-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Tu wybór jest prosty. „Przybysz” C.J. Cherryh. Nie ma konkurencji, bo to właściwie jedyny cykl jaki czytam. Inne to dla mnie „wielotomówki”, ale nie serie. Nie ciągi powieści na które czekam z niecierpliwością i kupuję w przedsprzedaży na pół roku przed premierą.
Co to jest ten „Przybysz”…? Pisana trylogiami seria science fiction, licząca obecnie, bagatela, 14 tomów (15 w drodze, 16 się pisze) oraz dwa krótkie opowiadania-prequele, wybitnej amerykańskiej pisarki C.J. Cherryh (m.in. trzykrotnie zdobyła nagrodę Hugo).
Ziemski statek w wyniku awarii schodzi z kursu i po perypetiach trafia na dziwną, nadającą się do zamieszkania planetę. Ponieważ załoga nie wie gdzie się znajduje i powrót na Ziemię jest niemożliwy, część ludzi decyduje się na zejście na powierzchnię. Jak to jednak bywa na nadających się do zamieszkania planetach – ta nie była do wynajęcia. Tajemniczy Atevi są ludźmi zaciekawieni i powoli zaczyna kwitnąć współpraca. I kwitnie ona do momentu, kiedy Atevi dokonują całkiem logicznego, politycznie zasadnego i zacieśniające więzy… morderstwa na człowieku. Ludzie jakoś zdają się tego nie rozumieć, wybucha wojna i robi się po prostu paskudnie.
Akcja powieści toczy się lata później, kiedy sytuacja została już ustabilizowana. Ludzie żyją na wyspie u wybrzeża kontynentu na którym znajduje się największe… no nie państwo. Bo Atevi nie mają państw. Jedynym kontaktem pomiędzy ludźmi a Atevi i jednocześnie człowiekiem odpowiedzialnym za powolne udostępnianie tubylcom ludzkiej technologii (na początku całego zamieszania zaczynają wykorzystywać parę), jest paidhi, ktoś pomiędzy tłumaczem a ambasadorem, czyli główny bohater Bren Cameron.
Seria należy do tak lubianego przez Cherryh gatunku zwanego „fantastyką dyplomatyczną”, czyli taką, która skupia się na polityce, dyplomacji i ogółem – decydowaniu o losach świata – chociaż sporo tu też biegania po lasach i nawet nieco strzelanin (są też podróże kosmiczne). Punktem wyjścia dla wszystkich przygód Brena są różnice między ludźmi a obcymi (czy może raczej Atevimi a obcymi, w końcu to ludzie są tu przybyszami) – zapomnijcie o tych ludziach z dodatkową zmarszczką na czole i całym wszechświecie mówiącym po angielsku. Jako że bohaterem jest tłumacz, język odgrywa w „Przybyszu” rolę najważniejszą – i w intrygach i w samej narracji. Jeśli interesuje cię tłumaczenie, jeśli interesuje cię językoznawstwo kulturowe – ta seria jest dla ciebie.
Poza językiem, bardzo mocną stroną serii są bohaterowie: Bren, cwaniak jakich mało i cała galeria jeszcze cwańszych – Tabini-aji, władca Atevich, Ilisidi, babka Tabiniego, której mąż a potem syn zeszli z tego świata jakoś dziwnie w tym samym czasie, kiedy zaczęli jej się sprzeciwiać, masa pomniejszych lordów, zapewniających serii zarówno wyrafinowane intrygi jak i humor salonowy rodem z klasyki powieści. Są też ochroniarze głównego bohatera, którym on stara się wytłumaczyć ludzki koncept lubienia kogoś (sałatki już nigdy nie będą takie same, możecie mi wierzyć) – oczywiście bezskutecznie, bo Atevi to nie ludzie – a oni starają się utrzymać go przy życiu, chociaż w świecie, gdzie całkowicie legalnie funkcjonuje Gildia Zabójców nie jest to łatwe.
Jak czytać, gdzie to znaleźć? No niestety, po polsku ukazały się tylko 4 pierwsze tomy (tak, cztery tomy serii pisanej trylogiami, brawa dla wydawnictwa MAG), a niestety w tłumaczeniu traci się cała siła „dwujęzycznej” narracji, nie wspominając o tym, że prawdziwa zabawa zaczyna się właśnie dopiero w piątym tomie. Dlatego polecam po angielsku. Zdecydowanie polecam.
Tu wybór jest prosty. „Przybysz” C.J. Cherryh. Nie ma konkurencji, bo to właściwie jedyny cykl jaki czytam. Inne to dla mnie „wielotomówki”, ale nie serie. Nie ciągi powieści na które czekam z niecierpliwością i kupuję w przedsprzedaży na pół roku przed premierą.
Co to jest ten „Przybysz”…? Pisana trylogiami seria science fiction, licząca obecnie, bagatela, 14 tomów (15 w...
Antologia zawiera opowiadania świetne (szczególnie w pierwszej części) i warto dla nich z "PL+50" się zapoznać, ale znalazły się w niej też zupełne nieporozumienia (tekst Lema, Staniszkis). Mimo to - warto.
