Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Czytało się dość dobrze, niestety filozoficzno-naukowy bełkot często zniechęcał do lektury. Sceny, w których dinozaury atakowały ludzi trzymały w napięciu.

Czytało się dość dobrze, niestety filozoficzno-naukowy bełkot często zniechęcał do lektury. Sceny, w których dinozaury atakowały ludzi trzymały w napięciu.

Pokaż mimo to

Okładka książki Ludzie gniewu Jason Aaron, Ron Garney, Matt Milla
Ocena 6,8
Ludzie gniewu Jason Aaron, Ron Ga...

Na półkach: , ,

Brutalna sieczka z dość dobrymi rysunkami. Dla amatorów takich klimatów z pewnością będzie świetną opowieścią.

Brutalna sieczka z dość dobrymi rysunkami. Dla amatorów takich klimatów z pewnością będzie świetną opowieścią.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Finał opowieści o Wskazówce Czasu zapowiadał się ciekawie, niestety zepsuły go idiotyczne zachowania Risy i Riku oraz dziwna przypadłość autorki objawiająca się wyrażaniem myśli bohaterów półsówkami i urwanymi zdaniami.

Finał opowieści o Wskazówce Czasu zapowiadał się ciekawie, niestety zepsuły go idiotyczne zachowania Risy i Riku oraz dziwna przypadłość autorki objawiająca się wyrażaniem myśli bohaterów półsówkami i urwanymi zdaniami.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Szkoda, że aby manga rozkręciła sie na dobre, trzeba było przecierpieć 5 tomów źle rozpisanego romansu z irytującymi postaciami i mocno naciąganymi zwrotami akcji. Potencjał na dobrą serię został dawno temu pogrzebany. Jedyny plus, że teraz jest bardziej znoście i rysunki się poprawiły.

Szkoda, że aby manga rozkręciła sie na dobre, trzeba było przecierpieć 5 tomów źle rozpisanego romansu z irytującymi postaciami i mocno naciąganymi zwrotami akcji. Potencjał na dobrą serię został dawno temu pogrzebany. Jedyny plus, że teraz jest bardziej znoście i rysunki się poprawiły.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Mnóstwo wyliczanek, które przy dłuższej lekturze potrafią mocno zmęczyć, jednak książka broni się licznymi ciekawostkami (np. informacje o wizycie UFO w Polsce i związanym z tym wydarzeniem komiksem) oraz niewykle bogatym materiałem ilustacyjnym.

Mnóstwo wyliczanek, które przy dłuższej lekturze potrafią mocno zmęczyć, jednak książka broni się licznymi ciekawostkami (np. informacje o wizycie UFO w Polsce i związanym z tym wydarzeniem komiksem) oraz niewykle bogatym materiałem ilustacyjnym.

Pokaż mimo to

Okładka książki Card Captor Sakura #2 Mokona Apapa, Satsuki Igarashi, Tsubaki Nekoi, Nanase Ohkawa
Ocena 7,3
Card Captor Sa... Mokona Apapa, Satsu...

Na półkach: , , , , ,

W szkole, do której uczęszcza Sakura, trwa dzień sportu. Niestety, obchody uroczystości zakłócają niekończące się opady płatków kwiatów. Czy stoi za tym karta Clowa? Pewnego dnia w klasie Sakury pojawia się nowy uczeń, który przybył do Japonii z Hongkongu. Jego zachowanie wskazuje, że z pewnego powodu jest wrogo nastawiony do naszej protagonistki. Kim jest tajemniczy Syaoran Li?

Akcja drugiego tomu ponownie ma charakter epizodyczny. Nadal śledzimy działalność Sakury, która z różnym skutkiem stara się łapać zbiegłe karty. Niemniej, autorki postanowiły wprowadzić na scenę dwie nowe postaci, co wpłynęło na charakter omawianego tomiku. Nie brakuje w nim przygód oraz lekkiego humoru znanych z poprzedniej odsłony, jednak dużo mówi się o przeszłości i miłości.

W rozdziałach opowiadających o dniu sportu pojawia się Sonomi Daidoji, mama Tomoyo, a zarazem prezes dużej firmy produkującej zabawki. Okazuje się również, że kobieta była kuzynką Nadeshiko, zmarłej matki Sakury i Toyi. Sonomi żywi uraz do ojca protagonistki. Wynika to z faktu, iż Daidoji kochała Nadeshiko i nie może wybaczyć Fujitace, iż ten wziął z nią ślub. Należy zaznaczyć, że obie kobiety były wtedy szesnastoletnimi uczennicami liceum, a Kinomoto ich nauczycielem. Jednak to nie koniec wydarzeń, które mogą zszokować czytelników niepopierających podejścia autorek do tematyki miłosnej. Pod koniec historii o dniu sportu, Tomoyo wyznaje Sakurze, że ją kocha (można domyślać się, że chodzi o uczucie romantyczne). Łowczyni kart odpowiada, że ona również, jednak jej koleżanka stwierdza, że dla Sakury „miłość ma inne znaczenie” (zapewne przyjacielskie). W finałowej scenie Tomoyo proponuje, aby powtórzyć tę rozmowę za kilka lat.

Syaoran Li debiutujący w rozdziale trzecim pochodzi z Chin, pragnie odebrać Sakurze jej karty i złapać te, które nadal przebywają na wolności. Chłopak jest bardzo pewny siebie, posługuje się magią związaną z taoizmem, zna sztuki walki i włada mieczem. Na chwilę obecną trudno nazwać go pozytywną postacią, wszak traktuje Sakurę z góry, jednak w krytycznej sytuacji potrafi się dla niej poświęcić. Wszystko wskazuje na to, że Syaoran kocha Yukito, w wyniku czego nasza protagonistka zyskała rywala na dwóch polach – zawodowym i miłosnym.

W trakcie lektury dowiadujemy się kilku informacji na temat Clowa Reeda. Okazuje się, że rodzice potężnego maga pochodzili z dwóch zupełnie różnych kręgów kulturowych – Anglii oraz Chin. Znalazło to odzwierciedlenie w stworzonej przez niego magii, w tym kartach używanych przez Sakurę. Ponadto ród Li jest dalszą rodziną Clowa, co może tłumaczyć negatywne nastawienie Syaorana do naszej bohaterki.

Oprawa graficzna oraz poziom polskiego wydania zasadniczo nie uległy zamianom, osoby szczególnie zainteresowane tymi kwestiami zapraszam do lektury recenzji pierwszego tomu. Niestety, moją uwagę zwróciły dwa problemy, zdanie „Mówi się, że matka Clowa też była potężną moc magiczną była obdarzona.” wypowiadane przez Kerberosa na stronie 111 oraz rozmazany tusz widoczny w kilku miejscach. Nie są to bardzo poważne potknięcia, jednak umazane stronice nie prezentują się najlepiej. Tym razem otrzymaliśmy aż dwa dodatki, kartę przedstawiającą Tomoyo oraz notes, na okładce którego widnieją Sakura i Keruś.

W podsumowaniu opinii na temat pierwszego tomu Card Captor Sakury pisałem, że na chwilę obecną omawiany komiks można polecić młodszym odbiorcom. Lektura kontynuacji skłoniła mnie jednak do zmiany poglądów, wszak części rodziców może nie odpowiadać podejście autorek do tematyki miłosnej. Czy wspominałem już, że Rika Sasaki, koleżanka z klasy Sakury, jest zaręczona z ich nauczycielem? Pomijając te elementy, w drugim tomie nie znajdują się żadne drażliwe sceny, a omawiany komiks nadal prezentuje się jako lekka i przyjemna seria z gatunku mahou shoujou (z tym zastrzeżeniem, że powinni sięgać po nią bardziej dojrzali i świadomi czytelnicy).

