-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać376
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
"Obudziłam się, kiedy słońce wlewało się przez moje okno, a ptaki już kłóciły się między sobą. To był kolejny piękny dzień, ale wiedziałam już, jak szybko potrafi mijać czas."
Taylor zostaje zmuszona spędzić wakacje w starym letnim domku nad jeziorem. Ma z tym miejscem wiele wspomnień. Niekoniecznie tylko dobrych. Po raz ostatni była tam 5 lat temu. To właśnie wtedy wydarzyło się coś, co nie pozwala jej cieszyć się na myśl o powrocie nad jezioro. Niestety, to nie jest jedyna myśl, która jej towarzyszy. Wie, że tata jest bardzo poważnie chory i to jego prawdopodobnie ostatnie wakacje. Musi zmierzyć się z przeszłością i ludźmi, których zostawiła. To ostatnia szansa na naprawienie wszystkiego i zdobycie wspaniałych wspomnień. Co wydarzyło się pięć lat temu? Czy Taylor wykorzysta szansę, którą dostała od losu?
Zacznę od momentu, w którym poznajemy bohaterkę, czyli od początku. Muszę przyznać, że jej postać od razu mnie zaintrygowała. I przyznaję, że uwielbiam bohaterki, które mają dziwne nawyki itp. Taylor w chwili, kiedy ma dojść do jakiejś trudnej konfrontacji, ucieka. To jej sposób na radzenie sobie z sytuacją. Poznałam ją właśnie w chwili ucieczki, więc od razu mi się spodobała. Oczywiście były nieliczne sytuacje, kiedy irytowała mnie, ale nie zdarzały się zbyt często. Inni bohaterowie, np. Lucy czy Henry, a także moja zdecydowana faworytka - siostra Taylor, Gelsey są wyjątkowo realistyczni i także mają swoje przyzwyczajenia i typowa zachowania. Bardzo spodobało mi się, że autorka wykreowała ich niezwykle realistycznie.
"Nie wiedziałam, że mogłabym się czuć bardziej zawstydzona niż chwilę wcześniej, ale najwyraźniej otwierały się przede mną całkowicie nowe perspektywy."
Fabuła jest oparta na pewnym schemacie, jednak jego rysy są bardzo zatarte. Mimo że czytelnik jest w stanie przewidzieć zakończenie, zostało ono skonstruowane tak, że i tak jesteśmy w ciężkim szoku i chlipiemy przez ostatnie 30 stron. Wspominałam o tym na snapchacie - rano wstałam i miałam zapuchnięte oczy, kiedy poprzedniego dnia przed snem czytałam Lato drugiej szansy.
Kończąc już, chcę wszystko podsumować tak, jak należy. Lato drugiej szansy to powieść, która stała się jedną z moich ulubionych. Mam jakiś sentyment do niej, zupełnie nie wiem dlaczego. To opowieść o więzach w rodzinie, o przyjaźni i miłości, o stracie, o bolesnych wspomnieniach i konfrontacji z przeszłością. Bardzo mi się spodobała i gorąco polecam ją wszystkim. Cudowna opowieść, której na pewno warto poświęcić czas. Gwarantuję, że się przy niej pośmiejecie i uronicie łzy.
"Obudziłam się, kiedy słońce wlewało się przez moje okno, a ptaki już kłóciły się między sobą. To był kolejny piękny dzień, ale wiedziałam już, jak szybko potrafi mijać czas."
Taylor zostaje zmuszona spędzić wakacje w starym letnim domku nad jeziorem. Ma z tym miejscem wiele wspomnień. Niekoniecznie tylko dobrych. Po raz ostatni była tam 5 lat temu. To właśnie wtedy...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU czytam-z-pasja.blogspot.com
Eden po kilku latach niewidzenia się z ojcem zostaje zaproszona do niego na wakacje. Waha się, czy powinna pojechać i poznać jego nową żonę i swoich trzech przyrodnich braci. Mimo wszelkich wątpliwości decyduje się jechać. Santa Monica różni się od cichego Portland, w którym mieszka. Tutaj życie wygląda całkiem inaczej, a los daje jej szansę je poznać. To tu wszystko, co zakazane, staje się pożądane i fascynujące. Wszystko, zakazana miłość również.
Nie spodziewałam się wiele po tej pozycji, więc nie byłam też jakoś zaskoczona, kiedy okazała się bardzo dobrą, ale nie rewelacyjną.
Zacznijmy od początku, który jest okej, ponieważ pierwsze rozdziały są krótkie i czyta się je szybko. No i najważniejszy aspekt - zaciekawiają. Dalej jest już gorzej. W niektórych rozdziałach można było wyczuć, że to opowiadanie z Wattpada. Pojawiają się także momenty, które nie są już tak ciekawe i po prostu przynudzają. Na pewno jednak nie można tego powiedzieć o zakończeniu, które jest naszprycowane akcją. To wtedy właśnie akcja się komplikuje, pojawiają się nowe okoliczności, a czytelnik jest zostawiony z rosnącym zaciekawieniem.
Bohaterowie. Zanim zacznę się rozwodzić nad nimi, to chcę podkreślić, że mają tylko 17 lat, a Eden 16 i wcale nie zachowują się jak nastolatki w tym wieku. Rozumiem, że to kultura amerykańska i u nas takie zachowanie można zauważyć dopiero u nieco starszych osób, ale dla mnie i tak to nie jest normalne i myślę, że powinni mieć oni więcej lat. Gdyby nie przypomnienia narratorki, zapomnielibyśmy, że mamy do czynienia z siedemnastolatkami.
