje 10 gwiazdek.

*opinia również na moim blogu Papuzie pióro: http://papuziepioro.pl

**cytaty pochodzą z książki

“Poczuł nagle ogarniający go spokój. Strach przed demonami odszedł. Znów był bezpieczny. Już nie mogły go dopaść, odnajdując go w ciemnościach (…).
Takim był dar jego przyjaciela.
Uzdrowiciela”.

Na finalny tom serii o Uzdrowicielu czekałam kilka lat. Po drugim tomie apetyt mi się mocno zaostrzył i uzbrojona w spore pokłady cierpliwości czekałam i czekałam. I wreszcie jest!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Poezja to jeden z tych gatunków literackich, których osoby trzecie w ogóle nie powinny oceniać. Uzewnętrznienie swych przeżyć, odczuć, marzeń i pragnień, pisanie o nich, dzielenie się nimi z innymi – obcymi – nawet nie z bliskimi nam ludźmi, to coś, co nigdy nie powinno podlegać żadnej ocenie. Bo jak ocenić czyjś ból? Czyjeś rozterki? Uczucia? Jak zrozumieć czyjąś duszę? Wachlarz emocji towarzyszący czyimś przeżyciom? Trudno zrozumieć wronę siedzącą przy zwierciadle…



(…) nikt nie słuchał ptaków
kłócących się zajadle,
bo jak tu ma zrozumieć wronę
siedzącą przy zwierciadle”.
(“Wrona”)

Andrea Patrycja Czasak to młoda autorka, której dojrzałe i przesycone emocjami wiersze mam okazję poznawać przez ostatnie tygodnie. Tak, tygodnie. Choć tomik wcale nie jest obszerny i przeczytanie całości zajęło mi niecałą godzinę, to wiersze mają to do siebie, że lubią być smakowane stopniowo. Tak więc czytałam jeden, dwa utwory, odkładałam, znowu do nich wracałam i tak przez dłuższy czas.

“Niezapominajko” to zbiór poetyckich obrazów prosto z serca, z duszy. To przelane na papier przeżycia, emocje i uczucia. Chwilami smutne, rozpaczliwe i bolesne. Chwilami pełne zadumy nad światem, nad ludźmi i nad tym, do czego nasza rasa dąży, dokąd wędruje. Zagubiona i w większej mierze nieszczęśliwa, zupełnie niedostrzegająca tego, co ją otacza. Pogrążona we własnych myślach, nie spoglądając poza czubek własnego nosa, pogrąża się w emocjonalnej pustce… A wokół jest przecież tyle piękna, tyle dobra, tyle prostych spraw i tyle cudowności. Drzewa, ptaki, błękit nieba, zielenie i szarości. Tyle uczuć, tyle ciepła i miłości. Dlaczego tak trudno je zauważyć? Czemu tak nam trudno dostrzec otaczający nas świat? Może dlatego, że równie trudno znaleźć nam zrozumienie w oczach innych…

Autorka pisze, że “nieraz widzi siebie, jak w krzywym zwierciadle”. Czy to my tak postrzegamy siebie? Czy też inni widzą nas różnymi od tych, jakimi jesteśmy w rzeczywistości?

Ten tomik to przekrój przez wiele emocji. Oczywiście nie mogę wiedzieć, co klasycznie “poetka ma na myśli”, bo aby to pojąć i zrozumieć, trzeba ją poznać. Trzeba pojąć jej postrzeganie świata, postawić się w jej sytuacji. Tu trudne. Jeśli jednak choć trochę umiem czytać między wierszami, domyślam się, że autorka już trochę w życiu przeżyła. I nie były to wyłącznie same radości.

Wiersz, który mocno mnie w tym tomiku ujął i przy którym zatrzymałam się na dłużej, to “Warszawo”.

“Droga Warszawo,
wieczór, gasną światła,
Ty mi zapal jedno przed domem (…)”.

Ach, te nocne światła, te neony, te warszawskie ulice, zaułki i zakamarki, urokliwe kamieniczki Starego Miasta… Wyprowadziłam się z Warszawy dwadzieścia lat temu i nadal niezmiennie tęsknię. Za miastem i za jego klimatem. Za spacerami po kamiennych schodkach, za pączkami na Nowym Świecie, za gorącą czekoladą u Bliklego, za wizerunkiem Bazyliszka na Starówce, za tą niepowtarzalną atmosferą. Urodziłam się i wychowałam w Warszawie, mieszkałam tam dwadzieścia pięć lat i w przeciwieństwie do autorki wierszy, nie muszę się zastanawiać, czy kiedykolwiek mogłabym pokochać duże miasta – ja je uwielbiam. Dziękuję za ten wiersz – jest cudowny.

