-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać3
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
Biblioteczka
2014-06-22
2014-08-30
2014-02-17
2014-03-06
2014-09-13
Lewis w swoich próbach objaśnienia podstaw teologicznych wiary chrześcijańskiej używa wielu metafor i przykładów zaczerpniętych ze zwykłego życia. Próbuje w ten sposób przybliżyć terminy niejasne (bądź często mylnie rozumiane) dla osób związanych oraz nie z Kościołem. "[...] to historia o tym jak prawowity król przedostał się, niejako w przebraniu, na okupowane ziemie i wzywa nas wszystkich do wzięcia udziału w wielkiej kampanii dywersyjnej. [...]". Próbuje on przy tym pozostać wierny wspólnym dogmatom wszystkich odłamów (co też wielokrotnie Autor sam podkreśla). Jego wywody mają w założeniu tworzyć spójny tok rozumowania, każdy kolejny wniosek wynika z poprzedniego, układając się w logiczną całość.
Jedną z zalet jest styl, którym Autor tłumaczy swoje przemyślenia oraz terminy teologiczne, lecz na nic byłby ten cały urok słów, gdyby nie inny plus,czyli otulający, przemiły w słuchaniu głos śp. pana Zapasiewicza. Dodaje on całemu audiobookowi charakteru gawędy opowiadanej przy wieczornym kominku lub też audycji z staroświeckiego (ciut trzeszczącego) radia. Ułatwia mi ten głos wyobrażenie sobie, dlaczego Brytyjczycy chętnie słuchali tych eseji w BBC.
Polecę ją każdemu. Bo to po prostu mądra książka nawracająca i pomagająca zrozumieć o wiele więcej.
Lewis w swoich próbach objaśnienia podstaw teologicznych wiary chrześcijańskiej używa wielu metafor i przykładów zaczerpniętych ze zwykłego życia. Próbuje w ten sposób przybliżyć terminy niejasne (bądź często mylnie rozumiane) dla osób związanych oraz nie z Kościołem. "[...] to historia o tym jak prawowity król przedostał się, niejako w przebraniu, na okupowane ziemie i...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-13
Pozycja ta nie stanowi jedynie przeglądu kolejnych ministrów spraw zagranicznych z okresu Polski międzywojennej, lecz wręcz przeciwnie. Autor skupia się na opisywaniu pracy całej kadry minsterstwa, pracowników placówek (przedstawia wiele sylwetek zarówno dyplomatów, jak i konsulów). Jest to studium nad tytaniczną pracą stworzenia międzynarodowej renomy i administracyjnego zaplecza umożliwiającego rozwój relacji międzypaństwowych.
Dodatkowej przyjemności i możliwości wprowadzenia w ducha tamtych czasów dostarczają zawarte na końcu książki zdjęcia oraz przykład listu uwierzytalniającego, a także teksty mów z uroczystości wręczania listu uwierzytelniającego ambasadora Francji, Leona Noe:la.
Pozycja ta nie stanowi jedynie przeglądu kolejnych ministrów spraw zagranicznych z okresu Polski międzywojennej, lecz wręcz przeciwnie. Autor skupia się na opisywaniu pracy całej kadry minsterstwa, pracowników placówek (przedstawia wiele sylwetek zarówno dyplomatów, jak i konsulów). Jest to studium nad tytaniczną pracą stworzenia międzynarodowej renomy i administracyjnego...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-20
Z tego tomu Wydawnictwa Poznańskiego, redakcji Andreasa Lawaty i Huberta Orłowskiego czytałam (na razie) jedynie artykuły nawiązujące do tematu planowanego przeze mnie licencjatu. (Przewiduję, że wrócę do tej publikacji w wolnym czasie.)
Należał do nich m.in. rozdział napisany przez Hansa Lemberga pt.: "Drang nach Osten - Mit i rzeczywistość". Autor wielokrotnie podkreśla, iż "Drang nach Osten" to pochodzące z romantyzmu pojęcie polityczne, tzw. z niem. "Ideologem". Czyli połączenie pewnych, konkretnych obrazów wynikających z np. historii. Połączenia, takie stanowią podstawy tworzenia ideologii.
Autor pisze o dwóch głównych podziałach czasowych możliwych do przyjęcia w analizie pojęcia "Drang nach Osten", a mianowicie o: średniowieczu oraz okresie XIX i XX wieku. Najciekawiej zabrzmiał jednak końcowy fragment o postrzeganiu tego terminu na obszarze państw socjalistycznych po II WŚ.
