-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
Nowy Pekin pełen jest ludzi i androidów. Tych pierwszych atakuje zaraza na którą nadal nie ma szczepionki. Księżycowi spoglądają z kosmosu czekając na moment nieuwagi, który mogliby wykorzystać. Cinder jest najlepszym mechanikiem w mieście. Jednak jest też cyborgiem, a więc obywatelem drugiej kategorii. Nikt nie zna jej przeszłości, macocha ją wykorzystuje oraz obwinia o chorobę swojej córki. Życie Cinder zmienia się gdy na jej drodze pojawia się książę Kai - zostaje wplątana w sam środek międzygalaktycznej wojny. Musi odkryć prawdę o samej sobie by uratować świat, który zna.
Zapewne sama z siebie nie sięgnęłabym nigdy po tę pozycję. Z opisu to zupełnie nie mój klimat. Jednak nie po raz pierwszy moja ciekawość wygrała. Po tylu pozytywnych opiniach z jakimi się spotkałam, po prostu musiałam sama zapoznać się z historią Cinder.
Niech wysoko podniesie rękę ten kto nie spojrzał na wydanie "Cinder". Jest po prostu obłędne i zachwycające. Proste, ale bardzo dopracowane. Mechaniczne serduszka, które znalazłam na każdej stronie po prostu mnie urzekły. Już dla samego wyglądu warto mieć ją na półce. Każda sroka okładkowa będzie nią zachwycona.
Podobał mi się świat w jakim osadzona jest akcja. Zupełnie inny niż te do jakich nas do tej pory przyzwyczajono. Przynajmniej ja nie spotkałam się dawno w literaturze młodzieżowej z motywem maszyn wplątanych w ludzki świat. Cyborgi i androidy to bardzo ciekawy aspekt świata jaki stworzyła Meyer. Co prawda ich przeznaczenie i sposób w jaki się je traktuje jest nieco oklepany, ale można to wybaczyć.
Z jednej strony zawiodłam się na fabule. Część jej wątków była dla mnie całkowicie przewidywalna. Gdy tylko pojawiały się początkowe informacje o niektórych z nich, byłam już niemal pewna jak cały zostanie zakończony. I oczywiście nie pomyliłam się. To zdecydowanie mnie zawiodło. Lubię gdy książka mnie zaskakuje, zwłaszcza gdy w czasie jej lektury jestem niemal pewna rozwiązania. Oj tak, lubię gdy autorzy wyprowadzają mnie w pole.
Historia Cinder to taka zupełnie nowa wersja kopciuszka. I akurat pod tym kątem fabuła mi się podobała. Jest zapracowana sierota, są dwie jej siostry i macocha, które nie pozwalają iść jej na bal, jest sam bal i oczywiście książę. Jednak wszystko to zostaje przeniesione w zupełnie inne realia, a relacje między częścią z tych typowych bohaterów są nieco inne niż te do których nas przyzwyczajono.
Ogromnym plusem jest to jak szybko czyta się tę książkę. Może to przez lekkość języka, może przez czcionkę, ale lektura upłynęła mi dość szybko. Szkoda tylko, że wcale nie minęło wiele czasu odkąd skończyłam "Cinder", a już nie pamiętam wielu szczegółów. Uciekły z mojej głowy, a ja obawiam się, że za miesiąc czy dwa już zupełnie zapomnę o tej historii. Najmocniej w głowie utkwiło mi zakończenie - to ono jest najlepszą częścią tej opowieści. To właśnie ono sprawiło, że mam ochotę sięgnąć po kolejny tom. Nawet jeśli i on będzie przewidywalny.
Choć lektura była całkiem przyjemna, nie mogę stwierdzić, że "Cinder" mnie zachwyciła. Była lekką i niezobowiązującą pozycją. Ot czytadełko wydane w rewelacyjny sposób. Z jednej strony nie jestem tym specjalnie zaskoczona, to nie pierwsza taka sytuacja gdy sięgam po młodzieżówki. Z drugiej, jednak liczyłam na to, że polubię się z nią choć w połowie tak mocno jak wszyscy Ci, którzy do tej pory ją pokochali.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.
Nowy Pekin pełen jest ludzi i androidów. Tych pierwszych atakuje zaraza na którą nadal nie ma szczepionki. Księżycowi spoglądają z kosmosu czekając na moment nieuwagi, który mogliby wykorzystać. Cinder jest najlepszym mechanikiem w mieście. Jednak jest też cyborgiem, a więc obywatelem drugiej kategorii. Nikt nie zna jej przeszłości, macocha ją wykorzystuje oraz obwinia o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ponoć on nic już do niej nie czuje, teraz to Ty jesteś dla niego najważniejsza. Jednak skoro tak jest, to dlaczego ciągle o niej myśli? Na domiar złego okazuje się, że ona jednak nie jest martwa jak oboje do tej pory przypuszczaliście. Dodatkowo jest wściekła o wasz związek i chce za wszelką cenę Cię zabić. Ponadto zbliża się Noc Kupały - kwiat paproci zakwitnie, a Ty musisz zdecydować w czyje ręce go oddasz i czy przeżyjesz. Może i Twój chłopak to były władca, a Twoja opiekunka to niezwykle mądra szeptucha, ale i tak wiesz, że masz przerąbane.
Jeśli ktoś jest zaskoczony dlaczego tak szybko drugi tom przygód Gosi trafił na moją półkę, to ewidentny znak, że jeszcze się z nią nie spotkał. Po lekturze "Szeptuchy" wiedziałam, że muszę jak najszybciej sięgnąć po "Noc kupały". Zjawiła się u mnie w idealnym momencie - wiedziałam, że upora się z moim czytelniczym zastojem.
Gosława, zwana też Gosią, przeszła pewną metamorfozę. Już nie panikuje na myśl o lesie i ciut mocniej stąpa po ziemi. Niby delikatna zmiana, ale zdecydowanie na plus. Śmiesznym byłoby gdyby nadal tak samo panicznie bała się natury po tym wszystkim co spotkało ją w pierwszym tomie. Nadal ma swój nieco cięty język, który nadaje jej charakterku. Pomimo swej lekkiej metamorfozy, dziewczyna nadal bawi czytelnika swoim zachowaniem.
Bardzo podobał mi się fakt jak wiele mogłam dowiedzieć się o Mieszku i Jadze. Wiele na ich temat zostało powiedziane w tym tomie - o nich samych oraz o ich historiach. Przestają być aż tak tajemniczymi postaciami, choć nadal mają swoje sekrety. To samo dotyczy Bogów. Choć w tej części pojawiają się o wiele rzadziej, te kilka chwil ujawnia kolejne ich "twarze". Dzięki temu ich wątki się rozwijają, a jednak nadal pozostają tajemnicze.
Podoba mi się to jak rozwija się relacja Gosławy i Mieszka. Nie jest to typowe lovestory z jakim najczęściej można się w książkach spotkać. Jest czymś zupełnie innym i trafia w moje gusta idealnie! Może i Gosia ma typowo romantyczne zapędy, w końcu jest kobietką i ma do tego prawo, jednak na całe szczęście szybko są one studzone. Nie tylko sam pomysł na świat jest świetny, relacje bohaterów także są świetnie obmyślone.
Bez dwóch zdań autorka ma rewelacyjne poczucie humoru. Po raz kolejny uśmiałam się przy jej książce. Miszczuk naprawdę lekko i swobodnie tworzy swoje historię i bardzo łatwo skupia na niej uwagę czytelnika. Ta seria to naprawdę lekka i przyjemna.
"Noc kupały" to bardzo dobra kontynuacja. Cała seria jest idealna dla osób lubiących lekkie lektury z dużą dawką humoru. Jeśli ktoś jeszcze jej nie zna to zdecydowanie ma co nadrabiać!
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Ponoć on nic już do niej nie czuje, teraz to Ty jesteś dla niego najważniejsza. Jednak skoro tak jest, to dlaczego ciągle o niej myśli? Na domiar złego okazuje się, że ona jednak nie jest martwa jak oboje do tej pory przypuszczaliście. Dodatkowo jest wściekła o wasz związek i chce za wszelką cenę Cię zabić. Ponadto zbliża się Noc Kupały - kwiat paproci zakwitnie, a Ty...
więcej mniej Pokaż mimo to
W niewielkiej i hermetycznej miejscowości w Szwecji zostają odnalezione zwłoki młodej kobiety. Mieszkańcy znają się doskonale, więc wieść rozchodzi się szybko. Początkowo wszyscy sądzą, że było to samobójstwo. Jednak śledztwo wskazuje na morderstwo. Przyjaciółka z dzieciństwa zamordowanej, Erica Falck rozpoczyna prywatne śledztwo. Niedługo później łączy swoje siły z miejscowym policjantem Patrickiem.
Zastanawiałam się nad sięgnięciem po Läckberg już dawno. Zawsze odsuwałam ją na dalszy plan, zawsze znalazłam ważniejszą książkę, która powinna trafić na moją półkę. Jednak w końcu się przełamałam i kupiłam pierwszy tom jej sagi na Targach w Krakowie. Raz kozie śmierć!
Nie da się wszystkich książek wrzucić do jednego wora. Nawet jeśli mówimy o tych stworzonych w Skandynawii. Zawsze gdy myślę o książkach autorów, którzy właśnie stamtąd pochodzą, mam przed sobą wizję mrocznego, zagmatwanego i ociekającego krwią morderstwa. Tutaj dostałam coś nieco innego. Kryminał, który dopiero wraz z rozwojem akcji staje się mroczny. Jednak nie przez ilość krwi i trupów jakie się w nim przewijają. Tutaj ten mrok wynika z historii i dramatów ludzkich.
Läckberg skupia się nie tylko na zbrodni, ale też na historiach swoich bohaterów. Na tym co dzieje się w ich życiu gdy zamykają się drzwi domów i zostają sami. Ukazuje ich zarówno w obliczu morderstwa, ale i życiowych, prozaicznych problemów. Każdy bohater ma swoją własną, unikatową historię. Żadnej z nich nie można nazwać prostą, w końcu każda z nich rzutuje na życie bohatera. Bez wątpienia, w jego odczuciu, jego problemy są najpoważniejszymi z jakimi ten świat się mierzył. Połączenie kryminału i elementów obyczajowych tutaj naprawdę zyskuje.
