-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Pomysł na historię jest doskonały i przedstawia właściwie nieograniczone możliwości kombinatoryczne dzięki tej domkniętej strukturze labiryntu-więzienia. Powieść jest jednak dość marnie napisana, chociaż część winy ponosi też być może przekład. Styl jest nieudolny - od jawnych kiksów ("wychudła skóra"), przez ponury patos (np. często końcówki rozdziałów albo chwile przerażenia), do po prostu braku talentu gawędziarskiego - momenty przyspieszenia akcji nie są dynamiczne itd., itd..
Zastanawiam się też, z jakimi dzieciakami ma do czynienia w codziennym życiu autor; innymi słowy - czyją świadomość rekonstruował na potrzeby utożsamiania się swoich nastoletnich czytelników z bohaterami powieści. Zniecierpliwiło mnie kilkukrotne powtarzanie, że bohaterami są ludzie ponadprzeciętnie inteligentni, że Thomas ma świadomość swoich dużych predyspozycji intelektualnych - podczas gdy na ogół w konfrontacji z zagadkami bohaterowie wykazywali się zabawną tępotą. Same zagadki były dość proste, ale przy tym droga do ich rozwiązywania - niespodziewanie długa i bolesna.
Film oczarował mnie pełnym wykorzystaniem zestawu dostarczonego przez ten wciągający pomysł. Filmowy dostali pudełko typu DIY z labiryntem i nastolatkami, i wyeksploatowali ten koncept maksymalnie, zapełnili każde miejsce walencyjne akuratnie, rzutko i z pełnym wyważeniem, eksponując ważne, pozostawiając na obrzeżach to, co bezsprzecznie mniej istotne. Powieść zaś jest daleko bardziej "nieudolna", w znaczeniu: koślawa, miękka i niesymetryczna, zdecydowanie nie tak zwarta, błyszcząca i przekonująca jak jej adaptacja. I zdaję sobie sprawę, że w pewnym sensie MUSI być taka. Nie mogłaby być bardziej "filmowa" - uwodzi biednymi środkami szczerego chłopaka, który ma pomysły. Jest swobodą wyobraźni, jest człowiekiem. Toteż wszystko jest dość proste i naiwne, jest dużo głupot, bezsensownie okrężne drogi, słabe motywacje właściwie z każdej strony. Ta powieść jest jednostkową fantazją - gorączkowo spisanym wyobrażeniem takiej wymyślonej sytuacji z labiryntem, koślawo wtłoczonym w nieudolnie naśladowany język realizmu science-fiction postapokaliptycznego. Trochę mnie to rozczuliło.
Pomysł na historię jest doskonały i przedstawia właściwie nieograniczone możliwości kombinatoryczne dzięki tej domkniętej strukturze labiryntu-więzienia. Powieść jest jednak dość marnie napisana, chociaż część winy ponosi też być może przekład. Styl jest nieudolny - od jawnych kiksów ("wychudła skóra"), przez ponury patos (np. często końcówki rozdziałów albo chwile...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po prologu udzieliłam tej książce zachwytu na kredyt, w dużej mierze dzięki wspaniałemu zaskoczeniu, jakim był dobry styl autora. Mam poczucie, że zwykle tego typu książki (tj. nastawione na dość konkretny target i pozyskanie możliwie szerokiego grona fanów) napisane są raczej szmatławo przez absolwentów kursów kreatywnego pisania. Przyjemnością było odkrycie, że John Green najwyraźniej jest po prostu pisarzem.
Początkowo wzruszyło mnie tłumaczenie, finalnie - pięknie i poetycznie składająca się ostatnia scena. Bardzo podoba mi się prosty i konsekwentny sposób, w jaki autor stwarza powieść inicjacyjną. Nie jest to historia pisana z perspektywy tej drugiej, dojrzałej strony życia jako wspomnienie ani rekonstrukcja świadomości dziecka sprzed przełomu. Świadomość bohatera-narratora (choć historia prowadzona jest w klasycznie powieściowym czasie przeszłym) dojrzewa wraz z rozwojem akcji, co wypada bardzo przekonująco i skonstruowane jest z niezwykłą zręcznością. Cieszą ważne rozmyślania na temat ludzi, ich osobowości, tożsamości i podmiotowości. Wprawdzie główni bohaterowie w ostatniej, podsumowującej dyskusji nieco zanadto grają na tych samych falach, bezbłędnie komunikując się na planie tych samych metafor i przez to jak gdyby przecząc trochę dyskutowanej przez siebie tezie o nieprzekraczalności i niewyobrażalności psychiki drugiego człowieka. Najważniejsze jednak, że rozważania są dostatecznie dojrzałe i świeże, nie wysługujące się wytrychami, którymi można by rozbroić odwieczną problematykę.
Równolegle z wątkiem inicjacyjnym rozwija się wątek pozyskiwania realności przez niedosiężną, wyidealizowaną osobę; problem legendy/wyobrażenia a rzeczywistości, schody łączące te dwa stany, w jakich postrzegana może być jedna idolka. Chociaż to bardzo ważna, niemal kluczowa w powieści kwestia, przeprowadzona jest trochę mało subtelnie i wychodzi raczej dydaktycznie-instruktażowo. I wiem, że takie porównania są nie na temat, ale w tej problematyce - schodzenia pomnika na ziemię - najdoskonalszą pozostaje dla mnie "Madame" Antoniego Libery.
Najbardziej irytującym elementem, czy też po prostu nieudanym konceptem autora są rodzice głównego bohatera, terapeuci, a przynajmniej - ich kreacja w pierwszej części książki. Potrafią porozumiewać się wyłącznie idiotycznym, psychologicznym żargonem, w każdej sekundzie swojego istnienia gotowi interpretować każdy element otaczającego ich świata tym prymitywnym, a zarazem śmiertelnie poważnie rozumiejącym językiem. Mam świadomość, że ich komentarze i "psychoanalityczne" (?) przekomarzania były elementem grepsiarskim, jednak kompletnie mnie on nie bawił. Raczej przyprawiał o rozdrażnienie i niechęć. Po jakimś czasie rodzice Q, mimo swej bezbrzeżnej kompetencji, okazują się bardzo słabi w rozumieniu motywacji oraz postępowania zarówno Margo, jak i własnego syna i później, mimo że autor wkłada im jeszcze w usta znaczące dla fabuły mądrości, pozostają, na szczęście, po prostu rodzicami głównego bohatera.
Na pierwszym planie książka jest przygodowa i zabawna, zdolna wzbudzić wielki entuzjazm i przywiązanie. Lektura powala coś przeżyć i - co jest naprawdę wspaniałe - czyni to bez poczucia sztucznego podtrzymywania emocji i manipulanckiego, fast-foodowego stymulowania płytkimi bodźcami. Cieszę się, że ją przeczytałam, czekałam na to z radością.
Po prologu udzieliłam tej książce zachwytu na kredyt, w dużej mierze dzięki wspaniałemu zaskoczeniu, jakim był dobry styl autora. Mam poczucie, że zwykle tego typu książki (tj. nastawione na dość konkretny target i pozyskanie możliwie szerokiego grona fanów) napisane są raczej szmatławo przez absolwentów kursów kreatywnego pisania. Przyjemnością było odkrycie, że John Green...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niesamowite doświadczenie <3
Niesamowite doświadczenie <3
Pokaż mimo to