-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2021
2021
2011-11-01
2013-12-18
2014-03-02
2014-03-26
2014-06-27
2014-07-07
Ostatnio czytałem o Popielskim, teraz przyszedł czas na Ebiego. Niestety, nieco się rozczarowałem. Uwaga, możliwe spoilery.
Zacznę od największego plusu książki - wspaniałe studium nad zepsuciem ludzkim ówczesnego Wrocławia. Tytułowy "Koniec Świata" interpretuję w tym przypadku jako koniec świata ludzkich wartości i tyczy się to wszystkich, a zwłaszcza Policji, która powinna stać na straży takowych wartości. Jednak opowieści o upadłych policjantach mają w sobie to coś.
Warstwa kryminalna kuleje. Zagadka jest ciekawa lecz źle poprowadzona, rozwinięta i zakończona. Kryminał powinien choć trochę zaskakiwać i budzić napięcie. Krajewskiemu idealnie udało się to w "Śmierci w Breslau". Tym razem praktycznie wszystko jest bardzo przewidywalne i wszystko wskazuje na to, że autor miał problem z zakończeniem sprawy. Przestępca został uchwycony i nie wynikło z tego nic konkretnego. Nijakość totalna, a wyjaśnienie sprawy śmierci Erwina naciągane jak gumka w spodniach osób z dużym brzuchem - takie do granic możliwości. Zamiast pozostawić opcję z opium, Krajewski niepotrzebnie dodawał, że jest to bardzo stare opium pochodzące jeszcze z 1820 roku. Zbędna kombinatoryka. Innym problemem wpływającym na odbiór książki jest zagmatwanie. Nie dało się prosto i bez zbędnych przeskoków fabularnych, wtrąceń i komplikacji? O nadmiernej pompatyczności języka i stylu nie będę się już rozpisywał, dodam, że również mnie to drażniło, a jest to piąta książka Krajewskiego, którą przeczytałem.
Nie podobał mi się również Ebi, który w obliczu śmierci w Nowym Jorku kaja się przed kim da i chce przepraszać Sophie. O ile sama kreacja bohatera bezwzględnego, pozbawionego większych hamulców moralnych bardzo do mnie przemawia, to takie "wybielanie na starość" już nie.
Podsumowując: Jako kryminał książka wypada słabo, jako studium nad ludzkim zepsuciem wspaniale.
Ostatnio czytałem o Popielskim, teraz przyszedł czas na Ebiego. Niestety, nieco się rozczarowałem. Uwaga, możliwe spoilery.
Zacznę od największego plusu książki - wspaniałe studium nad zepsuciem ludzkim ówczesnego Wrocławia. Tytułowy "Koniec Świata" interpretuję w tym przypadku jako koniec świata ludzkich wartości i tyczy się to wszystkich, a zwłaszcza Policji, która...
2014-07-25
Do tej pory znałem twórczość Kinga jedynie z kilku horrorów - nudnego "Sklepiku z Marzeniami", który zniechęcił mnie do jego książek na kilka ładnych lat, dobrej "Carrie", bardzo dobrego "Cmętarza zwieżąt" i wspaniałego "Lśnienia" (choć akuratnie czytałem je w wersji zatytułowanej "Jasność" co pewnie nie ma żadnego znaczenia poza tym, że okładka była klimatyczna, a te z nowszych wydań już nie xD).
Uwielbiam kryminały, więc fakt, że King stworzył swój pierwszy kryminał/powieść detektywistyczną zachęcił mnie do zakupu. Zawsze to kolejny egzemplarz do kolekcji, a w bibliotece i tak prędko bym nie dostał.
Pochłonąłem książkę, albo książka pochłonęła mnie - nie mogłem się od niej oderwać. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Jednak do ideału jeszcze daleka droga.
Plus za postać Hodgesa, który swym realizmem, nadwagą, rutyną i stanem depresyjnym degraduje tych wszystkich wspaniałych detektywów/funkcjonariuszy wydziałów śledczych z amerykańskich seriali.
Plus za postać "Sprafcy" - osobnik równie realistyczny, którym potencjalnie może być każda osoba mijana na ulicy. Inteligenty, myślący, który jednak jest szalony i pomimo wszystkiego nie jest doskonały. Dobry obserwator. Osobnik gardzący innymi, choć świetnie to ukrywający.
Plus za ukazanie wydarzeń ze strony Hodgesa i "Sprafcy", przez co mogłem się dokładnie zapoznać z działaniami obu panów, poznać ich charaktery, upodobania itp.
Dokładne i przemawiające do czytelnika opisy - zwłaszcza scena śmierci mamuśki, która zjadła mięso z trutką.