Takie rozwiązanie nie narzuca jednoznacznie głównego bohatera. Każdego z nich poznajemy po trochu, choć dwójka z nich wybija się na tle innych. Jednak jest to wykonane bardzo subtelnie. Akcja książki toczy się powoli, wręcz leniwie. Na samym początku może być to nieco irytujące. Wszystko dlatego, że ciężko wsiąknąć w tę opowieść. Sam początek nieco się dłuży. Jednak im więcej stron zostaje przerzuconych, tym ciekawsze staje się rozwiązanie. Przy tak wielu bohaterach, trzeba nieco więcej czasu by odpowiednio nakreślić większość z nich.
Rozwiązanie tej zagadki przyprawiło mnie o niemałe zaskoczenie. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Jeśli w pierwszym tomie zbrodnia miała aż tak wymyślne podłoże, aż boje się myśleć co będzie działo się w kolejnych. Z drugiej strony jestem tego bardzo ciekawa. Gdyby nie stos książek czekających na mojej półce, zapewne już teraz, na kilka dni po skończeniu lektury, czekałabym na przesyłkę z kolejną częścią.
Zostałam pozytywnie zaskoczona. Nie uzyskałam idealnej książki, pierwsze części sag z reguły mają braki. Otrzymałam naprawdę ciekawą pozycję, która zaintrygowała mnie na tyle by nie wahać się przy zakupie kolejnego tomu. Gdybym miała porównać do Läckberg do innego autora, wskazałabym naszą Puzyńską. Może to kwestia tego, że książki pani Kasi czytałam jako pierwsze, może to mój cichy patriotyzm, ale pierwsza część sagi o Lipowie podobała mi się ciut bardziej niż "Księżniczka z lodu".
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
W niewielkiej i hermetycznej miejscowości w Szwecji zostają odnalezione zwłoki młodej kobiety. Mieszkańcy znają się doskonale, więc wieść rozchodzi się szybko. Początkowo wszyscy sądzą, że było to samobójstwo. Jednak śledztwo wskazuje na morderstwo. Przyjaciółka z dzieciństwa zamordowanej, Erica Falck rozpoczyna prywatne śledztwo. Niedługo później łączy swoje siły z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mieszko nie przyjął chrztu więc w Polsce nadal wierzy się w słowiańskich Bogów. Gosława, zwana też Gosią, po ukończeniu medycyny rusza do świętokrzyskiej wsi Bieliny na staż u lokalnej szeptuchy. Problem w tym, że Gosia to współczesna kobieta, która nie wierzy w bogów i znachorki, nie cieri przyrody, a przede wszystkim panicznie boi się kleszczy. Pobyt w Bielinach wywróci jej życie do góry nogami. Jednak czy najprzystojniejszy mężczyzna jakiego kiedykolwiek widziała będzie tym za kogo go uważa? I co stanie się gdy bogowie postanowią sprawić by Gosia w nich uwierzyła?
Zakochałam się w Miszczuk po połknięciu Obsesji. Wiedziałam, że moment gdy kolejna jej książka pojawi się na mojej półce to tylko kwestia czasu. Musiałam tylko wybrać serię, a to była szybka i przyjemna decyzja. „Szeptuchę” oglądałam już kilka razy i nigdy nie mogłam się zdecydować. Tym razem nie wahałam się ani chwili.
Sam pomysł mnie zachwycił. Wizja świata gdzie nadal wierzymy w słowiańskich bogów jest niezwykle intrygująca i zastanawiająca. To naprawdę fascynujący świat! A co najlepsze, o wielu z tych wierzeń czy zachowań czytelnik mógł już słyszeć. Zwłaszcza jeśli pochodzi z wsi i to niekoniecznie takiej maleńkiej. Przez przynajmniej pół książki powtarzałam sobie "ciekawe czy naprawdę właśnie tak by było". Ogromnie podobał mi się ten pomysł. Rzekłabym nawet, że skradł moje serduszko swoją prostotą.
Bardzo lubię bohaterów jakich twory Miszczuk. Są niezwykle pogodni i realni. Mają zupełnie zwykłe problemy, dokładnie takie z jakimi my sami moglibyśmy się zmierzyć w naszym życiu. Ta autentyczność w tym dość dziwnym świecie, jest dla mnie rewelacyjnym aspektem. Może i Gosia w pewnym momencie nieco irytowała mnie swoimi fobiami, jednak zawsze wywoływała na mojej twarzy uśmiech.
Co do samego Mieszka - to rewelacyjny bohater. Niby badboy za którym można szaleć, ale jednak nie do końca. Dzięki temu sam wątek miłosny nie jest tutaj typowym. To coś innego niż było, nie ma tu schematycznego trójkąta między bohaterami. Dla mnie to olbrzymi plus, nie lubię tego schematu w książkach. Męczy mnie i nudzi, między innymi dlatego zachwyciłam się Szeptuchą.
Już przy poprzedniej książce tej autorki zakochałam się w jej stylu pisania. Tutaj ta miłość tylko się pogłębia. Książka napisana jest lekkim i bardzo przyjemnym językiem. Dzięki pani Miszczuk przekonuję się do pierwszoosobowej narracji. W jej wydaniu jest ona zupełnie naturalna i kompletnie mi nie przeszkadza.
To dopiero druga seria tej autorki z jaką się zaznajamiam, coś mi mówi, że każda z nich jest inna. Mogłabym doszukać się minimalnych porównań między głównymi bohaterkami, jednak są na tyle niewielkie, że szkoda na to czasu.
"Szeptucha" to idealna pozycja na szybką i przyjemną lekturę. Wciąga czytelnika w swój świat i nie wypuszcza aż do ostatniej strony. To rewelacyjna rozrywka dla każdego. Niezwykle zabawna i luźna pozycja idealna na długie czytelnicze wieczory.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Mieszko nie przyjął chrztu więc w Polsce nadal wierzy się w słowiańskich Bogów. Gosława, zwana też Gosią, po ukończeniu medycyny rusza do świętokrzyskiej wsi Bieliny na staż u lokalnej szeptuchy. Problem w tym, że Gosia to współczesna kobieta, która nie wierzy w bogów i znachorki, nie cieri przyrody, a przede wszystkim panicznie boi się kleszczy. Pobyt w Bielinach wywróci...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku w Barcelonie, mroczne dni reżimu generała Franco. Alija Gris to piękna i inteligentna agentka pozbawiona skrupułów. Pewnego dnia otrzymuje zlecenie pochodzące z najwyższych sfer władzy. Sprawa jest ściśle tajna i dotyczy tajemniczego zaginięcia ministra kultury Vallsa. Wszystko wskazuje na to, że zniknięcie ma związek z karierą mężczyzny jako dyrektora więzienia Montjuic. Alicja i towarzyszący jej kapitan mają kilka dni na odnalezienie ministra. W trakcie poszukiwań odnajdują siódmy tom serii "Labirynt duchów". To właśnie ta książka doprowadzi agentkę do księgarni Sempere i Synowie. Dzięki temu miejscu powrócą do niej wspomnienia z przeszłości. Jej odkrycia sprawią, że ona i wszyscy, których kocha będą w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Będę w szoku jeśli ktoś chociażby nie kojarzy Zafona albo któregokolwiek z jego tytułów. Mam wrażenie, że wszyscy go znają. Ba, że wszyscy go już czytali tylko nie ja. Przymierzałam się do jego książki "Cień wiatru" już kilka razy. Raz nawet zaczęłam jednak przerwałam lekturę. Do dziś nie pamiętam dlaczego. Teraz uśmiechnęło się do mnie szczęście i gdy tylko pojawiła się możliwość by "Labirynt duchów" stanął na mojej półce, nie wahałam się nawet chwili. Zwłaszcza, że tomy można czytać oddzielnie.
Jeszcze nim skończyłam czytać tę książkę, wiedziałam jak trudno będzie mi pisać ten tekst. Końcówka tylko mnie w tym utwierdziła. Spodziewałam się klimatycznej i wciągającej historii, a dostałam coś nieco innego.
Mnogość i podobieństwo nazwisk oraz imion bohaterów jest niebywała. W pewnym momencie wszystko zaczęło być do siebie bardzo podobne, a ja zaczynałam się gubić. Musiałam zastanowić się ponownie czy aby na pewno dobrze rozpoznaje nazwisko i historię osoby, która je nosi. Nie ukrywam, że dość mocno namąciło mi to w lekturze i znacznie ją wydłużyło.
Mam wrażenie, że część opisów i wątków jest zbędna. Ich brak wcale nie wpłynąłby na fabułę, a na pewno czytałoby się książkę szybciej i przyjemniej. W moim odczuciu jest ona zbyt obszerna, a niektóre momenty dłużą się niemiłosiernie. Niecałe 900 stron czytałam chyba caluśki tydzień, broniąc się przed nią rękami i nogami. I nie nazwę tego czytelniczym zastojem, bo na myśl o innych pozycjach moje chęci czytania były ogromne.
"Labirynt duchów" ma też plusy. Część bohaterów, zwłaszcza Alicja i jej towarzysz, są postaciami niezwykle ciekawymi i o bezbłędnym poczuciu humoru. Ich rozmowy były dla mnie mistrzostwem. Takim światełkiem w tunelu dla tej książki. Przez jej większość sprawiały, że chciałam czytać dalej. Moje serce skradł też Fermin, jego podejście do życia oraz humor. Był zupełnie inny niż wszyscy bohaterowie. Jakby pochodził z nieco innej historii. Ta trójka uratowała nieco tę książkę w moich oczach,
Najciekawszy był koniec. Ostatnie 200/250 stron. Zapewne chłonęłabym je z przyjemnością, jednak skupiona byłam bardziej na ich odliczaniu. Te ostanie strony były dla mnie najbardziej wciągające - cały czas coś się działo, nie było zbędnego przeciągania. Cała reszta zdaje się być dziwnym miszmaszem kryminału i obyczajówki.