Recenzja została opublikowana pierwotnie na:

https://paradoks.net.pl/read/37873-card-captor-sakura-tom-2-recenzja

W szkole, do której uczęszcza Sakura, trwa dzień sportu. Niestety, obchody uroczystości zakłócają niekończące się opady płatków kwiatów. Czy stoi za tym karta Clowa? Pewnego dnia w klasie Sakury pojawia się nowy uczeń, który przybył do Japonii z Hongkongu. Jego zachowanie wskazuje, że z pewnego powodu jest wrogo nastawiony do naszej protagonistki. Kim jest tajemniczy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki BBPO 1946–1948 John Arcudi, Paul Azaceta, Gabriel Bá, Joshua Dysart, Max Fiumara, Mike Mignola, Fábio Moon, Dave Stewart
Ocena 8,0
BBPO 1946–1948 John Arcudi, Paul A...

Na półkach: , , , , , ,

Trzy dodatkowe historie ze świata Hellboya rozgrywające się w latach 1946-1948, czyli w czasach, gdy Piekielny Chłopiec był jeszcze dzieckiem i nie należał do BBPO.

Publikacja raczej dla wiernych fanów, stanowiąca rozszerzenie świata przedstawionego w głównej serii. W mojej opinii dwie pierwsze historie rozgrywające się kolejno w powojennym Berlinie oraz Austrii, nawiązujące do klasycznych opowieści o wampirach i demonach wypadają o wiele lepiej, klimatycznej, niż trzecia. Może to dlatego, że tematyka broni jądrowej i amerykańskich baz nigdy specjalnie mnie nie kręciła. Na plus wypada postać Varvary, demona przywołanego przez Piotra Wielkiego, który postanowił pozostać wśród ludzi pod postacią małej dziewczynki. W Varvarze czuć potencjał, niestety w tym tomie niespecjalnie wykorzystany.

Graficznie jest bardzo dobrze, zasadniczo nie ma do czego się przyczepić.

Trzy dodatkowe historie ze świata Hellboya rozgrywające się w latach 1946-1948, czyli w czasach, gdy Piekielny Chłopiec był jeszcze dzieckiem i nie należał do BBPO.

Publikacja raczej dla wiernych fanów, stanowiąca rozszerzenie świata przedstawionego w głównej serii. W mojej opinii dwie pierwsze historie rozgrywające się kolejno w powojennym Berlinie oraz Austrii,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Wierna rzeka" zmęczyła mnie bardzo. Najciekawsze z tego wszystkiego były sceny ukazujące Józefa kryjącego się wśród zwłok, krzaków i zarośli (świetne, szczegółowe opisy) oraz późniejsze próby uchronienia go przed żołnierzami wroga.

W dalszej części opowieść Żeromskiego przeradza się w tanie, nudne i przewidywalne romansidło bez polotu - Salomea kocha Józefa, on ją niby też, ale jednak nie do końca, bo są sprawy, do których mu pilniej, a przecież nie ma to jak z mamą.

Mam wrażenie, że Salomea jest też trochę sama sobie winna, mogła powiedzieć, co myśli i zdradzić swoją tajemnicę, jednak wybrała milczenie.

"Wierna rzeka" zmęczyła mnie bardzo. Najciekawsze z tego wszystkiego były sceny ukazujące Józefa kryjącego się wśród zwłok, krzaków i zarośli (świetne, szczegółowe opisy) oraz późniejsze próby uchronienia go przed żołnierzami wroga.

W dalszej części opowieść Żeromskiego przeradza się w tanie, nudne i przewidywalne romansidło bez polotu - Salomea kocha Józefa, on ją niby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

W listopadzie 2016 roku wydawnictwo J.P. Fantastica, pierwsza polska oficyna zajmująca się publikacją rodzimych edycji mang, ogłosiło konkurs z okazji dwudziestolecia swego powstania. Na uczestników czekały liczne nagrody, w tym możliwość stworzenia i dystrybucji własnego tytułu pod szyldem J.P.F. Wydany w kwietniu 2018 roku komiks Delta' jest trzecią publikacją powstałą w związku z owym konkursem.

Na skutek wielkiej eksplozji wywołanej błędem naukowców dochodzi do globalnego kataklizmu. Wśród części osób, które przetrwały, objawiają się supermoce pozwalające na modyfikowanie materii. Dzięki nowym zdolnościom ludzie zaczynają konstruować roboty, a następnie androidy, mające odtwarzać zniszczony świat i wyręczać ich w pracy. Należy zaznaczyć, że te drugie niewiele różnią się od swoich stwórców, brakuje im jedynie wolnej woli, a ich emocje zostały odpowiednio stonowane. Wszystko zmienia się, gdy android obdarzony mocą wpływania na technologię, używa jej na sobie, aby znieść bariery ograniczające jego umysł. Wprowadza on do Sieci specjalnego wirusa sprawiającego, że jego pobratymcy zyskują samoświadomość, buntują się i przestają służyć ludziom. W takich realiach przyszło żyć chłopakowi imieniem Delta oraz androidowi zwanemu Akcymem, którzy pomimo dzielących ich różnic, wspólnie przemierzają świat, aby odwrócić skutki pewnego nieszczęśliwego wypadku.

Pierwszy tom Delta' nie wyróżnia się na tle innych, podobnych opowieści i stanowi połączenie elementów charakterystycznych dla produktów szeroko rozumianej popkultury. Na recenzowany komiks składają się dwie historie. W pierwszej z nich bohaterowie trafiają do Hubrain, miasta androidów, w którym być może uda im się znaleźć remedium na ich problemy. Druga opowieść to typowa fabuła o mieszkańcach małego miasteczka, ledwie wiążących koniec z końcem, oszukiwanych przez lichwiarza. Całość utrzymana jest w klimacie rodem z przygodowo-komediowych seriali animowanych, w wyniku czego zabrakło tu miejsca dla górnolotnej tematyki. W niektórych dialogach bohaterowie poruszają kwestię wspólnej egzystencji ludzi i androidów, jednak nie są to rozmowy skłaniające czytelnika do jakiejkolwiek refleksji.

Doskonale stworzony duet protagonistów (np. Edward i Alphonse Erlicowie z Fullmetal Alchemist), to zespół, którego członkowie świetnie się uzupełniają, pomimo dzielących ich różnic. Niestety, w trakcie lektury nie wyczułem chemii pomiędzy Deltą a Akcymem. Bohaterowie mają kilka ciekawych wspólnych momentów, jednak najczęściej doprowadzają się do wzajemnej irytacji. Ponieważ każda fabuła oparta na motywie wędrówki wiąże się z wewnętrzna protagonistów, pozostaje mieć nadzieję, że autorce uda się należycie rozwinąć postaci Delty i Akcyma.

Najciekawszym elementem omawianego tytułu są supermoce. W świecie Delty' istnieją osoby zwane Moderami umiejące postrzegać przedmioty i organizmy jako zbiór punktów. Dzielą się oni na cztery klasy: Animatorów tworzących specjalne kości czy wektory służące wprawianiu obiektów w ruch; Shaderów zmieniających materię; Designerów tworzących wspomniane wcześniej punkty, wykorzystujących je do konstrukcji nowych przedmiotów czy budynków oraz Upgraderów o nieograniczonych możliwościach. Niestety, na chwilę obecną bohaterowie wykorzystują swoje zdolności głównie podczas najbardziej trywialnych czynności, czyli walk.