Ostatecznie jasno zaznaczone zostało, że hasła takie jak "Drang nach Osten" to jedynie narzędzia walki politycznej, a nie profesjonalne, naukowe terminy. Sądzę, że artykuł ten traktować można jedynie jako krótkie wprowadzenie do zagadnienia, zaznaczające ramy historyczne i główne korzenie sformułowania wywodzącego się z niemieckiej szkoły filozofii Herdera oraz Goethego.
Innym rozdziałem przeze mnie przeczytanym był napisany przez Markusa Mildenbergera tekst "Europa: Mit-Program-Reformy". Fragment ten napisany został jeszcze w trakcie kandydatowania Polski (i pozostałych 9 państw) do członkostwa w UE. Można więc stwierdzić, że jest to w większości tekst już niestety nieaktualny, choć na pewno wnoszący kilka ciekawych spostrzeżeń.
Mi osobiście najbardziej spodobały się wnioski związane z zarówno niemieckim, jak i polskim dążeniem do wyznaczenia okresów przejściowych już po przystąpieniu nowych krajów do UE. Autor podkreśla, iż oba narody chciały zabezpieczyć przed swym dużym sąsiadem w ten sposób to, co dla nich najważniejsze, czyli Niemcy pracę - Polacy ziemię.
Godnym uwagi powinien być też fakt, iż niemiecki Autor tekstu kilka razy podkreślił, że Polacy zawsze czuli się częścią Europy Zachodniej i że mają do tego jak największe prawo ze względu na swój dorobek kulturowy.
Ostatnim rozdziałem-esejem, który było mi dane przeczytać na razie, jest, chyba najbardziej dla mnie interesujący, "Mitteleuropa versus Międzymorze" autorstwa Leszka Żylińskiego.
Z tego tomu Wydawnictwa Poznańskiego, redakcji Andreasa Lawaty i Huberta Orłowskiego czytałam (na razie) jedynie artykuły nawiązujące do tematu planowanego przeze mnie licencjatu. (Przewiduję, że wrócę do tej publikacji w wolnym czasie.)
Należał do nich m.in. rozdział napisany przez Hansa Lemberga pt.: "Drang nach Osten - Mit i rzeczywistość". Autor wielokrotnie podkreśla,...
2014-02-07
Stwierdzę w duchu dyskusji z moją koleżanką, która mi ów tytuł pożyczyła, że ciężko mi jednoznacznie określić mój stosunek do tej książki..
Czy tak osobiste utwory i utworki powinny być wydawane po śmierci Autorki? Czy też powinny zostać tam, gdzie Autorka je za życia umieściła (na kartkach z życzeniami dla rodziny, listach i wpisach dla przyjaciół).. Podobne pytanie zadaje w słowie wstępnym prof. Bronisław Maj, a zbiór dziecinnych obrazków na pierwszych stronach części "Juwenilia" utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że to ingerencja w sferę prywatną. Oglądanie tych gryzmołków, przywołuje mi na myśl wszystkie obrazki zrobione w dzieciństwie i pochowane po szufladach jak największe skarby rodziców - to coś bardzo intymnego.
Gdy jednak zaczynam czytać "Na ulicy Kazimierza mieszkają ciotki B. [...]", a potem "Topielca. Poemat epiczny w dwóch pieśniach", nie ma już we mnie ani krzty tej niezręczności, tylko zachwyt nad idealnie złożonymi słowami. Nad zabawą konwencją.
Stwierdzę w duchu dyskusji z moją koleżanką, która mi ów tytuł pożyczyła, że ciężko mi jednoznacznie określić mój stosunek do tej książki..
Czy tak osobiste utwory i utworki powinny być wydawane po śmierci Autorki? Czy też powinny zostać tam, gdzie Autorka je za życia umieściła (na kartkach z życzeniami dla rodziny, listach i wpisach dla przyjaciół).. Podobne pytanie...
2014-08-16
Od dawna się na ten tytuł czaiłam, lecz w Empikach wypatrzyć go nie mogłam; na szczęście nasza biblioteka miejska jest całkiem pod tym względem wspaniała.
Listy te, tak jak w przedmowie Magda Umer opisuje, stanowią odzwierciedlenie charakterów autorów. Poza tym ciekawe czy gdyby ktoś przeczytał moje bazgroły, doznałby takiego odczucia wewnętrznych żartów i zabaw słownych jakie można mieć, czytając tą korespondencję. Czy w równym stopniu wzmacniałyby wyczucie języka?