Postać głównej bohaterki wskazuje na to, że nie łatwo mi dogodzić XD Powtarza się aspekt często spotykany w moich recenzjach w ostatnim czasie, czyli głupota Eden. Nie mam oczywiście na myśli, ze jest głupia, po prostu momentami jej zachowanie czy odzywki są tak głupie, że aż szkoda pisać. Oprócz tego jej sztuczne wyrzuty wobec ojca. Jej, nie wiem czy mnie zrozumiecie. Chodzi mi tutaj o to, że rozmawia sobie z ojcem, zrobi się gęstsza atmosfera, a ona non stop, przy każdej okazji wyrzuca ojcu, że ją zostawił. I nie robi tego tak swobodnie, jak zrobilibyśmy w rzeczywistości. W ogóle ich dialogi są jakieś drętwe.
Wspominałam już o akcji, zakończeniu i bohaterach, to czas podsumować. Książkę czytało mi się dość szybko, najszybciej na początku i pod koniec. Akcja zaczęła się rozwijać tak na dobre po ok. stu stronach. Postacie okazały się być dobrze wykreowane, z małymi wyjątkami jak postać Eden. Autorka zostawiła czytelnika w niepewności i z chęcią sięgnięcia po kolejny tom. Mimo jakiś zgrzytów naprawdę polubiłam tę książkę. Muszę dorwać wkrótce kolejny tom!
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU czytam-z-pasja.blogspot.com
Eden po kilku latach niewidzenia się z ojcem zostaje zaproszona do niego na wakacje. Waha się, czy powinna pojechać i poznać jego nową żonę i swoich trzech przyrodnich braci. Mimo wszelkich wątpliwości decyduje się jechać. Santa Monica różni się od cichego Portland, w którym mieszka. Tutaj życie wygląda...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Nikt nie spodziewał się, że Meg popełni samobójstwo. Nikt nawet jej o to nie podejrzewał. Kiedy to nastąpiło wszyscy byli w szoku, a zwłaszcza jej przyjaciółka - Cody. Dziewczyna próbuje zrozumieć, czym kierowała się Meg. Poszukuje odpowiedzi na wciąż krążące pytania. Zmaga się z utratą i obwinia się, że nic nie zauważyła. Chęć znalezienia odpowiedzi skłania ją do wyruszenia w podróż śladami przyjaciółki. Cody w trakcie podróży "będzie zmuszona zakwestionować wszystko, co dotąd uważała za pewnik". Nie wie, że stanie wobec prawdy o przyjaciółce, o samej sobie, a także wobec niebezpieczeństwa.
Byłam tu to moje kolejne spotkanie z książkami Gayle Forman. Zostań, jeśli kochasz i Wróć, jeśli pamiętasz bardzo mi się spodobały. O tej pozycji słyszałam jednak różne opinie i dlatego miałam raczej pesymistyczne nastawienie i z niepewnością sięgnęłam po nią. To właśnie dzięki niej po raz kolejny odkryłam, że lepiej być mile zaskoczonym niż zawieść się.
Samym zachęcającym mnie aspektem był fakt, że książka porusza temat samobójstwa, po który ja bardzo lubię sięgać w powieściach. Nie spodziewałam się, że autorka tak dobrze przeprowadzi akcję, aby czytelnik się nie zanudził. Wyszło jej to jednak całkiem okej. Były momenty, kiedy te opisy był troszkę nudnawe, ale wszystko razem całkiem spójnie wyszło. A i jeszcze humor! Czasami nie dało się nie śmiać. Myślę, że takie zestawienie poważnego tematu z odpowiednią dawką humoru bohaterów wyszło mimo wszystko bardzo fajnie.
Styl autorki jest przystępny czytelnikowi i bardzo współczesny. Czasami AŻ ZA współczesny. Moim zdaniem wulgaryzmy i przekleństwa nie zawsze były potrzebne, ale na to dało się jeszcze przymknąć oko i przypisać to charakterom bohaterów.
Jak już wspomniałam o bohaterach, to przejdźmy do nich. Nie byłam optymistycznie nastawiona do Cody. I jakoś jej nie polubiłam. Miałam wrażenie, że czasami jest zwyczajnie nierozsądna i głupia. Jej rozmyślania i chwilowa radykalność była momentami dość irytująca. Sytuację ratował jednak Dupek-Ben, którego, mimo że był dupkiem, bardzo polubiłam.
Mam ochotę zaciągnąć się zapachem prześcieradeł. Jeśli to zrobię, może wszystko się odmieni. Ale jak długo można wstrzymywać oddech? W końcu bedę musiała wypuścić powietrze - i to będzie jak te poranki, kiedy budzę się, nie pamiętając. Ale potem sobie przypominam.
Byłam tu pozytywnie mnie zaskoczyła. Okazała się powieścią o początkach przyjaźni, która powstała mimo niechęci jednej ze stron, powieścią o trudnościach i o tym, że łatwiej jest sobie z nimi radzić, kiedyś ktoś bliski jest obok. Wreszcie okazała się powieścią z wątkiem romantycznym w tle, którego można było się domyślić, już kiedy poznaliśmy tę postać, ale no cóż... Gayle Forman stworzyła świetne portrety osób: osoby, która podejmuje ostateczne rozwiązanie, osoby, która obwinia się, że nie zauważyła, że z jej przyjaciółką dzieje się coś złego oraz osoby, która ma w sobie wiele bólu i nie potrafi sobie wybaczyć. Byłam tu było naprawdę przyjemną, mimo tematu, lekturą. Razem z Cody rozwiązywaliśmy zagadkę Meg. Czytało się ją naprawdę szybko, więc jeżeli złapiecie ją gdzieś w bibliotece czy u koleżanki na półce, to sięgnijcie po nią.