Oprawa graficzna jest prosta, jednak czuć, że Anna Kamycka wprawnie operuje grafiką komputerową. Jedyne, co można zarzucić autorce, to nadmierne używanie rastrów przez co niektóre ilustracje sprawiają wrażenie rozmytych i powodują nieprzyjemny dla oczu efekt migotania.

Pomimo fabularnych wtórności, debiutancki komiks Anny Anex Kamyckiej czyta się przyzwoicie. Stanowi on lekką, niezobowiązującą lekturę. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych tomach autorka nie zmarnuje potencjału, jaki niesie jej opowieść, nie będzie unikać poważniejszych tematów i stronić od mroczniejszego klimatu (jeśli weźmiemy pod uwagę losy świata przedstawionego, powinny być to elementy wręcz obowiązkowe), główni bohaterowie zostaną należycie rozwinięci, a moc moderowania będzie wykorzystywana w ciekawszych sytuacjach, niż pojedynki. Czy Anex jeszcze mnie zaskoczy? Czas pokaże, wszak omawiany tom jest dopiero pierwszym z czterech zaplanowanych.

Recenzja została pierwotnie opublikowana na: https://paradoks.net.pl/read/37854-delta-tom-1-recenzja

W listopadzie 2016 roku wydawnictwo J.P. Fantastica, pierwsza polska oficyna zajmująca się publikacją rodzimych edycji mang, ogłosiło konkurs z okazji dwudziestolecia swego powstania. Na uczestników czekały liczne nagrody, w tym możliwość stworzenia i dystrybucji własnego tytułu pod szyldem J.P.F. Wydany w kwietniu 2018 roku komiks Delta' jest trzecią publikacją powstałą w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Lastman Tom 1 Yves Bigerel, Michaël Sanlaville, Bastien Vivès
Ocena 6,9
Lastman Tom 1 Yves Bigerel, Micha...

Na półkach: , , , , ,

Paskudnie narysowana okładka skutecznie odstraszała mnie od sięgnięcia po ten komiksy. Niestety, w środku nie jest lepiej. Oprawa graficzna "LastMan" jest bardzo prosta i niestety nieumiejętnie strworzona, postaci o tak odstraszającej mimice i różnymi deformacjami ciała nie widziałem dawno. Fabularnie otrzymujemy historyjkę o nastoletnim chłopcu, który pragnie zwycięrzyć w wielkim turnieju. Czuć mocną inspiracje mangowymi shounenami (autorzy żartują z tego nawet na kilku bonusowych stronach). Nie zachęcam, nie odradzam, aczkolwiek frankoński wyrób mangopodobny na chwilę obecną nie umywa się nawet do pierwszych tomów Naruto, Bleacha czy One Piece. Raczej dla miłośników gatunku.

Paskudnie narysowana okładka skutecznie odstraszała mnie od sięgnięcia po ten komiksy. Niestety, w środku nie jest lepiej. Oprawa graficzna "LastMan" jest bardzo prosta i niestety nieumiejętnie strworzona, postaci o tak odstraszającej mimice i różnymi deformacjami ciała nie widziałem dawno. Fabularnie otrzymujemy historyjkę o nastoletnim chłopcu, który pragnie zwycięrzyć w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Gdybym miał wskazać najpopularniejszy, a zarazem najbardziej rozpoznawalny event Marvela, który trafił na amerykański rynek w ostatnich kilkunastu latach, to z pewnością byłaby to „Wojna domowa” autorstwa Marka Millara i Steve’a McNivena. Komercyjny sukces opowieści o rozłamie w społeczności superbohaterów sprawił, że doczekała się ona m.in. bardzo swobodnej adaptacji w postaci obrazu „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów” czy wydanej w 2016 roku kontynuacji. Mając na uwadze wskazane uprzednio czynniki, trudno się dziwić, że Marvel starał się wycisnąć jak najwięcej z kury znoszącej złote jajka, w wyniku czego powstała książkowa wersja „Wojny domowej” napisana przez Stuarta Moore’a.

Stamford w stanie Connecticut. Grupa nastoletnich superbohaterów zwana Nowymi Wojownikami kręci kolejny odcinek mającego zapewnić im medialną sławę reality show. Tym razem niedoświadczeni herosi zamierzają rozprawić się z przeciwnikami, których siła stanowczo przekracza ich możliwości bojowe. W wyniku niekorzystnego zwrotu wydarzeń kończącego się samobójczym atakiem superłotra znanego jako Nitro dochodzi do tragedii, w której giną wszyscy uczestnicy walki, jak również ponad ośmiuset mieszkańców Stamford. Zaistniała sytuacja skłania rząd Stanów Zjednoczonych Ameryki do wprowadzenia ustawy mającej na celu zmuszenie wszystkich superbohaterów do ujawnienia swych tajnych tożsamości i rejestracji. Społeczność metaludzi dzieli się na dwa obozy, dowodzoną przez Iron Mana frakcję popierającą kontrowersyjny akt prawny oraz ruch oporu, któremu przewodzi Kapitan Ameryka. Jedno jest pewne, wojna domowa wisi na włosku.

Książka autorstwa Stuarta Moore’a z pewnością nie należy do literatury najwyższych lotów, jednak trudno odmówić jej kilku istotnych zalet. Powieść czyta się z zapartym tchem, a zarazem bardzo szybko i płynnie. Zawdzięczamy to szczegółowym opisom wydarzeń, wglądowi w psychikę bohaterów, umiejętnie dawkowanemu napięciu oraz przystępnemu językowi. Warto zaznaczyć, iż książka powstała w oparciu o podstawowy event oraz tie-iny, co również należy zaliczyć in plus, bo dzięki takiemu zabiegowi zyskujemy szerszy ogląd na konflikt pomiędzy Iron Manem a Kapitanem Ameryką. Szczególną uwagę zwraca fakt, że powieść nie jest wierną adaptacją komiksu. Autor wysunął na pierwszy plan postać Spider-Mana, zmodyfikował jego historię (np. ciocia May dowiaduje się, że Peter jest zamaskowanym herosem dopiero w trakcie wojny) i całkowicie zrezygnował z wątków związanych z X-Men. Nie są to wszystkie zmiany, które wprowadził Moore, jednak nie przeszkadzają one w odbiorze dzieła.

Komu poleciłbym omawianą książkę? Z pewnością przypadnie ona do gustu nastoletnim odbiorcom komiksów superbohaterskich poszukującym lekkiej, wciągającej i niezobowiązującej lektury. Osoby, które do tej pory nie zetknęły się z pierwowzorem recenzowanej publikacji, powinny skorzystać z okazji celem nadrobienia braków. Dla najbardziej zagorzałych fanów Marvela jest to oczywiście pozycja obowiązkowa, która pozwoli im spojrzeć na „Wojnę domową” z nowej perspektywy.

Recenzję opublikowałem pierwotnie na: https://paradoks.net.pl/read/37482-stuart-moore-wojna-domowa-recenzja

Gdybym miał wskazać najpopularniejszy, a zarazem najbardziej rozpoznawalny event Marvela, który trafił na amerykański rynek w ostatnich kilkunastu latach, to z pewnością byłaby to „Wojna domowa” autorstwa Marka Millara i Steve’a McNivena. Komercyjny sukces opowieści o rozłamie w społeczności superbohaterów sprawił, że doczekała się ona m.in. bardzo swobodnej adaptacji w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Card Captor Sakura #1 Mokona Apapa, Satsuki Igarashi, Tsubaki Nekoi, Nanase Ohkawa
Ocena 7,2
Card Captor Sa... Mokona Apapa, Satsu...