Córka Agnieszki Osieckiej po znalezieniu listów Jeremiego Przybory do swojej matki chciała je opublikować: „bo to taka piękna literatura”. I rzeczywiście. Według mnie literatura musi być nośnikiem emocji (lub pobudzać do przemyśleń), a przez tą korespondencję można ujrzeć różne stadia tego uczucia, tej miłości. I choć kilka razy jest sugestia, że ze strony Agnieszki Osieckiej było to początkowo „na lipę” - to nie umniejsza to przyjemności czytania.
„PS. […]
Kocham Cię. Kocham Cię, chociaż wyjechałam. (Wyjechałam, chociaż Cię kocham). Może nie zakochałam się w Tobie tak prędko jak Ty we mnie, może bardzo długo to było „na lipę” albo może nawet na lipę... […] W każdym razie mamy do siebie jakąś słabość, to jest ważne. [...]”
Cudownie się czyta list wysłany jako odpowiedź na to wyznanie (ten datowany na 11 III'65).
„[...] Znienawidziłbym Cię, gdybyś mi powiedziała, że na lipę pisałaś do Paryża: 'Wracaj – damy sobie radę, chociaż myślę i o niełatwych Twoich (naszych) sprawach'. Można mówić na lipę 'kocham', ale takich rzeczy – nie. [...]”
Poza tym jeszcze korespondencja z okresu, gdy Osiecka nie była pewna czy nie jest w ciąży. Tam naprawdę czuć strach przed takim rozwojem sytuacji. I jej rozważania nad „zabiegiem”. A po chwili zmiana tonu i przemyślenia nad tym jakie byłoby ich dziecko... To wszystko takie prawdziwe emocje.
Ogólnie cała ta lektura dostarcza wrażenia szperania w czyichś bibelotach. Realnie istniejących, przewiązanych wstążką, pożółkłych bibelotów. A ja lubię takie odczucia.
I wydanie takie ładne. Choć nie miałam niestety okazji posłuchać audiobooka, bo to egzemplarz z biblioteki.
{EDIT 10-05-15 Udało mi się posłuchać wersji audiobookowej w wykonaniu p. Magdy Umer i p. Piotra Machalicy - jakie to miłe dla ucha głosy i jak pięknie brzmią te listy czytane (co tylko dowodzi ich wartości literackiej). Ta korespondencja jest tak cudna, że marzy się własny romans/związek epistolograficzny}
Od dawna się na ten tytuł czaiłam, lecz w Empikach wypatrzyć go nie mogłam; na szczęście nasza biblioteka miejska jest całkiem pod tym względem wspaniała.
Listy te, tak jak w przedmowie Magda Umer opisuje, stanowią odzwierciedlenie charakterów autorów. Poza tym ciekawe czy gdyby ktoś przeczytał moje bazgroły, doznałby takiego odczucia wewnętrznych żartów i zabaw słownych...
2014-09
Na plus to, że dzięki tekstowi z końca numeru wreszcie zrozumiałam czemu Kościół jest tak przeciwny symbolowi yin-yang.
Reszta nie zaskoczyła, ogólnie nie wrócę raczej do tego magazynu.
Na plus to, że dzięki tekstowi z końca numeru wreszcie zrozumiałam czemu Kościół jest tak przeciwny symbolowi yin-yang.
Reszta nie zaskoczyła, ogólnie nie wrócę raczej do tego magazynu.
2014-10-29
To mój pierwszy kontakt z pozycją napisaną przez p. Szymona Hołownię i ciężko mi się ustosunkować do tej książki, gdyż, jak każdy zbiór wywiadów, zawiera zarówno ciekawsze jak i mniej poruszające rozmowy.
Najbardziej do refleksji skłoniła mnie rozmowa zatytułowana "Życie dłuższe niż tydzień" z lek. Januszem Gadzinowskim.
To mój pierwszy kontakt z pozycją napisaną przez p. Szymona Hołownię i ciężko mi się ustosunkować do tej książki, gdyż, jak każdy zbiór wywiadów, zawiera zarówno ciekawsze jak i mniej poruszające rozmowy.
Najbardziej do refleksji skłoniła mnie rozmowa zatytułowana "Życie dłuższe niż tydzień" z lek. Januszem Gadzinowskim.
2014-12-20
Cudowna lektura. Język jest przepiękny, a dwunastozgłoskowce (przynajmniej mi) ułatwiały szybkie czytanie naszej epopei.
Bardzo polecam nagrania "Pana Tadeusza" z Narodowego Czytania (link: http://www.polskieradio.pl/134,Narodowe-Czytanie ). Przepiękne interpretacje mistrzów i mistrzyń aktorskich, wspaniale umilają one wieczory..