Czego więc zabrakło? Jakiegoś elementu zaskoczenia, momentu podsycającego akcję i mniejszej przewidywalności. Jednak sądzę, że King się jeszcze wyrobi.
P.S. Liczyłem na to, że hala koncertowa jednak wyleci w powietrze i nie będzie nudnego, przewidywalnego happy endu.
Do tej pory znałem twórczość Kinga jedynie z kilku horrorów - nudnego "Sklepiku z Marzeniami", który zniechęcił mnie do jego książek na kilka ładnych lat, dobrej "Carrie", bardzo dobrego "Cmętarza zwieżąt" i wspaniałego "Lśnienia" (choć akuratnie czytałem je w wersji zatytułowanej "Jasność" co pewnie nie ma żadnego znaczenia poza tym, że okładka była klimatyczna, a te z...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-06
Zaczynało się ciekawie i nawet emocjonująco - Popielski ścigany przez UB, Leokadia torturowana w więzieniu, porwanie dziecka i Ebi. Przygodę z książkami Krajewskiego rozpocząłem od pozycji z duetem Ebi - Edward więc w przypadku "Rzek Hadesu" miałem spore oczekiwania.
Niestety, zmiana przyszła, gdy autor postanowił wrócić do Lwowa. Opowieść o gwałcicielu chorej dziewczynki była tak prostacko trywialna, że kolejne strony czytałem bez większego entuzjazmu, w zalewie nijakości nawet te wszystkie obrzydliwe sceny mnie nie poruszyły (albo przyzwyczaiłem się do obrzydliwości serwowanych przez Krajewskiego). Brak zaskoczeń, ciekawych zwrotów akcji i zagmatwanych tajemnic na korzyść dość oczywistych i przewidywalnych obrotów spraw. Finał we Wrocławiu również bez pozytywnych emocji. Jednak był to dość ciekawy pomysł na książkę, który został zmarnowany. Odniosłem wrażenie, że Marek Krajewski napisał "Rzeki Hadesu" ze zwykłych komercyjnych powodów, nie zwracając uwagi na należyte rozwinięcie wątków fabularnych, byle szybko, byle oddać książkę do druku.
Zaczynało się ciekawie i nawet emocjonująco - Popielski ścigany przez UB, Leokadia torturowana w więzieniu, porwanie dziecka i Ebi. Przygodę z książkami Krajewskiego rozpocząłem od pozycji z duetem Ebi - Edward więc w przypadku "Rzek Hadesu" miałem spore oczekiwania.
Niestety, zmiana przyszła, gdy autor postanowił wrócić do Lwowa. Opowieść o gwałcicielu chorej dziewczynki...
2014-08-30
Kryminał dość nietypowy i niezwykle lekki w odbiorze, w wyniku czego czytało się go bardzo szybko i przyjemnie. Temat przewodni - złowroga organizacja i tajemnicza broń pozwalająca na przejęcie władzy nad światem sprawiły, że Poirotowi było bliżej do szpiega w rodzaju Jamesa Bonda niż detektywa (bardzo miła odmiana). Jedyne co mnie irytowało, zresztą jak zwykle w takich przypadkach to postać Hastingsa.
Kryminał dość nietypowy i niezwykle lekki w odbiorze, w wyniku czego czytało się go bardzo szybko i przyjemnie. Temat przewodni - złowroga organizacja i tajemnicza broń pozwalająca na przejęcie władzy nad światem sprawiły, że Poirotowi było bliżej do szpiega w rodzaju Jamesa Bonda niż detektywa (bardzo miła odmiana). Jedyne co mnie irytowało, zresztą jak zwykle w takich...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-02
Po "Rzekach Hadesu" moje nastawienie do książek o Popielskim było negatywne. Odniosłem wrażenie, że autor pisze już na siłę, w celu napełnienia sakwy bez chwili refleksji nad swoimi dziełami i ich poziomem. Dlatego po "W otchłani mroku" nie oczekiwałem niczego szczególnego.
Dostałem solidnie i wprawnie napisany kryminał, którego finał jest nieco przewidywalny. Na całe szczęście autor oszczędził mu przekombinowanych i naciąganych rozwiązań i zwrotów fabularnych jak to miało miejsce choćby w "Rzekach Hadesu". Klimat powojennego Wrocławia sprawnie opisany przez Krajewskiego nadaje książce odpowiedniego nastroju. Odniosłem wrażenie, że książka miała być podsumowaniem życia Popielskiego i ostatnią pozycją z cyklu o nim i na dobrą sprawę na tym mogło się zakończyć.