Na półkach: , , , ,

Biorąc pod uwagę światową popularność grupy CLAMP, dziwi fakt, iż w Polsce wydano zaledwie pięć mang tego kobiecego kwartetu. Powodów takich decyzji można doszukiwać się w specyfice rodzimego rynku komiksu japońskiego, niewłaściwym doborze tytułów (o ile takiemu „X” trudno rozmówić rozmachu pod względem fabuły, oprawy graficznej czy nawiązań do eschatologii chrześcijańskiej i wschodniej ezoteryki, to „Chobits” jest już zaledwie dobrą historią, a „Wish” i „Kobato.” pozycjami mocno średnimi) oraz w zachowaniu samych autorek, które słyną z tego, iż są bardzo kapryśne, jeśli chodzi o udzielanie pozwoleń na rozpowszechnianie ich dzieł poza granicami Japonii.

Historia obecności mangi „Card Captor Sakura” w naszym kraju jest długa i skomplikowana. Pierwszy tom omawianego komiksu podzielony na pięć rozdziałów ukazał się w latach 2002-2003 na łamach czasopisma „MangaMix” publikowanego przez Waneko. Niestety, w przeciwieństwie do innych tytułów rozpowszechnianych w ten sam sposób, m.in. „Love Hina” czy „Great Teacher Onizuka”, przygody Sakury Kinomoto nie cieszyły się tak dużą popularnością wśród odbiorców magazynu, aby wydać je w postaci regularnej serii. W kolejnych latach, pod wpływem nacisków fanów grupy CLAMP, oficyna starała się o ponowne uzyskanie licencji na opisywaną mangę, niestety bezskutecznie. Sytuacja zmieniła się w styczniu 2019 roku. Waneko za pośrednictwem fanpage’a na Facebooku poinformowało, iż w związku z obchodami dwudziestolecia swego powstania wyda dwie mangi autorstwa grupy CLAMP – „Card Captor Sakura” oraz „Magic Knight Rayearth”.

Pewnego dnia dziesięcioletnia Sakura Kinomoto znajduje w bibliotece swojego taty starą zapieczętowaną księgę, w której przechowywane są karty stworzone przez wielkiego maga, Clowa Reeda. Niestety, dziewczynka nieświadoma tego faktu łamie pieczęć, uwalniając tym samym zaklęte przedmioty. Sakura nie wie również, że siła kart jest tak potężna, iż są one w stanie pogrążyć świat w chaosie. Na domiar złego, przed obliczem dziesięciolatki pojawia się strażnik pieczęci imieniem Kerberos, który obdarza ją magicznymi mocami i nakazuje ponowne schwytanie zbiegłych przedmiotów.

W pierwszym tomie „Card Captor Sakura” poznajemy tytułową bohaterkę - radosną, energiczną uczennicę szkoły podstawowej i jej rodzinę, nieco złośliwego, uczęszczającego do liceum starszego brata imieniem Toya oraz ojca Fujitakę, będącego wykładowcą akademickim. Grono postaci dopełniają Tomoyo Daidoji, szkolna przyjaciółka Sakury towarzysząca jej podczas polowań na karty; Yukito Tsukishiro, kolega Toyi, a zarazem obiekt westchnień protagonistki oraz Kerberos, strażnik pieczęci, który w związku z ucieczką niezwykłych kart został pozbawiony mocy. Niemal wszyscy bohaterowie jawią się jako życzliwi i sympatyczni (dotyczy to również Toyi, który na co dzień droczy się z Sakurą, jednak w głębi serca bardzo się o nią troszczy). Wyjątek stanowi nieco przemądrzały Kerberos, pełniący funkcję mentora młodej łowczyni kart. Bardzo spodobała mi się postać Fujitaki, który po śmierci matki Sakury i Toyi znalazł w sobie na tyle siły, aby pogodzić ze sobą samotną opiekę nad dwójką dzieci oraz wymagającą karierą zawodową.

Fabuła recenzowanego tomu ma charakter epizodyczny. We wszystkich rozdziałach śledzimy działalność Sakury, która stara się złapać zbiegłe karty. Nie jest to proste, bo każda z nich ma inny charakter oraz moce. Dziewczynka niejednokrotnie nie radzi sobie z powierzonym jej zadaniem, jednak zawsze może liczyć na wsparcie Tomoyo i Kerberosa. Ponadto kluczem do zwycięstwa zawsze okazuje się przemyślana strategia, a nie bezpośrednie atakowanie karty.

Warstwa graficzna jest prosta i oszczędna. Pomimo to, wszystkie obrazy zostały narysowane wprawnie, bez uchybień. Tła niemal zawsze są wypełnione czy to rastrami, czy płatkami wiśni. Sceny walki ukazano bardzo dynamicznie. Projekty postaci nie straszą deformacjami, a z mimiki bohaterów bardzo łatwo odczytać to, co odczuwają. Szczególną uwagę przykuwają niezwykle różnorodne ubrania Sakury. Najlepiej prezentują się one na kolorowych ilustracjach umieszczonych na początku tomu, czy niezwykle urokliwej, utrzymanej w różowej kolorystyce okładce.

Pierwszym, co rzuca się w oczy po sięgnięciu po polską edycję omawianego komiksu, jest błyszcząca „brokatowa” obwoluta. Tomik został wydrukowany na śnieżnobiałym papierze offsetowym, w formacie powiększonym 13,5x19,5 cm. Na początku książeczki umieszczono jedenaście kolorowych stron (kreda), z czego osiem zawiera prace przedstawiające tytułową bohaterkę. Warstwie językowej nie można niczego zarzucić, mangę czyta się płynnie i bezproblemowo. Jedyny wyjątek stanowi zdanie „Wyprodukowała go firma jej mamy.”, w którym Sakura opisuje krótkofalówkę, błędnie używając „go” zamiast „ją”. Bardzo spodobała mi się archaizacja wypowiedzi Kerberosa połączona ze stylizacją na mowę ludzi zamieszkujących wschodnie obszary Polski, Rosję czy Ukrainę. W wersji japońskiej Keruś posługiwał się dialektem pochodzącym z Osaki, który w rodzimych przekładach mang zastępowany jest etnolektem śląskim (mowa tu choćby tytułach takich jak „Love Hina” czy „Wzgórze Apolla”), co zwyczajnie utrudnia lekturę. Zaciąganie w stylu „ksijążka” czy „nijezwykłą” sprawdza się tutaj o wiele lepiej. W kwestii przekładu należy wspomnieć, że nazwy kart łapanych i wykorzystywanych przez Sakurę zostały przetłumaczone na język polski (w oryginale używano nazewnictwa anglojęzycznego). Ponadto, pomimo faktu, iż tytuł rodzimej edycji brzmi „Card Captor Sakura”, w samej treści komiksu przeczytać możemy o „Łowcy Kart”. Ciekawy dodatkiem do pierwszego tomu jest Karta Clowa przedstawiająca główną bohaterkę, która świetnie sprawdzi się w roli zakładki do książek.

Pierwszy tom „Card Captor Sakura” stanowi zapowiedź przyjemnej w odbiorze serii z gatunku mahou shoujou. W recenzowanym komiksie nie zauważyłem żadnych scen ani elementów nieodpowiednich dla dzieci, dlatego przygody Sakury, na chwilę obecną można polecić młodszym odbiorcom, co samo w sobie jest wartością nie do przecenienia, gdyż w naszym kraju w ogóle nie wydaje się mang dla tej grupy wiekowej.