Podczas lektury naszła mnie refleksja, kim byśmy byli jako ludzie, gdyby nie nasza pamięć o tym, co już minęło. Pamięć, wspomnienia, przeszłość – to wszystko sprawia, że jesteśmy, kim jesteśmy. To właśnie nas określa, dzięki temu podejmujemy decyzje takie, a nie inne.
Uczymy się.
Idziemy naprzód.
Próbujemy.
Wierzymy w przyszłość.

Bo pamięć jest ważna. O tym, co dobre. O tym, co złe. Daje nam siłę, odwagę i pretekst, by dalej mieć nadzieję i by przeć przed siebie.

A pamiętać warto zawsze. O tych, co już odeszli, o tym, co się wydarzyło, o naszych bliskich, o dziecięcych marzeniach sprzed lat. O słońcu, o lesie, o zadrapanych kolanach, o żabach na łące, o budzących się kwiatach na wiosnę, o kubku malin i o cytrynowych ciastkach (“Niezapominajko”). A poetka tak pięknie pisze o pamięci…

“Przypomnij się w błękicie
wieczorem i o świcie,
i wśród zgrabionych liści,
Niezapominajko”.
(“Niezapominajko”)

Ten tomik to podróż w zakamarki duszy młodej poetki o bogatym sercu, wrażliwej osobowości i niezwykle barwnym piórze. Warto wspomnieć, że nie są to lekkie utwory. Każdy z nich skrywa drugie dno, pod często prostymi słowa chowa smutek, nierzadko ból i cierpienie.

Tego rodzaju wiersze dobrze jest czytać raz i drugi. A potem jeszcze raz. I jeszcze. I szukać. Poznawać, uczuć się zrozumieć, starać się zaakceptować. Warto.

Dziękuję autorce za możliwość podróży przez zakamarki jej duszy, po mapie jej pamięci i niepamięci. To była inspirująca podróż, emocjonalna i pełna refleksyjnej zadumy.

*cytaty pochodzą z książki
**opinia również na moim blogu Papuzie pióro: http://papuziepioro.pl

Poezja to jeden z tych gatunków literackich, których osoby trzecie w ogóle nie powinny oceniać. Uzewnętrznienie swych przeżyć, odczuć, marzeń i pragnień, pisanie o nich, dzielenie się nimi z innymi – obcymi – nawet nie z bliskimi nam ludźmi, to coś, co nigdy nie powinno podlegać żadnej ocenie. Bo jak ocenić czyjś ból? Czyjeś rozterki? Uczucia? Jak zrozumieć czyjąś duszę?...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Marta Bilewicz

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [30]

Marek Krajewski
Ocena książek:
6,7 / 10
32 książki
4 cykle
1389 fanów
Maciej Słomczyński
Ocena książek:
6,1 / 10
13 książek
1 cykl
38 fanów
Adam Asnyk
Ocena książek:
7,1 / 10
92 książki
0 cykli
Pisze książki z:
82 fanów

Ulubione

Jonathan Carroll - Zobacz więcej
Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata Zobacz więcej
Alan Alexander Milne Kubuś Puchatek Zobacz więcej
Antoine de Saint-Exupéry Mały Książę Zobacz więcej
Alan Alexander Milne Kubuś Puchatek Zobacz więcej
C.S. Lewis Cztery miłości Zobacz więcej
Carlos Ruiz Zafón Cień wiatru Zobacz więcej
Terry Pratchett Trzy wiedźmy Zobacz więcej
Stephen King Miasteczko Salem Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Leopold Staff Poezje wybrane Zobacz więcej
Marta Bilewicz Goniąc cienie Zobacz więcej
Marta Bilewicz Goniąc cienie Zobacz więcej
Marta Bilewicz Zdążyć przed świtem Zobacz więcej
Marta Bilewicz Goniąc cienie Zobacz więcej
Marta Bilewicz Goniąc cienie Zobacz więcej
Marta Bilewicz Zdążyć przed świtem Zobacz więcej
Marta Bilewicz Zdążyć przed świtem Zobacz więcej
Marta Bilewicz Zdążyć przed świtem Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
761
książek
Średnio w roku
przeczytane
25
książek
Opinie były
pomocne
1 983
razy
W sumie
wystawione
747
ocen ze średnią 7,0

Spędzone
na czytaniu
4 026
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
22
minuty
W sumie
dodane
13
cytatów
W sumie
dodane
18
książek [+ Dodaj]