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Nikt nie spodziewał się, że Meg popełni samobójstwo. Nikt nawet jej o to nie podejrzewał. Kiedy to nastąpiło wszyscy byli w szoku, a zwłaszcza jej przyjaciółka - Cody. Dziewczyna próbuje zrozumieć, czym kierowała się Meg. Poszukuje odpowiedzi na wciąż krążące pytania. Zmaga się z utratą i obwinia się,...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Cath i Wren. Niby bliźniaczki, podobne do siebie wyglądem, ale posiadające kompletnie różne charaktery. Wyjeżdżają do college'u, co sprawia, że zostają rozdzielone. Cath - zawsze spokojnej, trochę wycofanej, oddanej Simonowi Snow'owi i fanfikom o nim, których jest autorką i które mają tysiące wyświetleń dziennie, trudniej przychodzi zaklimatyzowanie się w nowym miejscu. Tęskni za tatą i bliskością siostry, która nie chciała zamieszkać z nią na kampusie. Na jej drodze los stawia kompletne przeciwieństwa dziewczyny - Reagan (gdzie ona znika na noc? czy ktoś w ogóle potrafią z nią normalnie rozmawiać?) i Leviego (czy on uśmiecha się nawet, kiedy śpi? Jak może zadawać się z kimś takim jak Reagan?). Ten rok będzie dla Cath bardzo emocjonujący...
Fangirl było moim drugim spotkanie z powieściami Rainbow Rowell. Po Eleonorze i Parku byłam nastawiona dość pesymistycznie (tak znowu XD) do jej książek. Przyzwyczaiłam się, że jest wokół nich robiony sztuczny szum, a książki są takie sobie. Tymbardziej, że nawet o Fangirl słyszałam różne opinie. Tak więc podchodziłam do niej troszkę z rezerwą.
Na samym początku nie spodziewałam się wiele, jak to po Rainbow Rowell. Jak wielce się myliłam!
Już od pierwszego rozdziału jesteśmy wprowadzeni do świata studentów, poznajemy Cath w momencie, kiedy dociera do swojego pokoju na kampusie. Akcja jest rozwinięta prawidłowo, nie to, co w Eleonorze i Parku. Czytając, miałam wrażenie, że kartki same biegają mi między palcami. Zostałam tak zassana w powieść, że kiedy miałam uczyć się historii czy pp, to odkładałam lekcje i szłam czytać. Kolejnym aspektem przy akcji (i w sumie powinnam od tego zacząć) jest fabuła. Rainbow Rowell wreszcie napisała książkę o czytelnikach. O tym, jak ogromna potrafi być nasza miłość do bohaterów książek. To naprawdę oryginalny pomysł!
Bohaterowie. Muszę Wam coś wyznać - tak naprawdę to autorka, tworząc Cath, wzorowała się na mnie. Hihi! Naprawdę odniosłam takie wrażenie! Czytałam o sobie. Niejednokrotnie Cath zachowywała się jak ja. Jeżeli teraz dostanę pytanie o bohatera, z którym się utożsamiam będzie to Cath. Kolejną postacią jest Wren, której po prostu nie znoszę, ponieważ jest samoludna i nie podoba mi się jej traktowanie ludzi. Uprzedzam, że nic tego nie zmieniło XD Postać Leviego pokochałam i skoro stał się znajomym Cath to moim także jest ♥ Kocham go! Mój nowy książkowy mąż! Trzymajcie się z dala od niego!!! Nawet po skończeniu książki wciąż byłam z nimi i przez kilka dni towarzyszył mi kac - całkowicie odmienne zachowanie niż przy wyzej już wspominanej powieści.
Kolejny ważny aspekt, który muszę poruszyć, to Simon Snow, a dokładnie fragmenty powieści i fanfików o nim, które sprawiły, że zechciałam przeczytać całość, której niestety nie ma. Pomijam już fakt, że nieprawdopodobnie przypominał Harry'ego Pottera... To tylko fragmenty, więc nie ma o co się czepiać.
Ostatnia już sprawa, która wymaga oddzielnego akapitu. Jest nią zakończenie. Nie mam pojęcia, czy autorka zrobiła to celowo, czy nie, ale pozostawiła wiele aspektów niewyjaśnionych. Być może ma to być prowokacja do napisania fanfiku o Fangirl! :D
Podsumowując! Przy Fangirl spędziłam naprawdę kilka cudownych godzin, z pewnością wrócę do tej książki. Czytało się ją szybko i lekko. Rainbow Rowell ma swobodny styl i umie dobrać język, który będzie odpowiedni dla szerokiego grona odbiorców. Koniecznie jeszcze wspomnę, że po przeczytaniu Fangirl mam ogromną motywację do pracy nad swoimi tekstami. Nie mam oczywiście zbyt wiele czasu, ale chcę poprawić swój styl, sposób pisania i to własnie postać Cath mnie do tego skłoniła. Zapomniałam o tym, że kilka razy zanosiłam się śmiechem, czytając dialogi bohaterów! Postacie są tak realistyczne, że gdyby można było wyjąć Leviego z książki, to z pewnością już by tam nie wrócił, nie trzeba chyba tłumaczyć dlaczego :D Już kończąc, chcę napisać jeszcze o wydaniu - ma przepiękną okładkę, czcionka jest wygodna, a wprowadzenie fragmentów z Simonem przemyślane. No! Mam nadzieję, że zachęciłam Was do sięgnięcia po tę książkę. Jest naprawdę godna przeczytania, chociażby tylko ze względu na to, że Cath także kocha czytać i pisać, jak wielu z nas. Tak więc, właśnie teraz, odejdź od komputera (czy czegokolwiek, na czym czytasz ten post) i odnajdź Fangirl!