Antologia zawiera opowiadania świetne (szczególnie w pierwszej części) i warto dla nich z "PL+50" się zapoznać, ale znalazły się w niej też zupełne nieporozumienia (tekst Lema, Staniszkis). Mimo to - warto.
Pokaż mimo to
To bardziej refleksja około "Lodu" niż recenzja sama w sobie (tekst powstał w ramach wyzwania trzydziestodniowego na temat "Najbardziej przereklamowana książka"). Z samym "Lodem" zapoznać się warto, ale Dukaj napisał lepsze teksty ;)
Uważam, że "Lód" jest powieścią dramatycznie przereklamowaną.
Pokazuję i objaśniam:
Czy "Lód" jest powieścią wybitną? Na tle polskiej fantastyki, na tle współczesnej polskiej powieści - na pewno. Od lat nietknięta kwestia historiozofii, językowa staranność, świat przedstawiony (choć bardziej jego podstawy niż efekt końcowy) - to wszystko i wiele innych zasługuje na uznanie. Czy jest to najwybitniejsza powieść Dukaja?
http://memecrunch.com/meme/1KNBK/oh-hell-no/image.png
"Lód" jest powieścią wielką zarówno objętościowo jak i pod względem poruszanej tematyki. Ach, czego tu nie ma, prawda? Pytanie: czy jest większy od pozostałych? Po pierwsze tak, po drugie - niekoniecznie (że nie jest większy nie oznacza, że nie może być równy; którymś, nie wszystkim). Jednak nie o tym zupełnie chcę rozmawiać, ponieważ moja teza siedzi zupełnie gdzie indziej. Otóż "Lód" jest według mnie powieścią nieudaną. Cierpi z tego samego powodu, który zabił "Czarne oceany" - z powodu skrótów.
No tak, cegła grubości Słownika Poprawnej Polszczyzny i grubsza od Biblii (grubością grzbietu, nie ilością stron oczywiście) - poskracana. Posłusznie palnęłam się w łeb. A teraz: pokazuję i objaśniam.
W obrębie powieści wyraźnie widać granicę między powolną, wręcz leniwą - niczym nurt szeroko rozlanej potężnej rzeki narracją części pierwszej (tych 250 stron dostępnych za darmo przed premierą), a przegadanym, głównie nudnym i pozbawionym opisów ciągiem dalszym. Pomiędzy niespiesznym wprowadzaniem czytelnika w realia i język zmarzniętego świata, a pospiesznym wykładem idei, które przekazać miała powieść.
Dukaj nie porusza tematów błahych i nie daje też jednoznacznych prostych odpowiedzi. Dukaj stawia pytania i daje czytelnikowi wystarczająco dużo informacji, żeby mógł sam wyciągnąć wnioski. Aby właśnie nie narzucać odpowiedzi - oraz uczynić powieści i opowiadania strawnymi - wprowadza wszystkie te dane w konstrukcji światów, w języku jakim operuje, powoli i subtelnie prowadzi czytelnika wgłąb nie za pomocą wykładów z filozofii ale samej powieściowej akcji. No chyba, że nie ma na to czasu.
Tak jak w "Czarnych oceanach", tak i w "Lodzie" zamiast świata, z którego możemy samodzielnie wyciągać wnioski dostajemy zbiorek wykładów. Ja się bynajmniej nie dziwię, że na problematykę przedstawioną w "Lodzie" po prostu zabrakło miejsca. Mowa w końcu o historiozofii, o, mówiąc najprościej, wszystkim. Napisać powieść przekazującą jeden pogląd byłoby można. Ale przedstawiającą sam problem...? No cóż, nie udało się.
I żeby nie było, ja się wcale nie dziwię, że jak się napisało 250 stron maczkiem, a bohater dopiero zszedł na śniadanie, to się poczuło potrzebę podkręcenia tempa. Po prostu efekt jest słaby. I tyle.
Nie jest tak, że "Lód" mi się dramatycznie nie podobał. Jak napisałam: jest wielki, a te pierwsze 250 stron to chyba najlepsze co Dukaj napisał. Tylko jako całość jest to powieść niezbyt udana. A że miażdży konkurencję to jest inna sprawa - no bo z kim ma Dukaj konkurować? Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem... Te stupięćdziesięciostronicowe bełkotliwe powiastki o niczym, które się współcześnie nazywa powieściami przegrywają z napisaną z rozmachem epicką powieścią w guście wieku XIX-stego nawet nie podjąwszy walki. Tylko czy o to chodzi, żeby równać w dół?
O "Lodzie" mogłabym jeszcze długo, ale nie o tym jaka to powieść jest ten wpis. Wpis jest o idiotycznej, na poły histerycznej kampanii reklamowo-krytycznoliterackiej jaka rozpętała się po jego premierze.
Tak. To kolejny reportaż z getta.