Cudowna lektura. Język jest przepiękny, a dwunastozgłoskowce (przynajmniej mi) ułatwiały szybkie czytanie naszej epopei.
Bardzo polecam nagrania "Pana Tadeusza" z Narodowego Czytania (link: http://www.polskieradio.pl/134,Narodowe-Czytanie ). Przepiękne interpretacje mistrzów i mistrzyń aktorskich, wspaniale umilają one wieczory..
2014-01-05
2014-01-05
2014-06-22
2014-07-30
Odradzam.
Gdy pożyczałam tę pozycję od mojej koleżanki (ona sama jej jeszcze nie czytała, a sądziła, że mi się spodoba), miałam nadzieję na nowe spojrzenie na psychikę i rozwój bohatera ulubionej serii wieku szkolnego. Co prawda już zaznajomienie się z notką biograficzną Autorki na tylnej okładce ostudziło mój optymizm, lecz wciąż pozostało mi wiele zapału.
Książka składa się z wstępu, czterech rozdziałów (1: "W kręgu tradycji"; 2: "Biografia Kathleen Rowling i geneza 'Harry'ego Pottera'"; 3: "Dojrzewanie Harry'ego Pottera"; 4: 'Harry Potter' w oczach krytyki literackiej") oraz zakończenia. Rozdziały te są bardzo nierówne objętościowo, a także nie tworzą spójnej całości. Autorka "przeskakuje" od jednego zagadnienia do drugiego. Części te nie zawierają przy tym własnych przemyśleń, lecz stanowią zbiory cytatów z innych prac i artykułów.
O ile wstęp do całej książki jest jeszcze spójny i logiczny, o tyle nie znalazłam żadnego sensu w przytaczaniu treści całej klechdy "Czarownik i uczeń" pióra K.W. Wójcickiego w rozdziale pierwszym.. Nie załączono bowiem do niej żadnego komentarza wykazującego podobieństwa pomiędzy serią Rowling a opowiadaniem Wójcickiego [nawet nie da się ich tam dopatrzyć samemu]. Jeśli ktoś chciałby się więc zagłębić w nawiązaniach kulturowych widocznych w serii "Harry Potter", polecam mu raczej książkę Davida Colberta pt. "Magiczne światy Harry'ego Pottera".
Nie dostrzegam też potrzeby umieszczania rozdziału drugiego w pozycji, która zgodnie z tytułem miała się zajmować dorastaniem bohatera i kształtowaniem się jego osobowości, a nie historią wydawania powieści. Nawet rozdział 3, który zgodnie z nazwą powinien być temu zagadnieniu całkowicie poświęcony, jest jedynie streszczeniem wydanych w tamtym czasie pięciu tomów serii. Streszczeniem pozlepianym licznymi cytatami. W momencie gdy Autorka wreszcie wyraża dosyć ciekawą i nareszcie WŁASNĄ opinię ("Harry i jego przyjaciele z krytycyzmem i dystansem odnoszą się do systemu dydaktyczno-wychowawczego w Hogwarcie [...]"), zamiast próbować ją rozwinąć po jednym zdaniu zmienia temat na opis działania magii w świecie przedstawionym.
Rozdziału czwartego, który jest zlepkiem (naprawdę zlepkiem) cytatów opinii publikowanych na okładkach serii Rowling zestawionych w opozycji do chreścijańskich krytyków, nie da się czytać. Ponadto nie odważyłabym się na miejscu Autorki krytykować polskiego tłumaczenia autorstwa p. Andrzeja Polkowskiego, ponieważ słowniczek nazw własnych był zawsze moim ulubionym fragmentem lektury.
Jak na pozycję o serii "Harry Potter" książka ta zawiera wiele błędów merytorycznych i wzbudza we mnie podejrzenie, że Autorka nie przeczytała dostępnych wówczas 5 części ze zrozumieniem. Przykładem tego niech będą takie oto kwiatki: "W przedziale pociągu Inter City 125 wiozącym uczniów i profesora obrony przed czarną magią [...]" lub "Skrzata Zgredka wysłał wspomniany już wcześniej Draco Malfoy [...]" ten fragment opisuje dlaczego Zgredek wg Autorki pojawia się na Privet Drive, oprócz tego wg Autorki Glideroy Lockhart jest pracownikiem 'Proroka Codziennego', a dziennik Toma Riddle'a pomaga Harry'emu wykryć sekrety rodziny Malfoy'ów.. Czasami zastanawiałam się też czy p. Bęczkowska naprawdę wierzy w to, co pisze czy też mruga do mnie z dystansem i ironią, zwłaszcza we fragmencie o rozpoznawalnych cechach wyglądu czarodziejów: "[...] i mają - dotyczy to profesorów Hogwartu - charakterystyczne, długie, zakrzywione nosy".
