-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Jest tylko jedna książka, która momentalnie poprawia mi nastrój – „Fantastyczne samobójstwo zbiorowe” Arto Paasilinny. Tytuł generalnie bardzo dobrze oddaje treść powieści.
Wielokrotny bankrut Onni Rellonen postanawia skończyć z tym łez padołem. Na miejsce pożegnania się ze światem wybiera opuszczoną stodołę pośrodku pól. Okazuje się jednak, że nie jest pierwszy i jego miejsce jest już zajęte przez próbującego się powiesić pułkownika Hermanniego Kemppainena. Rellonen odcina Pułkownika i panowie dość szybko się zaprzyjaźniają. Kilkadziesiąt procentów później nasi bohaterowie dochodzą do wniosku, że w końcu żyją w Finlandii – tu musi być więcej osób tak jak oni chcących popełnić samobójstwo. Ponieważ taki zamiar bardzo jednoczy oraz można się wymienić doświadczeniami, postanawiają zapoznać się z jak największą ilością przyszłych samobójców. Dają ogłoszenie w gazecie – i zaskakuje ich liczba odpowiedzi. Wziąwszy do pomocy jedną z samobójczyń, wiejską nauczycielkę, zaczynają sortować listy, odpowiadać na nie – i od słowa do słowa postanawiają zorganizować spotkanie. Wynajmują restaurację w stolicy i…
Kilka dni później już wyruszają popełnić samobójstwo wspólnie. Autobusem, który udostępnia jeden z uczestników wyprawy, mają zamiar rzucić się do morza z Przylądka Północnego. W wyniku pewnych wydarzeń (które wcale nie są związane z tym, że nagle życie nabrało sensu, wcale a wcale) postanawiają rzucić się do oceanu z przylądka Roca. Jako że do Portugalii droga daleka, nasi samobójcy przemierzają Europę popadając w tarapaty, wywołując skandale i dostarczając rozrywki tak sobie jak i czytelnikowi.
Ciekawym zabiegiem jest bardzo oszczędne stosowanie imion. Bohaterowie – a reprezentują sobą bardzo różne grupy społeczne i zawodowe (były wojskowy, wiejska nauczycielka, doskonale prosperujący potentat branży transportowej, bezrobotna kobieta bita przez męża, alkoholik i jeszcze ze dwudziestu innych) – określani są najczęściej przydomkami – mamy więc na przykład i Kapitana Suchego Lądu (chyba najlepsza postać) i Smutkobójcę. Ten ostatni zresztą nie ma bynajmniej zamiaru popełniać samobójstwa, po prostu zakochał się w jednej z uczestniczek wyprawy.
Paasilinna obśmiewa wszelkie narodowe – i nie tylko – stereotypy, ale też pozwala się bohaterom wykazać. Najlepsze w tej książce jest to, że nie neguje powodów skłaniających bohaterów do tak drastycznego kroku jak samobójstwo (wszyscy mają poważne) ani ich nie wyśmiewa. Pokazuje raczej, że jednak – mimo wszystko – warto żyć. I robi to w lekkiej, pełnej czarnego humoru i ironii formie, nie tracąc przy tym ani sympatii dla bohaterów ani dystansu do nich.
Jest tylko jedna książka, która momentalnie poprawia mi nastrój – „Fantastyczne samobójstwo zbiorowe” Arto Paasilinny. Tytuł generalnie bardzo dobrze oddaje treść powieści.
Wielokrotny bankrut Onni Rellonen postanawia skończyć z tym łez padołem. Na miejsce pożegnania się ze światem wybiera opuszczoną stodołę pośrodku pól. Okazuje się jednak, że nie jest pierwszy i jego...
Nieco słabsza niż poprzednie części, ale wciąż bardzo dobra. Recenzja całości - pod "Igrzyskami Śmierci".
Nieco słabsza niż poprzednie części, ale wciąż bardzo dobra. Recenzja całości - pod "Igrzyskami Śmierci".
Pokaż mimo to
Tu wybór jest prosty. „Przybysz” C.J. Cherryh. Nie ma konkurencji, bo to właściwie jedyny cykl jaki czytam. Inne to dla mnie „wielotomówki”, ale nie serie. Nie ciągi powieści na które czekam z niecierpliwością i kupuję w przedsprzedaży na pół roku przed premierą.