Recenzję opublikowałem pierwotnie na: https://paradoks.net.pl/read/37357-card-captor-sakura-tom-1-recenzja

Biorąc pod uwagę światową popularność grupy CLAMP, dziwi fakt, iż w Polsce wydano zaledwie pięć mang tego kobiecego kwartetu. Powodów takich decyzji można doszukiwać się w specyfice rodzimego rynku komiksu japońskiego, niewłaściwym doborze tytułów (o ile takiemu „X” trudno rozmówić rozmachu pod względem fabuły, oprawy graficznej czy nawiązań do eschatologii chrześcijańskiej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moon Knight: Z martwych powstaną Greg Smallwood, Brian Wood
Ocena 7,2
Moon Knight: Z... Greg Smallwood, Bri...

Na półkach: , , , , ,

W przeciwieństwie do pierwszego tomu serii o przygodach Moon Knighta, drugi, zatytułowany Z martwych powstaną, nie jest komiksem składającym się z jednozeszytowych opowieści, a przedstawiona w nim historia tworzy zamkniętą fabułę. Stoi za tym Brian Wood, który zastąpił Warrena Ellisa w roli scenarzysty.

Marc Spector nadal działa jako samozwańczy obrońca Nowego Jorku i strażnik nocnych podróżnych. Kiedy do USA przybywa generał Aliman Lor, były przywódca rebeliantów odpowiedzialny za wprowadzenie stabilizacji w afrykańskim państwie Akima, natychmiast staje się on celem ataku osób, pragnących wymierzyć mu sprawiedliwość w sposób bezprawny. Moon Knight postanawia bronić go za wszelką cenę, sprowadzając na siebie gniew pewnej dobrze znanej mu osoby. Na domiar złego, podczas sesji psychologicznej połączonej z hipnozą i podróżą w głąb własnej psychiki, Marc dowiaduje się, że został zdradzony przez boga księżyca Khonshu, który wybrał sobie nowego awatara, pozbawiając go tym samym supermocy.

Niestety, wraz ze zmianą scenarzysty przeobrażeniu uległ klimat recenzowanego komiksu. Poprzedni tom był świetną historią z gatunku occult detective fiction przepełnioną antagonistami rodem z sennych koszmarów, rozgrywającą się na granicach realizmu i niezwykłości. Tym razem otrzymaliśmy połączenie sensacji i historii o superbohaterach z domieszką political fiction, w wyniku czego publikacja traci na oryginalności. Nie oznacza to jednak, że komiks czyta się źle. Fabuła bądź co bądź trzyma w napięciu, przez co nie można oderwać się od lektury. Na szczęście nie zabrakło scen rozgrywających się wewnątrz umysłu głównego bohatera, które wprowadzają nieco chaosu w tę dość szablonową historię.

Brian Wood starał się również pokazać, że „dobro” i „zło” są określeniami bardzo względnymi, zwłaszcza gdy w grę wchodzi polityka, terroryzm i subiektywnie postrzegana historia. W takiej sytuacji podjęcie słusznych wyborów i niepoddanie się manipulacjom jest sztuką trudną, jednak Moon Knight na swój specyficzny sposób radzi sobie z tym całkiem dobrze.

Greg Smallwood zastąpił Declana Shalveya w roli ilustratora komiksu. Ponieważ obaj rysownicy stosują w swych pracach minimalizm, różnica w oprawie wizualnej jest niewielka. Dominuje uproszczenie niemal każdego jej elementu. Jedynym, co rzuca się w oczy są grube kreski stosowane przez Smallwooda. Ciekawie wypada zabieg artystyczny wykorzystany w rozdziale drugim (opowiadającym o ataku na 1 World Trade Center). Standardowe kadry zastąpiły ilustracje imitujące obraz z kamery drona, którym posługuje się Marc. Nadają one historii odrobiny szpiegowskiego klimatu, czyniąc ją bardziej emocjonującą.

Moon Knight: Z martwych powstaną to solidny komiks superbohaterski wpisujący się w utarte schematy. Niestety, jest on nieco mniej porywający od pierwszego tomu. Elementy horroru i occult detective fiction jednak lepiej pasują do przygód cierpiącego na rozdwojenie jaźni, samozwańczego obrońcy Nowego Jorku niż typowa fabuła oparta na akcji.

Tekst pierwotnie opublikowałem na:

https://creatiofantastica.com/2019/01/30/marcin-chudoba-zdradzony/

W przeciwieństwie do pierwszego tomu serii o przygodach Moon Knighta, drugi, zatytułowany Z martwych powstaną, nie jest komiksem składającym się z jednozeszytowych opowieści, a przedstawiona w nim historia tworzy zamkniętą fabułę. Stoi za tym Brian Wood, który zastąpił Warrena Ellisa w roli scenarzysty.

Marc Spector nadal działa jako samozwańczy obrońca Nowego Jorku i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Uncanny X-Men: Historie małe Kris Anka, Chris Bachalo, Brian Michael Bendis, Valerio Schiti
Ocena 6,5
Uncanny X-Men:... Kris Anka, Chris Ba...

Na półkach: , , , , ,

Pomysł na serię Uncanny X-Men vol. 3, przedstawiony przez Briana Michaela Bendisa w jej pierwszym tomie zapowiadał się bardzo ciekawie. Cyclops wspierany przez Emmę Frost, Magik i Magneto planował doprowadzić do brutalnej rewolucji, która na zawsze miała odmienić losy mutantów. Niestety, jak to bywa w przypadku fabuł autorstwa Bendisa, na intrygujących propozycjach się skończyło. Wątek przewodni serii szybko został zepchnięty na dalszy plan, ustępując miejsca typowym superbohaterskim dramatom i podróżom w czasie. Czy ostatni tom przygód Uncanny X-Men zatytułowany Historie małe jest w stanie zaoferować czytelnikom cokolwiek ciekawego?

Cyclops postanawia zamknąć Nową Szkołę Xaviera, odsyłając swych uczniów do placówki, w której sam kształcił się lata temu. Scott zamierza również oddać się w ręce władzy, by odpowiedzieć za śmierć Profesora X i groźby pod kierunkiem Stanów Zjednoczonych. Jednak zanim do tego dojdzie, czekają go rozmowy z młodszym bratem, Havokiem, oraz byłą ukochaną i koleżanką z drużyny, Emmą Frost. To właśnie pod ich wpływem Scott postanowi sfinalizować sprawę rewolucji mutantów.

Jednak to nie koniec wrażeń. Kitty Pryde zostaje zmuszona przez Magik do wzięcia udziału w misji, której celem jest ocalenie życia małej przedstawicielki gatunku homo superior. Dazzler ściga Mystique, aby się na niej zemścić, a byli uczniowie Cyclopsa tworzą własną drużynę superbohaterów. Tymczasem Storm planuje proces nad Beastem za naruszenie zasad czasu i przestrzeni.

W tym miejscu zaznaczę, że wymienione powyżej elementy fabuły to nie wszystko, co czeka na czytelników w recenzowanym tomie. Warto wspomnieć, że X-Men z przeszłości postanawiają rozwiązać drużynę, aby każde z nich mogło pójść własną drogą. Prowadzi to m.in. do sytuacji, w której młody Iceman spotyka się ze swoim starszym odpowiednikiem, aby porozmawiać na temat ich ukrywanego homoseksualizmu. Czy w tym szaleństwie jest metoda? Oczywiście, że nie.