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Cath i Wren. Niby bliźniaczki, podobne do siebie wyglądem, ale posiadające kompletnie różne charaktery. Wyjeżdżają do college'u, co sprawia, że zostają rozdzielone. Cath - zawsze spokojnej, trochę wycofanej, oddanej Simonowi Snow'owi i fanfikom o nim, których jest autorką i które mają tysiące...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Jenna wybudza się z rocznej śpiączki. Nie pamięta niczego. Nie ma pojęcia, jak się nazywa, a już tym bardziej kim są ci ludzi, którzy podają się za jej Matkę i Tatę. Powoli zaczyna przypominać sobie nic nie znaczące momenty lub momenty, których nie powinna pamiętać.Ogląda videa nagrywane przez jej całe życie. Nie pamięta niektórych wyrazów lub ich znaczeń. Od nowa musi nauczyć się chodzić, mówić, jeść, kiedy wreszcie jej organizm będzie do tego zdolny. Z czasem pojawiają się trudne pytania: co się wydarzyło, dlaczego nic nie pamięta i kim w ogóle jest?
Byłam bardzo zaintrygowana opisem z tyłu książki. Myślałam, że będzie to coś fenomenalnego, trzymającego w napięciu. No i trochę się zawiodłam.
Mary Pearson pisze bardzo lekko, a rozdziały są krótkie, co powinno sprawiać, że książkę, będzie czytało się szybko. No i prawie tak było. Zabrakło mi tego wzbudzania w czytelniku niepewności losów bohaterki, ciekawości ich.
Zauważyłam podobieństwo do dwóch innych powieści - Byliśmy łgarzami E. Lockhart i Boy 7 Miriam Mous. Nie sądzę jednak, że któraś z tych powieści jest plagiatem. W każdej z trzech można było odnaleźć motyw bohatera, który wskutek jakiś wydarzeń, np. silnych doznań emocjonalnych, stracił pamięć i z biegiem akcji próbował sobie przypomnieć, co się wydarzyło lub odkryć swoją tożsamość. Tutaj także Jenna próbuje odkryć i co się wydarzyło, i swoja tożsamość.
Jeżeli chodzi o bohaterów to raczej nie mogę się przyczepić. Moją największą sympatię zdobył Ethan, który jest taki tajemniczy na samym początku, a dopiero później możemy poznać go i resztę bohaterów lepiej.
Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Jenny, dlatego jesteśmy świadkami wszystkich jej odkryć i wiemy, co dzieje się w jej głowie. Widzimy, jak stopniowo wraca jej pamięć i znamy wszystkie jej obawy.
Elementy science-fiction zostały dopracowane do tego stopnia, że zanim usiadłam do pisania recenzji, sprawdziłam w internecie, czy istnieje coś takiego jak biożel itp. Autorka stworzyła całkiem nową i dość realną koncepcję przyszłej chirurgii oraz transplantologii. Gdy to czytałam, miałam n a p r a w d ę wrażenie, że to jest możliwe!
"Przebudzenie Jenny Fox" było lekką lekturą i całkiem szybko się ją czytało mimo tego braku zainteresowania akcją od strony autorki. Zżyłam się trochę z bohaterami, co sprawiło, że nawet po skończeniu książki, nadal się z nimi nie rozstałam. Polskie wydanie ma okropną okładkę, ale to już tylko wina wydawnictwa. Myślę, że jeśli lubicie thrillery z wątkiem medycznym, science-fiction i obyczajowym, to sięgnijcie po tę pozycję. Jest trochę więcej niż bardzo dobra, ale trochę mniej niż rewelacyjna. Mimo to uważam, że warto ją przeczytać!
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Jenna wybudza się z rocznej śpiączki. Nie pamięta niczego. Nie ma pojęcia, jak się nazywa, a już tym bardziej kim są ci ludzi, którzy podają się za jej Matkę i Tatę. Powoli zaczyna przypominać sobie nic nie znaczące momenty lub momenty, których nie powinna pamiętać.Ogląda videa nagrywane przez jej...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Oliver przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości, w której teraz żyje. Musi zacząć chodzić do szkoły i nauczyć się mówić, jak nastolatek w XXI wieku. Przychodzi mu to jednak z łatwością i szybko odnajduje się w nowym świecie. Los, a dokładnie książka, nie pozwala jednak mu żyć w spokoju. Zaczyna się o niego upominać, wysyłając wiadomości. To i inne wydarzenia sprawiają, że życie Delilah i Olivera zaczyna się komplikować. Do całego zamieszania zostają wplątane kolejne osoby. Życie w bajce i życie prawdziwe dają o sobie znać. Okazuje się jednak, że w bajce kryje się magia, która ma ogromną moc.