Nie polecałabym tej książki na początek przygody z Zafonem. To raczej gratka dla fanów, a nie zachęta dla nowych czytelników. Dziwna i przeciągana kombinacja dwóch gatunków nie każdego przekona do autora i jego twórczości. Przeczuwam, że sama najpewniej porzuciłabym tę książkę w połowie, gdyby nie była egzemplarzem recenzenckim. Czytajcie Zafona, pod skórą czuje, że warto. Jednak nie zaczynajcie od "Labiryntu duchów", możecie się nieco zawieść.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku w Barcelonie, mroczne dni reżimu generała Franco. Alija Gris to piękna i inteligentna agentka pozbawiona skrupułów. Pewnego dnia otrzymuje zlecenie pochodzące z najwyższych sfer władzy. Sprawa jest ściśle tajna i dotyczy tajemniczego zaginięcia ministra kultury Vallsa. Wszystko wskazuje na to, że zniknięcie ma związek z karierą mężczyzny...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zastanawiałeś się kiedyś jakby to było, gdyby ktoś pozbawił Cię pamięci? Słów, wspomnień, tożsamości? To właśnie stało się Kylie. Jej pamięć została wymazana, dziewczyna została zresetowana. Dzięki temu ma mieć szansę na całkowicie nowe życie. Tak władze chcą postępować z osobami niebezpiecznymi, dać im w ten sposób czystą kartę. Zresetowani muszą grać według ich zasad. U Kylie odzywają się echa przeszłości, a ona sama czuje się okłamywana. Jednak nie wie przez kogo.
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że nie sięgnęłabym po tę pozycję gdyby nie poprzednia książka tej autorki jaką miałam w łapkach. "Księga kłamstw", bo o niej mowa, szybko mnie zachwyciła i była dla mnie naprawdę wciągającą lekturą. Ciekawa byłam kolejnej pozycji od Terry.
Ogromnie podobają mi się pomysły autorki. Są nieoczywiste i naprawdę zaskakujące. Sposób resocjalizacji młodych jaki prezentuje w "Zresetowanej" jest intrygujący. Wymazanie pamięci, nowa rodzina i kontrolujące urządzenie na ręce to ciekawa alternatywa wysyłania młodocianych przestępców do więzienia. Sam pomysł, bez względu na wykonanie, już jest na tyle ciekaw by sięgnąć po tę książkę.
Ilość informacji jakie czytelnik dostaje o bohaterach jest znikoma. Poznaje ich historię po zresetowaniu, nie wie jednak dlaczego do tego doszło. Dzięki temu jest zaintrygowany ich przeszłością i chce dotrzeć do fragmentu, który rozwiąże tę tajemnicę. W ten sposób autorka absorbuje uwagę czytelnika i sprawia, że nie chce on książki odłożyć.
Nie lubię oczywistych historii. Dlatego jestem zachwycona tematyką jaką autorka porusza. Nie sięga po proste motywy i oczywiste historie. Wychodzi poza schematy, szuka problemu i znajduje zupełnie nowy sposób na jego rozwiązanie. Choć początkowo wydaję się on być nieprawdopodobnym, w końcu do czytelnika dociera, że tak naprawdę kiedyś może do takiej sytuacji dojść. Takie rozwiązanie może mieć zastosowanie.
Terry doskonale wie, że tworzy dla młodszych czytelników. Używa prostego języka, a dzięki temu w bardzo swobodny sposób prowadzi narrację i tłumaczy czytelnikowi reguły rządzące światem jaki stworzyła. Rozdziały są stosunkowo krótkie, dzięki czemu lektura nie dłuży się specjalnie.
Wydawać by się mogło, że jestem zachwycona. Niestety nie do końca tak jest. Tematyka bardzo przypadła mi do gustu, jednak bohaterami jestem nieco zawiedziona. Ich pamięć zostaje zresetowana gdy mają kilkanaście lat. Uczą się wszystkiego niemal od nowa. To zestawienie - nastolatka uczącego się życia niczym dziecko, jest nieco komiczne.
"Zresetowana" to ciekawy początek serii. Pierwsze kroki stawiane w nowym świecie kreowanym przez autorkę. Po cichu liczę, że z kolejnymi tomami będzie tylko lepiej. Jeśli ktoś nie zna jeszcze twórczości autorki, polecam zacząć właśnie od tej pozycji. "Księga kłamstw", która wydana została wcześniej ma o wiele lepsze wykonanie niż historia Kylie.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Zastanawiałeś się kiedyś jakby to było, gdyby ktoś pozbawił Cię pamięci? Słów, wspomnień, tożsamości? To właśnie stało się Kylie. Jej pamięć została wymazana, dziewczyna została zresetowana. Dzięki temu ma mieć szansę na całkowicie nowe życie. Tak władze chcą postępować z osobami niebezpiecznymi, dać im w ten sposób czystą kartę. Zresetowani muszą grać według ich zasad. U...
więcej mniej Pokaż mimo to
Joanna Skoczek wróciła do Warszawy. W jednym z szpitali odbywa rezydenturę na oddziale psychiatrii. Większość czasu poświęca pracy, a pozostałości swojemu otyłemu kotu perskiemu imieniem Kołtun. Pewnego dnia kobieta znajduje w swojej szpitalnej szafce anonimowy list. Sytuacja komplikuje się gdy pojawiają się kolejne listy, a w szpitalnym magazynie zostaje odnaleziony trup. Wszystko wskazuje na to, że powrócił seryjny morderca, którego policja szuka od pół roku.
Przez chwile miałam wrażenie, że ta książka patrzyła na mnie niemal z każdego zakamarka bookstagrama. Do tego niemal wszystkie opinie o niej były pochlebne. Dodatkowo, nigdy wcześniej nie miałam styczności z autorką. Pozycja ta wydawała mi się być idealną do zmienienia tego faktu.
Ogromnie podobało mi się poczucie humoru jakie posiadają bohaterowie. Nieco ironiczne, zawsze idealnie dobrane do sytuacji. Nie raz, nie dwa parskałam śmiechem w czasie lektury. Oczywiście mam swojego faworyta w kwestii poczucia humoru. Jednak nie zdradzę o nim zbyt wiele, mogłabym zepsuć komuś radość z lektury.
Skoro już jesteśmy przy bohaterach - główna bohaterka wydawała mi się najzwyczajniej w świecie próżna. Nie był to ten stopień próżności, którego nie da się znieść. To raczej ten typ, który co jakiś czas o sobie przypomina i nieco gra na nerwach. Okładka ostrzega, że Asia cierpi na "niepoprawny romantyzm oraz kompleks nieprzystępnej księżniczki". Śmiem twierdzić, że to idealny opis bohaterki. Jej głównym problemem wydaje się być brak partnera, choć broni się przed nim rękami i nogami.
Autorka ma bardzo fajny styl pisania. Lekki, łatwy i bardzo umilający lekturę. Trochę zajęło mi przyzwyczajenie się do pierwszoosobowej narracji. Nie jestem jej wielką fanką, ale zaczynam dostrzegać jej plusy. Zupełnie inaczej odbiera się emocje bohatera otrzymując je w takiej formie.
Sam pomysł na kryminał był dla mnie bardzo ciekawy. Nie jest to typowa książka tego gatunku. Niby pojawiają się policjanci i śledztwo, ale nie są najważniejszym aspektem tej pozycji. To bardzo ciekawy kryminał mający w sobie elementy obyczajówki, komedii i ciut romansu. Wyszło z tego bardzo ciekawe i lekkie połączenie.
Rozwiązanie zagadki było szybki i bardzo zaskakujące. Ciężko przyznać mi się do mojego toku myślenia, zdradziłabym wam rozwiązanie. Niewiele stron zostało poświęcone rozwiązaniu, ale na pewno wystarczyło by moja szczęka opadła. Byłam bardzo zaskoczona rozwiązaniem. A moje czytelnicze serduszko zostało nieco zranione i bardzo zdziwione momentem w którym kończy się ta historia. Z reguły jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś innego, dłuższego. Tutaj autorka zachowała się zupełnie inaczej. Tym samym sprawiła, że mam jeszcze większą ochotę na kolejną część tej serii!
Swoje pierwsze spotkanie z panią Miszczuk uważam za bardzo udane. Dostałam od niej lekką, wciągającą i bardzo zabawną lekturę. Nawet mnie nie przeszkadzały wątki miłosne. Bardziej mnie bawiły niż irytowały. Zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona i jestem niemalże pewna, że to nie jest moje ostatnie spotkanie z autorką.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Joanna Skoczek wróciła do Warszawy. W jednym z szpitali odbywa rezydenturę na oddziale psychiatrii. Większość czasu poświęca pracy, a pozostałości swojemu otyłemu kotu perskiemu imieniem Kołtun. Pewnego dnia kobieta znajduje w swojej szpitalnej szafce anonimowy list. Sytuacja komplikuje się gdy pojawiają się kolejne listy, a w szpitalnym magazynie zostaje odnaleziony trup....
więcej mniej Pokaż mimo to
W dniu swoich urodzin pisarka Senna Richards budzi się w zupełnie nieznanym sobie miejscu. Nie wie kto i dlaczego ją porwał. Nic nie zdradza tożsamości sprawcy. Kobieta szybko dostrzega, że odpowiedź ukryta jest w jej przeszłości. Musi stawić jej czoła i odzyskać wolność. Jednak nie będzie to takim łatwym zadaniem na jakie wygląda. Przeszłość potrafi ranić ponownie.
Jeden rok, a na półce trzy nowe książki tego samego autora. Czyżby Mróz? Nie, on miałby już pewnie szóstą. Straciłam rachubę, dlatego wracajmy do tematu.
Są tacy autorzy po których sięgam bez zastanowienia. Tarryn Fisher bardzo szybko stała się jednym z nich. Dlatego bez najmniejszych wątpliwości sprawiłam sobie "Mud Vein" będąc na targach w Krakowie. Przeczytałam ją w jeden dzień, a to już chyba o czymś świadczy.
Po raz kolejny autorka podarowała mi niesamowitą opowieść o sile ludzkiej psychiki. O tym jak bardzo jest skomplikowana i różnorodna. Stworzyła bohaterkę, której historia jest zagmatwana i nieoczywista. Z resztą nie po raz pierwszy. Ukazała wewnętrzne problemy człowieka, skupiając się na nich maksymalnie. Najgorsze (a może właśnie najlepsze?) jest to, że czytając te opowieść, czytelnik zaczyna analizować własne problemy.
Tarryn tworzy w swoich książkach niezwykły klimat - zamkniętego świata, skupionego tylko na kilku postaciach. Dzięki temu czytelnik otrzymuje hermetyczny świat i poznaje bohatera od podszewki. Senna była dla mnie chyba najbardziej irytującą z bohaterek tej autorki. Staram się pojąć sytuację w jakiej się znalazła, jednak nawet moje pokłady cierpliwości potrafią się wyczerpać. W tym przypadku stało się to niezwykle szybko. Senna po prostu zaczęła działać mi na nerwy swoim zachowaniem.
