-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2022-02-24
2022-02-18
2022-02-08
2022-01-26
2022-01-14
2022-01-14
Sylwia Leśna jest mało znaną pisarką, a szkoda, gdyż niewątpliwie posiada talent do budowania światów i snucia opowieści. Jej debiut, "Tam gdzie topnieje lód", zrobił na mnie pozytywnie wrażenie, więc z miłą chęcią powróciłam do uniwersum Raghów.
"Złodziej Renów" jest oddzielną opowieścią osadzoną we wspomnianym uniwersum. Nie znajdziemy tu bohaterów i wątków z "Tam gdzie topnieje lód." Głównymi postaniami są Wardun - raghijski myśliwy oraz Zanga, strażnik odpowiedzialny za bezpieczeństwo renów w jednej z wiosek. Ich losy splatają się, gdy Wardun przyjmuje zlecenie rozwiązania zagadki znikających renów. Obaj mężczyźni wybierają się w fascynującą i jednocześnie niebezpieczną podróż, podczas której zmierzą się nie tylko z magicznymi potworami, ale również z własną naturą.
Choć dobrze bawiłam się podczas lektury to muszę stwierdzić, że poprzednie książki autorki bardziej mnie wciągnęły. "Złodziej renów" jest ciekawy, ale w pewnym momencie rozmywa się główny wątek owych kradzieży. Nie jestem pewna, czy tytuł jest adekwatny do treści. Autorka w swojej nowej powieści porusza kwestie, których nie było we wcześniejszych pozycjach: brak tolerancji, poszukiwanie własnej tożsamości, uprzedzenia, konflikty na tle orientacji seksualnej. Lubię kiedy w książkach fantasy pojawiają się sprawy społeczne - nadają one historii wiarygodności. Dzięki temu opowieść zyskuje na wartości.
Jednym z największych plusów "Złodzieja renów" jest plastyczny, wręcz piękny styl S. Leśnej. Opisy przyrody zachwycają, porównania nadają książce nieco poezji. Czytanie "Złodzieja" można porównać do oglądania obrazu. Książkę odbiera się nie jednym, a kilkoma zmysłami.
Warto także zwrócić uwagę na postacie. Autorka nie ma problemów z konstruowaniem ciekawych bohaterów. Najbardziej polubiłam dowcipnego, na pierwszy rzut oka prostolinijnego Warduna, którego odkrywamy z każdą kolejną stroną. Postacie nie są miałkie, mają różnorodne charaktery, przez co czytelnik może się z nimi utożsamiać. To tacy kumple z kart powieści, z którymi chętnie wybrałabym się na piwo.
Szybkie podsumowanie:
Plusy:
+ bogate uniwersum,
+ ciekawi, nietuzinkowi bohaterowie,
+ piękne opisy, celne porównania,
+ sceny erotyczne bez "ciar żenady"
Minusy:
- w pewnym momencie następuje rozmycie głównego wątku.
Plusy zdecydowanie przeważają, toteż polecam ;)
Sylwia Leśna jest mało znaną pisarką, a szkoda, gdyż niewątpliwie posiada talent do budowania światów i snucia opowieści. Jej debiut, "Tam gdzie topnieje lód", zrobił na mnie pozytywnie wrażenie, więc z miłą chęcią powróciłam do uniwersum Raghów.
"Złodziej Renów" jest oddzielną opowieścią osadzoną we wspomnianym uniwersum. Nie znajdziemy tu bohaterów i wątków z "Tam gdzie...
2021-12-30
2021-12-02
Ciężko mi ocenić 4 tom Dworów, gdyż jest to książka zarówno dobra, jak i zła. Dawno nie czytałam tak nierównej pozycji.
Sarah J. Maas jest doświadczoną pisarką, która do tej pory wydała około 20 (!) powieści i nowel. Dziwi mnie zatem to, jak poprowadziła fabułę w "Dworze srebrnych płomieni." Ale po kolei.
Zacznę od grzechów polskiego wydawcy. Książkę czytałam wcześniej w oryginale, więc do stylu Maas nie mam większych zastrzeżeń. Natomiast tłumaczenie 4 tomu "Dworów" jest słabe i to pod wieloma względami. Mnóstwo powtórzeń, dziwne przekłady zdań, które bardziej kojarzą się z kanciastym google translator niż z pracą profesjonalnych tłumaczy. Jak dotąd jest to najgorzej przełożone dzieło Maas. Jednak nie dziwię się temu, gdyż nad książką pracowało aż 5 tłumaczy. To zdecydowanie za wiele jak na beletrystykę. Momentami polską wersję czytało mi się ciężej niż angielską. Wydawnictwo zawaliło sprawę.
Pora przejść do fabuły. Powtórzę zarzut z recenzji pierwszego tomu - do połowy książki praktycznie nic się nie dzieje. Maas w poprzednich tomach wykreowała obszerny, bogaty świat, o którym najwyraźniej zapomniała. Momentami miałam wrażenie, że czytam psychologiczną obyczajówkę z pikantnymi scenami. Gdzie akcja, rozwinięcie wątków? 95% książki dzieje się w Velaris, ba! W Domu Wiatru, do którego zostaje zesłana Nesta. Gdzie podziały się inne dwory, książęta (prócz Heliona), intrygi? Po co tworzyć fascynujące uniwersum, skoro później się je porzuca?