Byłam bardzo ciekawa, co stanie się dalej po przeczytaniu Z innej bajki (było to chyba w 2014 roku). Myślę, że gdybym przeczytała ją wcześniej, inaczej bym ją oceniła. Przez te prawie dwa lata wyrobiłam sobie troszkę gust i nie trafia już w niego do końca ta powieść.
Styl autorek nie zmienił się. Nadal czyta się lekko i szybko. Wciąż obecne są cięte żarciki Jules, a teraz również i Edgara, co bardzo mi się spodobało.
Jeżeli chodzi o bohaterów to owszem pojawia się kilka nowych postaci. Osobiście nie polubiłam jednak żadnego z nich. W tej części, moim zdaniem, Delilah staje się trochę dziecinna i histeryczna, a momentami również irytująca. Moją sympatię zdobył jednak Edgar, które poznajemy bliżej.
Fabuła jest chyba jedynym elementem, który mnie naprawdę zaskoczył. Uwierzcie mi, że jeśli myślicie, że jesteście dobrzy w przewidywaniu zakończeń, to tego prawdopodobnie nie przewidzicie. Jodi Picoult i Samantha van Leer zgotowały czytelnikowi wahania nastrojów. Możemy płakać nad tą książką, jak i uśmiechać się pod nosem z obrotu sprawy.
Po drugiej stronie kartki nie było dla mnie odkrywczą lekturą, mimo to przyjemną. Zaskakująca fabuła, pojedyncze cięte żarciki i postać Edgara, którego bardzo polubiłam w tej części, złożyły się na taką, a nie inną ocenę. Myślę, że jeżeli spodobała Wam się Z innej bajki to spodoba Wam się również i ta część. Tak, jak już pisałam, myślę, że gdybym trafiła na nią rok wcześniej lub zaraz po przeczytaniu pierwszej, odniosłabym inne wrażenia, na pewno lepsze, bo pamiętam, że Z innej bajki bardzo przypadło mi do gustu. Mimo wszystko polecam tę powieść dla tych, którzy są zaintrygowani pierwszą częścią cyklu autorstwa matki i córki.
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Oliver przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości, w której teraz żyje. Musi zacząć chodzić do szkoły i nauczyć się mówić, jak nastolatek w XXI wieku. Przychodzi mu to jednak z łatwością i szybko odnajduje się w nowym świecie. Los, a dokładnie książka, nie pozwala jednak mu żyć w spokoju. Zaczyna...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Druga próba. Drugie podejście. Zachwyt dopiero za drugim razem. Po Złodziejkę książek sięgnęłam kilka lat temu, chyba w 1 gimnazjum. Oddałam do biblioteki, przeczytawszy 29 stron, nie zainteresowana losem Liesel Meminger. Było to jeszcze przed zekranizowaniem jej i nowym wydaniem, zanim zrobił się wokół niej należyty szum. Myślę, że ten czas, który minął był mi potrzebny, abym była gotowa na tę powieść. I oto po przerobieniu II wojny światowej, a raczej w trakcie jej przerabiania, znowu sięgnęłam po Złodziejkę i tym razem pokochałam ją od pierwszych słów.
Liesel Meminger to złodziejka. Swoją pierwszą książkę ukradła po pogrzebie braciszka. Był to "Podręcznik grabarza", ale to właśnie głównie dzięki niemu nauczyła się pisać i czytać, odkryła wartość słów. W swoim życiu dopuściła się jeszcze kilku kradzieży. Na swojej drodze spotkała kilkoro wspaniałych ludzi, dzięki którym życie w niebezpiecznej codzienności, stało się bardziej znośne.
Nie należy wiedzieć dużo o tej powieści, kiedy się po nią sięga. Najlepiej wiedzieć jak najmniej i odkrywać kolejne fakty wraz z jej biegiem. Ja właśnie tak zaczęłam. Pamiętałam tylko, że narratorem była Śmierć, a główną bohaterką dziewczynka, której umiera braciszek.
Wspomniałam już o narracji, więc może zacznijmy od tego właśnie. Jest dość nietypowa, ponieważ w niewielu książkach, a myślę, że w żadnej jeszcze, autor nie przedstawił narratora jako Śmierć. Bardzo oryginalne posunięcie. Trzeba też dodać, że narracja jest prowadzona tak, że czytelnik naprawdę ma wrażenie, że mówi do niego właśnie Ona albo On, jak to w przypadku Zusaka.
Jak już jesteśmy przy Śmierci to nie należy zapominać, że niejednokrotnie serwuje czytelnikowi spoilery. Myślę, że to czysta intryga, aby czytający nie mógł się oderwać od lektury i podążał za akcją, aby odkryć zaspoilerowany moment. No i trzeba przyznać, że udała Ci się Marcusie!
Główna bohaterka to mała dziewczynka, a mimo to lektura zdecydowanie dla młodszych nie jest odpowiednia. Uważam też, że kiedy sięgamy po tę pozycję, powiniśmy mieć odpowiedni staż historyczny, aby zrozumieć główne aspekty w powieści.
Styl autora jest tak leciutki, że płyniemy po tych kilkuset stronach. Marcus Zusak obdarzył Śmierć mrocznym humorem, co bardzo mi się spodobało. Wielokrotnie uśmiechamy się przy tej książce, ale na zakończenie należy się ubezpieczyć w paczkę (albo dwie) chusteczek.