Pewnym jest, że książka trzyma w napięciu. Chwyta czytelnika w swoje objęcia i na pewno prędko go nie wypuści. Nawet jeśli Senna irytuje, Ty po prostu musisz wiedzieć co dzieje się dalej. Musisz poznać rozwiązanie tej zagadki bez względu wszystko. Po prostu masz ochotę rzucić wszystko i czytać bez końca.
Chociaż książka bardzo mi się podobała, nie porwała mnie aż tak jak poprzedniczki. Jeśli znacie moje opinie o dwóch poprzednich pozycjach Fisher, niemal identycznie sytuacja ma się przy "Ciemnej stronie". Więc skąd ta zmiana? Może to przez główną bohaterkę? Może przez to, że to kolejna już w tym roku książka Fisher utrzymana w podobnym klimacie? Albo to ja robię się wybredna. Odpowiedź nie jest ważna. Istotny jest fakt, że ta książka aż prosi o to by ją przeczytać.
Nie ma się co wahać, to pozycja zdecydowanie warta uwagi! Klimatyczna, mroczna i wciągająca. Czego chcieć więcej od książki na jesienny wieczór? Fisher jest w formie, co do tego nie mam zastrzeżeń. Zastanawia mnie tylko, kiedy to wszystko stanie się do siebie zbyt podobne i schematyczne. Mam nadzieje, że jej passa będzie trwała długo. Ten pokręcony świat jaki tworzy jest niezwykle wciągający.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
W dniu swoich urodzin pisarka Senna Richards budzi się w zupełnie nieznanym sobie miejscu. Nie wie kto i dlaczego ją porwał. Nic nie zdradza tożsamości sprawcy. Kobieta szybko dostrzega, że odpowiedź ukryta jest w jej przeszłości. Musi stawić jej czoła i odzyskać wolność. Jednak nie będzie to takim łatwym zadaniem na jakie wygląda. Przeszłość potrafi ranić ponownie.
Jeden...
Fayette to niewielkie miasteczko w Pensylwanii. Nawet ono ma swoje tajemnice. Tessa opuściła je będąc jeszcze dzieckiem. Od tego czasu starała się nie myśleć co wydarzyło się pewnej, letniej nocy. W Fayette została jej najlepsza przyjaciółka Callie. Choć zawsze była tą silniejszą z nich, odkąd wyprowadziła się do innego domu, nie spogląda na miejsce wzbudzające przykre wspomnienia. Najlepszym, według niej, sposobem na zapomnienie są imprezy. Dużo długich imprez. Dziewczyny nie rozmawiały ze sobą od czasu procesu, a już tym bardziej po nim. Ich kontakt się urwał. Teraz Tessa wraca do miasteczka i gnębią ją wątpliwości. Szukając odpowiedzi na swoje pytania odkrywa co raz to bardziej niepokojącą prawdę. Tym razem ucieczka będzie niemożliwa.
Gdy rozpoczynałam lekturę nie wiedziałam czego się spodziewać. Z jednej strony opis bardzo mnie ciekawił. Gdyby nie on, nie sięgnęłabym po tę książkę. Z drugiej strony spotkałam się z kilkoma niezbyt pochlebnymi opiniami na jej temat. Moje mieszane uczucia musiały zostać zweryfikowane.
Główna bohaterka niemal od samego początku działała mi na nerwy. Niby taka dojrzała - pracuje, zarabia na siebie, a wstydzi się wielu prostych czynności. Zachowuje tak jakby bardzo czegoś chciała, ale jednak się bała. Nie przepadam za niezdecydowanymi postaciami. Cieszy mnie, a Tessę ratuje fakt, że tak bardzo zależało jej na rozwikłaniu zagadki. Autorka przedstawia nam wielu bohaterów. Każdy z nich ma swój własny sposób na radzenie sobie z problemami i traumami. Najlepiej ukazała to tworząc Tessę i Callie. Przyjaciółki, których zachowania tak bardzo się różniły.
Choć to debiut, autorka całkiem fajnie operuje językiem. Tworzy klimat wręcz hermetycznego miasteczka, które boryka się z zbrodnią sprzed lat. Kreuje ciekawych i skomplikowanych bohaterów. Opisuje ich zagmatwane historię i niełatwe życie. To wszystko jest jak najbardziej na jej plus.
Mam problem z tą książką. Czyta się ją szybko, a jednak nie zachwyca. Pomysł bez wątpienia był rewelacyjny. Ciekawy i kuszący. Wykonanie gdzieś zabiło jego potencjał. Dość długi czas podwiewało nudą. Dlatego obawiam się, że niektórzy mogą porzucić lekturę bez zastanowienia. Przyznaję, że podzielam opinie z którą najczęściej spotkałam się w innych tekstach o niej - brak mi tu emocji.
Niby czytelnik chce rozwikłać zagadkę razem z bohaterkami, jednak ciężko mu będzie odnaleźć prawdziwy powód tego pragnienia. Czysta ciekawość czytelnicza to nie wszystko. Zwłaszcza w tym przypadku. Zwłaszcza jeśli książka trafi w ręce nieco wybredniejszego czytelnika.
Największy plus poznają wytrwali - to zakończenie. Jest naprawdę ciekawe i zapewne niejednego zaskoczy. Zdecydowanie jest warte tych krótkich chwil "męki" z tą pozycją. Zażartować można, że to w nim autorka skupiła swoje umiejętności i talent, więc na środek limit został zminimalizowany
"Mroczne zakamarki" nie są tragiczną książką. Jednak nie są też zachwycające. Są lżejszą pozycją, idealną na przerywnik pomiędzy kolejnymi bardziej wymagającymi książkami. Poleciłabym je tym, którzy dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z kryminałami czy thrillerami. Dostaną obyczajówkę rozbudowaną o wątki kryminalne.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com/
Fayette to niewielkie miasteczko w Pensylwanii. Nawet ono ma swoje tajemnice. Tessa opuściła je będąc jeszcze dzieckiem. Od tego czasu starała się nie myśleć co wydarzyło się pewnej, letniej nocy. W Fayette została jej najlepsza przyjaciółka Callie. Choć zawsze była tą silniejszą z nich, odkąd wyprowadziła się do innego domu, nie spogląda na miejsce wzbudzające przykre...
więcej mniej Pokaż mimo to
Feyra znów wraca na Dwór Wiosny. Tym razem przychodzi jej zmierzyć się z czymś trudniejszym niż poprzednio. Jednak ona sama jest o wiele silniejsza. Niewielka pomyłka wystarczy by świat jej i jej najbliższych przeistoczył się w ruinę. Nadchodzi wojna, a ona musi szukać pomocy wśród najbardziej niespodziewanych sojuszników. Czy to wystarczy by zwyciężyć w wojnie?
Doskonale wiem, że ten opis jest ciut zagmatwany i niewiele sobą reprezentuje. Tym z was, którzy jeszcze nie czytali Dworów, nie chciałam psuć zabawy. Natomiast dla tych którzy już w tym świecie przepadli - opis jest zbędny. Tu wystarczy znać poprzednie tomy by po prostu czuć przymus czytania "Dworu skrzydeł i furii". Choć minęło już sporo czasu odkąd skończyłam ją czytać, nadal mam w sobie pełno emocji, które nie do końca umiem sprecyzować. Dlatego ten tekst może być chaotyczny i niespójny. Wybaczcie, ale to co zrobiła ze mną Maas przy tej książce, jest wręcz nie od opisania.
"Dwór skrzydeł i zguby" na początku wydawał mi się nieco leniwy. Nastawiony na akcje utkaną z intryg. Dopiero później, gdy bohaterowie rzeczywiście ruszają do walki zostaje zawiązana akcja, która rusza szybko i nie zatrzymuje się. Dzieje się tak wiele, że aż ciężko oderwać się od książki choć na chwilę! Te ponad 800 stron to przyjemność w czystej postaci.
Już przy poprzednim tomie Feyra urzekła mnie swoją dojrzałością. Tym razem pokazała, że wcale się nie pomyliłam w jej ocenie. Postawiła przed sobą niezwykle trudne zadanie i zmierzyła się z nim znając konsekwencje. Nie jest kolejną głupiutką bohaterką młodzieżową, wręcz przeciwnie. Stała się jedną z niewielu naprawdę dojrzałych, kobiecych bohaterek tego gatunku. Właśnie dzięki niej Maas przywraca mi wiarę w młodzieżówki.
Po tym tomie bez zastanowienia mogę stwierdzić, że Maas tworzy młodzieżówki dla nieco dojrzalszych czytelników. Niby to wszystko jest łatwe, szybkie i przyjemne. Do tego pełne jest elementów, które kojarzą się z młodzieżówkami. Jednak autorka umiejętnie prowadzi bohaterów i fabułę nadając im dojrzalszego charakteru. Ciężko pomyśleć o bohaterach w kategorii rozwydrzonych nastolatków. Nawet jeśli czasem mają takie zachowania, są o wiele dojrzalsi. Jeśli ktoś, tak jak ja przed lekturą pierwszego tomu, ma ją za młodzieżówkę, myli się bardzo. I nawet jeśli pierwszy tom mocno nią pachnie, zapewniam, że kolejne dwa rozwieją wszelkie wątpliwości.
Ciężko jest mówić o niej wiele, nie zdradzając wszystkiego. Na pewno jest warta czekania. Jestem pewna, że wzbudzi w każdym fanie serii niezwykle wiele emocji. I to momentami bardzo skrajnych. To ten typ historii jakie przeżywa się całym sobą. "Dwór skrzydeł i zguby" na pewno złamie wam w końcu serce. Chociażby samym faktem, że to już koniec.
Uwielbiam wielowątkowość tej książki. Fakt, wiele z nich pozostało nadal otwartych. Liczę, że Maas w jakiś sposób te wątki jeszcze ożywi tylko po to by ostatecznie się z nimi rozprawić. Choć będzie mnie to znów kosztować trochę nerwów, jestem pewna, że będzie tego warte. Są wątki, które koniecznie trzeba zamknąć. One o to wręcz proszą!
Ogromnie cieszy mnie (i równocześnie nieco boli), że to tylko trylogia. Z jednej strony wole mniejszą ilość grubszych książek, w których akcja jest skondensowana. Taka seria nie staje się "odgrzewanym kotletem" czy źródłem do odcinania kuponów. Z drugiej strony w tym przypadku mnie to boli. Mogłabym spotykać się z tym bohaterami chyba bez końca. Uwielbiam ich samych i ich świat.