Zlepek wątków zaprezentowanych w recenzowanym tomie tworzy mieszankę nierówną jakościowo. Cyclopsowa rewolucja kończy się w sposób bardzo niesatysfakcjonujący. Przygoda Kitty Pryde i Magik to typowa opowieść o ratowaniu małego mutanta porzuconego przez ojca, który przeraził się niebezpiecznych mocy swego dziecka. Bendis przy tej okazji starał się poprawić relacje łączące obie panie, jednak pojedyncze dialogi upchnięte na przestrzeni kilkunastu stron to stanowczo za mało, aby tego dokonać. Przepełniona akcją i humorem historia o Dazzler pragnącej odpłacić się Mistique za doznane krzywdy jest najprawdopodobniej najlepszym, co czeka na czytelników w tym tomie. Samodzielna kariera młodych mutantów z Nowej Szkoły Xaviera kończy się w sposób bardzo przewidywalny. W tym miejscu warto dodać, że myślenie zwykłych ludzi zamieszkujących marvelowskie uniwersum, którzy akceptują homo superior tylko jeśli nie są świadomi, że ci urodzili się z supermocami (czyli w ich mniemaniu są „normalni”) świetnie odzwierciedla tok rozumowania i hipokryzję osób z naszego świata. Sąd nad Beastem nie przynosi żadnych konkretów. Na domiar złego, wątek „futrzastego” X-Mena będzie kontynuowany w komiksach, które na chwilę obecną w ogóle nie znalazły się w planach wydawniczych polskiego oddziału Egmontu i raczej nigdy tam nie trafią.

Za oprawę graficzną w recenzowanym tomie odpowiedzialnych jest ośmiu rysowników, do których należą m.in. wymienieni na okładce Chris Bachalo, Kris Anka i Valerio Schiti, o osobach odpowiedzialnych za kolory i tusz nie wspominając. Otrzymujemy więc mieszaninę prac na różnorodnym poziomie, od szczegółowych do uproszczonych.

Uncanny X-Men: Historie małe to komiks, który zawiera w sobie wszystko to, za co ludzie kochają i nienawidzą przygody marvelowskich mutantów. Biorąc pod uwagę fakt, że wydarzenia w nim ukazane zrozumieją jedynie osoby, które dzielnie wytrwały do końca serii i równolegle śledziły rodzime wydanie All-New X-Men, nie mogę polecić recenzowanej pozycji nikomu innemu.

Tekst pierwotnie opublikowałem na:

https://creatiofantastica.com/2019/01/21/marcin-chudoba-historie-male-niedoskonale/

Pomysł na serię Uncanny X-Men vol. 3, przedstawiony przez Briana Michaela Bendisa w jej pierwszym tomie zapowiadał się bardzo ciekawie. Cyclops wspierany przez Emmę Frost, Magik i Magneto planował doprowadzić do brutalnej rewolucji, która na zawsze miała odmienić losy mutantów. Niestety, jak to bywa w przypadku fabuł autorstwa Bendisa, na intrygujących propozycjach się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki All New X-Men: Utopianie Brian Michael Bendis, Andrea Sorrentino, Mike del Mundo
Ocena 5,4
All New X-Men:... Brian Michael Bendi...

Na półkach: , , , , , ,

Co może czekać na młodych X-Menów po powrocie z alternatywnej rzeczywistości? Kolejna wyprawa – tym razem w kosmos, podczas której All-New X-Men ponownie połączą siły ze Strażnikami Galaktyki, aby stawić czoła mocy potężnego artefaktu znanego jako Czarny Wir. Jednak zanim do tego dojdzie, Jean Grey z przeszłości odbędzie specjalny trening z samą Emmą Frost. Na naszych bohaterów czeka również zlecona przez S.H.I.E.L.D. podróż na wyspę zwaną Utopią. Celem misji jest zażegnanie konfliktu z mutantami, którzy się tam zadomowili.

Utopianie, ostatni tom serii All-New X-Men nie porywa czytelnika. Pierwszy rozdział, w którym Jean Grey zostaje zabrana przez Emmę Frost do Madripooru, a następnie pozbawiona psychicznych mocy, jest wciągającą historią. Relacje łączące obie mutantki ulegają zmianom na lepsze, a młodsza z nich uczy się, jak kontrolować swe telekinetyczne moce.

Niestety, dobre wrażenie mija wraz z lekturą kolejnych dwóch rozdziałów, związanych z komiksowym crossoverem Czarny Wir. Polski oddział Egmontu postanowił nie wydawać u nas pierwszego – a co za tym idzie najważniejszego dla całej historii – zeszytu tego eventu. Krótkie streszczenie wydarzeń w nim zawartych umieszczone przed rozdziałami opowiadającymi o wspólnej przygodzie X-Menów i Strażników Galaktyki niezbyt dobrze spełniło swoją rolę. Na domiar złego, dla poznania całości opowieści o Czarnym Wirze konieczna jest lektura komiksu Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki): Po drugiej stronie lustra oraz nieopublikowanych w naszym kraju tie-inów.

Dwa ostatnie rozdziały teoretycznie powinny być poświęcone tytułowym Utopianom. W praktyce jednak pierwszy z nich przeznaczono na zupełnie inne rzeczy. Bendis chciał w nim naprawić relacje łączące Angela i Laurę, które uległy pogorszeniu podczas wydarzeń związanych z Czarnym Wirem. Ponadto, przeznaczył go również na czytanie przez Jean Grey w umyśle Icemana, która w trakcie wykonywania tych moralnie wątpliwych czynności odkrywa, że jej kolega jest gejem. Biorąc pod uwagę, że w poprzednich tomach Bendis opisał postać Bobby’ego jako typowego heteroseksualnego playboya, można dojść do wniosku, że szukał on szokujących pomysłów, które mogłyby w jakikolwiek sposób przyciągnąć czytelników do „umierającej” serii. I czy wspominałem już, że aby poznać zakończenie przygód All-New X-Men, trzeba będzie przeczytać komiks Uncanny X-Men: Historie małe?

Różnorodność warstwy graficznej, a zwłaszcza malarskie i nieco eksperymentalne prace Mike’a Del Munda i Andrei Sorrentina przyciągają wzrok i zachwycają. Na tym tle bardziej charakterystyczne dla masowo produkowanych komiksów superbohaterskich rysunki Mahmuda Asrara również nie prezentują się źle.

Z uwagi na szacunek dla czasu czytelników, nie polecam All-New X-Men: Utopianie nikomu. Najwytrwalsi fani X-Menów być może znajdą w recenzowanym komiksie coś dla siebie, jednak jest to mało prawdopodobne. Szkoda, że tak ciekawie zapowiadająca się seria została zniszczona przez jej scenarzystę, któremu w pewnym momencie zabrakło pomysłów na solidne prowadzenie fabuły.

Tekst pierwotnie opublikowałem na:

https://creatiofantastica.com/2019/02/13/marcin-chudoba-czarna-rozpacz/

Co może czekać na młodych X-Menów po powrocie z alternatywnej rzeczywistości? Kolejna wyprawa – tym razem w kosmos, podczas której All-New X-Men ponownie połączą siły ze Strażnikami Galaktyki, aby stawić czoła mocy potężnego artefaktu znanego jako Czarny Wir. Jednak zanim do tego dojdzie, Jean Grey z przeszłości odbędzie specjalny trening z samą Emmą Frost. Na naszych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki): Po drugiej stronie lustra Brian Michael Bendis, Frank Cho, Valerio Schiti
Ocena 5,4
Guardians of t... Brian Michael Bendi...

Na półkach: , , , ,

Pierwszy tom Strażników Galaktyki był świetnym komiksem przygodowo-komediowym, który klimatem przypominał kinową wersję przygód Star-Lorda i spółki. Niestety, Brian Michael Bendis nie wiedział, jak pokierować dalszymi losami Strażników, w wyniku czego stworzona przez niego seria z odsłony na odsłonę traciła na jakości. Bohaterowie byli rzucani w wir wydarzeń związanych z marvelowskimi crossoverami, a ich samodzielne przygody nie zachwycały. Niestety, ostatni tom serii zatytułowany Po drugiej stronie lustra podtrzymuje złą passę.