Otóż nagle, jak sądzę za sprawą speców od marketingu z Wydawnictwa Literackiego, powieścią fantastyczną zainteresował się mainstream. No i nic dziwnego, że się zachwycił, skoro imponują mu w Lodzie kwestie, które są obecne w każdej powieści fantastycznej, choćby była najgorszego sortu.
Otóż na przykład, Dukaj zdobył "Polskiego Nobla", czyli Nagrodę Kościelskich. Zabawna sprawa, że więcej Dukaj przyniósł sławy Nagrodzie Kościelskich niż odwrotnie - i to nawet w środowiskach, które wcześniej o Nagrodzie Kościelskich w ogóle słyszały.
W uzasadnieniu werdyktu czytamy:
Powieść Jacka Dukaja „Lód” jest próbą stworzenia alternatywnej historii świata w XX wieku. Autor tworzy nie tylko inną wersję dziejów politycznych, ale też wieloaspektowy projekt zawierający niezwykle oryginalne pomysły z dziedziny logiki, ekonomii, historii religii, a także fizyki i filozofii. Wszystkie te dziedziny zostają powiązane siecią współzależności i wplecione w pełną niezwykłych zdarzeń akcję wykorzystująca apokryficzne wersje historii Polski i Rosji. Książka olśniewająca wielkim bogactwem stylów i nawiązań literackich oraz imponującą skalą problematyki należy do najbardziej oryginalnych utworów ostatnich lat.
Żródło: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/aktualnosci/313/Nagroda-Koscielskich-dla-Dukaja/d-08-p-3/
Może to tylko ja, może za głęboko siedzę w getcie, ale: poważnie? Tak się szanowne jury zachwyciło, że autor stworzył alternatywną rzeczywistość i na dodatek wszystko wewnątrz składa się do kupy? To co jest w tej powieści faktycznie ważne i ciekawe (na tle cech fantastyki w ogóle) zasłużyło sobie na wzmiankę w ostatnim zdaniu? Nie wiem, może to jest jakaś skrócona wersja werdyktu i Dukaj faktycznie dostał tę nagrodę za poruszenie martwego od dziesięcioleci problemu historiozofii i jej znaczenia w życiu każdego z nas, a nie za to, że napisał powieść fantastyczną.
Tak czy owak - posypało się: "Lód" został najwybitniejszą polską powieścią od [tu wpisz jakieś fundamentalne dzieło ważne dla danej opcji] i każdy absolutnie każdy musiał go przeczytać. Co oznacza mnóstwo ważniaków spoza getta, którzy, spotkali się po raz pierwszy z fantastyką. Media zapełniły relacje o treści:
<http://c.wrzuta.pl/wi8942/5a598e4e0011ee5e4d766043/mozg_rozjebany
No a sam Dukaj został wyciągnięty z getta i nazwany literatem i w ogóle szkoda, że do tej pory miał opinię pisarza fantastyki, bo to ci pisze przecież jest dobre. "Lód" fantastyką nie jest.
Żeby nie było, pod wieloma względami, jeśli chodzi o "Lód", tak, owszem,
http://c.wrzuta.pl/wi8942/5a598e4e0011ee5e4d766043/mozg_rozjebany
Tylko to nie jest pierwsza powieść Dukaja. I nie jest to też jego najlepsza powieść. Poza różnymi zaletami, "Lód" jest zwyczajnie pod względem literackim nieudany, a przedstawia się go do dzisiaj - czy może w ogólnej "opinii społecznej" zamarzło - jako najważniejszy tekst w literaturze polskiej od czasów "Bogurodzicy". Dukaj napisał dużo lepszych książek. Po prostu.
To bardziej refleksja około "Lodu" niż recenzja sama w sobie (tekst powstał w ramach wyzwania trzydziestodniowego na temat "Najbardziej przereklamowana książka"). Z samym "Lodem" zapoznać się warto, ale Dukaj napisał lepsze teksty ;)
Uważam, że "Lód" jest powieścią dramatycznie przereklamowaną.
Pokazuję i objaśniam:
Czy "Lód" jest powieścią wybitną? Na tle polskiej...
Może nie zrobiłaby na mnie tak złego wrażenia, gdyby fabularnie nie była "Arsenałem" Oramusa, a autor nie czuł głębokiej potrzeby pochwalenia się, że zrobił risercz. To nie jest jakaś specjalnie zła książka, ale też nie jest warta całego tego spuszczania się nad nią, jakie swego czasu opanowało portale branżowe.
Podsumowując: "Arsenał" jest dużo lepszy pd każdym względem.
Może nie zrobiłaby na mnie tak złego wrażenia, gdyby fabularnie nie była "Arsenałem" Oramusa, a autor nie czuł głębokiej potrzeby pochwalenia się, że zrobił risercz. To nie jest jakaś specjalnie zła książka, ale też nie jest warta całego tego spuszczania się nad nią, jakie swego czasu opanowało portale branżowe.
Podsumowując: "Arsenał" jest dużo lepszy pd każdym...
Sympatyczne czytadło :)
Sympatyczne czytadło :)
Pokaż mimo to