Autorka nie raz przyprawiła moje czytelnicze serduszko o szybsze bicie. Udało jej się nawet zatrważająco mocno zbliżyć mnie do jego zawału. "Dwór skrzydeł i zguby" wywołał u mnie wiele przeróżnych emocji, a niewiele książek może się tym poszczycić. Jedno jest pewne - dla fanów fantasy ta trylogia to niemal obowiązek. A tych, którzy czytali drugi tom już niedługo czeka naprawdę rewelacyjna przygoda. Aż wam zazdroszczę, że możecie odkrywać ją na nowo!
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Feyra znów wraca na Dwór Wiosny. Tym razem przychodzi jej zmierzyć się z czymś trudniejszym niż poprzednio. Jednak ona sama jest o wiele silniejsza. Niewielka pomyłka wystarczy by świat jej i jej najbliższych przeistoczył się w ruinę. Nadchodzi wojna, a ona musi szukać pomocy wśród najbardziej niespodziewanych sojuszników. Czy to wystarczy by zwyciężyć w wojnie?
Doskonale...
Cztery lata temu pod Warszawą zamordowano czterech chłopców. Zabójca został ujęty i skazany. Dowody wskazujące na dawną legendę "Solidarności" były nie do podważenia. Mimo to, mecenas Joanna Chyłka dostaje wiadomość od żony skazanego, według której mężczyzna jest niewinny. Dopiero gdy kobieta ginie, Chyłka postanawia przyjąć sprawę. DNA jednej z ofiar zostało znalezione w miejscu innego przestępstwa. A Kordian Oryński nie wiedzieć czemu jest powiązany z tą sprawą...
Któż nie czeka na kolejną Chyłkę? Wszyscy fani Mroza trąbią o niej już na długo przed premierą. A tuż przed nią, niemal każdy przebiera nogami zniecierpliwiony. Choć sama czekam na kolejne tomy, mój entuzjazm powoli robi się co raz mniejszy. To jednak temat na osobny tekst. Ten ma być poświęcony najnowszej Chyłce.
Pewne jest jedno - ta część, najbardziej ze wszystkich skupia się na bohaterach. To o nich jest tutaj najwięcej, to oni są najważniejsi. Historia kryminalna niknie na pewien czas i pojawia się dopiero później, gdy w kwestii Zordona i Chyłki powiedziane zostało wiele. W tej części najmocniej widać, że to prawniczy duet jest tutaj najważniejszy, a nie sprawy jakimi się zajmują. Oni sami są tacy jak zawsze - błyskotliwi, ironiczni i z charakterem.
Naprawdę ciężko pisać mi ten tekst, już teraz czuje, że będzie jednym z krótszych na temat książek autora. A już bez dwóch zdań będzie jednym z tych niewielu negatywnych. Nie chcę go zmienić w tyradę dlaczego mój stosunek do autora tak szybko i mocno się zmienił - jak wspominałam wcześniej, przyjdzie na to czas. Ukrócając, mam wrażenie, że ta część powstała zdecydowanie zbyt szybko.
Z pozoru wszystko jest na swoim miejscu - nierealna intryga, zadziorni bohaterowie i wbijające w fotel zakończenie. Jednak to wszystko nie działa już tak dobrze. Na pewno przyzwyczailiśmy się do tego co serwuje nam autor. Te same zabiegi nie będą wiecznie działać na czytelnika tak samo. Osobiście po lekturze "Oskarżenia" czułam ogromny niedosyt. Satysfakcję i niedosyt. W niektórych momentach naprawdę dobrze się bawiłam - wybuchałam śmiechem, sypałam przekleństwa. Mimo to, mam wrażenie, że ta książka została nieco rozciągnięta.
Nie myślcie, że jestem kategorycznie przeciwna tej książce. Mimo wszystko jest warta uwagi, fani serii pewnie się nie zawiodą. Ja tylko ostrzegam, że należy mieć do "Oskarżenia" pewien dystans. Kończąc lekturę zaczęłam się zastanawiać czy aby czasem ta seria powoli się nie wypala. Z jednej strony nie chciałabym tego. Bardzo lubię Chyłkę jako ją samą. Z drugiej jednak strony, wole by jej historia skończyła się póki pałam do niej entuzjazmem, a ona sama nadal warta jest uwagi.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Cztery lata temu pod Warszawą zamordowano czterech chłopców. Zabójca został ujęty i skazany. Dowody wskazujące na dawną legendę "Solidarności" były nie do podważenia. Mimo to, mecenas Joanna Chyłka dostaje wiadomość od żony skazanego, według której mężczyzna jest niewinny. Dopiero gdy kobieta ginie, Chyłka postanawia przyjąć sprawę. DNA jednej z ofiar zostało znalezione w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Simona Brenner jest archeolożką i to bezkonkurencyjną. Jednak to nie jest jej jedyne zajęcie. Nocami kradnie biżuterię, którą badała za dnia. Również jako złodziejka nie ma sobie równych. Szczęścia nie ma tylko w kwestii mężczyzn. Pewnego dnia zostaje wciągnięta w makabryczną grę. Jej zadaniem jest odnaleźć i skraść mityczne złote runo. Dopiero gdy wokoło zaczynają ginąć ludzie, kobieta zaczyna wierzyć w istnienie runa. Przemierzając kolejne miasta musi walczyć z śmiertelnie niebezpiecznym przeciwnikiem i zaufać innym. A przecież jej najważniejsza zasada brzmi prosto - nie ufaj nikomu....
Jeszcze dobrze nie skończyłam czytać opisu tej książki, a już wiedziałam, że muszę ją mieć. Historia od razu mnie zaciekawiła, okładka urzekła, więc moje czytelnicze serduszko od razu szybciej zabiło. Dopiero po chwili zorientowałam się dlaczego jeszcze. Uwielbiam serial "Kości", a Simona od razu skojarzyła mi się z jego główną bohaterką. Po prostu musiałam mieć tę pozycję w swoich łapkach.
Choć bardzo lubię mitologię grecką (Herkules to jedna z moich ulubionych bajek), nigdy specjalnie się w nią nie zagłębiałam. Zwłaszcza teraz gdy nie jest mi to do niczego potrzebne. Dlatego bardzo ucieszyłam się z tej drobnej mitologicznej powtórki. Oprócz złotego runa można się tutaj dowiedzieć wielu innych, równie ciekawych rzeczy związanych z mitologią.
Simona jest bardzo ciekawą główną bohaterką, pomijając to czym się zajmuje. Ma naprawdę ciekawy charakter. Jest kobietą silną i zdecydowaną, ale doskonale wie kiedy odpuścić. Doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożeń i często odpuszcza gdy ryzyko jest zbyt duże. Waśnie dzięki temu jest niezwykle realistyczną bohaterką, a nie kolejną postacią na miarę Lary Croft. Podobnie jest z pozostałymi bohaterami. Zaledwie kilku z nich towarzyszy jej przez całą książkę, ale nawet oni mocno stąpają po ziemi.
Mam mały dylemat czy mogę bez wahania stwierdzić, że jest to książka przepełniona akcją. Bez wątpienia dzieje się wiele, jednak są momenty gdy wszystko się uspokaja. Momentami nawet nieco wlecze. I wiecie co jest najlepsze? To połączenie idealne. Wszystko jest na tyle wyważone, że czytelnik nie ma szans się nudzić. Zwłaszcza, że złote runo naprawdę intryguje.
Nigdy wcześniej nie miałam styczności z tą autorką. Byłam ogromnie ciekawa czy wpasuje się w moje gusta i dołączy do grona lubianych przeze mnie rodzimych autorów. Bardzo szybko mnie do siebie przekonała. Stworzyła naprawdę ciekawą i zagmatwaną historię oraz realistycznych bohaterów. To wszystko wykreowała naprawdę przystępnym językiem. Dopiero pisząc ten tekst i robiąc drobny reaserch dowiedziałam się, że to już drugi tom przygód bohaterki. W treści zupełnie tego nie czułam.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Simona Brenner jest archeolożką i to bezkonkurencyjną. Jednak to nie jest jej jedyne zajęcie. Nocami kradnie biżuterię, którą badała za dnia. Również jako złodziejka nie ma sobie równych. Szczęścia nie ma tylko w kwestii mężczyzn. Pewnego dnia zostaje wciągnięta w makabryczną grę. Jej zadaniem jest odnaleźć i skraść mityczne złote runo. Dopiero gdy wokoło zaczynają ginąć...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pewnej letniej nocy Hendrix i Corrina postanawiają wyruszyć w podróż. Niezwykłą bo aż na drugi koniec kraju, mając za towarzysza psa i dziadzia z Alzheimerem. Kradną auto i wyruszają w podróż życia. Ścigają ich rodzice i policja, a nawet lekarze z ośrodka w którym do tej pory przebywał dziadzio. Właśnie w tej podróży młodzież może przekonać się, że ma on rację twierdząc, że jedynymi historiami jakie przetrwają, są te miłosne.
Gdy tylko zobaczyłam te pozycję w swojej skrzynce mailowej, moja ciekawość szybko wzrosła. Okładka szybko wpadła w moje oko, a opis zachęcał do lektury. Dlatego nie wahałam się ani chwili, od razu zgłosiłam się po egzemplarz. Jak na tym wyszłam?
Bardzo pozytywne wrażenie wywarła na mnie relacja wnuka z dziadkiem. Była niezwykle ujmująca. Zwłaszcza gdy dziś tak rzadko obserwuje się wnuczęta opiekujące się dziadkami. Hendrix dba o swojego i chce dla niego wszystkiego co najlepsze. Dlatego zabiera go w szaloną podróż by spełnić jego prośbę, póki choroba mu na to pozwala. To wręcz wzruszający motyw. Nawet dla takiego znieczulaka jak ja.
Relacja jaka łączy Hendrixa i Corinnne jest nietypowa. Choć czytelnik szybko może się zorientować w jaką stronę ona zmierza, zostaje zaskoczony. Ich więź nie jest w żądnym przypadku kolejną słodką opowiastką. To lekka i luźna opowieść, która naprawdę mogłaby się wydarzyć komuś z nas. Może poza aspektem ucieczki. Ich relacja jest bardzo możliwa. Takie historie aż chce się poznawać! Zwłaszcza patrząc na zakończenie, które także nie jest zbyt oczywiste.