Recenzowany komiks składa się z trzech części. Pierwsza z nich opowiada o spotkaniu Strażników Galaktyki z Nickiem Furym i jego podwładnymi. W tej sytuacji Gamora i Kapitan Marvel, uczestniczki wydarzeń zaprezentowanych w Grzechu Pierworodnym, powinny wykazać się pewną dozą podejrzliwości i logicznego myślenia, bowiem Fury nie mógł znajdować się na przemierzającym kosmos transkopterze S.H.I.E.L.D. Przykład ten świetnie obrazuje bardzo swobodne podejście scenarzystów komiksów superbohaterskich do tworzenia jednego, spójnego fabularnie uniwersum. W dalszej części opowieści Strażnicy zupełnie bezrefleksyjnie postanawiają pomóc swemu ziemskiemu znajomemu w walce z zmiennokształtnymi kosmitami – Skrullami. Owocuje to akcją przepełnioną walkami, strzelaninami i rozlewem krwi. Jednak rozwiązanie zagadki obecności Nicka i agentów S.H.I.E.L.D. w kosmosie nie tylko nie zaskakuje, ale okazuje się także bardzo trywialne.

Kolejna część prezentuje wydarzenia związane z crossoverem Czarny Wir. Dowiadujemy się z niej, w jakich okolicznościach Beast zdobył nowe moce oraz co wydarzyło się podczas ataku ojca Star-Lorda na stolicę Imperium Kree – Halę. Niestety, aby zrozumieć tę historię, trzeba przeczytać komiks All-New X-Men: Utopianie oraz niewydane w Polsce zeszyty, w tym początkowy oraz finałowy. Decyzja rodzimego oddziału Egmontu o opublikowaniu jedynie fragmentów Czarnego Wiru jest dla mnie nie tylko złym zabiegiem marketingowym, ale również działaniem na szkodę czytelników, bowiem streszczenie fabuł niektórych zeszytów tego eventu nigdy nie zastąpi lektury całych komiksów. Ponadto, jeśli Egmont zdecydował się na tak znaczne pójście na skróty, omówieniu powinien zostać poddany również finał historii. Niestety, tego również zabrakło.

Trzecia część opowiada o powrocie Star-Lorda na Spartaks. Przywódca Strażników ma objąć tron po swoim ojcu i zostać prezydentem. Ponieważ prawo tej planety różni się od ziemskiego, Peter został wybrany władcą bez swojej wiedzy i zgody, w wyniku czego, wbrew woli czy chęci, musi dostosować się do lokalnie panujących zwyczajów. Niestety, obrady dotyczące dalszych losów Strażników i Spartaksu przerywa atak Chitauri.

Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki): Po drugiej stronie lustra to komiks słaby, podobnie jak Uncanny X-Men: Historie małe oraz All-New X-Men: Utopianie, pokazujący, że Bendis najlepsze czasy ma już za sobą. Oczywiście do negatywnej recenzji przyczyniły się również złe decyzje Egmontu, jednak stanowią one tylko kroplę w czarze goryczy. Recenzowany album nie zamyka nawet pewnego rozdziału w życiu Strażników, gdyż na ostatniej stronie widniej informacja, że na czytelników czekają teraz Tajne Wojny. Wątki rozpoczęte w tej serii, np. zaręczyny Star-Lorda i Kitty Pryde, będą kontynuowane dopiero w vol. 4, który nie zostanie wydany w Polsce. Na koniec dodam tylko, że wielka szkoda, iż bardzo dobre prace Valeriego Schitiego i Franka Cho’ego zmarnowały się w tak kiepskiej publikacji.

Tekst pierwotnie opublikowałem na:

https://creatiofantastica.com/2019/02/28/marcin-chudoba-lustereczko-powiedz-przecie/

Pierwszy tom Strażników Galaktyki był świetnym komiksem przygodowo-komediowym, który klimatem przypominał kinową wersję przygód Star-Lorda i spółki. Niestety, Brian Michael Bendis nie wiedział, jak pokierować dalszymi losami Strażników, w wyniku czego stworzona przez niego seria z odsłony na odsłonę traciła na jakości. Bohaterowie byli rzucani w wir wydarzeń związanych z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Rękawica Nieskończoności Ron Lim, George Pérez, Jim Starlin
Ocena 8,0
Rękawica Niesk... Ron Lim, George Pér...

Na półkach: , , , , ,

Wydawanie komiksów, które były źródłami inspiracji dla kinowych blockbusterów lub nawiązywały do nich w inny sposób, jest standardową praktyką marketingową polskiego oddziału Egmontu. Trudno się więc dziwić, że po kasowym sukcesie filmu Avengers: Wojna bez granic polscy fani Marvela doczekali się rodzimej edycji kultowej już Rękawicy Nieskończoności.

Przed Szalonym Tytanem Thanosem, służącym Pani Śmierci, stoi nie lada zadanie. Mężczyzna musi zgładzić połowę populacji wszechświata. W realizacji misji może pomóc mu sześć klejnotów dusz (zwanych też klejnotami nieskończoności), które, zebrane w jednym miejscu, dadzą kontrolę nad potęgą, czasem, przestrzenią, rzeczywistością, umysłem oraz duszą, i zwiększą dotychczasową moc ich posiadacza. Jedno jest pewne, jeśli je zdobędzie, wszechświat będzie stracony.

Polskie wydanie zbiorcze zawiera materiały opublikowane pierwotnie w seriach Thanos Quest oraz Infinity Gauntlet. Pierwsza z nich stanowi preludium do właściwych wydarzeń i opowiada o tym, jak tytułowy antagonista kolekcjonuje kolejne klejnoty dusz, wykazując się przy tym bezwzględnością, sprytem i łajdactwem. Niestety, czuć w niej pewną wtórność opartą na schemacie: Thanos wyrusza po kamień i spotyka jego dotychczasowego posiadacza – dochodzi do konfrontacji – mężczyzna wychodzi z niej zwycięsko.

W Infinity Gauntlet Szalony Tytan stara się, aby wybranka jego serca, a zarazem przełożona, Pani Śmierć, spojrzała na niego z zachwytem i czułością. Niestety, potężna istota wydaje się być nieporuszona mocą klejnotów dusz, co tylko potęguje gniew Thanosa. Antybohater próbuje też innych sposobów, aby zwrócić na siebie uwagę ukochanej, np. niszczy ciało swej wnuczki Nebuli i pozostawia ją na skraju życia i śmierci. Niestety, nie przynoszą one żadnych rezultatów, w wyniku czego mężczyzna wymazuje połowę populacji wszechświata przy pomocy tytułowej Rękawicy Nieskończoności. Prowadzi to do chaosu, który bardzo dobrze widoczny jest na Ziemi. Superbohaterowie nie wiedzą, co tak naprawdę się stało, reagują strachem i bezradnością. Jakby tego było mało, kolejne wybuchy gniewu Thanosa doprowadzają do trzęsień ziemi czy do powstania gigantycznych tsunami, które tylko pogarszają sytuację. Dalszy rozwój wydarzeń tej bardzo klimatycznej i wciągającej historii przebiega w sposób typowy dla opowieści o superbohaterach. Na scenę wkracza Adam Warlock, który łączy siły z pozostałymi przy życiu herosami oraz potężnymi kosmicznymi bytami, takimi jak Nieskończoność, Miłość, Nienawiść czy Ład, i rusza na bardzo nierówną wojnę z szalonym Thanosem. W tym momencie fabuła komiksu staje się najmniej atrakcyjna (choć nie zabrakło kilku zaskakujących zwrotów akcji), dochodzi do szeregu przepychanek wypełnionych pokaźną liczbą postaci, co zwyczajnie męczy, indywidualne dramaty zostają słabo zarysowane, a kolejne zgony nie robią większego wrażenia.