W książce roi się też od literówek. Rozumiem, iż środki przeznaczone na wydanie tej książki pewnie nie były oszałamiające, lecz korekta tekstu podobno była dokonana. Zdołam "wybaczyć" Autorce dokonywanie literówek w angielskich imionach i nazwiskach bohaterów ("Nevile", "puchacz Ewol" [sowa Rona nazywała się Errol]), ale powtarzanie regularnie błędnej nazwy "Hagwart", a nawet błędy w terminach psychologicznych jak "depts psychology" (zamiast "depth psychology") - to już trochę nieprofesjonalne..
Podsumowując więc, sądzę, że wiele z podanych w przypisach i bibliografii artykułów i publikacji miałoby pewnie więcej nowatorskich przemyśleń niż ta książka.
Odradzam.
Gdy pożyczałam tę pozycję od mojej koleżanki (ona sama jej jeszcze nie czytała, a sądziła, że mi się spodoba), miałam nadzieję na nowe spojrzenie na psychikę i rozwój bohatera ulubionej serii wieku szkolnego. Co prawda już zaznajomienie się z notką biograficzną Autorki na tylnej okładce ostudziło mój optymizm, lecz wciąż pozostało mi wiele zapału.
Książka składa...
2014-09-02
Książkę pożyczyła mi koleżanka, mówiąc, iż może mi się spodoba, bo ona sama nie mogła przebrnąć (nie podobał się jej styl pisania autorki). Przyznaję otwarcie na wstępie: to było moje pierwsze zetknięcie z piórem Beaty Pawlikowskiej i zachwytu to spotkanie we mnie nie wywołało.
Patrząc na tytuł, czytając tył okładki czy opis, można odnieść wrażenie, że to jest ta książka, TA WŁAŚNIE KSIĄŻKA która odmieni Twój, mój i ogólnie wszystkich los. Otóż nie.
Ta książka jest akurat tak naprawdę autobiograficzna. Każdy rozdzialik kończy się autorką (na danym etapie swojego życia) zadającą sobie pytanie: czego w ogóle chcę od życia.
Język jest prosty i zawiera dużo powtórzeń (autorka czuje się "jak Kopciuszek zaproszony do pałacu na bal" raz wyjeżdżając do Londynu, potem znów jadąc do Warszawy). Doprawdy można zacząć się zastanawiać ile drzew zeszło na nakład, gdy treść całej książki można streścić tak: autorka długo nie wiedziała, kim chce być. Na jej liście wymarzonych zawodów były m.in.: aktorka, piosenkarka (klasycznie), kierowca TIRa oraz prezydent USA zaprowadzający światowy pokój.
Fragmenty pierwszych powieści, które co pewien czas przewijają się w tekście, są tak zagmatwane, że spokojnie mogą konkurować z twórczością Coehlo. Jak na poradnik z sekretnymi sposobami zmiany życia (jak zapewnia Beata Pawlikowska na tyle okładki)zadziwiająco dużo tu samozachwalania swoich literackich początków.
Najwięcej konfuzji dostarczyły mi wynurzenia autorki o pokoju hotelowym i recenzencie, a potem nagły przeskok z powrotem do tematu "studia nie muszą być takie złe, jak dobrze wybierzesz". Przez chwilę siedziałam, myśląc: o co tu chodzi? gdzie tu jakaś ciągłość myśli? Miałam wrażenie, że słucham czyjegoś bełkotu o jego zdaniem najważniejszych zdarzeniach z jego życia.
Powtórzę za moją koleżanką, że nie rozumiem fenomenu książek autorstwa Beaty Pawlikowskiej. Pewnie gdy zły smak zniknie, sięgnę kiedyś dla porównania po którąś z jej publikacji podróżniczych bądź "językowych".
PS. Naprawdę nie wiem jak zmusiłam się do czytania linijki po linijce do końca..
Książkę pożyczyła mi koleżanka, mówiąc, iż może mi się spodoba, bo ona sama nie mogła przebrnąć (nie podobał się jej styl pisania autorki). Przyznaję otwarcie na wstępie: to było moje pierwsze zetknięcie z piórem Beaty Pawlikowskiej i zachwytu to spotkanie we mnie nie wywołało.
więcej Pokaż mimo toPatrząc na tytuł, czytając tył okładki czy opis, można odnieść wrażenie, że to jest ta książka,...