Ta książka jest bardzo prosta. Zarówno jej historia jak i wykonanie. Nie ma tu nic zbędnego, wszystko jest na swoim miejscu w odpowiednich proporcjach. I choć wszystko wydaje się być idealne, ja zgubiłam się gdzieś pośrodku. Opowieść stała się dla mnie monotonna, a moja ciekawość wygasła. Tliła się aż do końca, jednak nie przyszło jej wrócić do łask.
Już teraz patrząc po opiniach jakie widzę w internecie widzę, że większość czytelników jest nią zachwycona. Jeśli chodzi o mnie, doceniam jej prostotę i potencjał. Jednak w moim odczuciu to wszystko nie do końca się sprawdziło. Pewnie dlatego, że ostatnio szukam uparcie fajerwerków i pędzącej akcji. Dlatego stwierdzam, że to pozycja idealna dla osób szukających pozycji lekkiej, łatwej i przyjemnej. Wtedy sprawdzi się idealnie.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Pewnej letniej nocy Hendrix i Corrina postanawiają wyruszyć w podróż. Niezwykłą bo aż na drugi koniec kraju, mając za towarzysza psa i dziadzia z Alzheimerem. Kradną auto i wyruszają w podróż życia. Ścigają ich rodzice i policja, a nawet lekarze z ośrodka w którym do tej pory przebywał dziadzio. Właśnie w tej podróży młodzież może przekonać się, że ma on rację twierdząc, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gemma to klasyczna szara myszka. Dziewczyny w szkole jej dokuczają, chłopaki się nią nie interesują i nie ma przyjaciół. Do tego nosi bliznę w okolicy serca. Wszystko to dlatego, że jako dziecko spędziła mnóstwo czasu w szpitalach. Od tego czasu rodzice trzymają ją pod kloszem. Dopiero teraz może sama udać się w podróż razem z jedyną koleżanką. Gdy rodzice jej tego zabraniają, podsłuchuje ich rozmowie dowiadując się, że ma to coś wspólnego z kliniką w Haven. Postanawia uciec z domu i dowiedzieć się o co chodzi. Co odkryje? I co łączy ją z Lirą?
Do tej pory tylko raz miałam styczność z autorką. "Panika" przypadła mi do gustu, choć dziś już niewiele z niej pamiętam. Przyznaje - początkowo odpuściłam sobie"Replikę", nie skupiałam się na niej w żaden sposób. Dopiero niedawno, robiąc zamówienie na książki przypomniałam sobie o niej. Pobieżnie przeczytałam opis i zamówiłam, zaintrygowana sposobem w jaki jest napisana.
Tekst ten powstaje chyba za trzecim podejściem. Mam nadzieje, że będzie ono ostatnim - nie lubię tyle czasu walczyć z jedną książką, zwłaszcza gdy nie wiem dlaczego tak się dzieje. W końcu "Replika" nie jest totalną porażką niewartą uwagi. Jednak nie jest też ideałem.
Często, gęsto trafiamy na książki opowiadane przez dwóch bohaterów. Jednak chyba jeszcze nigdy nie zostało to podane w taki sposób. Przynajmniej ja nie spotkałam się z dwiema książkami w jednej, a właśnie tak skonstruowana jest ta pozycja. Każda okładka to historia innej bohaterki. Osobiście zaczęłam od opowieści Liry. Zapewne ma to wpływ na mój osąd, ale jej część wydaje mi się być ciekawsza. Ona sama jako bohaterka bardziej przypadła mi do gustu.
Sama tematyka książki szybko mnie zaintrygowała. To nieco inny pomysł niż to co do tej pory dostajemy w młodzieżówkach. Tematyka wydaję się być odrobinę dojrzalsza, choć nadal jest tu wiele elementów typowych dla gatunku. Jednak motyw przewodni jest naprawdę intrygujący. Obok konstrukcji, to najmocniejszy aspekt tej pozycji.
Trzeba przyznać autorce, że świetnie tworzy świat w książkach. Używając lekkiego i mocno współczesnego języka, bardzo łatwo tworzy luźny i aktualny klimat w swoich książkach. Dzięki temu czytelnik łatwiej się odnajduje, a wręcz ma wrażenie, że historia, którą poznaje, toczy się gdzieś aktualnie. To niezwykle fajne odczucie.
Mam lekki problem z tą książką. Owszem, była całkiem przyjemną lekturą, jednak gdzieś mi czegoś zabrakło. Może to konstrukcja, która tak się zachwycam, zepsuła mi element zaskoczenia? Zabrakło mi efektu wielkiego wow. Na chwilę jest to naprawdę fajna lektura, która pewnie dość szybko zatrze się w mojej pamięci.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Gemma to klasyczna szara myszka. Dziewczyny w szkole jej dokuczają, chłopaki się nią nie interesują i nie ma przyjaciół. Do tego nosi bliznę w okolicy serca. Wszystko to dlatego, że jako dziecko spędziła mnóstwo czasu w szpitalach. Od tego czasu rodzice trzymają ją pod kloszem. Dopiero teraz może sama udać się w podróż razem z jedyną koleżanką. Gdy rodzice jej tego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Grace i Jack są dla wszystkich małżeństwem idealnym. Ona piękna i czarująca, on bogaty i przystojny. Ich związek wydaje się być perfekcyjny i pełen miłości. W końcu są nierozłączni, zawsze zadowoleni i wydają się mieć wszystko. Tylko dlaczego Grace nie odbiera telefonów i nie pracuje? Dlaczego nigdzie nie pojawia się sama? I po co zainstalowano kraty w oknie jej sypialni?
Miałam wrażenie, że tę książkę widziałam niemal wszędzie. Na blogach, vlogach i bookstagramach. Okładka intrygowała, opis przeczytałam pobieżnie, a ja o niej zapomniałam. Aż do momentu gdy dostrzegłam ją na przecenie w empiku. Tak, po raz pierwszy od bardzo dawna wydałam pieniądze w tym siedlisku szatana. Pozostaje pytanie, czy wyrzuciłam pieniądze w błoto?
Bardzo przypadł mi do gustu sposób prowadzenia narracji. Zawsze podkreślam, że lubię krótkie rozdziały. Tutaj nie dość, że był one dość krótkie to jeszcze rozdzielone na dwie strefy czasowe - teraz i kiedyś. Mogłoby się wdawać, że utrudni to lekturę. Tutaj jest zupełnie inaczej. Ten prosty zabieg buduje napięcie i wprowadza pewien element niepokoju. Nie ma tu wątków pobocznych więc nic nie rozprasza czytelnika. Ma on całkowitą swobodę w poznawaniu historii państwa Angel.
Dość ciężko zorientować się, że jest to debiut. Oczywiście jeśli pominie się opis na okładce, treść dobrze maskuje ten fakt. Opisy są barwne i choć nie należą do najdłuższych, idealnie obrazują świat bohaterów. Sam język autorki jest prosty, niewyszukany i tym samym rewelacyjnie wpasowany w książkę. To ten ich typ, który należy do łatwych i przyjemnych.
Po skończeniu tej lektury, uderzył mnie jeden wniosek - taka historia naprawdę może mieć miejsce. Niby żyjemy w czasach medialnego ekshibicjonizmu i ciekawskich oczu zerkających na nas z każdej strony. Niby, bo tak naprawdę nigdy nie zastanawiamy się czy to co widzimy u innych nie jest samym opakowaniem. Otoczką, która ma zamydlić nam oczy. Właśnie ta świadomość najbardziej dała mi do myślenia. I chyba właśnie za to polubiłam tę pozycję najbardziej.
Zawsze powtarzam, że niezbyt lubię wypowiadać się o rzeczach, których nie znam. Dlatego staram się czytać bestsellery. Żeby wyrobić sobie o nich zdanie i stwierdzić czy rzeczywiście są tak rewelacyjne. W przypadku "Za zamkniętymi drzwiami" stwierdzam, że jest w tym ziarnko prawdy. To wciągająca książka, jednak na chwilę. Obawiam się, że szybko znajdzie się pozycja, która ją przebije i zajmie jej miejsce w głowie czytelnika. Mimo to, jest warta nawet chwilowej uwagi.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Grace i Jack są dla wszystkich małżeństwem idealnym. Ona piękna i czarująca, on bogaty i przystojny. Ich związek wydaje się być perfekcyjny i pełen miłości. W końcu są nierozłączni, zawsze zadowoleni i wydają się mieć wszystko. Tylko dlaczego Grace nie odbiera telefonów i nie pracuje? Dlaczego nigdzie nie pojawia się sama? I po co zainstalowano kraty w oknie jej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wszystko zaczęło się od zwłok pozostawionych pod żywopłotem. Zupełnie jakby były śmieciem. Jednak w Tokio nikt nie wyrzuca nawet najmniejszego papierka na ulicę. Dlatego szczelnie zapakowane ciało, pełne ran jest dla wszystkich tak wielkim zaskoczeniem. Jeszcze większym są kolejne ciała. Komisarz Reiko czułam, że to będzie niezwykła sprawa. Zwłaszcza gdy okazuje się, że ma współpracować z Katsumatą. Mężczyzną, który za nic nie może zaakceptować jej jako policjantki.
Japońska literatura jest mi zupełnie obca. Raz w życiu przyszło mi przeczytać Murakamiego. Wtedy był dla mnie ciekawą i zupełnie inną książką. Od tego czasu minęło kilka lat, a mnie dopiero teraz przytrafiła się okazja by sięgnąć po innego japońskiego autora. Opis już na samym początku wydawał mi się intrygujący, choć nie miałam pojęcia czego się spodziewać.
Fani kryminałów pełnych akcji mogą się rozczarować. Wszystko tutaj wydaje się być powolne i leniwe. Wydarzenia mają swoje własne, niezobowiązujące tempo. W jakiś pokrętny sposób buduje to klimat, jednak dla mnie było to raczej nużącym zabiegiem. Wole te pozycje w których akcja jest gdzieś pośrodku - ani zbyt szybka, ani zbyt leniwa. Co najzabawniejsze, to pierwsza część jest raczej tą mającą w sobie mniej akcji, a to ją czytało mi się lepiej. Może to kwestia tego, że podejrzewałam co mnie czeka i podświadomie nie chciałam zmienić zdania? Dopiero po skończeniu lektury zauważyłam tę różnicę.