Po "Rzekach Hadesu" moje nastawienie do książek o Popielskim było negatywne. Odniosłem wrażenie, że autor pisze już na siłę, w celu napełnienia sakwy bez chwili refleksji nad swoimi dziełami i ich poziomem. Dlatego po "W otchłani mroku" nie oczekiwałem niczego szczególnego.
Dostałem solidnie i wprawnie napisany kryminał, którego finał jest nieco przewidywalny. Na całe...
2015-08-23
Najnowsze dzieło Kinga wciąga, choć jest niezwykle proste. Potrafi zainteresować, choć w wielu momentach jest niezwykle przewidywalne. Książka pochłonęło mnie, gdy drogi fanatycznego mordercy i chłopca, który kilkadziesiąt lat później znalazł "skarb" ukryty przez tego pierwszego zaczęły się krzyżować. Wbrew negatywnym opiniom, których spotkałem wiele, książka była warta tego, aby po nią sięgnąć.
Najnowsze dzieło Kinga wciąga, choć jest niezwykle proste. Potrafi zainteresować, choć w wielu momentach jest niezwykle przewidywalne. Książka pochłonęło mnie, gdy drogi fanatycznego mordercy i chłopca, który kilkadziesiąt lat później znalazł "skarb" ukryty przez tego pierwszego zaczęły się krzyżować. Wbrew negatywnym opiniom, których spotkałem wiele, książka była warta...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-24
W trakcie czytania odniosłem wrażenie, że historia trochę się dłużyła. Pomimo to, Christie udało się stworzyć kolejną, klimatyczną historię z Poirot'em w roli głównej.
W trakcie czytania odniosłem wrażenie, że historia trochę się dłużyła. Pomimo to, Christie udało się stworzyć kolejną, klimatyczną historię z Poirot'em w roli głównej.
Pokaż mimo to2016-04-16
Pamiętam jak z opadniętą szczęką śledziłem animowaną wersję Higurashi. To było coś! Gęsty mroczny klimat, psychoza sięgająca zenitu oraz misterna układanka niesamowicie dobrze ucharakteryzowana na wtórą i schematyczną historię. Wersja komiksowa spisuje się równie dobrze. Pomimo faktu, iż znam tę historię z anime, lektura mangi trzymała mnie w napięciu do samego końca.
Pamiętam jak z opadniętą szczęką śledziłem animowaną wersję Higurashi. To było coś! Gęsty mroczny klimat, psychoza sięgająca zenitu oraz misterna układanka niesamowicie dobrze ucharakteryzowana na wtórą i schematyczną historię. Wersja komiksowa spisuje się równie dobrze. Pomimo faktu, iż znam tę historię z anime, lektura mangi trzymała mnie w napięciu do samego końca.
Pokaż mimo to2016-08-23
Książkę czytało się jednym tchem, jest niezwykle porywająca i wciągająca. Jak na Krajewskiego przystało nie zabrakło w niej brutalności, przemocy i dwuznacznych moralnie bohaterów. Sprawa "czterech marynarzy" połączona z elementami okultystycznymi była bardzo ciekawa. Niestety, zakończenie "Widm w mieście Breslau" pozostawia ogromny niedosyt, jest dość proste, a nawet rozczarowujące.
Książkę czytało się jednym tchem, jest niezwykle porywająca i wciągająca. Jak na Krajewskiego przystało nie zabrakło w niej brutalności, przemocy i dwuznacznych moralnie bohaterów. Sprawa "czterech marynarzy" połączona z elementami okultystycznymi była bardzo ciekawa. Niestety, zakończenie "Widm w mieście Breslau" pozostawia ogromny niedosyt, jest dość proste, a nawet...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-10-01
Bardzo czekałem na tę książkę. Niestety, nieco się zawiodłem. "Koniec warty" czyta się szybko i jest to największą zaletą owej książki, która broni się jeszcze kilkoma nastrojowymi dobrymi momentami. W trakcie lektury wielokrotnie odniosłem wrażenie, że Stephen King chciał "zjeść ciastko i mieć ciastko" na siłę łącząc kryminał z elementami nadprzyrodzonymi. Wyszedł totalny miszmasz, ni to powieść sensacyjna ni science-fiction. Trudno mówić o momentach zaskoczenia, gdy niemal omnipotentny Pan Zły realizuje swój niecny plan, a Główny Bohater i Spółka starają się mu przeszkodzić (choć praktycznie zawsze są krok do tyłu). W niektórych momentach "Koniec warty" nosi znamiona przewidywalności. Najsłabsza książka z całej trylogii.