Rękawica Nieskończoności to tytuł, który pomimo niesatysfakcjonującej finałowej walki zasługuje na uwagę. Lektura komiksu wciąga, czyta się go bardzo dobrze, z zapartym tchem, niejako wbrew upływowi lat, który niejednokrotnie wpływa niekorzystnie na odbiór starszych publikacji o superbohaterach. Wszystko to za sprawą Jima Starlina, który świetnie nakreślił postać głównego bohatera omawianego tytułu – oszalałego z miłości, pragnącego nieustającej potęgi i władzy Thanosa – oraz doskonale zarysował grozę i bezsens sytuacji, w której znaleźli się ziemscy herosi. Recenzowany komiks polecam wszystkim fanom Marvela oraz osobom, którym spodobał się film Avengers: Wojna bez granic.

Tekst pierwotnie opublikowałem na: https://creatiofantastica.com/2019/03/05/marcin-chudoba-jedna-by-wszystkim-rzadzic/

Wydawanie komiksów, które były źródłami inspiracji dla kinowych blockbusterów lub nawiązywały do nich w inny sposób, jest standardową praktyką marketingową polskiego oddziału Egmontu. Trudno się więc dziwić, że po kasowym sukcesie filmu Avengers: Wojna bez granic polscy fani Marvela doczekali się rodzimej edycji kultowej już Rękawicy Nieskończoności.

Przed Szalonym Tytanem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Popularność komiksów z Kaczorem Donaldem, Sknerusem i spółką w Polsce jest zjawiskiem intrygującym. Kioskowy „Kaczor Donald” lata świetności ma dawno za sobą, co przekłada się na niskie rankingi sprzedaży i słabą dostępność w salonikach prasowych. Komiksy z serii „Gigant” można kupić bez większych trudności, jednak w czasach dominacji superbohaterów trudno nazwać je tytułami popularnymi. Tymczasem wydane przez polski oddział Egmontu w 2017 roku Życie i czasy Sknerusa McKwacza autorstwa Dona Rosy stało się krajowym bestsellerem – jego nakład dawno się wyczerpał, obecnie trwają prace nad dodrukiem. Podobny los spotkał opublikowane rok później Podróż do Klondike i inne historie z lat 1952-1953 oraz Moja snów dolina i inne historie z lat 1953-1954, stanowiące pierwsze dwa tomy serii „Kaczogród” stworzone przez legendarnego ojca postaci Sknerusa McKwacza i autora poczytnych historyjek obrazkowych z Kaczorem Donaldem, Carla Barksa. W czym tkwi siła publikacji z disneyowskimi kaczkami, sprawiająca, że ich nakłady w mgnieniu oka znikają z magazynów księgarń internetowych? Odpowiedź na to pytanie postanowiłem znaleźć w trakcie lektury Siedmiu miast Cibolii i innych historii z lat 1954–1955.

Na recenzowany tom składa się siedemnaście dłuższych komiksów oraz dziewięć jednostronicowych historyjek. Ich wspólną cechą jest wszechobecny, niekiedy dość abstrakcyjny humor sytuacyjny. Donald wraz z rodziną odwiedzą w nich Norwegię, wyruszą na poszukiwanie legendarnego skarbu rodem z opowieści o El Dorado, będą świadkami mniej lub bardziej uczciwych sposobów na powiększenie fortuny przez Sknerusa, a nawet zmierzą się z pewnym szalonym naukowcem, który chciał wynaleźć bezwonną kapustę (cel sam w sobie bardzo szczytny) i stworzonym przez niego promieniem petryfikującym. Nie zabrakło także bardziej przyziemnych tematów, jak choćby próba pójścia na wagary przez Hyzia, Dyzia i Zyzia.

Swoimi komiksami Barks udowodnił, że świetnie radził sobie zarówno w tworzeniu dłuższych fabuł, jak również doskonale spuentowanych jednostronicówek (niekiedy lepszych niż wielostronicowe komiksy), takich jak Zmiana nastroju, w której Sknerus podenerwowany jest faktem, iż musi wydać swoje ciężko zarobione pieniądze na opłaty czy Na bogato, w której McKwacz teoretycznie przepłacił za zbyt duży koc elektryczny. Siłą komiksów Barksa jest to, iż pomimo przeszło sześćdziesięciu lat od ich powstania nadal bawią. Ilustracje są bardzo proste i minimalistyczne. W tym zestawieniu mimika postaci, doskonale wyrażająca emocje targające bohaterami, zachwyca jasnością i dokładnością przekazu.

Siedem miast Cibolii i inne historie z lat 1954–1955 to zbiór świetnych humorystycznych komiksów skierowanych do młodszych odbiorców, który z pewnością znajdzie uznanie również wśród dorosłych czytelników. Bardzo prawdopodobne, że to właśnie uniwersalizm i nostalgia sprawiają, iż kolejne komiksy z disneyowskimi kaczkami wydawane w naszym kraju stają się bestsellerami. W trakcie lektury niejednokrotnie poczułem się jak w pierwszej połowie lat 90. XX wieku, gdy „Kaczor Donald” wydawany w naszym kraju miał do zaoferowania swoimi czytelnikom opowieści na wysokim poziomie.

Tekst pierwotnie opublikowano na:

https://creatiofantastica.com/2019/03/10/marcin-chudoba-kaczki-zebrane/

Popularność komiksów z Kaczorem Donaldem, Sknerusem i spółką w Polsce jest zjawiskiem intrygującym. Kioskowy „Kaczor Donald” lata świetności ma dawno za sobą, co przekłada się na niskie rankingi sprzedaży i słabą dostępność w salonikach prasowych. Komiksy z serii „Gigant” można kupić bez większych trudności, jednak w czasach dominacji superbohaterów trudno nazwać je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Sądziłem, że po kilku przeczytanych recenzjach jestem psychicznie przygotowany na ten komiks. Jednak nie byłem. Mocna, ostra, momentami zbyt przesadzona i przerysowana satyra o nacjonalistach gejach, bananowcach i polskiej mentalności. Oprawa graficzna świetnie oddaje klimat tej kiczowato-brudnej historii.

Sądziłem, że po kilku przeczytanych recenzjach jestem psychicznie przygotowany na ten komiks. Jednak nie byłem. Mocna, ostra, momentami zbyt przesadzona i przerysowana satyra o nacjonalistach gejach, bananowcach i polskiej mentalności. Oprawa graficzna świetnie oddaje klimat tej kiczowato-brudnej historii.

Pokaż mimo to

Okładka książki Nastoletni Tytani: Damian wie lepiej Jonboy Meyers, Diógenes Neves, Benjamin Percy, Khoi Pham
Ocena 6,5
Nastoletni Tyt... Jonboy Meyers, Dióg...

Na półkach: , , , ,

Po tytule nie spodziewałem się wiele i dokładnie to otrzymałem. Nieźle narysowany komiks dla nastolatków, przepełniony gadaniem o przyjaźni, zwrotami akcji i czerstwymi żartami. Wyżyny fabularne to nie są, ale jako lekkie czytadło sprawdza się nieźle.

Po tytule nie spodziewałem się wiele i dokładnie to otrzymałem. Nieźle narysowany komiks dla nastolatków, przepełniony gadaniem o przyjaźni, zwrotami akcji i czerstwymi żartami. Wyżyny fabularne to nie są, ale jako lekkie czytadło sprawdza się nieźle.

Pokaż mimo to