Nie jest tajemnicą, że kraje japońskie cechują się hierarchią. Dlatego tak intrygującym jest wybranie kobiety na głównego bohatera. W czasie lektury ma to zastosowanie praktyczne - autor pokazał realia tokijskiej policji. Po pierwsze przedstawił czytelnikowi jak ciężko jest być kobietą w bardzo męskim świecie. Co najważniejsze, zobrazował dokładność i skrupulatność funkcjonariuszy. Mam dziwne wrażenie, że dlatego właśnie chciał stworzyć twardą bohaterkę. Z opisów Reiko można ją za taką mieć. Jednak jej zachowania skutecznie temu zaprzeczają. Nawet biorąc pod uwagę jej przeszłość, która miała odegrać kluczową rolę.
Przyznać trzeba, że Honda stworzył naprawdę ciekawą fabułę. Może nie zachwyca ona na pierwszych stronach, ale im dalej brnie się w tę historię, tym bardziej pochłania. Daje czytelnikowi puzzle, które ten musi poukładać na niezbyt wielu kartach. A gdy już je ułoży, jestem niemal stuprocentowo pewna, że nigdy wcześniej się z taką historią nie spotkał.
Ciut niechętnie przyznaje, że "Przeczucie" nieco mnie rozczarowało. Było dość przyjemną lekturą, jednak zdecydowanie zbyt leniwą jak na moje gusta. Zapewne będzie odpowiadała czytelnikowi, który lubi powolne kryminały. Dla tych szukających adrenaliny, będzie to raczej przerywnik wśród innych pozycji.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Wszystko zaczęło się od zwłok pozostawionych pod żywopłotem. Zupełnie jakby były śmieciem. Jednak w Tokio nikt nie wyrzuca nawet najmniejszego papierka na ulicę. Dlatego szczelnie zapakowane ciało, pełne ran jest dla wszystkich tak wielkim zaskoczeniem. Jeszcze większym są kolejne ciała. Komisarz Reiko czułam, że to będzie niezwykła sprawa. Zwłaszcza gdy okazuje się, że ma...
więcej mniej Pokaż mimo to
Achaja jest księżniczką. Jednak jej wysokie urodzenie nie jest w stanie uratować jej przed służbą w wojsku. Zwłaszcza gdy dwór jest pełen intryg i zawiści. W ten sposób zostaje odsunięta od tronu, a oprócz tego dostaje lekcję życia. W armii nikt nie patrzy na jej pochodzenie, mając ten sam stopień, wszyscy są równi. A Achaja najboleśniej się o tym przekonuje.
Niby lubię fantastykę. Może nie jestem jej najwierniejszą fanką, ale się staram. Sięgam po kolejne pozycje, zmieniam autorów i poziom zaawansowania. W końcu padło na coś z naszego podwórka. Coś, co kiedyś utkwiło w mej głowie i wiedziałam, że w końcu wpadnie w moje łapki. Byłam w szoku gdy po jakichś 200 stronach wrzuciłam jej zdjęcie na instagram, a w komentarzach zalaliście mnie negatywnymi opiniami. Do tego czasu żyłam w przekonaniu, że to raczej jedna z lepszych książek.
Początek bardzo mi się spodobał. Szybko polubiłam ten nieco średniowieczny klimat. Nawet bohaterowie dość szybko przypadli mi do gustu. Nie wszyscy, rzecz jasna, jednak duża ich część. Dopiero później, gdzieś niedługo przez połową, wszystko zaczęło się zmieniać. Żarty przestały mnie bawić, opisy zaczęły się dłużyć, a ja co raz bardziej się nudziłam. Nie jest to literatura wyjątkowo wysokich lotów, jednak miło by było gdyby niosła ze sobą nieco więcej pozytywnych emocji.
Szanuje autora, który najwyraźniej chciał jak najlepiej oddać brutalność i bezkompromisowość świata. Jednak mam wrażenie, że zapomniał się nieco i przeholował. Początkowo wszystko to co budowało ten świat było znośne. Jednak nastał taki moment w którym wszelkie uwagi i "żarty" stały się meczące, a nawet żenujące. Trochę śmieszy mnie ta myśl, bo choć nie należę do przewrażliwionych, wydaje mi się, że mój odbiór tej książki jest mocno uwarunkowany przez moją płeć. Żarty rzucane przez bohaterów zdawały się być seksistowskie, a cały świat przesadnie brutalny dla płci pięknej.
Spośród trzech wątków jakie opowiada książka, ten poświęcony tytułowej księżniczce odpowiadał mi najbardziej. Choć brutalny, intrygował mnie przez cały czas i to jego nie mogłam się doczekać. Drugi początkowo mnie bawił. Jego bohaterowie byli łobuzami, którzy w niezwykle inteligentny i zabawny sposób chcieli walczyć o swoje. Jednak i oni w końcu stali się męczący. Zupełnie jak trzeci wątek, który od samego początku był dla mnie zbędny.
To nie jest tak, że "Achaja" jest złą pozycją. Ona po prostu nie każdemu przypadnie do gustu. Nie mam się za wybrednego czytelnika. W końcu czytam wiele gatunków i niemal w każdym znajdę coś dla siebie. Jednak w fantastyce nie będzie to ta książka. To raczej pozycja dla fanów gatunku. Właśnie od kogoś takiego ją pożyczyłam i teraz sprzeczamy się co do jej wartości.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.comAchaja jest księżniczką. Jednak jej wysokie urodzenie nie jest w stanie uratować jej przed służbą w wojsku. Zwłaszcza gdy dwór jest pełen intryg i zawiści. W ten sposób zostaje odsunięta od tronu, a oprócz tego dostaje lekcję życia. W armii nikt nie patrzy na jej pochodzenie, mając ten sam stopień, wszyscy są równi. A Achaja najboleśniej się o tym przekonuje.
Niby lubię fantastykę. Może nie jestem jej najwierniejszą fanką, ale się staram. Sięgam po kolejne pozycje, zmieniam autorów i poziom zaawansowania. W końcu padło na coś z naszego podwórka. Coś, co kiedyś utkwiło w mej głowie i wiedziałam, że w końcu wpadnie w moje łapki. Byłam w szoku gdy po jakichś 200 stronach wrzuciłam jej zdjęcie na instagram, a w komentarzach zalaliście mnie negatywnymi opiniami. Do tego czasu żyłam w przekonaniu, że to raczej jedna z lepszych książek.
Początek bardzo mi się spodobał. Szybko polubiłam ten nieco średniowieczny klimat. Nawet bohaterowie dość szybko przypadli mi do gustu. Nie wszyscy, rzecz jasna, jednak duża ich część. Dopiero później, gdzieś niedługo przez połową, wszystko zaczęło się zmieniać. Żarty przestały mnie bawić, opisy zaczęły się dłużyć, a ja co raz bardziej się nudziłam. Nie jest to literatura wyjątkowo wysokich lotów, jednak miło by było gdyby niosła ze sobą nieco więcej pozytywnych emocji.
Szanuje autora, który najwyraźniej chciał jak najlepiej oddać brutalność i bezkompromisowość świata. Jednak mam wrażenie, że zapomniał się nieco i przeholował. Początkowo wszystko to co budowało ten świat było znośne. Jednak nastał taki moment w którym wszelkie uwagi i "żarty" stały się meczące, a nawet żenujące. Trochę śmieszy mnie ta myśl, bo choć nie należę do przewrażliwionych, wydaje mi się, że mój odbiór tej książki jest mocno uwarunkowany przez moją płeć. Żarty rzucane przez bohaterów zdawały się być seksistowskie, a cały świat przesadnie brutalny dla płci pięknej.
Spośród trzech wątków jakie opowiada książka, ten poświęcony tytułowej księżniczce odpowiadał mi najbardziej. Choć brutalny, intrygował mnie przez cały czas i to jego nie mogłam się doczekać. Drugi początkowo mnie bawił. Jego bohaterowie byli łobuzami, którzy w niezwykle inteligentny i zabawny sposób chcieli walczyć o swoje. Jednak i oni w końcu stali się męczący. Zupełnie jak trzeci wątek, który od samego początku był dla mnie zbędny.
To nie jest tak, że "Achaja" jest złą pozycją. Ona po prostu nie każdemu przypadnie do gustu. Nie mam się za wybrednego czytelnika. W końcu czytam wiele gatunków i niemal w każdym znajdę coś dla siebie. Jednak w fantastyce nie będzie to ta książka. To raczej pozycja dla fanów gatunku. Właśnie od kogoś takiego ją pożyczyłam i teraz sprzeczamy się co do jej wartości.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Achaja jest księżniczką. Jednak jej wysokie urodzenie nie jest w stanie uratować jej przed służbą w wojsku. Zwłaszcza gdy dwór jest pełen intryg i zawiści. W ten sposób zostaje odsunięta od tronu, a oprócz tego dostaje lekcję życia. W armii nikt nie patrzy na jej pochodzenie, mając ten sam stopień, wszyscy są równi. A Achaja najboleśniej się o tym przekonuje.
Niby lubię...
Jane wprowadza się do domu na Folgate Street 1. Nie ma pojęcia, że przed nią mieszkała tam Emma. Obie są do siebie łudząco podobne - kolor włosów, rysy twarzy czy chęć rozpoczęcia całkiem nowego życia. Choć umowa najmu domu jest niezwykle restrykcyjna i wymagająca, decydują się z nią zmierzyć. W czasie gdy tam mieszkają zyskują niezwykle enigmatyczną więź z projektantem domu. Co je różni? Jane żyje, Emma już nie.
Uwielbiam thrillery. I uwielbiam przekonywać się na własnej skórze o co chodzi z większością bestsellerów. Dlatego ta książka po prostu musiała znaleźć się na mojej półce. Było to pewne niczym wynik 2+2. Pytanie brzmiało kiedy to się stanie i jaki będzie tego efekt.
Już na samym początku książka mnie urzekła. I to czymś bardzo prostym co uwielbiam - krótkimi rozdziałami i podwójną narracją. Rozdziały mają zaledwie kilka stron i niemal przez cały czas ich narratorki zmieniają się. Dzięki temu autorka pozwala czytelnikowi poznać obie bohaterki i ich historię z pierwszej ręki. Lawiruje między nimi bez wahania i robi to świetnie. Buduje przy tym napięcie i nie pozwala czytelnikowi na chwile wytchnienia. Wszystko wydaje się pędzić bez zastanowienia. Ciężko nie zwrócić uwagi na pytania pojawiające się pomiędzy rozdziałami. Nie raz zatrzymywałam się na chwilę by spróbować na nie odpowiedzieć.