Marcus Zusak funduje czytelnikowi ogromnego kaca książkowego po przeczytaniu tej powieści. Na jej kartach serwuje, jak w najdroższej restauracji, same specjały. W przejmujący sposób opisuje życie zwykłych ludzi w czasie II wojny na terenie III Rzeszy. Stereotypowe myślenie co niektórych, że wszyscy Niemcy byli źli i mordowali, zostało zatarte. Marcus Zusak przedstawił nam bolesną rzeczystość w tamtych czasach i chociaż sam nie żył w nich, idealnie to oddał. Ból matek, żon i córek, kiedy mężczyżni i chłopcy szli na front. Przemarsze Żydów do obozów koncentracyjnych ulicami miast. Głód i bieda. Konflikt idei w rodzinie między indoktrynowanymi dziećmi a rodzicami. Szczera przyjaźń żołnierzy na froncie. Cierpienie po stracie syna, brata, przyjaciela. Dziecięca przyjaźń po grób. Strach ludzi w schronach podczas nalotów. To wszystko można znaleźć właśnie na kartach Złodziejki.
Jeżeli jeszcze jej nie czytaliście, to koniecznie zróbcie to jak najszybciej. Ta poruszająca historia to najlepsza książka z przeczytanych przeze mnie w tym roku. Marcus Zusak stał się w moich oczach geniuszem i arcymistrzem w swoim fachu. Jak wielki trzeba mieć dar, żeby wywoływać w ludzkich głowach zamęt, dopracować do łez i wtrząsać nimi(ludźmi, nie łzami). To niby tylko słowa, które nienawidziła i kochała Złodziejka książek, ale jak wielką mają moc!
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Druga próba. Drugie podejście. Zachwyt dopiero za drugim razem. Po Złodziejkę książek sięgnęłam kilka lat temu, chyba w 1 gimnazjum. Oddałam do biblioteki, przeczytawszy 29 stron, nie zainteresowana losem Liesel Meminger. Było to jeszcze przed zekranizowaniem jej i nowym wydaniem, zanim zrobił się...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Ludzie na walizkach to zbiór dziewięciu wywiadów z ludźmi z różnych środowisk społecznych dotyczących cierpienia. Wypowiadają się wybitni lekarze pediatrii, neonatologii, neurochirurgii oraz zwykli ludzie, którzy doświadczyli bólu.
Hołownia pisze z typową dla siebie lekkością, a ludzie opowiadają tak, że czytelnik wzrusza się niejednokrotnie. Ciężko jest pisać o samym stylu autora, ponieważ dużą część książki stanowią wypowiedzi innych osób tylko zredagowane przez niego. Muszę jednak przyznać, że zrobił to jednak świetnie. Kiedy zaczynamy czytać, nawet nie spodziewamy się, że po pierwszym wywiadzie będziemy chcieli więcej. Myślę, że Ludzie na walizkach będą lekturą idealną na jeden dzień czy nawet wieczór.
Do moich ulubionych, chociaż wszystkie były wspaniałe, wywiadów należą Szczyt za mgłą z Michałem Paradowskim, Życie dłuższe niż tydzień z pediatrą i neonatologiem Januszem Gadzinowskim oraz Człowiek umiera dwa razy z neurochirurgiem Tomaszem Trojanowskim. W każdym z nich możemy odszukać istotę cierpienia oraz to, czym ono jest dla tych ludzi. Opowiadają z pewnym już dystansem, ale i tak możemy usłyszeć w ich wypowiedziach ten przyciszony ból, którego doświadczyli czy też doświadczają. Każda z historii, które znalazły się w tym zbiorze, ma inny morał. Przedstawia inne spojrzenie na cierpienie.
Ludzie na walizkach to niedługa książka, więc nie mogę napisać o niej długiej recenzji. Tak samo, jak przy Jak robić dobrze, mogę powiedzieć, że są tutaj przecudowne wzruszające i co najważniejsze - p r a w dz i w e historie ludzi. To już moje drugie spotkanie z Szymonem Hołownią. Zdobył moją sympatię już po przeczytaniu pierwszej książki. Teraz polubiłam go jeszcze bardziej. Ludzie na walizkach to książka godna polecenia. Warto poświęcić jej kilka godzin i poczytać o prawdziwych ludziach, których sobowtóry mogą żyć tuż obok nas.
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Ludzie na walizkach to zbiór dziewięciu wywiadów z ludźmi z różnych środowisk społecznych dotyczących cierpienia. Wypowiadają się wybitni lekarze pediatrii, neonatologii, neurochirurgii oraz zwykli ludzie, którzy doświadczyli bólu.
Hołownia pisze z typową dla siebie lekkością, a ludzie opowiadają...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Winter dowiaduje się całej prawdy o sobie i Mocy. Dręczy ją myśl, że płynie w niej krew Dwóch Ras - ludzkiej i wampirzej. Nie może poradzić sobie z nowymi doświadczeniami. Pakt wisi na włosku. Coraz częściej dochodzi do wampirzych ataków. Istnienie tajemniczego świata może wyjść na jaw. Winter opuszcza Cae Mefus, aby zrobić, co w jej mocy, żeby chronić bliskich. Do czego gotowa jest posunąć się? Do czego zmusi ją sytuacja?