Co to jest ten „Przybysz”…? Pisana trylogiami seria science fiction, licząca obecnie, bagatela, 14 tomów (15 w drodze, 16 się pisze) oraz dwa krótkie opowiadania-prequele, wybitnej amerykańskiej pisarki C.J. Cherryh (m.in. trzykrotnie zdobyła nagrodę Hugo).
Ziemski statek w wyniku awarii schodzi z kursu i po perypetiach trafia na dziwną, nadającą się do zamieszkania planetę. Ponieważ załoga nie wie gdzie się znajduje i powrót na Ziemię jest niemożliwy, część ludzi decyduje się na zejście na powierzchnię. Jak to jednak bywa na nadających się do zamieszkania planetach – ta nie była do wynajęcia. Tajemniczy Atevi są ludźmi zaciekawieni i powoli zaczyna kwitnąć współpraca. I kwitnie ona do momentu, kiedy Atevi dokonują całkiem logicznego, politycznie zasadnego i zacieśniające więzy… morderstwa na człowieku. Ludzie jakoś zdają się tego nie rozumieć, wybucha wojna i robi się po prostu paskudnie.
Akcja powieści toczy się lata później, kiedy sytuacja została już ustabilizowana. Ludzie żyją na wyspie u wybrzeża kontynentu na którym znajduje się największe… no nie państwo. Bo Atevi nie mają państw. Jedynym kontaktem pomiędzy ludźmi a Atevi i jednocześnie człowiekiem odpowiedzialnym za powolne udostępnianie tubylcom ludzkiej technologii (na początku całego zamieszania zaczynają wykorzystywać parę), jest paidhi, ktoś pomiędzy tłumaczem a ambasadorem, czyli główny bohater Bren Cameron.
Seria należy do tak lubianego przez Cherryh gatunku zwanego „fantastyką dyplomatyczną”, czyli taką, która skupia się na polityce, dyplomacji i ogółem – decydowaniu o losach świata – chociaż sporo tu też biegania po lasach i nawet nieco strzelanin (są też podróże kosmiczne). Punktem wyjścia dla wszystkich przygód Brena są różnice między ludźmi a obcymi (czy może raczej Atevimi a obcymi, w końcu to ludzie są tu przybyszami) – zapomnijcie o tych ludziach z dodatkową zmarszczką na czole i całym wszechświecie mówiącym po angielsku. Jako że bohaterem jest tłumacz, język odgrywa w „Przybyszu” rolę najważniejszą – i w intrygach i w samej narracji. Jeśli interesuje cię tłumaczenie, jeśli interesuje cię językoznawstwo kulturowe – ta seria jest dla ciebie.
Poza językiem, bardzo mocną stroną serii są bohaterowie: Bren, cwaniak jakich mało i cała galeria jeszcze cwańszych – Tabini-aji, władca Atevich, Ilisidi, babka Tabiniego, której mąż a potem syn zeszli z tego świata jakoś dziwnie w tym samym czasie, kiedy zaczęli jej się sprzeciwiać, masa pomniejszych lordów, zapewniających serii zarówno wyrafinowane intrygi jak i humor salonowy rodem z klasyki powieści. Są też ochroniarze głównego bohatera, którym on stara się wytłumaczyć ludzki koncept lubienia kogoś (sałatki już nigdy nie będą takie same, możecie mi wierzyć) – oczywiście bezskutecznie, bo Atevi to nie ludzie – a oni starają się utrzymać go przy życiu, chociaż w świecie, gdzie całkowicie legalnie funkcjonuje Gildia Zabójców nie jest to łatwe.
Jak czytać, gdzie to znaleźć? No niestety, po polsku ukazały się tylko 4 pierwsze tomy (tak, cztery tomy serii pisanej trylogiami, brawa dla wydawnictwa MAG), a niestety w tłumaczeniu traci się cała siła „dwujęzycznej” narracji, nie wspominając o tym, że prawdziwa zabawa zaczyna się właśnie dopiero w piątym tomie. Dlatego polecam po angielsku. Zdecydowanie polecam.
Tu wybór jest prosty. „Przybysz” C.J. Cherryh. Nie ma konkurencji, bo to właściwie jedyny cykl jaki czytam. Inne to dla mnie „wielotomówki”, ale nie serie. Nie ciągi powieści na które czekam z niecierpliwością i kupuję w przedsprzedaży na pół roku przed premierą.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCo to jest ten „Przybysz”…? Pisana trylogiami seria science fiction, licząca obecnie, bagatela, 14 tomów (15 w...