W kwestii bohaterów, zastrzeżenia mam tylko do jednego z nich - Edwarda. W moim odczuciu jest bardzo przerysowaną postacią. Minimalistyczny i perfekcyjny niemal w każdym calu. Znam trochę poukładanych i zorganizowanych osób, a mimo to ciężko mi uwierzyć w kogoś aż tak idealnego i minimalistycznego. Nawet mając jego status społeczny, ktoś taki wydaje się być mocno oderwany od rzeczywistości. Pozostałe postacie są inne. O wiele bardziej realne dzięki czemu czytelnik łatwiej się z nimi identyfikuje.
Niebywałe jak mocnym aspektem książki jest dom na Folgate Street 1. Nie tylko bohaterki wydają się myśleć o nim notorycznie. Czytelnik też ma takie zapędy. Czytając "Lokatorkę" zastanawiałam się czy da się żyć według reguł wyznaczonych przez wynajmującego dom. Rozważałam czy tak skrajny, przynajmniej w moim odczuciu, minimalizm jest słuszny. Choć to tylko budynek z książki, potrafi fascynować.
Minimalne zastrzeżenia mogłabym mieć do zakończenia. Rozwiązanie tajemnicy śmierci Emmy troszeczkę mnie rozczarowało. Ale tylko dlatego, że jej motyw okazał się dość oczywisty. Jednak tajemnica i poplątanie jakim otoczona została ta śmierć, wynagrodziły mi to. Dzięki temu mogę przymknąć na to oko.
Bez dwóch zdań mogę polecić tę książkę. Zarówno fanom gatunku i osobom, które chcą dopiero zacząć swoją przygodę z nim. "Lokatorka" chwyta czytelnika w swoje objęcia już na pierwszych stronach i nie chce go wypuścić. Może nie jest idealna, o takie pozycje ciężko, jednak zdecydowanie jest warta uwagi. Zwłaszcza, że jej lektura będzie szybka i absorbująca.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Jane wprowadza się do domu na Folgate Street 1. Nie ma pojęcia, że przed nią mieszkała tam Emma. Obie są do siebie łudząco podobne - kolor włosów, rysy twarzy czy chęć rozpoczęcia całkiem nowego życia. Choć umowa najmu domu jest niezwykle restrykcyjna i wymagająca, decydują się z nią zmierzyć. W czasie gdy tam mieszkają zyskują niezwykle enigmatyczną więź z projektantem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przed Erileą trudne czasy. Wojna zbliża się nieubłagania i pewnym jest, że będzie to ciężkie starcie. Erawan mobilizuje siły, by ostatecznie rozprawić się z wrogami. Nadzieją krainy jest Aelin. Jednak jej droga do tronu dopiero się zaczęła. Młoda królowa nadal uczy się magii i szuka wsparcia dla swych armii. Z każdym dniem przekonuje się o potędze swej mocy. Towarzyszą jej przyjaciele i ukochany. Jednak oni nie wystarczą do wygrania wojny. Kto odpowie na wezwanie królowej Trrrasenu i zostanie jej sprzymierzeńcem?
Maas ostatnio bardzo szybko i skutecznie zawładnęła nie tylko moim serduszkiem, ale i czytelniczymi planami. Gdy nie została mi już żadna pozycja jej autorstwa, przebieram nogami niczym łania na myśl o kolejnych. Na myśl o kolejnym tomie Dworów obgryzam paznokcie (przy hybrydach to takie trudne, demn), a jak będzie z serią Szklanego tronu?
Jeśli kogoś jeszcze dziwi objętość książek tej autorki, od razu uspokajam - dopóki nie upadnie wam na stopę, nie odczujecie gabarytu. Akcja pędzi, bohaterowie zmieniają lokacje, kolejne intrygi zostają uknute, a tajemnice sprzed lat dostrzegają światło dzienne. "Imperium burz" to Maas w świetnej formie. Chwyta czytelnika i nie chce dać mu od siebie odejść. Fakt, ma kilka słabszych momentów, ale szybko można o nich zapomnieć przy tej dawce emocji jakie zaserwowała.
Gdy wypowiadam się o pierwszym tomie tej serii, zawsze mówię że nie porwał mnie na tyle by kontynuować lekturę. Tę chęć zawdzięczam nowelkom. I dopiero teraz, po lekturze tej części, rozumiem po co one tak naprawdę powstały. Wcale nie są ot takim dodatkiem do serii. Umiejętność Maas do przeplatania wątków jest zachwycająca. U mnie wywołała nie mały uśmiech na twarzy,
Zawsze podkreślam, że lubię poznawać tę samą historię poprzez różne oczy. Dlatego tak bardzo cieszą mnie różni narratorzy. Nie dość, że poznaje sytuacje w różnych częściach świata przedstawionego z pierwszej ręki, to jeszcze zaznajamiam się z samym bohaterem. Uwielbiam ten zabieg i niemal zawsze jest on dla mnie ogromnym plusem. Manon i Elide wiele zyskały w moich oczach właśnie dzięki temu, że zostały narratorkami. Zwłaszcza wiedźma, ona przypadła mi do gustu najbardziej.
Teraz mam dwie teorie - albo przez brak przerwy pomiędzy ich czytaniem, lub przez to, że równocześnie powstawały, mam wrażenie, iż Imperium ma wiele punktów wspólnych z drugim tomem Dworów. Nie chodzi mi tutaj o wątki główne. Akcja każdej z nich toczy się własnymi torami. Bardziej chodzi mi tutaj o relacje między bohaterami. Mam ogromną nadzieje, że przy kolejnych tomach to podobieństwo zniknie.
Muszę sobie troszkę ponarzekać, bo w końcu mogę, na wątki miłosne. Nie kryje się z tym, że za nimi nie przepadam. Dlatego gdy nagle zaczęło się ich pojawiać tak wiele, wywracałam oczami i prychałam bez końca. Autorka troszeczkę mnie zawiodła faktem, że poszła w te stronę. Jednak za całą resztę jaką mi zaserwowała, jestem w stanie przymknąć na to oko. A nawet wybaczyć.
Bez zająknięcia i po raz kolejny zachęcam was do sięgnięcia po tę serię. Choć pierwszy tom może wydawać się nieco nudnawy, każdy kolejny jest wart tego chwilowego poświecenia. To co później dostaje czytelnik jest rewelacyjny rollercoasterem. A kace książkowe są gwarantowane. Zwłaszcza po zakończeniach takich jak to w "Imperium burz". Takie pogrywanie z czytelnikiem powinno być karane.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Przed Erileą trudne czasy. Wojna zbliża się nieubłagania i pewnym jest, że będzie to ciężkie starcie. Erawan mobilizuje siły, by ostatecznie rozprawić się z wrogami. Nadzieją krainy jest Aelin. Jednak jej droga do tronu dopiero się zaczęła. Młoda królowa nadal uczy się magii i szuka wsparcia dla swych armii. Z każdym dniem przekonuje się o potędze swej mocy. Towarzyszą jej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Policjanci z Fjällbaki znajdują zwłoki młodej kobiety. Muszą dowiedzieć się co łączy to morderstwo ze sprawą zaginięcia dwóch młodych dziewczyn sprzed lat. Zagadka jest skomplikowana, a jej rozwiązanie niezwykle okrutne. Dodatkowo zegar tyka, a morderca szuka kolejnej ofiary. Patrick Hedström staje na czele grupy śledczej i próbuje jak najszybciej rozwiązać zagadkę.
Może nie pokochałam szaleńczo twórczości Läckberg przy "Księżniczce z lodu". Jednak mój upór kazał mi czytać kolejne jej książki, stąd i ten tekst. Kiedyś ten upór mnie zniszczy albo wprowadzi w kłopoty. O ile już tego nie zrobił. "Kaznodzieja" pojawił się na mojej półce dość szybko, więc długo nie czekałam z jego lekturą.
Bardzo polubiłam głównych bohaterów, o ile tak można nazwać Erikę i Patricka. To ciekawy duet, który wprowadza najwięcej elementów obyczajowych do książek autorki. Również oni dostarczają czytelnikowi najwięcej okazji do uśmiechu. Są intrygującą odskocznią od kryminalnego klimatu książki.
Tak jak przy poprzednim tomie, bardzo przypadły mi do gustu elementy obyczajowe. Dla mnie to chyba najmocniejsza i najciekawsza strona Läckberg. Jej kryminały nie opierają się na samej zbrodni. Skupiają się przede wszystkim na jej motywach oraz na tym co zmienia w ludziach, którzy mają z nią styczność. Tu nie chodzi tylko o rozwiązanie zagadki, czytelnik ma poznać bohaterów i dostrzec jaki wpływ na ludzką psychikę ma cudza zbrodnia.
Nie umiem stwierdzić czy był to zabieg zamierzony, ale mam wrażenie, że całość była bardzo powolna. Momentami miałam wręcz wrażenie, że autorka chciała nieco przeciągnąć książkę. Bez wątpienia część tej powolności wynika z charakteru niektórych bohaterów.
Najbardziej irytujące w "Kaznodziei" były imiona i nazwiska. Rodzina, która odegrała w książce najważniejszą rolę była dla mnie ogromnym wyzwaniem. Podobieństwo ich imion było wyzwaniem, zwłaszcza, że jedno z imion nosiło dwóch bohaterów. Wystarczyła chwila nieuwagi żeby pogubić się w koligacjach rodzinnych. Zwłaszcza na początku lektury.
Spodziewałam się progresu tej serii. Chociaż drobnego polepszenia względem poprzedniego tomu. Zamiast tego mam wrażenie, że Läckberg stoi w miejscu, a może nawet zrobiła niewielki krok w tył. Mimo wszystko dam jej kolejną szansę. Nie zakładam, że ostatnią - choć nie do końca sprostała moim oczekiwaniom, lektura jest przyjemnością. Bardzo chciałabym dodać te serię do swoich ulubieńców. Pytanie czy wystarczy mi do tego cierpliwości.
Tekst z smieszna-nazwa.blogspot.com
Policjanci z Fjällbaki znajdują zwłoki młodej kobiety. Muszą dowiedzieć się co łączy to morderstwo ze sprawą zaginięcia dwóch młodych dziewczyn sprzed lat. Zagadka jest skomplikowana, a jej rozwiązanie niezwykle okrutne. Dodatkowo zegar tyka, a morderca szuka kolejnej ofiary. Patrick Hedström staje na czele grupy śledczej i próbuje jak najszybciej rozwiązać zagadkę.
więcej Pokaż mimo toMoże...