Po skończeniu Winter byłam tak zaciekawiona, co będzie dalej, że zapomniawszy zrobić zdjęcie do Podsumowania miesiąca, poszłam do biblioteki, oddałam książkę i szukałam Silver. Możecie wyobrazić mój zawód, kiedy nie było go na półce. Zostałam zmuszona do czytania ebooka. Nie zniechęciło mnie to, przeczytałam i jestem wstrząśnięta.
Książkę czytało mi się na początku trochę wolniej niż Winter, ale kiedy akcja się rozwinęła, wszystko nabrało tempa i moje czytanie także.
A już jeśli mowa o akcję to po prostu jest jej mnóstwo. Wiele zwrotów akcji. Wciąż coś się dzieje. Może nie na samym początku, ale gdzieś tak przy 15 rozdziale wszystko zaczyna się toczyć gwałtowniej. Trzeba zauważyć, że bardzo dobrze wpłynęło to na książkę.
Nie mogę nie poruszyć tutaj kwestii ostatnich rozdziałów. Autorka tak wstrząsnęła czytelnika, że nawet nie umiem tego określić. Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie musiało być moje zaskoczenie i wstrząs, że odłożyłam telefon i musiałam chodzić przez kilka minut po pokoju, żeby ochłonąć i wrócić do czytania.
No i kwestia bohaterów, czyli o tym, jak trudno mi dogodzić. Druga część jest obfita w wiele postaci. Pojawiają się nowe, a "stare" może bardziej poznać, np. Wielkiego Mistrza Zakonu czy Egzekutora. Główna bohaterka przeżywa coś, z czym nie do końca jest w stanie się pogodzić. I ponownie zdobywa moją sympatię. Rhys irytuje mnie jeszcze bardziej niż w Winter, a Gareth jest uznany przeze mnie za zdrajcę, mimo że rozumiem jego decyzję (hipokrytka w małym stopniu XD).
Silver to opowieść o poświęceniu, przede wszystkim. Autorka pokazuje nam jak niebezpieczna i rwąca jak rzeka potrafi być miłość, czym jest prawdziwa przyjaźń i jak jest potężna. Zakończenie zostawia czytelnika z mnóstwem emocji. Skończyłam czytać Silver dwa dni temu, a kiedy dzisiaj piszę tę recenzję, nadal mam dreszcze, myśląc o niej. Jeżeli po Winter czuliśmy niedosyt, nie podobała Wam się wystarczająco to koniecznie sięgnijcie po Silver!
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Winter dowiaduje się całej prawdy o sobie i Mocy. Dręczy ją myśl, że płynie w niej krew Dwóch Ras - ludzkiej i wampirzej. Nie może poradzić sobie z nowymi doświadczeniami. Pakt wisi na włosku. Coraz częściej dochodzi do wampirzych ataków. Istnienie tajemniczego świata może wyjść na jaw. Winter...
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Babcia Winter ulega dziwnemu wypadkowi i trafia do szpitala. Dziewczyna zmuszona jest przeprowadzić się do rodziny zastępczej na czas powrotu babci do zdrowia. Trafia do Cae Mefus, małego walijskiego miasteczka. Przyjmuje ją rodzina Chiplinów. Dziewczyna po jakimś czasie czuję się jak w domu. Ma nowych przyjaciół, wsparcie Garetha Chiplina, tajemnicę do odkrycia, a także enigmatycznego młodzieńca na oku.
Kiedy odkrywa tajemnicę Rhysa i całego miasteczka, jest w szoku. Dowiaduje się prawdy o swojej rodzinie i o samej sobie. Jak siedemnastolatka poradzi sobie z problemami? Czy będzie w stanie zaakceptować prawdziwą rzeczywistość?
Do przeczytania tej książki skłoniło mnie kilka reczy. Pierwszą z nich jest genialna okładka, kolejną tytuł, ostatnią pierwsze zdania opisu od wydawcy, czyli: Życie młodziutkiej Winter Starr wywraca się do góry nogami, kiedy babcia, jej jedyna bliska osoba, ulega dziwnemu wypadkowi i zapada w śpiączkę. Dziewczyna zostaje odesłana z Londynu do Cae Mefus, małego miasteczka na północy Walii, gdzie czekają na nią nowi opiekunowie - państwo Chiplinowie. Cae Mefus powoli staje się dla Winter domem. Najstarszy syn Chiplinów, Gareth, nie odrywa od niej wzroku. Osobiście uważam, że dalszy opis jest małym spoilerem i dlatego jak najogólniej starałam się zarysować Wam akcję.
Książkę czyta się naprawdę szybko mimo tych ponad czterystu stron, ponieważ rozdziały są krótkie, a styl bardzo lekki. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, co troszkę przeszkadzało mi na początku, ponieważ rzadziej czytam pozycje z taką narracją, jednak po kilku rozdziałach przyzwyczaiłam się.
Pomysł na fabułę jest fantastyczny. Asia przedstawia nam świat postaci fantastycznych w ciekawy sposób, nie spotykany do tej pory przez mnie, inny niż Cassandry Clare czy Amandy Hocking. Jej postaci mają bardziej ludzkie cechy i kieruje nimi Moc. Nie chcę otwarcie pisać, kim oni są, myślę, że się domyślicie, ale jednak wolę nie podawać prawdopodobnych spoilerów.