Postacie. W poprzednich częściach nie przepadałam za Nestą, lecz jestem pełna podziwu co do jej przemiany. Nie stała się moją ulubioną bohaterką, ale żywię do niej cieplejsze uczucia, chociaż proces wychodzenia z traumy został w "Dworze srebrnych płomieni" przedstawiony bardzo, ale to bardzo płytko. Na miejscu autorki nie babrałabym się w psychologicznych meandrach, skoro nie mam o nich wystarczającej wiedzy. Wątek treningu z Kasjanem również jest naciągany. Nesta w przeciągu 6 miesięcy ze ślamazary o rozbuchanym ego ewoluuje w pełnokrwistego wojownika. Serio, nawet w powieściach fantasy należy zachować pewną logikę. Maas ma dziwną tendencję do kreowania postaci "doskonałych", czego dowodem jest Aelin ze "Szklanego Tronu." Jednak to, co zrobiła z resztą bohaterów "Dworów" woła o pomstę do nieba. Rhys i Feyra praktycznie nie istnieją, tzn. pojawiają się co jakiś czas, ale zostali obdarci ze swoich najważniejszych cech. Rhysand zmienia się w maniakalnego buca, Feyra spokorniała tak bardzo, że przypomina kurę domową. Azriel błąka się gdzieś na granicy fabuły, tak samo jak Mor i Amrena. Jednie Kasjan się nie zmienił i chwała mu za to. Jeśli związaliście się z bohaterami "Dworów", to w tym tomie czeka was spore rozczarowanie. Na plus za to wychodzą nowe postacie, czyli Gwyn i Emerie, które w jakimś stopniu rekompensują spłaszczenie starych bohaterów.
Słynne sceny łóżkowe. Nie uważam, że są obleśne czy skandaliczne, ot opisy seksu osób, które lubią ten sport. Ok, trochę dziwnie czyta się o wyciekającym z Nesty nasieniu Kasjana, ale Maas nigdy nie była wirtuozem pióra jeśli chodzi o sceny erotyczne. Fragmentów intymnych mogłoby być trochę mniej. Część z nich to zapychacze fabuły, nie wprowadzają niczego nowego, a nawet nużą.
Reasumując, jestem trochę zawiedziona. Trochę, gdyż bardzo lubię cały cykl i serducho nie pozwala mi na skrajne obniżenie oceny. Nie mogę jednak ukrywać, iż ta część serii, na tle pozostałych, została skonstruowana słabo. Za dużo międlenia smutków, za dużo obyczajowych rozważań, bezsensownych scen. Za mało akcji, samego Prythianu, zgrozy, pazura charakterystycznego dla powieści fantasy. Oby następna część cyklu była ciekawsza, a Sarah J. Maas powróciła do pisarskich formy.
Ciężko mi ocenić 4 tom Dworów, gdyż jest to książka zarówno dobra, jak i zła. Dawno nie czytałam tak nierównej pozycji.
Sarah J. Maas jest doświadczoną pisarką, która do tej pory wydała około 20 (!) powieści i nowel. Dziwi mnie zatem to, jak poprowadziła fabułę w "Dworze srebrnych płomieni." Ale po kolei.
Zacznę od grzechów polskiego wydawcy. Książkę czytałam wcześniej w...
2021-06-22
2021-11-14
2021-11-09
2021-10-23
2021-09-24
2021-09-24
2021-08-26
Cóż to za książka, cóż to za przygoda!
Ponad trzy tygodnie z przerwami zajęło mi przeczytanie "Wampirzego Cesarstwa." Przed rozpoczęciem lektury miałam nadzieję, że mój powrót do dark fantasy będzie udany. Nadzieja się spełniła.
Prawie 900 stron wypełnionych akcją, genialnymi tekstami (uwielbiam występujące w książce przekleństwa), żądzami, smutkiem i radością. Jeśli miałabym rozpisywać się nad odczuciami po zakończeniu lektury, wyszłaby kilkustronicowa recenzja, toteż skupię się na najważniejszych kwestiach:
- Gabriel de Leon - moja mowa miłość! Bezapelacyjnie najbarwniejszy bohater, z którym ostatnimi czasy miałam do czynienia.
- Wampiry odczarowane. Krwiożercze, siejące postrach bestie. Autor genialnie nakreślił rys psychologiczny nieśmiertelnych istot, których emocje zatarły wieki mordów. Szczególnie widać to w przypadku Wiecznotrwałego Króla.
- Piękny, mroczny styl (tu wielka pochwała dla tłumaczy - polska wersja jest wspaniała). Każdą stronę czytałam z podziwem, nawet opisy przyrody dawały radę.
- Świetne dialogi - znalazło się miejsce dla żartów, dla egzystencjalnych rozważań, miłosnych uniesień. A wszystko napisane lekkim piórem.
Polecam fanom gatunku, jak i osobom zaczynającym przygodę z dark fantasy. Nie zawiodłam się.
Cóż to za książka, cóż to za przygoda!
więcej Pokaż mimo toPonad trzy tygodnie z przerwami zajęło mi przeczytanie "Wampirzego Cesarstwa." Przed rozpoczęciem lektury miałam nadzieję, że mój powrót do dark fantasy będzie udany. Nadzieja się spełniła.
Prawie 900 stron wypełnionych akcją, genialnymi tekstami (uwielbiam występujące w książce przekleństwa), żądzami, smutkiem i radością. Jeśli...