Bardzo czekałem na tę książkę. Niestety, nieco się zawiodłem. "Koniec warty" czyta się szybko i jest to największą zaletą owej książki, która broni się jeszcze kilkoma nastrojowymi dobrymi momentami. W trakcie lektury wielokrotnie odniosłem wrażenie, że Stephen King chciał "zjeść ciastko i mieć ciastko" na siłę łącząc kryminał z elementami nadprzyrodzonymi. Wyszedł totalny...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-10-21
"Morderstwo w Mezopotamii" jest książką wciągającą, trudno temu zaprzeczyć. Niemniej, podczas lektury wielokrotnie odczuwałem brak bardzo specyficznego "czegoś". Niedobór owego "pierwiastka" sprawił, że publikację przeczytałem dość szybko. Zrezygnowałem nawet z samodzielnego wskazywania mordercy, o próbach polubienia/znienawidzenia bohaterów nie wspominając. Narracja prowadzona przez siostrę Leatheran średnio mi się podobała i to prawdopodobnie z jej powodu wrażenia po lekturze pozostają u mnie bardzo mieszane.
"Morderstwo w Mezopotamii" jest książką wciągającą, trudno temu zaprzeczyć. Niemniej, podczas lektury wielokrotnie odczuwałem brak bardzo specyficznego "czegoś". Niedobór owego "pierwiastka" sprawił, że publikację przeczytałem dość szybko. Zrezygnowałem nawet z samodzielnego wskazywania mordercy, o próbach polubienia/znienawidzenia bohaterów nie wspominając. Narracja...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02-14
Druga księga "Gdy zapłaczą Cykady" opowiada historię relacji, które łączyły Keiichiego z siostrami Sonozaki. Nie jest to dreszczowiec z klimatem psychozy, jak "Księga uprowadzenia przez demony", lecz bardziej romans z elementami detektywistycznymi/dreszczowca. Pomimo to, czyta się bardzo dobrze, a braki w "mrocznym" klimacie rekompensuje mocny finał.
Druga księga "Gdy zapłaczą Cykady" opowiada historię relacji, które łączyły Keiichiego z siostrami Sonozaki. Nie jest to dreszczowiec z klimatem psychozy, jak "Księga uprowadzenia przez demony", lecz bardziej romans z elementami detektywistycznymi/dreszczowca. Pomimo to, czyta się bardzo dobrze, a braki w "mrocznym" klimacie rekompensuje mocny...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-23
Swoją przygodę z książkami Krajewskiego rozpocząłem od "Głowy Minotaura".
W mojej bibliotece nie było i nadal nie ma wszystkich jego dzieł (ale za to mam je w prywatnej kolekcji), bibliotekarka nie umiała odpowiedzieć na pytanie w jakiej kolejności powinno się je czytać ("To kryminały czyta się w jakiejś kolejności?") a informacje znalezione przy pomocy telefonu wskazały, że "Głowa" rozpoczyna cykl z nowym detektywem.
Niestety - Edward Popielski zupełnie mi się nie spodobał, lecz książka sama w sobie była wciągająca, pełna mroku, jakiegoś dreszczyku no i miała w sobie Ebiego. Edzio wypadał przy nim blado i nijako.
Następnie przyszedł czas na "Erynie", które ze względu na nijakiego Edwarda utwierdziły mnie w przekonaniu, że raczej Lwów mnie nie oczaruje. Następnie emocjonująca "Śmierć w Breslau". Teraz padło na "Liczby".
Plus za podreperowanie charakteru wcześniej nijakiego Edwarda. Nareszcie nabrał rozpędu i wyrazistości. Kolejne plusy za obraz Lwowa z dawny czasów oraz wykorzystanie język charakterystyczny dla tamtego okresu. Sam mechanizm tytułowych liczb również okazał się ciekawym pomysłem - matematyka jeszcze nigdy nie była tak wciągająca i nie usypiała na każdym możliwym kroku.
Inny mankament, który w książkach z Edkiem bardzo mnie razi - brak podawania dat i godziny wydarzeń, tak jak autor robił to w "Śmierci w Breslau" oraz "Głowie Minotaura".
Swoją przygodę z książkami Krajewskiego rozpocząłem od "Głowy Minotaura".
więcej Pokaż mimo toW mojej bibliotece nie było i nadal nie ma wszystkich jego dzieł (ale za to mam je w prywatnej kolekcji), bibliotekarka nie umiała odpowiedzieć na pytanie w jakiej kolejności powinno się je czytać ("To kryminały czyta się w jakiejś kolejności?") a informacje znalezione przy pomocy telefonu wskazały,...