Główna bohaterka jest niezwykle intrygującą osobą i ma bardzo silny charakter. Z początku bardzo ją lubiłam, jednak z czasem moja sympatia zmieniła się na irytację w pewnych momentach. Relacja Winter z Rhysem jest nadal dla mnie nie zrozumiała. Nie mogę pojąć, jak po kilku spotkaniach, doszli do takich wniosków. Moją ogromną i niezmienną sympatię zdobył Gareth, którego pokochałam niesamowicie. I w ogóle agh...
Winter to opowieść o przyjaźni, o miłości, która skłania do ryzyka, o ludzkiej ciekawości i intuicji. To także historia o pozorach, o tym, jak bardzo czasami się mylimy. Winter okazała się rewelacyjną książką. Już sięgnęłam po kolejną część, ponieważ zakończenie zostawia czytelnika z wieloma pytaniami i ciekawością. Ogromnie ją Wam polecam i nie żałuję, że po nią sięgnęłam.
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/
Babcia Winter ulega dziwnemu wypadkowi i trafia do szpitala. Dziewczyna zmuszona jest przeprowadzić się do rodziny zastępczej na czas powrotu babci do zdrowia. Trafia do Cae Mefus, małego walijskiego miasteczka. Przyjmuje ją rodzina Chiplinów. Dziewczyna po jakimś czasie czuję się jak w domu. Ma...
Samotne Miasto to wyspa otoczona dzikim oceanem. Została podzielona na pięć dzielnic. Arystokracja zamieszkuje najbardziej środkową dzielnicę - Klejnot. Mając teoretycznie wszystko dumne kobiety nie mogą począć swoich zdrowych następców. Aby mieć zdrowego potomka kupują na Aukcjach surogatki - dziewczęta, które posiadają niesamowite umiejętności -Augurie- i które pochodzą z biednych kręgów, m.in. Bagna. To właśnie stąd pochodzi Violet Lasting. Młoda dziewczyna o niezwykłych fiołkowych oczach. Kupiona na Aukcji przez jedną z głównych założycielek Samotnego Miasta trafia do wytwornych pałaców. Jednak dopiero wtedy całkowicie dociera do niej, że jest tylko zabawką w rękach arystokracji, a życie surogatek nie ma żadnego znaczenia. Piękne suknie i biżuteria są tylko kurtyną dla prawdziwie okrutnej sceny, na której rozgrywa się przerażające przedstawienie. Otrzymuje wszystkie dobroci, ale nic nie jest w stanie wynagrodzić jej tego, co jej odebrano - wolności. Czy ryzykowna znajomość z jednym z mieszkańców pałacu wyjdzie na jaw? Jak to się wszystko zakończy, skoro nieposłuszeństwo karane jest śmiercią?
Byłam niesamowicie zaintrygowana opisem, kiedy przeczytałam go już w domu. Po Klejnot sięgnęłam ze względu na to, że kiedyś gdzieś o nim słyszałam.
Zacznę od wydania, bo przecież to pierwsze rzuca się w oczy. Wydawnictwo Jaguar nie wydaje źle książek. A przynajmniej na razie na takie nie trafiłam. Bardzo cieszę się, że zachowano oryginalną okładkę, która jest cudowna. Środku jest bardzo przystępna czytelnikowi czcionka, co z pewnością wpływa na tempo czytania. Nie mam do czego się przyczepić! Książka jest fenomenalnie wydana.
Jeżeli chodzi o akcję, to muszę przyznać, że pomysł jest całkiem oryginalny. Wykluczyć należy jednak podobieństwo głównej bohaterki do Katniss i stylisty Violet do stylisty Katniss - Cinny. Te dwie postacie są do siebie wyjątkowo podobne, ale nie jest to bardzo rażące. Prawdopodobnie historia ma w sobie elementy podobne do Rywalek, jednak tej serii nie czytałam, więc nie będę oceniać. Ogółem pomysł na fabułę, moim zdaniem, jest bardzo fajny i niespotykany.
Przejdźmy do bohaterów. Są świetnie wykreowani. Już dawno nie spotkałam tak ciekawych. Postacie Violet i Raven są naprawdę realistyczne. Nie pojawiają się w żadnym z bohaterów sztuczne wyrzuty i reakcje. Wszystko jest jak najbardziej prawdziwe, mimo że książka należy raczej do science-fiction.
Już podsumowując, książka okazała się naprawdę dobra. Klejnot pokazuje, że nawet w złych momentach w naszym życiu są przyjaciele, a myśl o nich pomaga przetrwać trudny okres. Autorka przez tę książkę mówi, że troska o drugiego człowieka czasami jest większa niż troska o własne dobro, a miłość choćby ją ignorować i walczyć z nią, i tak wygra. Bardzo spodobał mi się styl Amy Ewing. Jest swobodny i sprawia, że książkę czyta się dość szybko. Muszę jeszcze wspomnieć o zakończeniu! Kompletnie zapomniałabym, że jest niespodziewane i zostawia czytelnika w ciężkim szoku. "Biała róża", którą na szczęście udało mi się zdobyć w bibliotece, już czeka na półce. Gorąco Wam polecam "Klejnot"!
Samotne Miasto to wyspa otoczona dzikim oceanem. Została podzielona na pięć dzielnic. Arystokracja zamieszkuje najbardziej środkową dzielnicę - Klejnot. Mając teoretycznie wszystko dumne kobiety nie mogą począć swoich zdrowych następców. Aby mieć zdrowego potomka kupują na Aukcjach surogatki - dziewczęta, które posiadają niesamowite umiejętności -Augurie- i które pochodzą z...
więcej Pokaż mimo to